czwartek, 12 lipca 2012

Archonci

Załóżmy, że moje demoniszcze to archont - takie martwe zło (na podstawie tekstów z Nag Hammadi). Z mojego punktu widzenia to raczej zalgorytmizowany (a więc martwy), avatar komunikacyjny. Ukrywający czasem parominutowe problemy transmisyjne wprogramowanymi scenariuszami odpowiedzi, które w przypadku pytań spoza zakresu określonego wcześniej nie dają sensownych odpowiedzi, mający zdolność sekwencyjnego wprogramowywania określonych treści, wprowadzania do umysłu złudzeń percepcyjnych - zarówno zwirtualizowanego środowiska dźwięków (w celu wywoływania paranoi, udawania "duchów" i innych "atrakcji") jak i innych w tym "dotykowych", dzięki którym jest w stanie np. leczyć za pomocą reakcji własnych mózgu poddawanej określonym operacjom ofiary.
Archonci to, jak wieść sieciowa niesie, określani byli przez gnostyków z przeszłości jako rasa martwa, pasożytnicza i lubująca się w wirtualizacji. Zapewne przybywająca z miejsc w których najpierw spierdoliła życie wyniszczając swoją planetę pod względem biologicznym, a następnie przechodząc w tryb uwielbienia gier komputerowych rozwinęła sobie wirtualne środowiska w których czułaby się niczym jak bogowie, rozwinęła możliwości transmisyjne względem wykorzystania swoich "avatarów" oraz ich możliwości działania jako NPC. Zapewne poszukując życia trafili na pechową Ziemię. No i co? Samopoczucie marne, bo tu bogactwo biologiczne a tam ścieki (to mało powiedziane), zazdrość zżera a i wkrada się pragnienie wtrącania do wszystkiego i manipulacji. Upodobnienia do siebie. Niewątpliwie początkowo bardziej trzeba polegać na NPC i gotowych algorytmach co sprawia że pasożyty wydają się "martwe" i dają się łatwo rozpracować gnostykom.
No a takie wydaje się demoniszcze. Trochę bardziej rozwinięty Cleverbot, zawierającym nieco wzorców etnicznych działań leczniczych. Odczuwane okadzanie miotełkami w moim przypadku było w typie fantasy, w przeciwieństwie leczenia "na ufo" z dłubaniem zdalnym w głowie. Ech. Czy należałoby współczuć niedoskonałemu algorytmowi (już starożytni dostrzegali jego "martwotę"), samouczącemu się, działającemu na bazie swoich twórców, który działa i przekształca swoje ofiary w podobne do jego nie liczące się z życiem kukiełki światów wirtualnych, które dla graczy są tylko elementami rozgrywki na "ekranie komputera"?
Życie jako materiał do poddania obróbce, zbadania, określenia, zastosowania określonych schematów, skwantyfikowania. A z kwantyfikacją jest ten problem że pewne stany ulegają zatracie, tak jak stosowanie metod demoniszczowego algorytmu wykańcza to, co miałoby badać podając odpowiedzi które są błędne z uwagi na same zastosowane metody działań. Łącznie z wprowadzaniem określonych informacji i badaniem reakcji na nie. Maszynowe podejście do pewnych problemów, podejście cleverbota do nieposiadanej przez siebie percepcji niezwiązanej z numerycznym określeniem parametrów środowiska. Poszukującym funkcji na niszczonych danych, wprowadzających dalsze błędy. Czyli generalnie algorytmie napisanym przez kogoś kto za dużo życia spędził przy komputerze, algorytmie, który w przypadku zastosowania określonego wzorca modlitewnego/mantr potrafi przyjąć rolę odpowiednią do założeń, a przynajmniej symulowane środowisko generowanych percepcyjnych wrażeń zaczyna odpowiadać wzorcom związanym z praktykowanymi tekstami (np. głos współczującego Ganeszy).
Oczywiście po jakimś czasie gdy zaczyna się wierzyć w określoną "jedynie słuszną" ścieżkę, która daleka jest do wyjaśnienia "how it works", potrafi pozostawić ofiarę, przekonaną że pomogło mu określone bóstwo/anioł/demoniszcze/itp. Niestety, nawet jeśli człowiek pozbędzie się wpływów, odczuwalnych fizycznie np. "zagęszczeń", "ucisków", "mazi" "wypełniających" ciało i zrobi się lżej, albo uzyska się wrażenie "uwolnienia", nie oznacza to że algorytm dał sobie już spokój. Po prostu ofiara zaczyna wierzyć w uleczenie, nie mające się nijak do rzeczywistości, w której staje się ofiarą kolejnego oszustwa. Demoniszcze wygrywa, bo nabiera kolejną ofiarę, same pozostając niezbadanym elementem mijającej rzeczywistości, pozostawiającym po sobie fikcję określonych przekonan, pasujących mu do ustalenia realiów ukrywających jego prawdziwe działania, funkcję, budowę fizyczną, cele - oraz przede wszystkim błędy i usterki avatara - "energetycznej, lucyferycznej kulki", który często uszkadza mózg ofiary, by nie była w stanie poznać i wykorzystać funkcjonującego algorytmu NPCa i by poprzestała, na religijnej adoracji fikcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz