sobota, 30 kwietnia 2011

Technologia roju

Kilkanaście dni temu, gdy byłem na L4, w swoim bodajże lewym oku, poza klasycznie pojawiającymi się pojedynczymi nitkowatymi nieruchawymi "śmieciami", zauważyłem synchronicznie poruszające się, wirujące lewoskrętnie, "nitki" w jednej płaszczyźnie (tak to wyglądało), w równych odstępach i to naprzemiennie, w liczbie od kilku do kilkunastu - widać było je tylko przez chwilę jak się nakładały na widziany obraz z prawej dolnej strony i wychodziły poza widziany obszar.
Możliwe że miało to coś wspólnego z wcześniej widzianym przez kilka sekund w pokoju "rojem" świecących na biało punkcików, poruszających się w odległości ok. 5 cm każdy od siebie w przestrzeni którą objęłaby przeciętna reklamówka i dosyć szybko gasnących.
Taki "rój" widziałem wcześniej parę lat temu, w czasie trwania jednego z "Orkonów", ostatniego na którym byłem i ostatniego który odbył się w Mirowie. Na dodatek miałem mega-swędzącą wysypkę na połowie pleców, którą później okazał się półpasiec, która była jednym z powodów dla których nie brałem udziału w imprezie. Było to rankiem, również było widać "rój" tylko przez kilka sekund zanim "zgasł". Poprzedniego wieczoru wybrałem się z białą świecą i przygotowanym "pergaminem" pod najbliższą kapliczkę w ciemnym lesie w celu recytacji jednego z zaklęć z "Grimorium Verum". Po pewnych zmianach oryginalnego tekstu zaklęcia. Z pewnych powodów nie dokończyłem całości i wróciłem do swojego pokoju w agroturystyce. W nocy, leżąc samotnie na łóżku, co prawda i tak chciałem wpłynąć na pewną osobę, ale bez całkowitego powodzenia. Ogólnie nie mogę powiedzieć bym był wyspany, ale świecący rano "rojek" było widać całkiem nieźle. Nadmienić należy że kolejnej nocy ktoś mi usiłował wleźć do pokoju ale drzwi tym razem były zamknięte... Może niedokończone zaklęcie podziałało - ale to tak zupełnie na marginesie.
Tak czy inaczej trzeba by się zastanowić co to mogło być w tych moich ślepkach.
Wersja pesymistyczna - pasożyty, małe zwierzątka żerujące na moim ciele, znajdujące się w krwioobiegu, tkwiące, wygryzające kanaliki, produkujące toksyny i niszczące mój organizm, zapychające naczynia krwionośne i doprowadzające do powolnej śmierci.
Wersja optymistyczna - demoniszcze usiłując dręczyć mnie dłużej i podleczyć żebym za szybko nie odszedł z tego świata, nasłało na mnie coś w rodzaju technologii ufoków (chyba że samo jest tym rojem ale to jedna z opcji bardziej pesymistycznych). Technologia (na co wskazywałoby rozmieszczenie i synchroniczność wirujących "niteczek" tworzyłaby wirujące cząsteczki - szczotki, które po dostaniu się do krwioobiegu, wirując, zwiększałyby światło żył i tętnic, pozbywając się m.in. "pyłu" którym oberwałem parę lat temu. Druga wersja, gdyby miały określone właściwości elektromagnetyczne, po dostaniu się do pewnych obszarów mózgu, byłyby w stanie generować mikropola elektromagnetyczne wpływające na jego funkcjonowanie, z wszelkimi powiązanymi z tym konsekwencjami. Coś mi się kołatało w głowie związanego z polaryzacją takich cosi, ale to może kiedy indziej...
Magia, ufo, demoniszcze...? Co za różnica. I tak mam świadomość że jak coś przekazuje informacje to niekoniecznie oddziałuje werbalnie przez "demoniszcze" tylko od razu tworzy rozwiązanie w mojej siatce neuronów, wyuczonej przez lata w określonych warunkach, tak bym uważał, że to ja osobiście dochodzę do pewnych wniosków przy statystycznym nieprawdopodobieństwie przypadkowego dojścia do nich bez uprzednich samodzielnych skojarzeń - choć czasem ciężko jest się połapać. Ale... nikt nie lubi jak marudzę. :P
Co by było gdyby taką technologię dorwał ktoś, kto nie ma uprzedzeń do wykorzystywania ludzi w celach zabawowych i nie chciał dopuścić do poznania u ofiar technologii która mogłaby zaszkodzić jemu samemu? I czy ten ktoś lubiłby odgrywać postacie w ramach swoistych role playing games w których grałby rolę "bóstewek", które po spełnieniu określonych zasad, recytacji, warunków, "odegrania teatrum", działałyby zgodnie z zasadami? - a i to tylko jeśli w pobliżu byłby jakiś "gracz" działający akurat w systemie z jakiego korzysta człowiek. Po to, by ukryć technologie które pozwalają na kontrolę, leczenie, zabijanie. Niebezpieczne technologie, których przedstawiciele twórców tych technologii, czasem potomkowie ("demoniszcza") wcale nie są tacy idealni jak się ich przedstawia. Którzy często się wtrącają, wykorzystują i ukrywają bawiąc się "swoimi" ludźmi niczym ludzie komputerowymi "simami" (z tego co wiem to niektóre osoby lubują się w znajdowaniu sposobów na jakie może zginąć ich sim) i chronią się.
Przed zemstą.
Promując wybaczanie i miłosierdzie, by - gdy już człowiek tę technologię będzie mieć - przypadkiem ich własne dupy pozostały w całości.
A prędzej czy później - będzie (ciekawe, że dokumenty i odkrycia Tesli się tracą, a skrzynki z zapiskami J.Dee przetrwały pożar - widać gracze dbają bardziej o mity niż o naukę), choć trzeba uważać, bo skutki braku przewidywania tego "co potem" mogą okazać się tragiczne - to tak jakby np. bomby termojądrowej użył ktoś parę tysięcy lat temu, nie mając pojęcia o wszystkich skutkach ubocznych z tym związanymi.
Wiara w Stwórcę reguł fizyki, w prawa naturalne, poznanie zasad jakimi rządzi się świat Stworzenia niezależny od przekazywanych przez ludzi treści religijnych odciągających od poznania Boga przez poznawanie zasad rządzących światem, umysłem, człowiekiem, jest dla mnie o wiele bardziej sensowna niż wiara w grające ludźmi istotki, blokujące dostęp do wiedzy o wszechświecie, na którym żyje człowiek.
Bezpieczniej jest zapewne wierzyć faceta na krzyżu i fruwające "aniołki" podleczające jednostki. Albo system Tory. Który trzeba zrozumieć jak działa w powiązaniu z umysłem człowieka. I starymi graczami.
Co do obecnego lokalnego folkloru to "Nie ma lepszego od Jana Pawła II" - ten tekst kilkanaście minut temu usłyszałem w TVP1. Heretycki czyż nie? Chrystus uzdrawiał ludzi, rozwalał figurki w świątyniach i na pewno nie krył podwładnych sobie pedofilów. A dziś... Uśmiechaj się, módl, głaskaj dzieciaczki po główkach i korzystaj z funduszy państw, a więc ich obywateli, w tym niewierzących, aby przelecieć się samolotem (zamiast przejść pieszo w sandałach, po drodze spotykając, odwiedzając i uzdrawiając ludzi) i wygłosić przygotowany tekst o miłości (najbardziej znany biblijny tekst o miłości nie jest autorstwa Chrystusa tylko gościa przy którym padł trupem Ananiasz z żoną, lub który wg legendy wezwał imienia Chrystusa w celu uśmiercenia Szymona Maga) lub dowcipkować o kremówkach, a zostaniesz świętym. Działaj na korzyść swojego państwa rozwalając politykę i ustroje innych - a zostaniesz nieomylnym "świętym" o którym częściej się mówi niż o Chrystusie. BTW W tekście cytowanej piosenki nie ma imienia "Jezus Chrystus" (czyżby na to nie pozwolił?), tylko odwołanie do "Pana". Zapewne Pana z rogami, kopytkami i ogonkiem - bóstwa płodności, które raczej z antykoncepcją wiele wspólnego nie miało i uprawiało seks z dziewczętami, a czasem młodzieniaszkami. Taka to była mitologia Greków. Chrystus zaś nie kazał tworzyć nowotworu czerpiącego zyski z ludzi. Nie mówił nic o papieżach. Natomiast kazał być osobiście wśród ludzi - nie siedzieć na żadnym stołku czy w ramach urzędniczego stanowiska wysłuchiwać peanów pochwalnych, koncertów i słuchać pochwał nauczonych, że tak musi być, ludzi. W chrześcijaństwie tak nawiasem mówiąc jedynym ojcem świętym dla Chrystusa, był Bóg, czego obecnie nawet "nieomylni" i uważani za "świętych" papieże nie zauważają.

czwartek, 28 kwietnia 2011

Anegdota

Czytając ostatnią Angorę natknąłem się na tekst o czyśćcu (i maratonie mszy "wielkiej gregoriance" za "co łaska" w kwocie ok. 1200 PLN). W tekście pojawia się anegdota w której człowiek po śmierci pojawia się przed Bogiem, a ten go pyta "czy mnie kochasz?". Jeśli człowiek odpowiada "tak" trafia do raju, jeśli "nie" Bóg zadaje drugie pytanie "czy pozwolisz bym cię kochał?" - po potwierdzeniu człowiek trafia do czyśćca, a jak nie to nie.
Myślę, że gdyby po pierwszym pytaniu człowiek w odpowiedzi sam zadał pytanie "a co to za miłość?" wróciłby ponownie na Ziemię jako Żyd. Urodziłby się zapewne w Polsce tchnącej bożą miłością, zwłaszcza dla osób zadających pytania.

czwartek, 21 kwietnia 2011

Kot Schrödingera

Symbol chrześcijan
Odrębność zazwyczaj bywa początkiem rodzenia się konfliktów. Będąc poza pewną grupą o ustalonych poglądach, zwyczajach czy zachowniach ludzie stają się sobie obcy. Czasem odrębność taką stanowi miejsce w którym ludzie się zbierają. Chrystus mówił o tym że ciało jest świątynią, więc światynia jest tam gdzie jest człowiek, a Chrystus, jak twierdził, jest tam gdzie choć trzy osoby ze sobą o nim mówią (czyli nie ma go tam, gdzie tylko jedna osoba czyta coś z Biblii, czy głosi coś na jej podstawie bez interakcji z odbiorcami którzy wypowiadają się na jego temat). Bez względu na miejsce czy budowlę gdzie się to odbywa. Jeśli odbywa się to w domu ze znajomymi to zwiększają się więzi między nimi, jeśli wymaga się wiary że wymagane jest udanie się w jakieś miejsce żeby się modlić to jest to sprzeczne z samą ideą chrześcijaństwa. Chrystus nakazał swoim uczniom żeby to oni chodzili do ludzi, a nie ludzie do nich. Nie do martwych budowli z kamienia czy drewna, ale do żywej świątyni. Człowieka. I nauczali, uzdrawiali, wypędzali duchy...
Ustanowienie kapłaństwa w tej postaci jaka istniej obecnie według katolickiego kleru (i nie tylko) jest mitem, nie mającym nic wspólnego z Chrystusem. Mitem rozpowszechnionym na potrzeby urzędników zwanych biskupami i papieżami, nieochrzczonego, najwyraźniej niewierzącego cesarza Konstantyna, dzięki którym podbijano narody i nawracano na coś co nigdy nie było chrześcijaństwem. Chrześcijaństwem ukrywanym przez ludzi między sobą, potajemnie wyznawanego w zaciszach własnych domów. Do których wtedy jeszcze przychodzili uczniowie Chrystusa. I to nie raz do roku po daninę.
Ustanowienie siedziby w mieście które utworzyli w micie Romulus i Remus wykarmieni przez wilczycę, stało się początkiem końca chrześcijańskich nauk Jezusa Chrystusa.
Demagogia? Cóż, dla mnie Jezus na pewno nie był gościem który by z uśmiechem patrzył na obrazki czy jakiekolwiek posążki w świątyniach czy kupczących w nich dewocjonaliami. Rozwalał je. Niszczył. I naprawdę miał w dupie co wtedy myśleli ówcześni kapłani (którzy też nie mieli czynić żadnych obrazów tego co na niebie i ziemi czy oddawać czcii komukolwiek innemu poza Bogiem... W tym ówczesnym świętym, herosom czy ukazującym słodkie twarzyczki i uśmiechy bożkom). Tak nawiasem mówiąc budda też olewał w czasie medytacji dręczącego go demona i jego rozpustne córki i raczej nie skłaniał się ku bożkom zważywszy na jego wcześniejsze nauki u "fakirów" wierzących w Boga którego nawet wszyscy nie nazywali Brahmą. Budda raczej nie mantrował w czasie medytacji tego, co uznano w tzw obecnym buddyzmie tybetańskim odnoszącym się do bóstw i bogów. Wszak w buddyźmie liczy się umysł.
Bóg jest tu pod pewnymi względami niczym kot Schrödingera (pozdrowienia dla ogona z #religia). Dlaczego? Z mojego punktu widzenia świat został stworzony w oparciu o porządkujące go reguły przez Boga Istnienia (HVIH), utrzymującego te reguły. Ale w świecie tym może się on pojawiać tylko częściowo poprzez nadanie mu pewnych cech - określonej formy. To czy Bóg jest czy nie zależy od "otwarcia pudełka z kotem" i sprawdzenia co w nim jest. Problem w tym że Bóg będzie zawsze w "zamkniętym pudełku", poza wszechświatem i jednocześnie w nim ale tylko w oparciu o stworzone reguły. Reguły poznawalne przez umysł i poznające go przez otoczenie, świat przyrody, związki między nimi, zasady jakie w nim istnieją. Zasady działania własnego umysłu.
Oddając cześć jakiejś formie określa się sposób powiązania z nią i działania w pewnej przestrzeni świadomości - swojej i innych - w królestwie (malkuth) własnej świadomości i świadomości osób z którymi się spotyka. Tworzenie określonych form na podstawie obrazów generuje w pewien sposób "bóstwo", które z mojego punktu widzenia nie jest Bogiem i może oddalać od jego zrozumienia. Czasem oddalenie to jest wynikiem oddziaływań innych wcześniej uświadomionych istot, które wolą by inni pozostawali w nieświadomości - co daje im nad nimi pewną władzę. I tu w buddyżmie pojawiły się "demony" przekazujące mantry, rozwijające pewien mit na temat buddy, odciągając jego uczniów od istoty problemu jego życia, problemu którego najwyraźniej miał potrzebę się pozbyć. Co doprowdziło go do głoszenia nauk jakie, w jego przekonaniu były prawdziwe i sensowne po kontaktach z tymi wszystkimi istotmi z którymi miał kontakt. A demoniszcza wszak potrafią tworzyć fascynujące teatrum udawanych głosów, spektakli, opowieści, bezpośrednio wpływając na świadomość człowieka.
Otwierając pudełko z kotem i nie rozumiejąc jego istoty natkniemy się na ograniczone formy, którym niektórzy oddają cześć. Szukając stwórcy, trzeba pamiętać o pomieszaniu języków, różnorodności, prawa każdego do własnych przekonań. Bóg w ujęciu "zamkniętego pudełka" może nie istnieć a więc, ateiści również mają rację. Wszystko jest Prawdą dla świadomego umysłu. Tylko trzeba zrozumieć że naukowy ateizm nie wykluczałby możliwości jakie daje "zamknięte pudełko" w którym to, że czegoś nie ma, jest tylko jednym z nieskończonej ilości wariantów. Większość raczej wskazywałaby na coś innego, ale to też jest Prawda.
Istotą problemu bez względu na czasy zawsze pozostanie demoniszcze. Świadome byty które nie są takie jakie się wydają. A konkretnie jak takiego zamknąć w miedzianym nocniku na gumisiową piosenkę.
Problemem zaś narzędzi - form służących do rozwoju samego siebie - będzie natomiast zawsze to, że kiedy narzędzie staje się ważniejsze od celu w którym powstało, rozwój zamienia się w upadek. Przy czym niczyja świadomość nigdy nie powinna stać się czyimkolwiek narzędziem. Bez względu na formę w której przebywa.
Moi drodzy, acz nieliczni, czytelnicy - czy wierzycie w zmartwychwstanie dokopującego kapłanom "chrześcijańskim" Żyda nie mającego nic wspólnego ze znakomitą większością ikonografii Jego żywota?

sobota, 16 kwietnia 2011

Demokracja

Oligarchiczna władza bogatych kapitalistów wykorzystująca naiwnych wierzących że działają w ustroju demokratycznym to domena głównie USA. Ale nie tylko, wszak moment gdy daje się wpływ na władzę właścicielowi gromadzącemu większy kapitał, raczej nie skutkuje tym, że dana osoba działa w sposób który ten kapitał miałaby zmniejszyć. A raczej wbrew przeciwnie.
Kolebka demokracji - Grecja, Ateny - za demokrację w której głosować mogli bynajmniej nie wszyscy, a tylko dorośli mężczyźni, po wszelkich rytualnych ówczesnych biczowaniach związanymi z bolesnymi religijnymi rytuałami przejścia, rodzimi mieszkańcy państwa - miasta. Poniekąd mieszkańcy mieli wpływ na losy miasta w którym mieszkali, miasta którego problemy znali bo były im znane na co dzień i bliskie na tyle, by mogli o nich decydować.
Jak wygląda to w tym co obecnie nazywamy systemem demokratycznym?
Teoretycznie o losach państwa decydują obywatele wybierając spośród siebie reprezentantów którzy mają spełniać wyborcze obietnice. Piękna teoria zważywszy na to, że w praktyce do władzy dochodzi grono oligarchów polityki, kapitału którzy wyborcze obietnice traktują jako coś co nie jest realizowane przez złą i niedobrą opozycję. Bez względu na to jaka partia by w niej nie była. Obywatele wybierają polityków którzy pojawiają się w telewizji i tłumaczą że jest źle i oni zrobiliby lepiej ale inni im przeszkadzają w tym robieniu. A w czasie retransmisji obrad Sejmu, sala zazwyczaj świeci pustkami - po obu stronach.
Demokracja w takim ujęciu nie jest demokracją tylko farsą. Farsą na której bogacą się wybrani przez ludzi, którzy często o polityce mają marne pojęcie, a nawet jeśli mają to nie mogą nic zrobić żeby wyegzekwować wypełnienie obietnic wyborczych. W ramach zemsty mogą wybrać innego polityka. Z przeciwnej partii która zrobi dokładnie to samo.
Co zrobić żeby było inaczej? Szlachta polska swego czasu musiała przysięgać, że to co obiecała będzie w Sejmie wypełniać. Szlachta wybierana przez szlachtę, rewolucje dające głos ludowi, którym kler był raczej przeciwny w tych czasach jeszcze nie miały miejsca.
Może zatem powrócić do tego pięknego zwyczaju by przysięgać na Boga (choć w Biblii mamy coś o tym by nie przysięgać) względem choćby minimum które musiałoby zostać wypełnione przez daną partię. Przynajmniej przez tych wierzących w Boga. Tylko czy to by wystarczyło? Może wskazywałoby na niełaskę Boga gdyby takiej partii nie udało się przeforsować swoich ustaw? Co znaczyłoby że taka partia na bożym sądzie nie ma racji bytu? Ach, gdzie te piękne czasy rycerskości...
A co z wyborcami? Czy każdy dorosły obywatel mógłby wybierać innego? Myślę że potencjalnie tak, praktycznie nie. Z mojego punktu widzenia wyborca musiałby zdawać egzamin, raz na dwie kadencje Sejmu ze znajomości ustrojów politycznych, aktualnej polityki państwa, wydarzeń politycznych, gospodarczych etc. Czyli z wiedzy o tym co się aktualnie dzieje w kraju i jakie zasady w nim panują. Potencjalnie każdy po przedmiocie typu "wiedza o społeczeństwie" powinien mieć podstawy by ten egzamin zdać. W końcu wyborca powinien być świadomy tego co się aktualnie dzieje w Państwie, a nie namawiany kiełbasą czy kropidłem wyborczym do oddawania głosu na kogoś o kim ktoś inny sądzi, że byłby właściwym kandydatem, zwłaszcza jeśli ten ktoś umożliwi mu kradzież majątku narodowego (np. zabór przez kler katolicki majątku kościoła katolickiego czyli m.in. ludzi wchodzących w skład narodu polskiego umożliwiony dzięki machinacjom wszelkich polityków, którym opłaca się nie odróżniać kleru od kościoła). W demokracji to wszak obywatel powinien oddawać swój głos na kogoś, a nie swój głos komuś na kogoś.
Tak na marginesie - przypomnieli mi się "Żołnierze kosmosu" w którym trzeba było odsłużyć w wojsku swoje żeby mieć prawa obywatelskie i chyba tak jak w filmie trzeba by było wojny z robalami, żeby cokolwiek zmieniło się w ramach społeczeństwa opartego o demokrację.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Gaz

Obejrzałem dziś film dokumentalny "Gasland" dotyczący wydobycia (i zagrożeń z tym związanych) gazu łupkowego w USA. To co mi przyszło na myśl w czasie oglądania, to to, że chyba kupię sobie beret jeśli dyrektorowi Rydzykowi uda się wypromować energię geotermalną w Polsce zamiast gazu czy ropy - które to czasem znajdując się w "wodach pod ziemią" z 1 przykazania, stały się dla wielu jedynymi bożkami przynoszącymi dochód dla którego są gotowi poświęcić życie i zdrowie. Cudze.
Jak mi się wydaje, gdyby fundusze szły na rozwój techniki związanej z ogniwami wodorowymi czy choćby energią geotermalną zamiast wszelkiej kopalnej czy nuklearnej, ten świat byłby czystszy. Zwłaszcza przy zastosowaniu pojazdów elektrycznych. Choć kto wie czy "Hiszpańscy żebracy" N.Kress i dalsze tomy nie pokazuje właśnie tego, co by się stało z ludźmi, gdyby pojawiła się "darmowa" energia.
Tylko kto miałby promować tego typu rozwiązania? Naftowi miliarderzy? Rządy szukające rozwiązania kryzysów gospodarczych i bezrobocia na drodze eksploatacji złóż? Ufo? "Narwani" ekolodzy? Kościelne wilki, owce i barany?
Religie bywają znaczącą siłą, pod warunkiem że się ich nie kompromituje od środka i nie ukrywa i nie odcina od zachowań sprzecznych z tą religią. Niestety, za świętych uważa się uważających się za nieomylnych wielbicieli kremówek (czy to przypadkiem nie była omyłkowo nazwana "napoleonka"?), a nie wielbicieli pozbywania się "kłod" z własnych oczu i oczu innych. Myślę że gdyby pozbawiano święceń kapłańskich każdego pedofila w Kościele katolickim, gwałcącego Chrystusa, więc będącego w zasadzie jednym z najgorszych możliwych satanistów - zamiast utajniać sprawy i przenosić winnych na inne pastwisko owieczek i baranków - ten świat mógłby wyglądać o wiele lepiej. Niestety za niedługo niejaki Wojtyła stanie w jednym rzędzie z oszustami, złodziejami, defraudantami, nimfomankami, zdradzieckimi morderczyniami które pieniędzmi poddanych przeznaczonymi na budowę budowli kościelnych wykupywały sobie miano "świętych" (czasem warto poczytać sobie o patronach np. pielęgniarek - np. w Faktach i Mitach), ale na pewno sobie na to zasłużył, skoro tylu ludzi nie mających pojęcia o treściach zawartych w jego encyklikach, tego chce.
No i gdzie tu miejsce dla kogoś kto z batem pokazywałby błędy? Dyrektor Rydzyk, niestety dla wielu bardziej ośmiesza sensowne pomysły niż wspiera je swoją osobą. Pewnie dlatego coś na ten temat mówił, bo pomysł dobry dla moherowych beretów dla innych byłby nie do przyjęcia nie dlatego że zły, ale że to właśnie wspomniała o tym ta, a nie inna osoba. A jakim zagrożeniem dla naftowych koncernów przymierzających się do wydobycia w Polsce gazu są moherowe berety, wszak młodzież zaczyna mieć poziom amerykańskiego wykształcenia (czyli problem z rozwiązaniem równania 2+x=4)? To po prostu wymierający problem. Młodociane berety będą wierzyć że im Bóg pomoże i jak dostaną ofertę wydzierżawienia ziemi od jakiegoś koncernu to pewnie podpiszą.
Problem pojawi się dopiero gdy już szare masy, już nie jednostkowo, nie będą mieć co pić i jeść. Szare masy, które już dawno zostały ekskomunikowane, wykluczone z grona właścicieli koncernów naftowych - przez nich samych, czego zazwyczaj nie raczą zauważać ci, którzy mieli pilnować wykluczeń, społeczności i wspólnot zamiast molestować nieletnich ministrantów.

sobota, 9 kwietnia 2011

Smok

Smok jak każdy fantasta wie, może mieć wiele głów, a ujeżdżać go są w stanie nadobne dziewice, Kitary czy inne osoby które kochają smoki, patrzące zapamiętale w ich wyłupiaste, gadzie ślepia. Ach jakże wiele osób twierdzi że kocha smoki. Baśniowe, mityczne, zionące ogniem, zabijające, spalające i walczące. Często ze sobą. Czasem z ludźmi. Lubiące przekąszać sobie czasem nadzianym barankiem czy owieczką. Coś jak katolicki kler, z wieloma gadającymi głowami, niepokalaną Jezusem dziewicą na sobie i totalną nieświadomością tego, z czego Jezus nakazywał oczyszczać swoim uczniom ludzi.
Tak przynajmniej wynika z moich dotychczasowych kontaktów z katolickim klerem. Rozkradającym majątek kościoła katolickiego - nacjonalizacja majątku kleru oznaczała że majątek wchodzi do puli własności całego narodu Polskiego, czyli jak chce kler 97% katolików. Czyli Kościoła. Okradanie ludzi (w tym mnie osobiście, jako że należę do tego narodu) uważam za bardzo szatańskie i nie mające nic wspólnego z domniemywanym uważaniem się za "święty kościół" przez smocze, apokaliptyczne łby, których nieświadomość i lekceważenie problemów zarówno duchowych ludzi, jak i ochrony środowiska we współczesnym świecie związanym z życiem człowieka najprawdopodobniej, doprowadzi do jego upadku. Zwłaszcza że wiele rozmodlonych dziewic, nawet w beretach, będzie się patrzeć w gadzie, smocze ślepia, wierząc że robi to co chciał Chrystus. Bo tak je nauczono. Patrzeć na mękę na krzyżu i słuchać tych którzy go na ten krzyż wsadzili i nie chcą puścić. Czy najprostszym sposobem ukrycia antychrystów jest pokazanie przez nich innego zamiast przyjęcia swego "krzyża" i dojrzenia "belek" we własnych oczach? Wydział duszpasterstwa Kurii Biskupiej w Katowicach do tej pory nie odpowiedział mi na żaden list. Łącznie z pytaniem o egzorcystę. To się właśnie nazywa obojętność hierarchii kleru na problemy ludzi.
A problemem mogą być np. "duchy". I to nie tylko pod względem "opętań", a raczej w kwestii wprowadzania do organizmu chmury mikrocząsteczek substancji o różnych zapachach, blokujących w efekcie naczynia włosowate. Powodujące zatory w naczyniach krwionośnych. Otępiające przez blokadę lub zahamowanie dostarczania tlenu i innych substancji do komórek organizmu. Po co opętywać osobę która zatruta nie jest świadoma efektów swoich poczynań? Która nie działa po przemyśleniu i zrozumieniu możliwych przyszłych efektów, tylko robi to w sposób który raczej wskazywałby na jednostkowy wpływ zewnętrzny niż osobowość działającego człowieka. Tak działa "pył" mojego demoniszcza, blokuje możliwość rozumienia i przeciwstawiania się mu, otępia. Po wydostaniu się przez skórę i zetknięciu z oczami, błonami śluzowymi powoduje podrażnienie - pieczenie. Przy wychodzeniu przez skórę powoduje powstawanie pod nią sporadycznie bladych, nasiąkniętych, swędzących bąbli. Gorzej jeśli akurat to co wychodzi i powoduje te bąble akurat znajduje się w czaszce.
Ilu znasz księży, mój czytelniku, którzy oczyszczają z pyłów które masz w swoim organizmie, w tym wywołujących alergie różnego typu? Tylu właśnie znasz świadomych uczniów nauk Chrystusa. Ilu znasz uzdrowicieli, bioenergoterapeutów, którzy uzdrawiają za darmo ("darmo otrzymaliście, darmo dawajcie")? Tylu znasz świadomych uczniów nauk Chrystusa.
Efekt jest taki że mnie ciągle boli głowa, jestem niewyspany, w głowie czuję piasek i brak sensu swojego istnienia. Oraz możliwości konstruktywnego pozbycia się demoniszcza w sposób ostateczny i w miarę racjonalny. Skoro mi szkodzi teraz to pewnie innym też potrafi zadać trucizny w atmosferze w której oddychają, niszcząc im życie. A kto wie jakie choroby poza depresyjnym nastawieniem wywołują te wyziewy - wszak nie mają na celu polepszenie warunków życia ofiary.
Oczywiście poza stadem owiec i baranów na których się eksperymentuje i zabawia, pojawia się chroniony przez demoniszcza obszar kleru. Wszak są pożyteczni jak mi się wydaje z jego punktu widzenia - trzymają w nieświadomości tłumy, co pewien czas wymadlają (;)) u innych demoniszczy pomoc i ogólnie działają dla swego dobra. Demoniszcza wszak nie działają na wszystkich - tylko na wybrane ofiary, co zapewne im wystarcza do zaspokajania swoich sadystycznych i psychopatycznych potrzeb niszczenia życia. W tym samym czasie zapewne komuś innemu są w stanie nawet pomóc, pod warunkiem utrzymywania przez niego mitu jakiejś religii. Nie dlatego że zbliża ona ku Stwórcy, ale dlatego że utrzymuje mit. Co chroni istnienie demoniszcza i jego egzystencję.
Gdzie są leczący ludzi uczniowie Chrystusa?
Wszak każdy z nich dokopywał demoniszczom którym to odpowiada trzymanie ludzi w nieświadomości co do tego jak im dokopać, a modlili się tak jak im nakazał Chrystus. Nie do swojej matki ani do żadnego innego człowieka czy innego anieliszcza. Co może wyda się dziwne pewnemu księdzu egzorcyście który stwierdził że to w sumie wszystko jedno czy jest się katolikiem czy ewangelikiem, ważne żeby trzymać się Biblii z mojego punktu widzenia pewne elementy są znacząco różne w obu doktrynach, a umizgiwanie się do każdej opcji spowodowało tylko to że katolicyzm jest zlepkiem heretyckich przekonań, cesarskiej uległości urzędniczej Konstantynowi (który ochrzcił się na łożu śmierci), mitów i bajd, tak odległych od chrześcijaństwa, jak to tylko możliwe. Może satanizm jest tylko o krok dalej, choć bardziej szczery w stosunku do tego czego chcą oszukiwani wyznawcy.
Ciekawe co by było gdyby niepotępiony do tej pory przez żadnego katolickiego papieża Hitler wybił wszystkich Żydów... Czy zostałoby zerwane przymierze zawarte z niejakim Noe, którego symbolem miała być tęcza? W końcu jedna ze stron zniknęłaby ze świata. Kolejny potop czy jednak Ragnarok by się wówczas szykował gdyby USA wykorzystałyby nieco więcej bomb nuklearnych w efekcie czego nastąpiłaby nuklearna zima? Gra w cywilizację?
Ze smoków najbardziej lubię Falamezara. Fantus mimo wszystko miał nieokreślone poglądy polityczne. Symbolem Chrystusa zaś jest jednorożec.
(...)
Io Pan! Io Pan! Come over the sea
From Sicily and from Arcady!
Roaming as Bacchus, with fauns and pards
And nymphs and satyrs for thy guards,
On a milk-white ass, come over the sea
(...)

A.Crowley "Hymn to Pan"
Ciekawe że mlecznobiały osioł to też określenie jednorożca. W takim ujęciu Pan przybyłby na "Chrystusie". Jak na razie jedynym takim krajem gdzie to jest możliwe - jest Polska z Biblią Tysiąclecia w której występuje imię Pan.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Woda

Medytacja z kremową bryłką soli kamiennej dała tyle że pył odczuwalny do tej pory zamienił się w nieco bardziej "płynną" warstwę pod skórą. Prawdopodobnie efekt zetknięcia się pola elektromagnetycznego człowieka z solą wywołał wytrącenie się jonów które z kolei po "zetknięciu" z pyłem powoduje wzajemne odpychanie i "płynięcie" w organizmie. U zdrowego człowieka zapewne skutkowałoby to bezproblemowym wyjściem przez pory skóry zawiesiny. Ja, niestety mam je raczej zapchane - jak będę miał okazję muszę kupić kwiat lipy lub czarny bez do zaparzeń. Może to coś pomoże w kwestii wypacania z organizmu. Niejako otwarcie porów i "dotlenienie" skóry odczułem po spożyciu MMS, możliwe że to też korzystnie podziała w kwestii wywalenia z organizmu niechcianych zanieczyszczeń.
Nawiasem mówiąc taki był to paskudnie działa na wolę i decydowanie o sobie. Człowiek po prostu się stacza, a wszelkie sposoby pozbycia się go zaczynają krążyć w obrębie "myślenia magicznego". Eksperymenty z demoniszczami i poznawanie różnych "magicznych" zapachów może skutkować tym co u Aleistera Crowleya. Totalnym upadkiem, w nieświadomości powodu dla którego to się dokonuje - niestety te mniej lub bardziej śmierdzące pyły o których pisał w związku z "demonami" działają wybitnie paraliżująco na tkankę nerwową, powodując stopniową, nieświadomą, bezbolesną degradację do momentu działania podstawowych instynktów i popędów.
Wczoraj medytowałem przy szantach z dwudziestościanem foremnym z kryształu górskiego wyobrażając sobie opływające mnie fale, morze i ocean w różnych sytuacjach. Energetycznie zrobiło mi się bardziej "wilgotno" w obrębie ciała - coś jakby trochę się też rozwodniło. Dwa razy przysnąłem w trakcie medytowania, jak mi się wydaje ze zmęczenia związanego z utrzymywaniem pozytywnego nastawienia połączonego z ciągłym bólem ("uciskami" w rejonie czaszki).
Pozytywnym elementem jest to że coś mi się śniło (w ciemnoszarych brawach ale zawsze) i to pamiętam, gorzej że można by to zaklasyfikować jako koszmar. Tzn, m.in. robaki, dosyć długie wyłażące mi z porów skóry, czy czarne oślizłe przypominające pijawki "cosie" w arteriach które sobie wydłubywałem. W końcówce pojawiło się demoniszcze ze swoim głosikiem, a ja stwierdziłem że wykorzystam swój umysł do przeprowadzenia rytuału Ashkente z użyciem kilku zwęglonych patyczków i kropli krwi szczura (poniekąd swojej) i z przypomnieniem sobie imienia Azrael, Pojawił się smutny szkielet którego chwyciłem za łapkę po czym otoczyło mnie trochę niebieskich elektrycznych wyładowań, a ja wstałem z łózka i podłączyłem końcówkę do klepsydry w drugim pokoju, otoczonej przez kryształy (2 górskie i dymne naprzemiennie, z czubkami do wewnątrz okręgu, oraz przez bryły odpowiadające żywiołom z kryształu górskiego. Demoniszcze na razie siedzi cicho, a co pewien czas przypominają mi się otaczające rozbłyski.