niedziela, 30 września 2012

Księga

Jedynym świętym jest Bóg - Allah jak chcę niektórzy, Ojciec jak chcą inni.

Jedyną świętą księgą zatem jest cały wszechświat, niezależny od języka jakim ktoś się posługuje.

Żaden przekaz - którego źródłem jest duch - nie jest jedyny i żadnemu nie należy bezwarunkowo ufać - o czym nauczał Budda. Któremu to przekazowi też nie należy ufać bezwarunkowo bo wszak niektóre zasady pozostają w księdze niezmienne, te na których opiera się cała reszta budowanego świata.

Ten kto niszczy jakiś zapis - dotyczący dziejów na których inni mogą się uczyć lub poznawać zamysły twórcy księgi działa na niekorzyść swoją i innych, niszczy fragmenty zapisanej świętej księgi w której literami są reguły i zasady na których może on istnieć.

Człowiek nie grzeszy. Człowiek popełnia błędy. Które działają na niekorzyść albo jego samego albo jego najbliższych albo w efekcie na własnych potomków względnie innych ludzi.

Człowiek nie potrafi zgrzeszyć przeciwko Bogu, bo wiązałoby się to ze zniszczeniem którejś reguły na podstawie której istnieje wszechświat. Jedyne co potrafi to popełnić katastrofalne błędy względem siebie i innych ludzi, swojego otoczenia, współistniejących z nim stworzeń, roślin, środowiska.

Nie ma Boga nad Allaha i nie ma nieomylnych duchów, ludzi czy istot. Zatem ufać można jedynie księdze którą jest wszechświat. Jako całość. Z wszystkim co się w nim zawiera.

Osobiście drażnią mnie uważający się za wierzących ludzie, którzy niszczą innych bo ci zrobili coś z ich książką z tekstami przekazanymi przez jakiegoś ducha, o niesprawdzalnym imieniu które mogło niekoniecznie być tym które podawał. Ale niektórzy potrafią tylko niszczyć.
Niektórzy jak niejaki wyznawca pedofilii, nie mający nic wspólnego z chrześcijaństwem poza tworzeniem chrześcijańskich ofiar - kłamca, oszust i pedofil nazywany arcybiskupem Paetzem - niszczyciel życia kleryków i innych którzy wierzyli w jakąś sprawiedliwość w jego otoczeniu.
Niech będzie potępiony za życia, ja go potępiam, po kres swego istnienia. Ma za mało sumienia by zrobić to, co inni na których zaczęto wpływać, bo ci którzy wieszali się, czy spalali rozumiejąc słowa Chrystusa mogą jeszcze na coś liczyć. Po śmierci. Paetz jako wyznawca praw bestii nigdy nie był, nie jest i nie będzie niczym więcej jak szatańskim pomiotem. I pisze to człowiek który jest pod działaniem bytu podającego się m.in. za Elohima.

Ja nie wybaczam. Nie jestem Bogiem. Osobiście zawiniliście mi podawaniem się za wyznawców Boga. Łżecie że nimi jesteście bo nie boicie się wystarczająco, by nie robić pewnych rzeczy, licząc na zasady ustalane przez lucyferycznego przydupasa na Rzymskim tronie który od wieków ma z wami umowę - katolicki klerze. Łżecie publicznie i od wieków że macie cokolwiek wspólnego z Jezusem, poza wyzyskiwaniem i wybiórczym stosowaniem zasad które wam nakazał stosować i nauczać. Ja nie wybaczam.

Ktoś osądził, że na moje życie mogą wpływać duchy, byty, odciągać ode mnie ludzi, niszczyć i bawić się mną. Zatem ja będę osądzać. Oskarżać i osądzać w sposób straszliwy i bezwzględny. Liczcie na gumisiowe piosenki stosowane zgodnie ze wzorem. Ale nie tylko.

Dobra to ja sobie wracam do wyobrażania wirujących i drgających struktur układów krystalicznych wokół mnie... Wszak wszystko jest drganiem (mantrą ;) ), tyle że choć utrzymanie werbalnego powtarzania określonych formuł potrafi powstrzymać przed zmianą głównego tematu przez podpuszczalskie demoniszcze o tyle z drugiej strony wybitnie przeszkadza przed generowaniem niewerbalnych sekwencji drgań własnego pola.

sobota, 29 września 2012

Strzeżenie

Póki demony będą strzec nauk Buddy który się ich ani nie słuchał (przynajmniej do tego dążył), a opierał się nie reagując na ich zaczepki, póty o oświeceniu w niektórych regionach świata będzie można tylko pomarzyć.

Interpretacje wszak będą działać na korzyść przekazujących nauki ...demonów.

Budda i Mahakala? Kto to wymyślił? Kiedy? Kto powiązał posążki i kult formy z buddyzmem? Nie ma to jak strzegące nauk Buddy demony. Strzegą ich tak dobrze, że nikt ich nie poznaje. Łącznie z wszelkimi Karmapami kultywującymi tradycje wiary w demony i wiarę w to, że działają na korzyść ludzi.
Zapewne całkowicie przypadkowo, jak zwykle, po napisaniu tego tekstu u rodziców gruchnęło, wywaliło bezpieczniki i zepsuł się odkurzacz. Ojciec przyszedł pożyczyć ode mnie mój.
Demony.
Też coś.
Niczego nie uszanują.
Najwyraźniej opinie na temat nauk buddyjskich można wypowiadać tylko jeśli ma się absolutne obojętne podejście do stanu własnego posiadania i do życia i zdrowia swojego i otoczenia (czyli nie ma się potrzeby wiary że coś może zaszkodzić) - co wiąże się zapewne z pustelniczym życiem w oddaleniu od wszystkich - bo wszak demony strzegące nauk buddy zadbają o to by żadna się nie wydostała na świat i zadbają by ten kto mógłby je wypowiadać był przekonany że nie może nic zrobić, lub by istnieł w ciągłym lęku przed tym, że coś zaszkodzi jego rodzinie - by ich nauki i nauki ludzi pod ich wpływem dalej miały swoje panowanie.
Wzdech.
No aż żal Buddy po prostu.

piątek, 28 września 2012

Vaiśravaṇa

Z okazji wpisu Posążek z nieba na Kopalni wiedzy coś na temat innego obrazka który podobno przedstawia tę samą postać, co rzeczona figurka.
Interesujący obrazek opętanej osoby. Kluczową rolę pełni tu mały niepozorny demoniszcz znajdujący się w samym centrum obrazka. Wpływ widoczny jest w oczach osoby w której "brzuchu siedzi demon" - zafascynowanych, napiętych, fanatycznych, skupionych na jakimś punkcie poza obrazem. Umysł rzeczywisty ukazany jest jako cień po lewej stronie obrazu (po prawej stronie postaci) i tworzy dużą twarz - od końców palców prawej dłoni - patrzącą w dół, z wygiętym kącikiem ust w górę. Usta i dolna szczęka nakłada się na głowa czerwonawego demoniszcza (zapewne nazywającego się Mangustą) - tuż nad nią mniejszy cień dumnej głowy z długim nosem, przymkniętymi oczyma i zamkniętymi ustami i zaraz obok po lewej cień tworzący mniejszą twarz, również patrzącą w dól z pustymi oczodołami stanowiącymi tylko ciemną plamę.
Po lewej stronie postaci widać w falach niby poziomy cień - skrzydlatą postać z ciemnymi włosami i jaśniejszą "aureolą" trzymającą księżycowy sierp w lewej ręce. Przedłużenie prawej - przechodzi przez plecy i niby szczypce widziane w fałdzie prawego rękawa szaty wychodzi spod centralnej głowy demoniszcza i przytrzymuje prawą dłoń. Za postacią z sierpem - po obróceniu obrazka o 90 st. - mamy kulącą się małą postać (but) w kolanach siedzącej, zakapturzonej postaci (ciemne plamy). Nad falami po lewej przypominającą uśmiechniętą słoniową twarz w laurach*). Uroczy jest też ten ankh pomiędzy nogami. I te biało-czerwone i biało-żółte wstążki na tym kijku trzymanym (?) w lewej ręce.
Ciekawe niewątpliwe jest również to, że centralne demoniszcze tworzy język głowy węża określanym przez dwoje okrągłych plam przy kołnierzu postaci, wąż wydaje się być kobrą, której płaszcz tworzą ciemne plamy rękawów.
No i ta poszarpana (w formie płomieni) "aureola" czy też "aura" lub pole bioelektromagnetyczne zapewne ułatwiająca kontrolę nad postacią z fanatycznym wzrokiem.
Zaiste, fascynujący musiał być autor tego obrazu.
Choć struktury krystaliczne różnych kamyków również są fascynujące i to bardziej od ich wartości materialnej... :P
*) z drugiej strony to może delfin butelkonosy(?)

Ruskie winne!

<sarkazm>
Wszystkiemu winne są ruskie. Winne są temu, że w Sejmie zamiast zajmować się sprawami państwa, cała opozycja zajmuje się sprawami trupów. Nawet nie co dzień ginących na marnych drogach ale tych którzy zginęli w wyniku wielu błędów i kolesiowatostwa w strukturach różnych organizacji państwowych. Winne są ruskie temu, że 24 godziny na dobę maciarewicze pilnują żeby żaden dowód nie uciekł z cmentarzy i nie został pogrzebany na wieki. To ruskie są winne temu. To oczywiste. Ruskie są winne temu, że maciarewicze nie działają na rzecz żywych obywateli... poza wybiórczymi jednostkami oligarchicznego układu, którego powstaniu i działaniu winny jest rzecz jasna spisek ruskich. Destabilizacja państwa pod każdym względem to też wina ruskich - agentów na ławach sejmowych, wszyscy wiedzą że tam są agenci. To wina ruskich. Ani chybi. Że agenci dostają się do Sejmu i witani są radośnie przez posłów i ich lemingowatych wyborców, słuchających się przestępczej bandy moralistów posiadających dogmatyczne instrukcje wyciszania pedofilii w swych szeregach. To wina ruskich. Przez wszystkie ich spiski wśród rządzących przez ponad 20 lat.
Maciarewicze mają wszak informacje o tym z pierwszej ręki. Wiedzą. Z całą pewnością. Że to wina ruskich. (Skąd wiedzą?) Że mówienie o paru trupach przez lata jest ważniejsze niż kilkadziesiąt żywych, cierpiących biedę, milionów obywateli.
Dzieci obywateli mają pajacyki, maciarewicze mają ruskich i właściwe diety. Bo to wina ruskich. Którzy genialnie wykorzystują swoich agentów do odwracania uwagi od kluczowych problemów Polskiego państwa. Agentów którzy siedzą w Sejmie. Którzy będą bronić krzyży, w imię racji agentów obcych państw którzy mają swoje kurie - przedstawicielstwa w Polsce. To wina ruskich. Bez wątpienia.
Czy na takiej zasadzie działali rewizjoniści (najgorsze zło dla co poniektórych komunistów) - pokazując faryzeuszy swego systemu którzy dużo gadają i swoim bezproduktywnym gadaniem niszczyli znacznie więcej niż tworzyli? Zaiste najlepsi agenci to agenci nieświadomi swego agenturalnego oddziaływania na masy. Ruskie agenty są wszędzie. ;]
Jako odznaczony członek SSSiSD1) wydz. Echrade niniejszym przekazuję swoje gratulacje i podziękowania za wkład pracy agenturalnej na ręce A. Macierewicza, wiążącą się z niewielką gratyfikacją tytularną dla najlepiej skrywającego swą agenturalną działalność posła RP.

NŻJWPSD! NŻ! NŻ!
</sarkazm>
1) Sapkowa Szkoła Szpiegów im. Sigismunda Dijkstry - jesteśmy tak tajni, że w Google jest tylko jeden link do strony której już nie ma (28.09.2012r.). BTW Pozdrowienia dla Antara ;).

środa, 26 września 2012

System

To co się liczy to czas życia poświęcany na wykonywanie pewnych czynności. W systemie zapłaty czasem pracy lub jego równoważnikami - w zależności od podsystemu wymiany w którym funkcjonują jednostki wchodzące w skład danego podsystemu, rzeczywistość funkcjonuje zarówno "na dole" jak i "na górze" w ten sposób, że jeśli coś chce się uzyskać - trzeba za to zapłacić.
Formą zapłaty, ustalonej między stronami w ramach pewnego paktu, mogą być wykonywane czynności, działania, zdobycie określonych materiałów, wykonanie dzieł - w rodzaju np. pieczęci z różnych rodzajów metalu, wotywnych darów, odprawianie rytuałów na cześć duchów etc. etc. Czyli wszystko to, czego nie było w systemie chrześcijańskim nauczanym przez Chrystusa i jego pierwszych uczniów. Wszak nie ważne były dobre uczynki i zapłata za nie. To wprowadził później lucyferyczny, rządny władzy i złota - kler. Dla chrześcijan tego typu podejście było - obce i wiązało się bezpośrednio z ówczesną religią Żydowskich kapłanów.
Wszystko to, co wiąże się z czasem życia przeznaczonym na elementy związane z duchami, bytami i uzyskiwaniem od nich oczekiwanych efektów, jest związane pewnym systemem wymiany, z wieloma podsystemami związanymi z wartościowaniem subiektywnym określonych działań.
W systemie prokomunistycznym chrześcijan, z czasów pierwszych uczniów Chrystusa, w których całość majątku, cały stan posiadania był własnością wspólną wszystkich jej członków, elementami które się liczyły były zdolności poszczególnych osób wchodzących w skład wspólnoty (każdy miał różne talenty - np. niektórzy do interpretacji pisma do których byli ewangelicznie zachęcani.
System wymiany opierał się bardziej o zdolności (które otrzymano darmo od Boga, więc darmo należało się nimi dzielić) niż o majątek trwały - czyli - swoisty kapitał. Nie funkcjonowały banki, nie można było pożyczać na procent - bo jak pożyczyć zdolności na procent? Jak określić czy cudzy czas życia jest mniej czy więcej wart od cudzego?
U chrześcijan, wartość czasu życia była identyczna u każdej osoby wchodzącej w skład społeczności. Wartościowanie i wycenianie zdolności czy wartości człowieka, tyczyło się rzymskiego systemu niewolniczego podejścia względem ludzi jak do zwierząt. Chrześcijaństwo zatem skończyło się w momencie, kiedy zaczęto stosować wszystkie zasady obcych religijnie wyznawców względem czasu życia i wyceny zarówno czasu życia jak i samych ludzi, gdy równoważniki czasu życia zaczęto pożyczać na procent - we wspólnocie chrześcijan pożyczka nie była potrzebna od innego członka wspólnoty, bo ten po prostu był zobowiązany pomóc w takiej części jak każdy inny - majątek wszak był wspólny, a siłą wspólnoty było gromadzenie i rozwój talentów jej wszystkich członków. Może Amisze mają współcześnie jeszcze coś z chrześcijaństwa, ale nie znam zbyt dobrze wszystkich ich zasad by się wypowiadać z całą pewnością tego faktu.
Nie było kapłanów. Owszem, byli uczniowie którzy lepiej rozumieli niektóre zasady przekazane przez Jezusa, ale nie płaciło im się za ceremonie religijne - bo tych ceremonii po prostu nie było. Owszem, na pamiątkę Chrystusa dzielono się chlebem wśród członków wspólnoty. Ale nie w ramach szczególnej ceremonii czy rytuału, tylko w ramach codziennego życia i dzielenia się nawzajem wspólnie wypracowanym posiłkiem.
Jak na dole tak na górze? Im bardziej odchodzono od systemu komunistycznego w ramach wspólnot chrześcijańskich, na życzenie kleru, tym więcej pojawiało się ceremonii, rytuałów, zaklęć itp. rodzajów zapłaty czasem własnego życia, względem sfery duchowej. Im dalej było od chrześcijaństwa tym dłużej trzeba było się modlić, poświęcać czasu na zdobywanie materiałów do różnych pieczęci, pościć czy biczować się w celu osiągnięcia "kontaktu ze świętym duchem".
"Święty duch" który towarzyszył pierwszym uczniom Chrystusa wszak nie był tylko elementem szczególnie wytrwałych rytuałów i mitologii z każdej ze stron wyznawanych religii (wszak skoro Bóg jest bogiem wszystkich ludzi, a podejście do religii bywa różne, to kwestia formy ma drugorzędne znaczenie, choć dla nieoświeconego wyznawcy jest pierwszym elementem z którym się styka i wyznaje często wbrew oczywistym dysonansom z podstawowymi założeniami istoty wyznawanego bóstwa). On im po prostu towarzyszył i działał - aktywnie eliminując różnych Ananiaszów.
To co się liczy to - czas życia poświęconego na jakąś czynność, co powinno być elementarne dla każdej osoby wierzącej że "jeśli - to". Dla chrześcijan zasada przyczynowości nieco się chwiała - Bóg może wszak wszystko i ta zasada "coś za coś" nie obowiązywała, czyli nie było po co chwalić się "dobrymi uczynkami" bo za nie nic nie można było uzyskać - w tym miejsca w wyimaginowanym raju, a przyjęcie tej zasady i utrata zrozumienia na rzecz handlu "grzechami" pod auspicjami Bestii (bo wszak według niektórych poza Bestią nie ma zbawienia - co przeczy temu że Bóg może zdecydować inaczej i mieć gdzieś zalecenia katechizmu katolickiego oraz może się brzydzić wyceną grzechów do którego jedyne prawo przyznał sobie kler katolicki) poskutkowała obecnymi czasami handlu "za taki grzech wydaj tyle czasu swojego życia na recytację iluś powtórzeń bzdurnego tekstu który ma się nijak do rzeczywistości, przez co skłamiesz - czasem publicznie, czasem kilkaset razy - czym pogłębisz swoje piekło wyliczane przez ciekawskich rezydentów budowli sakralnych" - tworząc piekielne perpetuum mobile - dzięki któremu piekło napędza się samo - BTW czy ja jakieś piekło komuś właśnie zniszczyłem przez uświadomienie mu tego drobnego faktu?).
Oświecony umysł dochodzi do punktu w którym zaczyna rozumieć to, że to co powtarza to albo kłamstwo, bzdura, albo nie ma pewności że to co powtarza nie jest jednym z poprzedzających. Oświecony mówi tylko prawdę. Tak czy nie? Czy mówi coś, o czym nie wie czy jest prawdą? Czy jeśli czegoś nie sprawdzi to wie że to prawda lub kłamstwo? Czy Budda mówił tylko prawdę jeśli czegoś nie sprawdził i opierał się o nauki uczniów?
Oczywiście dla Buddy, to czy jakiś duch ma czy nie ma jakiś zdolności, w tym konwersacyjne, kuszące, pokazujące "córki" itp. nie stanowiło wątpliwości. Kwestią wątpliwą było to, czy to co mówi było prawdą. Tak jak podejście do swojej egzystencji. Czego niektóre późniejsze "wcielenia" "buddów" najwyraźniej nie zrozumiały wciskając sobie przekazane przez różne byty rytuały i różnego rodzaju mantry nie mające nic wspólnego z buddyzmem Buddy.
W systemie komunistycznego podejścia względem majątku - czasu życia - duch oferowały swoje talenty, przy spełnieniu podstawowych zasad ustalonych przed wiekami. Przy czym, trzeba było rozumieć - dlaczego. I działać zgodnie z zasadami. Skazywanie na śmierć czy religijne dyrdymały totumfackich niejakiego Konstantyna nie miały nic wspólnego z chrześcijaństwem. W końcu - jakiej władzy zależy na tym by być równa pod każdym względem każdemu członkowi wspólnoty? Chrystus się jej wyrzekł gdy proponował ją szatan. Inni zaczęli z nim najwyraźniej mniej lub bardziej świadomie paktować, przyjmując że mają do niej prawo.
Wszak każdy człowiek jest człowiekiem. A ludzi - nawet Chrystusa - duchy są w stanie wykończyć zakulisowymi działaniami, przy wykorzystaniu najbliższych mu osób. O czym warto pamiętać, zwłaszcza jeśli komuś się zechce podawać za Jezusa.

piątek, 21 września 2012

Śmietana

Ostatnimi czasy mają wzięcie memy związane z postawą pewnego dyrektora nazywanego księdzem odnośnie zabawy w przyzwyczajanie do klękania pierwszoroczniaków przed przedstawicielami Bestii, nominalnie podających się za chrześcijan. Do tego za kapłanów.
Jezus miał 10 przykazań. Nie katolickich tylko oryginalnych - z Tory i do nich odnosił swoje nauki. Z całego wcześniejszego kontaktu człowieka z duchami uczył praktycznie tylko ich, przy czym, jeśli ewangelie przytaczają poprawnie ówczesne wydarzenia, 7 miał za głównych. Przy czym żaden z nich nie był przykazaniem katolickiego kleru, który miał wystarczającą czelność by ingerować w ich treść, zmieniać, numerować inaczej niż w oryginale, udawać uczniów Chrystusa by zachować szatańską władzę nad światem umysłów ludzi, i choćby w minimalnym stopniu nad wszechświatem - wszak uczył, że Ziemia to centrum wszechświata, a więc kto rządził Ziemią - rządził wszystkim.
Jezus był tym, który odrzucił władzę nad światem proponowaną przez ducha. Dlaczego nie zrobił tego kler? Bo z Jezusem i byciem uczniami jego poglądów nie miał i nie ma nic wspólnego, zdradzając go i przyjmując tę władzę, odwdzięczając się na wszelkie sposoby - w tym przejmując wszelkie pogańskie święta i zwyczaje, symbole, kulty obrazów i posągów. Odwdzięczając się nauką kłamstw, mitów i rytuałów przez które umieszczono Jezusa na krzyżu i zaczęto pożerać Jego ciało - niczym sępy ciało Prometeusza. Nieprzypadkowo.
Jezus wszak miał ten boski płomień świadomości, rozświetlający mrok umysłu, rozumienie, że wyobrażenia, światło w umyśle pod zamkniętymi powiekami i myśli jest odróżniającym od bezmyślnych zwierząt elementem pierwiastka świadomości w każdym człowiekiem. Za to zrozumienie i niesienie tego płomienia wśród ludzi spotkała go podobna kara ze strony podających się za bóstwa duchów. Na każdej mszy zżerany jest przez sępy które bezmyślnie czczą krzyż na którym cierpiał i umierał. Naukę którą miał nieść mają za nic, czcząc tylko słowa sługusów Bestii i wierząc, że "lizanie z jej kolan śmietany" jest tym co powinno być zawsze. Bo tak zostali nauczeni - wierzyć, że to jest chrześcijaństwo, a nie satanizm w najczystszej postaci. Postaci w której kłamie się by zachować szatańską władzę.
Jezus zakazywał kłamać. Jeśli czegoś nie wiedziałeś to lepiej było się do tego przyznać. Nie traktować za pewnik wizji, które wszak nie wiadomo od kogo pochodziły. Dziś już wszak wiadomo, że wizje niejakiego Augustyna, jednego z tzw. "ojców kościoła" pochodziły od szatana - Ziemia nie jest ani płaska, ani w centrum wszechświata, nie stoi też w miejscu tylko kręci się i krąży wokół Słońca. A przez nauki tego typu ludzi, którzy nie wiedzieli, nie sprawdzili po wielu próbach (jak uczył Budda) tylko podawali jako "fakt objawiony" zginęło mnóstwo rozumniejszych ludzi od każdego z tych, którzy na poważnie wzięli jakąkolwiek wizję, przesłanie, przekaz pochodzący od jakiegokolwiek ducha. Wierząc - bez sprawdzenia, że coś jest prawdą. Jezus zakazywał kłamać - należało trzymać się 10 przykazań i być dla siebie nawzajem miłosiernym, bo nikt nie jest doskonałym. Człowiek nie jest Bogiem. A będąc z duchem potrafiącym udawać "anioła światłości" i nie mając odpowiedniej wiedzy względem faktów jest w stanie ulec - jego złudzeniom. Kler który zmienił przykazania? To tylko szatańskie podnóżki.
Niedawno napisałem list do "mojej" parafii i kurii archidiecezji katowickiej z żądaniem usunięcia mnie z ichnich wpisów, wyrzeczeniem się całej ichniej hierarchii etc. Odpowiedzi nie dostałem po dzień dzisiejszy - ale cóż z tego. Wszak od wieków mieli się za tych, którym należy zlizywać śmietanę z kolan. I nie tylko śmietanę, nie tylko z kolan. Dlaczegóż miałoby się to zmienić tak od razu?
Gdybyśmy potraktowali poważnie przepowiednię niejakiego Malachiasza w której obecny "papież" jest tym, po którym ma nastąpić władza Piotra Rzymianina. Przy którym trupem padali zdrajcy wspólnot chrześcijańskich (vide Ananiasz z żoną). To może powinien kolejny pedofil w kapłańskich szatkach spłonąć od ognia, który czasem rozpala się od pozostawionego samopas lichtarza. Ale kto by tam wierzył w przepowiednię? To wszak machinacje duchów zwodzące od rzeczywistości w której - banda klechów od wieków podających się za uczniów Jezusa wyciąga daniny od ludzi, kłamie, oszukuje i ich wyzyskuje. Prześladuje tych, którzy starali się zrozumieć Boga przez prawdy świata w którym żyli, przez prawdy świata fizyki, matematyki, chemii... I którzy za to byli bezlitośnie mordowani. Mordowani za to, że śmieli interpretować inaczej niż katolicki (i nie tylko) kler kwestie biblijne. Wśród kleru wierzącego w hierarchię bardziej niż w prawdę nie było, nie ma i nie będzie uczniów. Posłuszeństwo obrońcom pedofilii? Czy Jezus był posłuszny faryzeuszom? Nie. Względem pedofilii prawdopodobnie mieli całkiem podobne zdanie.
W przeciwieństwie do przymykającego na nieszczęścia ludzi hierarchów, którzy z chrześcijaństwem pożegnali się w momencie wybrania władzy nad innymi. Wybrania czczenia obrazków, medalików, krzyżyków i innych bambetli. Kiedy zaczęli uznawać zmienione przykazania. Kiedy zaczęli wierzyć w tradycję zamiast w prawdę.
Nie chcę być elementem nauk katolickiego kleru, który kupczy moimi "grzechami". Który twierdzi co jest grzechem, a co nie, który wycenia go na ilość odprawionych "zdrowasiek" i czy "ojczenaszów" w ramach fałszywych nauk dotyczących spowiedzi. Który twierdzi że tylko on ma prawo kupczyć zapłatą za grzechy. Uważać się za Sędziego ferującego wyroki za winy. Nie życzę sobie tego. Nie mam zamiaru uważać że w ciągu ostatnich wieków kler miał cokolwiek wspólnego z chrześcijaństwem - bo nie miał. Z papieży są tacy chrześcijanie, jak ze Stalina luksemburczyk.
To czy dostanę odpowiedź czy nie - kogo to obchodzi. Bestia dalej będzie działać, jej zausznicy na ziemi rozkazywać i trzymać władzę. Jak nie po jednej to po drugiej stronie "barykady", a ludzie będą się zabijać w imię fałszywie rozumianych idei, religii. Jedni będą tylko wielbicielami określonych opcji inni będą buntowniczo nastawieni do wszystkiego. Demoniszcze będzie zza kulis i w mroku oddziaływać. I trzeba robić tyle, by nie dawać jej satysfakcji z wpływania na ludzi.
Dlatego, moi drodzy czytelnicy, nie bądźcie bezkrytycznymi wielbicielami jednej opcji, bezrozumnymi fanami i to nie tylko "janówpawłów" ale także marek komputerów, ubrań, idei. Krytykujcie i szukajcie argumentów by krytykować. I wcale nie musicie mi przy tym ufać, że nie piszę tego serio. Absolutnie.

piątek, 14 września 2012

Brokułowy koszyk

Kilka blogów temu uzewnętrzniałem parę informacji na temat imion, które jedyne zainteresowanie wzbudziły u odwiedzających mnie Świadków Jehowy, którzy po tym tekście przestali przychodzić z samodzielnymi propozycjami rozmów (aczkolwiek inna para gazetki mi nadal co jakiś czas przynosi, myśląc o mnie inaczej niż o dochodzie z cyferek wierzących).
Bóg ma podobno imię na które powołuje się w przypadku przywoływań, rytuałów, odwołuje się do imienia.
Jakie ono jest?
Jeśli przyjąć, że Bóg jest Żydem to naturalne by było posiadanie przez niego żydowskiego imienia.
IHVH - Jestem Który Jestem (bo to podobno znaczy ten czteroliterowiec) mówiłby że ten co się tak przedstawia jest i to tyle w tym temacie, nie mówi natomiast nic o tym jaki jest. Anagram w rodzaju HVIH oznaczające istnienie...
No ale... Dlaczego według chrześcijan nie miało być Greków czy Żydów? Czyżby Bóg przestawał być Żydem? A może po prostu Chrystus uważał, że każdy człowiek podlega jedynemu Bogu i nie rozróżnia ich kwestia językowych znaczeń i słów określających imię? Bóg, jeśli jest Bogiem jest Bogiem wszystkich a nie "wybrańców". "Wybrańców" tworzą duchy podające się za bogów. BTW kto pierwszy przetłumoczył Elohim jako Bóg? (o "Panie" nie wspominając) Wszak dla Elohim Najwyższym jest Bóg (ten dzięki któremu istnieje rozszczepienie światła w kroplach tworzące tęczę), a to co potrafią opiera się na wiedzy, nie na wierze.
We wcześniejszych postach podałem teksty, które według "słownika chaotów" mają coś znaczyć, podczas gdy moje doświadczenia z odczuwaniem efektów niektórych z tych słów świadczą o błędach w tłumaczeniu. Do czego zatem się odnoszą? Czy bezrozumne powtarzanie czegoś ma sens? Czy czytanie "zaklęć" ma sens jeśli ukryte w nich jest jakieś znaczenie i celowe działanie piszącego zaklęcie, mające wywołać spodziewany efekt na nieświadomej ofierze, na tyle naiwnej by czytać tekst, który jest w stanie nieść fałszywą treść i działanie? Mój drogi czytelniku - czy czułbyś się wykorzystany, gdybyś wiedział, że powtarzasz tekst który wywołuje niekorzystne dla ciebie efekty? I że już to zrobiłeś, bez ostrzeżenia? Ba, nawet ostrzeżony, czy nie wrócisz i nie powtórzysz zlepku słów zastanawiając się "o co tu chodzi"?. Myślicie że z różnymi mantrami czy modlitwami nad znaczeniem słów których się nie zastanawiacie jest inaczej?
Czy dla Abrahama i Jakuba Bogiem był gadający duch czy Bóg?
Czy wierzyli że ten duch jest Bogiem?
Ach klucze świetlistych przestrzennych struktur złożonych z symboli tworzących pojęcia i opisujące optymalne imiona drgające z sekwencją znaczeń... (nie wiedzieć czemu skojarzyło mi się to z podobnoż symbolem niejakiego Gabriela - kryształem kwarcu hi hi hi).
Cóż demoniszcze w tle wrzeszczy "zwierzęta". Zwierzęta wszak wierzą swoim właścicielom, zazwyczaj bezkrytycznie, są tresowane, powtarzają za swoimi treserami to, czego nie rozumieją, ale powtarzają bo najpierw jeśli robią coś innego to się je karze, czasem zabija dla przykładu, a jak się nauczą to niby wyuczone pieseczki, skaczące jak im się nakazuje w sukieneczkach - są nagradzane. Tak wszak wygląda historia pseudochrześcijaństwa - z tresowanymi pieseczkami mordującymi ludzi myślących i z tresowanymi by bezrozumnie powtarzać "bee" czy inne wyuczone nauki, modlitwy czy mantry strzyżonymi owcami. Zwierzęta wyniszczane przez nauki duchów, wierzące pieseczkom pasterskim.
Budda kazał wątpić we wszystkie przekazy. Czyż nie?
Krytycznie patrzeć na każdy tekst przekazu.
Czy mówił coś by wierzyć duchom? Nawet jeśli jako "władca demonów" oferują cokolwiek? W tym mantry "leczące"?
Czy ten który przekazał je dalej był nauczony podłości i fałszu jakim kierują się przychodzące z uśmiechem potwory? Czy też uwierzył, nie bacząc na naukę Buddy? Czyżby potrzeba wzięła górę?
Nie ma żadnej sprawiedliwości wśród bytów które otaczają mnie co dzień. Nie ma sprawiedliwości wśród bytów przyglądających się, gdy niektóre z nich przychodzą i wykorzystują dzieci. Nie ma sprawiedliwości wśród starych prukw konwersujących z potworami, które są im podobne - od wieków. Nie ma sprawiedliwości, moralności ani żadnej etyki wśród duchów. A kto wierzy inaczej - jest naiwnym człowiekiem.
Podstawą wszak jest by tego typu byty eliminować. Nie konwersować z nimi.
Eliminować.
A wokół są sami wielbiciele demoniszczy. Którzy tylko czekają by pozbyć się ich starych ofiar, by zająć się młodszymi. I wykorzystywać od początku. Kogoś nowego, młodszego, zdrowszego i bardziej żywotnego. Pasożyty - to jedno słowo określa wszystko względem bytów podobnych demoniszczowi. To robactwo które się eliminuje a nie rozmawia z nimi ja stare prukwy które nigdy nie miały prawa do nazywania się "aniołem" i do tego nigdy nie będące naprawdę świadomą istotą, skoro wierzy podobnym demoniszczom bytom.
Uczyć się od nich? To spadać, mieć coraz bardziej zniszczony umysł. Wierzyć coraz bardziej głupcom w miarę utraty swoich własnych racji.
Żaden świadomy i inteligentny byt który nie wzoruje się na pasożytach, nigdy nie dopuścił by żadnego demoniszcza do żadnego dziecka.
Pasożyty mają jednak określone priorytety wykorzystywania ludzi. I wracają by wierzyli a w tym samym czasie czerpali z nich, do momentu gdy będą zbyt chorzy lub zbyt starzy by można by ich wykorzystywać w sensie biologicznym.
Istnienie czy nie - Boga - jest tylko tematem zastępczym mającym odwracać uwagę od istoty problemu. Wykorzystywania przez pasożyta ludzkiego organizmu. To nie kwestia wiary, tylko ukrywania się i odwracania uwagi w stronę religii jest wielowiekową metodą pasożytów, działających świadomie i ze świadomością innych bytów które kontrolują ludzi, czasem nawet "zbierają plony" ze swoich serwitorialnych potworków.
I wiecie co jest odpowiedzią kleru? Diabeł.
Nie metody rozpoznawania bytów podobnych demoniszczowi.
Naukowe sposoby wyniszczania pasożytów są w pierwszej kolejności usuwane w ramach "herezji", "magii" i to pod okiem służalczych piesków okłamujących przez wieki choćby względem ruchu Ziemi wokół Słońca. Okłamujących wśród świadków. Bez dowodów uczących że coś jest prawdą.
Ci którzy zamieniają ludzi w zwierzęta by z nich korzystać nie są niczym innym jak robactwem, pasożytami które nie zasługuje na nic więcej jak na eliminację.
Wieloletnie mantrowania i modlitwy w celu uwolnienia? Nie. Jeśli rzeczywiście byłyby po tej drugiej stronie byty które nie wykorzystują ludzi (w czasie gdy ci np się modlą) to nie byłoby długotrwałych, wieloletnich opętań. Nie byłoby nowych bo pasożyty byłyby niszczone natychmiast po opuszczeniu ciała lub poza nim gdyby tylko oddziaływały na ludzi z zewnątrz.
Demoniszcze pojawiło się gdy miałem około 3 lat, może wcześniej. Zmieniało mnie wśród otoczenia bytów przyglądających się temu procesowi. Mających gdzieś co się dzieje z ludźmi, wokół. 30 lat "opętania", energetycznych blokad niszczących samodzielne myślenie, rozwiązywanie problemów, ograniczające oczyszczanie organizmów z toksyn, wywołujące niedotlenie tkanki nerwowej, tworzącej więzienie w ciele, gdziekolwiek się jest. Nie ma żadnych aniołów które opiekują się ludźmi, to tylko banda wykorzystujących ludzi bytów, które bawią się ich życiem, a czasem wyciągają od nich całą wytworzoną energię, hodując jednych, a innych jako przykład zostawiając w spokoju. Pasożyty, wszędzie pasożyty.
Gdyby byt który nakazywał palić czarowników był Bogiem, raczej zacząłby od eliminacji swoich pobratymców którzy wpływali na ludzi, aż zaczęli być czarownikami. Czasem nawet "zajętymi" przez podobne byty. Wina jednakże nie leżała w ludziach jako takich, tylko w bytach, które działały na ludzi, a to co przemawiało do Mojżesza tylko odwracało uwagę od sobie podobnych.
Wszak ziemia miała być wolna od duchów i poddana człowiekowi. A duchy czy byty nigdy ludźmi nazwani być nie powinni. Nie należą oni do ziemi, więc nie powinny się nigdy wtrącać ani odpowiadać ludziom, a te które to robią są zdrajcami podstawy wykładni prawa. Pasożytami które nie powinno czekać nic poza zagładą.
Piekło to wymysł człowieka. Realny za życia i tworzony przez jednych dla drugich. Bez płomieni, jeśli nie liczyć utleniania w żywych komórkach dzięki którym podtrzymywane jest życie, w czasie którego doświadcza się cierpienia którego źródłem są inni.
Drzwi się otwiera
Iluzji bram
A kto w rydwanie
Odpowiedz sam

Kilka minut temu standardowo, bo jakże by inaczej, oberwałem śmierdzącą breją. Cóż, im bardziej śmierdzi tym bardziej wiadome staje się środowisko w jakim rozwija się zazwyczaj mnóstwo larw pasożytów.
Stare prukwy można by w tym ujęciu nawet uznać za dziewicze matki larw, bo wszak dzięki ich przyglądaniu się swoim pobratyńcom staje się zazwyczaj więcej nieszczęść niż większości ludzi się wydaje, a ich obojętność rodzi właśnie potwory. Podobnie jak obojętność kleru i pieseczkowate uleganie najbardziej chorym i aludzkim tekstom prokurowanym przez podających się za wyznawców Chrystusa kolesi w białych szatkach i ich podwładnym. Nie ma chrześcijan wśród katolickiego kleru.
Ale kler zazwyczaj ulega starym prukwom, uśmiechającym się miłośnie i oślepiających na stan faktyczny jaki jest wokół nich.
Konwersującym pogodnie z potworami, pedofilami i demonicznymi sługusami ulegającymi bałwochwalstwu, kultowi obrazów i posągów oraz figurek - na krzyżach, które nakazują całować w obrzydliwym rytualnym akcie posłuszeństwa.
Czym się to różni od kopulowania z posągami zwierząt w świątyniach wieki temu? Formą? Pod okiem starych prukw które ktoś błędnie uważa za "anioły".

Niektórzy twierdzą że za miłością to choćby w ogień pójdą. Z mojego punktu widzenia to błąd. Jeśli ktoś idzie w płomienie to kto go z nich wyciągnie jeśli za nim ślepo będzie ciągnąć "miłość"? Miłość ratuje, a nie decyduje się na towarzystwo w płomieniach.
Miłość nie wybacza każdego błędu i nie jest ślepo posłuszna. Miłość to nie bezkrytyczne podporządkowanie się.
Miłość nie ma nic wspólnego z byciem wielbicielem. Czy odnosi się to do guru sekt wykorzystujących wiarę wyznawców względem miłości twierdzących że należy im wierzyć, być posłusznym a potem nakazującym samobójstwa, czy to do guru sekt których guru twierdzą że ktoś ich bardzo kocha a sami wyciągają korzyści z tej cudzej wiary. Mi nie należy ufać i na pewno nie należy uważać mnie za guru. Nikogo nie należy uważać za guru, bo każdy popełnia błędy (ponownie oddaję pokłon Sai Babie z Shidri za to że dał się złamać i litościwie stwierdził że jego najgorętszy wielbiciel był uczniem, błąd którego nie zrozumiał jego "duchowy następca" (to nie jest bezstratna kopia) przyzwyczajony już do wielbicieli, co świadczy że najmniej błędów popełnia się na samym początku, potem ilość nagromadzonych błędów względem założeń - rośnie, w każdej religii). Nie można ufać nauczycielom. Nie można ufać ludziom. Nie można ufać rodzinie.
Chrystus stwierdził że trzeba znienawidzić wszystkich - przyjaciół, rodzinę by pójść za nim. Przestać im wierzyć. Budda nauczał, że nie można wierzyć w przekazy i wszystko sprawdzać. Każdy nauczyciel który twierdzi że należy mu bezkrytycznie wierzyć nie nadaje się na nauczyciela. Każdy który bezkrytycznie wierzy staje się wielbicielem, ciągnącym w płomienie za swoją iluzją.
Niezależnie od wybranego guru i opcji jaką on wyznaje - tworzącego wokół siebie określonych ludzi, tworzących swoisty kler, przekazujących dalej te same błędy, z czasem popełniając ich coraz więcej. Bezkrytycznych wielbicieli swoich kolejnych guru.
Komu można ufać? Na pewno nie duchom. Z punktu widzenia judaizmu - ufać można tylko Bogu. Niezmienności reguł związanych z fizyką, budową komórkową, strukturami krystalicznymi, zależnościami ekosystemów etc. etc. Nie kolejnym guru twierdzącym że wie lepiej. Nie duchom nawracającym na ich religie. Cała reszta albo popełnia błędy wyuczone i każe sobie wierzyć, albo popełnia samodzielne błędy oparte o brak swojego zrozumienia efektów określonego postępowania, czasem ktoś popełnia błąd wierząc w wybór pism które podobni im wybierali i określali nie uciekając się, a jakże, od błędów. Nie można im ufać. Wyborom treści też nie, zwłaszcza jeśli ktoś ufa im bardziej niż Bogu. Bardziej niż istnieniu wokół - HVIH - uzależniając życie od cudzego tekstu i cudzych przekazów zamiast od środowiska w którym żyje.
Codziennie ludzie są okłamywani. Atrakcyjnym marketingiem produktów, kolorowymi reklamami, wybielonym papierem toaletowym. Czemu zatem wśród religijnych spadkobierców różnych sekt nie ma nauki o braku zaufania. Łącznie z sobą i swoich przekazów? Z punktu widzenia guru sekty lepiej żeby ktoś mu ufał, żeby ufały mu dzieci, żeby mieć na nich wpływ, żeby podawać się za ich ojca, żeby je wykorzystywać do końca ich dni, a nawet po ich śmierci. Ale to punkt widzenia guru który chce wielbicieli a nie uczniów.
Wybielony papier toaletowy nie zmienia swojej funkcji, nawet jeśli ma na nim kolorowe perłowe nadruki i pachnie kadzidłem.
Dla środowiska zaś jest o wiele bardziej szkodliwy niż zwykły - szary i chropowaty.
OM MANI PADME HUM
Ja okłamywany jestem i kłamię od dzieciństwa w mniejszym lub większym stopniu. Z demoniszczem wciskającym się do mojej głowy. Zazwyczaj nie widząc innego sposobu na wyjście z sytuacji. Czasem litując się nad zrozumieniem interlokutora. Czasem mówię prawdę w sposób który powoduje absolutną niewiarę. I co z tego że ja cierpię skoro to i tak nikogo poza mną nie obchodzi? Czy mnie to obchodzi to też jest otwarta kwestia. Wszak ja nie żyję. Nie ma mnie. Jestem tylko iluzją własnego ja. A może właśnie do tego jestem przekonywany od dziecka? Nie można mi ufać. Wszak wszystko jest w stanie być tylko demoniszczową imaginacją.
Zbyt łatwo na mnie wpłynąć i wykorzystać. Zbyt łatwo wykorzystywano naiwność moich rodziców. Ale cóż się dziwić, pseudochrześcijan jest mnóstwo, pielgrzymkujących (nie pielgrzymujących tylko pielgrzymkujących - różnica jak między uczniem a wielbicielem), rozmodlonych do obrazków i krzyżyków, którzy wprost są przymilni gdy czegoś potrzebują, a jak przychodzi do kwestii płacenia - uciekają. Idealistyczni socjaliści wykorzystywani przez bandę pseudochrześcijan, z których żaden nie ma bladego pojęcia o złośliwości Chrystusa za jego życia. Za jego słowne walki i potyczki o których większość wielbicieli guru katolickiej sekty, i nie tylko, mogą tylko pomarzyć. Guru pragnących swoich owiec, pałaców, zamków i ziemi. Na pewno nie żywego Jezusa, skoro wystarczy im figurka na krzyżu. Skoro mają zaufanie. Skoro się im ufa. Skoro bezkarnie hodują pedofilów na swoim łonie. Którym także nakazuje się ufać. A figurka zapewne ma wybaczyć i kochać. Tyle że Chrystus nigdy nie był taką figurką i głosił różne rzeczy nie jako niemowlę tylko dorosły człowiek i to bez ciągłych podszeptów swojej matki.
Jezusiczek miał głęboko gdzieś tradycję, uczucia religijne i tradycyjne wierzenia i postępki żydowskich kapłanów związane choćby z figurkami czy kupczeniem w świątyniach i względem ich wielbicieli. Walczył z tym co uważał za złe. Ale cóż, szatan zabił miłością prawdziwego Jezusa. Jego wielbicielami, ich naukami, ich zdradami, ich naiwną wiarą, ich kultystycznym oddaniem się władzy. Władzy którą wykorzystywali by zabijać ludzi. W imię kogoś kto rozumiał, że nie należy ufać nawet własnej rodzinie, tylko pójść własną drogą.
I po co ja to piszę... Przecież mi nie można ufać. I nie tylko mnie.
Bezkrytycznie.
Nie można ufać Mahometowi, ani ludziom których nazywano "świętymi".
Nie można bezkrytycznie ufać Dharmie i ludziom którzy rozmawiają z duchami.
Nie można ufać scjentologom, ani rodzicom, ani politykom, ani naukowcom.
Bezkrytycznie.
Guru twierdzącym że tylko oni mają rację oraz że poznali wszystko i są nieomylni nie można ufać absolutnie.
Żaden z nich nie był i nie jest Bogiem - stwórcą reguł fizyki, zależności matematycznych i innych.
Każdy z nich mógł lub raczej był w stanie się pomylić lub być pod wpływem zewnętrznych oddziaływań ulec słabości, czasem litości, czasem wierze, czasem interpretacji fragmentarycznej wiedzy. Dlatego nie można ufać bezkrytycznie, wszak nie wszystko co twierdzili jest fałszem, nie wszystko jest prawdą, a jest co najwyżej tym, co uważali za prawdę i w co wierzyli że jest prawdą.
Wiem, że nic nie wiem? Nie ma paradoksów. Czasem tylko fałszywe tłumaczenia.
Iluzje odciągające od sedna problemu.
Nie ma pereł bez wydzieliny chorego mięczaka kaleczonego twardym okruchem.
Nigdy nie myślałem że świnie są mięczakami, skoro są w stanie wytworzyć tyle kolorowych perełek iluzji gdy pokaleczą swoje raciczki na sypanych przed nimi twardych prawdach prawdziwych uczniów którzy zrozumieli dowcip z nie sypaniem pereł przed wieprze (nie ma to jak specyficzne, zapomniane poczucie humoru Jezusa mającego na co dzień do czynienia z pewnym duchem, prawdaż?). Każdy niechrześcijanin i niebuddysta kocha swoje perełki (pozdrowienia dla Perełki), bardziej niż powody ich powstania.
Określenia ludzi mianami zwierząt to dosyć powszechne w przypadku zbyt wygórowanego ego. Zwłaszcza w przypadku duchów, oddziałujących latami na ludzi, którzy ulegają ich wpływom, powoli zatracając samych siebie. Dlatego nie można ufać nikomu kto nazywa cię owcą, baranem, wilkiem, psem, osłem czy ślimakiem, względnie mięczakiem o świni nie wspominając, mój drogi czytelniku. Jesteś człowiekiem, choćbyś był największym prymitywem i najmarniejszym geniuszem, choćbyś był opętany i był wielbicielem którejś z dostępnych opcji na rynku wiary. Nie można ufać mentalnym spadkobiercom SS, samozwańczym panom niewolników czy szlachty która uważała że może się wywyższać nad innymi. Chrześcijanie byli wszak równi stanem w swych społecznościach. Dlatego, mój drogi czytelniku, jeśli nazwę cię ignorującą mnie świnią - nie ufaj mi. Nie warto.
W końcu kogo obchodzi że demoniszcze zatruwa mi życie, a mnie nieustannie boli głowa. Zwłaszcza, że ze mną nie śpi.

Wiem. Powtarzam się.
A reakcji i tak pewnie nie będzie.
Za dużo klejnotów ofiarowano by zrozumieć że ich sedno to to w jaki sposób powstały i z czego są zrobione, jak oddziałują etc.
Ograniczono się do płytkiej wartości iluzji pereł. Budda zapewne utonął pod nimi, gdzieś zapomniany, a z wierzchu wystają figurki. Podobnie jak figurki Jezusa.
Ach OM MANI PADME HUM... Może za każdym powtórzeniem znika jedna iluzyjna perełka? Tylko trzeba zrozumieć co się powtarza bo inaczej tworzy się kolejną którą ofiarowuje się buddzie.
Perła jest w kwiecie lotosu?
A co ona tam robi?
Czy nie lepiej żeby kwiatek nie był gnieciony przez perłę?
Zaiste dziecinne pytania, pytania które nie powstają w umysłach wielbicieli, wierzących w przekazy swoich guru, wielbicieli powtarzających określone frazy mające wywołać określoną reakcję - pytanie w momencie zrozumienia bezsensowności całego działania.
Ach nieskończone są zalety mantr. Niewątpliwie pozwalają się na coś zaprogramować. Uczą cierpliwego powtarzania. Zajmują buntownicze umysły. Oddają we władzę duchów. Ufacie mi? Nie powinniście.
Nie powinniście bezkrytycznie wierzyć słowom.
OM SHIVA NAMAHA? Oddaję pokłon Shivie? A co to ma do buddyzmu Buddy który szukał latami rozwiązania swoich problemów?
Oświecenie iluzji.
Ból jest jakąś motywacją.
Tylko do czego?
Uznania że ktoś lub coś ten ból powoduje?
Nie, że ma do tego prawo. Tylko że to po prostu robi?
W jakim celu?
Jaką ma potrzebę, że zadaje ból?
Po co mu potrzeba?
Potrzeba władzy?
Nad kim?
Dlaczego?
Po co?
Prostota podstaw.
Nie można mi ufać.
Zwłaszcza gdy przynoszę dary.
Na konia trzeba uważać.
Żeby ktoś się nie nabrał.
Nie można mi ufać.
Hermetyczny żart oto jest.
W umyśle buddy.
Oświecenie iluzji.

Jak kochać świadomość po drugiej stronie?
Gdy oczy uwielbieniem są tylko zamglone?
Jak wierzyć w miłość która bezrozumna?
Swego wielbiciela a nie Życia ucznia?

W płomień pójdzie wielbiciel
Uczeń zaś przeżyje
Czasem zaś wyratuje
Taki z niego zbawiciel

Uczniowie
Sai Baba z Shirdi jest przykładem tego, że nawet najwięksi asceci mogą, a raczej są w stanie być złamanymi przez swoich wielbicieli. Wielbicieli kochających, którzy wierzą ponad wszystko w swoich "mistrzów" i są w stanie pójść za nimi "w ogień". Jednak robiąc to, nie stają się uczniami, a "mistrz" pokazuje że jest tylko uczniem, popełniając błąd okłamując ponad wszystko ufającemu mu wielbiciela, że jest uczniem.
Sai Baba z Shirdi był uczniem przez całe życie.
Nie ma mistrzów. Nieomylnych ludzi, nawet jeśli w trakcie życia robią tych błędów coraz mniej. Czasem robią ich niestety więcej, a ktoś kto wzoruje się bezkrytycznie na nich zazwyczaj nie dostrzega błędów tego, kogo wielbi. Kimkolwiek by on nie był.
Ludzie pozostają uczniami pod warunkiem, że nie zaczną w innym uczniu dostrzegać - mistrza - nieomylnego i doskonałego, stając się tym samym tylko wielbicielami, często bezrozumnymi naśladowcami nie rozumiejącymi decyzji podejmowanych przez tego na kim się wzorowali. Naśladowcami popełniającymi te same błędy co stawiani na pomnikach zbrodniarze czy inni arcykapłani niepokalanej Jezusem dziewicy tolerujący u swoich podwładnych najgorsze zbrodnie, łącznie z ciszą dotyczącą sposobu śmierci poprzednika czy pomijanie krzywd tysięcy ofiar pedofilów w sutannach. Wielbiciele nie dostrzegają błędów i zaczynają robić to samo co ci, których uznano za powierzchownie doskonałych do pełnienia swoich roli, nie mających często nic wspólnego z naukami Jezusa czy jakiegokolwiek człowieka który zrozumiał różnicę między byciem uczniem, a wielbicielem. W tym wielbicielem tradycji obcej Jezusowi.
Wielbiciele powtarzają kłamstwa i nierozumne nauki, wbrew oczywistym faktom - a to że Ziemia jest nieruchoma i Słońce krąży wokół niej, a to modły które Chrystusowi przez gardło by nie przeszły inaczej jak z najbardziej złośliwym komentarzem i wyjaśnieniem każdego niuansu słów idioty który je wymyślił. Idioty, bo ktoś kto nie rozumie że Jezus nie wierzył w modlitwy względem jakichkolwiek duchów ludzi będzie tylko do końca życia wielbicielem jego lucyferycznych wielbicieli wykorzystujących naiwnych do kręcenia własnych interesów na polu wiary. Konstantyn był wyznawcą Mithry, czego dowód dał ustalając datę tzw. "narodzin Chrystusa", a ci którzy mu ulegli w imię szatańskiej władzy nie są godni nazywać się uczniami Chrystusa bo się na nią zgodzili, w przeciwieństwie do tego, kogo uczniami się mienili.
Jezus nie uznawał żadnego święta kradzionego innym wyznaniom bo jedynymi świętami dla niego były związane z tradycją żydowską, w tym siódmym dniem tygodnia - sobotą.
Uczeń wie że jest uczniem i nie musi potwierdzać tego żaden "mistrz". Jeśli usiłuje wymóc to potwierdzenie jest tylko wielbicielem nie rozumiejącym istoty bycia uczniem. Usiłuje wymóc osąd ucznia nad uczniem. Osąd którego efekt jest w stanie być źle zrozumiany przez wielbiciela, a uczeń usłyszeć go nie musi. Bo rozumie że wygłasza go uczeń, który nie wie wszystkiego i jest w stanie popełniać błędy. Uczeń którego władza nie pociąga za sobą kolejnych ofiar - błędów popełnianych przez jego wielbicieli. Uczeń który uznaje że powinien mieć władzę i wielbicieli i popełnia przy tym błędy nie jest uczniem, staje się wielbicielem swojej domniemanej doskonałości, a jeśli łamie przy tym nakazy nałożone przez tego od kogo się uczył okazuje się tylko zdrajcą swojego własnego "mistrza".
Ilu księży stosuje się do nakazu chodzenia piechotą? Poza poprzednikiem, jednym z nielicznych uczniów, tak wielbionego w tym kraju wielbicieli obcych duchów kraju rodzinnego niejakiego Wojtyły, wielbiącego swoją tradycyjną tytulaturę i nie wyprowadzającego z błędów swych wielbicieli?
A może ja kłamię? Nie powinieneś mi ufać mój drogi czytelniku, zaufanie można mieć tylko do Boga, pamiętaj o tym - zasady którymi kieruje się przyroda są od eonów te same, słowa ludzi zmieniają się w zależności od polityki i korzyści jakie chcą osiągnąć. Ufać, jeśli już, można tylko Bogu. Demoniszczom i innym bytom które mają czelność podawać się za Elohim, Ismaele, Ra czy innych "bogów początku" - ufać nie należy, zwłaszcza jak włażą dzieciom do łóżek i wykorzystują ich naiwność oraz przymykanie oczu na podobne sprawki przez wielbicieli szatańskich sługusów podających się za kler katolicki, a działający wbrew oczywistym nakazom tego, którego uznali oficjalnie za swojego Pana (pod każdym znaczeniem tego słowa, wszak rozmnażać się też zakazują wśród "swoich").
Moim problemem jest to, że na siłę po wykorzystaniu mnie w perfidny sposób demoniszcze stwierdziło że teraz będę musiał się dręczyć i robić za ucznia. I działa cały czas, gdy moi drodzy czytelnicy pierdzą sobie w stołek np. brokułami. Patrzą, a nie widzą. Słuchają, a nie słyszą. Czytają i nie rozumieją co. Wtórni analfabeci rzeczywistości marketingowych oszołomów i telewizyjnych wybiórczych informacji kreujących im światopogląd. Klękających przed każdą bestią przed którą nauczy się ich klękać. Czasem jeszcze mających się czelność nazywać przy tym chrześcijanami, a czasem "satanistami" wodzonymi za nos przez swoich arcykapłanów. Uczeń się uczy.
Największy wielbiciel Sai Baby nie był uczniem, choć ten tak powiedział. Uczeń nie musiałby się domagać tego potwierdzenia, rozumiałby to. Ci którzy nie zrozumieli tego i podają to jako opowiastkę o cudowności i wielkości swego "poprzedniego wcielenia" są tylko popełniającymi błędy wielbicielami samych siebie (na pewno nie są bezstratnymi kopiami) - w tym popełniających błędy braku zrozumienia kto jest uczniem a kto jest wielbicielem, oraz to że Sai Baba z Shirdi był tylko i aż uczniem.
Odnosi się to do wszystkich sekt w których istnieją mieniący się mistrzami lub nieomylnymi nauczycielami, powtarzającymi słowa wielbicieli swoich poprzedników. Zwłaszcza bez poddawania swoich i ich słów krytyce skoro uznali się za godnych miana osądzania moralności innych, wielbicieli określonych poglądów, a nie za uczniów którzy mają się uczyć. I to niekoniecznie jak Sai Baba z Shirdi. Odnosi się to do tych, którzy nie przyjmują krytyki i nie naprawiają swoich błędów, otaczających się swymi klakierami i kryjącymi swoje prawdziwe oblicze hipokrytami - którzy prywatnie są przeciw ale publicznie za. Im dłuższa tradycja, tym więcej hipokrytów i wielbicieli. Tradycje którym się ufa i nie krytykuje, dostosowując do faktów, powielają stare błędy, błędy które prowadzą często do zbrodni. Czego nie rozumieją wyznawcy tez dyktowanych przez pewnego ducha w perliście pięknym języku pewnemu prorokowi, który jak każdy pod zbyt długim wpływem różnych bytów, zaczynał zmieniać poglądy. Niekoniecznie na takie które są słuszne, ale relatywnie prawdziwe na innym poziomie interpretacji niż dosłowna. Dlatego nie ufajcie tradycjom, moi drodzy czytelnicy. Żadnym. Wszystkie sprawdzajcie, jeśli chcecie, ale żadnym nie ufajcie. Tradycje nie są niezmienne.
Wiecie, moi drodzy czytelnicy, jak sobie pomyślę jak mogę być osądzony przez innych to pojawia mi się złośliwy uśmieszek na ustach, pomimo bólu głowy, wciskającego się "czegoś" do mojego mózgu i konwersacji demoniszcza z innymi na boku. Na ile moje błędy są moimi błędami a na ile tych wszystkich "świętych" wzorów wciśniętych mi do głowy przez różne "demoniszcza" które nigdy ze świętością nic wspólnego nie miały, będąc co najwyżej uczniami. Ale tylko co najwyżej. Popełniającymi błędy. A czasem zbrodnie.
Demoniszcza wszak lubią się bawić - tworząc kler i go niszcząc, zwłaszcza taki, który bardziej wierzy innym duchom, niż jemu samemu.
Ciekawe czy to biblijne demoniszcze wyzywające wszystkich ubrało by się w miedzianą zbroję i w czasie burzy wlazło na wysokie wzgórze...
Święty jest tylko Bóg. Duchy... Obserwują i się wtrącają.
Doskonałym obserwatorem jest tylko Bóg. Nieomylny w swoim wyroku.
W przeciwieństwie do ludzi którzy są pod różnymi wpływami i osądami.
Wielbicieli.

Demoniszcze zaś się bawi. Wielbiciele kleru mogą nawet liczyć na uwolnienie, jeśli naprawdę wierzą i przestają myśleć. A te wszystkie częstotliwości generowane przez mózg w procesie samodzielnego myślenia zdecydowanie działają drażniąco na demoniszcza, które tylko "naprawdę wierzącym" zostawia możliwości wyboru.
A jak wieje wiatr zmian i kler robi się zbyt mało wpływowy? Po setkach lat wpływów odciągających od podstawowych zasad i nauk? To się go zmienia. Za pomocą działań pechowców którzy robią za tych "najgorszych". Nie dlatego że nawoływali do mordów i rzezi jak niektórzy uważani za "świętych", którzy dodatkowo brali w nich udział. Dlatego że niektórzy piszą takie rzeczy, najgorszy grzech przeciwko nieświętemu duchowi to mówić prawdę o jego poczynaniach na przestrzeni setek lat.
Więc idzie nowe... Jakie nowe? Allah Akbar. Jakby wcześniej nie był. Jakby nie był wielki milion lat temu. Miliard lat temu.
Kolejne wyznanie które myśli że należy wierzyć duchom. Jakby były "nieomylnym Bogiem", a nie tylko bawiącymi się w rpg manipulatorów kreujących światopogląd ludzi, wielbicieli swoich "mistrzów". Bo nawet jeśli to jest "ufo" mające technologię "psioniczną" (i nie tylko) mającą powiedzmy kilkadziesiąt tysięcy lat pozwalającą wykorzystywać psychologiczne sztuczki z ograniczonej bazy i biblioteki wzorców (nawet ze specyficznym "morfingiem"), do tego z błędami w "biosie" i ograniczonym buforem oraz przerwą czasową na łączach wirtualizujące w świadomości otoczenie z planetki podobnej do opisanej w manuskrypcie Wojnicza*)... Albo w czymś podobnym.
[w międzyczasie w kwestii Pawła VI - demoniszcze stwierdziło "ty nawet nie wiesz jak oni nas tym zirytowali" (dokładny cytat brzmi - "wkurwili") co świadczy niepochlebnie o kulturze języka demoniszcza, lub o jego niesamowicie emocjonalnym stosunku do rzeczonej kwestii lub stosunku do konkurencyjnych duchów]
*) W którego ilustracjach kobiety są na obrazkach wykorzystywane niczym elementy pewnych mechanizmów kształtujących strumień częstotliwości - zważywszy na to kto jest "u góry" kształtowania strumienia można domniemywać matriarchat - z wykorzystaniem strumienia elektrolitów współdziałajacego z biopolem w którym znajdują się głównie inne kobiety i mężczyźni z obrazka pozbawieni "atrybutów", a np. na str. 82, obr. 2 od góry, mamy przykład generowania "energetycznej kulki" - ot takiego demoniszcza niedopracowanego pod względem technicznym, a wszak po tylu latach można by oczekiwać czegoś więcej, nie mówiąc już o tym że manipulowanie mężczyznami i robienie z nich powolnych sobie tumanów nie świadczy zbyt dobrze o rzeczonym społeczeństwie. Kwestie zabaw w wojsko (wmawianiu facetom przez wysyłane "gwiazdki" różnych "duchowych" kwestii) by udowodnić na przykładach innych światów, że "nasz system jest idealny" bo u nas "nie ma takiej agresji co u nich" i zsyłanie niewyżytych samców (kompensacja) ze swojej planetki by mogli robić za macho wśród nieświadomych manipulacji ofiar (odegrać się za psychiczny terror matriarchatu skoro u siebie - nie mogą). Co sprowadza się do wykorzystywania ludzi w efekcie rozmaitych podziałów. No a jak na psychikę dzieci wykorzystywanych przez "innych" działają umysły kobiet które nie mają pigułek jak w Seksmisji kontrolujących swój popęd i wykorzystujące ludzi jako stojących w tym samym bajorze na dole - co zwierzęta (str. 79-80)? Ach ileż można rzeczy sobie wyimaginować na podstawie ilustracji z tegoż manuskryptu z XV wieku, bez odnoszenia się do zawartości tekstu. Wszak cała struktura takiego typu działań wywołuje abnegacje psychiki i pobłażliwe traktowanie przez hierarchię zachowań pedofilnych u swoich - wielbicieli i mających się za bóstwa - pseudoreligijnych oszustów - ufockich terrorystów.

czwartek, 6 września 2012

Bla bla bla

Bóg - duch - człowiek
Świadomość jako boski element we wszystkich?

Jak wyglądały nauki Jezusa, ale nie te, które wybrano do zbioru Nowego Testamentu, ale te, które spowodowały powstawanie gmin chrześcijańskich w których cały swój majątek najpierw sprzedawano, a potem oddawano na rzecz wspólnoty równoprawnych chrześcijan. Nie Greków, Żydów czy Rzymian tylko - chrześcijan? Równoprawnych pod względem świadomości każdego człowieka, bez panów i poddanych, za co m.in. byli tępieni przez ówczesną "szlachtę" i wywyższających się kapłanów Rzymu.
Na czym polegała złośliwość napisu INRI? Na tym, że Jezus był prywatnie przeciwko królom, panom, wywyższaniu się jednych nad drugimi - zwłaszcza klerowi, który nie zrobił praktycznie nic by zapobiec rzezi której przewodził niejaki Herod, jak również przeciwko wszelkim wróżbitom którzy pomagali mu ustalić miejsce gdzie rzeczony Jezus miał się narodzić - co skrzętnie ukrywał każdy kler katolicki który ściągał daniny od naiwnych, okłamanych ludzi przez wieki. Cesarzowi co cesarskie? Cesarz nie był chrześcijaninem, a zasada nie uderzania jako pierwszy i przez to rozpoczynania konfliktu obowiązywała. Chrześcijanin, prawdziwy chrześcijanin, nigdy nie byłby cesarzem, królem, szlachcicem itd gdyż cały jego majątek byłby częścią wspólnoty wszystkich chrześcijańskich "poddanych", którzy mieliby identyczne prawa jak władca. Każdy kto poddał się Konstantynowi i jego zasadom okazał się zwykłym zdrajcą, manipulującym przy pismach w celu ukrycia podstawowych nauk związanych z chrześcijaństwem i utrzymania władzy wśród nieświadomych, niepiśmiennych ludzi.
Lucyferianizm kleru podającego się za chrześcijański? "Imperatorskość" papieży pokazuje właśnie cechy lucyferianizmu i kultu szatana od początku istnienia tej funkcji, po zdradzie równoprawności każdego członka wspólnoty kilkaset lat temu. To wszak szatan ofiarowywał wszystkie królestwa ziemi i kto je dostał pod panowanie i decydowanie kto ma być władcą? Ktoś kto popełnia na co dzień bluźnierstwa i herezje nazywając się i nie dementując gdy ktoś go nazywa "ojcem świętym" raczej nie zrozumie podstaw, które skrzętnie zostały wybrane z pisma nazywanego świętym. Ale owce wierzą. Wielbiciele zawsze się pojawiają, nawet najgłupszych i najbardziej fałszywych nauk. Ziemia dla niektórych nadal stoi w miejscu a Słońce obiega wokół niej. To właśnie dzięki "imperatorowi kłamstw" kilkanaście wieków przy pomocy mieszania półprawd, prawd i zwykłych kłamstw niektórzy utrzymywali swoją władzę, nie będąc nigdy prawdziwymi chrześcijanami, jednak bezczelnie łgali - że nimi są i nauczali jak być poddanymi takim ludziom jak oni.
Duchy ludzi zamordowanych i zgwałconych przez efekty nakazów i nauk papieskich (i nie tylko) klerykałów, nadal was nienawidzą - klerykałowie, a problem z wypędzaniem duchów wyklętych którzy byli bardziej posłuszni nakazom Chrystusa niż wy, nadal będzie narastać. Bo jesteście winni. Winni - wy, i to często bardziej niż ludzie którym wmawiacie winę, właśnie za tę fałszywą naukę i to co robicie na co dzień.
Papieże w ciągu wieków współpracowali z Lucyferem, Mamonem i innymi - choć chyba tylko Lucyperowi oferowali tak ochoczo złoto wzamian za współpracę - zaczęli parać się wywoływaniem duchów, dywinacją etc. etc. Zaczęli nawet sygnować interpretacje ze zmienionymi imionami w piśmie nazywanym świętym, za posiadanie którego wcześniej inni nakazywali zabijać. Kler i chrześcijaństwo? To samo w sobie jest sprzeczne. Kler tworzy zawsze duch żeby manipulować ludźmi i przekonywać do siebie, duch którego własność może się pławić w dostatku przy biedzie strzyżonych owiec. Duch kierujący kłamstwami i tworzący imperia oparte na kłamstwie. A dla Jezusa równoprawność świadomości wszystkich była jasna - i tak nauczał, za co nienawidzili go zarówno w obrębie kleru Żydowskiego jak i w ramach ówczesnej władzy. Naiwność Jezusa polegała jednakowoż na tym, że nie zrozumiał że duch nie pozwoli sobie tak po prostu odebrać wpływów i że ma możliwości wpływania na niego samego. Nawet jeśli nie za życia - to na przekazane słowa. Poprzez manipulowanie ludźmi, zsyłanie wizji, dawanie znaków, wybieranie określonych treści, a czasem zwyczajne niszczenie w imię zachowania szatańskiej władzy.
Święty jest tylko Bóg. A duch Bogiem nigdy nie był i nie jest, bez względu na swoje umiejętności. Człowiek zaś jest człowiekiem - również bez względu na swoje cechy. Pierwiastek świadomości jeśli jest niszczony przez ducha czy człowieka w celach władania i kontroli, świadczy bardziej o szatańskich konotacjach niż o postawie chrześcijanina. Bóg - nie musi kontrolować i jest tym, który daje wszystkim wolność wyborów, pozbawionych celowych przymusów zewnętrznych wymuszanych przez inną świadomość, wolność w której nie ma wyróżnień ze względu na tradycję, status społeczny, wszelkie twory władzy i każdy ma te same prawa.
Wspólnoty chrześcijan skończyły się w momencie, gdy ktoś zaczął nimi władać, tworząc struktury w których jedni mieli prawa większe niż inni do decydowania i kontrolowania "środków produkcji". Ale to raczej podejście marksistowskie... Naiwni zawsze się znajdą, a potem i tak pojawia się ktoś kto chce władać w imię osób które nigdy by nie dały prawa do władania takiej osobie (vide USA i każdy kraj w którym do władzy dochodzi ktoś kto ma na celu zwiększanie i preferowanie kapitału własnego nad kapitałem swoich wyborców). Władzy się nie oddaje komuś. W chrześcijańskich gminach każdy miał władzę nad sobą z uwzględnieniem zasad związanych z rodzicielstwem. Każdy miał takie samo prawo do decydowania i jeśli się nie zgadzał z większością, mógł opuścić zgromadzenie w którym każdy człowiek był świątynią prometejskiego ognia świadomości wykradzionego samozwańczym "bogom", rozświetlającego umysły pogrążone w ciemności wywołanej demoniszczymi działaniami. Świadomości niezależnej. Bez kontroli, niewolnictwa i poddaństwa. W obrębie wspólnoty.
Ironią losu jest to, że to podejście obecnie nazywa się "satanizmem", i to niezależnie czy ktoś wierzy w szatana, robi jakieś rytuały i czy składa mu ofiary, czy nie - ich brak chyba najbardziej wkurza moje demoniszcze łaknące prawdopodobnie zwierzątek, całopaleń (obojętnie kogo byle było) i rytualnych mordów jak za starych czasów (choć prawdopodobnie tego typu teksty uważa za jakąś formę ofiary, która u kogoś ma wywołać "konflikt wewnętrzny"). Niby sataniści a prezentują poglądy chrześcijan, czasem całkowicie pacyfistyczne - przynajmniej częściowo, a w każdym razie bardziej niż hierarchiczna struktura władzy papieży poddanych imperatorowi kłamstw i wszelkich odłamów które zapoczątkowali jego poprzednicy. Komuniści to już całkiem blisko byli, a niektórzy socjalistyczni męczennicy, którzy zrozumieli "dowcip" w rodzaju Rudiego Dutschke to już najwyraźniej wiedzieli o co chodzi.
Główny zausznik Lucyfera na ziemi słabnie? Rozwiązaniem dla demoniszczów jest znajdowanie podobnych ofiar jak ja. Z jednej strony jeśli się "nawróci" to wzmocni struktury panujących lokalnie hierarchii, które mają się nijak do chrześcijan. Jeśli będzie pisać "anty" to i tak nie będzie się wierzyć ofierze, która prawie całe życie jest pod wpływem demoniszcza co wiąże się z wszelkimi efektami ubocznymi i znajdą się chętni do "obicia mordy" czy innego "kamienowania" typowego dla pseudochrześcijan. Nawet gdyby ofiara pisała samiuteńką prawdę to uzna się ją za imaginację jakiegoś fantasty i przejdzie nad nią jak nad kolejnym przeczytanym tekstem w lawinie innych. No i ofiara dalej będzie pod wpływem demoniszcza machając do ludzi tekstem z okienka zamiast zajmować się swoim własnym życiem. Zmieni się coś?
Jakoś nie zauważyłem lokalnego (i nie tylko) zainteresowania w pozbywaniu się demoniszczy i ich wpływów na ludzi - "z tamtej strony". Struktur przyzwyczajonych do hierarchicznego myślenia i poddaństwa ludzi żebrających o łaskę.
Nie ma wśród nich ani jednego chrześcijanina, skoro nie zrozumieli o co chodziło z pewnym Samarytaninem którego Jezus nie prosił o pomoc, a który sam jej udzielał. No a w kwestii demoniszczowej wszak chodzi o umiejętną resocjalizację. Nawet z symboliczną gumisiową piosenką...
Jak na dole tak na górze? Nie ma co się dziwić, skoro imperatorskie nauki i ich echa krążą po tym świecie.
Wśród dyletantów każdego kleru.

Hermes
Efekt bioenergoterapeutyczny polegający na tym że po działaniu na miejsce ból/schorzenie ustępuje a po jakimś czasie pojawia się w innym miejscu świadczy o niekompetencji bioenergoterapeuty który zamiast usunąć z organizmu problem na który działał, przeniósł go tylko w inne miejsce. To samo jeśli ktoś czuje ból i zmianę w okolicach poddawanej terapią utrzymujący się przez dłuższy czas - struktura i zależności m.in. wody w komórkach wszak ulega określonym zmianom i utrwaleniu w przypadku niekompetentnego uzdrowiciela, który nie dopasowuje się do organizmu leczonego tylko fragment dopasowuje do tego co mu się wydaje za słuszne, a co nie jest kompatybilne z układem struktur poddawanego zmianom człowieka. To nie efekt współdziałania ze złym tylko czasem brak elementarnej wiedzy związanej z uzdrawianiem, tępionej przez wieki przez kler współpracujący z nienawidzącym życia i zdrowia człowieka szatanem, o czym niektórzy pseudochrześcijańscy księża będący jego członkami zapominają pisząc swoje dyrdymały, zwłaszcza względem oddawania się pod opiekę ryczącej baby - niepokalanej Jezusem babilońskiej dziewicy, co jest zawsze na rękę imperatorowi kłamstw, zdrad i mordów, który uwielbia rozdziewiczać niewinne dzieci, a za jego przykładem pseudkapłani - wyznawcy kawałkowania i zjadania wiszącego na krzyżu Jezusa.
Niektórzy pamiętają wszystkie zdrady i zbrodnie Watykanu i nie wybaczają. Niczego.
Nie są masochistami kochającymi za zadawane im cierpienie jak wmawia się to ludziom.

środa, 5 września 2012

Oj tam, oj tam...

Jezus nie umarł za czyjeś winy.
Nigdy nie miał takiego zamiaru.
Zrzucanie na niego swoich win jest szatańskim wymysłem i każdy kto coś takiego robi jest zdrajcą jego poglądów i chrześcijaństwa, tego - prawdziwego.
Sępy które lubują się w przekazywaniu komuś swoich win najwyraźniej nie rozumieją podstaw którymi kierował się Jezus Chrystus. A on nie daje na to zgody i wszyscy którzy uznają go za pana najwyraźniej muszą być mu posłuszni, a jak nie to każda, najdrobniejsza winka spadnie na każdego kto nauczał, że winy wybacza ktoś inny niż osoba której się zawiniło, będąca w pełni świadoma tego, co zaszło i wszelkich okoliczności z tym związanych - jeśli jest to konieczne.

...i tak wyglądają efekty "mazi w głowie". Ma się po prostu wrażenie, że coś się zmienia gdy podaje się za kogo, kto uważa, że wie lepiej co chce, a czego nie chce przybijana i katowana ofiara, obwiniana, raniona, niszczona, tłamszona, gwałcona, czasem konsumowana etc. etc. względem osób które uczą, że ta ofiara jeszcze kocha swych oprawców.
Nie wydaje mi się by Jezus był masochistą w przeciwieństwie do tych, którzy to wymyślili (te samobiczowania itd.). W każdym razie zapewne lubią śpiewać... a jak nie to pewnie polubią ];>
Wasza wina, wasza wina, wasza bardzo wielka wina i jeszcze większa za doprowadzanie każdego kto pisze podobne słowa do stanu "winy" podczas gdy cała sprawczość wynika z waszych wpływów. Nie wybaczam wam. Niczego wam nie wybaczam.
"Duchy".