wtorek, 31 maja 2011

Stephen

Moje życie to ciąg rozpaczy, ukrywanych żalów, smutku i samotności. Ukrywanej, bo gdy była okazywana ludzie zaczynali się odsuwać, szybciej, przy ukrywanej tylko później, czując się nieswojo przy mnie. Nie rozumiejąc co jest nie tak. Nie uważając za słuszne uwierzyć, gdy mówiłem co jest nie tak, wierząc bardziej sobie i obcym ludziom, dla których rozwiązaniem problemów jest tłumienie objawów. Dla których nie liczy się usunięcie przyczyn i człowiek, jego osobowość, tylko kolejny dochód od kolejnego pacjenta po wypisaniu recepty po wydaniu diagnozy po 5 minutach od wejścia do gabinetu. Masowe przetwarzanie psychiki bydła.
Ludzie nie wierzą w coś czego sami nie doświadczyli, uważając że czasem z wszystkim można sobie poradzić, jeśli nie widzą fizycznych zmian. Wysokogórskie wspinaczki dla prof. Hawkinga? Umieć, rozumieć, a potrafić? Wierzyć że jest inaczej niż mówią wszyscy wokół? I mieć często więcej racji niż inni, ale być ignorowanym bo to co się mówi wydaje się niemożliwe?
Jak to jest być pod wpływem demoniszcza? Bytu którego bawiło poniżanie, zamykanie w klatce własnego pokoju i wpływania na przekonania które odciągały od ludzi, jakiejkolwiek religii łączącej wspólnotę? Bytu, wywołującego chorobę, uszkodzenia, które nawet leczone Difraelem, lekiem na "przeczyszczenie" naczyń włosowatych sprowadzanemu z zagranicy nie były w stanie powstrzymać zamykającej dopływ tlenu do mózgu skawalonej skorupy "pyłu", o którym pisałem już wcześniej. Wywołującej depresję i otępienie, problemy przy jakimkolwiek wysiłku fizycznym. Pyłu, który do organizmu wprowadzają idioci bawiący się w satanizm, przywołujący byty i niszczący ludziom życie. Tak jak Piotrek Sz. mieszkający w dzieciństwie w moim bloku który sam mógł być pod wpływem demoniszcza. Kto tu kogo słuchał? Demoniszcza, przy którym wymyślenie klątwy na odwdzięczenie się za każdy dzień, godzinę, minutę czy nanosekundę zamknięcia i zabawy czyimś życiem w sposób, który zacznie się z ostatnim oddechem rzeczonej osoby, zamykając ją na lata w gnijącym ciele lub w urnie z prochami - na czas równy oddziaływaniu wszelkich "uroków" które tamta rzuciła na dowolną osobę - albo do przyjścia Chrystusa, który go uwolni i "przywróci do życia", nie stanowi większych problemów. Bo demoniszcze jest chytre i jest złe. Potrafi udawać i wpływać na kogoś tak, że sam nie wie że udaje. Być niewykrywalnym, udającym "aniołka" bytem.
Wiecie kiedy uznacie że "magia" i "satanizm" czy "wiedźmy" są złe? Kiedy dowiecie się jak to wygląda od strony fizyki. Kiedy ktoś wam udowodni istnienie sposobów na zabicie kogoś bez fizycznego bezpośredniego kontaktu. Czy wtedy zapłoną stosy? Ha, a wiecie kto na tym skorzysta? Ludzie? "Nie zabijaj"? Nie. Demoniszcza, którym nikt nie będzie potrafił porządnie przypierdolić? Stosy i polowania na czarownice to w sporej większości był efekt luteranizmu. M.Lutra, który sądząc po objawach o których czytałem miał również do czynienia z zamknięciem i z demoniszczym wpływem, choć zapewne określenie "anieliszcze" jest tu sensowniejsze bo zapewne na niego akurat demoniszcze wolało stosować metodę "na dobrotliwego", chroniąc przed atakami innych bytów. Moje demoniszcze też parę razy "mnie" chroniło, ale otępiającej warstwy jakoś nie uznało za stosowne się pozbyć. Podobnie wszelkich "pyłków". Problem jednak który pozostanie to kwestia zrozumienia przez "wiedźmy", "satanistów" itd. fizycznych aspektów swej działalności i zrezygnowaniu z pewnych metod. Na rzecz przypierdalania wpływającym na nich i innych złośliwych, niewidzialnych "graczy rpg", którzy znają całkiem zaawansowane techniki zarówno leczenia, zabijania jak i kontroli.
Problemów ten świat i tak ma za dużo, chcących rządzić też.
Jednym z nich jest brak wierzących w to, że ich dziecko może kogoś zamordować lub wywołać poważną chorobę siedząc sobie w domu i zwyczajnie nienawidząc innych, mając się za jedyną sprawiedliwość, z demoniszczymi podpowiedziami w tle. Brak wierzących w to, że w takim momencie dziecku trzeba wybić z głowy głupie pomysły. Nawet nie inne przekonania związane z kolejną wersją pokojowej koegzystencji z duchami, dobrotliwego opętania powodującego brak zdolności logicznego myślenia, ale przekonania w których małoletnie smarki uważają że mają prawo zabijać, dręczyć, "rzucać klątwy", wykorzystywać ludzi o innych poglądach niż oni.
Przekonania rodzące nienawiść. I nieszczęścia. Brak ludzi którzy gdy sami nie potrafią pomóc, nie ciągną swych dzieci do specjalistów. No i wreszcie - brak specjalistów. I to specjalistów którzy nimi są, a nie tylko nominalnymi tytularnymi osobami z papierkami że coś tam ukończyły.
Po tej czy tamtej stronie konkurencja dla pojedynczych demoniszczy rośnie wraz z pojawianiem się coraz większej ilości "magów", których przekonania związane są z iluzjami władzy i fantastyką, a nie z wiedzą stricte naukową. Wiedza stricte naukowa demoniszczy, w moim ujęciu pozwalała żyć kilkaset lat osobom które kontaktowały się z nimi, a te im pomagały. Niestety. Fantastyka wzięła górę i zamiast wiedzy zaczęto stosować ograniczone umiejętności. Bo demoniszcza (następne pokolenia?) wolały pozbyć się konkurencji, tworząc stronniczych "magów" i "wiedźmy" oddające im cześć lub będących przez nie wykorzystywanymi. Zakłamanych, oszukiwanych, przekonanych o własnej wyższości i prawie do kontrolowania życia innych. Bo te "pierwotne" demoniszcza wierzyły w Boga Stwórcę - reguł naukowych i dzięki badaniom zależności tego świata i współzależności między nimi zdobywały wiedzę pozwalającą im np. na materializacje. Jednak są to moje przypuszczenia wynikające z doświadczeń i lektur. Problemem uważających się za "wiedzących" jest uznanie swojej subkultury za jedyną, swoich reguł za najważniejsze i jedynie słuszne. Swojego systemu etnicznego "rpg", zapominając o całym świecie wokół. Coś jak dla pewnego Andre, "właściciela" kanału "#ezoteryka" na czacie onetu uznanie się za eksperta od OOBE i negowania istnienia demonów (jak wyjdziesz z ciała i komuś robisz krzywdę to jak dla mnie zostajesz demoniszczem, choćby do czasu powrotu) czy twierdzenie że Biblia i religia nie ma nic wspólnego z ezoteryką (a co z numerologiczną kabałą, bibliomancją, proroctwami - przepowiedniami, opisami wywoływania duchów, ukrytymi formułami...) - co zdumiewające tego typu osoby mają całkiem duże poparcie w tym "światku". I jak tu szukać pomocy w pozbyciu się demoniszczów, w które nie wierzą, u takich "uduchowionych specjalistów"? No i jak tu nie uznać, że ludzie bywają głupi?
Zaślepieni w swoich poglądach.
Czy profesor Hawking wierzy w Boga? I jakiego? Z mojego punktu widzenia w "kocim pudełku" Bóg może istnieć, istnieje i go nie ma. Dlaczego się ograniczać? Do ciasnego, zamkniętego poglądu? Jeśli Boga nie ma, to po co na siłę udawadniać że go nie ma? A co jeśli "w tym momencie" go nie ma? Bo "wyszedł z pudełka"? Jeśli jest "gdzie indziej"? Jeśli nie chce być lub się chowa przed profesorem Hawkingiem lub innym badaczem? Jeśli nie ma się dostępnych narzędzi żeby stwierdzić jego obecność? Jeśli brakuje jakiegoś percepcyjnego zmysłu do jego "dotknięcia"? Umiejętności dotknięcia świadomością wnętrza "pudełka z kotem"? Zrozumienia że stałe dozorowanie może się znudzić? Bóg musi mieć możliwość wyboru więc musi mieć też możliwość kiedy go nie ma i całego systemu powiązań tej kwestii. Ale to wystarczy zrozumieć że to tylko jedna z gałęzi drzewa poznania Stwórcy.
W dzieciństwie uważałem się za ateistę. Nikt mnie nie nauczył nawet pojęcia "Bóg", i bardziej kojarzyłem z bogami mitologię grecką niż jakiekolwiek związki tego słowa z judeochrześcijaństwem. Chyba pierwsze boskie imię o którym przeczytałem, znajdowało się w książce E.Nesbith bodajże "Feniks i dywan" i brzmiało ono Amon-Ra. Te dwie, czy trzy lekcje "religii" czyli katolicyzmu na które przez przypadek trafiłem idąc za klasą na zajęcia jakoś nie wskazywały na to, że tam się mówi o Bogu. Modlitwa, głośne rozmowy uczniów i przepytujący z pamięciówki ksiądz. Na koniec ocena "za wiarę". W zasadzie jako jedyny nie miałem w klasie problemów z księdzem, wysterowany przez demoniszcze na bycie "bardzo porządnym Pinokiem". Czyż to nie zabawne? Bardzo smutnie zabawne.
W życiu popełniłem mnóstwo błędów, pewnie za dużo, czasem nieświadomie, czasem świadomie. Niektórzy nazywali by je grzechami. Problem w tym że nie jestem w tej chwili stwierdzić ile w tym jest mojej winy, ile związanej z demoniszczem, wychowaniem, stosunkiem innych ludzi do mnie, przekonań nabytych, załamań, poszukiwań bez celu. Niestety nie wiem czy jestem w stanie samotnie nie popełniać kolejnych. Z różnych powodów. Wszak demoniszcze czuwa, czuję się jakbym siedział w gumowym worku, jestem otępiony, w głowie czuję ukłucia i mrowienie na i w swoim mózgu. I uśmiecham się smutno. Przepraszająco.
Za błędy, niekoniecznie swoje.

poniedziałek, 30 maja 2011

Zombie

Czuję się jak zombie. Z problemami z zebraniem myśli, uśmiechając się niczym psychopata, myślę o śmierci. Czuję się niczym w śmierdzącym kwaśno niewidzialnym worku powodującym kłujący, mrowiący ból głowy i zastanawiam czy to powtórka z rozrywki. Z efektem wyczuwalnej przez parę godzin śmierdzącej, zgnitej kapusty jak jakimś cudem uda się tego pozbyć. O ile uda się tego pozbyć.
Klątwa, urok, kolejna demoniszcza oprawcza zabawa? W efekcie czuję się chory, zmęczony, nie do życia. I czuję śmierdzący worek na skórze.
Bezsens istnienia.
Kupiłem koszyk truskawek.
Zeżarłem je z cukrem i śmietaną.
Czuję się jak zombie.

niedziela, 29 maja 2011

Kevin

Przypomniałem sobie dziś "Mallrats" czyli "Szczury z hipermarketu". W tle konsumpcjonistycznego społeczeństwa tworzy się opowieść o miłości, kreowaną i reżyserowaną przez niskiego, małomównego grubaska w długim czarnym płaszczu, pojawiającego się w filmie z gadatliwym i ekstrawertycznym kumplem. Nie tylko zresztą w "Szczurach..." ale i w "Dogmie" czy w "Pogoni za Amy", "Clercs" i paru innych działając na drugim planie, ale jednak będąc postacią którą się zapamiętuje.
W społeczeństwie kreowanym przez superbohaterów, często zapomina się o ludziach którzy działają w tle. Tworzą te wszystkie miejsca pracy dla całej reszty ludzkości nie posiadających super mocy, zarabiających na bilety do kina na filmy Kevina lub jak pospolici złodzieje ściągający je wprost z sieci (czyli zarabiający na dostęp do Internetu i prąd żeby z niego korzystać, swoją drogą ktoś ma przyjść jak złodziej, więc kto wie czy nie za pośrednictwem sieci, nie wiadomo skąd i gdzie). O ludziach którzy pracują żeby coś mieć, czegoś się nauczyć i bawić. Bawić w świecie w którym istnieją superbohaterowie którzy chronią ich świat przed kosmitami, szaleńcami i superprzestępcami. W świecie który istnieje na kartach komiksów, książek, filmów.
Filmy Kevina pokazują wymyślony świat kreujących i wielbicieli światów superbohaterów. Wymyślony świat, w którym zakończenie nie zawsze jest cukierkowo słodkie. Wymyślony świat odciągający od rzeczywistości, tak samo jak rzeczywistość w której żyją jego bohaterowie. Magia "ruchomych obrazków" utrzymujących mit szczęścia tego świata, na którym większości żyjących wcale nie jest wesoło. W świecie w którym końcem świata dla wielu byłby brak ropy naftowej i gazu generujących zanieczyszczenia po spaleniu, brak firm farmaceutycznych tworzących szczepionki które u wielu dzieci wywołują poważne problemy zdrowotne na całe życie, brak firm chemicznych tworzących nowe kombinacje starych środków pod nowymi nazwami, równie niebezpiecznymi co stare, świat w którym zmieniłyby się stosunki produkcji i konsumentów do towarów, w tym spożywczych, tak, by większość wyprodukowanych towarów nie była wyrzucana przez sklepy, hipermarkety, czy "ponownie przetwarzana" i "odświeżana" przez fabryki żywności. Świat w którym "demokratyczne" oligarchie kapitalistów zachodnich wykorzystują "komunizm" Chin do zdobywania większego kapitału, wyszkolonych we własnym kraju "terrorystów" islamskich do zdobywania większej władzy i uprawnień nad przeciętnymi obywatelami. Świat w którym przywódcy kościołów dobrotliwie się uśmiechając nie robią nic ze swoimi przedstawicielami - pedofilami, oszustami i nie odcinają się od nich kategorycznie, najwyraźniej uważając że drugi policzek mają nadstawiać ofiarne owce i barany, a nie wilki w czarnych, purpurowych i białych szatkach, przy czym nie twierdzę że wszyscy są tacy, jednakże żaden biskup który nie ekskomunikuje, lub przynajmniej nie pozbawia święceń kapłańskich i nie wykopie na zbity łeb księdza z duchowieństwa, który jest pedofilem, nie jest żadnym biskupem tylko głupim, bezzębnym, wyleniałym psem pasterskim który bardzo kocha swego Pana, ale nie jest mu do niczego przydatny, bo poza szczekaniem już nic nie potrafi, natomiast wydaje mu się stale że to on panuje nad stadem, z którego ciągle ktoś mu wykrada owce. Świat w którym "komunizmem" nazywa się ustroje w których intratnymi stanowiskami obsadza się rodzinę i znajomych, czy morduje przeciwników politycznych lub jakichkolwiek innych, a przeciętnych obywateli wykorzystuje do niewolniczej pracy - jakby to miało cokolwiek wspólnego z założeniami idei, których twórców mordowali ci sami którzy później podszywali się pod ideę bo potrafiła znaleźć uznanie ludzi którzy sami nie chcieli władzy, a zawsze trafiali pod jakąś władzę wykorzystującą idee. Idee superbohaterów walczących ze "złem" ale nie będących doskonałymi i nie pozbawionymi wad. Omylnych, dających się zwieść i często pragnących miłości bohaterów filmów Kevina.
W rzeczywistości której żyjemy przyszłość, przynajmniej ta, która pod pewnymi względami interesuje mnie zawodowo, należy do materiałów "dwuwymiarowych". Grafenu, elektronice bazującej na nim, mikroprocesorach, układach scalonych które znajdują się we współczesnych pralkach, lodówkach, żelazkach... Grafenu, którego przemysłową metodę produkcji mamy opracowaną w Polsce. Grafenu, który będzie wypierać krzem i współczesne układy, oferując zmniejszenie wielkości, energochłonności i zwiększenie wydajności. Grafenu o którym ktoś wspomniał raz w polskiej telewizji, po czym tradycyjnie zastąpiono go księżmi, wojującym Kaczyńskim, Smoleńskiem, posądzeniami, aferami, oddawaniem wydobycia gazu łupkowego amerykanom których technologie wcale nie są takie bezpieczne jak się je promuje etc. Grafenu, który przy sensownej polityce mógłby stworzyć w Polsce "Dolinę Grafenową". Jeśli chodzi o niebieski laser (do dysków Blue-Ray) to podkłady do jego przemysłowej produkcji również mamy i są w Polsce produkowane. Ale rzeczywistość Polska to rzeczywistość marszów pseudochrześcijan-obrońców życia, z których większość nawet nie adoptowała jednego dziecka z sierocińca, przyjmując pod swój dach Chrystusa, zgodnie z Jego słowami, rządzących życiem innych ludzi, patrzących na kłody w ich oczach, zamiast wychować choć jedno niechciane dziecko w duchu chrześcijańskim, rzeczywistość polityków którzy zamiast o rozwiązywaniu problemów, przerzucają się winami, wyzywają od "komuchów" czy "pisiorów", zamiast, jeśli podobno są chrześcijanami, wybaczyć sobie winy i nadstawiać drugi policzek jak się oberwie w pierwszy. Zwłaszcza jeśli jest za co. Ale... Tu rozgłos się liczy bardziej niż prawda, wszak "kłody" w czyichś oczach są ważniejsze od swoich, które odciągają od własnych przewinień. Denuncjacja to wszak podobno "judaszowa" metoda wypłynięcia na bezpieczne wody statystyk politycznego poparcia.
O ja wiem że ja mam osobiście gigantyczne "bele w oczach", co nie znaczy że nie widzę ich u innych. U innych, którzy często uważają się za kogoś kim nie są lub uważają innych za gorszych poddając ich osądowi. "Nie sądźcie, albowiem będziecie sądzeni"? Czy to znaczy "pośle, zamknij mordę" i zachowaj swoje opinie dla siebie lub prokuratury, jeśli widzisz naruszenie prawa i zrzeknij się mandatu poselskiego, jeśli nie potrafisz rozwiązać w sposób konstruktywny problemów swoich wyborców? Wyborców, którzy czasem są fanami filmów Kevina.
Demagogów mamy wszak wielu. Dyskusji o przyszłości grafenu w Polsce nie, jak również o ewentualnej współpracy z innymi państwami by go wykorzystać, nie na zasadzie oddania za bezcen "naszym kochanym sojusznikom z zachodu" którzy nie mieli problemu z podziałami Polski na równi z "złymi sowietami" po II wojnie światowej i wcześniej. Podziękujmy Churchillowi za 40 lat "komunizmu" w Polsce, bo to wybory takich jak on sprawiały, że w pierwszej kolejności były brane pod uwagę interesy własnych narodów, a nie sojuszników czy wrogów. Informatyków, i to całkiem niezłych, wygrywających światowe konkursy informatyczne, którzy wyjeżdżali pracować na rzecz obcych krajów mamy wszak sporo. Emigrantów, którzy bardzo kochają Polskę, pod warunkiem że w niej nie mieszkają i nie mają do czynienia na co dzień z Kaczyńskimi, Tuskami, Rydzykami, zasadami podatkowymi i polskimi płacami. Patriotów, którzy są patriotami póki mieszkają gdzie indziej i krytykują wszystko co "niekatolickie", "niepolskie", a gdy zaczynają krytykować władze "demokratyczne" czy poczynania kleru zostają odsunięci na margines świadomości społecznej.
Mam nadzieję że nigdy nie będę politykiem. Wykończyliby mnie nerwowo wszyscy za wszystko. To świat wypominających "judaszy", którzy nie płacili na "Centrum Zdrowia Dziecka" i żyją dzięki pustym sklepowym półkom i occie, dzięki ówczesnemu wyżowi demograficznemu i okresowi kiedy oddano do użytku ludziom mnóstwo mieszkań, w których żyją po dzień dzisiejszy. A dziś? Podobno jesteśmy na 200 którymś miejscu jeśli chodzi o przyrost naturalny na świecie. Natomiast idzie nam świetnie jeśli chodzi o z założenia nierozmnażający się watykański produkt eksportowy z Polski czyli zawód "ksiądz katolicki". Podległy systemowi feudalnemu i podatkowemu obcego państwa Watykan. Który najwyraźniej z moim demoniszczem rady dać sobie nie potrafi i bardzo często mu ulega. Zbyt często.
Badania opinii publicznej, o których się słyszy, to tak naprawdę badania opinii warszawiaków, ze względu na obniżone lokalne koszty rozmów telefonicznych. Czy poza Warszawą, mój czytelniku, znasz kogoś kto był poddany tym wszystkim badaniom których wyniki pokazują w TV? Jakie ty masz właściwie poglądy dotyczące zasad życia w społeczeństwie, bez określania nazwą systemu politycznego? Najpierw je określ, a potem zastanów się jaki system tak naprawdę popierasz. Weź statystykę spełnionych i niespełnionych obietnic wyborczych różnych partii, polityków i określ na kogo chcesz głosować w przyszłych wyborach, bez patrzenia na innych, decyzję telewizyjnego spikera, sondaż czy kapłana - pamiętaj "Bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie" oraz że technologię produkcji grafenu mamy w Polsce, tak jak mnóstwo ekonomicznych problemów, które jeśli są rozwiązywane kredytami mogą skończyć się tak jak w Grecji - rozważaniem o sprzedaży Parthenonu. Co osobiście uważałbym za kulturową klęskę która wymagałaby z góry waleniem piorunami w winnych tego stanu.

sobota, 28 maja 2011

Masa

Co było na szklanych tabliczkach sekretów w Akademii Pana Kleksa J.Brzechwy? ;)
Czy wyobrażając sobie cokolwiek nowego na stałym tle, generuje się masę (lub odkształca), a co za tym idzie odkształca grawitację, choćby na bardzo małym poziomie? Czy wyobrażana cząsteczka istnieje i czy ma masę, czy spełnia warunki niektórych równań związanych z czasoprzestrzenią?
Czy magia istnieje czy jest tylko fizyką wykorzystywaną przez osoby, które nie wiedzą co robią, ale wiedzą że to co robią działa? Czy trwanie w micie przekonań bardziej pomaga czy przeszkadza?
Czy stale wyobrażając sobie dany element tworzy się oddziaływanie w królestwie świadomości - Malkuth - oddziałujące w mikroskali na makroskalę wokół? Czy jeśli wyobrażenie jest związane z kłamstwem tworzy kłamstwo wokół, a małe problemy generują wielkie? Czytaliście książkę lub oglądaliście film pt. "Sekret"?

czwartek, 26 maja 2011

Urywki przeszłości

Poniżej fragmenty tekstów z MUDa który nigdy nie powstał. Zostały mi resztki swoich lokacji. Może komuś się jeszcze przyda - można kopiować, modyfikować i wykorzystywać bez ograniczeń.
Plac (?)
        |      +
        ++----++ Spiżarnia
Kuchnia ++     +
        |
        |
[SW Kuchnia]
<Wyjścia: N,S,E,NE>
Widzisz przed sobą lekko poobijane drewniane ławy i stoły, przy których zwykle biesiadują mieszkańcy tego zamku. Na niektórych z nich dostrzegasz plamy tłuszczu i niesprzątnięte od ostatniego posiłku naczynia. W powietrzu czuć cudowny aromat pieczącego się na rożnie barana. Sam rożen, dostrzegasz go na zachodniej ścianie, jest systematycznie przekręcany przez małego, dłubiącego w nosie kuchcika, który nie zwraca na ciebie uwagi. Na północy i na wschodzie widzisz ciag dalszy kuchni

[SE Kuchnia]
<Wyjścia: N,W,NW>
Przed toba piec i krzątający się przy przygotowywaniu posiłku kucharze. Co chwilę któryś z nich zagląda do garnków, miesza w rondlach i smakuje potrawy, których nęcące zapachy drażnią twoje nozdrza. Nad piecem widzisz rozmaite suszące się zioła, dzięki którym dania nabierają wspaniałego aromatu. Przy stole, stojacym przy południowej ścianie, jeden z ubrudzonych mąką piekarczyków, gwiżdżąc, mięsi ciasto na kolejny wypiek chleba. Na zachodzie i północy widzisz dalszą część pomieszczenia.

[NW Kuchnia]
<Wyjścia: N,S,E,SE>
Przed sobą dostrzegasz dwie chichoczące pomywaczki, które z wielką wprawą zmywają brudne misy przy zachodniej ścianie. Niemalże potykasz się o wiadro z pomyjami które ktoś postawił na drodze do wyjścia na zamkowy dziedziniec. Na północnej ścianie, poza wyjściem, widzisz też uchylone okna i kota, śpiącego na parapecie jednego z nich. Blisko niego, na małym zydelku, siedzi gruba kucharka obierająca rozmaite warzywa i wrzucająca je w regularnych odstępach do wielkiego sagana stojącego tuż przy niej. Na południu i wschodzie widzisz dalszą część kuchni.

[NE Kuchnia]
<Wyjścia: W,S,SW,E>
Na wschodniej ścianie dostrzegasz drzwi prowadzące najprowdopodobniej do zamkowej spiżarni. Mogłaby o tym świadczyć mysz która przecisnąwszy się przez szparę pod drzwiami uciekła goniącemu ją czarnemu kotowi, który po przebiegnięciu ci drogi, zatrzymal sie nieszczęśliwie na drzwiach. Na północnej ścianie dostrzegasz półki z rozmaitymi garnkami, misami i talerzami oraz piszczącą pokojówkę, wdrapującą się na stół odgradzający ci drogę do zamkowych zapasów. Na południowej i zachodniej stronie widzisz dalszą część kuchni.

[E Spiżarnia]
<Wyjścia: W,E>
Wchodząc, dostrzegasz półki biegnące wzdłóż pólnocnej i południowej ściany. Na nich znajdują się przeróżne słoje w których pływają zakonserwowane warzywa, misy, w których pod płóciennymi nakryciami znajdują się zakazane smakołyki. Na niektórych z półek widać wielkie sery, butelki z tajemniczą zawartością i powieszone na gwoździach wbitych w półki, sznury czosnku i suszonych grzybów.

[W Spiżarnia]
<Wyjścia: N,S,W>
W tym małym, ciemnym przejściu unosi się aromat kiszonych ogórków i kwaszonej kapusty. Najwyraźniej dobiega on z wielkich, dębowych beczek stojących tuż przy wschodniej ścianie. Nad nimi dostrzegasz pokrytą pajęczynami półkę i pokryte kurzem słoje z nieokreśloną zawartością. Przy północnej ścianie dostrzegasz smętnego szczura siedzącego przy zamkniętych na skobel drzwiach, który na twój widok chowa się do norki. Na południe spostrzegasz przejście do dalszej cześci spiżarni.

[N Spiżarnia]
<Wyjścia: S>
Przed sobą widzisz mięso. Dużo mięsa. Wiszące na hakach świńskie, wołowe, baranie półtusze - jakie tylko byś chciał - majtają ci nad głową. Na wschodniej i zachodniej ścianie dostrzegasz powieszone połcie słoniny, boczku, pęta rozmaitych kiełbas, szynki, balerony tudzież inne salcesony. Nagły ruch przy północnej ścianie wzbudza w tobie niepokój, jednak po bliższym przyjrzeniu okazuje się że to tylko duży żuk drepczący spokojnie po stojącym tu rzeźnickim pieńku. Obok drzwi, którymi się tu dostałeś widzisz leżący na drewnianym stole pozbawiony główek drób - kury, kaczki, parę kapłonów oraz coś, co przypomina ci łabędzia choć możliwe że to tylko duża zwykła gęś.

[S Spiżarnia]
<Wyjścia: N>
Cichy grzechot szkła, to nieodzowny znak buszujących wśród butelek myszy. A butelek tu co niemiara - pełne leżą na stojakach wzdłuż wschodniej ściany, puste stoją oparte o beczki z piwem. Zakurzone, kolorowe i łaciate, rożnokształtne i te zwyczajne, z zawartością o dziwnym, acz przyjemnym zapachu, stoją na półkach naprzeciwko wejścia.
Z prawej strony od wejścia dostrzegasz pękate baryłki oraz stojący na jednej z nich wyszczerbiony wesoło kufelek.

[Plac (przy kuchni)]
<Wyjścia: gdziekolwiek,S-kuchnia>
Stoisz na brukowanym placu. Z połudunia dobiega cię miły zapach pieczonego mięsiwa, patrząc w tamtym kierunku widzisz merdającego ogonem psa, próbującego wkraść się do zamku przez przymknięte, solidne, kuchenne drzwi.

[Plac]
<Wyjścia: gdziekolwiek>
Ledwo udaje ci się uniknąć "niespodzianki" zrobionej w powietrzu przez nieznanego ptaszka. Z uśmiechem obserwujesz innego przechodnia, który miał mniej szcześcia niż ty. Tenże, po krótkiej, lecz niewątpliwie barwnej wiązance słów odchodzi.

[Plac]
<Wyjścia: gdziekolwiek>
Przed toba mała kałuża i taplające się w niej kaczki. Tuż za nimi widoczny jest podest na którym produkuje się {odgrywa rzewną melodię na lutni} wędrowny minstrel. Po chwili zbyt mocno pociągnięta struna pęka i grajek odchodzi w poszukiwaniu zastępczej.



Las

A1
Wlasnie wszedles w gesty, swierkowy zagajnik. Pomiedzy drzewkami widac rosnace w rzadkich skupiskach male krzaczki czarnych jagod. Podloze po jakim sie poruszasz jest w znacznej wiekszosci pokryte suchym, brazowym igliwiem, gdzieniegdzie tylko widac zielone plamy trawy i przebijajaca sie spod niej zolc piaszczystej gleby.

B1
Jestes otoczony przez male swierczki. Te male drzewka, ktore ktos niechybnie zetnie na swieto przesilenia zimowego, kluja cie swymi malymi, wlazacymi pod ubranie szpileczkami. Piasek, widoczny miedzy kepkami rzadkiej trawy, nieustannie usiluje wedrzec sie do wszelkich szczelin twego obuwia.

C1
Dookola siebie widzisz sporej wielkosci drzewka iglaste. Bez trudu rozpoznajesz w nich swierki rozpowszechnione w niemal we wszystkich lasach (rzecz jasna iglastych, ewentualnie mieszanych). Roztaczaja one wokol siebie cudowny aromat naturalnie sztucznego mazidla myjaco-pioracego, ktore produkujacy je alchemicy nazwali "Cudownym mazidlem myjaco-pioracym o zapachu lesnych ostepow".

D1
Wchodzac tu przeploszyles parke zabawiajacych sie zajacow szarakow, ktore do tej pory... hmm... siedzialy pod jednym z iglastych drzewek w ktorych twe bystre oko obserwatora niechybnie rozpoznalo swierk. Przechodzac obok miejsca z ktorego zwialy zajace dostrzegasz tylko grzyba ktory moglby byc jadalny gdyby nie byl tak sponiewierany.

środa, 25 maja 2011

Psychika ofiary 3

Demoniszcze pojawiło się we wczesnym dzieciństwie. Do dziś mam tylko urywki wspomnień, jednak te które mam, utwierdzają mnie w przekonaniu że wytresowano mnie w celu pisania po latach wspomnień na tematy, które tak naprawdę odciągają od poznania sposobów na wykańczanie jemu podobnych bytów. W sposób naukowy, ośmieszany, i niewiarygodny dla sporej ilości osób.
Ludzie uważają za zabawne eksponowanie się ze swoją nieświadomością dotyczącą realnego satanizmu, a nie zakamuflowaną głupotą i kłamstwami La Veya, które zostały spopularyzowane wśród wielu naiwnych, uważają że to takie fajne być "zbuntowanym", a tak naprawdę działają na zasadzie dołączenia do większej grupy ludzi, którzy nie znaleźli w życiu innych alternatyw. Myślisz że pokazując buddyjski symbol mądrości stajesz się jakimś wielkim satanistą? Że jak ubierasz się na czarno i reklamujesz w postaci obrazków palenie kościołów względnie psioczysz na księży i preferujesz swobodę seksualną to robi z ciebie satanistę? Gdy tymczasem wolisz zajmować się zwyczajnym życiem, zakładasz rodzinę, masz dziecko i bawisz się z przyjaciółmi, po tym jak w dzieciństwie chodziłeś na "religię", do komunii, nauczyłeś się modlitw, przystąpiłeś do bierzmowania? Gdy już odbębniłeś cykl ochronnych katolickich, zapożyczonych z innych kultów, rytuałów i obarczyłeś winą faceta na krzyżu, który podobno wybacza (jak ci wmówiono, i to nie do końca wszak zauważ, że on prosił o wybaczenie, ale nie oznacza to, że komukolwiek wybaczono), robisz się "satanistą", czyli wyznawcą bytu - gwałciciela, pedofila, kłamcy, mordercy, niszczyciela etc. i uważasz się za normalnego, a tych którzy mówią że robisz coś złego uważasz za wariatów. Czy dostrzegasz tu pewien brak logiki? Nie uważasz że stałeś się zakłamaną ofiarą religii, tylko tym razem nie kultu Izydy w postaci niepokalanej Jezusem dziewicy (Babilonu), nie kultu bytów podających się boga czy anioły starotestamentowych bytów - zwolenników niewolnictwa i wybierania jednych ludzi nad drugimi, jakby gatunkowo były jakieś specjalne różnice, nie kultu krzyża na którym umarło męczeńską śmiercią za dużo ludzi, nie kultu rzymskiego lucyferianizmu rozkazującego z poziomu tronu ludziom do których mieli samodzielnie przychodzić uczniowie Chrystusa... Myślisz że jesteś "satanistą" bo tak powiedział ksiądz, który został nauczony modlić się modlitwami które po przetłumaczeniu na ten, polski, język "archanioła Michała" stawiają na czele wojsk szatana (wystarczy pozbyć się nieczytanego przecinka w tekście modlitwy "egzorcystycznej"), który został nauczony wierzyć w słowa poprzedników, a nie myśleć i dyskutować. Krytykować ich słowa, dochodzić do prawdy i trzymać się oryginalnych tekstów. Uczyć się nie tylko łaciny ale też greki i hebrajskiego... aramejskiego. Uczyć się ezoteryki chrześcijańskiej, symboliki, o której pisał np. św. Tomasz. Księdza, który w seminarium poddawany jest latami praniu mózgu, tak by nie miał wątpliwości co do jedynie słusznej doktryny. Ty uważasz się za "satanistę"? Dobrowolny, zakłamany niewolniku kolejnej zakłamanej religii. Ofiaro, która wyszła na tym lepiej niż prawdziwe ofiary "złych duchów" - zostałeś uznany za zbyt głupiego byś mógł naprawdę zaszkodzić, ale zabije się ciebie po śmierci biologicznej, jako "niewiernego", gdybyś stał się zbyt konkurencyjny dla otaczającego środowiska "duchów", lub zrobi "wiernego" niewolnika żebyś służył i wiesz... Jakoś nie jest mi cię żal. Wieczne piekło jest nieopłacalne. I zbyt okrutne. Choć wsadzenie do miedzianego nocnika ze specyficznymi napisami na ściankach i zamknięcie na gumisiową piosenkę wydaje mi się optymalną opcją.
Jeśli wolisz reinkarnację spójrz na Chiny, gdzie można się odrodzić jako buddysta pracujący za niewolnicze stawki pod kolejnym zakłamanym jarzmem nowożytnych feudałów - maoistów (nie mylić z komunistami). Skoro wierzysz w reinkarnację, może warto pomyśleć o swojej przyszłości, jeśli nawet nie o przyszłości swoich dzieci?
A może uważasz się jeszcze za ateistę? Udowodnij, że w to wierzysz. I że w pudełku z kotem nie może być Boga.
Psychika ofiary wskazuje na zagubienie. Zagubienie w otaczającym świecie. Świecie, w którym syndrom sztokholmski też ma swoje powody. Być ofiarą potworów do których się dołącza i usprawiedliwia... wybacza bo tak nauczono wierzyć, że tak trzeba.
Zamiast wskazać palcem i wrzasnąć "spalić ich", "na stos"! Dla przykładu. Żeby inni się bali, a nie wyśmiewali. Figurki na krzyżach są nieme. Ofiary nie muszą.
Tylko jak spalić demoniszcze? Bo ludzi pod ich wpływami jest czasem po prostu zbyt prosto, choć nadmiar zwolenników otaczających takowego wcale nie jest korzystny. Ludzie już nie żyją po kilkaset lat - widać następujące po tych czasach pokolenia demoniszczy wykończyły wiedzących jak współpracować ze sobą, a nie wykorzystywać i namawiać do niewolnictwa, czy wybijania obcych nacji. Kolejne pokolenia lokalnych kultów demoniszczy wolących zabawy i hodowlę w różnych celach ludzkich owiec i baranów. Demoniszczy nastawionych na wiarę ludzi w to co zostało napisane i utrwalone, a nie na ich odkrycia i samodzielne tworzenie religii opartej o świat w którym się istnieje. O Boga, który stworzył zasady świata w którym się żyje. I to nie oparte o mechanikę zależności opartej o etnologiczną tradycję, w której ktoś jest za i ktoś jest przeciw religii lub różnych ujęciach tej samej w sposób, który łamie jej podstawowe zasady.
Świat w którym najważniejsze było własne "ja" istniał i istnieje od zawsze. Problemem było jednak też zawsze to, jak nauczyć tego jak poza własnym, liczy się "ja" innych. Problemem Chrystusa było to że wszyscy wokół wierzyli bardziej swoim przekonaniom niż zasadom o których mieli przekonania.
Czy szatan ma zasady czy tradycyjnie tylko podburza a potem spisuje grzechy i usiłuje dać pod nos "panu" wszelkimi sposobami, a nóż mu się uda wprowadzić do swoistej sieci materiał który do niego trafi pominąwszy strzegącego jego umysłu obrońcę, mogącego poważnie mu zaszkodzić? Rejestruje zapisy świadomości, obrazy, niczym film i rozpowszechnia wśród innych "szatanów"? Handluje życiem do którego pisze scenariusze, handluje psyche kontrolowanego człowieka. Wszak raczej nie przedłuża mu życia, co najwyżej pilnuje by nie było zbyt silnej konkurencji. Bo silna konkurencja to nie stada owiec i baranów czy uważających się za pasterzy rozmodlonych kleryków. Silna konkurencja to kwestia ludzi czynów, a nie faryzeuszy uśmiechających się "pobożnie", głaskających główki dzieci i wypisujących "pobożne" teksty które potem czytywane są przez nielicznych, powszechnie chwalone, a przez garstkę krytykowane.
Teksty i inne materiały które można znaleźć w sieci, w której nie tyle chodzi o to co w niej jest, ale o zdolność do samodzielnego ocenienia i oznakowania materiałów do niej wprowadzanych - by co bardziej świadomi stosujących politykę ochronności umysłu, kogoś kogo strzegą, mogli bezproblemowo stosować odpowiednie oprogramowanie blokujące dostęp treści "szatana" do swego "pana". Wszak nawet w tej opowieści nikt nie morduje szatana, tylko jego teksty.
Jak w świecie wybaczających, klęczących, rozmodlonych owiec i baranów przekonanych o cudowności obrazów i figurek oczekiwać od nich pomocy w walce z demoniszczami? Machanie biało-żółtą chorągiewką, najwyraźniej na niego nie działa. Jak w świecie przekonanych o własnej wyższości, zakłamanych i zadufanych w sobie mniej lub bardziej, "mrocznych" ezoteryków, magów, wampirów, satanistów liczyć na pomoc w walce z demoniszczami? To może jednak syndrom sztokholmski?
Jak to fatalnie urodzić się i być przekonanym do ateizmu w dzieciństwie, zwłaszcza z demoniszczem działającym w otoczeniu i niszczącym życia ludzi - nie tylko mojego, ale wielu w moim mieście, który też ma swoją lokalną wersję cudownej niepokalanej Jezusem dziewicy. Ludzi, do których raz w roku, po daninę i oznakowanie że została złożona, pojawia się ksiądz. Uczniowie Chrystusa? Chrystus nie dozorował żadnej budowli w której zbierali się wierni. Chodził, a czasem na osiołku, przemierzał ten świat i poznawał ludzi, a oni Jego. Ciało jako świątynia ducha... świadomości o którą trzeba dbać i rozwijać - pomysł znany od tysiącleci wśród ćwiczących kung-fu w klasztorach buddystów. Żeby pójść drogą Chrystusa, to jak to ujął swego czasu gdy tłumy chciały do niego dołączyć - trzeba by "znienawidzić wszystkich przyjaciół i rodzinę" i krótko mówiąc olać poglądy ich wszystkich i ruszyć w drogę. Zwłaszcza że najbliższa rodzina Chrystusa za bardzo mu nie wierzyła. Ale tak zazwyczaj bywa w towarzystwie demoniszczy które potem ofiarowują świat. Po śmierci. Dla nich najlepsza opcja to ktoś kto zostaje "bogiem", po tym jak w trakcie jego życia rejestrują materiały na jego temat, którym lubią szantażować i ośmieszać. Nawet po latach. "Bogiem" do którego się przekonują ludzie którzy muszą w coś wierzyć, żeby zachować karność i porządek. Jaki był Odyn przed śmiercią? Czy też oszukanym facetem z którego zrobiono "boga"? Chrystus, wierzył w przemawiającego "boga". W "anioła" przychodzącego "od ojca" bo ten mu tak zapewne powiedział po tym jak "szatan" zniknął z horyzontu. No to jak tu nie zostać Mesjaszem? I wiecie co? Osoba pod wpływem demoniszcza którego słowa mają przetrwać w świadomości długo by utrzymać iluzję, musi mówić z sensem, musi czynić cuda, być wierzącym w to co mówi i mieć charyzmę. I trzymać się tego co mówi, bo inaczej mamy przypadek Mahometa, który poza tym co mówił z sensem, zaczął się zakałupoćkowywać i stworzył wiele "enigmatycznych" wypowiedzi (eufemistycznie rzecz ujmując). Cóż, nie każdy prorok jest prawdziwy cały czas, ale to nie znaczy że nie jest prorokiem w ogóle. A Mahomet jak by nie było miał kontakt z kolejnym demoniszczem, który się pojawił akurat kiedy "chrześcijaństwo" zaczęło być tylko kolejną wersją starych religii zlepiających we wszystko podbijane kulty (początek, który demoniszcza rozpoznały po standardowych objawach pragnących władzy klerykałów i stwierdziły że motyw "nagrody" w postaci rozkoszy po śmierci jest sensowniejszy w ujęciu krążenia wokół czarnego sześcianu wiernych - sześcianu który bodajże już św. Tomasz uważał za symbol ziemi).
Zresztą... to chyba zawsze tak wygląda jeśli chodzi o religie. Minimalizm, rozbudowa, rozpowszechnienie, stagnacja, ubarwianie, niezgodność. A na końcu konflikt większy lub mniejszy. Konflikt często zaprzeczający podstawowemu "nie zabijaj". Bez względu na stronę konfliktu.
Mój czytelniku - powiem ci że świat jest dziwny. Zakłamany. I że na mój gust istnieją bazy danych do których możesz się podłączyć korzystając z narzędzia jakim jest twoja świadomość. Ale żeby do czegoś dojść trzeba mieć jakieś podstawy, znać i stosować logikę, i zrozumieć że to że ktoś coś uważa za prawdę i że tak ją zapisze czy wypowie nie oznacza że jest absolutną prawdą, a tylko relatywną. Zwłaszcza jeśli pochodzi z zapisów z "drugiej ręki", z opowieści o czymś co zostało zrobione ale bez określenia przyczyn dla których to nastąpiło.
No a wiecie co trzyma to wszystko w kupie? Strach. Żeby nic się nie wydało. Przed zemstą. Zemstą człowieka. W czasie tych wszystkich złotych, srebrnych etc. wieków to zazwyczaj się kończyło na moje oko w ten sposób że ktoś się dowiadywał jak przypierdolić tym "na górze" co w efekcie powodowało globalne katastrofy, niekoniecznie na Ziemi. Polityka "wybaczania" propagowana w tym ujęciu wydaje się najbardziej sensowna dla tych którym się wybacza, czasem nie wiadomo co i za co, ale się wybacza bo "tak trzeba".
Strach przed zemstą śpiącego, odciętego od zbieranych przez "szatana" danych...? "Stary niedźwiedź mocno śpi". No co wy...
"Ile jeszcze mogę znieść..." R.Jusis właśnie leci w RMF FM.
Jak na dole, tak na górze.
Zakłamanie też.

wtorek, 24 maja 2011

Człowiek

The Killers
Human
I did my best to notice
When the call came down the line
Up to the platform of surrender
I was brought but I was kind
And sometimes I get nervous
When I see an open door
Close your eyes
Clear your heart...
Cut the cord
Are we human?
Or are we dancer?
My sign is vital
My hands are cold
And I'm on my knees
Looking for the answer
Are we human?
Or are we dancer?
Pay my respects to grace and virtue
Send my condolences to good
Give my regards to soul and romance,
They always did the best they could
And so long to devotion
You taught me everything I know
Wave goodbye
Wish me well..
You've gotta let me go
Are we human?
Or are we dancer?
My sign is vital
My hands are cold
And I'm on my knees
Looking for the answer
Are we human?
Or are we dancer?
Will your system be alright
When you dream of home tonight?
There is no message we're receiving
Let me know is your heart still beating
Are we human?
Or are we dancer?
My sign is vital
My hands are cold
And I'm on my knees
Looking for the answer
You've gotta let me know
Are we human?
Or are we dancer?
My sign is vital
My hands are cold
And I'm on my knees
Looking for the answer
Are we human
Or are we dancer?
Are we human?
Or are we dancer?
Are we human
Or are we dancer?

niedziela, 22 maja 2011

Psychika ofiary 2

Ostatnio skończyłem na punkcie "Inne". Pod ten punkt wchodzą wszystkie możliwe metody wymagające udziału w nich innej osoby. Dlaczego? Ponieważ pomimo szczegółowych opisów swojego stanu psychofizycznego, odczuć, znajomości wśród ezoteryków i podobnoż ich wielkiej wiedzy na tematy związane z "energetyką", w praktyce na dłuższą metę zostaje się z niczym, albo trzeba płacić jakiemuś "obcemu" bioenergoterapeucie. Nie mówię że zawsze. Wszak zarówno Kozak z Alfikiem swego czasu mnie łatali gratisowo po tym jak przez około półtora roku chodziłem z przewiewną "dziurą" w ciele eterycznym w głowie. Dziurą którą miałem od czasu gdy pewnego razu leżąc sobie w łóżku zacząłem nad sobą wizualizować heksagram z różnymi imionami, kolumnami światła nad sobą i okolicznymi blokami. No i co się stało? Pojawiło się jakieś demoniszcze, które z tekstem "giń Żydzie" walnęło mi czymś w głowę, w odczuciu to jakby ktoś mi z pistoletu strzelił prosto w czaszkę, a mnie że tak ujmę zrobiło się deczko słabo, przez parę minut ciężko się było z łóżka ruszyć - no ale wyżyłem. Prawdaż? Nic tylko się cieszyć. Tylko dziura została z którą sobie chodziłem jakieś półtora roku z różnymi efektami specjalnymi demoniszczowymi w swoim otoczeniu.
Nie żebym przed skorzystaniem z pomocy ezoteryków nie zwrócił się do żadnego księdza - a jakże - byłem. Znajomy z którym wówczas pracowałem w szkole, bardzo porządny ksiądz, a który w tej chwili już księdzem nie jest (został prawdziwym ojcem co osobiście popieram - przymusowy celibat duchowieństwa najwyraźniej spowodował powstanie wtórnych uśmiechających się specyficznie i specyficznych "eunuchów Izis", których można spotkać np. na Jasnej Górze - pierwowzory były kastrowane z powodów bezpieczeństwa różnego typu) i pracuje w domu dziecka, po rozmowie ze mną skontaktował mnie ze znajomym przygotowującym do egzorcyzmów. Pojechałem do niego z ówczesnym księdzem Romanem A. oraz z zestawem materiałów z których wcześniej korzystałem w tym m.in. wydrukowaną księgą z "zewami enochiańskimi" i fragmentami "Większego klucza Salomona". Ksiądz, ekspert od sekt w Polsce, wydający wraz z innymi współautorami serię książeczek o zagrożeniach z ich strony, zrobił mi psychologiczny tekst wyboru (znaczy jakbym miał go obecnie wypełnić z premedytacją żeby skontaktować się z egzorcystą to wypełniłbym go według dosyć prostego klucza, a nie zgodnie z prawdą), wziął na wspólny obiad z innymi duchownymi i wróciłem z księdzem Romanem A. do domu. Na temat przyniesionych materiałów nie usłyszałem ani słowa - rzecz jasna nikt też ich nie wziął ani nie wspomniał żebym się ich pozbył. Po paru tygodniach dostałem wykres z którego wynikało "rozchwianie emocjonalne" i na tym sprawa się skończyła, a kontakt urwał. Demoniszcze zostało, ze sporadycznymi piorunami z bezchmurnego nieba, widowiskowymi burzami, wywalającymi korkami w domu w czasie rozmów o demoniszczu na gg, czy humorystycznymi, złośliwymi opowiastkami samego demoniszcza ze świętymi i trój-parzysto-skrzydłowymi bohaterami w tle. Rozchwianie emocjonalne faktycznie po jakimś czasie mija, niestety dziura w "ciele eterycznym" oraz demoniszcze pozostały.
Tak jak brak odpowiedzi z Wydziału Duszpasterstwa Ogólnego Archidiecezji Katowickiej do dnia dzisiejszego, na każdy z wysłanych do nich listów z pytaniami o egzorcystę i innymi, co niestety zmusza mnie do stwierdzenia że tam uczniów Chrystusa nie ma. I prędzej spotka się przygodnego maga-ezoteryka, "Samarytanina", który z kolei sam był lepszym chrześcijaninem którego nie trzeba było uczyć podstaw - w przeciwieństwie do apostołów - niż uzyska jakąś pomoc od Wydziału Duszpasterstwa Ogólnego Archidiecezji Katowickiej w sprawach związanych z demoniszczami. Najwidoczniej się na tym nie znają, więc pomocy tam szukać nie ma po co, bo się jej nie dostanie. C.d.n.

piątek, 20 maja 2011

Psychika ofiary

Na początek wspomnę tylko że wszystko tu omawiam jedynie hipotetycznie, zważywszy że relacji ofiar opisujących swój stan z punktu widzenia medycyny jest zazwyczaj niewiele, gdyż choć ataki zdarzają się dosyć często opisujące je osoby uważają sięzazwyczaj za oświecone i traktujące to jako atak na ich "aurę", atak "energetyczny" etc. pomijając skutki i efekty biologiczne. Pominąwszy jedną osobę poznaną na jednym z "ezoterycznych" czatów onetu, która z relacji oberwała w podobny sposób jak ja i po wielu testach medycznych po których właściwie nic nie stwierdzono, po około 7 latach po ataku, czuje się w miarę dobrze (aczkolwiek nie należy to traktować że czuje się bardzo dobrze czy doskonale).
To o czym piszę zapewne bardziej znane jest wszelkiej maści "wampirom psi" czy "magom" walczącym na tym świecie o to który jest głupszy. Przepraszam... potężniejszy. Potężniejszy mocą muchy przenoszącej śmiertelną zarazę, potężni mocą wytresowanych zadżumionych szczurów, potężni siłą wytrenowanych komórek kształtujących określone pola i wiry. Ale czy rozumniejsi? Czy któryś z nich zdaje sobie sprawę co tak naprawdę robi pod względem fizyki, biologii czy biochemii? Jak to się dzieje bez otoczki typu posiadania X ciał (eterycznych astralnych emocjonalnych etc.) w organizmie że są w stanie zrobić komuś krzywdę skupiając się na tym? O ja wiem, że mi jest w stanie zrobić krzywdę praktycznie każdy idiota mający się za "złego". Naiwne dzieciaczki.
Zło ezoterycznych "nakoksowanych dresiarzy" wszak jest tak powszechne, że rozmawiając z 16 letnią panienką na czacie wampirycznym stwierdziłem że dla dzieci wampiry są "super" bo kompletnie nie rozumieją one ani genezy ich powstania (pomijając filmy generujące opinie że są "dobre" i "złe" wampiry), ani pasożytnictwa swojej egzystencji. Pasożytnictwa realnych wampirów, będących ofiarami demoniszczy, doroślejących dzieciaków wierzących w zło które jawi się jako żadne krwi i seksu. Naiwne dzieciaczki. Hodowla ma się bardzo dobrze bez was, a w porównaniu z niektórymi osobami wyniszczającymi pokolenia jesteście ledwo raczkującymi, nic nie znaczącymi drobinkami w świecie ustawicznej walki o prymat. Czy naprawdę sądzicie że silniejsze drapieżniki dadzą wam kiedyś spokój i że nie ma silniejszych od was? A może to tylko mit...
Kult zła... I pomyśleć że najbardziej odczuwalny atak, po którym nie mogę się od paru lat pozbierać, to efekt przesłania mi w celu "pokazania co ja tam mam" czyli "brudnej chmury wywołującej mdłości" przez ćwiczącego telekinezę przez parę lat dzieciaka, który chciał czegoś się ode mnie dowiedzieć na temat "magii enochiańskiej" w celu ratowania swego umierającego na raka ojca. Otóż fakt, oberwałem parę razy od naiwnych, nabuzowanych dzieciaków, co skutkowało np. biegunką, wymiotami, lub póżniejszym "energetycznym" czyszczeniem w czasie którego trzymany w ręce kryształ różowego kwarcu b. silnie wibrował, a po pewnym czasie w przestrzeniach międzykrystalicznych pojawił się brudny, rdzawy pył, a sam kryształ zmienił barwę na brudniejszą. Ale... W porównaniu z tym dzieciakiem, po którym mam problemy ze zdrowiem do dziś, każdy z nich był krótkotrwałym i przelotnym dyskomfortem. Jeśli czujesz w tej chwili agresję, mój czytelniku, i chęć "pokazania mi" to czytaj dalej.
Opisuję to ponownie ponieważ wiele osób nie czytało poprzednich relacji, a i nie wzruszały nikogo specjalnie, nie mówiąc o sensownym znalezieniu rozwiązania. Rozwiązania, które niestety może i jest proste ale niestety tylko w warunkach gdy w okolicy nie ma żadnego demoniszcza, gdyż oddziaływanie zewnętrzne niszczy cały proces badawczy i leczniczy (taka syzyfowa praca - szukam rozwiązania jak się wyleczyć i jak już znajduję sposób i już wtaczam na górę "kamień", pojawia się coś co sprawia że kamień stacza się na sam dół). Jednakowoż może komuś się przyda ten opis.
"Atak", ten którego skutki czuję do dziś, odbył się w dosyć specyficznych warunkach - otóż parę dni usilnie pracowałem z Brainwavem (programem do generacji określonych fal mózgowych na drodze działania dźwiękiem) w celu otwarcia wszystkich czakr i powiem tyle - wtedy czułem się dobrze. Po paru godzinach ze słuchawkami na uszach nie przypuszczałem że wieczorne krótkie ćwiczenie z kolesiem na drugim końcu Polski może być tak opłakane w skutkach dla mnie. Otóż koleś, prawdopodobnie "podłączył się" do mnie poprzez istniejące w świadomości wirujące energetyczne główne punkty wymiany, tzw. czakry i zaczął czuć zawroty głowy i mdłości (a ja przyjemny chłodek w głowie). Jako że dla niego było bezproblemowe skupienie tego w kulę i "pokazanie mi" przez wrzucenie do mojego "3 oka", nie omieszkał tego uczynić. W pierwszej chwili nic nie czułem - krążyło to pod moją kopułą, ale jak zaczęło opadać... Wżerający się kwas w mózg, drobinki szkła wbijające się w każdy nerw wewnątrz głowy, rozchodzące się po całym ciele (35Hz równoważąca czakry pośrednie jako częstotliwość składowa)... Niezapomniane przeżycie w efekcie którego gdyby koleś mieszkał bliżej mnie zapewne dziś już byłby trupem. Otóż agresja wywołana sztucznie bólem i wpływem zanieczyszczonego organizmu była tak silna, że nawet paromiesięczne wcześniejsze mantrowania i medytacje nie miały ku temu znaczenia. Z tym że to nie była wściekłość świadoma, to była agresja wywoływana chemicznie i fizycznie na skutek oddziaływania drobin wewnątrz ciała.
Telekineza zapewne maniakom filmów s.f. czy niektórych horrorów zawsze kojarzyła się z obiektami o sporej masie, a tymczasem wiąże się ona z bardzo, bardzo małymi drobinkami. Tu mogę przypuszczać, że łatwiej poruszyć drobinki tlenków żelaza niż dielektryków a to ze względu na to że człowiek generuje pole elektromagnetyczne (i wiry wokół "energetycznych dziur") co zapewne wiąże się z materiałami na które wpływa lepiej lub gorzej. Czy jednak są to tylko magnetyki śmiałbym wątpić. Choć jeśli przy tomografii komputerowej zdjęcie wyjdzie ci dosyć niewyraźne możesz się zacząć zastanawiać dlaczego tak się dzieje. Koleś który mnie uświadomił jak bardzo może boleć zetknięcie z rzeczywistością miał chorego na raka ojca, którego próbował ratować. Czy oddziaływał na niego energetycznie? Czy ta chmura byłaby w stanie wywołać wtórnie zmiany rakowe w komórkach? Czy może oboje zostali narażeni na jakieś zanieczyszczenie środowiska? Brudny, widoczny gołym okiem, pył osadzający się w przestrzeniach międzykrystalicznych drgających w dłoni kryształów?
Zanieczyszczenia mogą być różnego rodzaju. Osobiście spotkałem się z ich różnymi rodzajami. O specyficznych zapachach, np. piżma można poczytać np. w "Liber 777" - akurat ten zapach powiązany jest tam z Panem, które po dostaniu się do wnętrza ciała działają paraliżująco na układ nerwowy. Tzn traci się czucie i władzę w kończynie przez którą akurat "przepływa" - początkowo odczuwalny jako punkciki chłodu, w efekcie powoduje paraliż i niedowład - przy czym działają raczej z poziomu układu krwionośnego niż wyimaginowanych ciał astralnych. Jeśli chodzi o mózg to działają znieczulająco, otępiająco, depresyjnie, wywołują poczucie beznadziejności i letarg, a "piżmowatość" na dodatek obsesje seksualne które nie mogą zostać spełnione ze względu na paraliż innych ośrodków mózgu (chyba nazwę to "efektem Crowleya" zważywszy że z opisów zachowań pod koniec życia, tegoż twórcy "thelemy - magii woli" :> , przejawia dokładnie te same objawy). Coś jak drobiny które od czasu do czasu "dostaję" przy kontakcie "energetycznym" ze znajomym nałogowym palaczem. Papierosy, z obserwacji, poza początkowym pobudzeniem nikotyną, pozostawiają po sobie pyłek, gromadzący się, zapychający naczynia, stopniowo paraliżujący (czyli jeśli gdzieś miałoby coś boleć, a miało być objawem np. rozwijającego się raka to jest znieczulane i ignorowane przez chorego... do czasu), a mózg pragnie przełamać paraliż i... chce nikotyny).
Innym typem efektów są alergie. Kiedyś hipnotyzowałem znajomego, który miał długotrwałą pokrzywkę na rękach - w ramach wywołania efektu leczącego miał sobie wyobrażać jak przepływa przez niego światło, przez ręce, i go oczyszcza. Na jakiś czas pomogło, przy czym na łóżku znajomy zostawił mi odczuwalne "kłujące" drobinki.
Czasem zanieczyszczeń nie musi być dużo by zamiast śnić kolorowo, lub mieć bezproblemowe kolorowe wyobrażenia mieć tylko czerń lub szarości w swojej głowie - to już kolejny znajomy którego hipnotyzowałem i który po tym czuł się radośniejszy. Też na jakiś czas, ale zawsze. W każdym razie jeśli masz jakiś tego typu objaw, sprawdź czy przypadkiem nie mieszkasz w bloku z azbestu, w pobliżu ktoś nie zanieczyszcza powietrza lub wody, żywisz się żywnością bez dodatków specjalnych a na niebie nie ma jakiś chemicznych smug. Lub nie masz psi-osiłka, gówniarza który nawet za świniopasa by się nie nadawał (mięsko mogło by się popsuć w jego pobliżu), rzucającego gównem - za sąsiada lub w swojej klasie (otoczeniu), bawiącego się brudem, wpychającemu gówno specjalnie do głowy i w ciała innych - w postaci "ataków energetycznych" - i czującym się po tym wspaniale. Jak to większość osób w toalecie po wydaleniu z siebie produktów przemiany materii. Niestety gówniarze ładują toksyny w innych w ramach zabawy, a czasem kontraktów. Choć bynajmniej dla ich zdrowia to też nie jest obojętne - po prostu myślą że stają się mocni wraz z coraz bardziej słabnącym człowieczeństwem (niektóre rejony mózgu są pobudzane, inne ulegają degradacji) na rzecz stopniowego zezwierzęcenia względnie nihilizmowi.
Czasem są to ofiary lokalnych demoniszczy, które tak skutecznie zapychają naczynia krwionośne, pajęczynówkę, że wywołują "efekt skorupy" - niektórzy zapewne uznali by to za "niewykształconą" lub "brak" "czakry korony" (jak pewien młodociany wampir z jednego for internetowych twierdzącego że musi być wampirem bo mu ktoś powiedział że nie ma czakry korony). Taką skorupę miałem swego czasu sam i efekt jej rozbicia skutkował tym że odczuwalne "kawałki" przepływały przez organizm i np. na brzuchu pojawiały się pojedyncze mega swędzące, zaczerwienione plamy, które znikały wraz z odczuciem "ulatującego kawałka". Rozbicie miałem po iluś tam recytacjach tekstów uważanych za "zewy enochiańskie" (jak dla mnie to one energetyzują tylko różne rejony organizmu, a nie mają nic wspólnego z tym co uważam za pieczęcie - ogólnie wg mnie w założeniach demoniszcza który to przekazał J.Dee/E.Kelleyowi miało energetyzować tych którzy potem podtrzymywaliby pieczęć-klątwę, nieświadomych z czego korzystają - zapewne zdziwiliby się czytając w niej i o księdzu na kolędzie i glanach - a tekst podobno z XVI wieku - można znaleźć - jak już to pisałem, dużo złośliwości) - ale to tak na marginesie. Skorupa taka powoduje efekty niedotlenienia mózgu - spadek aktywności ruchowej, zmęczenie, smutek, depresje etc. Zapewne gdyby w tym momencie jakiś konował podał prozac, pacjent byłby w stanie "wyjść przez zamknięte drzwi" ze względu na dwa sprzeczne sygnały, oraz same zanieczyszczenia "pyłem" powodujące różne objawy w zależności od rejonu mózgu do którego by dotarły. Neuroleptyki również nie okazałyby się skuteczne w przypadku paru objawów lokalnych zatruć (pewnych rejonów mózgu).
No a Chrystus przecież mówił żeby chodzić i oczyszczać... I co? Alchemicy mają swoje koncerny zarabiające na znieczulaniu powodów chorób, a ministranci muszą uważać na podających się za uczniów Chrystusa. No a demoniszcza czują się bezpiecznie, bo jakoś nikt im nic nie robi za zapylanie ludzkich organizmów, ba ludzie lubią walki "wampirów", "magów" i innych - lubią obrzucanie gównem i wywoływanie cierpień przez tych, którzy się w nim babrają opryskując nim często postronnych gapiów i przypadkowych przechodniów. No ale czego można się spodziewać po świecie na którym Żydzi stosują metody nazistów, zapominając o słowach swoich kabalistów i Bogu w którego podobno wierzą. Jakby nie mogli po prostu zrozumieć idei komunizmu. Wzdech.
Wracając do tematu - głównym problemem jak tu się okazuje są zatem toksyny wewnątrz ciała. Toksyny, które często powodują stan beznadziei i depresje - nie należy więc się naśmiewać z osób które są nieświadome, a czasem nawet niezdolne do zrozumienia tego, co się z nimi dzieje (paraliż komórek nerwowych). Toksyny, które czasem dostają się z mięsem jedzących byle co zwierzątek (np. świnki, czy zdecydowana większość kurczaków hodowanych na ubój szprycowanych antybiotykami - i jak to ujął znajomy, pracujący w jednej z ubojni drobiu - i to bez książeczki sanepidowskiej przez parę miesięcy - po wyciągnięciu z kurnika już nie nadających się do powrotu do niego, bo cały kurnik telepiących się z boku na bok kur mógłby paść). Toksyny, których trzeba się pozbyć.
Najpopularniejsze metody to:
  1. Post. Ograniczenie dopływających z zewnątrz z posiłkiem możliwych elementów powodujących problemy ma sens w momencie kiedy wokół środowisko daje możliwość oczyszczenia się zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz - raczej nic nie da jeśli w mieszkaniu będzie grzyb, a post zastosuje się w ramach niekonwencjonalnej terapii antyrakowej.
  2. Zrezygnowanie z nadmiarowych antyoksydantów na rzecz czystej wody, względnie naparów ziołowych. Zapewne większość osób słyszała jakimi cudownymi składnikami są antyoksydanty w kawie czy herbacie. Jakie cudowne właściwości ma kwas askorbinowy (antyoksydant) czyli witamina C którą konserwuje się prawie wszystko, a często to gdzie pisze "bez konserwantów". Krótko mówiąc przejście na owoce, warzywa, jagody itd. na zasadzie diety makrobiotycznej. Pomimo zakonserwowania się antyoksydantami i przedłużeniu sobie tym życia (jak twierdzi sporo lekarzy), w przypadku zasiedzenia i niedotlenienia organizmu, toksyny nie ulegają spaleniu, a tylko gromadzą w ciele np. w odkładającym tłuszczu (dlatego proces wychodzenia z dołka może być problematyczny dla osób z nadwagą - bo co spalą trochę tłuszczu to im się uwalniają do organizmu dodatkowe substancje). Tlen w tym wypadku trzeba dostarczyć albo poprzez ćwiczenia oddechowe, albo spacerki na świeżym powietrzu lub ćwiczenia "a la chińscy komunistyczni emeryci" czyli tai chi - które, tak jak zieloną herbatę należy umieć docenić i stosować łącznie.
  3. Terapie tlenowe. NaClO2 czyli MMS z mojego punktu widzenia choć może i skuteczny (w medycynie stosuje się go np. w połączeniu z kwasem masłowym dodaje się go do pobieranej od dawców krwi, w celu zniszczenia ewentualnych wirusów - HIV i innych) to jednak zbiera mnie na wymioty jak sobie przypomnę ten chlorowy zapach. O smaku nie wspomnę... Są zwolennicy i przeciwnicy - jak zawsze. Osobiście wolę jednak 3% roztwór H2O2 czyli wody utlenionej dostępnej w każdej aptece. Terapia opisana m.in. w książeczce Krystyny Alagor "Tajemnica oczyszczenia organizmu" (str. 26-28) wygląda następująco:
    Pierwszą porcję 3% wody utlenionej rozcieńczonej w jednej łyżce wody przyjmujemy na czczo, na 30 do 40 minut przed jedzeniem. Następną dawkę przyjmujemy również na 30 do 40 minut przed zasadniczym posiłkiem, albo na 2 lub 3 godziny po posiłku, jednak nie wcześniej niż po 2 godzinach.

    ETAP I
    1 dzień - 3 razy po 1 kropli w 1 łyżce wody
    2 dzień - 3 razy po 1 kropli w 2 łyżce wody
    3 dzień - 3 razy po 1 kropli w 3 łyżce wody
    4 dzień - 3 razy po 1 kropli w 4 łyżce wody
    5 dzień - 3 razy po 1 kropli w 5 łyżce wody
    6 dzień - 3 razy po 1 kropli w 6 łyżce wody
    7 dzień - 3 razy po 1 kropli w 7 łyżce wody
    8 dzień - 3 razy po 1 kropli w 8 łyżce wody
    9 dzień - 3 razy po 1 kropli w 9 łyżce wody
    10 dzień - 3 razy po 1 kropli w 10 łyżce wody
    Po pierwszym etapie stosujemy przerwę 3 do 5 dni.

    ETAP II
    W drugim etapie, kiedy przyzwyczailiśmy organizm, przyjmujemy 3 razy dziennie po 10 kropli.

    Maksymalna dawka, to 30 kropli dziennie, której nie wolno nam przekraczać. Wodę utlenioną możemy przyjmować codziennie przez długi czas, lub sporadycznie, albo w kilkudniowych kuracjach. Obserwujmy organizm - jest jak wielka mądra księga.
    Trzeba jednakowoż uważać, bo choć odczucia w tkankach są niczym chłodek przemykające przez nie to pamiętać należy że mamy do czynienia ze spalaniem. I gdy się przesadzi można na zimno stworzyć sobie lodowate piekło w którym się pali ludzkie ciało.
  4. Magnesy - opaski itp. - przyciąganie drobin do siebie, podobnie niektóre minerały (litoterapia) będące poprzednio oczyszczone i aktywne (drgające) - po pewnym czasie tracą aktywność ("brudzą się") - wsadzenie do wody z solą nie zawsze daje spodziewane rezultaty, niektóre są już po prostu po dłuższym używaniu do niczego, magnesy wydaje się, że działają dłużej.
  5. Zapper - zwiększanie potencjału elektrycznego, poza mordowaniem małych żyjątek (długość fali porównywalna do wielkości ciała pasożyta dają efekt zwiększenia drgań i wzrostu temperatury mikroba - w efekcie jego zniszczenie) - pasożytów wewnętrznych z obserwacji daje też krótkotrwałe odczucia oczyszczenia w rejonach centralnego ośrodka nerwowego.
  6. Inne. :)
Osobiście stosuję obecnie metodę oczyszczania wodą utlenioną i zapperowanie - co będzie dalej to się jeszcze okaże... (c.d.n.)

sobota, 14 maja 2011

Pieczęcie

Czy ktoś kojarzy co to za pieczęcie niby ma łamać Chrystus wg podyktowanej podobnoż przez kogoś (niezweryfikowanego bliżej demoniszcza podającego się za Chrystusa) przepowiedni "końca świata"? Osobiście bliższa jest mi przepowiednia Izajasza dotycząca mesjasza który będzie posiadał wszystkie wady ludzkie... Wszak ostatni będą pierwszymi... ;]
Wracając do pieczęci - swego czasu zacząłem odcyfrowywać tzw "stół enochiański" który ani nie jest stołem ani enochiańskim, ale wszak to zasada podstawowa żeby wcisnąć komuś że coś jest czymś innym niż jest (u T.Goodkinda mamy kilka praw magii które są mimo wszystko aktualne zawsze i wszędzie wśród nieuświadomionych jednostek). Od tego czasu zdarzyło się parę katastrof (ekologicznych - zatonęły tankowce, parę trzęsień ziemi, nawet samolot z oficjelami się rozbił).
Więc czym jest wg mnie? O tym już pisałem parę miesięcy temu - zbiorem złośliwości, przepowiedni i tekstów w których wpięte są imiona tradycyjnych demonów, odwołania do szatana etc.. Imiona uważane za "boskie" przez magów składające się np z liter ORO IBAH AOZPI w trakcie tworzenia anagramów i założeń kabalistycznych w których każdą literę ładuje się mocą i wykorzystuje jak łatwo zauważyć można w prosty sposób zmienić w fonetyczną "chorobę". A na czym one się znajdują? Otóż, jak np. można poczytać u Kolesowa podstawą, na którą jest to nałożone, jest krzyż z kombinacjami liter IHVH (lub "HVIH" - "istnienie"). Co to oznacza? Otóż że jest to, z mojego punktu widzenia, złośliwa, skomplikowana, klątwa na świat istnienia, podtrzymywana przez akolitów różnych zakonów magicznych, którym nakazuje się zapamiętywać całość ciągów literowych i energetyzować w ramach "doskonalenia praktyki", oraz wmawia się że jest w tym jakiś tajemny język, przy czym znaczenia w różnych językach po rozszyfrowaniu są dosyć hmm... problematyczne dla rzeczywistości świata istot żywych. W skrócie - energetyzuje się zestaw znaczeń niszczących istnienie i doprowadzające do jego zagłady w którym pojawiają się demony wśród chorób, obojętności, wiary w przepowiednie etc... I to w całkowitej nieświadomości wierzących że jest to coś zupełnie innego "magów", ładujących energetycznie zaklęcie zniszczenia.
Nom i gdzie tu miejsce dla Chrystusa?
Otóż pojawi się On, przeczyta wszystkie zakodowane teksty - "złamie kody" i ośmieszy tym wszystkich magów wierzących, że są one czymś innym - poniży ich. Złamie jeden z systemów magicznych.
Ale... Jak nie będzie lizydupcem swojego demoniszcza i nie będzie go wyznawał to zapewne okaże się straszliwą bestią przed którą padnie świat na kolana, a lodowce za około 40 lat i tak się zaczną topić...(No, chyba że wykończy nas jakiś inny chemtrails ;] )
Tak niestety wygląda zabawa demoniszczy w produkowanie złośliwych zagadek historii i zabawa w szyfry na różnych poziomach abstrakcji.

czwartek, 5 maja 2011

Woda jest mokra!

Bóg jako stwórca reguł fizyki urządził w tym naszym wszechświecie wszystko tak, by każdy miał te same możliwości związane z istniejącymi regułami fizyki, praw przyrody obowiązującymi wszystkich. Zasad które rządzą genomem i jego zróżnicowaniem pozwalającym na przetrwanie w sytuacji gdy jakiś panek, czy inne demoniszcze podające się za udzielnego władcę stwierdzi że należy się go słuchać bo może nieźle komuś dokopać, ma większą wiedzę o świecie lub lepiej oszukuje od innych, sprowadzając swoich wyznawców do roli nieświadomych ludzi, którzy mają się go słuchać i odbębniać nakazane rytuały. Za to od czasu do czasu, jednostki z gromady swoich wiernych, będzie wykorzystywać na różne sposoby, a cała reszta reszta będzie mieć spokój, gdy ich udzielny panek będzie dręczyć wybranych spośród nich, co będzie stanowić najbardziej oczywistą ochronę dla przekonanej do swoich racji reszty, nie mającej problemów.
Bóg jak mi się nie wydaje nie wybierał jakoś szczególnie nikogo do życia w tym wszechświecie, choć reguły istniejące w nim prowadzą właśnie do powstania życia - prędzej lub później. Z człowiekiem - mniej więcej wiemy jak to było, przynajmniej jeśli chodziło o sferę materialną. Co z duchową? Na to z odpowiedziami z wykopalisk bywa gorzej, poza zapisami dotyczącymi różnych form religii i przekonań co do tego co jest po śmierci. Czy przed człowiekiem mogło coś gdzieś wyewoluować i dojść do przekonania że poznając Boga poprzez jego stworzenie można do Niego jakoś dotrzeć? Lub zbadać? Odkrywając tajemnice wszechświata? Co jeśli jeden z takich badaczy postanowił wykorzystać posiadaną wiedzę i określił się mianem Boga?
I poleciał w dół (wykopany przez równych sobie) wypróbowywać swoje zdolności na mniej oświeconych bytach - bo wśród tych nieco bardziej oświeconych nie miał za dużo do gadania. Nie jest powiedziane że było ich nawet więcej - przypadek opisany w księdze Henocha, Metatrona, który coś tam się dowiedział na ich temat, powinien dać zrozumienia, że ówczesne demoniszcza uczyły praktycznych umiejętności. Późniejsze czasy to już czasy dusznego rpg nastawionego na moralitety. W tym przypadku wszelkie ufo to jak dla mnie zbyteczna manifestacja czegoś co potrafi materializować cokolwiek gdziekolwiek - no, ale dla fanów science-fiction latające talerze zawsze pozostaną gratką.
Bo w zasadzie kto powiedział że to jeden poleciał?
Sztraszliwy szmok poszadajączy wielką szmoc...
Jak popatrzeć na te biblijne postacie ludzi żyjące po kilkaset lat w zgodzie z jakimś ówczesnym demoniszczem można sobie odpowiedzieć jak spadały zdolności kolejnych następców pierwotnych demoniszczy. Ot takie lucyferyczne coś, które się do mnie odzywa - leczyć trochę potrafi (głównie z kumplami, bo samo nie daje nerwowo rady ze mną), ale to długotrwałe i wydłużane "czyszczenie" (przerywane wrzeszczeniem na mnie, brudzeniem i doprowadzaniem do chorób, z odwoływaniem się od czasu do czasu do "ojca"), no i tak naprawdę mające przekonać do tego że należy go czcić. A tymczasem na moje oko ezoteryczna technologia którą się posługuje wygląda jakby była opracowana przez kogoś przed nim, a on tak nie do końca ją opanował (co stara się usilnie ukryć w różny sposób). Np. długotrwałe mantrowanie i modlitwy (do jednego z boskich imion uznawanych za imiona aniołów, w ramach "Starej księgi aniołów" Rafaela Or-El) w okolicy pewnego kościoła w Tychach doprowadziły mnie do "oczyszczenia" błyskawicznego niczym pstryknięcie palcami. I równie szybkiego "opętania" polem energetycznym przez demoniszcze po chwili oddziaływania na mój nieco przytępiony, zdziwiony i niemyślący czerep czyli krótko mówiąc - prowokacji.
A obecne demoniszcza? Napadają kupą na biedne religijne dziewczyny (nawet filmy o tym kręcą) i uważają że to zabawne jak się je straszy i wyniszcza. To że mają gdzieś dramat opętanych osób to nic. Ale że jeszcze uważa się je potem za potężne przez stada satanistów? Żałosne. To odpowiedź o typowej sile mitu - trzeba paru duchów podających się za wielkich bossów Ciemnej Strony Mocy żeby zwyciężyć jedną biedną religijną dziewczynkę. No po prostu tylko pogratulować co poniektórym wiary w demony i ich moc. Ale cóż się dziwić - to efekt pokoleń demoniszczy tych nie do końca rozumiejących posiadane technologie i wykorzystujących je częściej do zniszczenia niż ewentualnej współpracy w duchu miłości, pokoju i braterstwa. Czyli w sposób zbliżający do boskiego pojmowania świata, Boga, który kocha wszystkich tak bardzo, że dał absolutnie wszystkim te same możliwości związane z regułami fizycznymi świata w którym żyją, a świadomym istotom zdolności poznawcze dotyczące tego świata i rozumowania pozwalającego na zrozumienie że istnieje możliwość istnienia percepcji której samemu się nie posiada, otwierającej możliwości niepercepcyjnego poznania rzeczywistości.
Oraz możliwości rozwoju, degradacji, życia a także śmierci - wszystkich możliwości nieokreślonych w zamkniętym pudełku z kotem Schrödingera.
Jakby nie było od tysiącleci pojawiały się "duszki Kacperki" podające się za bogów, podające ich imiona, korzystające z okazji do zabawy w "Simów" lub okazyjnej poruchawki, czasem nagrywające zabawy z dziećmi, a czasem mordujące według reguł pewnej gry.
Nie można powiedzieć że wszystkie takie są. Jak w życiu - niektórzy lecą do Afryki czy Tajlandii żeby zabawić się z małolatami, a niektórzy wybierają karierę nieco bardziej duchową z ministrantami w tle. Myślę, że w tej kwestii jest "jak na dole, tak na górze", co oznacza, że na górze jest coraz więcej takich jak na dole. A całkiem spora część świata jest dla "duszków Kacperków" swoistą "Tajlandią" czy "Afryką". Prawa mojżeszowe, jak mi się wydaje, co poniektórych kazały zabijać w niektórych przypadkach właśnie po to, żeby takich za dużo nie było później na tej "górze" zdeprawowanych w stopniu który by wymagał ostatecznego uśmiercenia. Dotyczyło to jednak zamkniętych grup społecznych chronionych przez "tarczę", ducha wystarczająco silnego by nie dopuszczać innych do danej grupy. Im dalej jednak zaczęto odchodzić od przepisów, przy nikłym poparciu do starych praw, tym więcej zaczęło pojawiać się sfrustrowanych "duszków Kacperków" dążących do wykorzystania każdego, który im się nawinie. Efekty? Coraz więcej opętań, coraz bardziej wyśmiewanych przez uważających się za "świadomych"... Ja przynajmniej wiem, że nic nie wiem.
Wybaczający i miłosierny Chrystus dopełniający i nie zmieniający prawa mojżeszowego?
Jaki by nie był za życia, szkoda chłopa gwałconego przez pedofilów ([palec na dziecko]"...co jemu uczynicie, Mnie uczynicie..."), zwłaszcza takich, którzy podają się za Jego uczniów.

niedziela, 1 maja 2011

Klątwa

Przez imię i w imię Jezusa (יהושׁע) Chrystusa, האליה, strażników הויה, pozbawiam święceń kapłańskich każdego kapłana pedofila niezależnie od wyznawanej religii.
Anno Domini 2011
noc z soboty, 30 kwietnia
na niedzielę, 1 maja
Przez imię i w imię Jezusa (יהושׁע) Chrystusa, האליה, strażników הויה, odnawiam klątwę apostoła Pawła z Tarsu (שאול התרסי) związaną z wszelkimi zmianami w ustalonych pierwotnie wersjach Starego i Nowego Testamentu, niezgodnymi z Prawdą i tworzącymi możliwość nowych, oddalających od Prawdy interpretacji treści, na każdego, bez względu na stan, pochodzenie i na to za kogo się uważa. W tym na episkopat Polski, Jana Pawła II, oraz wszystkich innych odpowiedzialnych za wydawanie Pisma Świętego znających i rozumiejących język polski oraz mitologię grecką, którzy od 3 wydania Biblii Tysiąclecia wprowadzili do tekstu jako imię Boga wieloznaczne słowo Pan, będące również imieniem rogatego bożka greków.
Anno Domini  2011, niedziela, 1 maja