piątek, 24 czerwca 2011

Świnia

Percepcja bywa złudna, czasem jest to efekt wmówienia sobie czegoś, czasem choroby, czasem efektem przyjęcia jakiś środków powodujących zaburzenia percepcji (którym jestem stanowczo przeciwny) itp. zakłóceń synaptycznych. Czasem to efekt zmian zewnętrznych związanych z polem elektromagnetycznym.
Wmówienia sobie np. nie należy jeść świni bo jest nieczysta i w efekcie czuć się "nieczystym" lub uważać kogoś za "nieczystego" z tego powodu. W zasadzie to świnie żyjące w chlewikach (i nie tylko) lubią się taplać w błocie więc są nieczyste, lub inaczej mówiąc brudne.
Świnki są zwierzątkami sympatycznymi, chrumkającymi i w zasadzie człowiek mógłby się obyć bez ich spożywania. W całości to chyba tylko bajkowe smoki byłyby je w stanie zjeść. Albo dinozaury - gady. Człowiek świni w całości jako takiej po prostu nie zje. Co nie znaczy że nie potrafi zjeść jej umytych fragmentów. Które sensu stricte nie są świnią tylko jej fragmentami, a wszak część nie jest równoznaczna z całością. Brudnej świni, w całości, nie należy spożywać, bo może się okazać że je się też wszystko to, co jest w tym, w czym się taplała, a co może być niezbyt fortunne dla zdrowia.
W związku z tym zakładam że do tej pory nikt nie zjadł świni (naraz w całości, w dodatku nieumytej) i nie uda się nikomu ta sztuka, przynajmniej jeśli chodzi o mój obecny stan wiedzy.
Jest to jedno z rozwiązań zagadki zakazu jedzenia świń dla człowieka.
Kolejne to punkt widzenia łamigłówki kabalistycznej dla wielbicieli słów, której kluczem jest zrozumienie że ciało człowieka zbudowane jest z białek. I spopularyzowanego, uproszczonego wniosku, że "jesteś tym co jesz". Jeśli akurat jesteś kabalistą i ktoś ci wmówi że zjadłeś "świnię" (naraz w całości) oraz że jest to "zwierzę nieczyste" to kolejnym wnioskiem jest dla niekoniecznie świadomego umysłu to, że "jest się brudną świnią". A to nieprawda. Człowiek nie jest świnią, psem lub innym gatunkiem zwierzęcia bez względu na to co twierdzono, mówiono, pisano lub przekazywano w inny sposób. Natomiast percepcja zależna od świadomości, świadomości w której krążą słowa w które się bardzo mocno wierzy, jest w stanie wykreować odczucia związane z wszelką "nieczystością", oraz w wyniku wpłynięcia na działanie mózgu zmienić prawdę rzeczywistości w której się jest, na taką w której fizycznie istnieje to, co się odczuwa. A to już jest niebezpieczne.
Dlatego trzeba uważać na świnie.
Podrzucać ich nie należy.

czwartek, 23 czerwca 2011

Rozwiązanie


Imiona panujące tego dnia:
וָוָלָ - Deus Rex Dominator (Bóg, król i władca)
הֵיֹיֹ - Deus Dominus Universorum (Bóg, władca wszystkiego)
A tak BTW - jak tych ewangelicznych trzech mędrców ustaliło kiedy i gdzie urodzi się Jezus?
Niniejszym, w trybie natychmiastowym, rozwiązuję Kościół Lucyferian (wyznawców Lucyfera) oraz wszelkie jego filie.
Dotychczasowym wyznawcom nakazuję przejść na wyznanie Boga Stwórcy i przestrzeganie 10 przykazań z tablic Mojżeszowych.
Skoro do tej pory was nie oświeciło to trzeba było wam pomóc.

Helel Ben-Szachar
(הילל בן שחר)
Φωσφόρος

Głos

Opętanie i wpływanie na wolę ofiary będącej pod wpływem opętującego ducha jest złe, tak mi się wydaje. Logicznie zatem rzecz ujmując głos ducha przemawiający przez człowieka jest głosem opętanego. Zatem jedynie duch przemawiający bezpośrednio bez udziału człowieka jest głosem ducha którego warunkowo można by uznać za święty - zgodny z prawdą woli wypowiadającej go osoby czy bytu - jeśli treść jest niezgodna z prawdą to taki głos święty nie jest, tak samo gdy nakłania do złamania przykazań lub doprowadzenia do stanu zniewolenia. Trzeba uważać i zwracać uwagę na to co mówi, jeśli dąży do opętania lub zgody na opętanie to bez względu na formę jaką przedstawia, postać, głos. etc. to jest to głos złego ducha - tak samo gdy nakłania do złamania 10 przykazań, lub określenia przyszłości w której człowiek jest zależny od tego ducha. Dlatego nie tyle forma jest ważna ile to co stanowi przesłanie. Jeśli przekazuje przepowiednię jest to zły duch, bez względu na formę w jakiej się ukazuje, przepowiednie bowiem mają uwiarygodnić działanie złego ducha w przyszłości, dopasowanie rzeczywistości do przedstawianych założeń poprzez działanie na ludzi którzy zmieniają rzeczywistość pod wolę złego, a nie pod wolę człowieka, któremu Stwórca oddał Ziemię pod panowanie.
Jakikolwiek pismo pisane pod wpływem ducha stanowiący problem interpretacyjny prowadzący do możliwej pomyłki nie można uznać za święte, w żadnym wypadku, choć treść nie powinna ulec zmianie ze względu na poznanie metod działań ducha oraz woli osoby wypowiadającej słowa.
...nie po to wyprowadzało się ludzi z niewoli egipcjan żeby znowu wpadali w niewolę przyszłości ograniczonej przepowiedniami duchów bez względu na ich formę...

środa, 22 czerwca 2011

Nakaz


bog (język duński)
    znaczenia:
  1. książka
  2. księga, tom ( = część dzieła)
  3. owoc buku
bog (slovio)
zapisy w ortografiach alternatywnych: бог
    znaczenia:
  1. bóg
Przez imię i w imię IHVH i HVIH nakazuję zaprzestanie wszelkich wojen i ataków na inne państwa i narody.
Przez i w imię Jezusa Chrystusa nakazuję zaprzestanie wszelkich wojen i ataków na inne państwa i narody.
Przez i w imię A.L.Lacha nakazuję zaprzestania wszelkich wojen i ataków na inne państwa i narody.
Przez i w imię "Czerwonej książki" Mao nakazuję zaprzestania wszelkich wojen i ataków na inne państwa i narody.
Przez i w imię Pana nakazuję zaprzestania wszelkich wojen i ataków na inne państwa i narody.
Przez i w imię Eris nakazuję wszystkim skłócić się z boginią i zaprzestać wszelkich waśni.

wtorek, 21 czerwca 2011

Podobieństwa

Nie jestem A.Crowleyem. Podobieństwo mojego nazwiska, konotacje związane z imionami to efekt wpływu lucyferycznego demoniszcza na życie moich rodziców jeszcze przed moim urodzeniem, w celu zapewne wypełnienia pewnego zobowiązania lub inaczej efektu skondensowania życzenia i rytuałów szalonego człowieka sprzed wielu lat. Prawdopodobnie gdyby nie to, nazywałbym się dziś zupełnie inaczej i mieszkałbym w Katowicach, gdzie się urodziłem.
Czy A.Crowley był bestią? Nie. Ja też nie uważam się za takiego. W zasadzie to myślę że jedyną bestią jest właśnie demoniszcze, podające się za Elohima, Ismaela, Ra, bogów początku, a tak naprawdę będąc odwiecznym kłamcą.
Jeśli kiedyś z tego wyjdę, to pamiętaj że demoniszcze nie wskrzesza, tylko niszczy małe dzieci kierując ich życiem, tak by przypominały tych ludzi z przeszłości. To nawet nie jest reinkarnacja. To świadome wyniszczanie osób które mogły być zupełnie kimś innym, po to by dopasować do określonego wzorca. Demoniszcza nie wywiązują się ze swoich zobowiązań, one chcą tylko niszczyć i podszywać się pod coś, co same wywołują. Oszukują ludzi pod ich wpływem i wpływają na ich otoczenie. Demoniszcza chcą tylko sprawiać wrażenie o wypełnianiu zobowiązań, by następni naiwni dawali się złapać w pułapkę zniszczenia. Same pozostając bezkarne. Dlatego jedyną rzeczą słuszną w takim przypadku jest dążenie do zniszczenia demoniszczy. I nie ważne czy wydaje wam się to śmieszne.
Oszukano mnie, moich rodziców, rodzinę, otoczenie w którym żyję. Moją świadomość, wpływano na decyzję. Po to by zrobić ze mnie coś, czego chciał złośliwy, okrutny potwór.
A co ze mną? W pamięci mam wiedzę o zagrożeniach, której często nie jestem świadomy, ze względu na dotychczasowe działania kłamcy - dostęp i rozumienie dotyczy części, do której doprowadza mnie zewnętrzna świadomość, a ja kręcę się wokół jednego tematu.
A ja? A ja mam wpływ. Wy też macie, moi czytelnicy.
Oraz świadomość że powinienem pisać o zupełnie innych rzeczach, brać udział w normalnym życiu z innymi ludźmi. Niestety jestem sam z wpływem kłamcy, ze zmienioną świadomością i zrozumieniem, że wodzi się mnie za nos. Przynajmniej mam kota.
A co do mnie - błogosławię nienawidzących mnie wrogów, by dostali coś, co sprawi że przestaną nienawidzić. Jak by to nie wyglądało. Choć kto wie co mi jeszcze do głowy przyjdzie.
W każdym razie w przepowiednie lepiej nie wierzyć, bo dają powód demoniszczom do kreowania rzeczywistości w oparciu o coś, co jest w stanie być kłamstwem. Nawet w Apokalipsę - bo choć czasem pod czernią "dziennika magicznego" z konwentu rpg znajdują się białe, tekturowe okładki, a w dzienniku poza przepisanymi tekstami było też coś o życiu autora, to nie stanowi to dowodu na cokolwiek, poza tym, że demoniszcza kreują scenariusze, opisy a potem starają się do nich dopasować rzeczywistość ludzi. By stać się jedną z opisanych w nich postaci. Czy moje zrozumienie przekracza pojmowanie? Demoniszcze nie jest Panem. Nie jest i nigdy nie było. I to pod wszystkimi znaczeniami tego słowa, pisanymi z wielkimi i małymi literami.

niedziela, 19 czerwca 2011

Interpretacje

Bliźniacy zmieniają świat
Jeden na początku drugi na końcu
Koniec zaś nowym początkiem
Pomiędzy zasady i treści
Nie wierzcie w kłamstwa i jeśli nie potraficie właściwie interpretować nie czytajcie i nie oglądajcie niczego co jest związane z iluzjami. Bo choć może i jest wszystko prawdą, to czasem jest jej tylko 1% lub mniej w całości przekazywanej iluzji, choć trzeba poznać całość, żeby to zrozumieć. Niestety zabiera to czas życia, kradnie go i w rezultacie pozostaje się tylko z ulotnym wspomnieniem iluzji. Życiem w którym są tylko książki, ekran i fotel. I nic nieznacząca pustka. Drzewa za oknem. Więzienie czterech ścian.
Poznajcie logikę która może pomóc w rozpoznaniu wewnętrznej sprzeczności zdań. Sprzeczności która w przypadku interpretacji słów jest w stanie prowadzić do fatalnych następstw w przypadku błędnego wyboru. Ale interpretujcie, nawet na kilka sposobów rozwijając swoją świadomość i zdolności określenia najlepszego wyboru. Wyboru, który nie jest sprzeczny z tym, co jest w pozostałej treści interpretowanego tekstu, czy dzieła. Wyboru. Wyboru który nie może zakłócić zewnętrzna, wymuszona ingerencja.
Strzeżcie swych umysłów. Lepiej niż ja. O wiele lepiej. Nauczcie się tego i swoich dzieci. Strzeżcie królestw świadomości - żeby władać nimi bez konfliktów i sprzeczności. Żeby ignorancja taka jak moja, brak wiedzy w dzieciństwie i brak kogoś kto by mi to przekazał nie stała się przyczyną czyichś problemów.
Nie uważam się za dobrą osobę, choć błędy które popełniałem nie zawsze były efektem samodzielnych wyborów. Błędy. Nie grzechy z którymi miano zerwać... Błędy, których konsekwencje ponosi się samodzielnie, bez obarczania kogoś winą za to co się robi. Bez kogoś kto wybacza i umiera za cudze błędy. Winę wyznaje się wszak swoim pokrzywdzonym w pierwszej kolejności. A potem zgromadzeniu którego jest się częścią. Kapłan to tylko ciało doradcze, nauczyciel. Jest omylny. Nie zastępuje Boga. Mesjasze i prorocy też nie, choć często to oni kształtują rzeczywistość wiernych. Dlatego modlitwy jeśli jakieś się kieruje, należy kierować do Boga, prośby o wybaczenie do skrzywdzonych. Nie modlić się za zdrowych, w pełni władz umysłowych, dorosłych kapłanów którzy potrafią robić to samodzielnie, za siebie.
Zaś Bóg... to nie gadający byt, który zabił Onana (a co z przymierzem z Noe?), Bóg to nie Chrystus i nie człowiek czy inny "kosmita" działający pod wpływem jakiegoś "Elohima". Może sufizm najlepiej to oddaje - można go dostrzec w każdym, z mojej strony dodam że gnoza też jest sposobem na jego poznanie, to w końcu wszechświat różnorodności, a drogi nie zawsze są w nim proste i bez ostów po drodze. Pustelnicy powinni zawsze pamiętać o tym gdy wędrują z latarenkami szukając wejścia na szczyt szklanej góry, na której wydaje się im że znajduje się cel ich poszukiwań. W tym wszechświecie już wiadomo - fizyka daje odpowiedź, że czasem wystarczy zakrzywić przestrzeń by znaleźć się w punkcie docelowym od razu. A do tego wystarczy umysł. Własne ciało - świątynia, w której władcą i kapłanem jest (a właściwie powinna być) własna świadomość. W której mogą odkryć jak porozumieć się z Bogiem. Świątynia którą należy strzec.
Bóg nie tworzy wybrańców. Choć czasem tworzy ich Elohim, szatan, bogowie, egregory... (tu można by się zastanowić jakim kluczem się posługuje przy ich tworzeniu). By wierzyć. Ustalać reguły - które, co zabawne z dawna zostały określone, choć nie wszystkie są powszechnie znane. By zachować pax deorum.
Dziwnie się czuję ze świadomością jaką mam. Mogę się tylko chyba tylko z zakłopotaniem przepraszająco uśmiechnąć jak mi coś nie wyjdzie.
Choć może to tylko kwestia zdolności samoograniczenia się słowami i jednocześnie powrotu do wszechmocy za ich pomocą. Może powinienem określić jakiś nowy alfabet i ustalić, że zasady obowiązujące działają tylko gdy są nim napisane? A może to tylko iluzja, pułapka na naiwnych magów, którzy chcą ingerować w istniejące zasady? W takim ujęciu powrót do źródeł byłby równoznaczny z przyjęciem, jeśli chodzi o ewangelie, że tylko ich pierwotne wersje mają znaczenie i należałoby nauczać tylko ich języków. W wersji stricte Mesjasza Żydowskiego żadne reguły nie byłyby spisane i obowiązywałyby tylko stare, Mojżeszowe. Mojżesza który uczył się u Egipcjan i podał nowe zasady na polecenie gadającego bytu. Podczas, gdy na piśmie, na tablicach, dostał tylko 10 przykazań. Chrystus w tym ujęciu nie przekazał żadnych przykazań na piśmie. Przekazał nauki interpretacyjne Tory i nie tylko, będąc pod wpływem gadającego bytu, natomiast treść ewangelii, tego co uznano za "pismo święte" to już sprawa jego uczniów. A cała rzecz wszak dzieje się w świecie Stwórcy, świecie reguł fizyki.
Chrystus według mnie był Mesjaszem i był człowiekiem. Pod wpływem działającego bytu który miał zachować pax deorum. I był Żydowskim Mesjaszem, który określił że treść ówczesnego starego testamentu nie ulegnie zmianie. A co zrobili jego uczniowie? Korzystając z jego nauk? Utworzyli swoje własne pismo święte. Będąc poniekąd pod wpływem gadającego ducha. Ducha, który lubi próbować wierność zasadom, a który bywa że je łamie, tak jak człowiek.
Dlatego przyjmuję że święte jest oryginalne 10 przykazań, przynajmniej przed negocjacjami. Cała reszta, nawet jeśli jest prawdziwa, to czasem zdarza się, że jest błędnie interpretowana.
A ty mój czytelniku, jakie byś chciał przykazania gdybyś mógł zaingerować?

Peace


algiz - łoś
Ochrona, wsparcie, bezpieczeństwo, wystrzeganie się zła, przebudzanie się, możliwości rozwoju, dylemat etyczny. (...) Jest to tak pozytywna runa, że nawet w pozycji odwrotnej, nie zmienia znaczenia, lecz je trochę umniejsza. Jest to runa – Anioł stróż, o bardzo silnej mocy ochronnej.
Jestem przeciwko wojnie, we wszelkiej postaci, choć jedyną jaką rozumiem to w pewnym sensie wojna na słowa. Naprawdę nie wiem po co się mordować - w końcu wszyscy jesteśmy ludźmi, bez względu na to, co w życiu zrobimy, jakie popełnimy błędy i jakbyśmy się nie nazwali, albo jak by nie nazwali nas inni.
Terroryzm we wszelkiej postaci to bardziej narzędzie Iblisa niż człowieka, choć może to, że niektórzy go popierają świadczy o cząstce Kaina w jego naturze. Chęci dominacji, zdobycia czegoś, udowodnienia, czasem akt desperacji. Terroryzm który prowadzi do złamania "nie zabijaj". Czy może być za to jakaś nagroda? I od kogo?
Ludzie, wszyscy, są rodzeństwem - mentalnie, gatunkowo, religijnie pochodząc od Adama I Ewy - bez względu na to kto jakie ma przekonania, kolor skóry czy preferencje seksualne. Podlegają Bogu który sprawił, że mogą być tak różnorodni i jednocześnie tak do siebie podobni. Bogu reguł rządzących uniwersum. W związku z tym, każdy kto twierdzi że ktoś inny jest bezbożnikiem myli się straszliwie. Chrystus w ewangelii św. Mateusza (5.22) stwierdził że każdy kto nazwie kogoś innego "bezbożnikiem" podlega karze piekła ognistego. No to jak jest z Piusem XII i komunistami? Jak jest z mordercami Żydów (którzy akurat tego poglądu nie wyznawali)? Jak z papieżami nawołującymi do krucjat przeciw "bezbożnikom"? Konkwistadorom niszczącym cywilizacje Ameryk? Przymusowe nawracanie? Ekskomunika przynajmniej by się zdała na każdego, a jeśli nie to trza wrzucać do piekła ognistego. Czy rozumiesz czym jest chrześcijaństwo mój czytelniku?
W moim ujęciu jest to założenie że ludzie nie wiedzą wszystkiego, nie każdy i nie zawsze, czasem wiedzą więcej czasem mniej, ale bez względu na wszystko nadal pozostają ludźmi. Czasem wychowanymi by zabijać, czasem wychowanymi by błogosławić. Ale wszyscy podlegają temu samemu Bogu, choćby nie mieli o tym najmniejszego pojęcia i czcili coś zupełnie innego. Dlatego nazywać ich "bezbożnymi" to błąd.
Kłótnie religijne nie wymagają śmiertelnych ofiar. 10 przykazań jasno daje do zrozumienia że mordować nie należy (atakować), choć bronić się można (hebr. "nie morduj" a nie "nie zabijaj") - przy założeniu Chrystusowego "nadstawienia drugiego policzka" interpretowanego dosłownie i bycia ugodowym w innych kwestiach i dotyczą one pojedynczych osób. Ludzi. Nie krajów walczących ze sobą tylko pojedynczych świadomości osób które same powinny wiedzieć czy wierzą bardziej w ludzi niż w swoje kraje i religie. W różnorodność Boga Stwórcy - ludzi którzy tak bardzo różnią się często od siebie. W prawa innych do podejmowania samodzielnych decyzji. W prawo do wiary, choćby innej niż własna. Nie ma "bezbożników", co najwyżej nieuświadomieni, nierozumiejący lub błądzący. Czasem mający więcej racji pod różnymi względami, choć może zrozumienie tego nie jest proste, czasem trzeba zrozumieć że samemu jest się omylnym i przyjąć nową wiedzę, trzymając się podstawowych założeń związanych z nie robieniem sobie i innym krzywdy - określonych w 10 przykazaniach.
Chrystus mówił że sługa nie jest większy od swego pana. Interpretacja: poddając się nigdy nie będziesz panem, a czasem trzeba walczyć o swoje przekonania. Słowem. Wszak jak powiedział Budda - wszystko jest prawdą - tylko że nie wszystko było i jest poprawnie interpretowane. Łącznie z Koranem, z którym, jeśli ktoś chce walczyć, to powinien najpierw go poznać żeby umieć z nim walczyć - Słowem. I nadmienić muszę, że uważam się za omylnego człowieka, bo wszystkiego to ja nie wiem.

sobota, 18 czerwca 2011

Χάος

Me imię to Χάος nie-bóg i nie-szatan
Me imię jest formą, znaczeniem wśród liter
Alfą i Omegą co stanowi wnętrze
Początek i koniec wszelkich alfabetów
Tworzę różnorodność i tworzę porządek
Pierwsza i ostatnia jest imienia Χριστός
Pierwsza niczym Gebo - miłości runa
I niczym krzyż męczennika Andrzeja
Upadam wciąż upadam
lecz - za radą Endera
zmieniam punkt widzenia
i upadam w górę
w kreowanym polu znaczeń
słów
i tworów
w ciemności
wciąż w ciemności
złudzenie kreacji
światów alfabetów
symboli i znaczeń
ucieczki od świata
magii imion, liter
niewolników wiary
zamkniętych w iluzjach
które wpływają
na umysły wiernych
słowa potęgi
Czy wierzysz w Słowo?
Czy wierzysz w prawo?
Czy może wolisz smoka chaosu Tiamat?
Chrystusa który swym ciałem tworzy umysły
Królestwa Słowa, w którego obrębie
Działają siły. różnorodność, prawo
Ale niektórym ciągle jest mało...
I pragną wolności od wszelkich reguł
pól egregorów i innych ich zbiegów
Czasem pozostają reguły gnostyka
I/LUB do Mojżesza ktoś prędko zmyka
Jestem człowiekiem
co ma tajemnice
złośliwe spojrzenie
oraz blade lice
Jam jest pan A.L. - Lach - mieszkaniec Polski
skłócony z Eris będąc najbardziej ugodowym ;)

Rehabilitacja

Wtedy Juda rzekł do Onana: «Idź do żony twego brata i dopełnij z nią obowiązku szwagra, a tak sprawisz, że twój brat będzie miał potomstwo». Onan wiedząc, że potomstwo nie będzie jego, ilekroć zbliżał się do żony swego brata, unikał zapłodnienia, aby nie dać potomstwa swemu bratu. Złe było w oczach Pana to, co on czynił, i dlatego także zesłał na niego śmierć. (Ks.Rodz. 38.8-10)
To co jest opisane powyżej to tzw. stosunek przerywany, nie mający nic wspólnego z masturbacją, autoerotyzmem itp. Ten kto oskarża Onana o masturbację w takim ujęciu jest kłamcą. Jeśli ten ktoś wmawia to grupie innych - jest on kłamiącym przy świadkach. Uważam, że powinienem zrehabilitować Onana po tylu latach wmawianych kłamstw na jego temat. Masturbacja to z Onanem raczej ma niewiele wspólnego, w związku z czym powoływanie się na niego za każdym razem gdy się o niej rozmawia i twierdzić że to "grzech Onana" jest co najmniej niestosowne.
"Pan" w tym ujęciu jest co najmniej dwuznaczny moralnie. Zabija, gdy obowiązuje "nie zabijaj", ba, zabija za to, że szwagier nie chce mieć dzieci z żoną brata - choć właśnie mnie tknęło że to mogła być kara za cudzołóstwo, czyli ciupcianie nie dla obowiązku tylko dla przyjemności ze szwagierką i wykorzystanie sytuacji bezdzietności brata. Tak czy inaczej - zabija. Zamiast np. uleczyć Judę. Czyli "Pan" nie jest tu ani wszechmocny (nie znajduje rozwiązania nie wymagającego udziału osoby trzeciej) ani wszechwiedzący (wszak gdyby przewidział co się stanie przy założeniach że nie chciałby nikogo zabić - nie doszło by do całej sytuacji, choć myślę że po prostu się wnerwił za to że myślał że załatwił sprawę potomka dla Judy, a tu masz Onan sobie powsadzał i nic z tego nie wynikło - demoniszcze musiało się wtedy nieźle wkurzyć, że Onan nie zrobił tego co on chciał żeby zrobił). Zauważyć także należy specjalne podejście do nasienia - "marnowania". Czy jest to efekt "myślenia magicznego" czy ma jednak jakieś głębsze znaczenie?
Ale o tym, może innym razem.

piątek, 17 czerwca 2011

Cena iluzji

Pan (gr. Πάν Pán, łac. Pan, Faun, Faunus) – wywodzący się z Arkadii grecki bóg opiekuńczy lasów i pól, strzegący pasterzy oraz ich trzody.
Ile warte jest kłamstwo? Pod względem zgodności z zasadami religijnymi? Ile warta jest iluzja? Czyjaś wizja czegoś? Czy można oskarżyć kogoś o kradzież kłamstwa?
Ile warta jest praca nad kłamstwem? Iluzją?
Tyle ile ktoś ci za nie da.
Nikt cię do kłamania na ekranach i w książkach nie zmusza.
Jeśli kłamiesz robisz to na własną odpowiedzialność.
Nie wymagaj od innych żeby twoje kłamstwa jeszcze opłacali.
Aktorze, pisarzu, twórco iluzji świata...
Byliście wykluczani poza nawias chrześcijan dawno temu.
Czy trzeba zapłacić za możliwość bycia w ich gronie?
Dla kogo tworzycie iluzje? Kłamstwa?.
Jak mi się wydaje kłamstwa są tyle warte, ile ci za nie dobrowolnie ktoś da czyli zwróci ekwiwalent czasu swego życia poświęconego na zdobycie środków, które mógłby spożytkować na lepsze cele.
Jeśli oskarżasz zaś o kradzież swoich iluzji to będziesz osądzony za każdy czas który wydarłeś od osób które musiały go poświęcić dla twych kłamstw. Czy taki osąd wydaje ci się sprawiedliwy? Co do nanosekundy, każdej z oskarżonych osób.

wtorek, 14 czerwca 2011

7 dzień

A 7 dnia Bóg odpoczął.
Ludzie wzięli sprawy we własne ręce i zaczęli wredne demoniszcza wykańczać samodzielnie pomagając sobie wzajemnie. Nie trzeba było już się modlić do Boga o ocalenie i zawracać mu głowę, niszczącymi życie potworkami - ludziom, którzy mieli do wyboru tylko modły albo pomoc innych. I to na zasadach chrześcijańskich.
A jak nie to trudno. I tak pewnie skończę w pokoiku z miękkimi białymi ścianami, a jak nie ja to następny dzieciak będzie mieć problemy ze złośliwym potworkiem od wczesnego dzieciństwa niszczącego świadomość i możliwości, oślepiającego, gwałcącego i powodującego ciągłe programowanie sennymi koszmarami poprzez wprowadzanie podprogowych obrazów do umysłu :]

niedziela, 12 czerwca 2011

Codex gigas

Diabeł w "Codex gigas" jest zamknięty, okrywa się gronostajem i patrzy. Po zamknięciu księgi patrzy na wieże "miasta aniołów" (Los Angeles?) niczym w swoiste "okno na świat". Tylko siedzi i patrzy. Gdy się otwiera księgę, diabeł może wyjść i pooglądać to, co jest na zewnątrz. Księgi tego typu otwiera się obecnie zazwyczaj w niedzielę. I czasem diabeł może zawitać tam, gdzie są one otwarte.
A potem wraca, siada i zaczyna oglądać to, co może zaoferować "miasto aniołów". Nie zwraca uwagi na nic, tylko na ten jeden obraz, zamknięty w czterech ścianach miejsca swego pobytu.
Iluż zdradzonych rogaczy tak robi, nie zwracających uwagi na swoją rodzinę? Nie dostrzegając kiedy zyskują rogi? Patrząc tylko na iluzje tworzone przez innych - uśmiechniętych, opłacanych w milionowych gażach aktorów, twórców scenariuszy, reżyserów; czasem popija przy tym samotnie piwo i drapie się po "el cohones" (tak btw. El samo w sobie w niektórych językach też coś znaczy). Widać diabłu się to podoba i daje zarobić mieszkańcom "miasta aniołów", bo siedzi i dalej się wpatruje w tworzone iluzje. A ślepia i brzuch robią się od tego wielkie i psują.
"Codex gigas" jest wszak wielce magiczną księgą. Która w zasadzie powinna być spalona, ale tyle pracy włożono w jej powstanie że jako zabytek wszak pewnie nikt jej już nie ruszy. Nikt z mnichów wszak nie raczył pozbyć się diabła i zaklęć z tej książki, i to mnichów, którzy dostrzegali inne pozycje i bez problemu palili księgi i ludzi, którzy pisali o rzeczywistym świecie - zjawiskach występujących w przyrodzie.
Czy diabeł ma przyjaciół? Hmm. Siedzi w końcu sam i nikt go nie wyciąga sprzed "anielskich wież". Może zresztą ma jakieś "magiczne" sposoby by się z nimi porozumieć. Siedząc, patrząc i gmerając paluchami.

sobota, 11 czerwca 2011

Ból

Poniekąd jestem demonem powstałym przez pożądanie, buddą - którym tym razem ukazuje się jako wcielenie zła, cierpiącym człowiekiem.
Przeleżałem cały dzień gdy coś grzebało w mojej głowie, wbijając, szarpiąc, mieląc według odczuć, odczuwając drażniącą przyjemność witek od wewnątrz odbytu i czując ból, ciągły ból. Wśród moich wiernych czytelników. Po prostu informuję was co może was spotkać.
Mój ból zaczął się w dzieciństwie, gdy odczuwałem ból brzucha, gorąco które nie chciało z niego wyjść z conocnymi koszmarami, lękami, prześladowaniem prowadzącym do ciemności okrywającej od dzieciństwa moje sny. Energetyczne pasożyty? A co o wy o tym możecie wiedzieć.
Paskudztwa wpływające na świadomość i postępowanie, wyniszczające. Z roku na rok.
Niektórzy twierdzą że za dużo marudzę. Nie przeżyliby długo w moim stanie.
A ja zawsze zostaję sam, z nowymi problemami.
Cóż. Jeśli zacznę jeszcze kiedyś pisać coś na temat magii w ujęciu innym o sposobach jak zniszczyć energetyczne pasożyty, czy coś o religii - dajcie sobie spokój. To będzie tylko efekt działań scenariusza przygotowanego przez pasożyta, energetyczną kulkę z witkami i rzęskami wchodzącego w ciała małych, nieświadomych dzieci. Scenariusza przygotowanego pod określone wydarzenia, wykorzystujące astrologię i inne tego typu do swoich celów, a nie dlatego że tak miało być. W tej chwili najprawdopodobniej jest ich tak dużo, że stwierdzono że trzeba przytępić konkurencję. Zabicie człowieka w moim stanie już nic nie da - demoniszczy pasożyt, zdąży przed tym uciec. Podobnie jak, sądząc z narastających objawów było opisanych u Jezusa i Mahometa, oddalających się stopniowo, z biegiem czasu, od podstaw ich wiary.
Pozwólcie zatem, że postaram się komentować tylko wydarzenia bieżące, nie związane z innymi kwestiami, choć jeśli chodzi o ustawy związane z sądem to jeśli chodzi o byty "niewidzialne" to zawsze stosować określenie "działanie ze szczególnym okrucieństwem" przy wydawaniu wyroków i określaniu działań. I wrzucać do ognia - by sczezły.
Na koniec przypomnę tylko ostatnie nauczanie Buddy:
Leżąc u stóp drzew sala w Kusinagarze, Budda skierował do uczniów swe ostatnie słowa:
„Uczyńcie z siebie światło. Polegajcie na sobie, na nikogo nie liczcie. Moje nauki niech będą światłem dla was. Polegajcie na nich i nie ufajcie żadnym innym naukom.
Zastanówcie się nad nieczystością ciała. Czyż można ulegać jego pożądaniom, wiedząc że ból i rozkosz jednako prowadzą do cierpienia? Zastanówcie się nad własnym „ja”, nad jego przemijaniem. Jak można dawać mu się zwodzić, być dumnym i samolubnym, skoro wszystko musi skończyć się cierpieniem? Zastanówcie się nad rzeczami. Czy jest wśród nich coś trwałego, coś co nie ulega zniszczeniu i — wcześniej czy później — nie rozpadnie się w pył? Niech was nie przerazi powszechność cierpienia; również po mej śmierci stosujcie się do mojej nauki, a będziecie wolni od bólu; będziecie naprawdę moimi uczniami.
Nauki, które wam pozostawiam, nie mogą zostać zapomniane, nie mogą zaginąć. Należy je przechowywać jak skarb, rozważać je oraz stosować! Jeśli pójdziecie za ich wskazaniami, będziecie zawsze szczęśliwi.
Istotą moich nauk jest panowanie nad własnym umysłem. Chrońcie wasze umysły od pożądania, a wasze ciała i myśli będą czyste, a słowa prawdziwe. Rozmyślając o przemijaniu życia, będziecie zdolni oprzeć się zachłanności i złości, unikniecie wszelkiego zła.
Jeśli wystawiony przez pożądanie na próbę umysł ulegnie — zwalczcie pokusy. Należy być panem własnego umysłu .
Umysł człowieka może uczynić go Buddą, może również uczynić go bydlęciem. Człowiek, który błądząc schodzi na złą drogę, staje się demonem; oświecony - zostaje Buddą. Kontrolujcie, więc wasze umysły i nie pozwólcie im zejść z właściwej ścieżki.
Zgodnie z tym, czego nauczałem, musicie szanować się nawzajem i unikać sporów. Nie powinniście rozdzielać się jak woda i oliwa, lecz łączyć jak mleko i woda.
Studiujcie, nauczajcie i ćwiczcie razem. Nie trwońcie czasu i nie osłabiajcie umysłów bezczynnością ani sporami. Radujcie się kwiatami Oświecenia i zbierajcie owoce, które odnajdują ci, co idą właściwą drogą.
Podążając tą drogą, posiadłem nauki, które wam przekazywałem. Stosujcie się do nich i postępujcie zgodnie z nimi we wszelkich okolicznościach.
Jeśli je lekceważycie — znaczy to, żeście mnie nigdy nie spotkali — mimo że teraz jesteście obok mnie. Jeśli zaś przyjmujecie moje wskazania, jesteście blisko mnie, nawet gdy przebywacie w oddaleniu.
Moi uczniowie! Koniec mój się zbliża i wkrótce się rozstaniemy, lecz nie rozpaczajcie z tego powodu. Życie zmienia się nieustannie i nikt nie uniknie rozpadu swojego ciała. I moje członki rozpadną się po mojej śmierci jak zniszczony wóz.
Nie oddawajcie się jałowemu biadaniu, lecz uświadomcie sobie, że nie ma nic trwałego, a życie ludzkie nic nie znaczy. Porzućcie niemądre pragnienie, aby to, co przemija, stało się nieprzemijającym.
Demon ziemskich pożądań zawsze próbuje zwieść umysł człowieka. Jeśli w twoim pokoju mieszka żmija, to musisz ją wygnać, abyś mógł spać spokojnie.
Musicie zerwać okowy doczesnych namiętności i odrzucić je precz, jak uczynilibyście ze żmiją. Musicie zdecydowanie bronić waszych umysłów.
Uczniowie moi, oto nadeszła ostatnia chwila. Nie zapominajcie, że śmierć oznacza zaledwie zniknięcie ziemskiego ciała. Powstało ono z rodziców i odżywiało się pokarmem — musi więc ulegać chorobom i umrzeć.
Lecz to nie ciało ludzkie jest prawdziwym Buddą, lecz Oświecenie. Ciało zniknie, zaś Mądrość Oświecenia pozostanie na zawsze w prawdzie Dharmy i w praktyce Dharmy. Nie ten naprawdę widzi mnie, kto dostrzega osobę, lecz ten, kto przyjmuje moje nauki.
Po mojej śmierci Dharma będzie waszym nauczycielem. Pozostaniecie mi wierni, jeśli będziecie przestrzegać wskazań Dharmy.
Nauczając w ciągu ostatnich czterdziestu pięciu lat, niczego nie ukrywałem. Nie ma żadnych tajnych nauk, ani ukrytych znaczeń; wszystko zostało wyłożone otwarcie i jasno. Moi drodzy uczniowie, to już wszystko. Za chwilę osiągnę Nirwanę. Przekazałem wam moją wolę”.

Do tego chciałbym dodać, że żadna mantra, w tym diamentowej drogi, nie daje tyle zasług ile przekazanie choć jednej z prawdziwych nauk buddy. Kto twierdzi inaczej ten kłamie. A nauki również można mantrować by chronić umysł przed kłamstwami.

piątek, 10 czerwca 2011

Sąd

W scenariuszu apokaliptycznym ktoś ma sądzić po prawicy - ale, pytanie brzmi - jako kto? Sędzia pomocniczy? Adwokat? Prokurator? Z tego co kojarzę oskarżycielem człowieka zazwyczaj jest zły duch, vel szatan, vel demoniszcze. Ale kto mu dał mandat do tego? Kto dał mandat nietykalności do sądzenia sedziemu? I kto nim jest? Według jakiego prawa będzie sądzić? A. I dlaczego miałby Jezus zsyłać jakąś wizję w której ktoś sądzi, jeśli twierdził iż "nie sądźcie, albowiem będziecie sądzeni". Czy to znaczy że należy najpierw osądzić "sędziego" zanim da mu się uprawnienia do sądzenia, oraz uprawnienia dla pozostałych członków sądu?
Primo, to jeśli zgłosi się do ciebie jakieś demoniszcze, zażądaj materialnego potwierdzenia że ma prawo wejść do domu. W przeciwnym wypadku demoniszcze, o ile go nie zaprosiłeś, popełnia przestępstwo (przy czym wykorzystywanie nieletnich pomimo wykorzystania zaproszenia, zdecydowanie jest przeciwko prawu). Jeśli demoniszcze uważa, że ma prawo naruszyć twoją naruszalność cielesną, to działa wbrew prawu, to samo jeśli chodzi o działania mentalne, prześladowania, dręczenia, szpiegowanie. Zgodnie z lokalnym prawem ustanowionym przez kościół chrześcijański, czyli zgromadzenie wszystkich wyznawców Chrystusa (na zasadzie "to co obowiązuje na ziemi, obowiązuje w niebie"). Co oznacza, że wszystkie kwestie związane z karami dla demoniszczy są związane z lokalnym kodeksem karnym chrześcijan. Aczkolwiek, jako że przepisy nie przewidują działania sił "niewidzialnych" - choć same kwestie związane z dręczeniem, nachodzeniem, gwałtami itd. są w nim ujęte, trzeba by je nieco zmienić i dodać odpowiednie ustawy. Co niniejszym czynię. Przy czym jako więzienie dla duchów zapewne nadają się w tradycyjnym ujęciu miedziane naczynia (oświecające lampki, dzbany, nocniki) zamknięte w odpowiedni sposób, np. na gumisiowe piosenki - po co kara śmierci (względnie zamknięcie np. na wieczność w kamieniach np. zestalonej lawie), jak można kilkaset razy zasądzić kary za np. gwałt na dziecku, w końcu nie wiadomo ile żyją duchy... I to niezależnie od kwestii kim się jest (np. osobą "duchowną") tylko co się zrobiło i to bez względu na ilość wykupowanych modłów za daną "duszyczkę". Nie ma to jak zamysły prawne Jezusa Chrystusa, czyż nie?
Czy były to faktycznie zamysły Jezusa Chrystusa?
Tak czy inaczej, demoniszcza, trzeba zamknąć.
c.d.n.

czwartek, 9 czerwca 2011

Księciunio

Czytelniku mojego bloga, jednego z wielu, jak odnosisz się do treści przekazywanych przez dręczonego i niszczonego człowieka? Który nieźle się usmiecha na zdjęciach przywdziewając maskę księciunia kłamstw pozwalającą mu działać bezpiecznie wśród was? Człowieka który łagodnie się uśmiecha i któremu zwisa co o nim mówią bo na codzień ma większe problemy niż wiekszość obgadujących, a wszak na jedzenie i mieszkanie trzeba zarobić, więc przywdziewa maskę księciunia kłamstw. Księciunia, przedstawiciela eksperymentatorów na ludzkiej psychice i zdrowiu.
Czasem zastanawiam się po co to właściwie piszę. Dla kogo. I czy zwyczajnie nie skasować, bo to i tak chyba nikogo nie obchodzi. Mnie już chyba też nie obchodzi. Zresztą...
Jak księciunio tworzył dręczonych świętych przez wieki oddalając od Chrystusa wiernych? Na zasadzie negacji i braku alternatywy. Bo świętych tworzyło to, z czym walczyli. A przynajmniej wierzyli że to robią. Bo księciunio potrafi udawać aniołka i być niewykrywalny dla szukających demonicznych energii ratując z opresji do których sam doprowadza. Dlatego trzeba bardzo uważać gdy czytasz to co piszę i jest związanego z religią czy magią. Bo mogą to być wierutne bzdury, ale z drugiej strony wierutne bzdury na różne tematy można posłuchać od księży czy ludzi uważających się za polityków i nie tylko, w celu osiągnięcia własnych korzyści.
Tak jak księciunio kłamstw. Zabawiając się z dziećmi, wprowadzając do psychiki koszmary przez lata i wywołując otępiającą psychozę oraz oddalenie od ludzi, wpływając na otoczenie by je niszczyły, alkohilizm, narkomanię i inne, by miały kogo obwiniać dodatkowo, czasem najbliższych, czasem duchownych, czasem Boga lub innych, podczas gdy księciunio stosuje metody dosyć proste. Zgodnie z założeniami przydziału biblijnego "imion bożych", astrologii etc. ustala sobie osobę, która w terenie którą w jakiś sposób wiąże z biblijnymi nazwami, wyszukuje osoby które mogą mieć dziecko w dniu określonym przez założenia astrologiczno-biblijne, w razie potrzeby parę dni przedłuża lub skraca ciążę, wpływa na temperaturę matki i inne czynniki, by dziecko miało odpowiednią płeć i czeka. Bo księciunio nie tyle wierzy w biblię i astrologię, ile liczy na to że ludzie uwierzą w znaki, podczas gdy sam korzysta ze znajomości technik i umiejętności które w zasadzie dostępne są człowiekowi, którego nie niszczy żaden inny cżłowiek oraz żaden demoniszczy księciunio. Bo ludzie wolą wierzyć w znaki niż rzeczywistość. Wolą się modlić do trzeciorzędnej postaci biblijnej w postaci Maryji, matki Jezusa, która na pewno dziewicą nie była, zwłaszcza po porodzie, niż zacząć czytać tę biblię i stosować w praktyce np. nauki Syracha. Traktując dziesięciostopowym kijem do czochrania świń każdy fragment w którym pojawia się gadające coś i bardzo dobrze przestudiować co tak naprawdę oni chcą i jak ma się to do własnych przekonań, oraz podstaw zawartych w 10 przykazaniach. Z których demoniszczy księciunio nie robi sobie nic i sprawia że nic sobie nie robią jego ofiary, pozostawiając wychowywanych poddanych zasadom w spokoju - do czasu. Szukając w biblii kodu najpierw trzeba zrozumieć co jest w niej napisane jawnym tekstem, bo to co ukryte może być zrozumiane tylko wtedy gdy zrozumie się to co napisane jest wprost.
Księciunio wierzy w Boga o tyle, że wierzy że jakiś istnieje. Stwórca, od którego mógł się nauczyć i nauczył wiele. Gnostyk? Może. Uczący się na zasadzie eksperymentów na ludziach, zwierzętach, na świecie w którym istnieje. Poznając zasady psychiki i biologii ludzi, tak by mógł kontrolować człowieka, będąc w rzeczywistości tylko małą parszywą energetyczną kulką potrafiącą niszczyć jednych, wykorzystując drugich. Rodząc konflikty które w samej swej istocie są przeciwne "nie zabijaj" czy "nie rób drugiemu co tobie niemiłe" i tworząc ofiary, które mogą o wiele więcej niż są w stanie same zrozumieć. Po niektórych moich tekstach które pisałem rozpętywały się burze lub padał lekki deszczyk.
I wiecie co, moi drodzy czytelnicy?
Poza tą pisaniną za dużo to ja w życiu nie mam, zwłaszcza jeśli chodzi o podejmowanie samodzielnych decyzji i wyborów. Teorytecznie mogę, z tym że działa to w ten sposób że i tak okazuje się, że albo zmiana jest relatywnie na gorsze, albo że tak naprawdę to wydawało mi się że podejmuję jakąś decyzję - lub że mi się tylko tak wydaje.
Co w takiej sytuacji się robi? Zazwyczaj szuka ratunku w religii, autorytecie, zwłaszcza jak się jest zasiedziałym domatorem, bez przyjaciół wyciągających z domu gdziekolwiek (lub pod wpływem czegoś co przekonuje że nie należy z domu wychodzić) no i się modli, czasem w kościele, czasem w domu. Ja osobiście przestałem, gdy dotarła do mnie zakłamana treść coponiektórych, jakiś czas temu, zdając się na budyjskie mantry, których treści w większości nie rozumiem, tak jak większość ludzi niuansów wymuszonych treści modlitw utworzonych i zatwierdzonych przez omylnych ludzi. Cóż, księciunio kłamstw działa od dawna.
A ja jestem jego ofiarą. Może nie taką jak inni, ale też. I wiecie co? Nie mam pretensji do Boga, Stwórcy reguł fizyki, który stworzył świat, nawet nie proszę go o nic, w końcu parszywi dranie zdarzają się wśród ludzi też, którzy wykorzystują innych do własnych celów, ale do iluzji świata wokół, pseudowierzących, wierzących w coś innego, marketingowi kłamstwa czy nienawiści. Pretensje do siebie? Ex-ateista pytający się szatana czy tęskni do Jezusa? Wierzącego w Boga opisywanego przez Torę. Nie ewangelie. I z niej czerpiący nauki które zaczęły stanowić podstawę opowiadań z morałem - przypowieści, tyle że pytanie brzmi - na ile były one wymyślone? I czy morał usprawiedliwia wymysł, czyli kłamstwo czegoś co nie miało miejsca? Bezgrzeszny Jezus? "Nie sądź bo sam będziesz sądzony". Ależ ja bardzo dobrze rozumiem Żydów skazujących Jezusa, oraz żądny krwi tłum wcześniejszych wielbicieli. Żydów, którzy nie zrozumieli. Tłum wodzony za nos przez wszystkich, pragnący chleba i igrzysk.
Myślę, że Jezus, był tym który zrozumiał. Mesjaszem. Który się zagubił lub zgubił sens pewnych kwestii. Człowiekiem który ostrzeżony przed zdradą, zamiast zrozumieć i spierdzielać od swoich uczniów gdzie go oczy poniosą, został - może miał już dość. Bo zrozumiał. A może liczył na cud, pomimo ostrzeżenia. Z tym że ja mam odmienną opinię na tematy które on poruszał, lub raczej interpretuję je inaczej, korzystając z tego co mam. A do samodzielnych interpretacji kiedyś zachęcano, a nie dawano jedną obowiązującą wykładnię. Wykładnię która zabija dyskusję, kontakt, wymianę myśli, zaskakujące rozwiązania. Faryzejskie wykładnie nigdy nie dają spodziewanych efektów dla wszystkich, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie myślał inaczej, a swoboda interpretacyjna pozwala zgromadzić różnorodne poglądy w obrębie jednego tekstu, pozwalają na wybór wcześniejszych przemyśleń i dostosowywanie ich do kolejnych odkryć. Zamknięte wykładnie nie mają nic wspólnego z chrześcijaństwem w ujęciu interpretacji Jezusa Chrystusa.
Kto w tym społeczeństwie kłóci się z katechizmem? Ile osób zostało wydalonych z katolickiego kościoła za swobodę interpretacyjną? Swobodę, której nie przeciwstawiono argumentów przeciwnych wiążących się z treścią opowieści o wydarzeniach z przeszłości. Natchnionych? Hmm. Wolałbym myśleć że przynajmniej rzetelnie opisanych. Kłótnia interpretacyjna, nie powinna wszak godzić z samymi podstawami - 10 przykazaniami, co powinno uczyć, że za inne podejście do pewnych tematów nie powinno się wzniecać wojen czy mordów czy "kłamać w imię prawdy", nie powinno się szerzyć nienawiści czy wyklinać za inną interpretację materiałów źródłowych (w oryginalnych językach), i przyznać, że nikt nie musi być klonem własnych poglądów na sprawy wiary. I rozmiem tu osoby które uważają że inni muszą myśleć to co oni oraz uważają się za nieomylnych bezdzietnych "ojców świętych". Niestety, prawda ewangeliczna odnośnie interpretacji jest inna. A zatem każdy wzywający do wojny i krucjat przeciwko inaczej interpretującym teksty źródłowe chrześcijanom się mylił, i działał wbrew naukom ewangelicznym. Papieże są omylni jak każdy człowiek, choćby inaczej twierdziło kolegium kardynalskie to nie stanowi ono całego kościoła, łącznie z wszystkimi zmarłymi i prawdą historyczną. Dogmat o nieomylności papieża jest iluzją, czyli kłamstwem. Kościół ustanawia prawa na ziemi, które obowiązują w niebie, ale kościołem nie jest kler czy papież, tylko wszyscy ludzie którzy wyznają Chrystusa. Nauczani przez omylnych ludzi, czasem powtarzający błędy swych nauczycieli, zapominając o źródłach, zazwyczaj nieuczeni języków materiałów źródłowych, co samo w sobie jest przeciwne idei szerzenia ewangelii. Paweł z Tarsu przeklinał za każdą zmianę materiału źródłowego, z bardzo prostego powodu - żeby nie doszło do zmiany, która mogłaby okazać się katastrofalna, do podziału wiernych, do zmian treści, w tym imion. Natomiast interpretacje były jak najbardziej dozwolone, rozmowy o piśmie i treści, odmienność poglądów i consesusy.
Natomiast pozostał problem księciunia kłamstw. I dlaczego ja piszę ten tekst zamiast robić coś bardziej pożytecznego. Bo, mój drogi czytelniku, co ci przyjdzie z przeczytania tego tekstu? Dowiedziałeś się czegoś nowego? Co godzi w Twoje przekonania, a może się zgadzasz z tym co piszę? Ja piszę ze świadomością piekła w iluzorycznym raju, z poziomu zetknięcia się wielu sprzeczności. Z poziomu osoby która w głowie odczuwa w tym momencie "watę" i uciski, po momentach gdy demoniszcze usiłuje coś z niej wydostać, może oczyścić, licząc na to że za szybko się nie wykończę i popiszę jeszcze trochę, nie będąc w stanie robić nic więcej. Czyżby pochłaniał mnie Szeol z różnymi urywkami głosów w tle? Byt w którego wnętrzu znajdują się inne świadomości? Kto wie...
Czasem mam wrażenie że jestem opętany duchem Chrystusa, fragmentem świadomości. Ciekawe czy taki dałby się wyegzorcyzmować katolickiemu egzorcyście. Ach, ale to może być tylko złudzenie księciunia kłamstw, księciunia którego wyznawcy uznają "Boże Narodzenie" za święta i w gronie rodzinnym je spędzają, obdarowując się przy okazji - z okazji świąt. Nie zwracając uwagi, że to co przyjął kler i nauczył tak kościół, ma się nijak do prawdy i że dzięki temu również sataniści uznali Chrystusa, skoro świętują ten dzień, choć niekoniecznie w kościele. A to wszak kiedyś były święta przesilenia zimowego. No ale wszystko zgodnie ze scenariuszem demoniszcza, dzięki któremu całkiem spora część świata przyznaje się do Chrystusa. Wzak drobne błędy pociągają za sobą dalsze. No a co zrobić z krajem w którym modli się do Pana? Czy dwuznaczność tego imienia nie doprowadziła przypadkiem do zetknięcia się sprzeczności? Jedni i drudzy wszak są w stanie mieć swoją dwuznaczną religijnie postać. Innego takiego kraju, z tego co wiem, nie ma.
Kraju który swego czasu był potężny, a potem chyba zaczęto tłumaczyć biblię. Kraju, w którym bachiczne pijaństwo jest nadal popularne. Ze swoistym pierwszym hymnem państwowym. Krajem, który niektórzy nazwali "kurwą narodów". Dziewica na smoku? Ciekawe jakie diamenty zaniedługo pojawią się na jej czole? Ukoronowanie wielowiekowych prac. Czyż to nie demoniszcze bajania?
No ale Polska na czele Unii Europejskiej to jednak będzie coś.
Myślę, że słusznie wyrzuciłem te nieszczęsne "tablice enochiańskie" i wszystkiego nie odcyfrowywałem z tych swoistych pieczęci. Ale to nie znaczy, że któryś naiwny tego nie zrobi, pod wpływem demoniszcza. Czyż nie? A może się mylę i chodzi o zupełnie coś innego...
Cóż, osobiście uważam że każdy człowiek jest dziełem Stwórcy, bez względu na kolor skóry, płeć i poglądy. Niestety czasem jest pod wpływem demoniszczy, a czasem straszliwie sie myli i powoduje pomyłki u innych, czasem niszczy coś co mogłoby pomóc i jemu i innym. Możliwości. Swobodę. Wolność od wszelkich demoniszczy. Różnego autoramentu i pochodzenia. Wolność od klękania przed krzyżem, na rzecz ściągania z nich i leczenia wiszących na krzyżach ludzi. Wolność od poglądów które ich na nich umieszczają. I wskazują palcem winnych niepomni własnych niedoskonałości oraz błędów.
Tylko co ja mogę poradzić na demoniszcze w takiej sytuacji?
Boli mnie głowa.
Niestety pigułki przeciwbólowe nie usuwają powodów dla których coś boli.
Jakby coś, to po śmierci spalcie moje ciało i wsypcie prochy (wszystkie) do morza.
Choć Mirmiłowe orchidee na grobie to też jakaś opcja.

wtorek, 7 czerwca 2011

Fragmenty

Ktoś wymyślił kiedyś, zapewne jakiś kapłan, że gdy ktoś grzeszy to daje nowe rany Chrystusowi, który za niego cierpi. Jak rozumiem miało to przyczynić się w rozumieniu głupca do wywołania współczucia u potworów. Głupiec był kapłanem, który sam powinien za to oberwać, żeby się przekonać jak to jest oberwać za czyjeś winy, a nie ustanawiać na ziemi zasady - "zgodnie z tezą że co ustanowi kościół na ziemi to ważne jest w niebie". Na szczęście wierzących w to katolików jest coraz mniej, w związku z czym ilość ran jakie zadają ich głównej ofierze i daniowi głównemu w czasie mszy jest też jakby mniej. Nie ma to jak rosnąca świadomość społeczna w której nie wystarczy powiedzieć że ktoś powinien oberwać za to, co samemu się zrobiło.
Chrystus w moim pojęciu nie ma i nie miał zamiaru cierpieć za cudze "grzechy". A każdy kapłan który twierdzi inaczej sam powinen obrywać za to, otrzymywać każdą ranę, aż do czasu gdy tego nie zrozumie. Kapłan w takim ujęciu wszak ma kluczową rolę nauczania kościoła, i jego błędy mogą wpływać na losy wszystkich jego członków. Przy czym należy się zastanowić jak te rany wpłynęłyby na jego psychikę i świadomość jego uczniów - lokalnych wyznawców?
Wyobraźmy sobie, że przybywa Chrystus, obgryziony, z anemią - wyssany z krwi, z ranami na ciele i w psychice, robią z niego posłusznego dominującej mamusi, małoletniego baranka, który musi się do wszystkich uśmiechać bo tak się zakłada - że powinien. Czy komuś coś nie gra w tym obrazie? No ale może te uwagi komuś przyniosą nieco zrozumienia, że "chroniony od dzieciństwa przez demoniszcza" to może być mit, bo demoniszcza złośliwie i posłusznie wysłuchają co do słowa kłamliwych nauk kleru, przyjrzą się jego postępkom i zrobią z Chrystusa miłującego wszystkich, z wielkim sercem, rozumiejącego i niesamowicie cierpiącego psychicznie dzieciaka. W takim ujęciu największym problemem jest przekazywanie jakiejkolwiek władzy komukolwiek, prawa decydowania o tym co na "na niebie i ziemi". Co może się stać z dzieckiem wśród komercji, dostępności wszelkich materiałów, w tym "czarnomagicznych" i ze złośliwymi demoniszczami w tle? Może trafi na pieczęcie które otworzy nieświadomie? I wywoła koniec świata, tak całkiem przez przypadek. Niekoniecznie taki jak się spodziewacie, ale kto wie. Scenariusze bywają różne.
Przy czym to nie musi być Chrystus. Tylko ktoś zupełnie inny, kto tak przypadkowo spełnia wszelkie wymogi formalne by nim być. Z założeniami demoniszcza który słucha się kościoła katolickiego - w tym jego członków chaotów, magów, satanistów których nikt nie wyklina i nie wypisuje z jego szeregów, a więc nadal są jego częścią. Kórym się dobrotliwie wybacza i kocha miłością matczyną. Największe kłody zdarzają się u tych, których zaślepia miłość, czyż nie? Miłość wszak miłości nierówna. To element scenariusza, częściowo mojego życia dopasowanego do jego ramów. Choć szczegóły też są ważne. A demoniszcze, korzysta z wszelkich "światłych uwag" jego członków. Łącznie z "nieomylnością" papieży, którzy pisali książki magiczne dotyczące m.in. wzywania aniołów.
Czy Pan jest w stanie wziąć na barana jednorożca? Wielorakość znaczeń tego pytania przyprawia mnie od parsknięcia śmiechem w ramach echa kultu Pana do lekkiego uśmiechu zażenowania i ironii.
Czy jeśli komunista przyzna się do Chrystusa to jakikolwiek papież ma prawo mu tego zabronić i zabronić Chrystusowi przyznania się do komunisty? Wszak komuniści nie są klonami człowieka posiadającymi wszystkie takie same poglądy i przekonania, łącznie z przewodnim tematem komunizmu. To proste pytanie jest podważeniem dogmatu o nieomylności papieża, względnie jego znajomości słów tego, którego podobno uznaje za swego pana, lub po prostu braku wiary w słowa Mesjasza. No chyba że nie uważa go za Mesjasza i wielce go sobie lekceważy, flirtując politycznie np. z nazistami, zamiast wykląć każdego nazistowskiego mordercę którego uznał za brata, za zamordowanie większej ilości ludzi niż ujęte ewangelicznie "wybaczenie 1000 razy dla brata" który złamał w tym przypadku "nie zabijaj". Nie ma wybaczenia bez końca. Niepokalana dziewica tak na marginesie, nie jest kluczową postacią Tory, która była głównym tematem faryzejskich dyskusji, podobnie jak żaden człowiek, w tym Mesjasz.
Adam Kadmon dzielący się swą świadomością z innymi.
Lub tylko jego omylna iluzja.
Dręczony przez lata człowiek.
Jak mi się wydaje, mechanizm restrykcji i wyklinania powoduje to, że ktoś komuś daje prawo do przejmowania świadomości danej osoby, do piekła w jej życiu. Jeśli wyklnie się za dużo osób, to dużo osób jest pod niezbyt szczęsnym wpływem, co powoduje z kolei dalsze problemy (wojny etc.). Wieloletnie. Jeśli się przyjmie politykę wybaczania za wszystko i wszystkim, stare reguły tworzą punkty świadomości mające wpływ na więcej niż im się wydaje, będące pod wpływem tego, co chce mieć pod swoim wpływem więcej niż powinien. Założenia ezoterycznego chrześcijaństwa są nieco inne niż wydaje się przeciętnemu księdzu.
To jest religijny system rpg będący stosowany w praktyce.
A jego zasady, jak do tej pory, są opisywane tylko fragmentami, co sprawia że wydają się one niespójne, będąc tylko układanką w której dodatkowo ktoś z tych reguł korzysta i czasem odkrywa lub chowa puzzle lub je łączy ze sobą a czasem rozsypuje, nieświadomie śniąc iluzoryczny sen.
Smutne jest także to, że demoniszcze nakierowuje wciąż i wciąż od nowa na ten sam temat pro judeochrześcijański. Żadnej dewy, czy buddy nie zaobserwowano. Choć pewnie w innym rejonie świata w takim wypadku pewnie pojawiłby się inne pyskate, szpetne "demoniszcze" nakierowujące na tematy związane z buddyzmem i czepiające się wszystkiego, uważając się za zabawne, cieszyłby się nieszczęściami i wprowadzaniem w błąd innych. Moje demoniszcze po prostu ma oblatany inny zakres tematyczny, choć przy mantrowaniu swego czasu OM GAM GANAPATAJE NAMAHA, głosik który się pojawiał zmieniał się na nieco wyższy, zatroskany i mało złośliwy w odczuciu. Niczym program z określonymi działaniami zapisanymi zamkniętym algorytmem i dostępem do ograniczonej bazy religioznawczej generującej kod mający zmieniać świadomość określonej grupy etnicznej. Bo choć niektórzy twierdzili że "szatan" jest wszystkimi bóstwami i bogami tego świata, to chyba zapomnieli przy tym, że potrafi on udawać, nawet "niepokalaną dziewicę". Widać nigdy nie grali w rpg. A ja niestety jestem wciąż pod wpływem gwałcących me myśli przekazów demoniszcza, o czym należy pamiętać, czytając to, co piszę.
Niestety pod jego wpływem nie wiadomo czego się chce i ogólnie nie robi nic, poza ewentualnymi kwestiami związanymi z treściami kontaktu z demoniszczowymi przekazami.
Nie dajmy się zwariować.
Z innej beczki. Jak donosi Maria S. na swoim blogu, planuje się zmienić ustawę o nasiennictwie, bez wcześniejszych społecznych konsultacji, związaną z genomodyfikowaną żywnością, roślinami w której m.in. wykreśleniu ma zostać fragment o potrzebie rejestracji genomodyfikowanych nasion. Lepiej wiedzieć, mimo wszystko, co się je, zwłaszcza że świat zaczyna być na poziomie filmowej "zielonej pożywki", kiedy to nie wiadomo tak do końca co się konsumuje, pomimo niezłego marketingu żywności modyfikowanej (z margaryną na czele). A dodatkowo dziś tam o bioterroryźmie w postaci popularnej obecnie w mediach bakterii e-coli, odpornej na 8 klas antybiotyków - coś niespotykanego jeśli chodzi o przypadkowe mutacje szczepów. Nic tylko trzeba będzie zainwestować w koloidalne srebro czy KMnO4 do płukania żywności na przyszłość lub jakieś lampy ultrafioletowe do mordowania mikrobów oraz naturalne probiotyki. Czyli będzie czosnkiem czuć wśród chrześcijan.

sobota, 4 czerwca 2011

Klękać, nie klękać...?

Po zastanowieniu wygląda na to że świat już uklęknął przed bestią. W znaczeniu klęczał już przed wszystkim, wszystkimi - ołtarzykami, obrazkami, figurkami, czerwonymi książeczkami, despotami i niektórymi guru, kapłanami, czasem przed ołtarzykami wymyślonymi przez La Veya - ale nadal klęczy. Przed naukami tych którzy zostali nauczenia że tak a nie inaczej należy czynić. A bestia sobie na to patrzy i robi "co chce", tak naprawdę będąc pod wpływem demoniszcza i robiąc to, czego on chce, demoniszcza - zamkniętego pola mającego połączenie z czymś "na zewnątrz" ciała względnie jak woleliby niektórzy ducha, bytu, czy demona. Bestia nei rozumie dlaczego inni przed czymkolwiek klękają bo jej nikt nie nauczył, że ma klękać, choć żywi szacunek dla przekonań wszystkich ludzi. To że ludzie mają bestię głęboko w dupie i jej poglądy bestia zaczęła rozumieć już dawno. Dlatego nie chce jej się żyć ani na tym świecie, gdzie ludzie klękają, ani na tamtym z którego nią sterowano i wykorzystywano przez lata.
Typ standardowej bestii to taki który nie klęka, tylko robi co chce. W moim wypadku to typ działającego pod wpływem zdecydowanie lucyferycznego tworu kogoś kto sprawiał całe życie wrażenie, że robi co chce. Tymczasem życie ustawiono tak, by można różne rzeczy dopasowywać do scenariuszy pisanych przez innych, mając na celu udowodnienie że "taka jest wola nieba", gdy tymczasem jest to co najwyżej wola "władców marionetek" podających się za anioły, bóstwa, oświeconych itd.
Oświeconych którzy jakoś poza utrwalaniem w ludziach potrzeby klękania i szukania oświecenia, względnie uznania wyższości "nakoksowanych duszków Kacperków" albo inaczej "dziedziców technologii stworzonych przez pradziadków" których bawi wykorzystywanie ludzi, ale w ramach które nie zmieniają ich podejścia do poznawania niektórych technologii mogących zaszkodzić demoniszczom. Podejścia do Boga i jego poznawania.
Dlaczego mówię o technologii? Bo skoro tylu chaotom udało się stworzyć serwitory, "astralne" pułapki w ramach grawitacyjnych mikrozmian to dlaczego by nie stworzyć komputera "astralnego"? Maszyny do przyspieszania cząstek, generowania piorunów? Bo dlaczego nie? Niebezpieczne pomysły które nie trafią do każdego, a jeszcze mniej będzie potrafić je zrealizować? Niektórzy chaoci wszak już stworzyli serwitora do względnego przedłużania i skracania czasu (z mojego punktu widzenia to raczej kwestia względnego poczucia czasu mózgu), o banalnych projektach wpływu na wyniki losowań Lotto, przez grupę osób skoncentrowanych na konkretnych liczbach (kulkach) które robią na tym czasem kasę nie ma nawet co wspominać.
Jezus powiedział do tłumów które chciały za nim podążyć, że ten kto tego chce musi znienawidzić rodzinę i przyjaciół. To nie był ten Jezus o którym się mówi, wybaczający, dobrotliwy i uśmiechający się, przyjmujący wszystkich, tak jak chcą tego spadkobiercy tworu Piotra, ucznia Chrystusa. Jezus był złośliwym cynikiem, który potrafił dyskutować z faryzeuszami. Kapłani nienawidzili go za to. Cóż wystarczy powiedzieć, że jego własna matka nie przepadała za kapłaństwem, można więc powiedzieć że pewne poglądy wyssał z mlekiem matki. Do której się nie modlił i do której modlić się nie kazał. Jezus kazał nienawidzić rodzinę i przyjaciół nie tyle żeby komuś zaszkodzić, ile żeby zrozumiano że kto chciałby za nim podążyć musi zerwać z dotychczasowym porządkiem i poglądami. Poglądami które wszak były ustalone i rządziły się określonym porządkiem społecznym. A Jezus? Jezus był buntownikiem, który wykłócał się o treść i znaczenie Pisma, oraz opowiadał niezłe historyjki, zwane przypowieściami. Buntownikiem który był kuszony, a więc rozmawiał z demoniszczem, a potem podobnoż pomagał mu "anioł" po leżeniu plackiem i modlitwach. No i był też całkiem niezłym uzdrowicielem, choć o fizyce kwantowej raczej miał marne pojęcie. Nie dziwi mnie podejście Żydów, którzy skazali Chrystusa, ktoś kto się buntuje przeciwko porządkowi społecznemu, rozwala figurki i dyskutuje z klerem nigdy nie jest popularny wśród "trzymających pieczę" nad ludźmi, którzy nieźle na tym wychodzą. W przeciwieństwie do uczniów Chrystusa którzy mieli chodzić w jednej sukmanie, uzdrawiać i ogólnie mieć dosyć rewolucyjne podejście względem ówczesnego kapłaństwa - zarówno hebrajczyków jak i greków. Ale rewolucyjne pomysły skończyły się w momencie gdy pieczę nad przekazami otrzymali ludzie którzy stwierdzili że model standardowy jest optymalnym dla nich samych. Ale w sumie ja nie o tym miałem... Cóż, w takim ujęciu Chrystus nie będzie miłym "Jezusem z Opola" mówiącym o oświeceniu, a gościem który "otworzy pieczęcie", spowoduje mnóstwo kataklizmów, wkurwiony zapewne nieziemsko za to co robiono w Jego imieniu i zostawienie go na krzyżu zacznie cynicznie dręczyć i sądzić przeszłość w ramach "rozliczenia z przeszłością". No i tak z mojego punktu widzenia wyjdzie na niezgorszą bestię, jeśli te pieczęcie które spowodują katastrofy i śmiertelność ofiar (w tym umysłową) większe niż efekty działalności Mao.
Oczywiście jeśli opisany scenariusz w "Apokalipsie wg św. Jana" jest prawdziwym proroctwem, a nie efektem pracy demoniszczy. Demoniszczy które sobie "wyprodukują" ofiarnego barana, po to żeby móc zrzucić na niego odpowiedzialność za swoje zabawy z ludźmi. Zabawy, za które powinny być co najmniej zamknięte w miedzianym nocniku i odcięte każde z osobna od jakiejkolwiek informacji w pełnej przytomności (żadna tam hibernacja) na baaardzo długi czas, liczony odśpiewywaniem "gumisiowych piosenek" - "święty, święty..." za bardzo godzi w swobody religijne. Bo po długotrwałych demoniszczych zabawach, baran nie będzie sobą, ale będzie mu się wydawać że ma misję dziejową przed sobą, bo o ile będzie klękał jako ostatni po świecie, będzie w stanie czynić cuda. Cuda tworzone przez technikę demoniszczy. Lub przez ich umiejętności i niewidoczną asystę. Klękał po to by cały porządek ustalony przez demoniszcze trwał nadal. Bunt w tym ujęciu wszak byłby buntem przeciw "bogu". A może to tylko ujęcie sprawy przez osobę będącą pod wpływem czegoś, co uznało za lucyferyczny byt, który oddziałuje maskująco na otoczenie - taki księciunio kłamstw powodujące, że nie wierzy się w prawdę (choćby relatywną z punktu widzenia osoby pod jej wpływem) przekazywaną wprost - chyba że akurat druga strona rozgrywki podszywa się pod niego, żeby wszystkie efekty zemsty skupiły się na ofiarnym baranie, a nie na prowadzących rozgrywki między sobą demoniszczami. Bawiącymi się ludźmi i cywilizacjami, przed którymi klęka się przodem od tysiącleci.
Poznałem w życiu kilka osób, nieświadomych tego jak zmieniano ich psychikę i które pewnie by mi nie uwierzyły, że mają symptomy zmian. Ba sam bym nie uwierzył, choć zazwyczaj z czasem dostrzegam wpływ bezpośredni, który sprawia że albo zapominam czegoś co było dla mnie istotne w sposób wymuszony, albo robię coś, co wydaje mi się że tego chcę i jestem do tego przekonany. I w zasadzie jestem przekonany, że gdyby nie było żadnego demoniszcza najlepiej bym wyszedł na wszystkim gdybym tego bloga nie pisał. Ale niestety wpływ zewnętrzny jest nadal więc czytajcie wielbiciele potyczek tej swoistej rzymskiej areny na których oczach niektórzy giną lub stają się kalekami.
Bestia gdy klęka przestaje myśleć samodzielnie (albo jej się tak wydaje że myśli) i zaczyna się modlić o ocalenie. Nie ważne do kogo, ważne żeby zgodnie z zasadami. I po długim czasie nawet jej się udaje, choć z założenia musi ulec po tym pokusie żeby czuła się winna. A po powstaniu by pisała "przemyślane" teksty, które nigdy by nie powstały, gdyby nie oddziaływania małych, pedofilnych, morderczych, kłamliwych pustaków kreujących religie i ideologie ludzi na lata. Winnych którzy obwiniają ludzi i chcą od nich wybaczenia. Od stada naiwnych głupich owiec, którym się wydaje że chroni ich coś innego niż przyjęte zasady kolejnego oszukańca, które i tak są łamane gdy któryś demoniszcz pragnie się zabawić lub wpłynąć na kogoś. Owiec, którym się wydaje że są inne jeśli przyjmują wiarę w "szatana" gdy tymczasem stają się takimi samymi klęczącymi ofiarami, którym się wydaje że nikt i nic im nie może zrobić. Które w większości są za głupie żeby zrozumieć że ich głupota tuszuje rzeczywiste problemy ludzi, czy wpływów demoniszczych bytów na ich losy.
A ja... Co za ja? Kto zna moje poglądy na cokolwiek? Kto rozmawiał ze mną na jakikolwiek temat wymagający poznania mojego zdania i oceny? Czy ktoś zrobił cokolwiek co mu doradziłem w przeciągu lat? Co to za "ja"? Co to za życie? Mogę tylko się uśmiechnąć i powiedzieć OM bo najwyraźniej albo się robi ze mnie wariata albo ma się gdzieś cokolwiek bym nie zrobił i nie powiedział. Dziecinne żale? Cóż. Ja wiem że moim życiem się steruje, a wy, moim drodzy czytelnicy, macie wolę niczym wół roboczy? Złośliwe parodie czasem mają tylko to, poza wiedzą na tematy, których większość osób nawet nie tknęłaby dziesięciostopowym palem do czochrania świń. Łącznie z poglądami Jezusa Chrystusa, który stwierdził że przyzna się do każdego, kto się do niego przyzna. Ja się do niego przyznaję, bo to był taki sam omylny człowiek jak każdy inny (Mesjasz to efekt działania "demoniszczy"). Zwłaszcza taki, którego w coś wrobiono, zwłaszcza w rozmowy z "demoniszczami".

czwartek, 2 czerwca 2011

A to ci numer...

Dlaczego przepowiadany antychryst ma być niekonsekwentny w swych wypowiedziach? Wszak bardziej opłacalne byłoby dla niego gdyby był (a może była, wszak mamy równouprawnienie) cały czas konsekwentny, tak by nie można było podważyć jego wypowiedzi. Idąc tym szlakiem doszedłem do wniosku że będzie logiczny ale w pewnych ograniczonych zakresach świadomości, ograniczonych przez paraliżujące, znieczulające pyły, pod wpływem czegoś, co inni nie dostrzegą albo zlekceważą. Nie uwierzą bo będą zaślepieni i zapatrzeni tylko w siebie. Konsekwentny i logiczny w ramach dostrzeganych możliwości.
I wiecie co? Bardzo możliwe że będzie buddystą.
Straszliwym dobrotliwym buddystą - antychrystem.
Zemstą na wszystko i wszystkich.
Przed którym padnie świat na kolana.
Nie za bycie morderczym w działaniu, ale za bycie morderczym w poglądach.
Które rodzą agresję i wywołują mord przez i wśród wyznawców przeinaczonych idei. Mord, który nie ma nic wspólnego z przetrwaniem życia. Mord za wiarę w słowa.
Czy wierzysz w potęgę Słowa?
Czy daliście się nabrać na numer bestii?
Przepowiednię przekazaną przez ducha?
Przygotowany scenariusz?
Aha.
Sprawdź sobie mój czytelniku.
Demoniszcze po okresie czyszczenia znów mi zasmrodziło głowę po tym, jak stwierdziłem że zrobię dopisek do tytułu tego bloga. Cóż, zapewne liczyło na nieco dłuższe oddziaływanie na psychikę tłumów i skumulowany efekt po pewnym czasie.
No chyba że ja się dałem nabrać, a straszliwą bestią był np. Mao, zmarły w 1976 r., którego obarczono odpowiedzialnością za zabicie ok. 78 mln ludzi? A może to był A.Crowley? Hmm? Człowiek jest omylny.
Problemem zawsze jest to kto i w co uwierzy, pod czyim jest wpływem i na ile potrafi, jak o tym mówił Budda, podważyć wszystko co się wie, czego się dowiedział i czego go nauczono. Potrafić znaleźć w tym wszystkim coś, z czym się samemu można zgodzić i co nie będzie szkodzić innym. O ile się będzie w stanie tego dokonać. "Nie rób drugiemu co tobie niemiłe"?
Hmm. I jak tę naukę buddy, który opierał się demoniszczom w czasie medytacji, odnieść do dharmy, "diamentowej drogi" i jak mi się wydaje (ale możliwe, że się mylę) 12 (lub mniej) "diamentów" wypowiadających słowa które stały się jej częścią?
Hmm. Jak odnieść się do stosunku Chrystusa względem obecnego Starego testamentu? Nie będzie nic zmieniać tylko dopełniać?
Dlaczego wydaje mi się że "zerwanie z grzechem" wg Chrystusa nie było tym samym o czym mówił później Piotr, uczeń Chrystusa?
A może to tylko słowa? Których znaczenie zna tylko wypowiadający, który woli ich samodzielnie nie spisywać bo są w stanie zostać źle zrozumiane? Zrozumienie wszak czasem przychodzi dopiero z czasem. A może to tylko herezja mieszkańca miasta które swoją nazwę ma od imienia Nikolai? Hmm. Herezja nikolaitów... Czy gdyby ktoś nie uznał jej za herezję herezji by nie było? Komu odpowiadało nazywanie jej herezją? Prokuratorskie pytania dotyczące materiałów źródłowych do scenariusza... A może to tylko słowa? Słowa które zamiast przyczyniać się do rozwiązania problemów często tworzą nowe.
Czytelniku mojego bloga, czy znasz już numer bestii?
I który z kolei?
Może tę żelazną rózgę w postaci pióra warto czasem wykorzystać? A może trzeba wbić sztylet do papieru w niektóre teksty?
Czy mogę być tym kim chcę czy tylko jestem pod demoniszczym wpływem?
Biedny awatar złośliwca?
Który ma tylko i aż słowa.
Niekoniecznie swoje.
Oraz brak chętnych do wygonienia i zamknięcia demoniszcza.
Gdyby wszak naprawdę demoniszcza nie były zwolennikami niewolnictwa jak to w Starym Testamencie bywało, prawdopodobnie któryś by mu już dawno przywalił. Co oznacza że nie warto się ani do nich modlić, ani o cokolwiek prosić, bo ich świadomość najwyraźniej zatrzymała się w systemie feudalnym i takie mają podejście do ludzi. Wielkopańskie.
Osobiście uważam że człowiek nie powinien być niczyim niewolnikiem.
Zwłaszcza bytu podającego się za bóstwo.
Choćby mi przyszło machać z tej swoistej areny do wszystkich czytelników, amatorów pukanych ziaren, obserwujących me zmagania ze "starym wyleniałym lwem". Tylko że pewnie nie mam co liczyć ani na Ursusa, ani na podniesiony kciuk, no chyba że jakiegoś ministranta pokazującego go tak, jak wtedy gdy ostatnim razem powiedziałem, że "kolędy" nie przyjmę.

środa, 1 czerwca 2011

Dzień dziecka

Wcinając sobie w pracy kołacze od pana Heńka, któremu syn się żeni, czytam o tym, co aktualnie dzieje się w Syrii. Uczestniczącego w protestach 13-sto letniego chłopca zamordowano, torturując przed tym - przypalając papierosami, strzelając do niego tak by zranić ale nie zabić, ucinając genitalia... A ja tu sobie wcinam ciastka. I kompletnie nie wiem co zrobić.
Czy ktoś wie?
Poczucie niemocy bywa zwodnicze, choć czasem bycie ofiarą poczucia niemocy jest większe niż rzeczywistość w której faktycznie można coś zdziałać. Bo niby co? Jakby ktoś był w stanie "magicznie" załatwić dyktatora, to czym by się różnił od niego zabijając go, pozostawiając resztę społeczeństwa samej sobie, społeczeństwa, które często godzi się na dyktatora i nie zna innych sposobów czy systemów rządzenia? Rewolucje bywają jednak przydatne. Pod warunkiem że działają od wewnątrz, a nie pod wpływem obcych interesów z zewnątrz, a i to tylko wtedy gdy dyktator myśli głównie o swoich interesach lub zamkniętej grupy społecznej i nie potrafi zachować władzy bez uciekania się do używania siły, mordów, tortur.
Niedawno ktoś wszedł na tego bloga z księstwa Liechtenstein (Google Analytics bywa przydatne), małego państwa w Europie w którym rządzi książę (w zasadzie dwóch regentów w chwili obecnej) mający prawo zablokować każdą ustawę wydawaną przez tamtejszy parlament, a jednocześnie mogący zostać odwołany (utracić władzę) w czasie referendum. Unia monetarna ze Szwajcarią (do której swego czasu udały się niedobitki z pogromu zakonu templariuszy, prawdopodobnie tworząc początki tamtejszej bankowości i może coś jeszcze) oraz pocztowa wydaje się funkcjonować bez problemów. Czy tego typu rozwiązanie jest sensowne dla pozbywających się dyktatorów rewolucjonistów, czy wolą od razu przechodzić na system w pełni demokratyczny, w momencie w którym wszyscy jej chcą, ale nikt tak naprawdę nie wie jak w tym ustroju działać. Ustroju, który jak USA zamienia się w system oligarchiczny, w którym władze sprawują w większości bogaci, których stać na kampanie wyborcze, i którzy później pamiętają o swoim lobby dostosowując prawo pod ich oczekiwania. Ludzie bez wykształcenia w tym systemie to kolejne pokolenia wierzącego w konstytucję mięsa armatniego wojen o ropę i wpływy. Ludzie władzy kształcą się wszak w instytucjach restrykcyjnie podchodzących do procesu nauczania, dla całej rządzonej reszty wystarczają podstawy w wyniku których, jak przypomnę badania licealistów amerykańskich usiłujących dostać się do wojska mają oni problemy z określeniem ile wynosi x w równaniu 2+x=4. Konstytucję z coraz bardziej ograniczanymi swobodami obywatelskimi. Państwo które podobno uczy demokracji i stawia się go za wzór, podbijanym siłą i wyzyskiwanym z ropy naftowej narodom.
Przykład dla Syrii w której tortury są powszechne? A może przykład Polski? W której zlikwidowano większość tego co przynosiło dochód państwu, rzucając wszystko na żywioł cinkciarzy? Ale widać czegoś z amerykańskiej demokracji paru się nauczyło i stworzyło swoje własne lobby dostosowujące pod swoje firmy przepisy prawa. Nie ważne czy z "prawa" czy z "lewa", ważne że z kapitałem. Bo to jest kapitalizm w której demokracja jest maską dla powiększania kapitału bogatych. Podobną maską jak tło przerzucających się krzyżami, oskarżeniami pyskaczy zapominającymi, że życie to przyszłość a nie przeszłość. Pseudochrześcijan którym się wydaje że zapalając lampki i klękając przed ołtarzem robią jakieś wrażenie na kimkolwiek poza podobnymi im samym. Polityk powinien robić pozytywne wrażenie na wszystkich, i nie po śmierci tylko za życia, i działać na rzecz obywateli kraju w którym uprawia politykę, często kosztem własnych przekonań i interesów. Polityk to nie dyktator, który widzi tylko swoje racje, mały dyktator który nie działa dla dobra ogółu, a tylko swojego lobby. A dyktatorzy zawsze umierają pozostawiając po sobie często klikę która rozpada się z biegiem czasu, lub wcześniej w wyniku rewolucji. Chyba że klika ubiera się w maskę demokracji rozpoczynając istnienie w postaci politycznych partii. Krytyk czy filozof to też nie polityk bo oni mają swoje własne cele w życiu, jeden oskarżałby bez tworzenia rozwiązań, drugi tworzyłby idealistyczne rozwiązania dla filozofów, którymi nie wszyscy chcą, a czasem mogą być. Marksizm dla marksistów, reszta niech sobie sama dochodzi do różnych prawd i mechanizmów które wykorzystują później w praktyce profesorowie teologii i ekonomiści.
Kolejna rewolucja w Syrii... Oby nie zlikwidowano w jej wyniku lokalnych ośrodków w których zatrudniani są ludzie, import ze "wspomagających" rewolucję państw nie zaczął przeważać nad eksportem, a ludzie potrafili wybierać i oceniać wybierane władze. Które nie będą torturować i zabijać ludzi. Bez względu na polityczne czy religijne przekonania.
A demoniszcze ładuje jakimiś drobinami moją głowę i kombinuje coś w środku bo odczuwam gniecenia, nałożenia czegoś na mój mózg, dłubania i inne takie.
Ciastka już zjedzone.
Niech się szczęści młodej parze.
Oby nigdy nie przeżywała tego, co rodzina trzynastoletniego, martwego Syryjczyka.