sobota, 25 grudnia 2010

Egregor

O drzewku wiadomości dobrego i złego - Biblii - pokrótce już było. Z założeniem że jest ono obecnie zdziczałym, szczepionym różnymi obcymi treściami, o rozłożystych konarach, przyjmujących każdego strudzonego wędrowca, niezależnie od poglądów, miłosiernym drzewem. Drzewem zbudowanym z różnych liter, alfabetów, symboli...
Czy nie przypomina to chaockiego sigilla? Pieczęci życzeniowej, która jeśli zaczyna działać to chaota - jego twórca zaczyna cieszyć się jak dziecko, nawet jeśli jego pieczęć zmienia się jak twierdzi w świadomego serwitora który ma wpływ na czasoprzestrzeń. O ile się zmienia, a nie coś zaczyna się za niego podawać. Ale wszak tak łatwo jest ufać we własne możliwości, będąc "wszechpotężnym magiem" który nie jest zdolny pojąć że tworząc udaną dziurę czasoprzestrzenną na poziomie własnego mózgu może sprawić że nim krew do niego dopłynie to do tego czasu będzie mieć już tyle odmiennych stanów świadomości związanych ze śmiercią ilu by sobie zapewne nie życzył. Choć kto wie czy niektórym nie pasowałoby tworzyć takich dziur u innych ludzi. Udane próby z wydłużaniem i skracaniem czasu za pomocą serwitorów są wszak już w Internecie opisywane. Choć nadal nie jest opisane, jak to naprawdę działa.
Egregor, jak jest nazywany w ujęciu magii chaosu, to taki potężniejszy serwitor ("służalczy program"), wytworzony siłą wiary nie jednej lub kilku ale dużej grupy osób. Dla niektórych to bóstwo, określone pole kształtujące świadomość poprzez zawarte w nim treści i programy go tworzących. I tu wracamy do Biblii - w moim ujęciu drzewa wiadomości dobrego i złego, rosnącego na pniu opowieści o stworzeniu człowieka, a może opisania go na glinianych tablicach, i utworzonego za jego pomocą egregora, który, dzięki wszystkim uważającym że można sobie dowolnie operować na przemyślnie skonstruowanym tekście oryginału, zaczął powoluteńku dziczeć. I miłosiernie przyjmować wszystkich pod swój liściasty baldachim gałęzi. Jaki udział miały w tym demoniszcza? Kto wie, choć niektórzy swego czasu zamordowaliby kogoś za choćby zmianę jednego słowa w świętych tekstach. Niektórzy by skazali takich niektórych na ukrzyżowanie za to. A teraz... Zdziczenie, tumiwisizm, i "bóg kocha wszystkich". Tradycyjnie ci którzy mieli tych tekstów pilnować za każdym razem gdy ktoś je poprawia, zmienia, interpretuje, mówią "nie" i "żeby mi to było przedostatni raz" i na tym sprawa się kończy.
Cóż. Ktoś te pierwotne teksty pewnie utworzył, choć kwestie powiązania z Bogiem są tu jak dla mnie mimo wszystko są dosyć luźne. Dla mnie duch który tworzy przemyślną iluzję (a nawet spala) jakiegoś krzaka, czy wywołuje plagi to mimo wszystko nie jest Bóg. Bo Bóg, wszystkich kocha, nawet te biedne żaby i węże którymi jakiś złośliwy demoniszcz uraczył swego czasu Egipt. Nie, ja nie wątpię że tak było. Nawet nie w to że facet z kijkiem z pomocą ducha mógł wywołać rozstąpienie się Morza Czerwonego. Problemem dla mnie jednak jest ocena i interpretacja faktycznych motywów działań tegoż ducha lub duchów.
Na ile siła wiary w Stary Testament i konar drzewa została zachwiana w czasie II Wojny Światowej? Po zabiciu tych wszystkich, wierzących w Torę ludzi, naprzeciw którym wyszli palący ich pseudochrześcijanie? Ludzie oczekują końca świata? Nie, myślę, że to po prostu ponownie runie drzewo. Kolejne drzewo kolejnej opowieści. A ludzie staną się głupcami, rządzonymi przez kolejne bożki tworzone przez egalitarne organizacje "magów", zamieniających się później w kapłanów, panujące "wcielenia bóstw". Nie stanie się to od razu, najpierw ludzie nie będą zapewne wiedzieć że X w równaniu 2+X=4 to 2 (wg obecnych badań ok. 1/4 licealistów próbujących się dostać do armii USA tego nie wie, ale pewnie wiedzą kto to jest Harry Potter; z drugiej strony ciekawe kogo by zaatakowała w imię "amerykańskiego stylu życia" i pseudodemokratycznych wartości armia tępaków jak już by się zasoby ropy naftowej wyczerpały i został tylko węgiel kamienny... "Noteka 2015"?).
Przed śmiercią dużo roślin wydaje owoce. By móc przetrwać. Drzewa zazwyczaj są wieloletnie, ale może akurat to drzewo zaczyna owocować powoli, pod koniec dając już tylko same "zgniłki". I to jest początek jego końca. Cóż byłoby owocem drzewa wiadomości dobrego i złego? Czy mogłyby to być powiązania idei, konstrukcje myślowe, założenia i świadomość człowieczeństwa w pewnym określonym ujęciu? Cóż nasze drzewo jest rozłożyste i ukrywa w cieniu przed Słońcem tak wielu, którzy bez tego cienia już dawno spłonęliby w jego żarze, a drzewo dziczeje, bo nikt go nie przycina, co wiąże się też z jakością owoców którymi żywią się kryjący pod nim.
Smutne jest to, że żywiący się tymi owocami, zamiast korzystać z energii słonecznej, zrywają płaty kory z drzewa i rozpalają nią ogień, a czasem rzeźbią sobie krzyżyki lub wycinają w drzewie serduszka i twierdzenia o wiecznej miłości kogoś do kogoś. A drzewo, co każda osoba która skończyła podstawówkę powinna wiedzieć, żyje dzięki temu, że ma tę korę i że jeśli przetnie się ją dookoła, nawet na wąskim odcinku, to drzewo po prostu obumrze.
Pytanie zasadnicze brzmi zatem czy drzewo już umiera czy tylko jest bardzo chore i zdziczałe?
A może mi się tylko za dużo wydaje?
Bóg wszak kocha wszystkich. Drzewa i zwierzęta też. Zapewne karpie też lubi. Z mojego punktu widzenia to całkiem zrozumiałe. Jest ideologicznym komunistą. Który każdemu daje według jego potrzeb (kto zna film lub książkę "Sekret" powinien zacząć kojarzyć i zapoznać się z istotą ideologii komunizmu, nie łączonego z ateizmem czy totalitaryzmem), a sam daje wg możliwości, a te jak to Bóg ma nieograniczone, w przeciwieństwie do duchów które się za niego podają lub twierdzą że od niego przychodzą. W końcu demoniszcza dużo by chciały, a potem się okazuje że z omnipotencją wiele wspólnego nie mają. Bóg, w moim ujęciu zakodowanym egregorem nie jest, a raczej koderem dającym narzędzia programistyczne i świadomość rzeczywistości kreowanej za ich pomocą. Twórcą idei, czasem zakodowanych w ciągach "bitów" informacji analogowych... Choć akurat pod pewnymi względami niektóre tego typu kwestie są często przekazywane przez wcześniejszych badaczy idei zakodowanych w środowisku w którym żyjemy.
No to... Wesołych świąt.
Dziś znowu powymieniam się świetlistymi literkami z książką.

Życzenia

                                    .
                        .       *
                              |         *
                   .    *         .            *
                                          /
                *      .       ,    *          .    *
                               `;.
                      *   -      ;:,   -    *     -   .
              .  -               ,:;:,
                     .          ,:;%;;:,           *
                          /    ::;%#%;::   *    .
                   *           ::;%#%;:'
                                `:%#%'  .   .,,.
                         *    .    #     .,sSSSSs
                                   #  .,sSSSSSSSS
                                .,sSSSSSSSSSSSS'
                           .,sSSSSSSSSSSSSSSSSSs,
                       .sSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSS
                       sSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSS'
                       `SSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSS'
                       sSSSS;nww;SSS;mwwwn;SSSSs
                       `SSS;nnw;sSSSs;wwwnnn;SSSs
                      .sSS;nnnw;SSSSS;wwwnnn%;SSS
                     .SSSS;nnnww;SSS;mwwwnnn%;SS'
                     SSSSS;nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                     `SSS'%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
      ,                 ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
   .,;;;,.,;            ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;        ;     ;
     `;;;;,;;;,.,;      ;%%nnnwwwmmmmmnnnnnn%%;  ,    .;;,.,;;;.
      ;;;;;;;;,;;;;;,., ;%%nnnnnnnnn;,ooo,;n%%;   ;;;;;,;;,;;,;;;,.
      ;'   `;;;;;;,;;;;.;%%nnn;,ooo,;OOOOO;n%%;  .;;,;;;;;;;;;;,;;'',
            ;'  ';;;;,;;,...   OOOOO;`OOO'..,,;,;;,;;;''';;;''';;'
                  ';;'    '''''`OOO'OOooo' ''' ;'   '     '     '
                   '         ;,.,;, `OOO'
                         ;,.;;';;;';,;.
                     ;,.;;';;;;;;;;;;;'
                   .,;;;;;;;;;;;;;;;'
                     ';'  ';'   ';;
Z okazji tygodnia świąt związanych z przesileniem zimowym życzę Wam i sobie dużo zdrowia, wewnętrznego spokoju i cierpliwości, zdolności do kopania w zadek tym którym się należy oraz zamykania demoniszczów w miedzianych nocnikach, mądrości by wiedzieć kiedy się powstrzymać oraz szczęścia i radości, które niech wzrastają z każdym, coraz dłuższym dniem.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Drzewo

Drzewo wiadomości dobrego i złego? Czy to tylko rajskie wspomnienie przeszłości zamkniętej w opowieści z którego pnia wywodzą się wszystkie inne wersje biblijnych dziejów? Gałązki i listki słów, wyrażeń, zmieniających pierwotne znaczenie, odchodzące od źródła. Pierwotnego pnia, pierwotnego języka, oryginalnego tekstu, będącego protoplastą dla wszystkich odchodzących od niego odgałęzień. Drzewo, które miało uczyć myślenia, umiejętności wysnuwania wniosków na podstawie podanych założeń, wątpliwości i szukania rozwiązań poza drzewami, wywołującego wstyd niewiedzy, prowadzącego do "zejścia z drzewa". Z ukrywającym się niewidzialnym wężem między jego gałęziami.
Duchem, psychotyczną, złośliwą, pasożytniczą, energetyczną kulką, której pozbyć się jest gorzej niż łonowych wszy. I którą należy deptać bezlitośnie, choć z mojego subiektywnego punktu widzenia nadaje się ona tylko do zamknięcia w dobrze przewodzącym prąd elektryczny miedzianym nocniku w który waliłyby pioruny sprawiedliwości. Za tworzenie oświecających co do zła "lucyferków" - chore marudy które doświadczyły zła i potrafiące swoim jabłuszkiem wiedzy o nim zatruć niejedną, choćby najpiękniejszą, dzieweczkę i uśpić nim czujność kościelnych bęcwałów, obnoszących się swymi wysokimi koronami. Wszak na setki lat jest się w stanie uśpić czujność opowiadając jacy źli są inni, samemu siedząc w tym samym miejscu.
Leżę na łóżku, przed szafą z lustrem pośrodku. Widzę odbicie smutnego człowieka leżącego w pomarańczowym świetle stojącej obok lampy. Patrzę na Biblię i widzę kręgi liter obracające się w innej przestrzeni, tekstów, symboli których nie potrafię odczytać. Trzymam ją w lewej ręce, w prawej kryształ ametystu, który kieruję w środek obracającego się kręgu. W jednej ręce książka - gałązka, różdżka z Drzewa z zaklętymi w niej od wieków treściami, słowami, w drugiej zimny kamień fioletowego blasku. Krąg wiruje i kieruję go w lustro, niczym portal w szafie. I wołam lwa. O tak. Wołam Lwa.

RIP

Tu miał być tekst który z powodu nieuwagi i spięcia różnicówek zniknął wraz wyczerpanymi akumulatorami na laptopie. Cześć jego pamięci.

czwartek, 16 grudnia 2010

Idea

Świat nieruchomych idei - doskonałych, abstrakcyjnych, nieruchomych i stałych w świecie bez czasu - płomienia. Świat Ahura Mazdy, Pana Mądrego. Czy w tym świecie odpowiednikami innych żywiołów byłaby energia (masa) - ziemia, czy przestrzeń n-wymiarowa jako powietrze? A może to raczej nieaktywna woda, zależna od aktywnego powietrza - oddziaływania, zależności, normy kształtowanej poprzez świadomość, wolę - eter w którym znajdują się wszystkie idee?
Świat nieruchomych idei, utrwalonych, zapisanych niczym w książkach, w swoistej bibliotecznej L-przestrzeni odkształcających rzeczywistości i znajdujących się we wszystkich światach świadomych istot. Czym byłyby bez czasu który pozwala im się zbliżać, oddalać, łączyć, zmieniać? Płomienia egzystencjalnego bytów który rozpala się i gaśnie. Czyż nie powinien płonąć wiecznie? A może to tylko idea wieczności.
Jak opisać algorytm świadomości zbudowany w oparciu o idee? O skończony czas życia? Ścieżkę i drogę wyborów między ideami? Jako wzór przestrzennego fraktalu ograniczonego sferą, której promień zależy o płomienia czasu życia rozświetlającą go od wnętrza niczym gwiazdę? Jak przestawić interpretującą świadomość by z pomocą form zdolnych do wyobrażeń przedstawić otaczające istnienia nie jako formy materialne a modele ich świadomości? Czy warto? Czy warto doznać zniszczenia świadomości by zrozumieć że nie warto, lub być oszukanym i zostać biologicznie czynnym algorytmem demona nie mającego nic wspólnego z prawdziwym życiem?
Istniejącym, wyobcowanym, być niezrozumianą ofiarą która jest w stanie uważać że posiada jakieś specjalne moce i być pozbawiona większości tego, co ma przeciętny człowiek? Niszczona przez istniejące algorytmy dopasowujące i niszczące świadomości według ich własnych założeń. Algorytmy - demoniszcza - pozbawiające świadomych wyborów, przeszłości, przyszłości, życia, wolności...
Wiecie co jest smutne? Świadomość przyszłości, powtarzającego się modelu w którym "duchy" robiących co chcą magów będą robić sobie co chcą w świecie w którym będzie się tylko kochać i wybaczać. Długofalowe skutki ezoterycznej ignorancji i niezrozumienia. Porażki racjonalizmu w którym wygrał nie rozum, ale mamona jak np. w przypadku farmaceutycznych koncernów. Racjonalizm ginie wraz z każdą reklamą niepotrzebnych środków niszczących wątrobę i inne organy a reklamowane jako bezpieczne pozbawiacze bólu. Racjonalizmu uśmiercanego przez marketingowych głupców dążących do zdobycia wyznawców promowanych przez nich produktów. Religia konsumpcjonizmu ogarnia świat, a w tle małe dziewczynki chwalą się na forach internetowych że spowodowały że starsze kobiety łamią biodra i nie tylko nie są tępione, ale opowiada się jak komuś zaszkodzić, zniszczyć, okaleczyć. Jeśli to świat miłości to skąd coraz większa popularność mszy egzorcystycznych i zapotrzebowania na egzorcyzmy? Racjonalizm umiera, przed wyjaśnieniem czym jest magia. Przyszłość raczej widzi mi się zatem w religijnych barwach, choć wyznania kapitalistycznego egregora mamony flirtującego z internetowymi handlarzami miłością podających się za magów potrafiących stworzyć z niej tarczę. Kurwiącymi się pod płaszczykiem oświecenia. Babiloński świat heretyków wierzących w miłość każdego i sprawiedliwość obcych. A prawda jest tu. Wokół. W zrozumieniu świata. W zrozumieniu mitów. W pojęciu symboli i prawdziwych znaczeń przekazanych słów. W zrozumieniu własnego ja i własnej świadomości, czasem zniszczonej przez innych i sprowadzonej do roli biologicznie czynnego algorytmu działań, działającemu pod wpływem czegoś i nieświadomym tego wpływu. Nie będącym pewnym tego czy to co pisze i co robi to robi on jako ja, jako wprogramowany schemat postępowania czy jako chwilowy kaprys czegoś "poza". Bo tym się różni "świadomy", dążący do przejścia klifot satanista, któremu się wydaje że wie czego się może spodziewać, od ofiary paskudnego, małego, złośliwego, lucyferycznego bytu, rozbawionej spotkaniem ateisty z podającym się za Ra, Ismaela, Elohima i paru innych - "duchem". Która rozwaliła mu jego własne ja ot tak. Bez przygotowań. Rozumiejący ze smutkiem że niektórzy chcą stać się algorytmami, nudnymi, niszczącymi, kopiującymi swoje błędy w późniejszych ofiarach - zazwyczaj małych dzieciach, których rodzice nie wybijają im z głowy batem bawienie się w złych magów, tworzących wciąż i wciąż nowe ofiary. Biologicznie czynne algorytmy istniejące w swoistych pułapkach rzeczywistości, piekłach egzystencji niezrozumienia ich problemów. Rodziców, wyznawców religii marketingu która z racjonalizmem nigdy nie miała nic wspólnego, pod żadną postacią - czy to chrześcijańską, buddyzmu czy ateizmu. Marketing zawsze był domeną mamony. Złotego cielca. Który pojawia się to tu to tam w różnej postaci, czy to przysłowiowego samochodu ojca dyrektora Rydzyka, czy to w postaci modnego serka Danone. Firmy która dostała wyrok za przekonywanie że ich produkt Activia ma większy wpływ niż ma. I wiecie co, i tak nikogo to nie będzie obchodzić do czasu aż będzie tak źle aż pojawi się ktoś kto będzie religijnym fanatykiem który zwróci uwagę siłą swego przekonywania na skalę większą niż lokalna. A przynajmniej tak mi się wydaje... Ja raczej tego nie dożyję.
"Cyt - iskierka zgasła."

niedziela, 12 grudnia 2010

Wzór

Dziś znów powraca temat zamknięcia demoniszcza. Bo jak to - dokopuje, pastwi się, wywołuje psychozy i nic. Cały tłum strażników - opiekunów stoi i się patrzy? Chyba że to tylko wielka ściema ezoterycznych oszołomów.
Z drugiej strony przeciętny człowiek geniuszem nie jest, czego więc mozna się spodziewać po tamtej stronie? Czy jest to tylko kupa "osiłków" którym trzeba mówić co trzeba robić? Bo sami nie wiedzą, nie osądzają, tylko po wciśnięciu im że "Bóg jest miłością" przypatrują się ze smutkiem poczynaniom perfidnych złośliwych bytów które produkują "pukane ziarna" i to niekoniecznie związane z kukurydzą. A tych siać po prostu się nie da, bo po wybrazeniu, wybuchają jak dojrzeją i nic później z nich nie ma..
Jak uczy Stary Testament Boga należy się bać. Cóż, jak bać się "miłosiernego dobrotliwego staruszka"? Cóż, demencji i zdziecinnienia sędziów powinni bać się wszyscy. Z mojego punktu widzenia zamknięcie demoniszcza i jego szatańskich kolesiów do miedzianego nocnika byłoby całkiem obiecujące - mogliby wyjść po odśpiewaniu określonej Wzorem ilości gumisiowych piosenek (z najbardziej popularnej czołówki polskiej wersji serialu o gumisiach, z abrakadabrą i gumisiowym sokiem w treści) i odgwizdaniu przez określony czas melodyjek z Przygód Koziołka Matołka w wersji animowanej (to tak na moją pamiątkę, a w końcu jak uczy Katolicki Kościół kozły mają coś wspólnego ze złymi duszkami, tak że nie powinny mieć problemu z uznaniem tego typu treści). Dlaczego byt który udywał dychawicznego serafa nie ma śpiewać "święty, święty..."? Po pierwsze ma marny głos i wymaga wielu tysięcy lat ćwiczeń. Gumisiowa piosenka wydaje się do tego idealna, a zawarte w niej słowo Abrakadabra było kiedyś wykorzystywane do ochrony - może jakieś demoniszcze wykazało się kiedyś zdolnościami przewidywania przyszłości związanego z koszmarem jaki dla niektórych duchów mogłoby się ono okazać i po prostu zaczęły unikać osób posiadających specyficzne amulety. Kwestię nauki rytmiki i melodyczności zapewne załatwi muzyka z "Koziołka Matołka", która po pewnym czasie może się okazać pełna bogatych treści i do tego jedyną rozrywką w zamknięciu miedzianego nocnika. Po drugie demoniszcze ma zapewne swoje poglądy na wiarę i religię, a ja jako osoba tolerancyjna i rozumiejąca potrzebę odmiennej duchowości nie będę wszak zmuszać podłe lucyferyczne bydliszcze do treści, które zapewne są jej obce..
Demoniszcze najwyraźniej się nie boi. Czy powinno? Cóż odmienną wersją miedzianego nocnika jako formy naczynia do zamykania duchów opisywanego w działach poświęconych Goetii zapewne jest nieco bardziej wyrafinowane oddziaływanie na poziomie świata abstrakcji. Bo widzidzie, demoniszcze ma swisty przestrzenny algorytm postępowań oparty o pola i skupiska energetyczne. Przynajmniej z mojego punktu widzenia - a jego centrum stanowi pole energetyczne okreslone ideą "poniżanie" to jest właśnie źródło problemów niszczących inne osoby. Bo staje się jego źródłem i ofiarą, zaciekłą nienawiścią udręczonego algorytmu. Ale. Poniekąd świadomym algorytmem swojej budowy i niedoskonałości, nie pragnącym się nawracać i być miłującym i przyjaznym duszkiem Kacperkiem. Na zasadzie algorytmu na których zasadach działa zapewne można określić jego elementy związane z obsługą wejścia-wyjścia związanego ze światem zewnętrznym (zmysły, artykulacja treści, kontrola swojej formy) i wstawić przed tym funkcję opóźniającą w której dostęp do tychże dla demoniszcza byłby możliwy dopiero po zakończeniu cyklu odśpiewywania gumisiowych piosenek i nucenia melodii z przygód Koziołka Matołka..
W końcu jak długo można liczyć na egregorialne bóstewka (w rodzaju łaskiśpełnej Maryji - babilońskiej dziewicy) którym odpowiada ładowanie energetycznymi powtarzanymi modłami, mantrami i innymi tego typu przez wieki, zamiast raz i na dobre rozprawić się złośliwymi demoniszczami, duchami i poltergeistami. W końcu napędzają ten cały religijny biznes, a o Bogu którego trzeba się bać to mało kto pamięta. Panuje moda na kapłańską miłość, łącznie z wybaczającym Chrystusem, który coś tam wspominał o odcinaniu tym czym się grzeszy, czasem jakiegoś maga oślepił, ale ogólnie jak się wciska ludziom obecnie podobnoż kochał wszystko i wszystkich..
Wracając do tematu. Bytowi któremu odcięto by dostęp do danych zewnętrznych typu np światło - słońce pewnie by stało się da niego czarne, księżyc kto wie - może i (pod)czerwony a gwiazdy zwinęłyby mu się z nieba. Apokalipsa jednostkowa. Bo niby czemu sądzić wszystkich jednakowo i karać tak samo? Osobiście wierzę w proste metody i wzory oraz reguły które można wiązać ze światem stworzenia. Jakby tak zamknąć parę demoniszczy w ten sposób to chyba zaczęłyby się bać? A nie liczyć aż Chrystusowy egregor wybaczy wszystko i wszystkim za jakiś czas po tym jak jego kapłani wcisną mu za dużo programującej miłości, pozwalając by złośliwe i paskudne stwory nie miały już się kogo bać i będą sobie robić co chcą jak drzewiej bywało. Ale cóż. Poza Mesjaszem zawsze pozostanie Bóg, stwórca reguł fizyki, wzorów utrzymujących rzeczywistość. Bóg wzorów. Myślę że warto wpleść w to stworzenie jeszcze jeden - na zamknięcie demoniszczy. Który wykorzystają mające nieco bardziej rewolucyjne podejście świadome istoty..
Bardziej archaiczne podejście to zapewne wrzucenie w ogień w celu pozbycia sie wszelkich zakończeń "nerwowych" pozwalających na odczuwanie i poznawanie świata zewnętrznego. No ale ileż chrześcijan jest obecnie wśród otaczających nas duchów w świecie miłości i wybaczania?.
Nieważne.
Po prostu brak mi tematu.
Acha. Pozostał wzór.
n(a × k)! × (pa, pk, tl)
Gdzie:
n – liczba głosów, imion, postaci udawanych i podawanych przez nękające demoniszcze za swoje, łącznie z postaciami w omamach słuchowych względnie halucynacjach wzrokowych. Minimalna wielkość n to 1.
a – liczba rozpoczętych nanosekund oddziaływań bezpośrednich i utrwalonych skutków tych oddziaływań związanych z wywoływaniem wszelkich tzw. zboczeń seksualnych. Jeśli a<1 to a=1.
k – liczba rozpoczętych nanosekund oddziaływań bezpośrednich i utrwalonych skutków tych oddziaływań związanych z wywoływaniem u niepełnoletnich (w zależności od przyjętego lokalnie przez prawo dopuszczalnego wieku) wszelkich zachowań seksualnych. Jeśli k<1 to k=1.

W nawiasie okrągłym ujęto kolejne czynności niezbędne do uwolnienia się demoniszcza z zamknięcia miedzianego nocnika.

pa – liczba ludzi (homo sapiens sapiens) – populacji planety, na dzień rozpoczęcia niszczących oddziaływań na dowolną osobę (bez względu na wiek, płeć, przekonania, religię etc.).
Jeśli oddziaływanie odbywa się na większą niż jedną osobę liczbę populacji zwielokrotniamy liczbą osób na którą oddziaływało demoniszcze. Liczba ta odpowiada ilości gumisiowych piosenek koniecznych do odśpiewania przez demoniszcze.
pk – liczba ludzi narodzonych w czasie śpiewania przez demoniszcze pa gumisiowych piosenek – od czasu rozpoczęcia do ostatniej pa piosenki. Tyle razy demoniszcze będzie musiało jeszcze odśpiewać gumisiową piosenkę zanim przejdzie do następnej części zadania.
tl – liczba rozpoczętych nanosekund oddziaływań i skutków oddziaływań na ludzi i ich otoczenie (oddziaływania pośrednie) liczonych od pierwszego oddziaływania do śmierci danej osoby. Liczba ta pomnożona przez 10 minut daje czas przeznaczony na nucenie, gwizdanie itp. melodii z Przygód Koziołka Matołka, po skończeniu których demoniszcze wychodzi z zamknięcia miedzianego nocnika.
    Uwagi
  1. Czas liczony jest wg relatywistyki ofiary (wg jej subiektywnego czasu związanego z warunkami fizycznymi jej miejsca pobytu). Np. jeśli nanosekunda dla demoniszcza w jego warunkach czasoprzestrzennych działa 10 minut na ofiarę, to liczymy 60x10^9 nanosekund oraz ewentualne późniejsze skutki długofalowe (suma łączna, skalarna, dla każdego oddziaływania).
  2. W czasie zamknięcia nic nie oddziałuje z zewnątrz na demoniszcze ani demoniszcze nie może wpływać na świat zewnętrzny. Nie można ani demoniszcza wezwać ani mu zaszkodzić ani pomóc w czasie póki nie wypełni zadania.
  3. Demoniszcze może robić w czasie zamknięcia dowolnie długie przerwy w czasie wykonywania zadań i robić co chce, jednak nadal pozostaje w zamknięciu sam i bez możliwości wymiany informacji (treści) w żadnej formie i w żaden sposób oddziaływać i doświadczać oddziaływań zewnętrznych do czasu odśpiewania i odgwizdania wszystkiego.

wtorek, 7 grudnia 2010

Tan

Ostatnio mało co pisałem, dużo dziać się też nie działo, a może po prostu nic, co warto przekazać by można było potomności, która raczej będzie zaglądać do krótkich jej współczesnych newsów niż wypocin blogerów z przypadku. Nawet tych "pierwszoligowych".
Dziś natomiast chciałbym rozwinąć temat mojej obleśnej i obejmującej mnie od środka "brudnej chmury". Brudnej, bo z różnymi kłującymi kawałkami ocierającymi się m.in. o mój biedny mózg. Sprawiającej że każdy dłuższy wysiłek kończy się ciężkim dyszeniem, blokującej z odczuć przepływy energetyczne w ciele. Będącej czymś, co żadna z wierchuszki osób kanału Ezoteryka na onetowym czacie nie rozpoznała w czasach gdy dzieliłem się swymi uwagami i odczuciami. Będącej, proszę moich drogich i wiernych, a czasem znudzonych mym ciągłym marudzeniem czytelników, tzw. śluzem Tan.
Dla zwolenników medycyny zachodniej to po prostu (w uproszczeniu) mieszanka glikozydów gromadzących wodę w organizmie, której to dosyć ciężko się pozbyć - chyba że ktoś wierzy w cudowne terapie chelatacyjne i go na nie stać (ok. 150 zł za zabieg 3 godzinny czyli kroplówkę, których to zabiegów ma być koło 20-30 na terapię). Sporo osób tego co ja nie czuje, ale większość z nich zapewne nie miała problemów takie jak moje w życiu.
Jak powstaje takie "coś"? Według książeczki "Przewodnik po medycynie chińskiej" Krystyny Alagor, śluz jest efektem działania wychłodzonej śledziony, której z kolei nie ogrzewa wystarczająco prawa nerka (lewa wychładza, a powinny być w równowadze). Jako że w dzieciństwie często siedziałem (i długo) w zimnych górskich rzeczułkach, strumieniach itp. miewałem dosyć często zapalenie pęcherza i inne takie życiowe sprawy. Może zaczęło się to wtedy, może później w każdym razie obecnie mam w sobie odczuwalną "brudną chmurę" w której poza wodą, zapewne zdarzają się inne składniki, nieco bardziej "kłujące", "drapiące", czasem "nitkowate", "piaskowate", "igiełkowate" i inne. Po prostu niepowtarzalne odczucia skłaniające do marudzenia i uśmiechów politowania znajomych, którym opowiada się jak się czuje coś, o czym nie mają bladego pojęcia.
Może to niezdiagnozowana niewydolność prawej nerki, a może odżywianie się mlekiem (niezłe źródło dla późniejszych glikozydów) i jego przetworami, picie zimnych wód mineralnych i pogryzanie kwaśnych owocków (ogólnie mają działanie wychładzające organizm wg medycyny chińskiej) spowodowała w efekcie to, że czuję się jak czuję. A jako że problem wydaje się już mi teraz (przeze mnie) zdiagnozowany, trzeba zacząć się leczyć.
Co zatem robić? Zarabiając obecnie (w stosunku rocznym) mniej niż w szkole (aczkolwiek praca mniej nerwowa, nikt nie proponuje zrobienia loda za podwyższenie oceny etc. ...a teraz to nawet bezpośredni przełożony czyni ze mnie cyt. "mistrza świata w czekaniu" na decyzje władnego je podjąć) niestety nie stać mnie na terapie, które podobno sprawiają cuda i po których człowiek czuje się i 15 lat młodziej (bez tej chmury pewnie znów bym miał 18 lat i pryszcze). Jest natomiast możliwość zmiany diety zasobnej w energię rozgrzewającą "yang". Może i potrwa ona z parę lat, ale pierwsze próby wydają się obiecujące.
Jako że w przytoczonej książce, jako rozgrzewające produkty spożywcze podano m.in. rozmaryn, tymianek (swoją drogą uznawane też za afrodyzjaki, składniki napojów miłosnych, wymieniane w klasycznych utworach typu Scarborough Fair - o dawaniu "prawdziwej miłości" ;) ), jak również anyż i imbir, a ja posiadam olejki eteryczne 3 pierwszych wymienionych i sproszkowany 4 - zrobiłem mieszankę po 3 krople olejków, trochę imbiru w szklance wody, wypiłem, wypiłem jeszcze 3 kolejne szklanki, tym razem bez mieszanki, i poszedłem spać. Bezskutecznie. Ogólnie czułem że coś się zaczęło dziać i to faktycznie przy prawej nerce, pobudzenie w moim wypadku polegało na tym, że nie mogłem zasnąć całą noc (nic erotycznego się nie działo :P), a następnego ranka stałem się nadpobudliwie gadatliwy. Zaiste. Testuję drugi dzień tę mieszankę co 12 godzin i nadal żyję. Pobudzenie i gadatliwość nieco opadły, ale w końcu pełna terapia i zmiana diety to długotrwała sprawa i nie należy przesadzać - zobaczę co się zmieni po tygodniu.
Teraz popijam sobie natomiast czarną kawę parzoną z dodatkiem imbiru i cynamonu - wszystkie składniki mają działanie rozgrzewające - i to nie tylko jeśli chodzi o nerki (produkty spożywcze, poza działaniem rozgrzewającym yang i wychładzającym yin medycyna chińska przydziela też różnym żywiołów a za te z kolei odpowiadają różne organy człowieka). I mógłbym pogadać sobie z demoniszczem, tylko że nie ma o czym.