środa, 30 marca 2011

Pierścień

Jeden, by wszystkimi rządzić, jeden, by wszystkie odnaleźć,
Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać.

Dziś rano przyszło mi na myśl że demoniszcze jest niczym jedyny pierścień z Władcy pierścieni. Jego działanie jest podobne. Będąc w kontakcie z nim zyskuje się niewidzialność. Inni przestają Cię dostrzegać, rozmawiać, sprawia że jesteś odosobniony od otoczenia, choć dzieje się to pod niejakim przymusem. Stajesz się pod pewnymi względami niedostrzegalny, przynajmniej dla niektórych. Pierścień władzy zmieniający noszącego w kogoś myślącego tylko o swoim "skarbuniu", panujący nad nim, działający i wpływający na postępowanie noszącej ją ofiary. Zamieniający w Golluma istotę pod jego wpływem.
Pierścień niebezpieczny dla magów, którzy chcieliby go wykorzystać. Z początku mógłby im dać siłę wiedzy, władzę, ale z biegiem czasu niedostrzegalnie dla noszącego dawałby się usidlić, początkowo drobnym błędom, w tym spowodowanych powolnym niszczeniem mózgu, blokowaniem funkcji myślowych - w tym tych informujących że coś jest nie tak jak powinno. Przy tym mag stale działałby tak jak wydawałoby mu się, że tego chce. Gdy tymczasem pierścień władzy, szukający swego pana, zmieniałby całe życie noszącego w tym jednym celu.
...alkohol w sumie działa podobnie.
Wczoraj rozmawiałem ze starym znajomym, sprawdził moją aurę i stwierdził że jestem "rozwalony", a aurę mam bardzo "gęstą". Moja hipoteza jest następująca.
Zagęszczenie aury - mam wrażenie że jest to reakcja obronna na odczuwanie przez cały czas przez organizm zanieczyszczeń jako ataku energetycznego, co skutkuje blokadą "automatyczną", przy czym ponieważ zanieczyszczenia są wewnątrz organizm reaguje cały czas, co powoduje problemy z usunięciem zanieczyszczeń. To z kolei stany depresyjne, apatię, problemy z myśleniem, zamknięcie w sobie + zamknięcie światła naczyń krwionośnych czyli niedotlenienie. Rozszerzenie aury drogą samoistną staje się bardzo problematyczne, jako że pole elektromagnetyczne blokuje drobiny znajdujące się w ustroju. A MMS (NaClO2) wszystkiego nie załatwi.

poniedziałek, 28 marca 2011

Symboliczne liczby

Zakrywanie twarzy i ciała do dziś popularne jest w Islamie. Jaki był powód okrywania? Pożądliwość. Aby obcy mężczyzna nie mógł zobaczyć ani skrawka ciała kobiety.
Cóż, ubranie jak wiadomo jest efektem pracy węża w raju, kiedy to Ewa, a potem Adam, dowiedzieli się co to wstyd. W pewnym sensie pozbycie się wstydu byłoby powrotem do raju. Ale. Pod warunkiem że nie byłby to cyniczny powrót do raju.
Z punktu widzenia współczesnej "magii" i jej zasad które są dostępne w Internecie, przymusowe okrywanie ciała jest tak naprawdę religijnym anachronizmem, choć nie do końca. Dlaczego? Otóż wiedźmie wystarczy samo imię i nazwisko, bez wizerunku, czyli krótko mówiąc symboliczny zapis - a takim mógłby być chociażby numer. Jeśli nie wystarczyłoby imię i nazwisko z księgi parafialnej. Bo to tak naprawdę kwestia umysłu i postrzegania formy oraz powiązań ze światem rzeczywistym. Dawno temu symbole nie były tak szeroko stosowane jak dziś, a na dzień dzisiejszy nadal co poniektórzy wymagają stosowania wizerunku osoby którą mają poddać bioelektromagnetycznej manipulacji. W zależności od ukierunkowania umysłu "patrzącego". Dlatego okrywanie twarzy i ciała ma sens przy zachowaniu całkowitego incognito. W innym wypadku mężczyźni, np. wyznawcy Islamu, również powinni okrywać całe ciało przed okiem wyuczonej wiedźmy lub maga. A wszak z rozwojem cywilizacyjnym dostęp do wiedzy w Internecie będzie się poszerzał, jak również do radosnych zabaw z magią promowanych w różnych filmowych produkcjach. O książkach dla dzieci nie wspominając. No ale. To tylko umysł i tak naprawdę kwestią osobistą jest ograniczenie swej pożądliwości. Jak uczy historia "odkrywania ciała" w Europie i Ameryce - gdzie kiedyś podniecające były same nagie kostki, skończyło się na tym że na plażach nudystów prawie nikt (przypadki graniczne sobie darujmy) na nikogo nie napada w celu gwałtu.

sobota, 26 marca 2011

Ziarno

Obejrzałem sobie Ziarno. Dopiero co wyszedł Rafał z Dawidem po wizycie w celu naprawy zasilacza do lapka, a ja miałem włączony tv. Jak to w Ziarnie - nieustająca reklama celebrytów, aktorów... aczkolwiek można dostrzec samoironię w scenariuszu. Otóż w pewnym momencie fatalnie grająca "panią sąsiadkę" udaje że łka po przeczytaniu "2 zdań" "Dziewczynki z zapałkami" H.Ch.Andersena do której ma napisać scenariusz. I co wtedy? Prosi o "naczynie na łzy" i dostaje akwarium. Od razu przyszła mi na myśl amerykańska filmowa wersja "Quo vadis" i Nerona który roni łzy wzruszenia do małej fiolki. Poziom artyzmu Nerona został przekroczony skoro potrzebne było akwarium - widać scenarzyści też dostrzegają pewne rzeczy. Niestety widać także było, w programie dla dzieci, kryptoreklamę przemysłu tytoniowego w postaci fajki, którą stale miał "detektyw" z głupawymi tekstami, którego rola najwyraźniej ma ośmieszać rolę dedukcji, logicznego myślenia i rozwiązywania zagadek, co stosowała postać wykreowana przez Arthura Conan Doyla (będącego lekarzem, spirytystą, pisarzem, masonem...). Zapewne w celu wykształcenia u dzieci podejścia iż detektywi, w tym policyjni, to idioci, a mała dziewczynka się lepiej niż oni na wszystkim zna. Względnie postać ta ma być zapychaczem w programie dla dzieci w sobotę w godzinach południowych, pod auspicjami programu katolickiego.

piątek, 25 marca 2011

Vanitas vanitatum

Gdy znajomi spod znaku skorpiona już mnie nie strzegą przytrzymując mocno w zwodniczej realności, zaczynają mnie nachodzić myśli o moim chińskim znaku zodiaku, wskazujących los w godzinę urodzenia gwiazdach i zaczynam pisać o Stwórcy. Bliższemu pod wieloma względami półksiężycowi niż krzyżowi.
Z drugiej strony i tak mnie biorą za osła, a ja miałem się już za błazna w czapeczce trefnisia, a w przyszłości możliwe że wrzucą w "piekielne" płomienie. Choć może jest to kwestia efektu jak u Midasa przyznania racji Panu.
Moja liczba życiowa to 9 tak nawiasem mówiąc.
Będąc z demoniszczem bywałem leczony przez "drugą stronę". Leczony, lecz najwyraźniej nie uleczany, przy czym jednokrotnie cały proces leczenia odbył się niczym pstrykniecie palcami (po długotrwałych modłach, mantrach i innych poza moim miejscem zamieszkania), usuwając "brud" wyczuwany od wewnątrz, śmierdzący proszek (czasem trochę udaje się w czasie medytacji usunąć) który tworzy zawiesinę, wprowadzony do mojego organizmu gdy jeden z moich byłych znajomych ćwiczących przez parę lat w celu uzyskania telekinezy chciał mi pokazać kulę pyłu którą miał we własnej głowie i przez którą miał zawroty głowy. Ponieważ ja w tym czasie stosowałem metody otwierania energetycznego, bez problemu wniknęło to do mojego wnętrza, a ja od tego czasu mam zdrowotny koszmar. Niestety odczucie kwasu wypalającego mózg to nic w porównaniu z utrzymującą się od lat zawiesiną, co świadczy o tym że primo otępiła ona osobę wprowadzającą mi to do głowy, secundo nie miała ona bladego pojęcia o szkodliwości tego co robi, tertio naprawdę nie trzeba dużo, żeby kogoś wykończyć.
Wracając do błyskawicznego oczyszczenia - prawie natychmiast, po jakiejś minucie, coś mnie skłoniło do dotknięcia pewnego amuletu i natychmiastowego powrotu zawiesiny z demoniszczymi efektami specjalnymi. Tymczasem przez te lata od czasu do czasu coś mnie "podleczało", symulowało proces leczenia w celu najprawdopodobniej uzyskania wdzięczności. Skoro jednak przez lata sobie nie dało radę, wnioskuję że to "oczyszczenie na pstryknięcie" jest w ramach jego możliwości, jednak jego natura jest taka że woli przyglądać się choremu w celu uzyskania czegoś od niego. Hołdu? Modłów? Może tego mojego byłego znajomego też coś podkusiło? Szukanie powodów do cofnięcia leczenia jest wydaje mi się cechą sadystycznych, psychopatycznych potworów lub oprawców którzy przedłużają tortury podleczając od czasu do czasu swoje ofiary, nie doprowadzając procesu leczenia do końca, a jeśli nawet to po to by ofiara wiedziała co to znaczy być zdrowym, a potem znów przez lata cierpiała ze świadomością swojej bezsiły. Natura demoniszcza jest zła. I lucyferycznej proweniencji. To nie jest smutny aniołek ze skrzydełkami, to wredna, perfidna, złośliwa, stara i zła kulka (zepewne w ramach minimalizmu energetycznego przydatnego przy przetrwaniu) potrafiąca parę rzeczy, w tym wykorzystywać czyjeś umysły. Czcić to coś, to jak czcić gwałcicieli, oprawców, torturujących małe dzieci, oczekujących od nich wdzięczności za to co im robią. Potwory, które niczym chińczycy wyciągający "chi" życia z płodów myszek w winie, żywią się wyciąganą energią dzieci. Biblijne drzewo życia wszak mieściło się na wschodzie, więc zapewne tam trzeba szukać jego tajemnic. (BTW. Myślicie że kochano by wiedźmy ("jedzące" dzieci Baby Jagi) czy magów którzy stosowali by te metody na ludziach? Myślicie że ich nie znają np. w "Kościele Szatana"? Konkurencję najwyraźniej nakazano zabijać. A kto wie czy nie potrafiłaby przy określonych poglądach załatwić takiego demoniszczego potworka ostatecznie... Wszak na piśmie było "nie zabijaj".)
Problem w tym, że jakoś nikt i nigdzie jej nie załatwił na dobre. O czym to świadczy? Że najwyraźniej temu światu duchów pasuje jej istnienie. A co za tym idzie modlenie się czegoś co go nie załatwiło ostatecznie mija się z celem, bo wygonienie do innego rejonu świata powoduje tylko że inna ofiara będzie mieć problemy. Oczywiście można by się pokusić o leczenie demoniszcza. Ale myślę, że zamknięcie w miedzianym nocniku na dłuższy czas byłoby korzystne dla większości żyjących.
Drugą opcją jest to, że te ckliwe i dobrotliwe "anioły" bawią się w złych i perfidnych by utrzymać mit. Mit o przybywających z ratunkiem dobrych duszkach ratujących w ostatniej chwili nieszczęsne ofiary. Podczas gdy przez lata obserwowały to pogryzając sobie pukane ziarna. Albo biednych murzynków, chińczyków (których "rewolucja kulturalna" miała pozbawić wiedzy doświadczalnej i wykorzystywanej później tylko przez wierchuszkę systemu), czy innych nieświadomych, wierzących w mity. Z drugiej strony może to tylko narkotyk, dziecięca rozkosz, dla potworów które znają sekret materializacji i dążą do wiecznej ekstazy zawartej w żywych płodach (swoją drogą czy nie jest ona czynnikiem determinującym w organizmie dziecka późniejsze cele życiowe oparte o dążenie do przyjemności różnego typu).
Ach marność nad marnościami i wszystko marność.
Czy w tym kraju mówiący "na chuja Pana" wiedzą skąd się wzięło to powiedzonko i o czyjego chuja tak naprawdę chodzi?
No i jak tu nie rozumieć Chrystusa? Ludzie mieli leczyć ludzi a zdali się na duchy... Wszak Stwórca stworzył nas na swoje podobieństwo, więc kwestią uzdrawiania jest tylko nauczenie się odpowiednich technik, zrozumienia pewnych rzeczy, wiedzy... która może istnieć dzięki Prawdzie. Nie dzięki mitom i machinacjom bytów robiących sobie poletko doświadczalne na ludziach i od czasu do czasu "zsyłających" projekcję do umysłów poddanych mitom, utrwalającym przekonania które maja się nijak do reguł świata w którym żyją.
Choć wygląda na to, że tego typu nauki mogłyby spowodować "połączenie sił" i w efekcie pozbycie się wiedzących czy niczym po upadku wieży Babel, rozproszenie. A może w efekcie jakiś globalny kataklizm, po którym niczym w Metamorfozach Owidiusza, biedna, naiwna, wierząca para przetrwa i odda hołd, a potem zacznie się rozmnażać?
A może to tylko demoniszczy przekaz...
Ach marność nad marnościami i wszystko marność.

czwartek, 24 marca 2011

Nękawka zwyczajna

Walka z duchami? Zwierzchnościami? Złośliwymi demoniszczami czy obserwatorami poczynań nieszczęsnych ludzi? Podstawa w takim wypadku to nie wymadlać u duchów niczego. Wypraszać łask. Przecież istnieje Bóg od którego można otrzymać wszystko. Więc po co duchy? Ludzi czy aniołów?
W zasadzie mógłbym modlić się i wypraszać łaski od swojego demoniszcza. Ale po co? Co z tego że obrywam, skoro wiem że on ma sadystyczną przyjemność z wieloletniego dręczenia? Modlić się do czegoś takiego? To po prostu nie ma sensu. Zwłaszcza dla chrześcijan - Chrystus nakazywał się modlić do ojca... Zapewne będąc pod wpływem podobnego mojemu lucyferycznemu demoniszczowi który twierdził że przychodzi od ojca a i pewnie też się przedstawił jako m.in. Elohim. Z tym że ja mu nie wierzę. I zakładam, że istnieją sposoby żeby się go pozbyć, choć ja osobiście możliwe że w obecnym stanie nie potrafię sobie z nim poradzić. Czy jest to jednak powód do żebrania łask u obserwujących to duchów? Czym się one różnią od potworów... Ach przecież "papieże" potworów nie wyklinali, to może to też są duchy "chrześcijan"... W chrześcijaństwie to wszak żywi uczniowie Chrystusa mieli leczyć, a nie zdawać się na łaskę duchów.
Dlatego, choćbym miał sczeznąć marnie, to wolę oprzeć się o metody oczyszczania organizmu tlenem (z wykorzystaniem H2O2, czy NaClO2 - coś jakby "święconą wodą" czy "święconą solą" realnie niszczącymi pierwotniaki, wirusy i bakterie - demony przeszłości), niż wymadlać ratunek u najwyraźniej zbyt zajętych innymi sprawami, w tym obserwowaniem gwałtów na nieletnich, duchów czasem bytujących w kościołach. Duchów... Wolę użyć zappera czy programów do generowania fal mózgowych typu Sbagen czy Brainwave z wykorzystaniem fal akustycznych - "każdy dźwięk jest mantrą" - do wygenerowania częstotliwości zniszczenia pasożytów niż liczyć że demoniszcze mi pomoże. I choć zdecydowanie wszystkiego nie wiem, to jednak parę razy udało mi się uzyskać zadziwiające i niesamowicie wkurzające demoniszcze efekty. I to tanim kosztem, bez pomocy alchemików z firm farmaceutycznych zdobywających złoto za znieczulający i likwidujący objawy - a nie problemy - piryt.
Ale po co ja to piszę...

środa, 23 marca 2011

Senna opowieść

Czuję się zmęczony. I ogólnie mówiąc bardziej niczym zwierzę, którego psychikę i możliwości umysłu ograniczono do minimum niż jak normalny człowiek. Chyba nigdy takim nie byłem, choć gdy wspominam opisywane przeze mnie w podstawówce miasto zbudowane na bazie okręgu, to wydaje mi się że kiedyś jednak o marzenia było łatwiej. Dziś pozostała pustka bezcelowej egzystencji, równie marnej, co nużącej.
Czy mam pisać o punktach scalających energetyczne powiązania między ludźmi którymi są np. księża pedofile? Wszak stary testament np. homoseksualistów nakazywał zabijać z prostego wyrachowania - taki punkt był niebezpieczny dla każdego dziecka który by się podłączył do takiego centrum. Efektów powiązań erotycznych w starożytnej Grecji nie ma co opisywać, podobnie związków między samurajami. W kulturze starego testamentu odcięto się od takich możliwości nakazując po prostu zabijać. Czy słusznie? A czemu miałbym oceniać Mojżesza, jeśli nie oceniał swojego demoniszcza na zgodność przekazów z 10 przykazaniami? W końcu zarówno dla uprzedniego arcykapłana niepokalanej Jezusem dziewicy, ani dla wcześniejszych, los gwałconych dzieci, a przez to samego Chrystusa, wydaje się był obojętny. Z tego powodu nie uważam Jana Pawła II za świętego, co najwyżej za dobrodusznego dziadka który nie miał pojęcia o obowiązkach władzy jaką sprawował, a co najwyżej o populistycznym machaniu z okienka i opowiadaniu o kremówkach. Jak mi się wydaje władza papieska nie polega tylko na zmianie lokacji podległych gwałcicieli ale także na przykładnym karaniu i stosowaniu w praktyce metod Chrystusa. W tym ekskomuniki. Przeprosić żywe ofiary też by się przydało, ale nie wymagajmy zbyt wiele od kogoś kto wysilił się na przeproszenie aż za jedną ofiarę kleru w ciągu dwóch tysiącleci... czegoś.
To że niektórym "duchom" pasuje podtrzymywać mit i leczyć kogoś pod auspicjami kogoś lub czegoś, nie zmienia faktu, że w prawdziwym chrześcijaństwie leczeniem, uzdrawianiem, oczyszczaniem mieli zajmować się uczniowie Chrystusa, a nie duchy. Co było na porządku dziennym, a nie cudem. Niestety chrześcijaństwa najwyraźniej nie ma, co najwyżej złudzenia zamierzchłej przeszłości zmitologizowanej do granic możliwości ludzkości, której pieczę nad zdrowiem oddano alchemikom - koncernom farmaceutycznym. Który uczeń Chrystusa nie odciąłby się od praktyk eksperymentowania na dzieciach, a więc na Chrystusie, w obozach koncentracyjnych przez hitlerowców? Który poparłby koncerny korzystające z prac morderców milionów? Pius XII, kolejny arcykapłan niepokalanej Jezusem dziewicy, i kandydat na "świętego" popierany przez Jana Pawła II najwyraźniej tego nie zrobił. Ten ostatni też nie. Smutkiem napawa mnie jednakowoż los Pawła VI którego zastąpiła agentura czerwonych kapturków - Lolkiem (Bolek i Lolek się przypomina...).
Wiecie? Za jakieś 40 lat lodowce mają stopnieć, a ludzie zamiast przejść na np. ogniwa wodorowe nadal wykorzystują paliwa kopalne. Czy interesuje się tym kler wożący się pojazdami napędzanymi benzyną i ropą? A Chrystus coś mówił o sandałach. Co było rozsądnym posunięciem, choć moja hipoteza dlaczego tak miało być, wynika z obserwacji jednego z moich znajomych i jego potencjału energetycznego. Otóż kocha on kobiety i interesuje się ezoteryką. Spotykał je od młodości i umiejętnie korzysta z wiedzy by je zdobywać. Wiedzy o miłości bliźniego. I energetycznych powiązaniach między ssakami związanymi z wymianą zaprogramowanej emocją "chi". Jak zauważyłem, jego potencjał był na tyle wysoki by swego czasu mnie oczyścić po jednym z ataków "energetycznego wampira". Zakładam więc, że chodzący pieszo apostołowie w których umysłach pojawiali się spotykani ludzie i w których umysłach byli zapamiętywani, dzięki miłości, względnie innym cechom odtworzonych realnie sefirot w sekwencji częstotliwościowej biopola, "energetycznym" powiązaniom i wymianie "chi" zwiększali swój potencjał, dzięki czemu potrafili zarówno oczyszczać jak i leczyć. Skoncentrowaną "chi". Czas wędrujących uczniów Chrystusa i spotykania nowych osób oraz związana z tym stopniowa utrata "mocy" musiała w pewnym momencie uzmysłowić Piotrowi że tak dalej być nie może. Co rozpoczęło początek końca chrześcijaństwa w momencie ustanowienia jego dupy na tronie władzy, władzy o której Chrystus, wojujący z faryzejskim klerem, wypowiedział się "Bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie", gdyż jak na mesjasza był świadomy, że jeśli bierze się władzę we własne ręce to poza przywilejami zaczyna się mieć obowiązki, które jeśli nie są wypełniane, doprowadzają stopniowo do upadku wszystkich. Piotr zaś, choć pisał o miłości, to jednak Ananiaszowi i jego żonie nie przepuścił - i tak, z powodu pieniędzy które nie zostały oddane na rzecz komuny chrześcijan, padły dwa trupy.
Niestety w momencie kiedy uzdrowiciele zaczynają myśleć o władzy zazwyczaj rodzi się faryzejski kler. Czasem pod auspicjami duchowieństwa, a czasami partii politycznej, a ich przywódcom wydaje się, że wystarczy być na czele i to bez odpowiedniej wiedzy i/lub umiejętności by zdobyć jak najwięcej w swoim życiu. Dla siebie lub innych.
Czasem można skończyć na krzyżu otoczonym przez szalony, skazujący, złośliwie rozbawiony tłum wypełniony zaprogramowaną emocją jakiegoś demoniszcza. Tłum który wcześniej wydawał się być tak przyjazny i popierający...

wtorek, 22 marca 2011

Punkty scalające

Jakiś czas temu pisałem o "energetyce" człowieka. Przyjąłem, że istnieje "chi" które da się zaprogramować w organizmie człowieka (i nie tylko - ale łączenie się energetyczne ze zwierzakami bywa problematyczne), oraz że można je przesyłać. Wszak skoro wszystko jest umysłem, eterem, to odległości nie stanowią problemu. Zwłaszcza jeśli przyjmie się pewne teorie związane z wirami, czasoprzestrzenią i z działaniem centrów energetycznych - głównych czakr u człowieka (i nie tylko).
Wampiryzm energetyczny to ściąganie od pojedynczych osób "chi" z różnych, często zadufanych powodów. A w rzeczywistości każdy, jeśli się nie odcina od innych, jest częścią sieci - począwszy od rodziców, po przyjaciół, a czasem wrogów - istniejąc w ich świadomości, na pewnym poziomie królestwa, malkuth w którym albo obdarzają nienawiścią, albo miłością (a czasem dzielą się innymi cechami poprzez zaprogramowaną "chi" na drodze sefirot, by może kiedyś zostać dla kogoś "bogiem" w ich świadomości). Odcięcie energetyczne bywa przyczyną problemów jeśli nie ma się innego źródła. Czasem takim źródłem jest punkt scalający sieci. W buddyzmie jest nim np. "niebieski budda" (wcielenie) - świadomy i potrafiący dotrzeć do punktów łączących, w katolicyzmie papież (choć Chrystus mówiąc by w niego wierzyć też był chyba tego świadomy, no chyba że jego demoniszcze wmówiło mu jakąś specjalność, poza pechowością samego kontaktu z demoniszczem co poskutkowało mesjanizmem samego Chrystusa). Czasem, jeśli jest się w otoczeniu naiwniaków wierzących w mity jest on powodem zmian w świadomości i tzw. "maślanych oczu" i "uduchowionych uśmiechów" wśród niektórych kapłanów i ich wiernych, dla których stanowią punkty scalające.
Punkt scalający jest elementem który stale pojawia się w świadomości i nadaje mu się pewne cechy. Np. na tym bazuje Maoizm z rozwieszanymi wszędzie portretami i zbiorem cytatów mających stworzyć utrwalony element w świadomości nieświadomych wierzących. To nie jest skomplikowane choć nie jest raczej powszechnie opisywane, chyba że szczątkowo i w sposób który "poważnych" naukowców kultury europejskiej odrzuca. Tzn w pismach domorosłych "magów", "wampirów energetycznych" i innych tego typu ludzi. A tymczasem było i jest to wykorzystywane zarówno przez kapłanów każdej religii, w tym ateistycznej, mniej lub bardziej świadomie.
Tymczasem w każdym i wszystkim można dojrzeć dzieło Stwórcy. W różnorodności i stałości.
Dzięki regułom i zasadom (w tym fizyki) które obowiązują wszystkich i wszystko. W tym umysły które wyrosły na określonych zasadach. Kwestią moralności jest jak dla mnie dojście do etapu w którym ta różnorodność i stałość mogłyby trwać, a nie dążyć do anihilacji. Czy to w ramach stosunków międzyludzkich czy w stosunku do świata na którym się żyje. I to bez względu na wyznawaną religię.
Czasem, trzeba dojrzeć podstawy tych związków, żeby móc zrozumieć całą resztę. W tym to, czy punkt scalenia musi być żywy w biologicznym sensie, czy wystarczy jego opis w świadomości żywych, w ich królestwach, malkuth, umysłów, połączonych opisem cech i pewną formą. Połączonych żywym słowem.
Czy demoniszcze jest żywe w sensie biologicznym? Bo jeśli jest, to wierzenia scjentologów mają sens. Chyba że to jakaś forma inteligencji z naszej planety. Jeśli nie...
Tak czy inaczej, warto wiedzieć jak się przed tym bronić. Zwłaszcza że ofiary dla demoniszcza nie mają znaczenia byle by utrwalić jakąś wiarę - tak przynajmniej wywnioskowałem z tego kontaktu. Odciągającą od dzieła Stwórcy i Jego reguł istnienia.
Wracając do punktów scalających. Jeśli kochasz ludzi, otwierasz się na nich i łączysz z podobnymi, tworzysz sieć, niekoniecznie z punktem centralnym. A przyjaciele wszak jak już udowodniono przedłużają życie... Przy czym nie wystarczy się połączyć. Trzeba być pozytywnie nastawionym do innych, bo choć połączenie może istnieć i bez tego, to efekty wtórne mogą być problematyczne z osobami które otacza mrok w ich świadomościach. Tylko kto ma go rozświetlić jeśli jest tam tylko mrok? Więc mimo wszystko warto kochać swoich bliźnich bo inaczej mogą nam zgotować wredną niespodziankę, nie tylko uświadamiającą w jakim nocniku kto się obudził.

sobota, 19 marca 2011

Kamień filozoficzny

Jak zmienić wszystko w złoto przy założeniu bycia filozofem? Dla filozofa to proste bo nie szuka złota tylko odpowiedzi na pytanie jak żyć.
Odpowiedź jest prosta - korzystając z alchemii umysłu i bycia niczym kamień w stałości poglądów, a zarazem w ruchu wraz z tym nad czym się rozmyśla - w trakcie medytacji nad budową materii.
Kamień filozoficzny
Dowcip polega na tym, jak zamienić złoto we wszystko... ;)
Oczywiście formułka powyższa ma drugie dno. Energetyczne. Po którym w przestrzeniach międzykrystalicznych w krysztale górskim zmaterializowało mi się zielone "coś" :P

czwartek, 17 marca 2011

Mr N

Człowieku z przeszłości
Cóż w wodzie widziałeś
Czy warto było wiedzieć
Wizje przekazałeś

Dziś kapłani rytów
Słowo mają za nic
Unikają zemsty
Gromu i błyskawic

Maszyny katastrof
W umysłach się kryją
Czemu historie
Prawdziwe ukryłeś

Lekarzu chorych
Czy coś się zmieniło
Czy warto było pisać
Iluzje ziściłeś

Czy bałeś się prawdy
Czy pewności nie miałeś
Czy hipokrytów ręce
Z chorób obmywałeś

Nic się nie zmienia
Choć wszystko jest w ruchu
Rzeczywistość iluzją
Gra rząda posłuchu

wtorek, 15 marca 2011

Handlarze zasług

Ostatnią osobą która by miała umierać za czyjeś winy byłby Chrystus. Nie po to stwierdził że jeśli czymś zgrzeszysz to masz to odciąć by umierać za bandę pedofilskich kapłanów, w tym oszukanych przez demoniszcza z takiego rodzaju jak mój. Modlitwa? Na drugi plan. Na pierwszym powinno być rozwinięcie umysłu tak by można było samodzielnie sobie poradzić z potworkami z jego rodzaju. To ciało jest świątynią, więc świątynia jest tam, gdzie jest człowiek, a nie kolejna budowla siedzących na dupie kapłanów, podających się za uczniów Chrystusa. Uczniowie Chrystusa chodzili piechotą do ludzi.
W świecie duchów panuje przekonanie o tym że potrzebne są zasługi (a przynajmniej z tego co do mnie dociera to właśnie wynika...chyba że wszystko zwali się na demoniszcze - bo tak najprościej - tyle że skoro jest jeden to co z całą tą resztą? Widocznie jest taka sama.), że trzeba zasłużyć na to żeby nie być z demoniszczem. Buddyjskie przekonania. Według Chrystusa - wystarczał chrzest, a przed potworkami z rodzaju demoniszcza mieli chronić jego uczniowie. Oczyszczać i ochraniać. Bez względu na "dobre uczynki" jak to ujął Jezus.
Niestety, jak to zwykle bywa, okazało się że kapłanatowi któremu zaczęły umykać możliwości oczyszczania w miarę upływu czasu i zaprzepaszczania słów Mesjasza oraz stosowanie się coraz bardziej wybiórczo do tego o czym mówił. Do słów kapłanów, którzy zamiast samodzielnie leczyć i oczyszczać zaczęli kazać się modlić i wybłagiwać pomoc. Tworzyć zasługi, obce prawdziwym chrześcijanom. Świadomym jak eks-kat-oprawca apostoł że całe życie jest się w stanie być pod wpływem złośliwych machinacji demoniszczy niszczących świadomość i ludzkie uczucia.
Handlarze zasług. Tym się stał ten duchowy, niewidzialny świat. Obcy chrześcijanom spod znaku ryby, bliski tym, którzy umieścili Chrystusa na krzyżu. Żeby nie mógł z niego zejść i cierpiał. Niczym Prometeusz przybity do skały z wydziobywanym przez sępy przy każdej mszy ciałem. Dzielenie się posiłkiem, nawet ostatnim, zmieniło znaczenie. I zmieniło się w rytuał. Obcy każdemu chrześcijańskiemu niewolnikowi sprzed setek lat. Niestety, przed Chrystusem wymadlanie pomocy też istniało. Tak jak opętujące i niszczące w różny sposób ludzi demoniszcza też. W tym "energetycznie".
I wiecie co?
W świecie gdzie podobno wybaczanie jest najważniejsze - ja nie wybaczam. I wolę się od odciąć od wrednych złośliwych demoniszczy, każdego rodzaju, w tym ludzkiego, i nie mieć z nimi nic wspólnego. Uśmiechnąć się i powiedzieć OM. Bo przyjaciół poznaje się w biedzie, a wrogów po szeptach i złośliwościach, "nożach" za plecami i w plecach. Dzięki temu wie się, że już się jest przez nich osądzonym i w zasadzie oni już z tobą też nie chcą mieć nic do czynienia.
W świecie handlarzy zasług. Względem kogoś lub czegoś.

niedziela, 13 marca 2011

Nieśmiertelność

Co by było gdybyś mój drogi czytelniku okazał się nieśmiertelny? Niekoniecznie w ciele w którym jesteś i w którym wydaje ci się że umrzesz? Lub umierasz. Co stałoby się z twoją psychiką na przestrzeni 100, 200... tysiąca lat?
Uznałbyś się za boga? Za istotę wyższą? Bo nie umierasz i w miarę lat życia miałbyś więcej wiedzy i doświadczeń? Jak potraktowałbyś zwykłych ludzi? Zacząłbyś ich traktować jak simów? Postacie w RPG? Czy może z innymi "nieśmiertelnymi" zrzeszyłbyś się w organizacje czy inne "chóry"?
Pomagałbyś innym czy przeszkadzał? Bawił się w utwierdzanie śmiertelników co do magii i wstrzymywał postęp technologiczny - w ramach ogólnej koncepcji powstrzymywania cywilizacji przed zagrożeniami które sama sobie tworzy, czy też raczej po prostu dla własnych wyuzdanych fantazji i złośliwości niszczyłbyś życie innym istotom, ludziom, dzieciom?
Jak myślisz co na mechanikę kwantową powiedziałoby demoniszcze? Mały, złośliwy byt manipulujący ludzką psychiką? Miałoby ją gdzieś bo w końcu miałby to co chce - zdolność manipulacji ludźmi i zaspokajania własnych iluzorycznych potrzeb, przy braku chęci "położenia sie na kozetce" u jakiegoś psychoanalityka?
Czy demoniszcze jest nieśmiertelne? Czy długowieczne? Czy tylko jest to pseudoświadomy program tłumacząco-rejestrujący fale mózgowe? Mógłbym postawić kilka hipotez. Ale po co mój czytelniku? Wszak ciebie ten problem nie dotyczy. Przynajmniej nie bezpośrednio. Masz swoje problemy.
Życzę Ci zatem abyś je rozwiązał.
I byś był szczęśliwy.

środa, 9 marca 2011

Standardy

Wokół nie ma chrześcijan. Naprawdę. Pomimo tylu kościołów, pielgrzymów, wyznawców. Wokół nie ma chrześcijan. Ba, nawet w Watykanie nie ma chrześcijan. A jeśli są, to pewnie się z tym kryją.
Dlaczego tak uważam? Ze względu na odchyłę od chrześcijańskiej normy, którą uznano za standard. Odchyłę, która z chrześcijaństwem ma tyle wspólnego, co ja z konsumpcją wątróbki. Wiem że jest pożywna, wg niektórych nieźle smakuje, zwłaszcza z cebulką. Co z tego że coś na jej temat wiem, mógłbym czytać przepisy jak się ją przyrządza, wspominać z udawanym rozrzewnieniem o jej zapachu. Co z tego że jej nie jadam? Wszak mógłbym się nauczyć ją przyrządzać z lepszym lub gorszym skutkiem. I nadal jej nie jeść.
I tak wygląda własnie sprawa z tzw. "współczesnym chrześcijaństwem". Po prostu - nie jest chrześcijańskie. Popatrzmy na poprzedniego arcykapłana niepokalanej Jezusem dziewicy. Za niedługo mają go uznać za świętego. Za jeden dosyć wątpliwy "cud". Otóż takich "cudów", przeciętny uczeń Chrystusa dokonywał w miarę potrzeb komuny wiernych. Nie raz w życiu. Prędzej kilka razy w tygodniu. Może częściej. Leczył, oczyszczał, egzorcyzmował wiernych - komuny chrześcijan. Dodatkowym elementem było nauczanie. Kwestią o której mówił bodajże Piotr, apostoł, było to, że natury grzechu nie ujawniało się chrześcijanom. Byli oni z niego obmyci poprzez chrzest. Całkowicie, a jeśli coś się któremuś przytrafiało, to oczyszczali ich nie kto inni, ale właśnie uczniowie Chrystusa. Grzech i rozmowy o grzechu były wymysłami faryzejskich kapłanów - uczonych w piśmie i siedzących na dupie, żyjących z datków i podatków, wymuszeń na ówczesnych wiernych. Czy coś się zmieniło?
Jakże wygodnie jest zwalanie wszystkiego na powtarzane modły różańcowe, który to różaniec pojawił się dopiero dzięki templariuszom w kościele katolickim. Parę set lat po Chrystusie. Tak naprawdę to bardzo wygodne jest siedzieć na dupie i kazać komuś się modlić. To chyba zrozumie każdy. Ale z uczniami Chrystusa siedzący na dupie uczony w piśmie "kapłan" nie ma w takim wypadku nic wspólnego. Od kleryka do papieża.
Grzech? W obecnych czasach bardziej opłacalne jest zarabianie w Caritasie niż na normalnej posadzie. Jak dla mnie Caritas powinien działać li i tylko w ramach wolontariatu. Czyli w oparciu o pracę ludzi którzy ofiarowują ją dla innych bo ich na to stać. Co się stało z chrześcijańskimi wspólnotami w których każdy członek oddawał cały majątek na potrzeby całej wspólnoty? Widać standardy rzymskich cesarzy wzięły górę nad chrześcijaństwem. I to dawno, dawno temu. Jak dla mnie to co jest to tylko odchyła od chrześcijańskiej normy.
I dlatego wolę buddyzm.
Jest uczciwszy pomimo wszystko.

niedziela, 6 marca 2011

Interpretacje #1


Rysunek 44 (przepowiednie Nostradamusa)
    Od lewej:
  • "niepokalana dziewica" brazylijska - koronowana
  • "niepokalana dziewica" polska - koronowana
  • prawdziwa matka Jezusa, mająca dosyć obu poprzednich

czwartek, 3 marca 2011

Miecz

Stary nóż do papieru moich rodziców.
W formie miecza.
Poniżej pierwszy klucz "henochiański" przekazany przez "anioły" Johnowi Dee w staroangielskim tłumaczeniu. Jaka szkoda że tablice do przywoływań w rodzaju 4 stołów są tak wielką pułapką wciągającą w choroby, zwłaszcza gdy zawartości nie czyta się jako przepowiedni i złośliwości wobec magów...
I rayng ouer you, sayeth the God of Iustice, in powre exalted above the firmaments of wrath: in whose hands the Sonne is as a sword and the Mone as a throwgh thrusting fire: which measureth your garments in the mydst of my vestures, and trussed you together as the palms of my hands: whose seats I garnished with the fire of gathering, and bewtified your garments wth admiration. To whome I made a law to govern the holy ones and deliuered you a rod with the ark of knowledg. Moreouer you lifted vp your voyces and sware [obedience and faith to him that liueth and triumpheth] whose begynning is not, nor ende can not be, which shyneth as a flame in the myddst of your pallace, and rayngneth amongst you as the ballance of righteousnes and truth. Moue, therfore, and shew yorselues: open the Mysteries of your Creation: Be frendely vnto me: for I am the servant of the same yor God, the true wurshipper of the Highest.
Iluzje bywają bardzo skomplikowane. O czym wielbiciele kina naszpikowanego efektami specjalnymi powinni zawsze pamiętać. Iluzje magów są często podszyte kłamstwami, na których buduje się konglomeraty przekonań, które nie służą niczemu, poza uwięzieniem w ich sferze, zaprogramowanej przestrzeni wypełnionej energią, umysłu ofiary. Wiążąc go z iluzją, która wyzwala potężne efekty. W umyśle ofiary. Z iluzjami formy, w świecie Stwórcy który w najsprawiedliwszy sposób stworzył reguły istnienia dla wszystkich takie same. I z mojego punktu widzenia to jedyna sprawiedliwość na jaką można liczyć ze strony Jedynego Prawdziwego Boga. Cała reszta to kwestia zasad, reguł, przekonań ludzi i istot ze sfery duchowej, błądzących świadomości żyjących, egregorów, nadświadomości społeczeństw. I z mojego punktu widzenia, kapłaństwo powinno zajmować się odkrywaniem reguł istnienia świata Stwórcy, Boga HVIH.
I chronić ten świat, a nie niszczyć go np. spalinami z bezcłowo sprowadzanych samochodów. Wykorzystanie ropy naftowej zostało wszak już zakazane w 10 przykazaniach, na co warto zwrócić uwagę przy lekturze Biblii. Zwłaszcza, że znajomość reguł wydaje się niemalże żadna wśród podających się za strażników Świętego Pisma.
Niestety, za każdym razem popada w stagnację i kultywowanie historyjek o herosach, bohaterach, bożkach, półbogach, świętych... mitologii, która z biegiem czasu zaciera pierwotne znaczenia i prawdę o ludziach którzy byli ich treścią. Prawdę o tym jak to wszystko działało i działa na rzecz faryzejskiej znajomości legend i pism. Wszak np. uczniem dla Chrystusa był ten, kto leczył, oczyszczał z chorób i wyganiał duchy, a nie kto czytał faryzejski wybór z historii jego przypadków. Potrafił interpretować, a nie zmieniać stare teksty. Potrafił przekazywać w wielu językach ich treść, bez zmiany znaczenia i treści oryginału.
Niestety, "sprawiedliwość" szatanów zaczyna zawsze brać górę, zgromadzony kapitał i chęć przekazywania jego i władzy najbliższym, staje się dominująca potrzebą. Może to ludzkie. Może nie. Nie wiem, co o tym myśleć. Może trzeba by określić pojedyncze przypadki papieżych (i nie tylko) bękartów w historii kleru kościoła, którego "ojcowie" mieli żony i wyznawali komunistyczne wartości współżycia we wspólnocie.
A co do opętujących ludzi duchów to gdyby w pobliżu naprawdę były jakieś chrześcijańskie byty, to dawno by spaliły/anihilowały/zniszczyły wszelkie demoniszcza. Wszak nigdy nie wiadomo gdzie na tym świecie pojawi się jako dziecko ponownie Chrystus. I czy przypadkiem nie zostanie rozpoznany przez szatańskie demoniszcza zanim zacznie się odzywać, zostanie opętany i zniszczony. Nie każdy ma wszak podporę w postaci wyszukujących wcielenia Karmapy. A dzieci cóż, rodzą się na całym świecie. Na świecie, gdzie pedofile podają się za kapłanów. A inni podający się się za kapłanów, na różnych szczeblach hierarchii, w tym najwyższej, ich tolerują i ukrywają. Zamiast ekskomunikować i wygnać z grona chrześcijan. Chyba, że udowodnią, że są chrześcijanami, samodzielnie sobie ucinając to czym zgrzeszyli.
Jeśli o mnie chodzi to nie uważam ani tolerujących pedofilów ani samych pedofilów za chrześcijan. Bez względu na to, jakiego koloru ma kapłańską szatę, osobiście ekskomunikuję każdego kapłana o pedofilskich skłonnościach ze wspólnoty chrześcijan.
Rewolucje na świecie jakby się już zaczęły same z siebie...
BTW. Jakbym był Mikołajem to bym się naprawdę wściekł jakby ktoś mnie użył do reklamy napoju o zbawiennych właściwościach względem czyszczenia rur kanalizacyjnych i posadził w gronie przygłupawych elfów produkujących zabawki. Osobiście zatem ekskomunikuję osobę odpowiedzialną w Watykanie za nie zrobienie niczego tzn. oficjalnej ekskomuniki względem całego koncernu za szkalowanie wizerunku zmarłych osób i kłamanie na ich temat. Osoby odpowiedzialne za ten wymysł usuwam z grona chrześcijan i informuję o tym moich drogich czytelników.
Dla wyjaśnienia - ekskomunika to takie narzędzie które było w rękach kleru. Niestety stwierdziłem że kler nie słucha się ani Chrystusa ani nawet swojej hierarchii (gdzie w Polsce w kościele w czasie mszy używa się zgodnie z zaleceniem Benedykta XVI imion w rodzaju Adonaj?) w związku z tym drogi kościele (kościół to wszyscy jego członkowie, nie tylko kler który mówi o sobie kłamliwie per kościół to, kościół tamto) ostatni w jego szeregach, muszą okazać się jego pierwszymi i coś zacząć robić. Nawet jeśli demoniszcze nadal się kręci w pobliżu.