piątek, 30 listopada 2012

Urocznie

Jest urocznie.
Z powodu niezapłacenia jednego rachunku za gaz przedwczoraj zniknął licznik w ramach odcięcia od sieci gazowej. Rozumiem, że zakręcenie zaworu i późniejsze odkręcenie jest dopiero na trzecim miejscu w takich przypadkach (najpierw mamy usunięcie licznika, potem demontaż instalacji przyłączeniowej, aż wreszcie zamknięcie zaworu przed licznikiem - nie ma się o co złościć, niektórzy po prostu muszą robić punkt po punkcie pewne rzeczy bez analizowania zasadności kolejności i ich treści), a to z takiego powodu, że za ponowny montaż licznika - trzeba płacić dodatkowo. Nieważne że się zapłaci rachunek - licznika już nie ma.
No i jak tu nie zastanawiać się czy nie żądać comiesięcznej analizy i ekspertyzy w punkcie końcowym przesyłanego gazu, wszak coś takiego musi odbyć się na koszt rzeczonej gazowni. Zgodnie z regulaminem. I naprawdę mnie może nie obchodzić co pokazują standardowe urządzenia kontrolne na drodze przesyłowej. Ja chcę wiedzieć co dostaję bezpośrednio w mieszkaniu. A wszelkie różnice jakościowe muszą być, zgodnie z umową, uwzględnione w rachunku. No jak się nie zastanawiać czy nie żądać comiesięcznej analizy i ekspertyzy w mieszkaniu. Oraz potwierdzonych danych z wszystkich urządzeń kontrolnych po drodze do mieszkania...
Dobra. Marudzę.
Ale jest urocznie.
Efekt dramatyczny niczym u Hitchcocka pogłębił się wczoraj.
Nie, nie zamontowali jeszcze licznika z gazu - najwcześniej w poniedziałek. Nic nie wybuchło.
Wyłączyli prąd. Takoż z powodu jednego rachunku. Z informacją w skrzynce ile trzeba zapłacić za ponowne podłączenie.
Nauka na przyszłość - nie zostawiać pieniędzy rodzicom na rachunki tylko płacić samemu. Niestety nie zawsze ma się głowę do tego co jest do płacenia gdy się jeździ po szpitalach, nefrologach, ma zabiegi w ramach zaćmy cukrzycowej i trzeba załatwiać rentę. Ubezpieczenie od pobytu w szpitalu? Zgłoszenie przyjęte, odleżane, przejęte przez inny oddział ubezpieczyciela po likwidacji poprzedniego, odleżane ponownie, reklamowane telefonicznie. Odpowiedź wysłana kilka dni (data stempla pocztowego) po dacie ostatniego terminu na piśmie informującym, że z powodu przekroczenia czasu zgłoszenie nie będzie respektowane. Reklamowane. Z koniecznością wizyty jeszcze raz w szpitalu, zrobienia kopii dokumentacji i przesłania. Na koszt, rzecz jasna, zgłaszającego. Przynajmniej będąc na zasiłku chorobowym można liczyć na pensję na koncie. Większą niż kwota płacona od stawek godzinowych (łącznie niższa) różnych od zapisanej w umowie pensji minimalnej do której podobno dopłaca państwo z racji zatrudniania osób z III grupą inwalidztwa.
Czyż to nie uroczne?
Można sobie posiedzieć romantycznie przy świeczkach. Z kotem. I rozmrażaną (wreszcie - element pozytywny) lodówką.
No a jak trzeba będzie się trzeba połączyć zdalnie z serwerem w pracy?
Olać.
Ten weekend i tak będzie trzeba jechać na zajęcia. Do propagującej oszustów szkoły reklamującej się darmowym laptopem za przyprowadzenie 5 znajomych. Z których żaden nie zostaje na dłużej w szkole i znika wraz ze zdobytym sprzętem dzieląc się kasą ze sprzedaży. Unia płaci. Ileż dzięki temu można się nauczyć w ramach darmowych zajęć. Problem gdy rozwiązują grupę bo z ponad 30 osób robi się 5, a czasem 6. Trzeba się przenosić do innego miasta, nawet jeśli w semestrze nie było się dosłownie na jednych zajęciach. Płacić za kolejne zdjęcia do indeksu, bo stary niby z tej szkoły ale nie z tej szkoły. 98% katolików, cóż się dziwić, w końcu bazują na religii w której czyściec powstał na mocy umowy z Lucyferem. Toteż i oni i kler kłamać potrafią niezgorzej. I to o wiele lepiej od oficjalnych tzw. Kościołów Szatana. W końcu mają swoje umowy. Z których się muszą wywiązywać. W końcu to nie umowa ze Stwórcą o wolnej woli tylko umowa z drobnym druczkiem o przymusowe publiczne łganie z bytem nazywanym księciem kłamstw.
Tradycyjnie chwalone przez wszelkich kremówkowych jak i inkwizytorskich, nawołujących do mordów, krucjat i stosów arcykapłanów niepokalanej Jezusem dziewicy.
Coś jak niektórzy podający się za wyznawców Allaha kapłani, będący pod tym samym wpływem bytu dla którego "nie morduj" jest pustym nakazem bez znaczenia.
Jest urocznie.
Ani chybi.
Dopisek: Po powrocie o 22 od rodziców do domu okazało się, że w międzyczasie przywrócili zasilanie. Widać pomógł list do boku z listą transakcji na koncie (przelewów na ichni rachunek) i pytaniem czy na weekend mam kupować świeczki i/lub baterie... Dni robocze dla gazowni to jednak nie przewidują soboty - niby mają 2 dni robocze - wbrew przepisom jakiegoś kodeksu ;]

piątek, 16 listopada 2012

Zarodek

J.Christa: Zanim zacznie się szukać jabłka dla najpiękniejszej daleko, czasem warto zajrzeć do własnego sadu.
Dawno, dawno temu własność mężczyzny traktowana była zgodnie z przykazaniami, w tym 10, nieodmiennie jako coś czego nie należy pożądać. Dotyczyło się to zarówno żony jak i bydlątek, jak również wszystkiego co jego jest - czyli potomstwa na różnym stadium rozwoju. To że traktowano zarodki jako własność świadczą zapisy Biblijne tyczące się odszkodowania za np. spowodowanie aborcji u żony innego mężczyzny, nie traktowanego jako zabójstwo a jako uszkodzenie lub zniszczenie własności. Mężczyzna miał prawo decydować co się dzieje z jego własnością. Nikt nie miał prawa pożądać i decydować za niego co wolno a czego nie wolno zrobić z jego zarodkiem. W tych bliższych Chrystusowi czasach nie dywagowano nad tym ile diabłów zmieści się na łebce szpilki i oczywistym było traktować zarodki jako coś, co jest własnością która nie podpada pod zabójstwo.
Nie należało pożądać dzieci czyli własności bliźniego swego, czego najwyraźniej nie rozumiały stada katolickich klechów, niczym stada wilków korzystających ze swoich wmówionych ludziom przywilejów - których nigdy nie mieli prawa posiadać. Nigdy. Nie mieli też nigdy prawa decydować o cudzej własności związanej z ciałem. Banda urzędasów Konstantyna wymyśliła sobie swój raj w którym będzie rządzić innymi, pod warunkiem że będzie w stanie wystarczająco ogłupić ludzi.
Dziecko póki nie osiągało psychicznej dojrzałości i świadomości było traktowane jako własność swoich rodziców. Niektórzy po określonym rytualnym okresie np 13 lat zaczynali uważać je za mężczyznę, ale zależało to od kultury w której dorastało. Czy było człowiekiem świadomym, myślącym i miało jakieś prawa przed tym okresem?
Stwórca określał zasady na swoim podwórku, w swoim sadzie, po złamaniu których wygonił z własnego planetarnego sioła gospodarstwa swoje dzieci. Pozostał w raju swoich własnych zasad, podczas gdy jego dzieci miały zacząć rządzić ziemią, poza jego terenem, jak uważały za stosowne. Skoro uważały, że mogą się sprzeciwić swojemu ojcu, dał im całkowicie wolną rękę - niech robią co chcą na nowych terenach, byle nie u niego. Stwierdził, że nie będzie ingerował w wolną wolę żadnego z nich, ale oni mają się nie mieszać do działań w jego ogrodzie. Przy okazji wywalił też z raju całą masę pasożytów, ach cóż to była za wojna - różnych ślimaków, węży i wieloskrzydłych owadów itp. trutni które najchętniej by nic nie robiły, tylko żarły, piły i dupczyły (np. z ziemiankami rodzącymi później gigantów niekoniecznie umysłowych), podczas gdy zarabiać na ich przyjemności miały naiwniaczki które dawały się nabrać na ich słodkie gadki. Dla których iluzyjną nagrodą były iluzyjne rządy, bo skoro byli na tyle naiwni by dać się wrabiać w raju różnym słodkoustym, zamiast słuchać tatusia, to i na ziemi wśród zsyłanych lub może inaczej - przymusowo emigrujących węży, raczej nie liczono się z czymś innym.
Patrzenie smutno wśród kręgów w gwiazdki na niebie nie zmieniało sytuacji. Stwórca, naiwniaków oraz wykorzystywaczy naiwniaków, pozostawił własnemu losowi i własnym rządom. Co nie znaczy że trutnie nie kombinowały dalej jak się urządzić, i że nie miały wiedzy, której naiwniakom zbyt chętnie nie przekazywały, zwłaszcza, że oni zawsze coś przy tym psuli. A to pogodę, a to jakieś wybuchy nuklearne znane z Bhagavadity, albo coś innego. Nawet im się obiecało że potopu nie będzie. No i nawet szczątkowej wiedzy jak go wywołać i kontrolować pogodę też nie dawano. Bo nie. Bo psuły wielbicieli trutni, węży i innych ślimaków, a nawet powodowały to, że nie miał kto na nich robić. Oczywiście nie obywało się bez rewolucji wśród zesłanych.
Do tego przydawali się naiwniacy którym dawano szczątkową wiedzę o zamysłach Stwórcy, czasem założeń filozoficznych źródłowego dowcipu, z wiedzą o stworzeniu raczej marną, co chroniło odwłoki skrytych rewolucjonistów bawiących się poczynaniami naiwniaków. Im większa wiedza o świecie tym wszak większe ryzyko że jakiś naiwniak wpadnie kiedyś na to, jak dać wielkiego kopa w łuskowate odwłoki za tysiące lat zabaw gatunkowych. Któż, poza eksperymentatorami nie potrafiącymi przewidzieć elementarnych konsekwencji swoich działań lub klaunami robiącymi to dla pieniędzy, ścina gałęzie na których sami siedzą?
Ach te marzenia o powrocie do raju... Królestwach Niebieskich... Jakby wszędzie nie dało się urządzić. Przy odpowiednich zdolnościach to nie ważne są narodowości tylko własne zdolności. Ot co. Nie musi być Żydów czy Greków, ale warto jeśli istnieją struktury uczące naiwnej wiary i wmawiające od dzieciństwa istnienie altruistycznych niewidzialnych bytów, które czasem się faktycznie - zdarzają. W takim procencie jak wśród ludzi.
Cóż. Moja iluzja życia opiera się o dbanie przez demoniszcze żebym miał co jeść i żebym jak wpadam w depresyjne stany mógł czasem porozmawiać z kimś - by na chwilę pomyśleć że coś się zmienia - kto potem znika z horyzontu kontaktów, co jednak pozwala przez chwilę funkcjonować, podobnie z jakąś gierką z tymczasowym impulsem jakiegokolwiek sensu i celu. No i z ciągłą warstwą i zagęszczeniem w głowie. Wpływ na mnie i otoczenie. Nieświadome swego niewolnictwa. Trutniów.
Które za leczenie biorą się dopiero jak coś się powie lub napisze.
Dla niektórych ludzie pozostaną bydłem. Niedawno na zajęciach u pewnego miłośnika Orwella usłyszałem jak to właśnie ludzie się dzielą w dużej części m.in. na bydło bez własnego zdania, idące ślepo za wszystkimi. Cóż, niektóre zwierzęta, jak u Orwella, po okresie wspólnego uznawania się za wspólnotę zwierząt, zaczynają dopisywać do przykazań swoje własne katechizmy, zasady, zmieniające podstawowe przykazania i klasyfikujące na tych którzy mogą ustalać prawa i na resztę mają siedzieć cicho w oborze czy pod gołym niebem. Nie bójmy się tego napisać - to świnie. Obecne wydają się całkiem "uczłowieczone". Z medialnymi ryjkami i metodami oddziaływań na tłumy oraz elektorskimi głosami lepsiejszych od innych.
Czasami można liczyć tylko na siebie. Bez względu na to jak wielkim baranem się jest dla innych i jak jadowicie wężowy język się prezentuje, czasami jest się samotnym, nawet w największym tłumie wielbiącym cukierniano-kremówkowy odór sztucznych barwników u największych antychrystów historii, którzy za pięknymi słówkami kryli od samego początku istnienia swojej funkcji obślizłą zgniliznę swoich podwładnych.
Złe wiedźmy - czasem jak u gumisiów udające młode i piękne dziewice, będące w rzeczywistości starymi raszplami, czasem jak w Willowie w rodzaju Bavmordy - zamieniają ludzi w zwierzęta. Tylko ile trzeba się potem naczekać aż jakiś knypek weźmie różdżkę i dziobnięty do krwi przez zaklętego kruka przywróci świniom ludzkie oblicze...

sobota, 10 listopada 2012

Klocek

Loża w "The Muppet Show" ;]
Wczoraj w TV pochwalono się wojskami amerykańskimi które zaczynają pobyt w naszym kraju oraz przeszczęśliwym, twitującym po polsku, nowym ambasadorem USA popijającym polskie piwo. Taki swojski obrazek jak z okresu przyjaźni polsko-radzieckiej i stacjonowania wojsk radzieckich w Polsce, przy czym nie wspominano nic o poczynaniach jednostek wojsk amerykańskich w innych krajach, oraz o działaniach ichniej prokuratury wojskowej w ramach efektów po poczynaniach. Nic nowego. Kwiatki i bankiety jak zawsze.
Jutro z okazji Narodowego Święta Niepodległości będą zapewne zadymy między obywatelami tego kraju zamiast kwiatków "w lufach karabinów". No jak tu się nie cieszyć z objęcia urzędu w takim państwie.
Narodowość i przynależność narodowa to coś co z chrześcijaństwem nie ma nic wspólnego. Społeczności chrześcijan nie uznawały państwowości, co wiązało się z ryzykiem dla władców którzy tępili podobne pomysły. Niektórzy nawet chwalili się, że wytępili doszczętnie, łącznie z wszystkimi którzy je głosili. Po nich przyszły urzędasy Konstantyna, ale oni już nie rozumieli podstaw chrześcijaństwa związanymi z naukami o równości wszystkich członków wspólnoty. Łącznie z tymi do interpretowania i czytania ewangelii. Nauczaniem czytania i pisania członków wspólnoty by byli w stanie rozumieć przekazywane słowa Jezusa. Tworzenia zbiorów pism jak te znad Morza Martwego by przetrwały prześladowców.
Urzędasy poddane nieposłusznemu nakazom Jezusa nieświętemu Konstantynowi nie miały już pojęcia o podstawach związanymi z brakiem własności stricte prywatnej i ograniczonej do ewangelicznego nakazu cytowanego wcześniej fragmentu z ewangelii wg. Mateusza - cała reszta majątku była wspólną własnością komuny chrześcijańskiej.
Wszystkich jej członków.
Nie było kleru.
Własnością komuny, do której można było przystąpić po sprzedaży całego własnego majątku i przekazaniu go na rzecz wspólnoty na rzecz której pracowało się 6 dni w tygodniu, ze świąteczną sobotą.
Aczkolwiek nie należało sobie nic zostawiać (poza ewangelicznie dozwolonymi przedmiotami) - nic, bo w przeciwnym wypadku można było się spotkać z negatywnym ustosunkowaniem ducha względem oszustwa i oszustów - czego doświadczył przytaczany już parokrotnie Ananiasz z żoną. To były czasy uczniów Jezusa i działającego ducha wśród duchów wpływających na wyznawców krzyży i śmierci dla potrafiących czytać, uczących i rozpowszechniających różne treści, mających niezbyt ciekawe jak dla władców podejście względem narodowości czy pochodzenia etnicznego względnie statusu społecznego, pyskujących jak Paweł na rynkach, chrześcijan.
Nepotyczne urzędasy Konstantyna nie miały o niczym pojęcia.
Prawdaż?
Ciekawe tylko czemu Watykan (lub raczej "ludzie dobrze poinformowani w Watykanie") drży gdy tylko odnajduje się jakieś teksty związane z chrześcijaństwem? I pomyśleć że niektórych sekrecików strzegą technologie pod okiem robiących czasem różne numery anonimowych hakierów, a wokół pełno jest strażników z kraju do którego swego czasu zbiegli zdradzeni templariusze. Hi hi hi.

piątek, 9 listopada 2012

Uczucia

Boli mnie głowa wypełniona jakimiś strukturalnymi paprochami. Moje zachowanie... Cóż. Adekwatne do stanu wieloletniego poniżenia i wywoływania psychozy przez demoniszcze, przy całkowitej obojętności, a czasem nawet współpracy innych bytów. Co głupszych - rozbawianych sytuacją i opowiastkami demoniszcza na mój temat.
Świat duchów? Dla nich poniekąd apokaliptyczna wizja Chrystusa jako całe życie poniżanego "baranka" przez bestie(ę?) to standard. W końcu ile razy przychodził do kleru czy innych pseudochrześcijan którym wmawiano że są chrześcijanami (których co najmniej 17 wieków na tym świecie nie było) przez urzędasów Konstantyna to był albo zamykany jako szaleniec, a to palony na stosie, a to zabijany za głoszenie herezji zgodnej z ewangeliami ale sprzecznymi z naukami kleru czy innych władyków, szlachetków i innych wierzących w strukturę hierarchiczną władzy uważającej że ma "przyrodzone" większe prawa do rządów od innych ludzi. W ostatnim czasie Chrystus może natomiast liczyć co najwyżej na obciąganie (arcy)biskupich i księżowskich fiutów (względnie innych wielbicieli turystyki seksualno-pedofilnej), po czym być zlekceważony przez całą hierarchię kleru a przy uporczywym nagabywaniu na podstawie szatańskich instrukcji Watykanu, oprawca może liczyć w innej parafii na kolejny darmowy dziecięcy tyłek i ryjki oraz równoważniki czasu ich życia poświęcanego na pracę wiernych rozmodlonych o dobrobyt jego i jego mocodawców.
Duchy? Dla nich obozy koncentracyjne stanowiły rozrywkę i pole do doświadczeń. To co tam jeden chory i ośmieszany człowiek. Chrystus? A niby kto miałby uznać najbardziej upodlonego człowieka w swoim otoczeniu za Chrystusa? Przecież nie ma uczniów Chrystusa. Nie ma chrześcijan. Przynajmniej nie wśród tzw. katolicyzmu a gdzie indziej to też w bardzo wąskim gronie. Jest kler który z przyjemnością zabija symbolicznie rybę co roku w czasach świętowania narodzin Mitry, na polecenie swego protoplasty - niewierzącego, ale potrafiącego całkiem nieźle wykorzystać ludzką głupotę i wierzenia ludzi polityka - Konstantyna. Chrześcijanie nie uznawali żadnych świąt poza siódmym dniem - sobotą. Absolutnie żadnych. Nie uznawali żadnej wiary w duchy ludzi. Wiary w cudowne obrazy, posążki czy sraniołki czy sremony mające w rzeczywistości niezłą rozrywkę z poczynań różnych demoniszczy. Wiary w państwowość i symbole związane z narodowością czy przynależnością etniczną.
Po latach przekonałem się że owszem - tego typu byty istnieją, jednakowoż obojętność z jaką podchodzą do ludzi raczej nie świadczy o ich boskości.
Mój kot jest bardziej boski jeśli chodzi o chęć udzielenia pomocy członkowi swojego stada - czyli mnie, na tyle na ile potrafi. Minerały które mam są bardziej boskie bo mają określone właściwości które są w stanie pomóc. Demoniszcza? Darujcie sobie, taka sama banda zboczeńców jak ci którzy z lubością będą stosować się do instrukcji wyciszania pedofilnych spraw wśród kleru. i wiecie co? Mam wrażenie że całkiem spora liczba z nich to właśnie były kler, który ma swój raj - raj zboczeńców którym nikt nie robi krzywdy, a który jest w stanie zaszkodzić żywym ludziom. Dobrzy umierają jako pierwsi na tym świecie, reszta która potrafi się obronić to zazwyczaj mordercza, pasożytnicza banda. Wszak pasożytów - na tym świecie Stwórcy, o owadzich formach, jest najwięcej. Jak na dole, tak na górze. A o zdrowie niektórych pasożytów, w kościołach nakazuje się modlić.
Pasożytów, duchowych, nie należy spożywać. Choć niektóre szkoły magii zalecają zjadanie pochłaniającego bytu. Cóż, jeśli da się komuś robaka który nauczył się wyjść z labiryntu, to może też z niego wyjdzie, ale nie jest powiedziane że nie nabierze innych cech czy formy, czasem nawet ze "skrzydełkami". Owadzimi skrzydełkami. I rozumkiem śpiewających cykad powtarzających wciąż tę samą frazę. Nadmienię, że leczenie metodą Belzebuba czyli czerwiami, larwami astralnymi wyżerającymi chorą psychikę nie jest moją specjalnością, choć zapewne niektórzy mają w tym swoiste sukcesy. Oskarżanie o wykorzystywanie jej przez Jezusa uważam za co najmniej nieporozumienie i brak elementarnego pojęcia na temat metod leczenia przez Belzebuba przez kapłanów Żydowskich dwa tysiące lat temu.
Naprawdę czuję się obrażony. Codziennie obraża się moje uczucia religijne. Uczucia religijne związane z nazywaniem bandy nie potrafiącej ze zrozumieniem czytać ewangelii uczniami Chrystusa. Czytania ze zrozumieniem i poddawaniem się żądaniom Jezusa.
Urzędasy Konstantyna od samego początku nie miały nic wspólnego z chrześcijaństwem, które podstawy życia społecznego zostały zapomniane po wybiciu większości uświadomionych członków wcześniej istniejących wspólnot, przez cesarskich władyków - poprzedników Konstantyna. Codziennie obraża się moje uczucia religijne nazywając arcykapłana niepokalanej Jezusem dziewicy "ojcem świętym".
Jakby nie było jasne że jedyny Ojciec dla chrześcijanina to Bóg, a ktoś kto uważa inaczej jest tylko podającym się za chrześcijanina kultystą innej religii nie mającym bladego pojęcia o tym kto jest, a kto nie jest "świętym ojcem" - ale skoro uczą tego przedstawiciele urzędasów Konstantyna odwołujących się do tradycji a nie do słów Jezusa to czemuż mam się dziwić.
Nie żebym ja uważał się za chrześcijanina - dla mnie ojcem jest mój rodzony ojciec, a Stwórca - Allah - kimś kto pokazał całej rodzinie człowieka palec i stwierdził "wynocha z raju", "rządźcie się sami". No i można uznać że jest jedynym świętym dzięki tej wolnej woli i prawu do rządzenia ziemią dla ludzi, w przeciwieństwie do wielu pseudochrześcijan których niedouczone i wiernopoddańcze klechy nazywały świętymi a byli przeciwni podstawowej zasadzie - wolności, czy prawu do samostanowienia.
Jednakowoż obraża się moje uczucia religijne związane z historyczną prawdą o Jezusie ignorując pedofilów wśród kleru, kleru watykańskiego mającego jako jedyne państwo europejskie zasady sprzyjające pedofilii. Obraża mnie świadomość że z moich pieniędzy - moich podatków - jakiś klecha wydaje rozpustną [hetero/bi/homo]seksualną orgię dla swoich totumfackich, a potem idzie do ludzi i każe im się modlić za jej uczestników. Obraża się moje uczucia. A na dodatek okrada. Ja nie mam zamiaru płacić na organizację tego stada, które, gdyby jej członkowie byli chrześcijanami nigdy nie miałoby prawa posiadać na własność żadnego majątku. Poza dozwolonym ewangelicznie.
No i co?
I nic.
Nie ma piorunów.
No może czasem. Z ładną burzą.
Wymagającej specyficznej irytacji.
A ludzie mimo że są inni to nadal tacy sami - ot taka rzeka, niby kamienie co roku w tym samym miejscu inne ale ogólnie ten odcinek jej biegu się nie zmienił.
Mam głowę pełną paprochów, których nie potrafię z niej wyciągnąć.
Wegetuję, uśmiecham się i trwam.
W pustce psychicznej starości.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Medytacja

Kup główkę czosnku.
Rodzimego.
Albo dwie.
Zjedz ząbek.
Ostry.
Śmierdzący.
Aromatyczny.
Poczuj go.
Jak wypełnia ciało.
Zbadaj go.
Smak.
Zapach.
Odczucie czosnku.
Reakcje organizmu.
Poznaj wszystkie reakcje.
Od głowy po czubki palców.
Odczucia w żołądku.
Wszystko co przenika.
Wszystkie percepcyjne odczucia.
W całym ciele.
Dotyk.
Fakturę główki czosnku.
Falę drgań materii.
Ciepło właściwe łupin.
A potem wyobraź to sobie.
Zwielokrotnij.
Przepływające ostre wrażenie.
Przez ciało.
Odtwórz go.
Bądź czosnkiem.
A jak ci się uda to zacznij z lawendą.
Olejkiem eterycznym do aromaterapii.
W żadnym wypadku zapachowym - sztucznym paskudztwem.
Kontynuuj z czymś co wiesz jak wygląda i jak rośnie.
Stopniuj i powtarzaj.
Naucz się tego.
Od najmocniejszych i najostrzejszych.
Brudny organizm tylko to odczuje.
Jeśli będzie ci niedobrze to ok.
Wiedz, że Coś się dzieje.
Powtarzaj z mniejszymi dawkami.
Aż przestanie - wtedy wróć do dawki.
Ząbku czosnku.
Lub kropel esencjonalnej rośliny.
Zobacz jak to jest być sosną.
Bursztynem żywicznych soków.
Drzewem wrośniętym w ziemię.
Sączącym wodę.
Odżywiającym korzenie.
Z wiatrem we włosach.
...a na razie bądź czosnkiem.
Niech Cię poczują.

czwartek, 1 listopada 2012

Okazyjnie

Zgaszony ogarek świecy
Jakbym kiedyś umarł to życzę sobie by me ciało skremowano, a prochy rozsypano w morzu. Przemów, wieńców i innych takich sobie nie życzę - jak ktoś będzie miał ochotę wydać kasę to lepiej niech ją przeznaczy na jakiś konkretny cel realizowany przez świecką organizację charytatywną zamiast na "msze", kwiatki itp.
W tej rzece czasu ktoś nadal będzie pływać, a czasem się topić.
To taka fanaberia z okazji dnia dzisiejszego.
gate gate pāragate pārasaṃgate bodhi svāhā
Πάντα ῥεῖ