wtorek, 31 stycznia 2012

Komunizm

Obecnie wiele osób uważa Stalina za komunistę. Błędnie.
Stalin był kapitalistą posługującym się kapitałem ludzkim. Traktującym ludzi jak przedmioty, które można gromadzić, wykorzystywać, produkować i zwiększać swój poziom posiadania kapitału. Ludzkiego. Przy czym człowiek przez zwolenników Stalina nie był traktowany jak człowiek - potencjalny i realny komunista, tylko jak przedmiot mający spełniać swoje określone zadanie bez względu na rzeczywiste poglądy. Niestety tacy ludzie chętnie wykorzystują naiwność jednostek by pod płazczykiem szczytnych ideałów zwiększać tylko swój własny stan posiadania, nie uznając praw innych do odmiennego zdania i do traktowania ich jak istot ludzkich.
Niestety każde gromadzenie władzy w jednym ręku jest w stanie doprowadzić do uprzedmiotowienia człowieka, dlatego opcje typu "jeden rząd światowy" uważam za błędny nie dlatego, że byłby nieskuteczny - Stalin i Mao byli wszak skuteczni - ale dlatego, że dysponowałby zbyt wielkimi możliwościami kapitałowymi (czy to ludzkimi czy to materialnymi) jak na psychikę człowieka, która miałby mieć identyczne prawa jak ostatni w szeregu człowiek który miałby temu rządowi podlegać. Identyczne, bo w momencie gdy zaczyna się różnicowanie praw, zaczynają się problemy z osądem i sprawiedliwością podziału i przydziału.
Zgodnie z naukami ewangelicznymi nie miało być "Żydów i Greków" - czyli chrześcijanie mieli staniowić wspólnotę ponadnarodową, ale w oparciu o istniejące prawo - a przynajmniej do czasu gdy nie zaczęli sami go stanowić. "Bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie" jest tu dosyć zabawną kwestią, ponieważ skoro do Boga według chrześcijan należało wszystko to co należało się cesarzowi? Kwestia do rozważenia i podjęcia decyzji i osądu dla osoby której postawiono pod nos decyzję czy wykaże się wiernością w tezy głoszone przez Chrystusa czy jednak podejdzie do tego nieco bardziej pragmatycznie i uzna tyle cesarskiej władzy ile uważa że ten jej faktycznie ma.
Do Boga należy wszystko - a człowiek jest tylko szafarzem jego dóbr. Co oznacza że nie ma własności prywatnej i w gminach chrześcijańskich praktykowano oddawanie na jej rzecz całego własnego i tylko własnego majątku, uznając prawo innych do posiadania innego zdania w oczekiwaniu na dzień kiedy takich osób będzie wiecej niż "właścicieli niewolników" traktujących ludzi jak kapitał z którym mogą robić co im się żywnie podoba. W obrębie danej wspólnoty majątek był własnością wspólną o którą należało dbać jak o dobro Boga. I tak odnosić się do tej własności, samemu opierając się o zasadę minimalizmu - korzystania z niego tak, by zaspokajać tylko niezbędne potrzeby (co mogli posiadać uczniowie Chrystusa to w ewangeliach też jest - nie chodziło tu tylko o apostołów, ale o wszelkich uczniów Jego nauk) oraz przeznaczać nadwyżki na pomoc współwyznawcom - np. na wykup niewolników czyli ludzi, myślących istot działających pod jażmem zwolenników posiadaczy kapiatału. Niezbędnymi potrzebami nigdy nie były zdobione rydwany, a człowiek ma po to nogi żeby chodzić jeśli naprawdę wierzy że choć jedno istnienie, świadomość - w ciele - świątyni Boga, da się ocalić z pomocą kwoty którą wydał na tenże rydwan. Ku pamięci dyrektorom którzy nigdy nie byli ojcami, a "chrześcijanami" tylko i wyłącznie w cudzysłowach.
Popularne swego czasu stwierdzenie, że jak "coś jest wszystkich to jest nikogo", najwyraźniej zawsze dotyczyło osób, które nigdy nie myślą o Bogu i nigdy nie rozumiały na czym polega chrześcijaństwo i nauki Chrystusa, w wersji nieokrojonej przez zwolenników władzy i trzymania majątków w swoich łapach przez setki lat. Ateiści - komuniści - przynajmniej wierzyli że o własność wspólną należy dbać w przeciwieństwie do bumelantów, którzy zamiast cokolwiek zrobić i udać się na czyn społeczny który miał poprawić czyjś los lub uporządkować tereny na których mieszkają lub bedą mieszkać inni ludzie. Jedynym problemem był ten, że malkontenci którzy nie chcieli nic robić dla innych ludzi pod presją ogółu, zamiast wpatrywać się z uwielbieniem w krzyż, byli zmuszani do chrześcijańskiej postawy pomocy innym, wbrew ich własnym potrzebom. Czy jednak presję wywierali komuniści? I na jakim poziomie?
Który z tych co nakazywał wierzył w konieczność pomocy, a kto w wykorzystanie ludzkiego kapitału w celu zagospodarowania nieużytków? Kto tu był komunistą, a kto kapitalista lub nawet odpowiednikiem XIX-sto wiecznego fabrykanta stojącego nad pracującym około 16 godzin dzieckiem z groźbą wyrzucenia każdego dnia na bruk?
Krzyczący "precz z komuną" - który z nich ma choćby nikłe pojęcie o historii która była przyczyną rodzenia się ruchów robotniczzych? Którzy krzyczą "precz z komuną" mając na myśli dyktaturę Lenina, odbierającego swoimi ukazami innym więcej niż mieli - bo pomimo jego wiary w rewolucję, wiara że jest się nieomylnym zazwyczaj jest początkiem własnego końca, oraz stawania się wzorcem dla nieco bardziej cynicznych osób w rodzaju Dżugaszwilego, dla których przestają się liczyć jednostki - a zaczyna być ważny kapitał który stanowią wspólnie.
Kapitał, który stanowią czasem np. moi drodzy czytelnicy, z którymi nigdy nie miałem przyjemności porozmawiać osobiście na osobności na podobne tematy. Bo kwestią człowieczeństwa jest uznanie innej jednostki ludzkiej za człowieka, podczas gdy tłum bywa zbiorowiskiem którego tak naprawdę się nie zna, a jego reakcje bywają czassami bestialskie.
Komunizm w ujęciu chrzescijańskim dawał jak najwięcej z siebie po jak najmniejszych kosztach innym ludziom. Tak jak np. obecnie idea open source, wolne licencje, rezygnacja z opłat za kopie zarejestrowanego obrazu świata - a tak btw tworzenie obrazów zostało zakazane w dekalogu czyli jest przestepstwem w rozumieniu przekazu biblijnego. Jakoś nie widzę nic praworządnego w domaganiu się opłat za przestępstwo. Względnie domaganiu się opłat za kłamstwa w postaci rozmaitych filmów, książek itp. treści. No ale niechrześcijanie czają się wszędzie i tylko czatują na Chrystusa z krzyżem. Kolejnym.
Chwilowo z napisem "ACTA".

piątek, 27 stycznia 2012

Róża

"Socjalizm ze względu na samą swoją naturę nie może zostać nikomu narzucony, wprowadzony rozkazem... Bez wyborów powszechnych, bez nieograniczonej wolności prasy i zrzeszania się, bez swobody wymiany poglądów zamiera życie w każdej publicznej instytucji, a aktywna pozostaje jedynie biurokracja."
"Wolność tylko dla zwolenników rządu, tylko dla członków partii - choćby nawet byli nie wiadomo jak liczni - nie jest wolnością. Wolność jest zawsze wolnością dla myślących inaczej."

Róża Luksemburg
I kto w tym Polskim państwie był ideologicznym komunistą?
Cenzor? SBek? Generalicja?
A może "Solidarność"?
Dawno, dawno temu.
Diabeł - tkwi w szczegółach.

czwartek, 26 stycznia 2012

Transakcje

O transakcjach w ezoteryce napomknąłem ostatnim razem. Transakcjach w religiach opierających się o karmę, pokutę, ofiary. O ekwiwalent czasu lub czas jaki trzeba poświęcić na uzyskanie "wybaczenia" czynów, które często działy się z powodu innych, pod ich wpływem, i ze świadomością innych - obserwujących całe zajście. Transakcjach związanych z elementami życia, które są obserwowane i oceniane na bieżąco w celu prostym - albo pomoc zostaje udzielona albo nie. I to niekoniecznie taka "bezpośrednia" - czasem jest to po prostu naprowadzenie świadomości na określone tory, po których ma wybór podążać dalej - lub zrezygnować. Ale to tylko w przypadku wpływów stricte niedemoniszczych inne zazwyczaj doprowadzają do uzależnień, otępienia i zamknięcia w się w świecie wiary w iluzje - własnej wiary w określoną, niezmienną i dosyć ponurą wizję świata.
Komu potrzebne są transakcje? Co poza zabawą ludźmi mają duchy z "magii"? Bóg? Bóg który potrafi tylko dawać miłość miałby kupczyć zbawieniem? Transakcje to domena handlarzy zbawieniem.
Handlarzy dla których zrozumienie jest obce, ale którzy często mają spore wpływy i to nie ze względu na swoje racje, a na stan posiadania czy "pozycja". A przecież dla Boga wszyscy są tacy sami. Chrześcijaństwo zniknęło kilkaset lat temu z powierzchni ziemi, dzięki handlarzom zbawieniem, jako winnego tego wskazując faceta na krzyżu, który, tak się składa że zarówno darmo leczył, oczyszczał, jak i wypędzał duchy, będąc w drodze jak buddyjski neofita. Cóż może budda rozumiał że ludzie preferują majątek nad oświecenie i dopuszczał kłamstwa jeśli miały być dla dobra - wszak nie uczył wszystkiego co wiedział, a tylko to co uważał za słuszne. Nieprzypadkowo buddyzm kojarzony jest z Księżycem. W przeciwieństwie do niego "solarność" Chrystusa raczej nakazywała mówić prawdę i trzymać się założeń - w których świat należy do Boga, a ludzie są tylko szafarzami Jego dóbr. Co oznacza że nie posiadają żadnego dobra materialnego na własność, a jedyne co pozostaje z nimi to własna świadomość i umiejętności. Choć tu pewnie należałoby dodać - pod warunkiem że jakieś demoniszcze nie rozbije w drobny mak tego, na co kto wie ile się pracowało tylko dlatego, że zostanie się oszukanym i zostanie wykorzystana dziecięca naiwność.
Co się dzieje jeśli nie istnieje własność prywatna? Czy jeśli bogacz sprzeda wszystko i rozda to będzie żyć z Bogiem? Czy też na łasce ludzi których spotka po sprzedaży majątku, prowadzony może przez coś co nie pozwoli mu zginąć? Tylko w jakim świecie? W świecie gdzie Drukpa Kunley musiał złożyć daninę w złocie żeby zobaczyć Lamę i dostać od niego pamiętny sznureczek? A może w świecie gdzie za postawienie idiotycznego symbolu - choinki - na placu Piotra w Rzymie - Watykan płaci 550 tys. €? W świecie gdzie "co łaska" jest dokładnie wyliczone i oszacowane?
Handlarze zbawieniem, pozoranci uważający się za wyznawców Jezusa Chrystusa - jedynego prawdziwego rozumiejącego komunizm. Niestety Żydzi trzymający w łapach swego czasu zbawienie (te przebłagalne ofiary z gołębi, zwierząt itp. - u "satanistów" to niby ofiarami stały się koty - pewnie ten sam duch który wcześniej wolał innego mięska stwierdził że zrobi na złość Bastet) i fundusze od wiernych, idei komunizmu w którym Bóg jest właścicielem, a ludzie tylko i wyłącznie szafarzami Jego dóbr. Niestety takich Żydów obecnie jest nadal całkiem sporo, zwłaszcza w sutannach i manifestujących swą wiernopoddańczą postawę wierności niepokalanej Jezusem dziewicy pod krzyżami, które nie miały nic wspólnego z naukami apostołów - a były narzędziem zbyt często stosowanym przez przeciwników chrześcijan. Żyjących w komunistycznych wspólnotach.
Jezus Chrystus nie oczekiwał ofiar. Za dobrze rozumiał to, jak rozmaite demoniszcza mogą wpłynąć na życie ludzi wymuszając określone zachowania, rozumiał jak zanieczyszczenia wprowadzane do organizmów przez byty domagające się "czystości" w celu podporządkowania się im i uzyskania u nich "przebaczenia" i "wyleczenia" mogą destruktywnie wpłynąć na postawy i świadomość ludzi, wypędzał duchy które doprowadzały do szaleństwa i chorób. Jezus oczekiwał wiary. Wiary w Boga.
Nie transakcji wiązanej - popełnisz grzech musisz się wykupić. Wybaczać mieli uczniowie, którzy rozumieli kwestię handlarzy odkupienia. Uczniowie, którzy rozumieli że żadne dobro materialne nie jest własnością człowieka. Że za złoto nie ma odkupienia. Bo żaden handlarz odkupieniem nie jest i nie był nigdy prawdziwym chrześcijaninem. Grzech zgodnie ze Starym Testamentem można było wyznać przed zgromadzeniem - wspólnotą i ona wszak mogła wybaczyć. I braciom Chrystus nakazywał wybaczać. Problem w tym, że jeśli to szatan był powodem popełnienia grzechu to jaki jest sens pokuty i np. adorowania niepokalanej Jezusem dziewicy? Kto zyskuje na tej transakcji w której zło już zostało popełnione? Czy nie tworzy się tylko nowa transakcja w której wycenia się ile wart jest grzech i zło oraz tak przy okazji - dobro? Czy Chrystus domagał się kary dla tych którym mieli wybaczać Jego uczniowie?
Utopia? A załóżmy że po śmierci zamiast do obszarów "Chrystusowych" trafi się do rejonów "handlarzy odkupienia" rozliczających co do paciorka z każdego popełnionego czynu. Mających się za sędziów, którzy potrafią wycenić ile wart jest grzech. Potrafiących określić cenę grzechu w postaci ekwiwalentu czasu jaki ktoś ma spędzić na powtarzaniu określonej formułki.
Nie, nie uważam tego za słuszne, dlaczego więc to robię jeśli chodzi o mantry? Może do określenia stałej częstotliwości fal mózgowych które harmonizują z określonymi rejonami ciała - wszak każdy dźwięk jest mantrą i wywołuje określone wibracje pod warunkiem utrzymania stałej sekwencji. I tylko taka interpretacja ma sens. Inne - określone ilością koniecznych powtórzeń w celu uzyskania jakiegoś efektu to już transakcja. Obserwujących handlarzy, którzy istnieją we wszystkich rejonach świata.
Jednak prawdziwy chrześcijanin powinien pamiętać, że transakcje to nie domena Boga, który ofiarowuje wszystko innym. I że każdy popełnia błędy.

środa, 25 stycznia 2012

Dlaczego

Dlaczego skoro podobno każdy ma przynajmniej jednego "anielskiego" "opiekuna" jest tyle opętań i dręczeń na świecie? Czy to koszta które mają spłacać ci, którzy czymś podpadli religijnej wierchuszce hierarchii pseudowierzących bytów? A może mają płacić dzieci do któregoś pokolenia, zgodnie z założeniami podanymi przez Szatana? Dlaczego gdy się przysłuchiwałem co poniektórym, żaden z nich nie robił nic, aby dręczące, pedofilne demoniszcze pozbawić prawa głosu, jęzora, albo wszelkich członków, zgodnie z założeniami podanymi przez Chrystusa?
Czyżby dlatego że religia chrześcijańska praktycznie przestała się różnić od wyznania religii w której jeden byt podający się za boga dyktuje warunki oraz karze ludzi za to, że się go nie słuchają? Może tylko zarobki duchownych są niższe niż rabinów. No ale o ile Żydzi nie wyznają Chrystusa, o tyle każdy zarobkujący duchowny chrześcijański zdecydowanie podpada pod zdradę zaleceń Chrystusa. Ten byt to nie IHVH, HVIH, czy jak go zwać rzeczywisty Bóg - Stwórca. To zawsze są małostkowe, wierzące w swą nieomylność potwory, dla których demoniszcza podobne mojemu to tylko środek do celu utrzymania iluzji konieczności wiary w ich nakazy. Nakazy w które wierzą kolejne pokolenia, kolejnych "opiekunów". "Opiekunów" którzy dopuszczają do dzieci rozmaite demoniszcza. By utrzymać wiarę w nakazy wyjaśniane na ich sposób, tak by wydawały się wielce sensowne dla osób będących pod wpływem duchów, odbierających wrażenia percepcyjne pod ich wpływem.
Cóż, po latach wyniszczania - planowego mojego umysłu i ciała, stwierdzam, że to czy bym wierzył w Boga czy nie - nie miało dla mojego życia i historii żadnego znaczenia. Po prostu miałem pecha się urodzić. W kraju w którym można zachorować od fałszu miłości bliźniego i w którym nie każdy ma szczęście nie być pod jakimkolwiek wpływem dowolnego "ducha".
Bo czegóż można się spodziewać po dzieciństwie w którym w głowie tworzy się skorupę w pajęczynówce, nad którą umieszcza się gęstą ruszającą się mazię, która pod koroną tworzy skrzep - bąbel z zimną kleistą breją, która swego czasu pękła po kilkuset "zewach enochiańskich". Czegóż można spodziewać się po dzieciństwie spędzonym praktycznie w całości w domu, w swoim pokoju, pod wpływem demoniszcza, zabawiającego się nieświadomym człowiekiem, i który napuszczał jeszcze na niego równie nieświadomych tego "szkolnych kolegów" preferujących wykorzystywanie i satanizm (co ciekawe takim to demoniszcze dawało spokój w przeciwieństwie do wychowanego ateisty. Czegóż można spodziewać się po ludziach, znajomych dla których zniknięcie z widnokręgu nie poskutkowało żadnymi podejrzeniami. Ba jak traktować kwestię kolegi z liceum ze szkolnej ławki mieszkającego w sąsiednim bloku nie mającego pojęcia że ja mieszkam przez całe tuż obok? Gdzie były wówczas te "anielskie zastępy" względnie mający pilnować wpisanych do rejestrów z nadanymi numerami parafian księża? Na co jest ten cały chrzest? Czy po to żeby się przebijać przez skorupy skawalonych cząstek w pajęczynówce inaczej mówiąc "otwierać czakrę korony" osobom którym żadne demoniszcze wcześniej nie pozwoliło dostrzec żadnych "duchowych" wymiarów? Ach jakże szczęśliwy musiał być Chrystus, któremu dotleniono mózg dzięki działaniu Jana Chrzciciela, po tym, jak pół życia spędził nieświadomie w towarzystwie jego własnego demoniszcza, doprowadzającego po kryjomu do szaleństwa i "religijnych objawień" całkiem rozsądnego człowieka.
Naprawdę, żal mi tego faceta na krzyżu, którego załatwili wielbiciele mamony i bytów podających się za bogów czy anioły. Podobnych do tych którzy bronią w dzisiejszych czasach tego narzędzia kaźni i tortur uważając się za "dobrych i miłosiernych" chrześcijan. Powisieliby na takim trochę to może odechciałoby im się go bronić - ale po prostu najwyraźniej jest im za dobrze dzięki życiu w świecie, w którym komuniści budowali socjalizm, dzięki któremu większość ich kapłanów zdobyła wykształcenie "teologiczne", a ich dzieci miały możliwość nauki religii w salkach katechetycznych o czym najwyraźniej zapomnieli wszyscy którzy dziś walczą z "komunizmem" - pachołki systemów totalitarnych - w tym religijnych.
Pogryzam sobie smakujący tekturą błonnik uważany za "zdrową żywność", pod warunkiem że nie ma się wrzodów o czym mało kto wspomina. Inaczej jest on szkodliwy dla organizmu. Tak właśnie wygląda sprawa z "miłością" Chrystusa. Na co dzień smakuje jak tektura. Przechodzi przez układ wydalniczy i poza jego oczyszczaniem nie zostaje w organizmie prawie nic. A jak ma się wrzody to odczuwa się boleśnie rady wszystkich którzy radośnie propagują jego stosowanie, bez ujawniania tego, co drobnym druczkiem. Błonnik nazywany "zdrową żywnością" to już nadużycie, bo służy tylko temu by za jego pomocą oczyścić jelita i wydalić to co szkodliwe. Trawienie i przyswajanie nie jest tu jego główną funkcją, a częstowanie nią kogo popadnie sprowadza się do tego że osoby dostające wrzody od kontaktów z niektórymi innymi jej formami, cierpią tylko bardziej i dłużej.
Dlaczego zatem dziś wydrukowałem sobie opracowany przez siebie pentakl mający wpływać pozytywnie na moje zdrowie? Może powinien być w postaci złotych wylewek na ametyście, z wstawkami odpowiednich kamieni szlachetnych i półszlachetnych w rodzaju rubinu, szmaragdu, onyksu czy sodalitu? A jednak go sobie wydrukowałem, a nie wyrzeźbiłem. Dlaczego? Żeby podtrzymać iluzję, że po latach wpływania na moje życie przez byty w rodzaju demoniszcza rujnujące moje (i nie tylko) zdrowie, życie towarzyskie i uczuciowe, finanse, możliwości umysłowe, wystarczy cudowny amulecik, krzyżyk, pentakl, modliwa do dobrej bozi by wszystko nagle zaczęło się dziać w różowych kolorach, kolorze różowych świnek radośnie kwiczących i nadpobudliwych. BTW kolorem dziewczynek jest zielony - od kolorów Gai i Wenus - za dużo różowego w dzieciństwie powoduje niedorozwój umysłowy i nadpobudliwość seksualną u niektórych na starość. Zielony działa uspokajająco, podobnie jak niebieski - kolor Jowisza, Zeusa, nieba - na chłopców.
Dlaczego wykorzystałem z początku poza podobnoż panującym archaniołem względem danego ciała niebieskiego po dwa imiona z danego chóru w każdej z trójcy posiadających zdolności uzdrawiania? Bo tak mi się wydawało słuszne. A dlaczego zmieniłem w każdej sekcji jedno z imion (po lewej) na imię bytów z 3 do 7 stopnia znaku Wodnika? Ponieważ w pierwszej godzinie panowania anioła Rafaela w mojej lokacji (środa - dzień pod "panowaniem" archanioła Michaela, anioła Rafaela), ascendent pokrywał się ze Słońcem (Słońce pod "panowaniem" archanioła Rafaela, anioła Michaela), ok. godziny 7:36 w wypadał w znaku Wodnika (ok. 4st. 40sek.), oraz nastąpiła koniunkcja Słońca i Merkurego (słabiutka - 9 - ale zawsze :P). A jako że wypadał w znaku Wodnika to w ramach lektury "Praktyki magicznej ewokacji" można znaleźć imię podobnoż pryncypała Ziemi który w tym miejscu działa (oraz dwóch przed nim i po nim). Kolor fioletowy jako odpowiadający zarówno dniu, Merkuremu jak i egzystencjom "wodnikowym" pojawia się w sporej części pentakla. Żółć odpowiadająca Słońcu to kolor związany ze Słońcem, czerwień z Marsem, niebieski z Jowiszem, czerń z Saturnem. Coś mnie nawet usiłowało trochę poczyścić dziś po wydrukowaniu dzisiaj (oraz usiłowało się "porozumieć" :P), więc jeśli ktoś chce potestować i powykorzystywać w sposób uprzedmiotowiający i "ufunkcjonalniający" byty - podobnie jak osoby popierające wszelkiego rodzaju podchody kapitalistów w rodzaju umów typu ACTA względem twórczości i świadomych wypowiedzi oraz działań pozwalających na propagowanie treści - to można zastosować podobną metodę do określenia kiedy najlepiej wykorzystać zdolności któregoś z nich. W końcu nie chodzi o to żeby sobie pogadać z aniołkiem na temat jakiejś panienki tylko żeby wykorzystać funkcję z jaką się go kojarzy. Tak jak fabrykanci z "Ziemi obiecanej" traktowali pracowników przed rewoltami komunistów - jako element funkcyjny zakładu, nie jako świadomość czy człowieka mającego swoje prawa - tak teraz i ty możesz sobie zrobić z pełną świadomością amulet i poczuć się panem czyichś zdolności. To że poza "kopiuj - wklej" nie umiesz już nic innego to przecież się nie liczy - ważne że masz "władzę". No ale cóż zrobić - uprzedmiotowienie człowieka to czasy już po zaniku pamięci znaczenia "ryby" w chrześcijaństwie, w dzisiejszych czasach promocję i uwielbienie transakcji można zauważyć choćby u promotorów niejakiej ACTA. Ale to wszak tylko efekt działań religijnych w których coś jest za coś. W którym zapomina się że nie ma co się chełpić dobrymi uczynkami - niektórzy wszak uważający się za bogów podchodzą do problemu że wszyscy są winni póki nie udowodnią że jest inaczej swoim "bezgrzesznym życiem" - coś jak podejście mojego demoniszcza do moich losów. Kwestia tego, że ktoś ci coś w życiu zrobił albo byłeś bardzo dobry a potem i tak ktoś zrobił ci wielką krzywdę - u wielbicieli pojęcia "karma" ma zaś wskazywać na jakiś element "sprawiedliwości". Jakby to nie różniło się od podstępnie wprowadzanej przez demoniszcza-kapitalistów transakcji wiązanej.
Jeśli w takim ujęciu jakiś Austriak więzi i gwałci przez dwadzieścia lat córkę to czy mamy obwiniać o złą karmę córkę a skoro się potworowi wiodło to że miał dobrą? Czy księża pedofile mają dobrą "karmę" skoro żaden "hierarcha" nie wywala ich na zbity pysk z tego całego ujmijmy to "burdlu"? Wszak wszyscy napychają się tekturową miłością - sąsiedzi potworów, owce broniące narzędzia kaźni i mordu - i jak co poniektóre byty uwielbiają ten smak pukanych ziaren.
Karma to jak dla mnie wymysł, który propagują wielbiciele transakcji "uczynkowej", oraz w nieco inny sposób transakcji "pokuta" za grzech, transakcji "rytuał" za życzenie, transakcji "ofiara" za "coś". Jedynym który do tego podchodził jak prawdziwy komunista był Jezus Chrystus. Jako pierwszy (albo dający się poznać jako pierwszy) zrezygnował z tego typu transakcji. On nakazywał wybaczać braciom, czyli osobom które również rezygnowały z tej transakcji. Apostołowie nie zadawali pokuty, oni wybaczali zgodnie z tym co uznawali za słuszne. Pokuta i ofiara to postjudajskie założenie, kopiujące tylko założenia Żydowskiej religii i nie mające nic wspólnego z ideami Jezusa Chrystusa, wiążące podejście do religii z określoną formą transakcji.
Niestety kapłanom nigdy nie było w smak mieszanie się do ich transakcji z wiernymi. Wszak jeśli do Boga należy wszystko to jaki sens ma kupczenie Jego dobrami? Stąd to całkowite pozbywanie się majątku w gminach chrześcijańskich na rzecz wspólnoty żyjącej w realnym komunizmie :P
Dlatego niech będzie przeklęty na wieki Pius XII za wyklęcie z grona chrześcijan samego Jezusa Chrystusa oraz apostołów. Problem w tym że komunizm rozszedł się z Bogiem. Właśnie dzięki uważającym się za nieomylnych - papieży.
I poniekąd właśnie - dlatego.

piątek, 20 stycznia 2012

Iluzje


Eksperymentalny pentakl
Co zniszczy świat? Czyż miałaby to być herezja nikolaitów?
A może to tylko stwierdzenie że ludzie wolą imaginacje niż rzeczywistość w której obecnie żyją?
Iluzje marketingu oferującego produkty które ze zdrowiem raczej mało mają wspólnego, iluzje marketingu dewaluujące idee wskazując osoby które same myślały o ideach, a robiły coś, co doprowadzalo do ich upadku. Iluzje religii i twierdzenia że Bóg, chce tego, tamtego, a ten lub inny prorok tego i czegoś innego. Iluzje polityków - obietnice przedwyborcze i iluzyjna wiara wyborców w ich spełnienie. A w rzeczywistości pozostaje praca, jedzenie, sen. Okrojone i subiektywne informacje i wiadomości, poddane cenzurze właścicieli podających informacje ośrodków, mediów. A w nich fanfarony których ktoś błędnie nazwał celebrytami (cóż oni niby celebrują? Bufonadę?) w rodzaju różnych nielotnych Dód, które wskazują wzorzec zachowawczy ludzi, kształtując ich postawy na przyszłość.
Czy kłamstwo jest herezją niszczącą świat?
Kłamstwo jako takie, czy ludzie którzy się mu poddają? Ludzie którzy wierzą w kłamstwa, które oznajmia się im jako prawdę? Jedynie słuszną - ocenioną, zważoną i nie mogącą zostać podważoną przez nikogo - bo tak chce większość, która podobno ma rację bo jest większością. Wiekszością, która składa się z jednostek, z których każda jest inne, ma inne poglądy, inną wiedzę i opinie na rózne kwestie. Ma, albo wydaje się jej że ma inne niż określony autorytet. Np. Jan Paweł II, Hitler, ksiądz, Nergal, Doda i inni tego typu. Bo Doda jest niestety autorytetem z plakatu dla niektórych małoletnich dziewczynek - jak np. córki znajomego lekarza. Madonna gdy była młodsza też była na topie, a miała inne podejście do życia i religii niż obecnie. Na ile jednak autorytety zmieniają się pod wpływem i działań swoich fanów, znających podwójne znaczenia słów, a na ile jednostki wpływają na tłumy i ich wizję świata?
I co jeśli jednostki stają się politykami zamiast artystami?
Jedni i drudzy wszak często poświęcają się sztuce iluzji - przy czym artyści robią to oficjalnie dla doznań artystycznych, politycy niestety robią to by zdobyć władzę, a prawda o ich działaniach, nawet jeśli wychodzi na wierzch, jest ignorowana przy kolejnych wyborach - dzięki wyuczonej sztuce manipulowania iluzjami na temat prawdy. Imaginacjami które niszczą później świat ludzi, od których tę władzę otrzymali.
Tylko niektórzy trzymają się ziemi.

środa, 18 stycznia 2012

Niewierność

Adam — imię męskie pochodzenia semickiego. W języku hebrajskim אדום adom oznacza czerwony, od koloru ziemi z której Adam był ulepiony. Bardziej jednak prawdopodobne, że Adam wywodzi się od hebrajskiego słowa adamah, które oznacza "ziemię, rolę"[1], wtedy znaczyłoby "rolnik", albo "że człowiek, z ziemi powstały, do ziemi wróci".
Niewierny to taki który uważa że Mahomet czy Chrystus czy Mesjasz, jeśli nie wierzy w jego mesjanizm, względnie w to że dowolne dziecko pojawiające się na świecie może okazać się na tyle niezwykłe, by polepszyć byt innym ludziom - nie może pojawić się w dowolnym miejscu na świecie jako dziecko.
W tym ujęciu dowolna osoba prowokująca zabijanie i wojny, która doprowadza do zabijania w tym dzieci, staje przeciwko idei przyjścia na świat żywego - Mesjasza, "boga", inteligentnej jednostki która potrafiłaby wpłynąć na innych i to bez otoczki swojej "magii", "kolorowej aury", czy czegokolwiek co jedni widzą (są w stanie percepcyjnie się z tym zapoznać) a inni nie. Staje przeciwko słowom Mahometa że jeszcze się odrodzi (wszak nie powiedział gdzie), staje przeciwko słowom Chrystusa względem jego ponownego przyjścia, staje przeciwko żydowskim proroctwom o przyjściu Mesjasza. W takim ujęciu żaden z papieży który wzywał do krucjat, żaden polityk, czy talib nawołujący do mordów i ataków na inne kraje - nie jest wierny ani jednej z przedstawionych religii. I przed takimi bronić się trzeba. I zabijać bez litości każde wypowiedziane słowo nawołujące do wojen.
Niewierny przekonuje do zabicia kogoś, zamiast nawracania kogoś na to w co wierzy. Dobrowolnego.
Czy to znaczy że trzeba rezygnować z wojska? Nigdy nie wiadomo na kogo się trafi, choć kwestia wygrywania przez dziennikarzy piszących do pism o grach komputerowych w strategie wojskowe z rzeczywistymi oficerami armi USA, w czasie gry przez Internet daje sporo do myślenia, kto kim kieruje i gdzie.
Zaiste - "Noteka 2012" K.T. Lewandowskiego w rzeczywistości wygląda tylko trochę inaczej.
Pokojowe społeczeństwo z "Demolition Man" nie potrafiło sobie samodzielnie poradzić z zagrożeniem z "przeszłości", dlatego - pomimo jego doskonałych rozwiązań technicznych, elektrycznych pojazdów, "podcierania się" mu-shell-kami - mimo wszystko uważam że wojsko jest potrzebne. Z tym, że nie powinno stawać się ono narzędziem, w którym wygrywa korupcja, chęć zysków kosztem "podbijanych" narodów, zdobywania zysków na broni, która zabija później możliwość zaistnienia Mesjasza, Chrystusa czy Mahometa.
Z drugiej strony mamy demoniszcza, które najpierw trzeba by się nauczyć wykrywać by wykluczyć możliwości bycia pod ich wpływem w przypadku kierowania jakimkolwiek obszarem związanym z wojskowością. I nie tylko jeśli chodzi o działania demoniszczy. W końcu niektórzy też postawili na techniki psioniczne wpływu na rzeczywistość - "magowie" wszelkiego typu to tylko element nastawiony na siebie i swoje korzyści w sporej liczbie przypadków, znacznie poważniej trzeba odnosić się do tych, którzy swoje zdolności wykorzystują w celu wywoływania wpływów na rzecz konkretnych grup, polityków itd. A nie każde demoniszcze poblokuje takich w określonych przypadkach dawania "dowodów" swoich możliwości. Dla Stalina, którego NKWD polowała na osoby takie jak Franz Bardon, czy Hitlera mającego świra na punkcie okultyzmu, demoniszcza blokujące zdolności jawiły się jako efekt żydowskiej wiary. Na ile to efekt programujących "chmurek"?
Ludzie i "zwierzęta"? Niektórzy zawsze mają się za lepszych od innych i są w stanie wykorzystywać ich w imię swojej wiary w swoje prawo do wykorzystywania innych. Zamieniając się w potwory udające wysokocywilizowane istoty, zamieniające ludzi w posłuszne "zwierzęta" programowane "chmurkami" kształtującymi pole elektromagnetyczne człowieka. Potwory, mające się za bogów, odciągające od wiedzy którą można poznać ze świata Boga - m.in. o tym - jak się przed nimi bronić, a raczej by polegać na ich ochronie. Potwory, pozbawiające umiejętności by uzależniać się od ich pomocy. By klękać na kolanach przed bestią. Taką jak demoniszcze.
Niewierność komunizmowi Stalina, po którym raczej niewielu rozumiało że pójście jego drogą do komunizmu nie doprowadzi, a raczej do walki z fałszywie pojmowaną ideą, niewierność komunizmowi Mao, który nie rozumiał że w komuniźmie nie ma nieomylnego wodza tylko komuniści dochodzący wspólnie do pewnych kwestii, niewierność narodowi Hitlera - który zaczął od tępienia obywateli własnego kraju, cóż...
Równi w oczach Boga. Równi w oczach ludzi. Nierówność praw rodzi się w oczach potworów.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Weryfikacja

Czy warto wierzyć symbolicznym liczbom? Wczorajsza demoniszcza ciekawostka mamiąca umysły - np. mój - po weryfikacji polegającej na wyjściu na klatkę schodową, okazała się fałszem. Numeracja mieszkań jest inna niż na rysunku, także dająca popisy do imaginowania sobie różnych rzeczy, ale nie dająca tak łatwo wywołać skupienia i iluzji zrozumienia powiązania sztucznej numeracji z rzeczywistością, na bazie której odwołuje się do konkretnego zestawu, istniejącego gdzieś w podświadomości, wprowadzonego podstępnie przez co poniektóre "przepowiednie".
Ale kto zweryfikuje czyjeś imaginacje na tematy "numerologiczne"? Zwłaszcza, jeśli taki ktoś jest omamiony przez jego własne demoniszcze, albo na siłę chce widzieć coś w czymś, czego tam nie ma, podporządkowując się iluzji symbolicznych znaczeń i popadając w błąd polegający na fałszywej interpretacji rzeczywistości w której istnieje. W której w sztuczny sposób przypisuje się numery i znaczenia? Nie lepiej sobie dać z tym spokój?
Moi drodzy czytelnicy - czy uwierzyliście bez zastrzerzeń w demoniszczą imaginację? Bo to, że demoniszcze działa w mojej okolicy i mami umysły, doprowadza do śmierci, chorób, uzależnień - zrozumcie - imaginacją nie jest. Tyle, że raczej nie uwierzycie w to komuś, takiemu jak ja - pod jego wpływem, opisującego chwilowe zaćmienia związane właśnie z jego domeną, odrywającą od rzeczywistości na rzecz iluzji - na temat liczb, symboli, oznaczeń. Sztucznego przypisywania znaczenia niektórym elementom świata, podczas gdy rzeczywistość jest określana nieco innymi zasadami. Opisujące iluzje odrywające od pozbycia się rzeczonego problemu - demoniszcza.
A demoniszcze...
Od lat czyję wpływającą od wewnątrz mojej głowy drgającą "chmurę", programującą zachowania i zmieniającą moją świadomość. Zakłócającą prawidłową ocenę sytuacji. Jako osoba która od lat jest pod tym wpływem, jestem tylko iluzją kogoś kim mogłem być, gdyby nie właśnie ta "chmura". Dlatego moje oceny i wyroki również są swoistą imaginacją - bo wyroki i oceny iluzji dają tylko iluzję sprawiedliwości i fałszywą ocenę stanu faktycznego - choć z drugiej strony tę świadomość może mam tylko ja.
Cóż, czuję się jakby moją głowę od wewnątrz ściskało gumowe imadło, ściągające do wnętrza, drgające, drażniące, odczuwalne od rana do nocy, a czasem przez sen wraz z "chmurkami" wchodzacymi np. do płata potylicznego, rdzenia przedłóżonego, móżdżku, przysadki mózgowej itd. zmieniającymi moje zachowania i percepcję. Świadomość. A ja czuję tylko tępy ból i mam świadomość bycia tylko iluzją własnego ja, grającego każdego dnia, któremu nikt nie wierzy, którego rad się nie słucha i będąc iluzją - wyobrażeniem innych na temat mojej własnej osoby. Wyobrażeniem, którego nikt nie weryfikuje chocby krótką wymianą zdań na temat tego co myślę. Niestety, myślę, że prowadziłoby to tylko do zakłopotanego uśmiechu i stwierdzenia że nie myślę - dzięki długoletnim wpływom programujących "chmurek".
Bo - jak mi się wydaje - jestem tylko fragmentem tej "chmury" którą odczuwam, którą poniekąd też programuję i zmieniam - w jakimś stopniu. Przyczyna własnego (?) bólu. Choć - może mi się tylko wydaje?
Wszak czego można być pewnym poza bólem w mojej sytuacji - oraz iluzji która mnie otacza?
Demoniszcza - wasza wina, wasza wina, wasza bardzo wielka wina.

niedziela, 15 stycznia 2012

Ciekawostka

Ciekawostki numerologiczne bywają w obszarze koncentracji wiary zaiste wielce ciekawe. Zgadnijcie, moi drodzy czytelnicy, jaki numer ma moje mieszkanie patrząc na obrazek i znając ciekawostki numerologiczne w rodzaju tego, że podobnoż 333 to liczba choronzona (diabła) (wg. kolesia uważającego się za bestię) lub jak chcą inni - boskiej doskonałości oznaczającej świętość i tajemnicę Boga, a np. 32+33+34=99 czyli 3x33 lub 3x3x11 (11 liczba podobnoż mistrzowska), można też na to spojrzeć jako 3 trójki z trzydziestek a do tego 2+3+4=9 czyli 3x3, a co będzie jak wcześniejsze 99 potraktujemy jako 9+9 czyli 18? 3x6=18.
A ja się dziwiłem skąd się wzięło demoniszcze w moim życiu albo czemu pod 37 śpiewają na głos psalmy (3+7=10) albo gdzie indziej nie wytrzymują nerwowo sąsiedzi i się wieszają albo dostają raka.
No ale to taka ciekawostka tak jak moja liczba 9 (3x3) życiowa, czy pod pewnymi względami 22 :P

sobota, 14 stycznia 2012

Początki

Po wczorajszym dniu miłości (13 - wartość liczbowa słowa ahava oznaczającego miłość - Alef-Hei-Beit-Hei, piątek - dzień pod podobnoż patronatem Hanaela) - choć dla niektórych będących symbolem zdrady papieża względem zakonu templariuszy, która zakończyla się kilkunastogodzinnym pieczeniu żywcem jego wielkiego mistrza oraz śmiercią papieską w jakiś rok po jego zdradzie - miłości, należałoby może sobie przypomnieć co leżało u początku religii chrześcijańskiej.
Jeśli wszystko co istnieje należy do Boga, to własność prywatna nie istnieje, poza świadomością która ma się do niego zbliżać. Jedyna praca jaka w tym ujęciu jest wartościowa i ma sens przetrwać to praca nad swoją świadomością i własnym sobą. Praca która odbywa się na planie najbardziej znanym nam percepcyjnie ma wszak głównie za zadanie przetrwanie ciała i kontynuację gatunku, wraz z przekazaniem wiedzy, która powinna doskonalić i wyprowadzać z własnych błędów.1)
Świadomość nie jest przedmiotem, kapitałem którym mogłaby dysponować inna świadomość w swoich prywatnych celach.
Świadomości względem siebie nie powinny być wrogie, a wręcz przeciwnie - powinny wzajemnie sobie pomagać, wyprowadzać się z błędów (zgodnie z założeniami, że należy wzorować się na Bogu) i nie uprzedmiotawiać się wzajemnie. Nie powinny sobie wzajemnie szkodzić i doprowadzać do wzajemnych cierpień. "Nie robić drugiemu co samemu nie jest miłe".
Świadomość ma swoje potrzeby. Jednak nie mogą przeważać one nad poziom swego zrozumienia i zwłaszcza tego, w jaki sposób własne potrzeby są w stanie doprowadzić do czyichś cierpień. W tym rozumieniu należy doprowadzać do ograniczania własnych potrzeb, wraz ze wzrostem własnego zrozumienia.
1) Stosowana symbolika wykorzystywana przy przekazach wiedzy powinna się odnosić do poznanego świata percepcji, na podstawie którego człowiek dochodzi do wiedzy, przynajmniej na podstawowym etapie rozwoju korzystając elementów istniejących w całym wszechświecie w celu uniwersalizacji przekazywanych treści.

piątek, 13 stycznia 2012

Kot

Dziś rano, gdy się ubierałem, patrzyła na mnie moja kotka, swoimi wielkimi ślepkami. Co myślała? Czy tylko się patrzyła oczekując mojego ruchu (zapewne w stronę lodówki)? I gdy się tak patrzyłem zastanowiło mnie jak patrzą nieświadome dzieci na "dorosłych" i jak oni patrzą na dzieci?
Co zobaczyłoby dziecko widząc kota? Futrzastego milusińskiego do głaskania i przytulania?
Co zobaczyłby "dorosły"? Łowcę szkodników, oceniający jego przydatność w swoim otoczeniu przez pryzmat jego łowności i ewentualnych kosztów związanych z jego utrzymaniem. A jeśli zachowałby coś z dziecka to oczywiście - futrzastego milusińskiego do głaskania i przytulania.
Ja czuję się jak kot wykorzystywany przez demoniszcze, patrzący się czasem nieświadomie w jego stronę, który świadomie wykorzystuje moją nieświadomość do własnych celów.
W drodze do pracy naszło mnie coś jeszcze - poza oceną sytuacji starca trzymającego na kolanach kota i myślącego o tym co myślą inni - jak wygląda z punktu widzenia religii wykorzystywanie "dorosłych" dzieci. Czy to swego czasu przez "chrześcijaństwo" czy obecnie przez "islam", a w zasadzie przez konkretne osoby wzywające do pewnych czynów i wymagających ich od innych. Czynów sprzecznych z podstawowymi przykazaniami i to przez osoby uważające się za dorosłe i które chyba powinny znać słowa - czy to proroka jak chcą czy mesjasza że trzeba być jak dzieci. Jeśli zaczyna się wykorzystywać innych do własnych celów i patrzy się na innych jako środek do osiągnięcia własnych (?) celów to patrzy się na dzieci, jak na kota który ma być łowny albo inaczej niech "kończy w worku na dnie stawu". Nie przez pryzmat jego dobra i wychowania go tak, by poza zagwarantowaną michą do przeżycia miał możliwość zdobycia swojej własnej myszy, ale przez pryzmat wybicia wszystkich innych kotów byle tylko ten, do którego się zwraca robił dokładnie to czego chce przemawiający do niego - czy to imam, ksiądz, polityk czy ktokolwiek kto patrzy na innych jak na środek do celów, w które wierzy (?). No i żeby kot był drapieżny ale posłuszny, kontrolowany.
Za głoszenie poglądów wśród ludzi, uczniowie Chrystusa trafiali do więzień, byli często "ciekawostką" na lokalnym rynku, obrywali, ale - głosili to, w co wierzyli. Brali przykład z Chrystusa, którego odróżniało od siedzących w miejscu rozkazujących "duchownych", "szlachty", "polityków" to odwaga i przekonanie, że to co robią jest słuszne i nie szkodzi nikomu (a przynajmniej w założeniach - Chrystusem to oni nie byli), a to co robią, robią na chwałę Boga. Czy ktoś zabrania głosić swoich przekonań wśród ludzi z ponoszeniem konsekwencji swojej postawy obecnym szerzycielom wiary że dla Allaha trzeba umierać zabijając innych ludzi, przy okazji siedząc w swoim pałacyku i wygłaszając kazania?
Iblis zaczyna od tych, którzy siedzą na szczycie i patrzą na dzieci jak uważający się za dorosłych, czasem tylko zmienia strefę swojego działania, doprowadzając do upadku idee, które choć same w sobie złe nie są, ale prowadzą do powstawania struktur, w których ktoś zawsze nie widzi dzieci, tylko środki do własnych (?) celów, kapitał - środki ludzkie, dla których idee są tylko "opium dla mas", przy własnym dążeniu do jednostkowego celu i kontroli reszty. I przed takimi osobami powinna chronić wspólnota - jak można twierdzić że Stalin był komunistą skoro posunął się do zabicia 60% osób będących wybranymi przez swoje komitety na określone zjazdy - swoich przeciwników - komunistów. Stalin wykorzystywał ludzi jak swój własny kapitał - co oznacza że był kapitalistą, a nie, że traktował tego samego prawa wszystkich komunistów do tych samych środków które sam posiadał, niektórym odmawiając nawet prawa do własnego życia, jak i niektórzy jego następcy. A tak btw jak można twierdzić że papieże popierający wojny wśród chrześcijan byli chrześcijanami?
A może to wystarczy wszystko zrzucić na Iblisa, szatana, czyli złego ducha?
Autorytaryzm vs demokracja parlamentarna? Błąd pierwszego - błędy jednostki niszczą mu podległych i nie tylko przez wiele lat, błąd drugiego - głupota jednostek prowadząca do ograniczonego autorytaryzmu który dąży do ogłupienia jednostek i przedłużenia okresu swojej władzy. Niektórym daje satysfakcja możliwość kontrolowania innych w ramach istniejącego systemu (Stalin), inni wolą dążyć do gromadzenia kapitału, co powoduje efekty podobne do rozpadu wspólnotowych gmin chrześcijańskich pozbawionych własności stricte prywatnej spod znaku ryby na rzecz struktur władzy spod znaku krzyża.
Wszystko przemija? GATE GATE PARAGATE PARASAMGATE BODHI SVAHA?
W niektóre idee moga wierzyć chyba tylko samotni faceci, jak uczniowie Chrystusa. Kobiety zapewne wolą mieć zapewnioną przyszłość i zadbać o los swoich dzieci. Gromadząc kapitał dla nich. Kolejna przyczyna upadku gmin chrześcijańskich? Gdy jedni zaczynają pragnąć władzy a drudzy poprawy losu, tyle że w jednym i drugim przypadku dla siebie, dla potomstwa, nieuświadamiani przez pierwszych, względem konsekwencji działań długofalowych dzielących ludzi na "lepszych" i "gorszych".
Obecnie doszliśmy, droga cywilizacjo zachodu, do momentu ogłupiania przez autokratów którzy dzielą się władzą tylko z najbardziej sobie podobnymi w obrębie określonych partii. Założyciele Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej raczej myśleli o ludziach i ich prawach niż o swojej władzy poza tą, że ma być ona wybrana przez lud i dla ludu.
A lud USA jest wielowyznaniowy, wielokolorowy, wieloprzekonaniowy. I ogłupiany. Widać nie ma na ulicach walczących słowem wierzących islamistów, choć chrześcijanie jeszcze się zdarzają - walczących słowem i mających odwage ponosić za to konsekwencje - być wsadzanymi do więzień i wychodzić z nich by dalej głosić to, w co się wierzy. Wywoływać medialny szum? Nie. Dawać przykład ludziom, wybierającym rządy. Czy wyszkoleni przez finansowane przez rząd USA ośrodki terroryści którzy później działają wbrew USA to nie przykład zła które działa przeciwko sobie? Czy tylko dla dobra zamkniętej kliki autokratów którzy zapominają że mają działać dla dobra ludu, a nie dla swojego rosnącego kapitału łamiąc prawo na które przysięgaliście w tym, jakże często na Biblię i zakładając ufność Bogu że nigdy nie pogrozi bandzie szmatławych wyzyskiwaczy, którzy mają już najwyraźniej za dużo by zrozumieć tych co nie mają nic dzięki ich staraniom? Partia Chin z nazwy tylko komunistyczna stosuje tylko nieco bardziej szczerze te same środki wobec obywateli swego państwa, które wy zamierzacie stopniowo wprowadzić, najpierw u siebie pod płaszczykiem marketingowej iluzji wolności, choć może - obecny poziom ogłupiania jest dla was najbardziej korzystny? Egalitarne szkoły? Powinny być w każdym mieście i dla każdego ucznia jeśli miałby mieć kiedyś możliwość rządzenia, zgodnie z konstytucją. Bo jeśli nie ma tej możliwości, to nie ma równości, a tworzenie pogłębiających się dysproporcji powoduje tylko wzrost władzy zamkniętej kliki autokratów. Której nie zawsze zależy na prawie do wolności dla każdego obywatela i równości społecznej.
Ale kogo obchodzi polityka... ?
Demoniszcze woli kontrolować po cichu, by nikt się tego nie dowiedział. I mieć władzę całkowitą nad gnębioną osobą. Jak mąż bijący żonę czy żona męża. To domena polityki? Czy z takich rodzin wywodzą się rządzący krajami? Z zakamuflowanych rodzin pracoholików, alkoholików nie mających czasu dla dzieci, wysyłających je do restrykcyjnych zamkniętych szkół?
Gdzie jest miejsce religii? W ratowaniu dzieci. Nie uczeniu jak i kogo zabijać, kogo wybierać do władzy, a tylko tego jak się bawić ze sobą by nie zrobić sobie nawzajem krzywdy. I eliminować wychowawców którzy tego nie rozumieją z nauczania. To w zasadzie też domena polityki która rozumie że każdy człowiek jest inny, ale jest człowiekiem i ma takie same prawa jak polityk - przy czym funkcją polityka jest to, by działał dla dobra innych a dobra swojego, tylko poprzez zwiększanie dobra innych - w innym wypadku należy go eliminować, jako autokratę a nie polityka.

czwartek, 12 stycznia 2012

Kamień

Iluzji czar trwa, a każdy Merlin ma swego Artura
W mieście gdzie ludzi dotyka zwątpienie
W zaklętym kręgu rozdanych ról
Którego kluczem - herezji zrozumienie

Koncentracja pola
Złączona w jednym

Jak Cię wychować, mój drogi królu?
Czy może giermku miecza potrzebujesz?
Zaklęty w kamieniu, ukryty wśród mas
Spojrzyj na miecz który w ręku masz

Legendę budzą słowa chaoty
W kabalistycznym wzorze nazw świata
Gdzie słowa mają dualne znaczenie
Kto ich nie widzi błogosławi ofiary

Wiary.

środa, 11 stycznia 2012

Książka

Diuna
Ostatnio skradziono książkę którą pożyczyłem R., konkretnie "Diunę" z ilustracjami Siudmaka. R. zaoferował się, że ją odkupi - przy czym jaki to miałoby sens w moim rozumieniu? W moim rozumieniu jego na to nie stać, ma masę swoich długów i problemów, ja jestem w stanie albo pożyczyć z biblioteki albo po prostu ściągnąć treść książki z Internetu, jeśli będę jej potrzebować. Przy czym ważne że istnieje postać fizyczna książki - nie wszyscy mają dostęp do sieci, a nigdy nie wiadomo co by się stało jakby nagle zniknęło zasilanie całości, czy większa awaria serwerów przechowujących dane. Forma w kamieniu zapewne byłaby trwalsza, czy względnie materiale z węglików - ale w końcu to tylko "Diuna". Książka którą wolano ukraść niż pożyczyć.
Czy skradziono ją dla tej jej treści, by przeczytać? Załóżmy że istnieje już udowodnione założenie (określony rejon w mózgu, odpowiedzialny za mimetyzm) że ludzie kopiują od siebie swoje zachowania, a może także postawy. Czy R. który w ciągu życia przed moim poznaniem raczej wiele nie czytał, żyjąc w środowisku w którym raczej nikt do nich się nie garnął do książek i raczej zniechęcał niż wręcz przeciwnie - a od jakiegoś czasu, nazwijmy to czasem krytycznym utrwalenia wzorca zaczął je czytać. Czy oznacza to że jego otoczenie na razie skopiowało od niego tylko potrzebę czytania, choć jeszcze nie inne zasady którymi powinien się kierować? Jak ten mimetyzm wpływa na osoby które stanowią wzorzec zachowań innych osób?
Skradziono książkę. Miejmy nadzieję, że nie po to by ją oddać do antykwariatu i przepić, choć zważywszy na pewne zainteresowanie związane z treścią czytanych książek towarzystwa R. można mieć nadzieję, że jednak kogoś zainteresowało to co jest treścią ładnie wydanej książki. Czasem ludzie potrzebują ładnie wydanej książki, by zachęcić do jej treści, ale nie może ona odstraszać swoją "świętością" i poczuciem bycia "niegodnym" do jej zaglądania i komentowania tego co jest w jej treści. Zwłaszcza, jeśli ich codzienne życie jest ograniczone do spoglądania na świat "z dołu".
Za co ludzie kochali Lenina? Czy za to że roztaczał przed nimi wizję równości? Bezklasowego społeczeństwa w którym nie ma uprzywilejowanej szlachty która wykorzystuje chłopów, robotników etc.? W której nie ma popów którzy mają swoich "niewolników"? Cóż, czy to Chrystus nakazał słuchać się władzy za wszelką cenę? Czy też twierdzili tak jego uczniowie, nie do końca rozumiejąc o co w tym chodzi. Lenina za wydzieranie żywności buntującym się chłopom których później mordowano zapominając o tym, że to też byli komuniści i to wcale nie gorsi od tych w mieście - zdecydowanie za to nie kochano.
Skradziono książkę. Z mojego punktu widzenia to nie tragedia bo ważniejsza dla mnie jest jej treść niż forma wydania. Jeśli ktoś ją skradł by poznać treść to by rozwinąć swój umysł i poznać określone idee poprzez iluzję, rozwijając się w jakiś sposób lub tworząc w sobie obraz lepszego świata, może surowego, ale w którym ktoś w coś wierzy i wygrywa w ramach tej wiary to jest to warte darowania sobie trzymania jej fizycznej formy na własnej półce. Problemem może być, jesli ktoś skradł ją dla jej fizycznej formy i sprzedania jej w celu zdobycia korzyści majątkowej. W pierwszym wypadku istnieje szansa zwrotu książki od kogoś kto chce jeszcze w coś wierzyć i się uczyć, w drugim to już niestety jest kradzież zniewolonego umysłu, nie widzącego już powodu dla którego można się jeszcze zapoznawać z ideami istniejącymi w tym świecie.
Pierwszy przypadek można sobie darować i wybaczyć, nawet gdyby książka pojawiła się bez przeprosin pod nieobecność R., drugi to przypadek koniecznej resocjalizacji. Choć może dawno, dawno temu, w tej galaktyce po prostu odcinano nie rokującej nadziei na poprawę osoby od swojej grupy. Zwłaszcza po okresie w którym zaprzestano stosować reguły, że cały majątek chrześcijańskiej komuny stanowi własność wszystkich jej członków z określeniem kto i co potrzebuje użytkować na codzień.
Czym byłaby tu "kradzież" książki, która należałaby do wszystkich? Chwilową koniecznością wykorzystania fizycznej formy do poznania nowych treści lub inaczej określonej kompozycji słów i idei. Konflikt w tym momencie to efekt chęci korzystania w tym samym czasie z książki przez dwie osoby "tylko dla siebie" - czyli nie poprzez np. czytanie na głos i jednoczesnego poznawania jej treści. Jednak jest to kwestia przekonań członków danej grupy - ktoś kto nie rozumie założeń podstaw powstania kościoła katolickiego i jego upadku związanego z przydzieleniem sobie jednostkowych praw do dzielenia majątku wszystkich oraz prawa do treści przekazywanych wszystkim w celu utrwalenia swojej dominacji i tworzenia klasy władzy. A książka w takiej grupie należy do wszystkich, zarówno jej fizyczna forma, jak i przekazywane treści, oraz możliwość ich interpretacji i rozumienia, że choć interpretacje są różne, to forma fizyczna i kompozycja słów oraz idei w niej zawarta - jest stała. Jak zatem traktować osoby w danej grupie, które myślą że coś jest tylko i wyłącznie ich? Wśród wierzących w Boga jasne powinno być że wszystko jest dziełem Boga, a człowiek tylko zawiaduje jego własnością i nic nie jest tak naprawdę jego - każdy z ludzi ma jednakowe prawo do tego co samemu się posiada, jeśli tego potrzebuje, a ktoś komu nie jest to w danym momencie niezbędne do przeżycia (zgodnie z Biblią przyszłością człowiek nie powinien się kłopotać, tylko pozostawić to Bogu) powinien oddać, lub podzielić się z kimś, kto potrzebuje tego bardziej. Co nie jest równoznaczne z "chceniem" tylko z rzeczywistą potrzebą. Przy czym nie chodzi tu tylko o fizyczną, materialną formę przedmiotu czy wartość ale także w postaci treści rady którą się udziela. "Każdy według możliwości, każdemu według potrzeb". Czy wiecie jak kler i szlachta posiadająca "swoich" chłopów, "swoje" miasta, "swoje" wsie traktowali osoby o podobnych poglądach?
Dlatego informuję wszystkich którzy świadomie potępiają komunizm, ideowy komunizm, bez powiązania z religią czy ateizmem, i rozumieją przy tym na czym on polega, że nie mają nic wspólnego z chrześcijaństwem i wasze imię nigdy nie znajdzie się wśród żywych będących z Chrystusem.
Czy przymus jednak jest tu dobrym narzędziem by komuś to udowodnić? Czy lepiej zdać się na zdolności mimetyczne ludzkich mózgów i posyłać wzorce między ludzi szerzących określone treści wśród nich? Nie z góry, ale z boku nich. Żaden z siedzących w swoich parafiach księży, najwyraźniej nie zrozumiał, że nauka i poznanie świata Stworzenia może dać odpowiedzi na temat tego dlaczego Chrystus nakazał chodzić pieszo do ludzi i nauczać, nie siedząc w jednym miejscu, ale dając im bezpośredni przykład zachowań i postaw, które miały stanowić o postawie chrześcijańskiej. Ale cóż - wszystko przemija.
Skradziono książkę? Może raczej fizyczny nośnik treści. Treść, póki gdzieś trwa i ktoś wie gdzie ona jest i że ona faktycznie tam jest i pozostaje dostępna, nie zostaje odebrana, chyba że ktoś niszczy w pamięci zarówno tę wiedzę, jak również samą treść. Bo to kradzież idei, świadomości zawartej treści. Nie tyle by ją samemu wykorzystać, ale by zniszczyć komuś innemu, ukraść i zniszczyć możliwości zrozumienia, pojmowania, odniesienia się i wyborów związanych z poznawanymi treściami. Z koroną drzewa i jej liśćmi, które czasem sobie usychają i opadają, by ponownie zasilić korzenie swą istotą. Martwe książki i idee drzewa poznania wiadomości dobrego i złego z których się je tworzy. Listek - "Diuna" - zmieniła tylko położenie, a czy jest trawiony chorobą iluzji? Cóż, trzeba umieć dostrzec prawdę i zauważyć, że nawet najpiękniesze lub najbardziej szare plamy na liściu czasem są tylko motylem, ukrywającym całkiem przeciętny, ale doskonale potrafiący się przystosować i egzystować liść. Pod warunkiem że motylek nie odbierze mu światła, albo nie zacznie toczyć go jakaś choroba, która spowoduje jego opadnięcie z drzewa i rozkład. Czasem wiatr porywa liście i ma go potem człowiek na głowie, a czasem po prostu ktoś go zrywa i ten jeden liść znika. Owoce z drzewa poznania jako takiego zawierają absolutnie wszystkie idee, z których może się narodzić kolejne.
Czy jest to potrzebne w raju? Czy wystarczyłoby po prostu trzymać się prostych nakazów by w nieświadomości istnieć w swojej własnej rzeczywistości bez poznania ani koncepcji zła, ani efektów działań różnych elementów świata doprawadzających stopniowo do degradacji środowiska w którym żyje człowiek? Wieża babilonu zgromadziła zapewne sporo idei w sobie niczym jabłko z drzewa poznania. Tylko kto by był w stanie poznać je całe? Choć czasem to kwestia jednego kęsu w którym może się zawrzeć niekoniecznie odpowiednia dawka idei i treści. W końcu to jeden kęs w którym przypadkiem znalazła się idea śmierci byłby w stanie zmienić umysł który istniałby wiecznie bez tej jednej idei, choćby w jednym punkcie, gdzie nie ma dualności. Jak zmieniłby umysły dwóch istot kęsy z tego samego jabłka ale z jego dwóch stron - zarówno na temat ich postaci, formy, ról i działań. W różnych proporcjach stężenia różnych idei?
Do jakich rozmyślań prowadzą "skradzione" książki? Których treść zamiast odtwórczego przytaczania powodują zaistnienie ciągu myślowego? Może to właśnie powód dla którego znikają i to przed zakończeniem lektury przez R.?
Skoro zaś książka była komuś do czegoś potrzebna - niech z niej korzysta, może spełni jeszcze swoją rolę gdzieś indziej.
Aczkolwiek nieoddaną przez H. książkę "Rośliny lecznicze" to ja mu zapamiętam do końca życia :P bo jak mi była faktycznie potrzebna zawarta w niej wiedza, to w żaden zastosowany sposób nie można było doprosić się jej oddania (niektórzy zapewne by poszli do rzeczonego i walczyli o prawo własności ale czasem myślę że warto opisać sytuację, by potomność o niej również pamiętała).
[12.01 książka się znalazła ;] ]

wtorek, 10 stycznia 2012

Święty 2

Kontynuując.
Jantra
Czy protestanci byli/są tacy święci, czy też nie zrozumieli podstawy - jedynie święty jest Bóg jako doskonałość do której można i należy dążyć, ale ze świadomością, że Bogiem się nigdy nie zostanie - choć da się zgłębić to co stworzył - mikro- i makro- wszechświat.
Jak egregor katolickich kłamstw wpływa na osoby na terenie Polski po tym, jak układ sił trochę się przeniósł i zmienił znaczenia? Skoro ze słowem i potencjałem słowa "święty" w ramach teorii pola informacyjnego do kultu przywrócono wpływ osób które świętymi są tylko nominalnie, dzięki katolickiemu klerowi czczącego bardziej mamonę i swoje wpływy (dochody) niż rzeczywiste potrzeby wiernych w ciągu kilkuset lat swojego istnienia? Czy "święta" Olga, patronka pielęgniarek wpływa na osoby które wybrały ją na swoją patronkę jako zdradziecka baba, która łapówkami wkupiła się do grona świętych, pieniędzmi swoich poddanych? Czy księżna pani była za równością klas i chrześcijaństwem spod znaku ryby? A może wpływa na co poniektóre pielęgniarki wyciągające od pacjentów "prezenty" które im się "należą"? Czy nastąpiła dewaluacja świętości dzięki działaniom kleru i wierzących w świętości ludzi, wielbiących swoje "mzimu" - kawałki kości, szat etc.?
Szatan pojawiający się w Starym Testamencie i podający się się za boga to dosyć nagminny element - czy święty duch chciałby łamać 10 przykazań nakazując mordy czy to w postaci ortodoksyjnej religii czy to bezpośrednich nakazów? Wszak to że ileś tam bytów - duchów - podaje się za bogów nie oznacza że nimi są, choć zapewne nauczyli się sporo o rzeczywistości która została stworzona przez Boga i poprzez znajomość zasad rządzących światem starali się w zachować władzę - niekoniecznie w sposób bezkrwawy i pokojowy. Czy byt podający się za IHVH to Bóg czy raczej byt przedstawiający poznaną przez siebie ideę Boga i mówiący "w jego imieniu"?
Szatan, który rozumie metafizyczną złośliwość powiązania niektórych elementów i pojęć, idei ze sobą i ich wzajemnych korelacji i wpływów na rzeczywistość w której żyje człowiek.
Jak poznać po owocach Jezusa Chrystusa?
Jakie owoce przyniósł katolicki (i nie tylko) kler?
Ile wojen religijnych i nie tylko przeprowadzono w ramach tzw. chrześcijaństwa w którym ten kto byłby prawdziwym chrześcijaninem nikogo by nie zabił, a bratu - w Chrystusie - miał obowiązek wybaczyć? Kto był tym który zmienił rybę na krzyż i wszelkie przewiny zaczął wybaczać, bez konsekwencji określonych przez Chrystusa zanim miało ono zostać dokonane? Kim był ten, który wspólny majątek wszystkich członków komuny zaczął uważać za swój i dysponować nim nie jak równy wobec innych członków wiary ale jak ktoś wywyższający się ponad innych? Ja nie wybaczam każdemu i wszystko, a na pewno nie temu kto osobiście mnie nie przeprosi za to co zrobił. Sam nie czuję się święty, i mam trochę na sumieniu (do dziś mi leżą kasety nieoddane znajomemu kasety VHS z Gwiezdnymi Wojnami), ale cóż - ja nie wybaczyłbym nigdy bandzie pedofili którzy sobie najpierw w imię wiary osobiście nie odcięliby sobie fajfusa, a tym którzy zabiliby kogokolwiek najpierw odjęli sobie osobiście ręce - przy odcinaniu nawołującym papieżom do wojen - jęzorów. Bo tak wygląda wybaczanie w rozumieniu zasad Jezusa Chrystusa, a nie twierdzenie że jest naiwnym, kochającym durniem który umiera za czyjeś winy i wierzy, że za zdradę męża czy żony wystarczy "wyklepać" różaniec i jest po sprawie. On nie umiera za czyjeś winy, tylko z powodu braku chrześcijańskiej postawy u skazującego go tłumu "wielbicieli". Bo odpuszczać owszem uczniowie mieli, ale zgodnie z Jego słowami, a nie zgodnie z potrzebą kupczenia odpustami.
Wojny religijne? "Żołnierze Chrystusa"? Farsa. Królestwa Chrystusa nie zdobywa się z bronią w ręku - tylko z chlebem. Wojny dla Chrystusa? Farsa. Tłumy wielbiące dziadka przepraszającego za jedną (!!!) ofiarę kleru i skazujący kolejne dzieci na wpływy podległych mu gwałcicieli - FARSA. Jak w jednym z komiksów w którym za pierdnięcie tłumy wiwatują i "kochają świętego ojca", który zapomina że jedynym świętym ojcem to podobno jest ten w niebie, czyli samą tytulaturą - wprowadza w błąd tłumy swoich wielbicieli i grzeszy, bezczelnie grzeszy.
Cóż, zważywszy na wpływy swojego demoniszcza czuję się jak błazen, niemniej jednak oddaję pokłon Sai Babie z Shidri za jego potępienie ortodoksji religijnej (w moim rozumieniu również ortodoksji ateizmu - zaślepienie jakąkolwiek ideą nie może skutkować ślepotą na istnienie innych - wszak nikt nie jest w stanei stwierdzić czy Bóg nie stwierdził, że akurat teraz go nie ma, a potem będzie albo był - określając swój stan jako stały musiałby sam siebie na stałe ograniczyć, a Bóg jest wszakże nieograniczony - względnie jest w stanie taki być1). Oddaję pokłon za Jego błąd, dzięki któremu bez względu na to, co o nim się mówiło i mówi - czy był czyimś Avatarem czy też nie, wiem że nie był Bogiem (choć można rozważać czy Bóg popełnia celowe pomyłki, czy jest to tylko domena Jego dzieł).
1) Gdyby założyć, że Bóg jest w pudełku Shrödingera, a pudełkiem jest Wszechświat zarówno przed, w trakcie, jak i po jego powstaniu - to trzeba by było być Bogiem żeby stwierdzić czy się jest, czy może się nie ma w którymś z punktów lub przestrzeni zawartych w pudełku które samemu się zrobiło. Człowiek - czy to wierzący czy nie - nigdy tego nie zrobi, podobnie żaden byt, nawet z tych podających się za Boga. Allah jest Wielki w przeciwieństwie do "duszków Kacperków" którym na przestrzeganiu 10 przykazań - nie zależało, w przeciwieństwie do korzystania z pozostawionej władzy.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Święty

Największy człowiek wrakiem się staje
Gdy tylko duchy zaczynają rządzić krajem.
Jak na metafizyczną rzeczywistość, a może raczej fizyczną teorię pola informacyjnego wpływa parędziesiąt milionów osób, które ktoś nazywa świętymi, a na co dzień całkiem spora ich część poważnie sobie i innym szkodzi? Jakie plany miewają byty w rodzaju "szatana"? Dewaluować i zmieniać rzeczywistość tak, by ludzie szkodzili sobie nawzajem, a samemu pozostawać w ukryciu - tak jak większość opętańczych duchów. Nikt tak się nie przysłużył szatanowi, jak filmy pokazujące jak wygląda "prawdziwe" opętanie, z osobami ze zmienionymi twarzami, plującymi i przeklinającymi kościół (a może Kościół? a może sam kler po tym jak po śmierci ktoś się zorientował jaki wpływ na jego wcześniejszą egzystencję miały duchy nadzorców budowli sakralnych pozostawiających "na ofiarę" co poniektóre "mniej zasłużone" osoby?), lewitującymi etc. A to wszak tylko drobny ułamek w całym tym wielkim bajzlu "niebieskim".
Gro całości to często nieświadomi swego stanu ludzie, na których żerują pasożytujące "chmurki" który w efekcie stają się podatni czy to na marketing związany z zabijaniem, seksem, nałogami w tym religijnymi omamami, podczas których zamiast faktycznie robić coś by pomóc bliźniemu głosi się tylko faryzejskie, populistyczne teksty z ambon lub nawołuje do mordów z wysokości minaretów. Teksty których nauczono by głosić, by przestać myśleć i otumanić swych słuchaczy monotonią wypowiadanych słów, których znaczenie nie dociera do wypowiadających, a zamiast tego korzystają oni z tradycji wykorzystywania naiwnych wbrew znaczeniu wypowiadanych przez siebie słów).
Czy ktoś modlący się o wstawiennictwo Jana Pawła II będzie myślał o tym, że jego milczenie i nakaz wyciszania wielu pedofilnych spraw doprowadziło do gwałtów na tysiącach dzieci dokonywanych przez podległe mu duchowieństwo, które nie żegnano z grona kleru po tym jak wychodziły na wierzch ich sprawki, a jedynie przenoszono w inne rejony, na nowe "łowiska" kochanych rybek - jak ująłby to cesarz Tyberiusz. Czy jego milczenie i ignorowanie zła pod swoimi stopami można łączyć ze świętością? Nie dla mnie. Chrystus poradziłby swoim uczniom odcięcie sobie tego czym grzeszyli jeśli miałby im wybaczyć, a nie dawałby im nowych możliwości popełniania gwałtów pod Jego auspicjami. Czy ktoś obierając go za swego patrona będzie tak samo mówić o miłości i przymykać oczy na gwałty pod swoim własnym nosem, dokonywane przez tych, których się jest zwierzchnikiem?
Oddaję pokłon Sai Babie z Shidri. Za zrozumienie, że pomimo iż był wielkim nauczycielem i posiadł zarówno wiedzę jak i moc popełnił, w moim rozumieniu, błąd potępiając ateizm. Ideę istniejąca, podobnie jak idea zła, w doskonałości Stworzenia. Jak dla mnie to nie kwestia idei jako takiej bywa przyczyną zła, tylko brak zrozumienia obierających je istot. Często zaślepienie iluzją swojej idei, iluzją która sprawia że zamiast dostrzegania innych elementów rzeczywistości w której się istnieje, na pierwszy plan wysuwa się idea, często fałszywie pojmowana i tępiona, a będąca jako taka tylko ideą, podobnie jak narodowy socjalizm, komunizm, dyktatura czy tyrania, ba nawet patriotyzm "polaków na obczyźnie" zrzeszonych w różnych stowarzyszeniach często nie różni się od klubów fantastyki w Polsce. Przy czym członkowie polskich kółek fantasy płacą podatki w Polsce na rzecz jej obywateli, a poza granicami większość płaci na rzecz innych nacji i często prowadzi wręcz wojny z innymi stowarzyszeniami o to które jest bardziej patriotyczne, co w moim rozumieniu oznacza że członkowie polskich kółek fantasy są znacznie większymi patriotami niż spora liczba osób z zagranicznym obywatelstwem mających sentyment do Polski i Polaków.
To nie kwestia idei, to kwestia tych którzy nimi się kierują lub działają wbrew nim podając się za wyznawców danej idei stanowi o tym czy można czy nie potępić ścieżkę, którą się podąża. Ścieżka w której mówi się o miłości a pod sutanną ukrywa swoje ofiary jest godna potępienia.
Czy dotyczy to wszystkich? Nie. Dotyczy określonych przypadków, ale jeśli się ich nie piętnuje to tworzy się kolejną ścieżkę zła, tworzoną przez tych, którzy uznali, że mają prawo decydować o kierunku w którym się podąża i za kim prowadzi się ludzi, którzy często nie mają wyższego wykształcenia oraz brak sensu istnienia jeśli stają się ofiarami gwałtu pasterskich psów.
Błąd Sai Baby, jakże popularny wśród tępiących idee, a w zasadzie nazwy, bo często samej istoty określonej idei tępiący nie zna, powtarzając za innymi słowa potępienia (a czasem wręcz przeciwnie), pozwolił mi zrozumieć, że święty był, jest i tylko będzie Bóg. Za to że w jego Stworzeniu mogą istnieć idee, które człowiek może poznawać, ale ma wybór by się nimi nie kierować, a jeśli nawet, to by rozumieć że istnieją także inne możliwości. Możliwości które zwiększają się wraz z poznawaniem boskiego Stworzenia, wszechświata, możliwych idei które mogą w nim zaistnieć. Samo poznawanie nie jest wszak tym samym co korzystanie z wiedzy wbrew podstawowym nakazom współistnienia i rozwoju w ramach istniejącego świata. Dążenie do poznania Boga odbywa się tu zatem na drodze nauki i doskonalenia samego siebie, choć czasem złe wybory prowadzą do destrukcji i to niestety nie zawsze tylko własnej. Tak jak bezwarunkowe posłuszeństwo może spowodować zabójstwo (gdy ktoś komuś nakaże by go zabić) tak bezwarunkowe posłuszeństwo określonym osobom, ortodoksja, tak religijna jak i polityczna, może prowadzić do pogwałcenia podstawowych zasad. Komunizm jako idea nie ma nic wspólnego z mordowaniem czy podobnymi metodami utrzymania władzy, jak również z wymysłem ludzi, że to rewolucja ma do niego doprowadzić. Narodowy socjalizm jako idea nie każe nikomu mordować kogokolwiek czy budować obozów zagłady dla tych, którzy myślą inaczej lub są "inni" niż ortodoksi iluzji dążenia do spełnienia określonej idei. Tyrania nie określa, że tyran jest bezlitosnym mordercą, a prawo które łamie by zostać tyranem nie jest szkodliwe dla ludzi którzy je przestrzegają. Idee były, są i będą ideami. Dążenie do nich zaś, bywa piękne, pod warunkiem że dostrzega się to, że po pierwsze jest się omylnym człowiekiem, po drugie dostrzega się, że nie zna się wszystkich możliwych idei, po trzecie idei nie łączy się z przymusem posłuszeństwa komuś kto twierdzi że wie lepiej jak wygląda twoje wyobrażenie idei i nie zmuszasz do posłuszeństwa innych by twoje wyobrażenie idei traktowali za własne, po czwarte poznaje się też obce sobie idee by poznawać możliwości istniejące w Stworzeniu, a przez to zamysły albo Boga, albo jak to wolą inni "budowę multiwersum". Ale cóż, łatwiej to powiedzieć czy napisać, niż w praktyce trzymać się powyższych zasad - co w efekcie skutkuje powstaniem sprzedajnych polityków czy sekciarskich mistrzów mających większe lub mniejsze grona wyborców czy wyznawców. Wielbicieli - jak określał to Sai Baba.
Jednakowoż powyższe może odbywać się tylko przy odpowiednim wychowaniu, w tym poprzez nauczenie, że ograniczenie się do skończonej ilości idei nie prowadzi do większego zrozumienia wszystkiego, co najwyżej do optymalnej kombinacji już poznanych idei i oddzieleniu samych pojęć ideowych od powiązań między nimi oraz sfer wokół nich, mających prowadzić do koncentracji działań ich wyznawców. Jednak sfery zawierają w sobie drogi, w których praktycznie jedyną, bezkonfliktową metodą jej osiągnięcia, jest praktykowanie jej samodzielnie, przez samego siebie i bez patrzenia na inne osoby. Czyli - chcesz być komunistą - proszę bardzo, ale nie zmuszaj innych do bycia takim jak ty, bo każdy ma inny genotyp i inne przejścia za sobą, każdy jest inny i może dążyć do czegoś innego. Idea mieści się w centrum sfery której przestrzeń stanowią drogi nieoświeconych, dla których potrzebą staje się to by inni byli jak oni, a nie by dążyć do obranej przez siebie idei i pokazywać jej najbardziej idealną reprezentację. Żeby ją osiągnąć trzeba sobie mimo wszystko trochę posiedzieć. W środku. W centrum. W twoim (niekoniecznie w 100% prawidłowym - to już zależy tylko od samego ciebie ile w tym jest prawdy) wyobrażeniu spełnionej idei.
W środku nie ma bowiem kłamstw na temat drogi prowadzącej do środka. Jest już tylko osiągnięty cel - obrana idea. Przez siebie. Świat wokół niestety bywa mniej oświecony i bardziej skupia się na tym by inni obierali ich drogę iluzji do celu. Którego czasem nawet nie widzą. Tak jak konsekwencji swoich wyborów. A przecież własny cel nie oznacza że ktoś inny musi mieć taki sam.
Jednak by dostrzec punkt w którym kończy się droga idei i nie ma nic poza nią trzeba po pierwsze mieć jak najmniej zafałszowanych informacji na temat samej idei (żeby wiedzieć do czego się dąży) co oznacza że np. kłamać nie należy by inni nie mieli problemu z dotarciem i zrozumieniem

In Extremo
Omnia Sol Temperat
Omnia sol temperat
Purus et subtilis
Novo mundo reserat
Faciem Aprilis
Ad amorem properat
Animus herilis
Et iocundis imperat
Deus puerilis

Ama me fideliter
Fidem meam nota
De corde totaliter
Et Ex mente tota

Rerum tanta novitas
In sollemni vere
Et veris auctoritas
Iubet nos gaudere
Vices prebet solitas
Et in tuo vere
Fides est et probitas
Tuum retinere

Ama me fideliter
Fidem meam nota
De corde totaliter
Et Ex mente tota
Komunizm (łac. communis – wspólny, powszechny) – radykalny, lewicowy system ideologiczny, wywodzący się z socjalizmu, postulujący uspołecznienie własności prywatnej, głównie środków produkcji oraz nastawienie gospodarki na zaspokojenie potrzeb obywateli. Komuniści jako końcowy efekt swojej rewolucji postulowali zbudowanie na zasadzie "od każdego według jego zdolności, każdemu według potrzeb" egalitarnego społeczeństwa i państwa bez aparatu przymusu, które miałoby z czasem zanikać wraz z podziałami klasowymi.
W gminach chrześcijańskich spod znaku ryby cały majątek oddawało się na potrzeby społeczności - to się nazywa uspołecznienie własności prywatnej, środki produkcji były zatem elementem wspólnym, nastawienie gospodarki gmin było na zaspokojenie ich potrzeb - w tym duchowych. Co do tego że każdy miał jakieś zdolności czy to interpretowanie pisma, czy zdolności językowe wykorzystywane do głoszenia ewangelii podchodzi jak najbardziej "od każdego według jego zdolności, każdemu według potrzeb" przy egalitarności i dosyć zamkniętych społecznościach, które jednak przyjmowały do siebie niewolników - wszak nie były to gminy z aparatem przymusu a klasowość była pomijana między wyznawcami Chrystusa wśród których byli i niewolnicy i bogacze oddający całe swe majątki na rzecz gminy ze względu na wiarę, a nie polityczne nakazy.
Oznacza to, że realny komunizm był w stanie osiągnąć tylko prawdziwy chrześcijanin, dwa tysiące lat temu. Jeśli pojawiłaby się w tym władza która mordowałaby czyli łamałaby przykazania nie miałaby wszak nic wspólnego z idealizowanym komunizmem, a tylko ze sposobami utrzymania władzy która z centrum sfery idei komunizmu - nie miała nic wspólnego, a byłaby tylko błędną drogą wiążącą się z brakiem zrozumienia, że egalitarność dotyczy tych którzy rozumieją i wierzą, a nie są przymuszani do wiary.
Co do wyklęcia komunistów przez Piusa XII, który nosił się w lektyce, jak dziś niektórzy się wożą Maybachami, i miał w swojej szlacheckiej dupie bezklasowość to już kiedyś pisałem. Ja osobiście wykląłem Piusa XII. Za jego nieznajomość postawy chrześcijańskiej, omylność, politykę oczekiwania kto wygra z określeniem za kim się opowiedzieć, przy umizgach do nazistów, oraz zezwolenie na "tłumoczenia" Pisma (co samo w sobie jest ezoteryczną karą długofalową) z tłumaczeniem nazw własnych w rodzaju "Pan" czyli swoistymi łozinizmami (przeciwko interpretacjom nic nie mam).
Tak czy inaczej dzięki Sai Babie z Shidri zrozumiałem że święty jest tylko Bóg. Ani człowiek (w tym ewentualne wcielenia) ani żaden duch. Ludzie popełniają błędy i nie wiedzą wszystkiego. Podobnie jak duchy. A drobne pomyłki osób uznawanych za świętych na piedestale są w stanie zniszczyć życie wielu osobom, które nie są medialne i zazwyczaj stoją w cieniu wydarzeń, żyjąc zgodnie z tym co im nakazano i rozpaczą będącą wynikiem błędów tych stojących na górze czyli w efekcie klasowego podziału na rządzących i rządzonych.
Marcin Luter uważał że każdy człowiek jest święty. Ja uważam że może co najwyżej dążyć do świętości. Nie żeby musiał, ale powinien - w innym wypadku następowałaby tylko stopniowa degradacja społeczno-cywilizacyjna w zamkniętych społecznościach, przy czym o ile np. dążenie do świętości wśród Amiszów wiąże się z wyidealizowaną optymalną dla nich formą życia w szczęściu o tyle samo odcięcie idei istniejących w multiwersum nie chroni przed dokonywaniem zła, co najwyżej na zwiększeniu kontrastu między dobrem a złem (co pozwala też na ułatwione wychowanie przy określeniu co jest dobre, co złe i jaka jest kara za przewinienie, co przy zwiększeniu ilości iluzji, marketingu kuszącego kolorami toksycznych farb na materiale wytworzonym z użyciem rakotwórczych substancji oczy nieświadomych dzieci truciznami w rodzaju aspartamu w gumach do żucia, może być trudne do zrozumienia dla osób przyzwyczajonych do iluzji i wierzących w iluzje marketingu np. przemysłu chemicznego - chyba trzeba być wielkim fantastą w tym świecie by dostrzegać prawdę).
Dlaczego, jeśli każdy człowiek jest święty, to wyznawcy idei Marcina Lutra spalili więcej ludzi na stosach niż katolicy? Zgodnie z tą ideą ci na stosach też tacy musieli być. Dlaczego więc zamiast tego byli zabijani? Czy jeśli faktycznie szkodzili czarami (bez względu na to jakie kto ma zdanie na ten temat) z własnej woli, bez przymusu to byli też święci? Czy jeśli wpływały na nich duchy to czy one były święte? I czy święty duch patrzy bezczynnie na to co się dzieje w jego domenie? A może nie wie wszystkiego, lub chroni niektórych "pod sutanną"? Cóż, tak czy inaczej uważam, że jeśli istnieje ktoś lub coś świętego to jest to tylko i wyłącznie Bóg.

Karma

Jaki wpływ na karmę ma człowiek poddany "praniu mózgu" czy hipnozie? Gdy ktoś inny wymusi na nim określone zachowania? Jaki wpływ na karmę mają działania opętanego człowieka? Działa to na plus czy na minus, a może jest obojętne?
Czy swoista sprawiedliwość powiązana z "karmą" istnieje? Czy jest tylko iluzją, która aby faktycznie działała, musi być podporządkowana osobom które potrafią samodzielnie podejmować decyzje, bez sztucznego wymuszania na nich innych działań, często szkodzącym innym osobom lub zmiany światopoglądu na taki, który do tego doprowadza. Lub, co też bywa możliwe, do zniszczenia osobowości i zastąpienia jej iluzyjnym programem. Czy obojętnośc patrzących na proceder "prania mózgu" oznacza że są obojętni względem tego i względem siebie nie oczekują niczego więcej? Np. wprogramowania konieczności odśpiewywania gumisiowej piosenki i cieszenia się z tego, że się ją wielokrotnie odśpiewuje w szczęśliwych chórkach? Więc może karma nie istnieje? Tak samo jak jakakolwiek sprawiedliwość poza boską sprawiedliwością reguł fizyki i prawem pięści do tworzenia własnych reguł moralnych. Lub pseudomoralnych. Wzorowanych na prawie naturalnym przyrody - gdzie silniejszy zjada lub wykorzystuje słabszego, czasem żyje w symbiozie, ale w sporej dozie przypadków - pasożytuje. Jak wszelkie istoty "duchowe" na organizmach żywych.
Co gdyby np. chasydzkiego rabina który się odrodził w śląskiej rodzinie nie mającej nic przeciwko krupniokom i innym szyneczkom, otaczające duchy wielbicieli nazistów doprowadziły do całkowitego upadku? Gdyby odciągnięto od niego rodzinę i lekceważono sobie wszystkie zachowania które mogłyby mu pomóc?
Niszcząc wszystko to czego dokonał za swych poprzednich "wcieleń"? Taka hipotetyczna sytuacja, w której nie interweniuje żaden miłosierny "bóg", ani żaden z tego przeklętego stada duchów odciągających ludzi od udzielenia jakiejkolwiek pomocy człowiekowi? Cóż, może warto by się w tym momencie przyjrzeć temu co utrzymuje na Jowiszu oko cyklonu w jednym miejscu? Skoro ogólny zestaw deprawacji po jednej ze stron doprowadzający do nieświadomości drugiej okazuje się zbyt szkodliwy... Zwazywszy na mordy które pozostawiane były bez odpowiedzi...
Czy falowo-kwantyfikowalna zmiana postaci i ciała "ducha" pociągnie za sobą zmianę osobowości? W zdrowym ciele zdrowy duch?
Myślę, że niektórzy powinni się o tym przekonać osobiście.
Choć z drugiej strony jak oceniać kogoś kto potrafiłby w pełni przekształcić osobowość (i nie tylko) kogoś w coś zupełnie innego z wprogramowanymi elementami destrktywnymi związanymi z osobowościami innych istot? Czy wielbiciele kogoś takiego to uczniowie Boga czy po prostu wierzący że ktoś taki jest bogiem?
Z mojego punktu widzenia widzenia jesli się wierzy to w jakiś sposób zawsze poznaje się go po świecie, zasadach i regułach w nim zawartych. Oddawanie hołdu duchom które może i czegoś się nauczyły - wielbiąc Boga i poznając reguły świata w którym istnieją oraz nabywając praktyczne umiejętności - nie ma nic wspólnego z oddawaniem hołdu Bogu. Wielbiciel to nie uczeń jak zauważał Sai Baba.
Jak rozumiem Abrahamowi ukazał się swego czasu uczeń. Nieco bardziej zaawansowany niż Chrystus czy Sai Baba - dla którego przemiana i przeprogramowanie osobowości co poniektórych "duchów" nie stanowiła problemu.
Cóż. Skoro duchy zapomniały co to znaczy świętość, to trzeba będzie im w końcu przypomnieć.

czwartek, 5 stycznia 2012

Komentarz

Shirdi Sai Baba - O Guru i Duchowej Drodze
Komentarz: (mój :P)
Zrozumienie że mistrz nie jest Bogiem uświadamia niedoskonałości nauki, nie by ją kwestionować ale by rozumieć że nie wszystko co jest nauczane jest idealne, by - jak nauczał Budda - wątpić we wszystko zanim nie zostanie to sprawdzone. Shirdi Sai Baba potepiał ateizm, podczas gdy ateizm to tylko idea. Shirdi Sai Baba zauważał że ortodoksja jest zła. I to ortodoksja religijna - i taka własnie jest ortodoksja ateizmu. Twórca idei - Ahura Mazda nie rozróżniał idei na dobre i złe, zauważał ich istnienie, złe okazało się dopiero ich wykorzystywanie w określonych celach. Cel jest związany z potrzebą, zatem potrzeby należy eliminować, by nie wykorzystać ich ani samemu ani dać się wykorzystać komuś w celu zaszkodzenia komukolwiek. Potępienie idei jako elementu istnienia metafizycznego wszechświata jest potępieniem elementu boskiego stworzenia, w którym wszystko ma swoje miejsce. W tym miejsce do rozważań nad istotą idei. Potępić co najwyżej można niewłaściwe ich wykorzystanie i uczyć jak prowadzić właściwą drogą. W tym drogą ateizmu niekwestionującą możliwość istnienia Boga na przykładzie zamkniętego pudełka z kotem Schrödingera.
Shirdi Sai Baba
Om Namah Shirdi Sai Baba
Om Shirdi Sai Baba Prasanam

Om Shanti Om Shanti
Om Shirdi Sai Baba Prasanam

Om Shanti Om Shanti
Om Shirdi Sai Baba Prasanam

Om Shanti Om Shanti Om Shanti
Opowieść Sathya Sai Baba o Mistrzu Shirdi Sai Baba
"Prawdziwy guru to taki, który uosabia trzy formy Trójcy, bogów którzy rządzą stwarzaniem, podtrzymywaniem i rozpadem. Zatem jedynie Bóg jest prawdziwym Guru" — oświadczył Baba. Słysząc to Kelkar spytał: "Czy powinienem wielbić Brahmę, Wisznu czy Rudrę?" Baba przyjmując gniewny ton oświadczył: "Ech Saitanie! Oto jestem! Wielb Mnie!" Tym samym Baba ogłosił, że jest Brahmą, Wisznu i Rudrą. Wszyscy tam obecni zrozumieli, że Baba jest Boską inkarnacją."
Komentarz:
Szatan to wątpiący. Człowiek ufny wierzy bez wzgledu na imię. Sai Baba okazał się rozumiejącym pewną idę Boga, obecni byli omylnymi ludźmi, którzy wierzyli w inkarnacje. Szatan miał padać do nóg człowiekowi. I go wielbić na ziemi, bez względu na to za co uważali go inni ludzie. I do niego były skierowane słowa. A interpretacje słów - bywaja omylne, zwłaszcza, że nikt tu nie ogłosił się Brahma, Wisznu i Rudrą, natomiast zauważono Szatana mamiącego myśli ludzi i ich rozumienie - poza samym Sai Babą który dostrzegł błąd w rozumowaniu pytającego.
Jedynym Guru w tym rozumieniu jest Bóg - i uczniem można nazywać kogoś kto stara się go naśladować lub wypełniać zalecenia, jeśli zaś za guru uważa się Sai Babę, tym samym zostaje się jego mniejszym lub większym - jak to on ujmował - wielbicielem.
oṃ āh huṃ vajra guru padma siddhi huṃ

10

Dekaedr
O liczbie 10 numerologia zapewne mogłaby wiele powiedzieć, z jej symboliką doskonałości.
Jak wygląda to z punktu widzenia boskości?
W układzie okresowym pierwiastków:
H - liczba atomowa 1
C - liczba atomowa 6
N - liczba atomowa 7
O - liczba atomowa 8
CH4 - metan - 6 + 4 x 1 = 10
NH3 - amoniak - 7 + 3 x 1 = 10
H2O - woda - 8 + 2 x 1 = 10
Każda z tych substancji tworzy się z dwóch pierwiastków.
W eksperymencie Stanleya Millera metan, azot i parę wodną poddano wyładowaniom elektrycznym i tak zaobserwowanie powstanie podstawowych aminokwasów.
Z mojego punktu widzenia numerologią można by się zacząć interesować tylko w ujęciu liczb bezpośrednio związanych z Istnieniem - np. liczbami atomowymi pierwiastków, budową krystaliczną etc., a nie sztucznymi datami określanymi przez cywilizacje.
Pisane 15 dnia po przesileniu zimowym.
15 grupa, liczba atomowa 15 - Fosfor (P, gr. phosphoros ‘niosący światło’, łac. phosphorus)

Program

Sodalit
Na początek, żeby nie uznać że ja sobie tylko cośtam cośtam imaginuję, można zapoznać się ze stronką Pamięć wody - fakt czy bzdura?, a rzecz dotyczy programowania struktur materii.
Rzeczona stronka wspomina o programowaniu wody, jednak z własnych doświadczeń muszę stwierdzić że dotyczy to również innych struktur np. kryształów o jednorodnym składzie chemicznym i w miarę regularnej budowie krystalicznej która zdecydowanie ułatwia programowanie.
Jak wiadomo, dzięki niejakiemu Schrödingerowi, materia jako fala spełnia tylko określone warunki - czyli tak jakby istnieje tylko w określonych pozycjach, zatem można przyjąć teoretycznie, że wynikiem równania są wszystkie możliwe stany, ale to nie znaczy że materia jako fala przyjmuje je jednocześnie i że w każdym przypadku, nawet przy jednakowym składzie chemicznym, nie zmienia swojego układu w rozumieniu kwantowym. I tak dwa atomy np. helu mogą diametralnie się różnić układami i pozycjami w jakich istnieją choć w swoistej makroskali oba będą mieć atomową liczbę dwa i prawdopodobieństwo jednakowej budowy atomowej.
Czym jest w takim ujęciu programowanie cząstek? Otóż według mnie zawężaniem pasma w którym mogą istnieć określone sekwencje danej cząstki - w przypadku jednorodnego środowiska jest to zauważalne najlepiej i zazwyczaj najbardziej odczuwalne - np. w przypadku zamrażanej "zaprogramowanej" wody w postaci kryształków o określonych kształtach, a przy programowaniu swoim polem elektromagnetycznym np. kryształu sodalitu odczuwaniem np. "miłości" co u niektórych powoduje np. sensacje w okolicy "czakry 3 oka", a w przypadku np. karneolu oddziaływaniem na rejony podbrzusza w ramach działań "pseudoseksualnych" - skład chemiczny i pasmo w którym istnieje jako fala jest zapewne powiązane z określonymi częstotliwościami pola bioelektrycznego organizmów żywych i w niektórych przypadkach pozwalają na łatwiejsze zapamiętanie pewnych zakresów częstotliwości lepiej od innych. Co nie znaczy że wystarczy byle kamień żeby wszystko zaczęło działać, zwłaszcza jeśli ktoś umyślnie rozreguluje pierwotną strukturę jak ma to w zwyczaju robić moje demoniszcze wkrótce po zakupie przeze mnie jakiegokolwiek nowego kryształu, który wkrótce traci swe właściwości. Kwestią jaki kryształ do czego lepiej się nadaje zajmuje się litoterapia, aczkolwiek lepiej nie trafić na osobę pełną zapału ale z niezbyt ciekawym towarzystwem "duchowym".
Programowanie możliwe jest jeśli osoba programująca po pierwsze jest odpowiednio ustrukturyzowaną wewnętrznie i nie posiada wewnętrznych barier stojących na przeszkodzie oddziaływań zarówno związanych z programowaniem, jak i odczytywaniem zapisanego programu. Struktura wewnętrzna wiąże się z umiejętnością utrwalenia ciągłej sekwencji pasma swojego biopola (zbyt szerokie nie daje spodziewanych efektów dając w rezultacie mieszankę która nie oddziałuje konkretnie na jakiś rejon organizmu odbiorcy, a co najwyżej jako mieszanina rozmaitych częstotliwości zlewa się z częstotliwościami na jakich pracuje pole układu nerwowego odbiorcy). Medytacja z określonym pasmem może dać tu pewne rezultaty np. poprzez skupienie się na jakiejś części własnego ciała i umiejętności jej odczuwania można ten stan wprogramować w określony kryształ, a przy lekkiej zmianie rzeczywistego stanu wywołać efekt zewnętrznego wpływu generującego prawidłowy obraz (zakres częstotliwości pracy) danego organu. To że "wysłannik Wirakoczy" zapewne potrafił kopiować określone struktury nawet związane z mózgiem nie wydawałoby się dziwne, gdyby zaczęto badać w nieco inny sposób zjawiska związane z tzw. magią - do pewnych rzeczy nie trzeba zaawansowanej technologii, ale nabycia określonych umiejętności, w tym generowania dłuższy czas ukierunkowanego wąskiego pasma częstotliwości (sekwencji drgań) w objętości programowanego ośrodka, do czego niezbędna jest własna "czystość" - brak cząstek zakłócających i zniekształcających przekazywane pasmo (łącznie z ewentualnymi wprogramowanymi - zapamiętanymi przez mózg - zakłóceniami związanym ze środkami psychoaktywnymi), umiejętność długotrwałej koncentracji na konkretnym elemencie z określonymi odczuciami oraz brak innych przeszkód zakłócających przekaz programu - zarówno zewnętrznych jak i wewnętrznych.