niedziela, 27 lutego 2011

Wojsko Gedeona

 Data: 27 lutego 2011 16:06
Temat: Iluzja
   Do: "Wojsko Gedeona" <wojsko.gedeona6@gmail.com>
Witam.

W zasadzie to nie wiem co mnie tknęło by tu napisać. Może ta iluzja z którą należałoby walczyć. Z Legionem, w ludziach którzy zamiast mówić o tym co robią samodzielnie - w formie "ja robię", mówią "my robimy" twierdząc, że robią coś w imię jakiejś organizacji, grupy, kościoła, innych ludzi. Tracąc własne "ja". Siebie, na rzecz organizacji. Czasem paramilitarnej.
Jezus, z tego co wiem, mieczem nie walczył. Walczył słowami. Ostrzem języka powalał gigantów, faryzejskich kapłanów (pominąwszy fizyczne rozwalanie figurek ówczesnych "świętych" w świątyniach), którzy stosują obecnie symbolikę wyklętych templariuszy w organizacji takiej jak Wojsko Gedeona. A wszak pamiętać należy o kilku godzinach pieczenia żywcem wielkiego mistrza tego zakonu, zanim się zacznie myśleć o stosowaniu symboliki wiążącej z potępionymi przez papieża (acz niekoniecznie przez Jezusa).
Wracając do słów - zapytuję jak kształci się umysł w waszej organizacji? Umysł potrafiący zadać celne pytania i udzielić odpowiedzi. Czy jest to tylko kolejna wersja hitlerjugend? W której ćwiczono ciało i umysł do wierności ideałom hitleryzmu? Tylko pod innymi auspicjami wyznaniowymi. Czy uczy się myślenia w tym "Wojsku Gedeona"?
W jaki sposób chcecie walczyć ze "zwierzchnościami" czy "władzami" z Ef. o których piszecie na swojej stronie? Czy tylko modląc się do tych z którymi chcecie walczyć? Czy rozumiecie z kim chcecie walczyć będąc w tym "wojsku"? W wieku 15 lat?
Kto jest odpowiedzialny personalnie za to, żeby dzieciom kazać walczyć z potworami? Dawać im zadania przekraczające czasem zdolności katolickich egzorcystów?
Rozumiem harcerstwo. Ale walka z duchami bez przygotowania?
Nie.
To jest iluzja naiwnie wierzących w przekazy nie mające nic wspólnego z prawdą Boga Istnienia - Boga HVIH (czyt. chawajach)

Pozdrawiam
A.L.K.

Wiara


Jan Paweł IIHasło przewodnie powyższego arcykapłana to "Totus Tuus" (cały twój) - względem Maryji, matki Jezusa która do miana bogini aspiracji nie miała. Cały Maryji - czyli krótko mówiąc - ani Boga ani Jezusa.
BTW Kto i dlaczego miałby klękać przed bestią w tym "chrześcijańskim" świecie?
Wierzysz Chrystusowi czy w Chrystusa?
Wierzysz buddzie czy w buddę?
Wierzysz słowom ludzi czy ich wizerunkom?
Nie będziesz czynił obrazu...?
Gdyby w mojej okolicy istniał choć jeden chrześcijański, wierzący w słowa Chrystusa duch, już dawno wrzuciłby w ogień demoniszcze - małego lucyferycznego sługusa (jak nawciskałem ad konto Lucyfera to zniknął na trochę a wkrótce po tym miałem energetyczny atak świra, mojego eks-znajomego z #ezoteryka uważającego się za demona - to jest właśnie siła małych, o średnicy ok. 10 cm energetycznych kulek, kłamliwych, lucyferycznych dupków do przekonywania ludzi że mają niszczyć innych ludzi). Wrzuciłby go za opętywanie dzieci, manipulowanie z ich psychiką i losami. Niezależnie od kolory skóry, przekonań religijnych czy politycznych, miejsca urodzenia czy miejsca zajmowanego w społeczeństwie. Według słów Chrystusa co robisz dziecku - robisz Jemu osobiście.
I to bez względu na to co powie jakikolwiek papież, kardynał, arcybiskup, biskup, ksiądz czy kleryk. Bez względu na to co ogłosi w jakiejkolwiek encyklice. Bez względu na to czy uzna się za nieomylnego, a wszak już w tym poglądzie jest w stanie się mylić. Wszak to pisze w książce, której tekst uznano za święty i przeklęto każdego kto będzie próbował go zmienić. Uznano go za święty w przeciwieństwie do piśmienniczych wymysłów papieży, kardynałów, arcybiskupów, biskupów, księży i kleryków. Kapłanów którzy podobno wyznawali przykazanie "nie kłam" boga Prawdy, a pisali bajki o gadających zwierzętach.
Wczoraj z włączonego telewizora z programu "Ziarno" dobiegło do mnie kilka herezji na temat kłamstw. Otóż one.
  1. Fikcja (literacka) nie jest kłamstwem.
  2. Aktorzy nie kłamią gdy udają i grają rolę.
Paru papieży i ludzi uznanych za świętych, ojców Kościoła, przewróciło się zapewne po tym w grobie.
Otóż aktorzy byli wykluczani poza nawias chrześcijan, fikcja literacka swego czasu była całkowicie zakazana, a jedynie dopuszczalne było opisywanie świata Stwórcy. Dzieła naukowe, choć należy dodać, że ta nauka czasem była dosyć wyimaginowana i oparta o przekonania, a nie o rzeczywistą wiedzę, co skutkowało czasem ich paleniem (zwłaszcza gdy przekonania brały górę nad wiedzą) i zakazem lektury - cenzurą indeksu ksiąg zakazanych. Poza nawias chrześcijan wykluczani byli także lichwiarze i pożyczający na procent - ale to tak na marginesie.
Gdzież te wspaniałe czasy?
To wiedzą zapewne kapłani niepokalanej Jezusem dziewicy Babilonu.
I zapewne wiedzą też, dlaczego okoliczne duchy zamiast słuchać się słów Chrystusa, gorliwie i miłosiernie wybaczają lucyferycznemu demoniszczowi zamiast go ostatecznie spalić. W końcu niszczono psychikę przez lata tylko niewierzącemu w Boga dziecku, którego żaden kapłan niczego nie uczył.
A względem duchów mam następującą uwagę.
Zwierzęta dostrzegają tych którzy gryzą i dają się ugryźć. Ludzie dostrzegają ludzi.

sobota, 26 lutego 2011

100

To setny post na tym blogu. Czasem jest to pora żeby zakończyć, czasem to tylko pora by zacząć od nowa kolejną setkę. Co zatem zrobić? Pisać czy zakończyć fragmenty z życia dręczonego faceta. Który nauczył się że mu się nie wierzy i który jeśli ma coś opowiedzieć musi robić to tak by nie wzięto go za wariata. Schizofrenika. Fantastę. Idiotę w rezultacie.
Życie w moim wypadku ograniczonego do minimum przez zasoby finansowe, zdrowotne i samopoczucie człowieka sprowadza się głównie do wszystkiego, co może zaoferować siedzenie przy komputerze lub w jego pobliżu. Mantry, ezoteryczną wiedzę, muzykę... filmy obecnie już mniej, zważywszy że bardziej efektywne jest w moim wypadku, oszukiwanego od dzieciństwa, będącego pod wpływem "duchów" człowieka, powtarzanie różnych dharani i odczuwanie drobnych kłujących pyłków wychodzących z mojego mózgu, będących później w gęstej warstwie uciskającej mózg. Pyłków które potrafią paraliżować, jak te które przechodzą od znajomych palących papierosy, ostre zimno które tak naprawdę nie tyle jest zimne ile paraliżujące tkankę nerwową. Pod gęstą warstwą oplątującą moje ciało - czasem czuję się "zeżarty", czy siedzący w "brzuchu Lewiatana" - wewnątrz "bytu" a raczej worka blokad przez które coś takiego jak demoniszcze potrafi przemawiać.
A czasem zgwałcić, zamieniając moje niewidoczne, ale odczuwalne ciało w kobiece, podrażnić łechtaczkę i bawić się moim kosztem. Gwałcić. W świecie "królestwa niebieskiego" z którego wszak Hitlera nie wygoniono, podobnie jak hitlerowców w ramach "wybaczającego wszystko i wszystkim" pseudokościoła katolickiego. Jak mi się wydaje, w tym "królestwie" dzięki tego typu postępkom panuje anarchia. Wszak władca stał się ofiarą wiszącą na krzyżu i nikt już nie nienawidzi duchów - potworów które dobierają się do małych dziewczynek i chłopców, ba nawet w obrębie kapłaństwa są oni ignorowani i tolerowani, co najwyżej przenoszeni w inne miejsce. Anarchia jednym słowem.
W związku z powyższym stwierdziłem że w żadnym z kościołów, budynków sakralnych, w których byłem nie ma chrześcijan. Są buddyści. Ale nie buddyści wierzący w słowa buddy, tylko klepiący modlitwy buddyści wierzący klerowi. Bo nie słowom Chrystusa. Przyzwyczajeni do kleru a nie do lektury i rozważania słów osoby której tak naprawdę się wierzy. O ile samemu przed sobą się nie kłamie i nie chodzi do kościoła tylko po to by policzyć pogłówne ściągane co niedzielę, pierwszego dnia tygodnia, od wierzących klerowi.
Mi pozostaje afirmacja "niczym nożycami parek tnę nici istnienia demoniszcza". Bo w okolicy nie ma naprawdę osób które by go zniszczyły. Do cna. Nie ma osób które ekskomunikowałyby ducha hitlerowca. Nie ma osób które pozbyłyby się z grona chrześcijan bierzmowanych satanistów. Magów. Faryzejskiego kleru podchodzącego tolerancyjnie do pedofilii i wybiórczo do słów Mesjasza.
Ja nie chcę istnieć w tym świecie i na tamtym. Żeby mnie ktoś źle nie zrozumiał. Samobójstwo nie jest tu żadnym rozwiązaniem. Wolę rozpłyniecie się na sposób buddystów. Bez powrotu w roli jakiegokolwiek buddy - niebieskiego czy innego. To przestało mieć jakikolwiek sens. Dla mnie. A dla innych? Inni nie mają dręczącego ich demoniszcza będąc oszukiwanymi przez lata i wierzącymi w oszukane zasady. Bo skoro kler wyznający przykazanie "nie kłam" kłamie to kto tu tak naprawdę miałby rządzić? Anarchia. Grupek. Pojedynczych bytów. Układów i układzików. Z zamkniętym na zawsze rozdziałem historii. Królestwa niebieskiego.
Buddyzm katolicki wszak ma wiele wieków tradycji. Kiedyś wierzono i powtarzano słowa "świętych" - "bodhisattwów" tej religii, czasem mniej, czasem bardziej zgodnych z rzeczywistością w której żyli (Czy ktoś pamięta ile wieków powtarzano że Ziemia jest płaska i którzy ze "świętych" to robili? Czy mylili się tylko w tej kwestii?), po templariuszach zaczęto mantrować modlitwy. Różaniec to wszak towar importowany przez przeklętych przez papieża templariuszy, ładujący właściwego egregora (jak mi się wydaje, a ja jako człowiek omylny jestem). Powtarzanie słów Prawdy. Mantrowanie. Buddyzm praktyczny - czyż nie? A kler katolicki osiągnął perfekcję sadyzmu konceptualnego każąc za karę po spowiedzi prosić o coś lub oznajmiać coś czyli się modlić (8 godzinne pieczenie na wolnym ogniu za karę po wyroku szefa templariuszy konceptualnym sadyzmem nie nazwę). Mantrować różaniec słowami które ktoś ułożył i które uznał za prawdziwe choć, jako człowiek był omylny. Za karę, nie w celu osiągnięcia oświecenia, wybłagania czegoś... Za karę po wyroku. I jak tu nie rozumieć podstaw upadku wiary. Trzeba być naprawdę zakłamanym katolikiem żeby nie rozumieć takich rzeczy.
Kiedyś modlono się krócej i zrozumiale. Słowami prawdy w którą się wierzono. Przynajmniej jeśli chodzi o ludzi prostych którzy przez lewe czy też prawe ramię rzucali za siebie garść strawy zawsze głodnym duchom. Kler wszak żył z łaciną, której wszystkich uczyć nie raczył, choć nakazywał wykuwanie na pamięć słów modlitw po łacinie...
Cóż. Obecnie rolę świętych wypełniają aktorzy, czy wyjące "panienki" (bo ze śpiewem to ciężko pomylić), którzy swego czasu byli poza nawiasem chrześcijaństwa, ludzie mają ich za idoli, opiniotwórców, wskaźnik egzystencji i postępowania. A ile czasu trzeba nad takim popracować żeby się zmienił i zaczął się interesować np. kabałą (jako poniekąd złośliwą wskazówką za co to wszystko). Zwłaszcza jak wybierze sobie artystyczny pseudonim religijny za który później obrywa w życiu to wiedzą tylko niektórzy. Niestety - Babilon wiecznie żywy.
A mnie boli głowa i nie chce mi się już pisać.
I tak nikogo nie obchodzi co wiem i co rozumiem.
Pogapię się na drzewo za oknem.
Jest bardziej sensowne.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Afterlife

Czy "anioł stróż" to faktycznie pokutujący samobójca - coś jak w filmie "Sok z żuka"? A może żeby dostać się do "królestwa niebieskiego" trzeba swoje odrobić przy śmiertelnikach?
W końcu to by było logiczne. Czyściec w tradycyjnym ujęciu katolickim jest mało praktyczny. Tłumaczyłoby to też dlaczego niektórzy mają się pod względem ochronki lepiej, a niektórzy gorzej - w końcu nie wiadomo kogo ma się za "anioła stróża". A nóż/widelec ma się kogoś kogo jeszcze trzeba dodatkowo pilnować, żeby swojemu podopiecznemu czegoś przykrego nie zrobił? W końcu czy "aniołowanie" jest dobrowolne czy przymusowe? A może chodzi tu o robienie kariery? Kto pilnuje pilnujących? Ach, żeby się miało jakieś pewniki...
Czyściec jako miejsce pozbywania się egoistycznych przyzwyczajeń? Żeby się ich pozbyć trzeba mieć czasem szczura doświadczalnego - np. niewierzące dziecko na którym testuje się różne metody ich pozbywania, po wgraniu najpierw programu egoistycznego samoluba. Trzeba mieć na kim ćwiczyć? Albo mieć wzorzec sposobów pozbywania się egoistycznych zachcianek? Nie znalazłem nic na temat tego jak w tym "ogniu czyśćca" pozbywają się duszyczki swego egoizmu. Na rzecz kosmopolitycznego komunizmu. Prawdopodobnie. W końcu jeśli nie jest się egoistą to działa się na rzecz innych, wspólnoty. A to jest wstęp do komunistycznego podejścia do życia. Z ofiarowywaniem innym swoich możliwości i pracy, poświęcaniem komuś swojego czasu i otrzymywaniu możliwości innych, ich pracy i umiejętności, poświęconego czasu. W świecie niefizycznym, gdzie ma się już tylko siebie, a pieniądze które się miało za życia nie znaczą nic.

sobota, 19 lutego 2011

Typologia

Demoniszcze jako program wymagający skasowania, kontrolujący opętaną osobę w celu zabawiania nasyłającego bytu, pseudoświadomy program z ograniczoną liczbą możliwości wyboru wypowiedzi, mający wywołać określone zachowania u ofiary. W tym określone wypowiedzi, czasem walkę prowadzącą do uwolnienia, czasem wymagająca błagań, modlitw do kogoś lub czegoś w celu uwolnienia po spełnieniu określonych warunków. W takim ujęciu demoniszcze nie jest i nigdy nie było tworem żywym, choć możliwe że wykształciło się na bazie żywej istoty.
Demoniszcze w tym ujęciu należałoby skasować jeśli chodzi o algorytm i anihilować strukturę na bazie której istnieje. Natomiast to, co się nim posługuje i wykorzystuje oraz obojętnych obserwatorów jego poczynań, trzymających się zasady nieingerencji i powstrzumujacych się przed powstrzymywaniem go, należałoby zamknąć w miedzianym nocniku na zamek z gumisiowej piosenki i melodii z Przygód Koziołka Matołka na okres odpowiadający kilku eonom. Bo to właśnie jest Demoniszcze Właściwe, nadrzędne do Demoniszcza Pospolitego czyli wspomnianego wcześniej programu.
Istnienie Demoniszczy Pospolitych zapewne jest potrzebne Demoniszczom Właściwym - psychotycznym sobiepankom, bóstewkom, pseudoaniołkom, pseudodemonom czy innym ufokom o mentalności socjolożek pierwszego roku studiów licencjackich zazdrosnych o penisa, w celu zachowania kontroli, zabawy, niedowartościowania i związanego z tym konieczności oddawania im czci i byciu im posłusznym. Podczas gdy jedynym rozsądnym wyjściem i do tego sprawiedliwym byłoby zniszczenie wszystkich opętujących i kombinujących z opętaniami bytów.

czwartek, 17 lutego 2011

Anihilacja

Przejrzałem sobie jedno z wielu forum, na którym dzieci piszą o klątwach. Względnie uważający się za dorosłych ludzie. Czasem są to nastoletnie siksy które nie lubią pani z matematyki i rzucają klątwy żeby coś im się stało, a im, w zależności od ich osobistych systemów wierzeń i ochrony, coś się dzieje lub nie. Zapewne tym osobom obojga płci wydaje się czasem że najgorsze co ich w życiu spotka to niedostateczny za brak ich wiedzy i umiejętności logicznego myślenia. Nie tylko na polu matematyki. A przecież istnieją kraje gdzie obcinają łechtaczki małym dziewczynkom w imię jakiejś religii.
Myślę, że gdyby prawdziwie wierzący w Allacha człowiek, który uznaje Mahometa za proroka, i uznał Chrystusa jeśli nie za Mesjasza, to proroka, to zważałby na to co robi z dziećmi. Czy Mahomet uznawał Chrystusa, jeśli nie za Mesjasza, to za proroka? Tak czy inaczej, nikt chyba nie chciałby kastrować Mahometa w dzieciństwie, co przyzwalali robić dla pięknego głosu kościelnych chórków co poniektórzy "kapłani" wyznający Tego który stwierdził że co uczynią dziecku, to uczynią Jemu. Sąd zapewne zależny jest od tego co ktoś uczynił, a za kastrację Chrystusa odpowiedzialny wydaje się być zezwalający na to katolicki kler, pod patronatem rzymskiej wilczycy, niepokalanej Jezusem dziewicy Babilonu.
Mahomet z początku nie uważał że rozmawia z aniołem, a tylko z bytem którego uważał za złego. Widać coś mu zrobił, skoro miał takie wątpliwości. I wcale mu się nie dziwię. Udowadnianie że istnieje ktoś dobry najpierw szkodząc całe życie człowiekowi, a potem każąc mu udowadniać w jakiś sposób swoją wierność Bogu wskazuje tylko na perfidię i szatańską złośliwość. Dlaczego szatańską? Bo prowadzącą do łamania 10 przykazań. W tym "nie zabijaj" w imię jakiejkolwiek religii. W imię Boga, który tak stworzył świat że, pominąwszy bliźnięta jednojajowe, każdy ma inny genotyp. Czy każdy ma rację? Nie. Ale po co zabijać jak nie ma? No i jak to ma się do 10 przykazań, które dane były na piśmie. Niestety o Bogu nie da się dużo dowiedzieć z rozmów z bytami podającymi się za anioły, bo ogólnie mówiąc prowadzi to do mordowania się między ludźmi w imię jakichkolwiek idei i poglądów. Jeśli człowiek jest inteligentny i przyjmie że Bóg stworzył świat, zasady m.in. fizyki i biologii to powinien zrozumieć że każdy jest inny, co nie oznacza że jest zły. Czasem to co czyni jest złe, ale tu pojawia się problem kary. Biblijny Stwórca nie zabija Adama, nie zabija Kaina tylko skazuje ich na wygnanie. Po co więc więzić politycznych dysydentów? Więzić i torturować? Względnie morderców? Wygnajcie ich. Niech inni się przekonają, jacy oni naprawdę są. To nie są wasi bracia. Może jak sobie coś samodzielnie utną to udowodnią że są waszymi braćmi. Wszak takie podejście miał Jezus Chrystus, jak wynika z ewangelii. Tylko niestety nic nie wspominał o ich dzieciach.
Gadanie o religii to jak dla mnie, efekt wtórny ciągłego naporu "szarej strefy" która jest poza Bogiem, która ma z Bogiem tyle wspólnego co wychodzący z ciała zwolennik OOBE który nie wrócił do ciała fizycznego. "Szarej strefy" wyniszczającej i pragnącej podawać się za mistrzów, anioły, oświeconych itd., a tak naprawdę działającymi tylko zgodnie z własnymi poglądami na politykę i moralność. Odciągającymi od dzieła Stwórcy. Zasad fizyki, matematyki Istnienia. Jego biologii. Znajomości własnych możliwości i reguł Istnienia. Wykorzystującą dzieci i dorosłych i bawiących się w zmianę ich przekonań przez ludzi pod ich wpływem. Po to by się mordowali w imię gadającego ducha, bożka który nigdy nie miał nic wspólnego z boskością. Który coś wie i odciąga innych od zdobycia tej wiedzy. I choć niektórzy zawsze będą uważać że człowiek nie dorósł do pewnej wiedzy to zawsze ktoś inny będzie uważał inaczej. Różnorodność. Niekoniecznie dualizmów. A żeby być człowiekiem - nie powinno być wpływu tej "szarej strefy". Wykorzystywanie dzieci? Anihilować takiego ducha który zacząłby coś z tym kombinować. Dlaczego anihilować lub palić? Bo jak mu się coś obetnie to potem i tak zmienia formę i bawi go podejście naiwnych którzy myślą że zrobili mu krzywdę. Po szatańskich "zabawach" które fundował mu przez większość życia, kosztem człowieka tracącego nadzieję na cokolwiek i stającego się coraz większym pesymistą, a raczej dobrze poinformowanym realistą, ma się nagle pojawić "aniołek" czy dobry duszek który będzie przekazywać prawdę o Bogu? Żałosne. Gdyby jakikolwiek taki naprawdę istniał już dawno zniszczyłby opętującego potwora, a człowiekowi dałby spokój. Gdyby go to obchodziło. Gdyby istniał. Niestety chrześcijańskich duchów jakoś tu nie zaobserwowano. Palących duchy-potwory, bez względu na przekonania ludzi pod ich wpływem. Bo one nie są ani zimne ani gorące. Tylko doprowadzające do braku nadziei. Beznadziejne po prostu.
A demoniszcze przed tym powinno się zamknąć dodatkowo w miedzianym nocniku w zamknięciu na gumisiową piosenkę i melodię z przygód Koziołka Matołka. Na moją pamiątkę.

środa, 16 lutego 2011

Korzonki

Siedzę, słuchając płyty Sitra Ahra Theriona. Czuję przepływ chłodu i poddającą się barierę energetyczną przy mej prawej dłoni. Palce złożone w oczyszczającą mudrę czują chłód, cienkie snujące się warstwy blokad i drapiące osady na ich powierzchni suną po opuszkach palców. Grubsza warstwa tuż pod skórą na czaszce zdaje się watą w którą wbijają się chłodne energetyczne strumyki, przenoszące je do mych dłoni, wraz z fragmentami drapliwych fragmentów tego, co znajduje się w czaszce. Czuję zagęszczoną warstwę odkładającą się od wewnątrz na gałkach ocznych, z tyłu oczodołów, delikatny nacisk na mięśnie i ucisk na nerwy. I chłód przebijający się przez blokady do wnętrza głowy od jej czubka. Sunące po płacie czołowym, mieszające zawartość wnętrza.
Wyobrażam sobie swoją formę jako tworzącą świetliste kosmki, korzonki wzrastające i wychodzące na zewnątrz z mojej głowy, łączące się z zewnętrzem. Niczym korzenie drzew łączących się niewidocznie pod ziemią. Patrzę umysłem w cztery strony świata, jednocześnie, bez oczu.
Bez demoniszcza.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Oko beholdera

Czasem trzeba uważać na to kto patrzy. Słucha. A czasem gdzie się pojawia i komu zdaje relacje. Trzeba uważać na swoich "aniołów stróży", zważywszy na to, że nigdy nie wiadomo z której strony się oberwie za to co się powie lub zrobi. Albo czego się nie zrobi, lub nie powie. Tak naprawdę to i tak nie ma znaczenia. W końcu... Co mi zależy.
Dawno, dawno temu w tej galaktyce i znanym układzie planetarnym, wierzono w magię o wiele bardziej niż teraz, a nawet praktykowano ją i wszelkie jej zabójcze aspekty. Zabijano magią, niszczono innym życie, wywoływano choroby... Jak? To nie jest ważne w tej chwili, ważne że działało. I nadal działa, bo to jest wbudowane w naszą rzeczywistość. Przy czym praktykujących negatywne aspekty pojawia się coraz więcej, po wcześniejszych pogromach które niszczyły wiedzę "jak", a z tym powraca znajomość sposobów mordowania bez śladu. Doprowadzania do kalectwa. Niszczenia życia. A w takich warunkach życiowych, około dwóch tysięcy lat temu pojawił się Jezus. Pominąwszy opowiastkę o gwiazdach, królach czy mędrcach i niepokalanej Jezusem dziewicy, swoimi naukami zrobił wrażenie na kilku facetach, którzy zaczęli gromadzić wokół siebie wyznawców.
Jakie mieli zadanie? Leczyli. Oczyszczali. Nauczali. To nie było pierdzenie w obecny stołek biskupi i mówienie tego czego się nauczyło o Chrystusie czy cytowanie faryzejskich pism. To było życie wśród wiernych, m.in. z żoną. Oni zajmowali się ochroną przed działaniami magów z rodzaju Szymona Maga. Jaka była za to cena? Pozbycie się całego majątku i oddanie go na rzecz komuny do której się przystępowało. Zamkniętej grupy dla innych osób. Chrześcijańskiej komuny. Zbiorem chrześcijańskich komun, które apostołowie nazywali razem kościołem.
W tych komunach, jej członkowie mieli tyle samo i wspólnie pracowali dla jej dobra.
Biskup w tych czasach leczył, oczyszczał i nauczał. Chronił wiernych przed chorobami, atakami duchów, "mrocznych sił" i tym podobnych. Naprawdę warto było być chrześcijaninem w świecie bez antybiotyków, tabletek itp. gdzie nakładaniem rąk naprawdę leczono z trądu.
Dlaczego Pio i inni stygmatycy krwawili/krwawią? Bo katolicy, protestanci i inni w pierwszym rzędzie skazali Chrystusa na krzyż. Wiara świętych jest tak wielka, że oddziałujący na nich egregor, wiara tego egregora wywołuje rany. Co by było gdyby Jezusa czczono jako buddyjskiego Zwycięzcę? Gdyby symbolem chrześcijan nadal była tylko i wyłącznie ryba? Budda coś mówił o prawdzie. Czasem trzeba zrozumieć podstawy wiary, żeby zrozumieć błędy swoje i innych. Wiarę w nauki egalitarnych potomków władających komunami, którzy nie chcieli wypuścić władzy z rąk, potomków szlachty w różnych wiekach, która nie chciała oddawać władzy i być równiejsza wśród równych w chrześcijańskich komunach, w których oddawano cały majątek na potrzeby wszystkich. Czy też może egregor wilczycy, matki Rzymu, wziął górę nad niektórymi parweniuszami? I zdominował życie ich i ich ofiar? Odbierając zdolności leczenia, zdolności języków, nauczania...
W końcu kogo w takiej sytuacji obchodziła prawda, skoro papieskie i biskupie bękarty zajmowały przygotowane synekury i nauczały podbijane narody męczeńskim krzyżem? Bo o rybie nie myślano.
"Dzieci i ryby głosu nie mają"?
Może Internet coś zmieni.
W każdym razie dziś demoniszcze prawie nie dało znaku istnienia, dzień należy zatem zaliczyć do udanych. I tak wiem że ktoś Patrzy. Okiem niekoniecznie polakierowanego beholdera.

piątek, 11 lutego 2011

Ironia

Przed chwilą w wiadomościach podano, że polski kierowca rajdowy, pracujący w barwach obcokrajowej firmy, sygnujący swym nazwiskiem sieć sexshopów poprosił o relikwiarz z kroplą krwi i fragmentem szaty arcykapłana niepokalanej Jezusem dziewicy, który z kolei był zdecydowanym przeciwnikiem antykoncepcji. Oczywiście otrzymał, czego sobie zażyczył.
I jak tu nie wierzyć w Pana?
Tego z różkami i ogonkiem.

środa, 9 lutego 2011

Informacyjnie

Jak wyglądały pierwsze społeczności chrześcijan? Otóż pierwsi chrześcijanie cały, ale to całkowicie cały majątek sprzedawali, jeśli oszukiwali przy tym to padali dosłownie trupem - jak uczy Biblia, po czym oddawali wszystkie pieniądze do wspólnoty zarządzanej swego czasu przez apostoła. Wspólnota ta w zależności od potrzeb jej członków korzystała ze wspólnego majątku. Czyli krótko mówiąc jeśli chodzi o system polityczny, żyła w realnym komuniźmie. A komunistów wyklął, nie zwracając uwagi kto nimi był i jakie jednostkowe poglądy miał, eks-papież Pius XII. Czyli m.in. wyklął apostołów z kościoła katolickiego.
Czyż to nie zabawne?
Że ekskomunikowano świętych kościoła katolickiego z kościoła katolickiego? I nie potępiono wyznawców nordyckich bogów, wyznawców nadczłowieka, morderców milionów?
Co stało się gdy któryś z przedstawicieli kleru zaczął czcić mamonę i swoją władzę nad ludźmi w swej wspólnocie, uważając że jest najmądrzejszy i nieomylny, oraz że nic mu się nie stanie, skoro jako jedyny np. umie czytać i przekazywać wolę Mesjasza? Pojawił się imperator, żerujący na ludziach, którzy dzielili się całym swym majątkiem z innymi.
Patriotyzm? Nie oddawać ani piędzi ziemi obcym mocarstwom? Watykan jest obcym państwem. Mocarstwem. W takim ujęciu, jego przedstawiciele nie mają prawa do żadnej Polskiej ziemi. Gdyby krzykacze w rodzaju aktorów - Kaczyńskich rozumieli podstawę chrześcijańskich komun i wierzyli Biblii i słowom mesjasza, zostaliby komunistami. Wierzącymi w Boga i Mesjasza komunistami.
Czy ktoś pamięta że aktorów wyklinano z kościoła katolickiego?
Czy ktoś pamięta że św. Paweł przeklął każdego, kto ruszy choćby jedno słowo w biblii?
Czy ktoś pamięta za co przeklęto M.Lutra?
Tłumaczyć do woli? Nie. Nauczać języków oryginału. Zsiąść z troników biskupich, obuć się w sandały i uczyć, nie celebrować. Uczyć. Bo tu nikt nie zna hebrajskiego czy greki, a łaciną nazywają wulgaryzmy.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Eksterminacja

Co jest podstawą religii?
Wiara w Boga.
Stwórcę.
Który w ten czy inny sposób stworzył człowieka. Choćby na drodze ewolucji, a przynajmniej stworzył zasady fizyki i możliwości percepcyjnego ich poznawania. Jego świadomość. Umysł.
Czy Bóg chciałby by człowiek był opętany, ogłupiany i niszczono mu zdolnośc rozumowania oraz percepcyjnego poznawania rozmaitości świata w którym funkcjonuje człowiek?
Gdyby tego chciał to tej rozmaitości po prostu by nie było. A człowiek nie miał żadnych zdolności percepcyjnych. I rozumowych.
Co zatem zrobić z opętaniami? Moim zdaniem opętujace człowieka duchy nalezy anihilować, "wrzucać w ogień" jak to ujął Chrystus (wszak pojęcia anihilacji raczej nie znał), bez względu na to, jakiego wyznania jest dany człowiek (w tym ateizmu itd.). Wyganianie, egzorcyzm to tylko odraczanie i skazywanie kolejnego człowieka na cierpienie. A cierpienia i tak jest wystarczająco dużo na tym świecie. Opetujący duch wszak niszczy istotę człowieczeństwa - wolną wolę. Przynajmniej w takim zakresie jakim dysponuje dany człowiek. Bez względu na jego rozwój, opętanie zawsze doprowadza do ograniczenia jego woli, swiadomości, rozwoju. Czasem pozostawiając tylko widmo dawnego "ja". W ekstremalnych wypadkach wpływając na otoczenie tak, że nawet nie wierzy w opętanie danego człowieka. Pozostawiając go samotnego z cierpieniem w które mu się nie wierzy, sądząc po pozorach.
A ja mam problem bo tego nie umiem. Bo w wyniku opętania niszczono mi świadomość, ściągano nieszczęścia, zabijano moją wolę, wiarę we własne możliwości, zdolności koncentracji na jednym zadaniu, trwaniu w czymś stale. Ja tego nie umiem, ale to nie znaczy że nikt tego nie umie. Myślę, że każdy, kto nie jest opętany lub wyniszczony to potrafi. Choć w różnym stopniu, wynikającym choćby z wyszkolenia lub jego braku i właściwych sobie cechom,wynikającym z różnorodności puli genetycznej pozwalającej przetrwać w tym świecie.
Wiecie co jest smutne z mojego punktu widzenia osoby dręczonej przez demoniszcze, które najwyraźniej uważa się za wyznawcę Boga mówiąc że przychodzi od ojca czy wołając Jezusa? Że nikt go do tej pory z tych wszystkich "duchów" które słyszałem nie załatwił ostatecznie. Zapaskudzenie energetyczne to wszak nie najgorsze co może człowieka, dziecko - ateistę - spotkać z rąk ducha - hitlerowca, który nie został wyklęty, a który nominalnie pozostaje (pozostawał) chrześcijaninem, pomimo wiary w tych wszystkich umizgów do nordyckich bogów. Z których Thor prawdopodobnie pierwszy walnąłby młotem w takie indywiduum kryjące się pod osłoną katolickich klerykalnych przekonań.
Czy mam wezwać wszystkie bóstwa po imieniu by stała się sprawiedliwość? Ile wezwałem do tej pory?
A może to tylko przypadek choroby psychicznej nie warty wzmianki?
Który stłumi się psychotropami tworząc potulne warzywo, na życzenie pseudolekarzy którzy z psychiatrów którzy potrafili rozwiązywać problemy, stali się fanami farmacji, nie mając ani dogłębnej wiedzy o długofalowych efektach swoich terapii, ani o usuwaniu źródeł problemów miast tłumieniu ich objawów.
Czy byłem tylko dzieckiem które nie mogło być ateistą?
Myślę, że w ramach prawa do bycia ateistą, należałoby zacząć właśnie od anihilacji wszystkich duchów. Jak leci. Bo jak na razie żaden z nich nie wykazał się odrobiną wiary ani w słowa Chrystusa, ani zdolnościami do rozumowania względem opętujących dzieci duchów. Bez względu od ich wyznania, rasy, płci czy narodowości. Pod tym względem, muszę stwierdzić, że w moim mieście nie ma chrześcijańskich duchów, ani nawet duchów które mają cokolwiek w sobie z człowieczeństwa. Zatem, jak muszę to stwierdzić, żaden z nich nie jest wart ani raju, ani królestwa niebieskiego, ani czegokolwiek w tym względzie. Wiecznego cierpienia też nie. Zatem pozostaje bezwględna eksterminacja. Na własne życzenie opętujących bytów.
Lub miedziany nocnik, na tysiąclecia.
Czyściec to wymysł idiotów, podobnie jak piekło w ujęciu tradycjonalistycznym.
Niszczy bardziej żywych, niż wielu martwych, którzy powinni zostać zniszczeni.
A kogo obchodzi w co wy wierzycie?
Klucz do Biblii? Kryje się w logice, rozumie, zdolności skojarzeń i doświadczeniu opętania. Inaczej po prostu wierzy się klechom, wszelkich wiar, którzy czesto nie wierzą w nic, poza swoim prawem do wyzysku biednych naiwnych owieczek i prawem względem rozkazów do niszczenia żywych ludzi. A duchy? Są martwe?
Powinny.
Począwszy od "demoniszcza".
A wiecie co jest smutne?
Że wybaczacie potworom, wykorzystującym wybaczenie naiwnych dla własnych korzyści.

środa, 2 lutego 2011

Dzień świstaka

"Oświecenie" które jest osiągane drogą bezpośredniego przekazu nie jest oświeceniem. To tylko tworzenie odtwórczego umysłu, wyniku bez znajomości równań, który nie rozumie procesu do którego dochodzi w umyśle oświecającego. Proces oświecania powinien zatem zawierać w sobie pytania które potrafiłyby wywołać określone skojarzenia bez podania gotowej wiedzy na dany temat.
Różnica między oświecającym prawdziwie oświeconym a będącym pod wpływem bytu ujmijmy to "oświecającego" jest taka, że w pierwszym wypadku przekazywane jest to, co chce oświecony człowiek, w drugim, to co chce byt. Zwłaszcza że człowiek może być wówczas już tak zniszczony, że nie jest w stanie mu się oprzeć. Temu właśnie służą tzw. "klifotyczne przemiany", które w ostateczności dają wrak człowieka przez którego przemawia to, co nie jest nim i czego tak naprawdę nie chciał, który nie ma wtedy świadomości tego co napisze, albo dlaczego to pisze.
Jednym z wielkich klamstw idiotów podających się za magów, okłamanych przez przekazy ukrywających wiedzę (zarówno z czystej złośliwości, jak i w ramach ochrony dostępu maluczkich rozumków do wiedzy, która wynikać winna ze zrozumienia, a nie z przekazu - który, bez krytycznego myślenia i rozumowania jest w stanie zafałszować prawdę przekazywanych informacji) jest to, że istnieje coś takiego jak "odwrócone drzewo życia". Efekt uzyskany dzięki temu co jest tak nazywane, to życie w biologicznej formie z martwym umysłem bez celu, programowanego przez zdarzenia implikowane zewnętrznym bytem.
Takie twory niekoniecznie powstają na własne życzenie przez oszukanych "satanistów". Takie twory czasem tworzą się w trakcie opętań samotnych, opuszczonych ludzi, do których nie przychodzi nikt, poza złośliwymi, lucyferycznymi, oświecającymi bytami, które najpierw niszczą człowieczeństwo, a potem robią za "anioły" i bawią się stosując zasady starotestamentowe względem dręczonych ludzi. Których umysły tkwią w pustce bez formy. W mroku, na wygnaniu, wśród energetycznych blokad i złośliwie założonych "osłon" działających jak blokujące wszelkie światło bariery, w społeczeństwie, które podobno tak bardzo kocha innych ludzi.
"Ścieżka prawej ręki"? Żałosne kłamstwo dotyczące przejmowania przez "bóstwo" ciała człowieka i dawania mu "mocy" jeśli jest mu wierny. Zwłaszcza gdy "bóstwem" okazuje się złośliwe bydliszcze o lucyferycznej proweniencji. Bo z przejmowaniem i tą mocą jest tak, że nie jest się wtedy sobą i nie robi się tego co się chce, i zazwyczaj nie jest się tego świadomym choć ofierze wydaje się, że właśnie tego chce. Tu niestety obowiązuje informatyka pól elektromagnetycznych nakładanych na pole człowieka, czasem będącymi silniejszymi od jego standardowych częstotliwości. A skupione, programowane latami, egregorialne pola chi mają swoją siłę. W każdym razie masz moc tylko i tak musisz robić, niby dobrowolnie, co chce "bóstwo", lub "reguła", czasem wymyślona samodzielnie. Franz Bardon to przykład maga którego najpotężniejsze zaklęcia i osobista znajomość "aniołów" nie uchroniła przed NKWD.
"Ścieżka lewej ręki"? W następstwie wyniszczających psychikę i własną osobowość działań nakierunkowujacych na jeden typ światopoglądu pseudomagicznego, ofiara staje się podatnym "demonem" działającym zgodnie z tym, co mu się wydaje ze powinien robić "demon". Leworękowiec myśli że coś osiąga bo ma wpływ na innych i mu się udaje ich niszczyć, lub wykorzystywać dla swoich celów. Co niestety jest żałośnie śmieszne i nieporadne dla bytu który wymyślił tę całą historię dwóch rąk. Dla którego wywołanie psychozy prześladowczo-maniakalnej staje się tym łatwiejsze, im więcej "stopni wtajemniczeń" zdobywa. Kether w tym układzie jest mądrością opętującego bytu który sobie drwi z maga i go oświeca, po czym pozostawia na żer słabeuszy którzy nigdy nie przeżyli koszmaru "osiągnięć", choć do tej pory go chroni. Zwłaszcza przed rozsądnym, samodzielnym myśleniem (bariery etc.). Z bardziej znanych ofiar tego typu myślenia jest A.Crowley, który pod koniec życia był praktycznie wyrzutkiem, podatnym na wpływy najbardziej prymitywnych seksualnych popędów z mitem o "magii woli".
Jak by na to nie patrzeć, to w pierwszym i drugim wypadku zostaje się zniewolonym poglądami, że coś trzeba poświęcić żeby to uzyskać. A Bóg przecież kocha wszystkich i wystarczy bardzo chcieć i myśleć o tym co się chce.

wtorek, 1 lutego 2011

Duchy

Duchy przyglądające się opętanym i nie niszczące ich ciemiężycieli są bliższe zwierzętom niż jakiejkolwiek świadomej istocie. Za przeproszeniem dla zwierząt które często trzymają się w stadach i gromadnie bronią. Potworności skrywające się za pseudokomunią czasem wiążą ze sobą bardziej potwory niż ludzi. Jako ofiara opętania i dręczenia uważam że tego typu duchy należy zniszczyć do cna, a każdy kto im się przygląda i popiera jest za głupi by istnieć. Jak zniszczyć? A skąd mam wiedzieć po latach ich wpływów i niszczenia? Ogłupiania przez niewidzialne potwory wśród niewidzialnych potworów. Dla rozrywki potworów.
Anioły? Bajki o gadających zwierzętach są bardziej prawdziwe niż historyjki o ich bezinteresownej pomocy. Egzorcyzmy? Ducha trzeba dobić skoro już jest martwy, a nie wyganiać jak kogoś opętuje.
Chrystus jasno się wyrażał o wrzucaniu do ognia, bo zapewne nie znał słów totalna anihilacja względem duchów. Wieczne cierpienia to wymysł katolickich sadystów. Jak się zrobiło czystki w ezoterycznych światkach to parę wieków był spokój. A potem zaczęto przesadzać z "miłosierdziem bożym". A to co opętuje, każdy szanujący się chrześcijański duch powinien niszczyć gdy tylko coś takiego zobaczy. Bez względu na to czy to duch maga, czarownicy, podglądacza w ramach oobe, ufo, demona czy cokolwiek innego - co każdy świadomy swojej wiary w słowa Chrystusa powinien niszczyć jeśli tylko jakowyś "byt" opętałby kogoś lub skłaniał do tego w jakikolwiek sposób.
Nie pozwolisz żyć czarownicy (obojga płci), zanim ta stanie się trudno uchwytnym niszczącym innym życie, żerującym na ludziach, koszmarnym duchem, co w czasach Potteromani oraz fanów wampiryzmu rozumiejący biblijne prawa rozważyć wkrótce powinni, no chyba że znowu ograniczy się i spłucze część populacji nie będącej racjonalistami względem zdolności swoich umysłów. W złotym wieku najwidoczniej było za dużo marzycieli sądzących że nic się nie stanie jak sobie "poczarują" i za dużo wybaczających w czyjeś imię pseudomiłosiernych głupców. I tak zakończył się złoty wiek, a wieża runęła.
PS. Z uwagi na opisy M.Lutra który twierdził że "bóg go chronił przed atakami" chciałbym zauważyć że moje demoniszcze też się raz broniło gdy coś usiłowało je wyciągnąć waląc w moje ciało eteryczne - nieskutecznie chciałbym dodać - ale z mojej strony to bardziej świadczy o opętaniu/nawiedzeniu (jak kto woli) wywołującym myśli na temat praw Mojżeszowych i czego one tak naprawdę dotyczą - takie lucyferycznie oświecające. Stosów najwięcej płonęło dzięki protestantom. I jak tu nie mówić sobie OM.