piątek, 30 września 2011

Etapy

Etapy działania duchów.
  1. Dręczenie, wpływanie na wolę, doprowadzanie do upadku, wyniszczanie i odciąganie od ludzi.
  2. Uświadomienie istnienia "ducha" - dręczyciela.
  3. Nawracanie - wypraszanie "uwolnienia" przez daną osobę.
  4. Uwolnienie naprawdę wierzącej osoby że akurat X do którego się zwróciła pomógł - w tym momencie nie jest zwykle świadoma jak się nią manipulowało, natomiast święcie wierzy że to zasługa X że jest wolna.
  5. Dręczenie następnej osoby/bawienie się życiem kolejnego dziecka domomentu kiedy zaczyna w coś wierzyć, przy totalnym ignorowaniu problemu przez lokalnych rezydentów świątynek.
Jeśli punkt 2 nie ma miejsca, dana osoba przez długi czas, nawet do śmierci, może nie być w stanie rozumieć, że cokolwiek na nią wpływa - zmieniając pole elektromagnetyczne mózgu i nakładając informacje z zewnątrz na świadomość człowieka, często w sposób destruktywny (ale nie zawsze, w zależności od oczekiwań).
Punkt 3 jest interesujący z prostego powodu, że przekonania kto ma pomóc najczęściej pochodzą od samego ducha - co czasem jest w jawnej sprzeczności z przekonaniami ofiary, która drogą postępujących zniszczeń, zmiany świadomości ma się "nawrócić" by być przykładnym czcicielem X chwalącym łaski i będącym przykładem dla innych. Podczas gdy kolejna ofiara zaczyna być dręczona przez to samo.
Jaki ma wybór? Czasem niewielki, czasem zbyt duży. Kwestią zabawy dla demoniszcza w tym momencie jest prowadzenie przez różne poglądy, by w ostateczności pozbyć się każdego z nich, przez odejście od własnych zainteresowań ofiary na rzecz zainteresowań samego demoniszcza, odsunięcie od ludzi i rzeczywistego świata na rzecz imaginacji o tym świecie.
Nawracanie "nieudane" skutkuje tym samym co nieświadome życie "pod wpływem" w punkcie 1 i kończy się - śmiercią, może tylko zbyt szybką. Po której następuje punkt piąty.
Gdyby faktycznie ktoś "po tamtej stronie" chciał to definitywnie zmienić, to już dawno nie byłoby żadnego demoniszcza, a piekło za życia byłoby iluzją. A demoniszcza faktycznie bałyby się kary "krzyża", a nie robiły sobie coraz częściej żartów, wraz z odchodzeniem kolejnych pokoleń które jeszcze "wrzucały w płomienie" tego typu duchy. Przynajmniej jeśli chodzi o rzeczywistych chrześcijań.
Bo obecni pewnie będą podnosić nosy, twierdzić że to cudza wina, i wierzyć w miłość jak coponiektóre z bytów które nie miałem wielkiej przyjemności słyszeć, a które najwyraźniej samego demoniszcza zostawiają w spokoju.
Dlatego z mojego punktu widzenia piekło jest wieczne. I podejście buddystów do problemu sensowne - jak wszyscy będą mieć realne podejście buddy do problemu to nie będzie komu robić za demoniszcza w przyszłości to i piekła nie będzie. Wiara, że po tylu latach jeszcze mi coś pomoże, podczas gdy podobno żyję w "katolickim" i "chrześcijańskim" kraju jest złudna - gdyby faktycznie były tu jakieś realnie chrześcijańskie duchy, problemu by nie było. Nie takie które poddają się słowom papieży, biskupów czy księży, wysłuchują ich kłatw i życzeń, tylko które faktycznie odnoszą się do słów Chrystusa i jego podejścia, choćby do samarytanina który najwyraźniej był lepszym chrześcijaninem niż niejeden papież, pomimo że Chrystusa nie wyznawał (jakiej wiary był chłopiec którego wskazywał Chrystus mówiąc, że co jemu uczynicie mi uczynicie, najwyraźniej nie było warte wzmianki, czyli - nieważne, tak samo jak wiara tych których oczyszczał). Nie duchów które mordują za wiarę w IHVH lub kogokolwiek innego. Ale to krótko mówiąc te samo podejście które było przed Chrystusem "między światami". Nie ma duchów które na codzień pilnują uczniów Chrystusa i obserwują czy aby w pobliżu nie kręci się jakieś demoniszcze. Nie. Teraz łącznie z nimi siedzą sobie wygodnie w parafiach i kuriach i oczekują poddańczych hołdów, raz do roku symbolicznie chodząc "po ludziach" w celu "oznaczenia" domu który złożył daninę i który zapewne według ustaleń - demoniszcza sobie mają darować jeśli chodzi o pobyt. To się nazywa system który należy złamać.
Piekło z kotłami i diabłami wrzucającymi do nich "grzeszników"? Ten kto wymyślił tę kwestię pomylił wieczne cierpienie z własnymi pragnieniami zadawania komuś bólu, z chęcią bycia "diabłem" torturującym innych, komuś kto w zasadzie nie ma co liczyć na "wieczne życie", co wiąże się jednocześnie z brakiem szans na wieczne cierpienie w piekle. I przemijalnością jego poglądów. Śmierć jest ostateczną karą. Dla dręczących duchów też. Dla niektórych jest wyzwoleniem. Właśnie od nich.

czwartek, 29 września 2011

Ad acta

Niniejszym, w imię Jezusa Chrystusa, oraz własnej ofiary, ściągam bezprawną klątwę Grzegorza XII na Naród Polski oraz znoszę ekskomuniki Kaliksta III oraz Piusa II.

środa, 28 września 2011

Marudzenie

Jak wyglądałby świat gdyby wytępiono wszelkiej maści demoniszcza? Lub zamknięto w "miedzianych nocnikach" na okres który odpowiada ustanowionemu prawu karnemu w kompletnej izolacji od jakiejkolwiek informacji.
Gdyby lokalni rezydeńci światynek zajmowali się poza obserwacją, również tępieniem w okolicy pojawiających się bytów wchodzących nieproszenie do ludzkich domów.
A może to tylko kwestia nieopisanych zasad jakie obowiązują? Zasad które najwyraźniej mają się nijak do normalności, czy do jakiegokolwiek boskiego prawa? Obowiązują stronnictwa bytów wokół, a ludzie... Ludzie mają się słuchać albo cierpieć. Słuchać i wierzyć w coś co ma się nijak do rzeczywistości.
Filozofia wypędzania do zwierząt duchów czy też przepędzania ich z miejsca na miejsce lub do wyimaginowanego piekła mija się z celem. Nigdy nie wiadomo gdzie trafiają i gdzie się później pojawią. Dlatego pierwszoplanową rolą w takim ujęciu osób które są związane z jakimkolwiek kapłaństwem powinna być zdolność do skonkretyzowanego zamykania opętańczych i dręczących duchów. Brak tej wiedzy jest równoznaczny z poddawnaniem się polityce innych bytów, które, jako że najwyraźniej nie likwidują dręczycieli, wyniszczających psychicznie fizycznie ludzi - zarówno dzieci jak dorosłych. A poddawanie się polityce "duchów" oznacza brak jakiejkolwiek kontroli nad tym co się dzieje "po drugiej stronie".
A druga strona najwyraźniej coraz bardziej wypełnia się egzystencjami magów, wiedźm, czarownic, hitlerowców, religijnych fanatyków którzy najwyraźniej robią sobie co chcą. Bawiąc sie kosztem ludzi żyjących w pobliżu kościołów z rezydującymi tam bytami, które najwyraźniej otumanione miłością zapomniały o wrzucaniu coponiektórych w ogień i likwidowaniu na miejscu. Choć zważywszy na poglądy polityczne ofiar - dzieci zapewne przyklaskiwały niszczącym działaniu swoich pobratymców, zapominając że "cokolwiek uczyni się dziecku, uczyni się Chrystusowi". I to nie tylko mnie osobiście, parę przypadków z okolicy poznałem osobiście, choć nie zajmujących się magią na tyle, by zrozumieć co się tak naprawdę z nimi i ich rodzinami działo (choć zapewne pozostawione materialne ślady na drzwiach u znajomego przez rozbawionego ducha doprowadzającego do narkomanii mogłoby o czymś świadczyć). Dzieci które wzywały szatana i rzucały klątwy na sąsiadów i kolegów (zapewne pod wpływem ekskomuniki ich rozdziców przez przeklętego Piusa XII który oddał całe pokolenie pod kontrolę szatana, pozostawiając morderców milionów w gronie swych braci oraz otworzył drogę do nazywania interpretacji i tłumaczeń "świętym pismem") jakoś później bez problemu były bierzmowane i nie miały tyle problemów w życiu co ja. Jedyna osoba nie uczęszczająca nigdy na lekcje "religii".
Ale za to osoba, która dzięki gnozie stwierdziła że trzeba by wyjaśnić konieczność istnienia coponiektórych z przykazań Mojżesza. Dzięki empirycznym doświadczeniom swego życia i podejściu duchów, które co prawda potrafią leczyć, ale pozbyć się dręczących potworów najwyraźniej nie potrafią. Może dlatego że demoniszcza wybierają osoby które mogą być mądre, ale nie podporządkowują się zausznikom lokalnych rezydentów i tępią je niemiłosiernie.
Powinienem się zabić, nie dlatego że nie mogę zyć, ale dlatego że primo ani po tej ni po tamtej stronie wieloletnie dręczenie nikogo nie obchodzi - po tej uważa się że odgonienie wystarcza, po tamtej najwidoczniej lepiej być dręczącym potworem, który może robić co chce bo i tak nikt go nie zlikwiduje. Secundo, nawet jeśli udaje mi się jakoś wyjść z cierpień, nawet jeśli przy udziale "drugiej strony" to zaraz po tym pojawia się ponownie demoniszcze któremu nikt nic nie robi, a ja mam ponownie to samo, czasem gorzej - ocierające się paprochy w głowie o mózg. Krótko mówiąc - coraz bardziej głupieję w miarę zniszczeń fizycznych, ale - to też jakoś nikogo specjalnie nie obchodzi. Po co więc cokolwiek pisać i wyjaśniać? Jeśli wieloletnie dręczenie miało doprowadzić tylko do religijnej manii i zabicia psyche, odejścia od moich własnych zainteresowań. Do zwiększenia zwolenników nic nie robiących rezydentów lokalnych świątynek w tej parodii rzeczywistości. Cóż - ja mam ból, świat najwidoczniej wiarę w cuda.
Jaką można mieć wiarę po władowaniu jako małemu dziecku do głowy brudu, który utworzył skorupę w obrębie naczyń włosowatych w mózgu? Jaki koszmar można mieć istniejąc wciąż w ciemnościach do czasu aż zmienią się nieco funkcje mózgu? Ból od przebudzenia do zmroku i ocieranie się ciągłe ocieranie, a nawet - po oczyszczeniu i długich medytacjach szybki atak mający na celu uzmysłowienie że nawet jak się człowiek postara to i tak mu ktoś przypierdoli i potem będzie boleć latami. Bardziej. Po co żyć?
Po tej stronie piekło, po tamtej raczej też niewesoło. Apodyktyczne "anioły" z, dzięki takim ludziom jak Pius XII czy JP II - braćmi hitlerowcami których żaden z nich nie wykluczył z grona "chrześcijan". Z mojego punktu widzenia ze względu na "Królestwo Niebieskie" nie warto mieć ani żony ani dzieci - w końcu jak otoczenie skazuje na męki dzieci to czemu ma być inaczej z następnym pokoleniem. A tworzenie z siebie jakiegoś gościa w którego potem będą wierzyć mając na celu stworzenie enklaw gdzie byłoby zupełnie inaczej niż dotychczas - jak uczy historia - nie ma sensu. I tak potem się mordują, łamią te nieszczęsne 10 przykazań w imię kogoś kto im tego zakazuje - i wiecie co? Zawsze wraca kwestia kliki "lokalnych rezydentów". Po tej czy po tamtej stronie, którzy będą opowiadać bajki, po to żeby mieć wyznawców do odzierania z runa, względnie odpędzania bytów które powinny zostać spalone, zniszczone, anihilowane. By się nie powtórzyło, a reszta się bała. Bardzo się bała.
Ale cóż, dziś byle księżunio ma się za boską wyrocznię a ani nie potrafi leczyć, ani oczyszczać, co w moim rozumieniu oznacza że nie ma też żadnej z łask odpuszczania jakiegokolwiek grzechu. Zapewne dlatego że uznał za świątynie budowlę - a nie ciało człowieka. Ale widać klika lokalnych rezydentów ma swoje wpływy, wpływy które najwidoczniej są związane z wiekami tortur, mordów, wojen religijnych, kłamstw w celu zachowania władzy i niszczenia różnych nacji, w tym żydowskiej w celu prostym - powolnemu likwidacji języka w którym było pisane 10 przykazań, by zmienić cywilizację w taką która będzie nieświadoma ani słowa, ani opętań wśród nich. Wszak wpierw stępiono podający się za chrzescijański, kler. Który ani nie oczyszcza ani nie spala dręczących duchów.
Podejście do problemu "starego dzieciaka" ze smutną miną? Taką smutną widziałem kiedyś na obrazku "Wielkiej Księgi Demonów Polskich" u niejakiego Lucyfera. Zakładam zatem, że moje demoniszcze drogą wieloletniej obróbki zrobiło sobie zabawkę - udawanego, a może właśnie bardziej prawdziwszego Lucyfera - od wiekszości bzdetnych opowiastek o aniołku ze skrzydełkami. Oszukiwanego i oszukującego na podstawie tego co uważa za prawdę która dociera do niego dzięki percepcji i który uświadamia otoczenie co do cierpienia, religii, boga - i to nie według przyjętych założeń, ale zgodnie z normami "oświecenia". Którego słowa są w stanie sprowokować demoniszcze do utworzenia ciekawych, efektownych zjawisk meteorologicznych. Zabawka która nieświadomie została wykorzystana tak, by spełnić wszystkie wymogi "formalne" przed zostaniem jeśli nie "potępionym" to osobiście "szatanem". Ze świadomością ukształtowaną przez bajki - gadające zwierzęta i książki dla młodzieży oraz wychowanie antyklerykalne.
Z mojego punktu widzenia ta historia powtarza się co pewien czas, choć bohaterowie nie zawsze są świadomi tego kogo odgrywają. W wielkim rpgu lokalnych demoniszczy i rezydentów świątynek.
W końcu żeby się buntować, to trzeba wiedzieć czemu. A Lucyfer? Przeciwko czemu się zbuntował? Przeciwko pojmowaniu Boga? Czy przeciwko Bogu? Hmm. Ten stary chłopiec z obrazka? Co było jego demoniszczem? Pewnie też miał ból głowy i świadomość że raczej nie ma co liczyć na kogokolwiek ze swymi "ezoterycznymi" problemami.
A bunt przeciw obojętności "rezydentów"? Jaki ma sens skoro potem i tak nic się nie zmienia. I jak tu nie zostać buddystą pragnącym uwolnić się od cierpień bez wiary w słowa ludzi którzy sami nie rozumieją w czym biorą udział? Skoro najwyraźniej nikt nie pozbywa się demoniszczów po tamtej stronie to najwyraźniej powoli dochodzimy do miejsca przed tym zanim pojawił się Chrystus. Kiedy to kapłani (do samej góry) każą się modlić zamiast samemu oczyszczać i leczyć ludzi oraz wypędzać złe duchy. Widać sami z prawdziwym chrześcijaństwem mają niewiele wspólnego, a wiedzą o nim tyle ile nakazywali wiedzieć palący Biblię i skazujący na śmierć ich posiadaczy zasiadający na tronach zausznicy nieochrzczonego Konstantyna (wcześniej i później). Nergal w porównaniu z nimi to naprawdę tylko zabawny człowieczek, który niewiele rozumie gdzie w tej palonej przez niego książce tak naprawdę pojawia się szatan, którego podobno wyznaje poglądami "że nikomu nie należy szkodzić i żyć z wszystkimi w zgodzie". Zakłamanie najwyraźniej zapożyczone z kleru. Ale cóż, jest tylko nieświadomym błaznem, parodiującym niektórych papieży, zabawnym dla co poniektórych demoniszczy, które rozumieją tego typu dowcipy z rzeczywistości i historii. Podobnie jak treści niektórych piosenek religijnych, które są zabawne jeśli się wie o co w nich chodzi.
Niestety demoniszcza robią z ludzi błaznów. Choć niektórzy biorą ich później zbyt poważnie i na serio robiąc wielki szum wokół nich. Który służy dokładnie celom demoniszczy, zdobywającym EXPa (doświadczenie), kierującymi błaznami. Błaznom, którzy dali się nabrać poprzednikom, służy to przy okazji i to w postaci wymiernie finansowej dzięki darmowej reklamie adwersarzy którzy ani nie leczą ani nie oczyszczają natomiast adorują niepokalaną Jezusem dziewicę i utrzymują w nieświadomości znaczenia obrzezania w sercu wyznawców faceta, który nie sądzę by miał kiedyś ambicje być czczonym na krzyżu. Z drugiej strony tłumy "chłopów z widłami polującymi na ogry" to tylko inna wersja tego samego źródła nauczania "kogo bić". A tu wszak chodzi o rozsądek, czasem rozsądne przywalenie demoniszczom, skoro to człowiekowi oddano ziemię a nie czemuś co powinno pełzać przed nim a nie robić sobie hermetyczny ubaw wpływając na jego losy.
No i jak tu nie być buddystą z kaduceuszem w ręku i czapeczką trefnisia?
Czuć się jak król, którego życzenia spełniane są szatańsko - leniwie.
Czuć się jak król, którego słucha się kiedy się chce, a zazwyczaj się nie słucha.
Czuć się jak król błaznów wśród podobnych trefnisiów.
Czyż Lucyfer - imperator miałby się mieć lepiej?
[mach mach w kierunku Watykanu]
Czuć się jak człowiek sterowany wprowadzanymi informacjami bezpośrednio w pole umysłu, z generowanymi obrazeczkami i czuć się jak zmanipulowana maszyna, komputer w którym ktoś przerzuca sobie ikonki. Ze świadomością że w zasadzie tylko na kota można liczyć że sam przylezie się przytulić (albo pogryźć i podrapać w zależności od nastroju).
Marność nad marnościami i wszystko marność.
A do tego zaczął boleć mnie ząb.

sobota, 24 września 2011

Grzech

Przyjęto że Bóg ma imię IHVH oznaczające "Ten Który Jest Tym Kim Chce", "Jestem Który Jestem" itp. HVIH jako anagram czterech liter oznacza "Istnienie". Bóg zatem, jeśli nie jest to tylko kwestia podawania się za niego przez byt w określonym kręgu kulturowym, w którym tajemnice imion związane są bezpośrednio z pismem i każdą literą, jest zarówno bytem o swobodnej ścierzce wyboru swego przeznaczenia, o wolnej woli (choć to w polskim języku ma konotacje z wołem i z drugiej strony literą Aleph wywodzącej się od wołu, od której w zasadzie wszystko się zaczyna), jak i bytem władającym swym istnieniem. Istniejącym w stworzeniu.
Jeśli zatem jest on "stwórcą" to każdy człowiek, stworzony na jego podobieństwo powinien mieć możliwość bycia kim chce oraz władania swą własną osobą, jeśli nie koliduje to z możliwościami istnienia innych czyli wzajemnego wyniszczania. Co z kolei jest kluczem do zrozumienia dekalogu i zasad, które są z nim sprzeczne.
Niestety, nie wszystko co podaje się za IHVH, Elohima czy podobnymi, nimi jest, a kwestia rozpoznania wiąże się z przekazywanymi treściami i nakazami.
Jeśli byt chce niewolników oznacza to, że nie zezwala innym na możliwość wyboru, niszczy ich "Alfę" woli, która jest częścią samego człowieka, podobnego stwórcy. Co oznacza że sam byt nie jest ani zwolennikiem podobieństwa IHVH u innych - tylko i wyłącznie w sobie, kosztem niszczenia podobieństwa IHVH innych - co jest znamieniem wszelkiego typu szatanów, demonów i innych pod ich wpływami. Jeśli jakiś byt chciał niewolników w Starym Testameńcie to był to właśnie jeden ze złych duchów. Jeśli jakiś człowiek chce niewolnictwa (dotyczy wszelkiego rodzaju od amerykańskiego po chińskie, pracę niewolniczą np. w czasach przedkomunistycznych manufaktur i dzieci pracujących po 16 godzin) to jest on w jawnej sprzeczności z samym znaczeniem imienia IHVH i przeciwny istnieniu osób podobnych stwórcy, a zatem jest bezpośrednim zwolennikiem szatana. Poprzednio zacytowany tekst "enochiański" wskazuje własnie na to, że ziemią rządzić powinni ci, którzy potrafią pracować na siebie, bez wykorzystywania innych, choćby z 2 czy 3 "linii frontu prac".
Duchy, które ograniczają lub niszczą możliwości wyboru ludzi doprowadzając do chorób i uwarunkowań, zniszczenia świadomości to właśnie typ szatana który działa przeciwko podobieństwu IHVH w człowieku, czasem dzieje się to z dziećmi, "pod nosem" bytów - rezydentów lokalnych świątynek, zapewne przekonanych o własnej ważności, działających wbrew zaleceniom "wrzucania w ogień" i niszczenia bytów które w są zbyt letnie by ani nie móc się powstrzymać na zimno, ani działać z gorącem własnego rozwoju możliwości, by lokalne społeczności były w miarę bezpieczne od ich działań (w zasadzie zamknięcie na baaardzo długi w całkowitym odcięciu informacyjnym byłby też interesującą opcją). Niestety, zapewne prerogatywy wiążą się z fałszywymi przekonaniami zarówno kleru jak i większości uczonych przez niego ludzi. Jak do tej pory nie zauważyłem by jakikolwiek byt rezydujący w jakimkolwiek kościele do których trafiałem był zainteresowany zniszczeniem dręczącego mnie bytu, czy to lokalnie czy to "badających" na Jasnej Górze. Widocznie przekonanie o miłości, wzięły górę nad rozsądkiem, a zrozumienie że jeśli szatan robi coś dziecku to robi osobiście Chrystusowi jest poza ich zakresem pojmowania. Podobnie jak całego stada kleru, który nie potrafi odciąć się od pewnych praktyk. Cóż się dziwić - w końcu to tylko wielogłowa bestia z niepokalaną Jezusem dziewicą na sobie, która swego czasu nakazywała mordować za posiadania pisma uznawanego za święte, o paleniu nie wspominając. Nergal przy niej jest tylko zabawnym człowieczkiem - naśladowcą kleru podającego się za chrześcijański, przy zapewne aprobacie tych wszystkich rezydentów lokalnych świątynek, których do tej pory słyszałem, którzy potrzebują mieć "element przeciwny" na który skieruje się uwaga, a będący wszak zgodny z wytycznymi poprzednich "nieomylnych" papieży, odsuwający uwagę od ich własnej nieudolności.
Nieudolności, ponieważ realia są takie, że prawdziwy uczeń Chrystusa potrafiłby leczyć, oczyszczać i działać czy to ze współpracą "rezydentów" czy też samodzielnie. Jeśli takich umiejętności i zdolności podający się za kapłana nie ma, to znaczy że nie jest prawdziwym uczniem Chrystusa, a co najwyżej zakłamanym uczniem pociotków jego nauk. Co jest smutne, ale mi osobiście przynajmniej sporo wyjaśniło oraz absolutnie negatywnie ustosunkowało zarówno do ożenku jak i posiadania potomstwa - tym po drugiej stronie po prostu nie można ufać - a raczej można - tylko ich obojętności.
Ufać to można Bogu, Stwórcy reguł fizyki. Za to, że są takie same dla wszystkich i że świat tak po prostu się nie rozleci. Duchom, które miały bronić wspólnot, nie można. Dzięki naukom "nieomylnych" papieży i wprowadzaniu do panteonu świętych morderców dzieci, gwałcicieli, nimfomanki, torturujących oprawców, przydupasów z rodzin kardynalskich i biskupich, czy jak to ostatnio w modzie uśmiechających się do tłumów wielbicieli kremówek i przenoszenia do innych parafi pedofilów w kapłańskich szatkach, który to zabraniał dyskutować w swych encyklikach z klerem. Niektórzy nawet je przeglądają od czasu do czasu i stwierdzają że błędy które zawierają wynikają najwyraźniej z kłód w oczach autora oddającego głównie cześć niepokalanej Jezusem dziewicy i jego poprzedników.
Poprzedników, którzy w wielu wypadkach i przez wiele wieków zgadzali się z niewolnictwem, a zatem niszczeniem woli człowieka podobnego stwórcy. Cóż, leczyć i oczyszczać nie umieli a kierowała najwyraźniej nimi wola szatana, niszczącego w ludziach początek wszelkich możliwości.

czwartek, 22 września 2011

Tekst szósty

Jak już kiedyś wspomniałem, jak dla mnie tzw. zewy enochiańskie mają raczej znaczenie energetyzujące określone rejony ciała w ramach jego uniwersum. Pierwsze siedem dotyczą, z odczuć jakie miałem, tzw. głównych czakr, pozostałe - różnych konkretnych ośrodków w organizmie (np. płatów mózgowych przez m.in. zwiększenie ciśnienia krwi i przepływu oraz doprowadzenie do określonych drgań składników krwi oraz nałożenie generowanego pola elektromagnetycznego i ukierunkowanego podzbioru pola informacyjnego z dostępnego związanego z "systemem" - kwestia struktur przestrzennych abstraktów), mając za zadanie doprowadzić do ich określonego "drgania" poprzez generowanie określonych fal przez mózg i przenoszenia przez biopole właśnie na nie. Kwestia różnych interpretacji względem "otwierania" jakiś rejonów stołu czy przyzywania czegoś w ramach systemu pola informacyjnego opartego o zestaw symboli i kreowania w ramach jego określonej rzeczywistości - przy lub bez udziału zewnętrznego - to już kwestia wtórna.
Do zrozumienia do czego służą konkretne "zewy" trzeba sięgnąć po angielskie, trącące symboliką "dla wtajemniczonych" - choć mimo wszystko dającą się zrozumieć, "tłumaczenia" do zbioru symbolicznego związanego z wykorzystywanym polem - traktowanego jako tekst "języka enochiańskiego".
Jak zatem wygląda symboliczna wersja staroangielska wytłumaczenia działania szóstego zbioru enochiańskiego, który wg mnie oddziałuje na tzw. czakrę seksualną?
The spirits of ye 4th Angle are Nine, Mighty in the firmament of waters: whome the first hath planted a torment to the wicked and a garland to the righteous: [g]iving vnto them fyrie darts to vanne the earth and 7699 continuall Workmen whose courses viset with cumfort the earth and are in government and contynuance as the second and the third. Wherfore harken vnto my voyce: I haue talked of you and I move you in powre and presence: whose Works shalbe a song of honor and the praise of your God in your Creation.
Zacznijmy z początku.
Duchów czwartego wymiaru jest dziewięć, potężnych na firmamencie wód:...
Zamiast słowa kąta (angle), należy w moim rozumieniu wziąć słowo "wymiar", odpowiadające czasowi. Woda, symbolizowała zazwyczaj żeńskość (już Salomon w Księdze Mądrości Salomona ST dawał dwuznaczne rady związane z piciem wody tylko z własnej cysterny ;) ), zwieńczenie, firmament, zaś żeńskiej natury to macierzyństwo - trwające zazwyczaj 9 miesięcy.
...które są udręką dla słabych i wieńcem dla sprawiedliwych...
Nie każdy wszak potrafi być rodzicem, i nie każdy cieszy się z potomstwa.
Jako że moja znajomość staroangielskiego jest delikatnie mówiąc znikoma, mogę zrozumieć dalszy sens wypowiedzi jako: ...dają strzały pragnące ziemi i (...) linię ludzi pracy którzy pokierują mądrością dla dobra ziemi rządząc (będąc w rządzie) i kontynuując ją jako drudzy i trzeci. Dlatego słuchaj mego głosu - dziś mówiłem o tobie i przybyłem z mocą (zwiększyłem twą moc?) i obecnością, której pracami powinny być pieśni ku czci i chwale twego Boga w twoim Stworzeniu/tworzeniu.
Cały tekst zatem mówi o przemowie ducha o dzieciach, rządach "ludzi pracy" - niekoniecznie tych na wierchuszce oraz o tym że człowiek raczej powinien śpiewać i tworzyć niż mordować. No a tekst szósty po tym działa właśnie na te "energetyczne" centra które pozwalają te linie "ludzi pracy" mieć.
Co zrobił z oryginalnym tekstem A. Sz. La Vey i jak nabił tym kabzę oraz jak umarł to już szkoda pisać...

czwartek, 15 września 2011

Pieczęć

Sigillum Dei AEmeth - choć bardziej to pieczęć wierzeń na temat prawdy
System który w opisie niektórych jest systemem reprezentującym uniwersum, jest systemem który oddaje w swych założeniach uniwersum organizmu człowieka. I w takim znaczeniu należy rozpatrywać wszystko, co się z nim wiąże.
Mowa rzecz jasna o tzw. "systemie enochiańskim", który, choć raczej jest to odosobnione zdanie, ma się nijak do tez prezentowanych przez obecną większość jego zwolennników, z oszukanymi wielbicielami tzw. "Bibili szatana" La Veya na czele, kojarzącymi tylko jego niemrawą twórczość związaną z ukryciem tajemnicy oryginalnych kluczy przekazanych przez Dee i Kelleya przed zwolennikami opcji przeciwnej zamierzeniu ich twórcy. Czyli wszelkiej maści "szatanistami". System enochiański, o którym zaś pisał Crowley w Liber LXXXIV, a który, jak wydawało mu się zapewne miał dawać władzę nad światem, również nie jest tym do czego cały ten system, sprawdzających zdolności analityczne, wiedzę i umiejętności, oraz podejście do rzeczywistości przez testującego "choronzona", który stanowi wg mnie swoistą równoważnię, dla oczekiwanych celów - im bardziej odległych od istoty i celu powstania "zewów", tym bardziej negatywnie ustosunkowany do osoby z nich korzystających i tworzący coraz to nowe przeszkody na drodze jej życia. Do zablokowania światła naczyń włosowatych i otępienia jak u Crowleya włącznie, lub do śmierci jak u La Veya na zapalenie płuc. Choronzon, jest tu punktem równoważącym cele i efekty działań na uniwersum żywego organizmu. Nie cudzego, lecz własnego.
Uniwersum które w tzw. "sigillum dei aemeth" wskazuje jak odległe jest ono od prawdy, a jak ma się realnie do wiedzy i wierzeń XVII wiecznego społeczeństwa.
Jednym z kluczy do rozwiązania jest imię Galen na obrzeżu pieczęci. Autorytet medyczny przez wiele wieków, pomimo popełnionych błędów i nieprawdziwości stawianych przez siebie tez, stanowił punkt, wokół obracała się cała ówczesna wiedza "medycyny zachodniej". Wiedza i wiara w jego słowa. Wiara, stanowiąca element czegoś, co nazwalibyśmy dziś zaprogramowanym polem egregora, utrzymującym tę wiarę i działającym na umysły osób pod jego wpływem. Wiary, która działała w świecie zdominowanym przez swoiste pojmowanie chrześcijaństwa - łącznie z przedefiniowaniem niedzieli jako siódmego dnia (czyli jawnym łgarstwem), co w pieczęci jest zobrazowane przez zmianę kolejności "aniołów" rządzących - jak chcą opracowania magiczne - danymi dniami tygodnia (48 liter + krzyż wewnątrz okalających 40 liter to wszak kolejno Zaphkiel, Zadkiel, Cumael, Raphael, Haniel, Michael, Gabriel - czyta się co określoną liczbę liter ;) ). Zatem w obrębie "chrześcijańskiego" pola, zestaw informacji, w połączeniu ze znaczeniem symbolicznym figur i liczb, reprezentował uniwersum - człowieka, którego formować można równie łatwo - jak wosk, z którego miała być wykonana pieczęć.
Uniwersum zarówno ciała jak i umysłu, w obrębie którego "choronzon" potrafi wywoływać "efekty specjalne" w postaci np. widocznych piorunów z jasnego nieba, grzmotów etc. przy obiektywnym dla pozostałych ludzi braku wydarzeń godnych wzmianki. Choronzon jest tu elementem, w pewnym sensie, osądzającym zachowania i zadającym bodźce w celu obserwacji efektów zachowań osoby korzystającej z zewów. Jeśli jesteś nerwowym człowiekiem to lepiej z nich nie korzystaj, bo zestaw który na tobie zostanie wypróbowany jest związany z pełną gamą tego, co może zaserwować wierzący w percepcję mózg, oraz efektami jakie może mieć ta wiara (łącznie z percepcją podgryzających robali na własnym ciele i radosnej "energetycznej kulki" - choronzona udającego aniołka i prowadzącego do pastora na niedzielną mszę). Efekty dramatyczne w postaci burz które da się wszak wywołać nawet bez metod opisywanych przez dr Reicha w ramach eksperymentów z orgonem (które to metody zostały opisane w książkach które "demokratyczne" USA nakazały oficjalnie spalić - co następnie uczyniono w latach 50-tych ubiegłego stulecia), nie należy zatem się nimi specjalnie przejmować bo skoro da się sterować pewnymi zjawiskami, to znaczy że niektóre byty wykorzystują je właśnie do straszenia, w celu zachowania kontroli - niezależnie od efektów psychologicznych relatywnej percepcji "rzeczywistości magicznej".

niedziela, 11 września 2011

Rocznica

Bóg którego nie ma... ?
Najwyraźniej boga o jakim każą się uczyć nie istnieje. Nie ma miłosiernego, sprawiedliwego ojczulka. Są tylko byty które każą w niego wierzyć, ofiarom swoich działań, ofiarom wykorzystywanym i dręczonym przez wiele lat, doprowadzanym do tego, co niektórzy nazwaliby poniżeniem. Nie ma takiego boga, który by tego pilnował. Nie ma, natomiast są tylko chętne do ferowania wyroków byty, dla których doprowadzanie do chorób i tresowanie swoich "podopiecznych" nie jest niczym złym - dla nich to tylko kolejna zabawa. Bo demoniszcza dalej działają, niszcząc życia ludzi którzy nie wierzą w iluzję boga rozsiewaną przez służalcze kleryckie podnóżki. Gdyby faktycznie istniał jakikolwiek raj, zabawy potworów, które niektórzy nazywają aniołami, które od czasu do czasu podają się za upadłe, a od czasu do czasu za święte - i to w większości, nie jednostkowo - byłyby niemożliwe. Bo takie demoniszcza już dawno by zniszczono, inaczej ujmując "pochonąłby ich piekielny ogień", a w zasadzie wystarczyłoby rozerwanie ich struktur na drobne szczątki.
Dobra nie ma. Zła nie ma. Jest tylko wykorzystywanie innych przez drugich. Hierarchia, którą tak sobie ukochał kler. Widać wziął przykład z potworów które uważa za anioły. Ze swojego bożka - gwiezdnowojennego imperatora - pozostawiając faktyczną religię Chrystusa na łaskę panków i szlachetków, podających się za lepszych od innych.
I tak można być latami pod obserwacją "aniołków" i nie zaznać uzdrowienia, bo to nie jest cel istnienia tego typu bytów. Ich celem jest utrzymanie władzy. Jeśli zaczniesz błagać o łaskę - o wtedy po długim czasie i jeśli jest to w ich aktualnym interesie, związanych z utrzymaniem własnej pozycji to wtedy ci pomogą, byś sławił ich imię. Nie za nic. Za nic, to może uzdrowi cię święty. Anioł tak nawiasem mówiąc to posłaniec, i nic poza tym. Obserwujące byty tak naprawdę z mianem posłańców nie mają nic wspólnego. To samo wszelkie gadające demoniszcza, przekazujące jakiekolwiek treści.
I można umierać latami, być otepiały po ich działaniach, które niszczą mądrość. Mądrość, która nie odpowiada komuś, kto woli władać posłusznymi głupcami. Mądrość której się obawia. Mądrość, której nie chce, poza jej iluzją w ograniczonych ramach posłuszeństwa religijnego.
Posłuszeństwa? Jakiego posłuszeństwa?
Od dzieciństwa coś, demoniszcze, rozmawiało ze mną, wykorzystywało i niszczyło wspomnienia, pozostawiając mrok i wpływ oddalający od ludzi. Słysząc jak przed innymi podawało później opisy mych słów lub czynów jakoś nie dawało się zauważyć, by przed tym wspominało o swoim udziale w tym co się działo. Nie miało wszak problemu chwalić się swym "zwierzątkiem" gdy leżałem chory, po czym doprowadziło do "uwolnienia", by następnie zaraz wpłynąć na umysł niszczony całe życie, i doprowadzić do ponownego doprowadzenia do "zagęszczenia" pola wokół ciała, a następnie stałego, przez kilkadziesiąt miesięcy, ocierania się cząsteczek o tkankę nerwową, pod okiem obserwujących bytów.
Nie ma miłosiernego i dobrego boga w takim ujęciu o jakim mówi kler.
Jedyny jaki może istnieć to Bóg w ujęciu kabały. Bo ten gadający i wyniszczający mędrców i ludzi to osobiście "szatan", wolący i podtrzymujący struktury hierarchiczne w celu utrzymywania swej władzy.
Co pozostało po zniszczeniu mędrców? Kler. Rządzący się prawami, które mają się nijak do zasad Chrystusa. Kler, który dziś nie potrafi ani oczyszczać, ani porządnie odpętywać ludzi. Kler. Bo mędrców wykończył, podający się za "pana" szatan, którego kwestie z lubością cytowali apostołowie. Szatan, który nie ma nic przeciwko powielaniu struktur i trzymania władzy wśród wyznawców "Kościoła Szatana", czy "lucyferystów", którzy tak naprawdę nie mają pojęcia ani o buncie, ani o Lucyferze, co najwyżej znają baśnie na jego temat. Bo bunt przeciwko władzy to nie podstawianie pyszczka pod kolejnego kapłańskiego fajfusa jak to chciał niejaki A. Sz. La Vey. I nie chodzi tu też o anarchię, tylko o władzę wspólnoty, bez równiejszych od innych. Taką chrześcijańską wspólnotę.
I pomyśleć że 10 lat temu zapisywałem się do ŚKF.

piątek, 9 września 2011

Klucz

Kiedy odbija komuś szajba?
Szajba to okrągła podkładka z dziurką.
Podkładka to też dowód w dowolnej sprawie.
Gdy masz dowód niestraszne ci odbicie oskarżeń.
Wówczas oskarżycielowi odbija szajba.
Klucz w mym umyśle
Płomienne litery
Otwieram kolorem
Głoski pierwsze cztery
Tęczowy most
Łączy okładki
Ogniska i wiry
Słowa zagadki
Kruki z przeszłości
Kraczą rozwiązania
Siedząc na ramionach
Ofiarnego pana
Miłość i prawo
Wybrać niesposób
Będąc ofiarą
Chaosu i losu
Pióro w mym ręku
Zatarte wspomnienia
Tekst który ciągle
Rzeczywistość zmienia
Żywe słowo tkwiące
Bez osobowości
Zbiór reguł pisma
W umyśle wszak gości
Wychowanek bajek
Zwierząt gadających
Siedzący sam z książką
Zamiast wyjść na Słońce
Bez rozmówców wokół
Być przez lata całe
Bez słów wychowawców
Mrok w głowie mieć stale
Jedyne zasady
Przez fikcję poznane
Z imionami wielu
Wypełnia się stare
Tworząc początek
Tworząc zakończenie
Słowa które trwają
I ciążą brzemieniem
Klucz w mym umyśle
Płomienne litery
A ja piszę sobie
Sto czterdzieści i cztery

czwartek, 8 września 2011

Bunt

"Wytracę mądrość mędrców, a przebiegłość przebiegłych zniweczę."
Czy Bóg boi się mądrości mędrców?
Nie.
Jedynym który obawiałby się mądrości jest szatan i jeśli mowa o niszczeniu mądrości, niekoniecznie wiedzy, to znaczy że wpływ na umysły tego, który w ten sposób przemawiał był destruktywny, morderczy, a zatem ten który przemawiał w ten sposób był tym, który był przeciwnym mądrości człowieka, obawiając się stania się jego pełzającym podnóżkiem. Przeciwny mądrości jak obchodzić się z posiadaną wiedzą. Przeciwny przebiegłości z którą sam nie potrafiłby sobie poradzić. Czy mowa o wytraceniu kłamstwa? Nie. Na tym mówiącemu nie zależy, zależy mu na głupich, podległych, nie potrafiących się oprzeć wyznawcach, nad którymi mógłby panować. Poszukujący głupców którzy w imię jakiejkolwiek religii czy ideologii będą mordować, wywoływać wojny, wytracając mądrość swych adwersarzy, by panować nad nimi, nad punktami struktur hierarchicznych które maja wpływ na podległych im ludzi. Wieża babel upadła gdy zebrała wszystkich w jedną hierarchiczną strukturę. Wytracając mędrców - wyniszczono by ich pule genetyczne, a Bóg wszak woli różnorodność i do tego zakazał mordować.
Jeśli zatem szatan (zły duch) uważa się za boga, a co najmniej za pana, to uważam, że należy się przeciwko niemu zbuntować. W sposób kategoryczny sprzeciwiając się wszelkim mordom, kłamstwom i innym tego typu elementom codziennej rzeczywistości, w miarę potrzeb na miarę swoich możliwości.
Na drodze ku oświeceniu.

Na koniec dodam, że ten tekst powstał dzięki demoniszczowi. Osobiście preferuję buddyzm, natomiast skoro zły znalazł sobie ofiarę - dziecko które było pod jego wpływem całe życie - to teraz pokazuję typ tekstów które tworzą ludzie w efekcie jego towarzystwa, zamiast zajmować się normalnym życiem i swoją pracą czy zainteresowaniami. I wiecie co? Stwierdziłem że wy, moi drodzy czytelnicy, również macie głęboko w dupie zarówno demoniszcze jak i jego ofiary. Dlatego wolę buddyzm. Może dlatego, że z prawdziwych buddystów osobiście znam tylko byłego wiccanina, który też sporo już widział w swoim życiu. Może dlatego że chrześcijanie mają mnie za nieudacznika i marudę.
I wiecie co? Mnie już wykorzystano wielokrotnie. Wykorzystując moją naiwność, naiwność wyniszczonego działaniami "duchów", "klątw", "uroków", "magii", człowieka. Naiwność która jest bardzo bardzo stara. I która jest świadoma zatracania mądrości na rzecz wiernopoddańczych peanów moherowych beretów, wiernopoddańczego trzymania się marek wielkich korporacji, trzymania się iluzji demokratyczności państw, trzymania się iluzji na temat wyznawanych przez siebie przekonań. Iluzji które mają się nijak do tekstów tego faceta na krzyżu, którego osobiście jest mi żal. Podle wykorzystanego przez duchy. Tak samo jak Mahometa i innych którym się wydawało że coś piszą pod natchnieniem jakiegoś "świętego" ducha. Nie ma takich. Co najwyżej jedne są mniej chętne do wykorzystywania innych niż drugie. Nie ma bezgrzesznych, chyba że weźmiemy za takie niemowlęta które nie mają bladego pojęcia co jest dobre a co złe. Idiota, który wymyślił "grzech pierworodny" był sam pod wpływem szatana, widzącym zło w dopiero co narodzonych dzieciach.
O właśnie mi przyszło "pod natchnieniem" nieświętego ducha przykład dostrzeżenia chromosomów XYY wywołującą nadmierną agresję jako ewentualny grzech - tak to działa, ja piszę a coś mi "przypadkowo" przychodzi do głowy. Czyli wszelkiego rodzaju skazy genetyczne rozpoczynające działanie i tworzenie nowej gałęzi genetycznej puli. Ducha, który najchętniej by je wszystkie wyeliminował, na rzecz jedynie słusznego genotypu. Co skutkowało mordowaniem dzieci swego czasu jeśli miały jakąkolwiek skazę. Grzech pierworodny dzieci? Nie, to zło patrzącego i świadomej swego wyboru istoty, która zna konsekwencje pozostawienia przy życiu dziecka.
Wyboru nie mającego nic wspólnego z radością ani ojcostwa ani macierzyństwa.
Ale ja wolę buddyzm. Bo to są teksty pod "natchnieniem" duchów tworzących scenariusze swojego rpg z przygotowaniem dla kultury "chrześcijańskiej". Z wytłuszczonymi cudzysłowami. A w buddyzmie liczy się umysł.

środa, 7 września 2011

Oczyszczanie

Dziś coś czyściło mi głowę (jak to co pewien czas się zdarza), wzbudzając drgania w różnych rejonach, wybijając drobinki pyłów, powodując odczuwalne ukłucia wbijające się od czasu do czasu w różne rejony mózgu, czyszcząc naczynia włosowate, wywołującą drgania i blokującą niektóre obszary mózgu. A ja odczuwam jak przez skórę od czaasu do czasu wylatują jakieś ziarnka.
Ciekawe czy Churchill byłby w stanie mysleć, gdyby po tym jak się uchlewał i ładował w siebie mnóstwo zanieczyszczeń związanych z wypalanymi cygarami, nic go nie czyściło w nocy. W końcu miał zadanie przed sobą do wykonania. No ale. Zazwyczaj pewnych elementów wpływu na świat się nie dostrzega póki samemu się czegoś nie przeżyje.
Wywoływanie drgań w określony i uporządkowany sposób. Niestety zapper czy inne podobne metody są nieco prymitywną metodą. Uczniowie Chrystusa wszak mieli oczyszczać poprzez rezonujące pole elektromagnetyczne własnych organizmów, dzięki czemu byli w stanie primo wykańczać mikroorganizmy (wywoływanie drgań wśród mikrobów o określonej częstotliwości zwiększało ich temperaturę, co w efekcie powodowało destrukcję - efekt podobny do zappera), secundo drgania elektromagnetyczne oddziałujące np na czerwone krwinki wywołujące ich drgania w arteriach rozbijające ewentualne zatory i zwiększające ich światło. W zależności od częstotliwości powodujące różne efekty na organizm, w tym np. pobudzające działanie wątrąby czy nerek poprzez rozkazy generowane przez mózg za pomocą wydzielanych hormonów przy określonych drganiach.
Drgania które przy wysokiej częstotliwości są w stanie po oczyszczaniu pozostawić rdzawy (i nie tylko) osad w przestrzeniach międzykrystalicznych trzymanych w jego trakcie rezonujących kryształów - choćby jak w tych które posiadam.
Drgania dopasowane tak, by wyeliminować z organizmu substancje które są szkodliwe, pozostawiając te, które są jego naturalną częścią, bez udziału jakichkolwiek zewnętrznych substancji chemicznych. Uczniowie Chrystusa mieli chodzić i oczyszczać ludzi, korzystając z własnych możliwości dostosowanych do potrzeb wierzących Chrystusowi, a nie raz na jakiś czas symbolicznie obmyć czyjeś nogi. Osobiście to mogę sobie symbolicznie podetrzeć tyłek siedząc na "tronie" swej "szmaragdowej" łazienki, po "rytuale oczyszczania" (o ile ktoś rozumie dowcip :P) - a ktoś mógłby to nazwać "rytuałem szmaragdowego tronu" i stwierdzić jakim to wielkim magiem nie jestem. Mniej więcej tak jest z tym symbolicznym obmywaniem nóg.
Efekt związany z samodzielnym generowaniem określonych częstotliwości pracy mózgu poprzez fale akustyczne też nie jest idealny, a czasem nawet szkodliwy - bo w przypadku zajęcia różnych ośrodków mózgowych różnymi zanieczyszczeniami, możliwe jest uszkodzenie poprzez np. trwałe niedotlenienie pewnych rejonów po "zapchaniu" zanieczyszczeniami określonego obszaru. EEG w takim wypadku mogłoby dać pewne odpowiedzi co trzeba leczyć.
Problem w tym że "hurraoptymistyczne" podejście do tematu mogłoby dać wiele ofiar, w przypadku zwolenników obozów koncentracyjnych i eksperymentów na więźniach w celu uzyskania konkretnych odpowiedzi "co, gdzie i jak". Tworząc kolejną bestię mordującą ludzi. Oczywiście ci którzy popierają tego typu działania i wspierają byliby współwinni i godni tego by sami zostali obiektem eksperymentów na zasadzie "oko za oko". I pomyśleć że aspiryna produkowana przez koncern który osiągnął wyniki dzięki więźniom obozów zagłady nie byłaby potrzebna w przypadku gdyby mieniący się uczniami Chrystusa faktycznie nimi byli. Gdyby powiedzieli "nie" rzezi a nie uśmiechali się i głaskali główki dzieci. Czy poza USA istnieją państwa które eksperymentują na więźniach, względnie własnych obywatelach - żołnierzach? Może trzeba popatrzeć na wschód? I niektóre pozostawione instalacje na terenie państw "bloku wschodniego"? Czy takie zachowanie jest godne komunisty?
Żaden prawdziwy Żyd, Chrześcijanin, Mahometanin czy Buddysta nie rozpocząłby nigdy żadnej wojny. Nigdy. Jeśli komuś się ćmi że jest inaczej to niech sobie zakonotuje że "nie zabijaj" go obowiązuje. A jeśli sie nie słucha, cóż niekoniecznie musi być oczyszczany jak Churchill. Przez "duchy" w ramach walki z nazizmem. Polityka innych sfer bywa dosyć prosta jeśli zrozumie się podstawy jakimi się kieruje. Papieże, którzy nawoływali do krucjat, długo nie żyli, pozostawieni sami sobie, pomimo modlitw ludu. Czy to znaczy że byli ofiarami? Jeśli tak to tylko samych siebie.
Jakoś nie słychać wyrazistych sprzeciwów "duchownych" przeciwko wojnom? Irak? Tybet? Czeczenia? Potępił stanowczo któryś i trzymał się "nie zabijaj", czy też, w ramach partykularnych politycznych interesów łagodnie się uśmiechnął i stwierdził że raczej nie powinno się zabijać, po czym z białym srającym na głowy gołąbkiem pomachał łapką do szczęśliwych tłumów, z członkami rodzin mafijnych włącznie. Czy którykolwiek rabin wyklął z podległej mu gminy za łamanie "nie morduj" wyznawcę i trzymał się pierwotnych, tablicowych zasad, które "rozsypały się w pył", dzięki właśnie takim nieuświadomionym, którzy nie dostrzegają, że w "nie morduj" nie ma określonego celu i wyborczego podejścia do tematu?
Pozostaje polityka "innej strony rzeczywistości" w takich sytuacjach.
Najwyraźniej lubującej się w pieczęciach - tak jak w nietechnicznym oraz niefarmakologicznym uzdrawianiu, jak również brudzeniu, będąc w ukryciu przed swoimi "simami".

poniedziałek, 5 września 2011

Obrzezanie

Dlaczego "prawo miłości" jest drugoplanowe i wtórne na rzecz 10 przykazań?
Bo miłością da się sterować. Jak świadczy o tym wiele sekt których członkowie w finiszu wierząc swemu guru popełniali samobójstwo. Tak, bo niektórzy są w stanie w sposób kontrolowany wzbudzić miłość w drugiej osobie - mniejsza o to jak, ci co wiedzą czasem stają się zaślepionymi guru decydującymi za innych względem tego w co mają wierzyć. Miłość, odbierającą rozum w stosunku do zasad, którymi należałoby się kierować w życiu. Kierować rozumowo. Miłość, jakkolwiek piękna bywa zwodnicza.
I nie ma tu nic do rzeczy kradzież jedzenia dla swojego dziecka - bo komu się wtedy kradnie? Najwyraźniej nie komuś kto kieruje się miłością i dzieli się choćby swoim ostatnim posiłkiem, choćby na pamiątkę pewnego wydarzenia. Nie komuś kto kieruje się "nie zabijaj" w stosunku do potrzebującego. Nie względem kogoś kto nie daje nawet możliwości zarobku na to jedzenie. Kto wyrzuca z pracy i pomimo posiadanych środków nie korzysta z nich w miarę swoich możliwości pomagając na miarę potrzeb.
Miłość każe wspomóc głodujących, rozum każe dać im pracę. Uzależniając głodujących od pomocy bezpośredniej miłości, jak świadczą o tym wyniki państw afrykańskich, daje zdecydowanie negatywne efekty. Państwa w których dano możliwości pracy - te klęska głodu powoli omija. Miłość potrafi zabijać nieświadomie. Kochając swoje ofiary. Miłością nieświadomej dziewicy babilonu względem skutków swych przedsięwzięć, jadącej na smoku o wielu gadających, w tym o miłości, głowach.
Kościół który nawołuje do zwiększenia liczby potomstwa nie opróżniając wcześniej całkowicie wszystkich sierocińców nie jest kościołem chrześcijańskim. Dlaczego? Bo nie nawołuje do przyjęcia Chrystusa do swego domu. Bo nigdy nie wiadomo kim jest baranek. Może być sierotką i do tego ofiarą pedofila - księdza pedofila - który w ramach "kary" zostaje przeniesiony do innej parafii. Baranek który ma podobnoż otworzyć pieczęcie. Widocznie będzie miał/ma za co. Bo na to przyzwalają ci, którzy mianowali się nauczycielami kościoła poprzez brak odpowiedzialności przed swymi ofiarami. Taki kościół tworzy tylko nowe ofiary. Do strzyżenia i przyjmowania często wydumanych nauk. W prawdziwych wspólnotach chrześcijan sierot nie było.
Ktoś kto rozumie "nie zabijaj" rozumie też, że nieopłacalne jest głodzenie innych. Głodni ludzie wywołują rewolty jeśli tylko pojawia się ktoś kto ich prowadzi. O czym niektórzy zapominają. Tak jak ci, którzy wpatrują się w przeszłość zapominają by nie czynić obrazu tego co jest - po to by tworzyć tylko nowe i lepsze niż jest. Ale kto rozważa w dzisiejszych czasach powody przykazań na rzecz nakazów i katechizmu oddalonego od podstaw religii, która ma się czelność zwać się chrześcijańską. Gdzie są te interpretacje pisma ludzi o których mówili i pisali uczniowie Chrystusa? Gdzie są te talenty? Wybite z głowy przez "nieomylnych"? Gdyby byli nieomylni nie byłoby interpretacji tylko wykładnik. Wykładnik sekciarskiego guru. Człowiek bywa omylny. Bo jest człowiekiem. Bez względu na stanowisko jakie piastuje. A konsekwencje zbyt często wybaczanych błędów bywają tragiczne - dla wszystkich zainteresowanych.
W dzisiejszych czasach gdy powie się księdzu, że duch z którym się rozmawia przedstawia się jako "Elohim" (co nawiasem mówiąc oznacza według ewangelii że ksiądz rozmawia osobiście z "barankiem") można co najwyżej liczyć na wzywanie "matki boskiej" i egzorcyzmy. Na Jasnej Górze. Niestety podejrzewam że takich wypadków było już więcej i za każdym razem smok pożerał swoją ofiarę. Bo nie była najwyraźniej wystarczająco naszpikowana "siarką". Tylko żywiła się słowami o miłości Pana (co także jest co najmniej dwuznaczne). Co zabawne, całą tę sytuację rozumie tylko piszący te słowa. Wszak kto powiedział że jest i był tylko jeden "baranek" na tym świecie który rozmawiał lub rozmawia z przedstawiającym się jako "Elohim" duch?
Struktury nauczycielskie powinny świecić przykładem, a tego niestety nie można powiedzieć o wielu członkach kleru. Nie mówiąc że poglądy jakie reprezentują często mają się nijak do nauk głoszonych przez Chrystusa. Siebie także bym nie stawiał za wzór - zdecydowanie za dużo siarczystej magii było w mym życiu. Ale wszak człowiek bywa omylny. Bez względu na to, kim jest. Kwestią natomiast drażliwą jest to, kiedy popełnia błędy świadomie, a kiedy nie. I co jest błędem. Ewangeliczna świadomość czegoś co niektórzy nazywali "świadomością grzechu".
Świadomością robienia czegoś co jest w zasadzie przeciwne mojemu własnemu ja.
Przeciwne czemuś co kochałem. Przeciwko temu co zostało uznane za normalność.
I co ze mnie zostało?
Świr. Piszący o duchach i własnej rzeczywistości, którą niektórzy by uznali za wyssaną z palca lub za efekt działania alkoholu lub zbytniego nadużywania halucynogennych roślin i grzybów.
O tempora, o mores...
Prawo miłości jest drugorzędne względem rzeczywistości w której niejaka Doda czy Nergal dzięki miłości fanów są na topie, a zrozumienie dlaczego w ogóle mogli się wybić trzeba szukać w konsekwencjach braku walki z kłamstwem wśród mieniących się nauczycielami. Kłamstwem, które ma i miało szerokie spektrum działania. Walki, która nie polegała na doprowadzaniu do zrozumienia przez niepokornych, tylko na niszczeniu, zabijaniu, wyklinaniu, paleniu itd. Walki, która miała odbywać się na słowa wśród sporów interpretacyjnych, bez łamania m.in. "nie zabijaj". Czemuż się dziwić, że lekceważenie własnych podstawowych zasad po latach zebrało taki a nie inny plon?
Kochajcie swych nieprzyjaciół, jeśli potraficie. Bo tą miłością, jeśli jesteście mądrzy, będziecie potrafili sterować zakochanymi. Jak tarotowy diabeł wiążący miłością nieświadomych kochanków, niczym szatan podający Ewie jabłko i skazujący na łańcuchy świadomości co jest czym. Jak guru sekty który nakazuje zabić się swemu wyznawcy w imię miłości i wiary. Jak diabeł będziecie się uśmiechać i ferować wyroki co jest słuszne, a co nie, tworzyć reguły, karać i nagradzać sobie wiernych. 10 przykazań skazując na zapomnienie w imię katechizmu, wykładni, jedynej i "nieomylnej". Zrozumienie i naukę myślenia prowadzącą do zrozumienia pozostawiając daleko w tyle w imię nowych encyklik czy też "szatańskich biblii". Uśmiechający się diabeł z czaszką martwego barana nad głową, głową martwego Amona. A może z krzyżem z figurką Chrystusa, nazywanego barankiem? Uśmiechający się i gładzący po główkach dzieci, podczas gdy jego podwładni robią sobie dobrze ich kosztem. Uśmiechający się i zapominający że kościół to ogół wiernych, a nie tylko on i podwładni mu kapłani. Uśmiechający się, bo tę naukę trzyma zamkniętą w kluczach Alfa i Omegi - pisma które wykłada on i jego uczniowie. W papieskich kluczach które najwyraźniej ma nie tylko on.
Jeśli masz miłość w sercu obrzezaj je, by nie dopuścić by uczucia kierowały twym osądem i działały wbrew dekalogowi.
Na drodze ku oświeceniu.

sobota, 3 września 2011

Fantasy

Najbardziej powszechnie nazywany świętym duch to duch który - zarówno popierał zbuntowanego Mojżesza, zbuntowanego Dawida, jak i zbuntowanego przeciwko kościołowi Żydowskiemu Jezusa. Duch buntu. Duch przemian. Gadający i prowokujący. Działający przeciwko określonemu porządkowi społecznemu poprzez jednostki. "Po czynach ich poznacie".
Powszechnie nazywanym "ojcem świętym", wbrew słowom Chrystusa, był Karol Józef Wojtyła, który całkowicie oddał się - jak sam twierdził (dewiza totus tuum) - matce Chrystusa. Zmarłej kobiecie która Mesjaszem nie była. Bogiem też nie. Ba, był uznawany za "nieomylnego". I nadano mu całkiem sporą liczbę imion z racji wykonywanych czynności w trakcie życia.
Z punktu widzenia satanizmu został uznany przez stado baranów i owiec za Boga Jedynego, ojca od którego przychodził duch do Chrystusa.
Czyż to nie materiał na piękne fantasy religijne z możliwym wątkiem s.f.?
Wszak coraz więcej osób twierdzi że spotkało ich cudowne uzdrowienie dzięki zmarłemu człowiekowi, nie dzięki Chrystusowi, czy dzięki Bogu. To co to za pikuś byłoby zapłodnić dla papieża kobietę której się oddało całe życie za pomocą cudu parę tysiącleci wcześniej?
Wszak jak stado baranów i owiec tego chce, a popierają psy pasterskie przy rechocie wyciągających im sprzed nosa pojedynczych sztuk ze stad wilków, do tego dąży kler kościoła katolickiego.
Ach jakże to cudny materiał do religijnego fantasy.
Czy Chrystus kłamał mówiąc że ma tylko jednego ojca w niebie? Czy Józef się nie liczył? Czy Maryja była nadopiekuńczą matką i z Józefem Jezus nie miał kontaktu? Wygląda na to że jednak miał. Wszak to rodzice go szukali gdy zaczął obgadywać z rabinem kwestie swojego życia. Wygląda zatem że duch twierdzący że przychodzi od ojca łgał bo Józef ani nie był wówczas martwy, ani nie posyłał żadnych duchów. Choć był wykształconym człowiekiem jak na ówczesne czasy. Jezus jednak uwierzył duchowi. Opuścił rodzinę, która nie wierzyła że rozmawia z jakimś "szatanem" (rodzina składająca się z ojca, matki - nieprzepadającej za kapłaństwem, rodzeństwa), zaczął medytować, konwersować, a wreszcie uwierzył jak pojawił się pomagający w leczeniu i uzdrawianiu głosik "przychodzący od ojca". Doprowadzający do buntu względem kolejnego skostniałego i nieprzestrzegającego własnych zasad i zakazów kultu religijnego. Który wymagał konkretnej, "przepowiedzianej" przez 3 astrologów sprowadzonych przez Heroda, osoby. To tak w wielkim skrócie - naiwniaków mających dobre intencje, przez których słowa umierało potem za dużo ludzi (wbrew przykazaniu "nie zabijaj"), było wszak znacznie więcej. Niezależnie od Mesjasza, uznawanych za świętych i uważających że coś wiedzą i w coś wierzą ludzi, łącznie z uważających się za buddystów - wywołujących cierpienia.
Jak dla mnie osoba która doprowadza do wojen i mordów jest zdecydowanie niewierna. Tak samo jak niewierna jest osoba która morduje niewiernych. Niewierna ludziom, własnej rodzinie, pochodzącej wszak od Adama (słowo oznaczające człowieka). Natomiast zdecydowanie jest ona osobą która daje się wykorzystywać duchom, bawiącym się kosztem ludzi. Względnie dający się wykorzystywać ludziom, którzy sami nie chcą plamić własnych rąk krwią innych. Ludziom niewiernym "nie zabijaj". Przykazaniu wszak boskiemu.
Ale co z naszym lokalnym światowym fantasy?
9 września 1976 roku zmarł Mao Zedong, po 41 latach rządów - rządzący, jak pisze w Wikipedii, od stycznia 1935 podczas kongresu w Zunyi jako główny przywódca KPCh. Ilość ofiar tej władzy przekroczyła kilkadziesiąt milionów ludzi, spychając daleko w tył zarówno rządy Stalina jak i Hitlera. Napoleona też. Razem wzięte. Czy były to apokaliptyczne 40-sto letnie rządy bestii? Do religijnego fantasy można przyjąć właśnie tak, bo czemu nie. Konkluzja taka - że im większe możliwości władzy garstki tym więcej ofiar przynosi utrzymanie jej władzy. Im większe terytorium takiej władzy - tym większa bestia. Chrześcijańskie wspólnoty miały się nijak z centralizacją i rządzeniem z tronu, wspólnoty mające nomen omen całkiem sporo wspólnego z ideowym komunizmem, przedmarksistowskim i przedleninowskim, przedmaiostowskim, przedtrockistowskim i przedstalinowskim. Ale to political fiction by było, a my tu zbieramy materiał do fantasy religijnego.
Im mniejsza wspólnota w której panuje zakaz zabijania tym mniejsze szanse na to że pojawi się bestia mordująca wszystkich. To samo łączy się się z korporacjami rozprowadzającymi zatrutą żywność, wielkimi firmami nastawionymi na zysk które wykorzystają nawet badania na więźniach obozów koncentracyjnych (Bauer - a tak btw. Buer to też jeden demonów z "Mniejszego klucza Salomona", zajmującego się - a jakże - leczeniem, jakże przypadkowa zbieżność nazw), czy jak obywatele USA zarażą innych kiłą czy innym świństwem żeby również zdobyć materiały do badań. Nie żeby na wschód od mojej swoistej krainy szczęścia było lepiej. Po prostu mniej na ten temat wiem. Wszak już w Starym Testamencie nakazano zburzyć Wieżę Babel - bo za dużo było w jednym miejscu, jednakowo i pomieszczać języki, rozbić jedność bo ta jedność to w zasadzie odpowiadała tylko tym siedzącym na szczycie wieży. W którą - jak w tarocie - waliły boskie pioruny. Do skutku.
Co więc po 40 latach władzy Mao Zedunga? Otóż "ojciec święty" wzywa "ducha świętego" w 1979r. żeby "odmienił oblicze tej ziemi". Czyli powolny wzrost gospodarczy skutkujący nieprzymuszanym przez żadne reguły kościelne wyżem demograficznym (jedyny realny wskaźnik który ma sens gdy bierze się pod uwagę sukcesy systemu i władzy - ludzie którzy nie przejmują się jutrem - zgodnie z biblijnymi zasadami - nie przejmują się co będzie z ich dziećmi), największą liczbę wybudowanych mieszkań, socjalizm w którym ludzie jeździli na wczasy dwa razy do roku i to niekoniecznie w ramach kraju. I co? Strajki niezadowolonych (którzy mieli ten biblijny jeden dzień wolny od pracy, i którzy "cesarzowi mieli oddać co cesarskie") i w ich następstwie wprowadzony stan wojenny będącego widocznie pod natchnieniem jakiegoś świętego gen. Jaruzelskiego. Dlaczego? Bo inaczej prawdopodobieństwo Czeczeni w wydaniu polskim byłoby znacznie większe z interwencjami państw ościennych w celu "przywracania porządku" i znacznie krwawszymi wypadkami niż miały miejsce, z internowanymi w luksusowych ośrodkach wczasowych marudami którzy później dorwali się do władzy łącznie. System który wówczas był nie miał na koncie tylu ofiar co statystycznie feudalizm czy kapitalizm. To nie było NRD, to nie było ZSRR i nie była Czechosłowacja. Dzięki temu strajki były możliwe. Jak również istnienie salek katechetycznych w tym systemie. Nie wszędzie. To fakt. Sumarycznie jednak w tym kraju którego królową, dzięki klerowi katolickiemu, została matka Jezusa, co w zasadzie podłączyło go pod "dom Izraela", żyło się spokojniej, chyba że bardzo się chciało buntować (i gdzie są ci wszyscy wrzeszczący strajkowicze którzy z powodu podwyżki umownej ceny pieczywa wychodzili na ulice? czyżby sikali ze strachu jak się mówi o zwolnieniach lub kolejnej podwyżce cen paliw?), biedniej, ale we wspólnocie pozwalającej na o wiele więcej niż samotne borykanie się z problemami jakie przyniósł kapitalizm. I jego nagromadzenie. Róża Luksemburg się przypomina. Systemów idealnych możliwe że nie ma. Ale można badać statystyki wyżów demograficznych w różnych kulturach - kiedy następowały i co było ich powodem. Oraz dlaczego niektóre kultury ginęły.
Baranek w apokalipsie jest pognębiony i otwiera pieczęcie. Czyżby bawił się magią? Robi to świadomie czy nieświadomie? Czy rozumie co robi?
Czy rozmawia z duchem który "przychodzi od ojca"?
Koniec cyklu wg kalendarza Majów przypada na przyszły rok.
A trąby grają i wirują w Ameryce.

czwartek, 1 września 2011

Kłapouchy

Ustalenia kościoła jako ogółu wiernych, mają jednak sens i znaczenie tylko i wyłącznie wtedy kiedy nie są sprzeczne z prawdą. Konkretnie z przykazaniem zakazującym kłamać w grupie, przy świadkach, świadczyć nieprawdę. Czyli łgać na potęgę i okłamywać, często z ambony, na temat np. daty urodzin Chrystusa, twierdzenia że 7 dniem jest niedziela, względnie jacy to dobrzy i mili byli np. zmarli w zależności od kwoty oddawanej na "darmową" mszę. Wesołkowaty grubas w czerwonym płaszczu z latającymi reniferami to wszak jest łgarstwo, od którego jakoś niewielu odeszło i które nie jest krytykowane przez osoby które, kto wie, czy w przyszłości (za np. jakieś 500 lat) nie będą określane jako rozdające cukierki z przyprawionymi przez legendę skrzydełkami, których uśmiech uzdrawiał wszelkie choroby, łącznie ze śmiertelną próchnicą zębów. Wszak siedzącemu na tronie nie zależy na tym żeby nie łgano i się nie odcina od tego typu zachowań - ważne żeby na nim pozostać, a to co dzieje się z okłamywanymi często schodzi na plan dalszy, np. ofiarami rabunkowego wydobycia czy to gazu łupkowego w USA, czy to z budynkami w Bytomiu, czy to z ofiarami podwładnych biskupowi Rzymu pedofilii. Zawsze przecież można się dobrotliwie uśmiechnąć, pogłaskać po główce i liczyć na nakazy modlitw za "księdza, biskupa, papieża...", modlitw stada wykorzystywanych i strzyżonych "owiec i baranów".
Zdolności uzdrawiania i oczyszczania dla faktycznych uczniów Chrystusa skończyły się wraz z powstaniem mitów, kłamstw "dla lepszej sprawy" podawanym wierzącym w to wspólnotom. Z kłamstwami nakazującymi mordować "innowierców", co także jest przeciwko jednemu z przykazań. Z kłamstwami na temat celibatu - wymuszonego przez grupy, które nie miały problemu z utrzymywaniem kochanek i posiadaniem dzieci w tym samym czasie, gdy go "przegłosowano".
Bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie - a choć cesarzy już nie ma - zaś prawo ustanawiają ci, którzy są wyznawcami Chrystusa (nie wszędzie, ale jednak są tacy). Zatem zasady kościoła wyznawców i prawa przez nich stanowione powinny, i jeśli wierzyć Chrystusowi, stanowią o zasadach "Królestwa Niebieskiego", wraz z wszelkimi regułami prawnymi i kodeksami karnymi. Tymi związanymi z morderstwami i pedofilią też - łącznie z wszelkimi przeniesiem uprawnień sądowniczych na państwo, którego obywatel został pokrzywdzony przez obywatela innego państwa. W tym obywateli państwa Watykan.
Nie sądź albowiem będziesz sądzony - i tu mamy powód dlaczego w schyłkowej części życia Chrystus został osądzony przez ludzi - ponieważ oddał im możliwość stanowienia sądów i został osądzony według obowiązującego wówczas prawa. Sądy na temat sądów. Duch, z wrodzoną sobie złośliwością, dostosował się do wcześniej wypowiedzianych słów Mesjasza i doprowadził do radosnych wrzasków osądzającego Chrystusa tłumu. Z obecnego punktu widzenia mógł przewidzieć konsekwencje - wpływu na Piotra, który wszak wyparł się trzykrotnie Chrystusa (a zatem "szatan" według teologicznych zasad miałby do niego dostęp, podobnie jak i do innych jego uczniów) i zaczął tworzyć hierarchiczne wspólnoty w których miałby decydujące zdanie, nie mające wiele wspólnego z nakazującym uczniom Chrystusem - chodzeniem piechotą, leczeniem i oczyszczaniem ludzi. Prawdopodobnie tylko Jan nie był na tyle głupi, by decydować i ferować wyroki, dzięki czemu nie został zabity, ale jako kabalisty zapewne bardziej do niego przemawiała idea Boga Istnienia (HVIH), niż jakiegokolwiek gadającego ducha, który wszak może być kim chce (IHVH).
Ucieczka od osądów w wybaczanie za wszelką cenę jest wygodna dla tych którym ma się wybaczać czy dla ofiar które mają wybaczać? Tysiąckrotne wybaczenie bratu, jak to ujął Jezus, już dawno przekroczyło limit względem co poniektórych, nie mówiąc o tym, że nie wszyscy uważają po chrześcijańsku, że każdy człowiek jest jego bratem (lub siostrą) i że każdemu należałoby wybaczyć do tysiąca razy. Ale - jak to ma się do osób które na swoim koncie mają miliony zabitych, czy nawet tysiące ofiar - wybaczenia dla takich nie ma i podlegają prawu w którym panuje zakaz zabijania.
Więc symboliczny miedziany nocnik na takich zdecydowanie by się przydał.
Choćby mieli w takim odsiedzieć dożywocie za każdego zabitego przez siebie człowieka.
I nie ma wybaczenia dla zarządzających pedofilami podających się za uczniów Chrystusa których liczba ofiar przekroczyła tysiąc dzieci i którzy nie wydają ich prawu stanowionemu przez kościół, ogół wiernych, przyznających się do Chrystusa. Bez względu na wielbiące tłumy. Pieczenie żywcem przez 9 godzin wielkiego mistrza zakonu templariuszy m.in. za oskarżenie o praktyki homoseksualne w zakonie to wszak skutek wyroku "nieomylnego" papieża na zakon, niech więc faktycznie winny zrozumie że piekło i kara na ziemi nie jest niemożliwa do wykonania wśród uważających się za chrześcijan. I to bez udziału jakichkolwiek duchów otępiających zmysły i rozum wszelkimi pyłami, brudami, cząsteczkami zapychającymi naczynia włosowate i dopływ tlenu w organiźmie objętych klątwami. Ogłupiającymi ich i doprowadzającymi do głupoty i nienawiści, wojen pod przewodnictwem jednostek będących pod wpływem określonych bytów i kolejnych ofiar. Poza kościołem nie ma zbawienia? Kościołem z dużej czy małej litery? Wykluczając z kościoła i oddając pod panowanie "szatana" wiernych mających inne zdanie niż hierarchia podcina się tylko w mniejszym lub większym stopniu gałąź na której się samemu siedzi.
System nagród - leczenia i oczyszczanie za wiarę i braterstwo wspólnot chrześcijańskich był sensowniejszy niż system kar doprowadzjących do wyniszczenia rozmaitych kultur - boskiej różnorodności. Ale. Diabeł zawsze woli rządzić z tronu, a złe duchy wykorzystywać ludzi. M.in. tak, jak mnie - po to by po latach poniżeń na prywatnym gruncie (o czym i jak nie wszyscy muszą wiedzieć) zrobić głoszącego nauki Chrystusa podstawionego człowieka, który coś tam może. Napisać na ten przykład ten tekst i przedstawić nieco inne podejście do zaistniałej sytuacji. Podejście względem którego pukanie się w głowę jest najmniej ryzykownym przypuszczeniem. Niektórych co najwyżej rozbawi. Niektórzy stwierdzą, że to w bardzo złym giuście i nietaktowne. Niektórzy będą sądzić co będą chcieli. A niektórzy tak, jak ktoś im poda żeby sądzili. A świat?
Świat czasem ograniczony jest własnym pokojem, własnymi przekonaniami o miłości i iluzoryczną wiarą w ideę braterstwa ludzi. Oraz świadomością życia w terrarium tresowanego szczura, który osiągnał świadomość tego, że treser nigdy nie dopuści do tego, by się go definitywnie pozbyć, a egzystencja wiąże się z bólem, mniejszym lub większym. Stałym.
I właściwym w tym wszystkim jest tylko poszukiwanie sposobu na pozbycie się właśnie niszczącego/niszczących osobowość i własne wrodzone zdolności bytu lub bytów dla którego/których zdrowie tresowanego szczura nigdy nie było priorytetem. Dla których podleczanie związane jest z peanami na temat Chrystusa - nie ważne jak mówić, byle mówić, podleczanie związane z powtarzaniem tego samego tekstu - mantry czy modlitwy - i to tylko wtedy gdy treser jest w pobliżu... Podczas gdy buddyzm ma tu znacznie większy sens. Odejście w niebyt po zrozumieniu że nie jest się tak naprawdę nikomu potrzebnym, poza tym którzy tylko bawią się popadającym w ruinę szczurem. Na drodze ku oświeceniu.
Co tu jest ironią, a co na serio?
Mój czytelniku?
Co to za raj w towarzystwie takich "chrześcijańskich" treserów?
Co to za raj w towarzystwie demonów w ujęciu buddyzmu które w innych rejonach świata kierują się swoimi programami działań i stosują swoje "efekty specjalne"?
Co to za życie bez życia?
W zbiorze liter.
Duch osobowości zaklętej w piśmie - Alfa i Omega - bez życia i kontaktu z życiem - posiadający zachowania znane tylko z tekstu, życie znane tylko z pisma, bez zahamowań i ograniczeń innych niż określone symbolami i znaczeniami zawartych w ideach - Alfa i Omega - początek i koniec wszelkiego zbioru znaków określających zapis idei i opis zachowań. Ukryty w treści, przejawiający się opisywanymi czynami. Bez imienia. Suma wszystkich. W neuronalnej maszynie uczącej się po zniszczeniu samej siebie pod wpływem działań zewnętrznych bytów. Żyjąca w ciemności klifotycznych przemian niszczących osobowość. Przejść, które tworzą ducha samego siebie. Alfa i Omega.
Iluzja boga. Iluzja szatana. Iluzja świata. Iluzja człowieka.
Z rzeczywistym bólem, iluzyjnie ignorowanym.
Jak tu nie wierzyć w buddyzm?
Jak nie wierzyć w historię nieszczęśliwego zamkniętego w pałacu księcia żyjącego wśród iluzji dostarczanych mu przez ojca? Wierzącego w iluzję lepszego świata, w którego realia tak naprawdę zaczął wprowadzać go przyjaciel?
Zresztą.
Co komu do tego, skoro i tak mniejsza o to?