wtorek, 29 listopada 2011

Terroryzm

R. miał kilka lat gdy wyszedł na plac zabaw. Po drodze dopadła go "chmura", która sprawiła że świat stał się szary. Ponury, bardziej depresyjny. Wyniszczający psychikę. Doprowadzający do uzależnień i szaleństwa spowodowanego bólem którego nie czuć. Spowodowanego ranami których nie widać. Bólem niszczonych połączeń nerwowych poza zakończeniami nerwowymi.
"Chmura" zaczęła żerować na żywym organiźmie.
Alkohol i narkotyki w takich wypadkach to efekt wtórny, nie tylko otoczenia ale i braku nadziei na wyzwolenie z ciągłego cierpienia mroku owijającego umysł.
Wszak kler siedzi w swoich rezydencjach zamiast wyniszczać i spalać "chmury", pasożyty z których oczyszczał Jezus ludzi, których zarówno wtedy jak i obecnie dopadały tego typu istoty. To nie robota dla żebraków, czy faryzejskich kultystów i czcicieli krzyża. To robota dla prawdziwych uczniów Chrystusa. Niestety takich już chyba nie ma.
A. miał kilka lat gdy dopadła go "chmura" wskutek czego zaczął mówić dosyć późno. To że dzięki niej miał conocne koszmary i mrok w umyśle jakoś do nikogo nie docierało. Moczenie nocne skończyło się po paru latach. R. dopada czasem i obecnie. Koszmary i szare kontury w czerni zamiast snów. Co noc od lat. A. z ukrywanym przed wszystkimi bólem, psychozami i działaniem przez niego. Z traconymi kontaktami z przyjaciółmi. I ze wsomnieniem gadającego bytu z wczesnego dzieciństwa, który prowadził w wędrówce po meblach, na półkę nad łóżkiem z której można było skakać na wielką poduszkę. A w przyszłości z nieświadomym wyczonym w trakcie koszmarów okrucieństwem dziecka budować z klocków stos dla figurki Piggy z mapetów w otoczeniu figurek indian z doklejonymi plastelinowymi penisami. Podniecającym się podnieceniem "chmury" działającej przez dziecko.
Terroryzm? To rzeczywistość ludzi obok was. Moi drodzy czytelnicy. Święta wojna? Tylko z "chmurami" i demoniszczami które pozostawiają ślady na drzwiach łazienek - jak u R. po tym, jak doprowadzają do narkomanii, a później z rozbawieniem szepczą że "straciłeś skrzydła". Bo demoniszcza są złe. Podłe i doprowadzają do ukrywania swoich działań by miały dłużej zabawę ze swoimi ofiarami. A ofiary nie mają szans w zetknięciu z żebrakami, którzy potrafią tylko żebrać o pomoc u istot które potrafią jeszcze sobie z tym radzić. Żebracy nie potrafią już samodzielnie radzić sobie z "chmurami" i tylko straszą diabłem. Bojąc się. Nakazują żebrać i liczyć na miłosierdzie i miłość. Zamiast samodzielnie wrzucić w ogień chmury i to nie wyrzucając je do zwierząt - tylko w ogień, spalający i wyniszczający ogień. Wypędzanie i uleganie prośbom duchów było jednym z błędów Jezusa, naiwnego Jezusa, Jezusa którego obserwowano z rozbawieniem do czasu aż nie zaczął mówić o spalaniu tych co ani zimni ani gorący. Potem to już stado "chmur" wystarczyło do skazania na śmierć przez "zajadły tłum". Zemsta tłumu? Siła złych na jednego.
- Puk puk.
- Kto tam?
- Bee, bee
- Nie rycz, spierdalaj spod drzwi.
Czy ktoś z was kiedyś nie wpuścił beczącego "baranka"? Biada mu.
Jak potraktować sąsiadkę R. biegającą co niedziela do budowli sakralnej po kawałek opłatka która na prośbę o wezwanie pogotowia nie raczyła uwierzyć w czasie gdy ojciec R. właśnie umierał? Czy to ta sama sąsiadka która nie raczyła wezwać pogotowia gdy umierał inny człowiek z tego samego bloku?
Oskarżam was o podawanie się za chrześcijan.
Oskarżam kler o podawanie się za uczniów Chrystusa.
Oskarżam was bo sąd bez oskarżyciela byłby co najmniej niepełny.
Oskarżam was, bo żaden z was nie pozbawił mnie "chmury", was bo to zadanie dla uczniów Chrystusa a nie dla kogoś po "tamtej" stronie rzeczywistości.
Oskarżam was bo w tym i nie tylko w tym mieście takich ludzi jest więcej, zazwyczaj nieświadomych tego co im jest, w iluzji "chrześcijaństwa" które ma się nijak do prawdziwego wyznania Chrystusa.
Oskarżam was i mówię OM.
Bo coś musi być na początku.
A liczyć w tym świecie można tylko na siebie.
"Hiszpańskich żebraków" N.Kress mimo wszystko warto przeczytać.
Dzięki nim można poznać że lepiej nauczyć żebraka zarabiać na siebie by pomógł sobie samodzielnie, niż zostać ukamienowanym przez tłum żebraków któremu nie jest się w stanie całemu pomóc. Czyli nauczyć jak pozbyć się "chmur" zamiast uczyć żebrania by inni się jej pozbyli. Uczyć ludzi jak niszczyć zagrożenia nim zagrożenia staną się stanem faktycznym, stadem "chmur" w ludziach ze śmiechem mordującymi ludzi w obozach zagłady, stadem "chmur" fanatycznie niszczącymi swoich nosicieli traktując ich jak zabawki, stadem "chmur" które zmieniają psychikę ludzi i doprowadzają do uzależnień i psychoz, zmieniają nawet dla zabawy preferencje seksualne swych zabawek.
Z mojego punktu widzenia jest chyba gorzej niż dwa tysiące lat temu. Kiedyś przynajmniej było mniej "chemii" w jedzeniu, powietrzu i ziemi.
Nazywacie się chrześcijanami ale nimi nie jesteście.
Staliście się żebrakami posłusznymi klerowi.
Nie wszyscy, ale jednak.

Notka

Symbol czakry splotu słonecznego
Czy medytacja pomaga w leczeniu? Serotonina wątrobie raczej tak, więc trzeba myśleć w taki sposób by produkować serotoninę.
Medytacja -> dotlenienie mózgu i wywołanie reakcji psychosomatycznych ["czakra korony"] -> produkcja serotoniny -> oddziaływanie na wątrobę ["czakra splotu słonecznego"] -> regeneracja wątroby przy jej dotlenianiu ["medytacja nad czakrą splotu"]
"Duch" działa na materię - zgryźliwcy którzy nie odczuwają radości, przyjemności (serotonina) mają problemy z regeneracją wątroby czyli też przez to żyją krócej.

sobota, 26 listopada 2011

Idiotka


I pomyśleć że R. miał w szkole ksywę "Szkieletor"...
To taki ezoteryczny demoniszczowy dowcip.
Niech będzie przeklęta istota podająca się za Matkę Boską Fatimską.
Niech będzie przeklęty anioł który jej towarzyszył.
Niech będzie przeklęta każda istota która jest jej posłuszna.
Macie całkowity zakaz zabijania a chcecie jeszcze pokuty i piekła w wydaniu dziewicy Babilonu?
Mieliście zakaz zabijania przed I wojną światową, przed II wojną światową też i dajecie jeszcze wiarę bożkom które każą żebrać zamiast wypełniać "nie zabijaj"?
Mieliście i macie zakaz prowadzenia wszelkich wojen o czym chyba żaden z ostatnich papieży nie wspominał. Idioci posłuszni kłamcom - swym poprzednikom. Idioci posłuszni przepowiedniom, które zabierają czas prawdziwym wyznawcom, czas który mogli by spożytkować na pomoc innym. Zabierają czas na myślenie i wypełnianie "nie zabijaj" w trakcie II wojny światowej zamiast modlenia się o cuda.
Cuda? Ta banda duszków, "opiekunów" i rezydentów budowli sakralnych myślicie że ma cośkolwiek wspólnego z jakimkolwiek prawdziwym chrześcijaństwem? Nie ma nic a nic.
Opętania, które zdarzają się coraz częściej nie dotyczyły przez wiele lat Żydów, którzy rozpoznawali gojów na pierwszy rzut oka - będącymi pod wpływem "duchów", "egregorów" itp. Dlaczego? Bo ich reguły i byty które z nimi były przestrzegały tego by zabijać duchy które sobie np. życzą spędzić noc w ciele mężczyzny by zabawić się z kimś innym. Zabijać, zgodnie z prawem Mojżeszowym. Opętania które, pomimo że niektórym wydają się kwestią ludzi, są tylko częściowo ich sprawą. Znacznie większe znaczenie ma tu podejście "duchów" do tego. Bo skoro istnieją opętujące byty - to co z całą tą przeklętą resztą którą osobiście wykluczam z grona chrześcijan za swoje podporządkowanie się kłamliwym naukom, przepowiedniom i wierze w słodkie słóka różnych wersji babilońskich dziewic - które bynajmniej nie zachęcają do zabijania. Z początku. Dziewic, które każą wszystkich kochać i żebrać, zamiast się słuchać chociażby 10 przykazań w przypadku ludzi. Dziewic które nie są ani gorące, ani zimne tylko bawią się umysłami ludzi, zamiast trafiać na stosy.
Czy wiecie co robią co poniektóre byty względem spotkanych w Internecie ezoteryków? Uczą kłamać podając się za "duchowych mistrzów". Kłamać żeby później byli w stanie opętywać latami ludzi i udawać że wszystko jest w najlepszym porządku w otoczeniu rezydentów świątyń, "opiekunów" i innych "duszków Kacperków". A kler co? Żebra i każe być kochającymi owcami które są wykorzystywane przez popleczników niepokalanych dziewic Babilonu. Często nieświadomie tworząc "religijne" piosnki chwalące Jezusa "kochającego za nasze grzechy" - bo wystarczy w nich usunąć przecinek podobnie jak np. w podobno egzorcystycznej modlitwie do "archanioła Michała" by całkowicie zmieniały sens i stanowiły ubaw dla całej tej nieświętej otoczki towarzyszących ludziom bytów.
Jak mi się wydaje, tak naprawdę po tej drugiej stronie nie zmieniło się nic. A w zasadzie to zmieniło się nawet na gorsze, bo zabito jeszcze wierzących w to, że należy wykańczać każdego kto dobiera się do dzieci. Niech będą więc przeklęci wszyscy ci rezydenci, którzy wybaczają jakiemukolwiek dręczącemu i opętującemu żywych, dzieci bytowi. Nie jesteście chrześcijanami. Nigdy nimi nie byliście skoro na to pozwalacie.
Nigdy nimi nie byliście jeśli zezwalaliście na niewolnictwo wśród siebie.
Nigdy nie byliście chrześcijanami, rozumiecie?
Moi drodzy czytelnicy i towarzyszący wam obserwatorzy?
Ja wam nie odpuszczam.
Za to że w moim wczesnym dzieciństwie pojawił się byt który przez lata żerował i bawił się mną, traktując mnie jak niewolnika, doprowadzając do chorób i do ciemności w snach po tym jak wprogramował mnóstwo różnych danych, związanych z mordami ludzi podającymi za chrześcijan, którym podobno "wybaczał Chrystus". Rozmaitych tortur które zadawał podobno "chrześcijański" świat ludziom. Chrystus nigdy wam tego nie wybaczył. Wybaczał kler, który dawno zapomniał o tym co oznacza chrześcijaństwo. Który zapomniał że najpierw należy pozbyć się duchów które nakłaniają do cudzołóstwa i morderstw zanim zacznie się myśleć o ignorowaniu ludzi z problemami.
Oskarżam was o ignorowanie opętanych.
Oskarżam was o ignorowanie czarowników.
Oskarżam was o klęczenie przed bestią na życzenie klęczącego kleru.
Oskarżam was, duchy, o to, że żaden z was nie wrzucił w płomienie żadnego mu podobnego przez ostatnie dwa tysiące lat.
I żeby ktoś mi tu czegoś nie imputował - nie uważam się za Chrystusa. On by was po prostu zabił na mocy prawa Mojżeszowego. Ja mogę tylko sobie faryzejsko marudzić, po tym jak wpływano na mnie przez całe moje życie. Nikt kto nakłania do wojny nie ma prawa nazywać się chrześcijaninem ani wiernym Allaha czy Stwórcy, czy też bytu przekazującego 10 przekazań. Nie ma wybaczenia dla papieży nakłaniających do jakiegokolwiek zabijania. Nie ma wybaczenia dla kleru wzywającego do jakiejkolwiek wojny - nie w imię miłości, tylko zwyczajnego bycia człowiekiem i traktowania innych jak ludzi, a nie zwierzęta rzeźne. Nie ma wybaczenia dla żadnej dziewicy, która nakazuje żebrać i tworzy nowe rytuały zamiast nakazać w bardzo prosty sposób - całkowitego zabijania ludzi, zakazu wojen i konfliktów zbrojnych.
Jak mi się wydaje gdyby Chrystus faktycznie panował w tym świecie po drugiej stronie, już dawno by się odciął od tego co robią po tej stronie. Jak mi się jednak wydaje, wykończyły go byty, które pierwej opętały setkami ludzi, którzy domagali się później jego śmierci i ukrzyżowania. Dlatego kler i rezydenci budowli sakralnych którzy nie rozumieją, że co poniektóre byty trzeba palić zanim zaczną sprawiać problemy nie nadają się do swoich funkcji. O chrześcijaństwie, nie ma tu też żadnej mowy - i to bez względu na wyznawaną opcję czy to katolicką, prawosławną, ewangelicką etc. Ja tu po prostu jestem żeby najwyraźniej wykluczyć was, tak jak zrobiono to ze mną, dzięki czemu wiem, co to oznacza, w przeciwieństwie do sporej ilości mych drogich czytelników.
Scjentologowie zaś powinni się zastanawiać nie jak wyznawać "kosmitów", tylko jak zakaz im zabawy ludźmi i jak się ich pozbyć z Ziemi - planety ludzi. A dziewice w długich sukniach i zapewne jedwabnych trzewikach - zakasać rękawy i zacząć samodzielnie polować na opętujące duchy - jeśli nie z łukiem to z wałkiem do ciasta, miast uczyć żebrania kolejne pokolenia.

czwartek, 24 listopada 2011

Sfera


Puggy - I do

Do you like the song of what I say
Do you like the song of what I say
Do you like the song of what I say
I do I do I do

Would you like to know
How we could feel
Would you like to know
How we should feel
Would you like to feel
How we could feel
I do I do I do

But time will pass along the way
And laugh at us the way
It laughs at every day
Time will pass along the day
We laugh at all the ways
We loose it all the same

Would you like to know
How this all went wrong
Would you like to know
How this all went wrong
Would you like to know
How this all went wrong
I do I do I do

Would you like to know what he forget
Forget what you forgot and not regret
Forgive me if I sound a little dead
I do I do I do

We loose it all the same
We loose it all the same
We loose it all the same
We loose it all the same
Twierdzenie że po tej "drugiej stronie" istnieje jakiekolwiek dominujące "chrześcijaństwo" jest mylne. A jeśli istnieje to wiernopoddańcze i to niekoniecznie poddane tym którzy wierzą w prawo do istnienia każdej istoty ludzkiej, a raczej wiernym pokoleniom wierzącym w niewolnictwo, monarchię, poddaństwo komuś kto nie tylko nie miałby prawa do swojego stanowiska w pełni konkurencyjnym systemie, ale dostaje je za "zasługi" i przekonania innych, a nie względem własnych zdolności.
Karma w ujęciu buddystów jest tylko tłumaczeniem dla bytów które pragną wykorzystywać ludzi - wszak jej istnienie jest tylko teorią bez dowodów, a ta teoria odpowiada tylko fatalistom którzy tłumaczą nią wszelkie niepowodzenia i nieszczęścia. Nie ma czegoś takiego, nie istniała i nie będzie istnieć - chyba że ktoś przedstawi realny dowód na jej istnienie. Jest tylko wytłumaczeniem dla otępiania ludzi powtarzającymi się mantrami, które mają swoje właściwości, jednak nie prowadzą w wielu przypadkach do żadnego oświecenia, a tylko oddalają od niego, tak jak chrześcijan od faktycznego działania, a nie klęczenia przed bytami których chrześcijańskim obowiązkiem jest samodzielne pomaganie a nie oczekiwanie na błagania i ofiary, które wymyśliło stado nie nadających się do niczego poza symbolicznymi rytuałami wykorzystującymi ludzi wilków w białych szatkach. Jednakowoż - jesteś posłuszny, to warto zadbać byś przeżył po śmierci. Jak nie - cóż, możesz pożegnać się z życiem, chyba że wierzysz w handel białymi kamykami za które Mahakala spowoduje twój powrót i kolejne życie na rzecz kolejnych kamyków. Wszak jeśli nie wiadomo o co w tym chodzi - to jak w wielu innych sprawach zapewne chodzi o pieniądze. Lub inny równoważnik czasu pracy poświęconego na zdobycie jakiejś materialnej lub niematerialnej wartości. Np. wiernopoddaństwa mającego się nijak do tezy Gautamy Buddy że należy wątpić we wszystko i tylko po długotrwałym sprawdzaniu przyjąć coś na wiarę.
Chrystus zakazał mieszać polityki z religią - tymczasem hierarchiczne podejście "drugiej strony" wmówione poniekąd jej przez hierarchię kleru wszelkiej maści świadczy o tym, że do słów Chrystusa zbyt wielkiej wagi tam nie przykładają. Podobnie wśród szerokiej maści kleru, który w dużej części (są chlubne wyjątki) zamiast samodzielnie pomagać, ogranicza się do faryzejskich przemów i medialnych uśmiechów. Chrystus pomagał samodzielnie, nie oglądając się na nikogo. A duchy? Duchy opętują i jakoś nikomu nie spieszy się do tego by je za to wrzucać w płomienie. Koniec religii Chrystusa zapoczątkowało przyjęcie przez kler hierarchii i ograniczenie się do rytuałów, zamiast samodzielnej, bezpośredniej pomocy ludziom. Faryzejskich przemów takich jak ta wszak może być sporo, a tak naprawdę nikomu od tego lepiej się nie dzieje, czyjeś piekło pozostaje codziennym piekłem życia, choć dzięki temu moi drodzy czytelnicy mają przy czym konsumować pukane ziarna, nabierając ciała i uważając, że stają się mądrzejsi po przeczytaniu paru frazesów kolejnego oszołoma.
Jak wygląda rzeczywistość po drugiej stronie? Z opisów - marnie. Ogólnie na moje oko niewiele osób przeżywa tę pierwszą śmierć. Większość nie jest albo wystarczająco rozwinięta, albo nie ma wsparcia "duchowego", no chyba że sobie wyhandluje pomoc - albo błaganiami (ciekawy żebraczy genotyp), podporządkowaniem powtarzanym, przekazywanym przez demony ( ;] ), mantrom i dharani, żebraniem i adorowaniem niepokalanych Jezusem dziewic różańcowymi pętami - niczym w proroctwie Izajasza - i to zamiast osobistemu pomaganiu komukolwiek. Wiarą. W uśmiechające się dobrotliwe bóstewka i "świętych". Podczas gdy zdecydowana mniejszość (też taka jest) faktycznie pomaga ludziom - niestety większość pochwał i wotywnych ofiar dostają później niezasłużenie nieprzepadające za klerem wciskającym się do prywatnego życia i wykorzystującym przywileje (które jakieś demoniszcze nadało dzieląc ludzi - Stwórca Adama nie robił takich ceregieli) wersje matki herosa - Jezusa. Niepokalana Jezusem dziewica wszak tylko ją przypomina, niestety jest równie fałszywa jak pieniądz który nie ma pokrycia w złocie a nazywa się go złotym.
Cóż to za cudowny świat byłby gdyby naprawdę było tyle osób po drugiej stronie które byłyby prawdziwymi chrześcijanami. Zważywszy na pomoc którą bezinteresownie szerzyłyby na tym świecie, świecie śmiertelników - skoro tak bardzo kochaliby swoje dzieci to raczej by im pomagali? A może się mylę. Niestety wygląda na to że śmiertelność jest duża, a niektórym bytom przydają się tylko wiernopoddańczy producenci białych kamyków. Dzięki którym może okupują swoje dalsze życie, według starych zasad. Do tego dochodzą watachy duszków Kacperków które wolą mieć pod swoją kontrolą nieświadomych ludzi i wykorzystywać ich nie tyle ucząc ich - ile przez nich. Jakoś osobiście nie liczę na przeżycie po śmierci.
Wszak jakie szanse w zetknięciu z mordującymi, kłamiącymi bytami ma naiwny, łagodny chrześcijanin który obudzi się w świecie na którym, zgodnie ze słowami kleru diabły męczą śmiertelników? - z tym że o dziwo jakoś nikt nie wspomina tu o męczeniu diabłów przez śmiertelników (czyż nie jest to bardziej prawidłowe podejście względem wszelkiej maści szatanów?) co z punktu widzenia wierzącego w Szeol Chrystusa jest bezsensem zarówno w jedną jak i w drugą stronę. Żaden kler nie miał nigdy prawa wydawać osądów względem tego co się dzieje z człowiekiem po śmierci - po to by przypadkiem nie zezwolić komuś na znęcanie się nad przypadkowymi "duszyczkami" i by ktoś nie opierał się na czyichś słowach które dawałyby mu prawo do czegokolwiek - poza chrześcijańską bezpośrednią pomocą. Ale każdy kler wymyśla sobie takie piekło na jakie zasługuje.
Osobiście wymyśliłem sobie powtarzające się życie w sferze zdarzeń zawierające zarówno wszelkie rozwiązania jak i zagadki. Nie będę rozwijać bo po pierwsze mogę się mylić, a po drugie po co wciągać kogoś jeszcze w problemy związane z nieskończoną powtórką cierpienia i powtarzania tych samych błędów - takie piekło od dzieciństwa do śmierci w tych samych realiach i wśród iluzji osób które już tak jakby kiedyś się widziało - tylko w innej roli i w innym wieku. Sfera powiązań i wyborów w modelowej rzeczywistości wykorzystującej wierzenia, wiedzę i fizykę w której drogą jest określanie wyborów i interpretacja na korzyść lub wręcz przeciwnie - prowadząca w różne rejony czyichś sfer. Czyjeś piekło lub czyjś raj, czasami jednocześnie, w różnych punktach "zagęszczeń" ideologicznych znaczeń i abstrakcyjnych pojęć z dodatkiem matematyki zbiorów na całościowym ujęciu osobistego "egregora" tworzonego przez całe życie. Pola informacyjnego nadawanego i odbieranego ze świata kwantyfikowanego przez logikę umysłu i rozdzielanego w przypadku błędów względnie uszkodzeń.
... dobra, nieważne.

wtorek, 22 listopada 2011

Amulet

Z układu pierwiastków weź atom i animuj go nieco w swej głowie
Znajdź rudę w marzeń krainie
Sposobem górnika w myślach swych ją wydobądź
Bądź nim, poznaj jego pracę,
Bądź człowiekiem gdy wydobywać będziesz
W każdej chwili życia i śmierci
Wytop w swoich marzeniach, sposobem alchemika
W tyglach, retortach, dziwacznych piecykach
Metalurga metody poznaj nim działać będziesz
W fantazjach swych cierpliwym bądź niepomiernie
Gdy już metal będzie gotowy
Zabaw się w astrologiczne idiomy
I z tablic jakowyś znajdź godzinę planet
I myśl co ryć w metalu będziesz
Amulet gotowy?
Wszak po śmierci materia na nic ci się nie przyda
Z tobą tylko to, co w głowie pozostanie
Odzwierciedlenie sfery
Geoida
I myśl może jakowaś
Zapomniane słowa
Jeśli wierzysz że amulety dane są od Boga
To czy nie szkoda pomóc każdemu kto je kiedyś tworzył
Gumiś ZamiW swej mocy wyobraźni
Dając każdemu poznanemu punktowi czasu
W którym istnieje materialny przekaz
Oczekiwane życzenie twórcy
W miarę indywidualnych możliwości
I wiedzy
O tym czy nic przypadkowo
W całym życiu się nie zdarza
Iluzja to czy rzeczywistość?
Sprawdź.

Z obserwacji

  1. Aby modlitwa/mantra była skuteczna coś musi słuchać. Oznacza to ni mniej ni więcej, że jeśli mantrujesz a nie masz podłączenia do hmm ujmijmy to "czegoś w rodzaju egregora" dzięki np. jakiemuś mnichowi względnie nie przebywasz w okolicy w której może ktoś cię z drugiej strony wysłuchać - skuteczność jest znikoma. Zważywszy na to, że zdolności standardowej obstawy zazwyczaj są poniżej oczekiwań - co najwyżej można liczyć na amatorów pukanych ziaren.
  2. Modlitwy/mantrowanie mają większą szansę powodzenia w przypadku wypowiadania ich na głos, zważywszy na podejście tradycjonalistyczne niektórych bytów, które nie interpretują bezpośrednio twojego "pola świadomości" uważając to za rażące naruszenie prywatności. I słusznie.
  3. W okolicy budowli sakralnych, lokalni rezydenci zazwyczaj patrzą i obserwują co kto robi, dlatego jeśli ktoś chce z czymś zerwać - najlepiej przenieść się na inny teren i faktycznie zacząć coś głośno wyznawać. Względnie pokazowo czytać. I pozbyć się wszystkiego, co mogłoby spowodować zmianę nowego stanowiska.
    Przy czym należy zauważyć, że dręczące przymilne byty które towarzyszą takim ludziom powinny być zweryfikowane w pierwszym rzędzie, zważywszy na to że głównym problemem danego człowieka (i nie tylko) mogą być właśnie one, łącznie z efektami wtórnym wpływów, nabytymi uzależnieniami itp.
  4. Systemowo jest to wspólne dla dowolnej religii - kwestią jednostkową zazwyczaj jest tylko naruszenie lub nie pola świadomości człowieka, zazwyczaj związane z tym, że prędkie do tego byty zazwyczaj same są na tyle prymitywne, że ich ciągłe oddziaływanie na człowieka doprowadza do jego degradacji.

sobota, 19 listopada 2011

Zwierzęta

W przyrodzie istnieje zjawisko obrony swego terytorium i zdobywania swego terytorium - przez zwierzęta. Czasem bardziej, czasem mniej agresywne zachowania mają prowadzić do zdobycia jakiegoś dobra - w tym samic, pożywienia, władzy. Dla zwierząt, które w zasadzie nie myślą i nie potrafią rozmawiać to w sporej ilości przypadków normalne zachowania - przynajmniej jeśli chodzi o rozwiązywanie kwestii terytorialnych i posiadanych zasobów w sposób niesiłowy i bez walki (wliczając w to broń chemiczną skunksów).
Czy dla ludzi aspirujących do czegoś więcej niż do miana zwierząt jest tak samo?
Czym różnią się wojny o ropę i strefy wpływów od zwierzęcego szarpania kłami i pazurami w celu zdobycia terytorium? Środkami? Większą strefą zniszczeń? Wojny o ropę która doprowadza do zanieczyszczeń i skażenia środowiska?
Czym różni się człowiek od zwierzęcia? Potrafi zagotować wodę za pomocą reaktora atomowego, względnie zabić setki tysięcy ludzi jedną bombą? Czyż nie jest to "człowiek myślący"? Wszak żeby ugotować wodę lub zabić współmieszkańców planety potrafi już wykorzystywać reakcję łańcuchową? Niestety, z mojego punktu widzenia o myśleniu to nie świadczy - co najwyżej o bezmyślności i powrocie do pierwotnego stanu zwierzęcia, które wykorzystuje patyki do zabijania się zamiast np. wyciagania mrówek w celach konsumpcyjnych.
Człowiek myślący stara się, w przeciwieństwie do zwierząt terytorialnych, unieżależnić się od swych ograniczeń. Np. od ropy, budując samochody niezależne od paliw kopalnych. Zasobów skończonych. Ograniczonych. Wpływających na ceny wszystkiego, do czego potrzebny jest transport. Czyli - praktycznie ceny wszystkiego. Człowiek myślący uniezależnia się od składowisk odpadów, które samoistnie nie zmniejszają się same z siebie, zmniejszając i ograniczając terytorium myślącego człowieka - człowiek wykorzystuje materiały które można wykorzystać powtórnie, zwierzę o tym nie myśli.
Może w każdym jest jakieś zwierzę, ale kwestią otwartą pozostaje dojście do człowieka myślącego. Który wykorzystuje swoje zasoby terytorialne, a nie prowokuje wojny. Który zanim zacznie wprowadzać swoje poglądy religijne czy polityczne na grunty innych państw, najpierw zaczyna od pozbycia się wszystkich problemów na własnym podwórku - bo jeśli tego nie potrafi to tylko zwiększa się eskalacja w własnych błędów, braków i umysłowego ubóstwa które potrafi albo ugotować wodę albo zabić energią atomową.
Ogólniki? Owszem, ale jakoś nie dostrzegam, by ktoś ze mną kiedykolwiek dyskutował o szczegółach. O rozwiązaniach. Bo o problemach to słyszałem wielokrotnie. Jak zapewne większość z moich drogich czytelników. A niektórzy z was zapewne ograniczyliby się do bomby pod ZUS ;] (co tylko spowodowałoby nowe problemy - zważywszy na to, że pewnie doliczyć emerytur i innych świadczeń nie potrafiono by się potem już nigdy i każdy dostałby mniej niż miał).
Otępienie które odczuwam to efekt działań demoniszcza, któremu zależy na takich tekstach, jak mi się wydaje by w otoczce kilku prawd przemycić nieco swojego jadu. Ale cóż zrobić, skoro rezydenci budowli sakralnych są tylko rezydentami mającymi z chrześcijaństwem tyle wspólnego, co mój kot z Bastet. Po prostu - niektórzy wierzą że mają. Podczas gdy prawdziwie chrześcijańskie duchy pomagałyby niczym ewangeliczny samarytanin ludziom nie patrząc na to w co wierzą, samodzielnie podejmując się pomocy, czasem komuś kto nie potrafi już pomóc sobie. Kogo czcił ewangeliczny samarytanin - mieszkaniec Samarii? A kogo to obchodzi? Chrystusa nie obchodziło, nawet zakazał swym uczniom udawania się w rejony Samarii by przypadkiem czegoś nie spieprzyli swoimi naukami wśród ludzi którzy potrafili jeszcze samodzielnie pomagać innym - bo apostołom nigdy by wcześniej na myśl nie przyszło by samodzielnie pomóc komuś, kto wierzy w coś innego niż oni.
Demoniszcze zaś, podobnie jak wszelkie inne tego typu byty, już dawno trafiłoby w płomienie, gdyby rezydenci budowli sakralnych byli naprawdę chrześcijańskimi bytami. Niestety - z obserwacji wynika że tak nie jest.

czwartek, 17 listopada 2011

Dozorcy

Niektórzy nazywają ich opiekunami, niektórzy - aniołami stróżami. Kim są?
Dozorcami, wchodzącymi nieproszenie w życie ludzi, nie chroniącymi ani przed faktycznymi atakami innych bytów (no chyba że wpakujesz się w sidła jakiejś religii albo wiary w ramach dobrowolnego wykorzystywania siebie). Dozorcami w piekle, a czasem w raju, w zależności od tego kogo sobie wybiorą i co przeznaczą osobie pod swoim wpływem. Dozorcy w planowej hodowli.
Czy gdyby jakiś człowiek zafundował wam 24 godzinną obserwację, bez waszej wiedzy i zgody nazwalibyście go "aniołem"? Czy gdyby wpływał na wasze postępowanie i dzielił się z innymi obrazami waszego życia - nazwalibyście go "opiekunem"? Nie. To świat piekielnych dozorców ze świętością nie mających nic wspólnego. Podobnie jak widziani przez jednego ze starych bywalców #ezoteryka obserwującego chrzest dziecka "wlewających" mu przez "czakram korony" w tym czasie jakąś maź, zapewne powodującą dysfunkcje jego układu nerwowego - zapewne w zależności od preferowanego genotypu i "pobożności" czyli zdolności do klękania przed innymi - rodziców.
Jeśli któryś to teraz czyta - to po pierwsze dobrowolne wchodzenie w czyjeś życie i obserwowanie go, nawet bez jego świadomości, nie świadczy o świętości czy prawie do czegokolwiek. Pomoc która nie jest świadoma i nie jest zweryfikowana bezpośrednimi ustaleniami nie ma nic wspólnego z pomocą. To przymus porównywalny z działaniami naukowców robiących testy na szczurach. Obserwujących ich, czasami podsuwających a to łakomy kąsek, a to wywołując chorobę i obserwujący chore zwierzę w celu robienia sobie zapisków, przy konsumpcji "pukanych ziaren".
Myślę, że po śmierci lepiej zginąć ostatecznie niż ostatecznie wpaść w łapy tej zwyrodniałej kliki, bawiącej się żywymi ludźmi. Gdyby to faktycznie były "anioły" i do tego "stróże" - opętań by nie było. Nie byłoby chorób. Nie byłoby nieświadomych ludzi. Nie byłoby. Ale są. A uważający się za magów często z ich pomocy korzystają.
Nie byłoby obserwacji ludzi w ich własnych domach w których pojawiają się nieproszeni. Nie byłoby problemów z wykorzystującymi dzieci demoniszczami, które same włamują się do mieszkań ludzi, wyniszczają ich i mają zabawę z dręczenia. Nie byłoby problemu - bo dawno zostałyby wytępione. Jednak ja każdego dnia przekonuję się o tym, że to tylko religijna otoczka niewolnictwa preferowanego przez wierchuszkę tych bytów, które muszą się jej słuchać. Muszą bo inaczej albo "nie dostaną jeść" albo zwyczajnie się ich zabije. Tak jak wszystkich rozsądnych i inteligentnych ludzi, którzy nie preferują wiernopoddańczego błagania o pomoc od tychże bytów. Których niszczy się, gdy tylko śmieją wyrazić słowa sprzeciwu przeciwko tym, którzy wykorzystują niewolnictwo. Które to nie ma nic wspólnego z Bogiem.
Chcieliście Lucyfera?
To macie.
Jeśli uważacie że jesteście "lucyferianami" i nie wierzycie w Boga, to jesteście w głębokim błędzie. Lucyfer preferuje bunt, ale nie przeciwko Bogu, tylko przeciwko myśleniu jak niewolnicy, niewolnicy tych wszystkich bytów wykorzystujących ludzi i podających się za anioły, przynoszące tylko choroby i kłamstwa. Jeśli uważacie, że macie prawo niszczyć innym życie w imię swego lucyferianizmu, to informuję was że karą za to jest stopniowa utrata zmysłów, powolne doprowadzanie do szaleństwa, manii prześladowczej, widzenia wrogów w zupełnie niewinnych osobach, popadanie w demencję. Bo ja to określiłem parę lat temu. Drodzy "lucyferianie".
Przykro mi droga L. ale niestety widzenie w D. tego kolesia na zdjęciu świadczy właśnie o tym że jesteś pod działaniem mojego prawa. Ale zawsze możesz się nawrócić np. na Chrystusa. Nie chodzi o to żebym ja miał jakąś szczególną potęgę (choć może się mylę ;]), ja po prostu mam zdolność do określania warunków i zasad, w tym efektów wtórnych po tym jak już rzuci się udanie nieciekawe dla innych zaklęcie. A że wielka ze mnie ofiara, to im bardziej oberwę tym bardziej będę waszym "ofiarnym kozłem" religii dualistycznej i moje zasady będą tym bardziej na was działać :P
To zawsze jest jakaś opcja.
Czyż nie?

poniedziałek, 14 listopada 2011

Piekło

Gdy człowiek patrzy na rzekę, widzi rzekę. Lecz głodny demon, który widzi ogień w wodzie — może zobaczyć w rzece ogień. Można mówić o rzece człowiekowi, lecz mówienie o niej tej legendarnej istocie byłoby bezcelowe.
Podobnie jest z wszystkim: rzeczy są podobne do złudzeń i nie można o nich powiedzieć, że istnieją ani że nie istnieją.

Percepcja demona dostrzega ogniste piekło tam gdzie człowiek dostrzega wodę.
Percepcja demona widzi opętanego człowieka, tam gdzie człowiek widzi chorobę.
W tym samym miejscu i czasie, na tym samym świecie, określanym przez różnice w pojmowania formy. Umysł tworzy ułudę o której nie można powiedzieć że istnieje lub nie istnieje. Jak zniszczyć piekło? Czy wystarczy zmienić umysł demona, tak by widział to co chciał Stwórca tworząc świat reguł fizyki, zamiast świat ułudy wyobrażeń?
Znam osobę która potrafiła zakładając okulary zmienić percepcję odbieranych kolorów, wyćwiczyć świadomość w stopniu pozwalającym na zmiany identyfikacji odbieranych bodźców przy uwarunkowaniu założenia okularów.
Wszelkie liczby, od jedności do nieskończoności, same w sobie nie mają miary ilości; to ludzie dla swojej wygody przypisują im różne miary, aby umożliwić wyraźnie wielkości.
Czy demon kiedyś stworzył sobie układ percepcji oddalający go od reguł świata Stwórcy i powiązał go ze świadomością ludzi pozwalającą mu na przetrwanie? W świecie ognistego piekła demona - dla ludzi świata chorób i głodu.
Jak zniszczyć piekło? Czy wystarczy trzymać się reguł świata Stwórcy?
Co trzyma umysł demona w pułapce percepcji piekła?
OM MANI PADME HUM
Jak prawda to bez eufemizmów :]
Lecz nieświadomi ludzie na tym świecie przyjmują, że jest on realny i działają zgodnie z tym absurdalnym założeniem. Ponieważ świat jest jedynie iluzją, ich działania oparte są na błędzie i przynoszą im tylko szkodę oraz przysparzają cierpień.
Mędrzec świadomy tego, że świat jest jedynie złudą, nie postępuje tak jak gdyby był on realny; dzięki temu unika cierpienia.

Hmm. Czy mędrzec świadomy tego, że świat jest złudą, tworzy sobie iluzję świata w której jest mędrcem pozbawionym cierpień? Czy odejście od tych, którzy wierzą w realność świata sprawia że na świecie jest mniej cierpień czy tylko percepcja iluzji przestaje dostrzegać cudze cierpienia?
Z mojego punktu widzenia świat nie jest ani zupełną iluzją, ani zupełnie realny, jako zbiór odbieranych wrażeń percepcyjnych i wyuczonych interpretacji tych wrażeń oraz elementów pozapercepcyjnych związanych ze świadomością, pojmowaniem, interpretowaniem i pojęciami abstrakcyjnymi nieodnoszącymi się bezpośrednio, a nawet pośrednio do wrażeń percepcyjnych oraz wyobrażeń kreowanych w sposób mniej lub bardziej świadomy. Aczkolwiek mogę się mylić ;]

sobota, 12 listopada 2011

Niewolnik

Sprzedawczykom
Wyrok jak cena Saturna
Lewiatana w sąsiedztwie masz -
spodziewaj się plagi Żabek
Jeśli świadomość jest przejawem boskości, to każda świadomość niewidocznego bytu wymuszająca na kimś swoje poglądy w sposób mniej lub bardziej siłowy jest niewierna Bogu i prowadzi do niewolnictwa.
W takim ujęciu Mojżesz był niewolnikiem bytu który podawał się za boga.
W takim ujęciu Chrystus był niewolnikiem bytu który z nim przebywał i choć może "duch" chciał taki być to nie było w nim nic ze świętości, jeśli wpływał na podejmowane przez Jezusa decyzje.
Forma opętania zawsze świadczy tylko o wymuszeniu i prowadzi do niewolnictwa osoby niewolonej. Do zdrady boskości świadomości człowieka i naruszenia zasad jego wolnej woli. Podobnie jak wszelkie formy niewolnictwa wśród ludzi, rasizmu etc. mające na celu zniewolenie jednostek w sposób siłowy lub mający na celu zmianę ich świadomości na gorszą i wymuszającą zniewolenie prowadzące do destrukcji. U Chrystusa objawiło się to zaczęciem podawania się za "syna bożego" (którym był, tak samo jak każdy inny mężczyzna - gdyby był kobietą byłby córką boga - boga który stworzył człowieka) - problem w tym, że oddziaływanie ducha było takie, że wziął to tylko względem siebie. Bo duch oszukuje i sprawdza zdolność pojmowania ofiary, podszeptując prawdę i kłamstwa które mają doprowadzić ofiarę do zabicia przez ludzi którym chce jego jego ofiara pomagać. Do wprowadzenia w błąd interpretacjami. Bo duch wpływa na tych, którzy zrozumieją pewne prawdy, a potem stara się ich zniszczyć poprzez otoczenie, doprowadzając do zapamiętania słów które były błędnie interpretowane, zamiast czynów którymi dany człowiek się wsławił. "Po czynach ich poznacie" - dlatego, że same słowa bywają błędne jeśli nie zna się odniesienia do określonej sytuacji. A Jezus leczył, oczyszczał, uzdrawiał i uczył jak być Ablem w świecie Kainów - tak jak potrafił. A potem mu odbiło tak bardzo, że otoczenie zaczęło mieć niezły powód żeby go skazać na śmierć. Przestał wątpić. Niestety, ale przestał wątpić w to, że musi się pilnować przed oddziaływaniami ducha, który nie zniknął pokonany, tylko cały czas działał w ukryciu.
Dlatego poprzez jego nauki (nie jego uczniów) można poznać że był Żydowskim Mesjaszem oraz to, że działał na niego duch oraz to, że w końcu zaczął mu ulegać. Problem w tym, że duch który prowadzi do zniewolenia umysłu, łamie również "wolną wolę" człowieka, oraz niszczy jego własną świadomość - przejaw boskości. Nie wiem na ile Jezus zrozumiał, że nim manipulowano, i to w końcu na tyle by stwierdzić że zamiast wypędzania duchów do świń, lepiej - ani zimne ani gorące - wrzucić w ogień. Na ile zrozumiał, że byt do którego się modlił odciągał go od podstawowych założeń Tory, na ile bawił się jego stopniowym tworzeniem nowej religii, która w swych początkowych założeniach od pierwotnych zasad chasydów niewiele się różniła. Niestety im bardziej jest się przekonanym o swej wyjątkowości, tym częściej ulega się podszeptom "ducha", a z biegiem czasu, nawet jeśli chce się dobrze - to i tak słowa sprawiają że ktoś popada w błąd, przez niezrozumienie i brak umiejętności dostrzegania boskości w innych, a nie tylko w sobie. Ale to brak, który wykorzystują duchy, które chciałyby być uważane za święte, po tym jak sporej liczbie ludzi nakazywały niewolenie innych, zabijanie, "wywyższanie" etc. Brak, który nie tkwi w braku boskości innych osób, ale brak który tkwi w osądzającej o tym braku u innych osobie. Wewnętrzny problem który jest w stanie doprowadzać do nienawiści między różnymi osobami, nacjami, narodami - ludźmi. Brak, który wykorzystują byty, które same wolą mieć niewolników i poprzez swe ofiary chcą zdobyć kolejne. Dlatego - Chrystus był Mesjaszem, ale - odciąganym z biegiem czasu od swej pierwotnej wiary. Podobnie jak Mahomet prorokiem, który po początkowych prawdach, zaczął wymyślać nowe teorie związane np. "czarnym psem" czy co do jakiej studni wrzucić by woda była czysta itd. które możliwe że tylko nieliczni zrozumieli lub zrozumieją. Wąż który zjada własny ogon? Opętana przez ducha osoba która bierze nauki poprzedników w swe usta i wymyśla i zjada na nowo? Może tylko budda wyrwał się z tego kręgu... choć podobno powraca jako wcielenie.
A co do "jedynego syna boga" czy przypadkiem nie chodziło o Adama Kadmona dzielącego swą świadomość wśród ludzi? Jedna z legend... Ale to kwestia lubującego się w Torze ducha.

czwartek, 10 listopada 2011

Problem

Obecny problem wygląda następująco - co jeśli duchy, demoniszcza i inne byty uważają się za "ludzi" którym oddano Ziemię pod panowanie przez Stwórcę doprowadząc do pełzania prawdziwych ludzi - mieszkańców planety? Co jeśli uważają że mają prawo do robienia sobie co chcą z jej mieszkańcami z powodów hmm religijnych? I wolałyby nie być zagrożone w żaden sposób przez nich poprzez trzymanie ich w mentalnych klatkach własnych przekonań odciągających od prawdy i natury Stworzenia? Z jednej strony nastawiających na miłość tych którzy nie wierzą w zło, przy jednoczesnym braku wyćwiczenia zdolności samoobronny przed wpływami z zewnątrz i "podstępami miłości", z drugiej doprowadzając do zezwierzęcenia i wyniszczenia umysłów tych, którzy cenili mądrość i prawdę?
Otóż demoniszcza - byłyście, jesteście i będziecie tylko demoniszczami. Bez względu na to ile się dowiecie, czego byście się nie nauczyły, jakie umiejętności byście nie miały i jaką technologią byście nie dysponowały. Energetycznymi kulkami, których kłamstwa chronią waszą własną egzystencję przed zemstą świadomych mieszkańców tej planety. Okazujących swą wyższość nad demoniszczami poprzez nauki - np. buddy który nakazywał watpić właśnie po to, by nauka jakiegoś człowieka pod wpływem demoniszczy nie wpłynęła na własny światopogląd poszukujacego człowieka, Chrystusa który nakazywał leczyć i oczyszczać oraz wyganiać duchy swoim uczniom, a nie siedzieć na miejscu i bawić się w faryzeuszy którzy chlubią się zdolnością czytania bez zrozumienia i nie biorą przykładu z samego Jezusa, który nie zajmował się tylko słowami, ale aktywnie uzdrawiał ludzi i to nakazał swoim uczniom. Osobiście nie uznaję żadnego podającego się za "kapłana" czy "ucznia Chrystusa" który osobiście nie uzdrawia (leczy to złe określenie bo nie oznacza wyleczenia z zastosowaniem właściwej terapi), nie oczyszcza z efektów działań demoniszczy albo osób które nie uważają innych za ludzi im równych na tyle by nie atakować ich w "magiczny" sposób ingerujacy w ich ciało, względnie nie atakować ich w imię kultu Mamony, ropy i wolności w okradaniu innych ludzi; który osobiście, beż żebraniny u kogokolwiek, nie wypędza duchów; który nakazywał zabijać "w imię wiary" czy kłamać w "imię lepszej sprawy", będąc zbyt wielkim tchórzem by robić to osobiście lub będąc zwyczajnym zdrajcą rodziny Adama działającym na jej szkodę. Podchodzi pod to cała masa osób uważających się za papieży, kardynałów, arcybiskupów, biskupów, księży i kleryków, "ojców" którzy nigdy nie mieli dzieci i zabraniali ich mieć innym.
Czy można wierzyć w Allacha bez wiary w proroka Mahometa? W zasadzie to jedynie budda watpił w to co mówił duch. A duch? Kusi. Nakłania do wypowiedzi. Czasem bezsensownych, czasem rozumianych tylko przez jedną osobę która też jest pod jego wpływem. Dlatego wątpienie buddy jest o wiele bardziej potrzebne, nie dlatego że ktoś będąc pod wpływem duchów jest w stanie dokonywać "cudów", ale dlatego że pozwala istnieć bez duchów i to bez względu na to jakie "wcielenia" wymyśliły mantry odwołujace się do "duchów", przekazanych im przez "duchy", zapominając że prawdziwy budda miał je wszystkie ujmując w przenośni "gdzieś" po wielu doświadczeniach w swoim życiu niekoniecznie odnoszącymi do siedzenia w jednym miejscu w roli władcy. Wątpienie jest potrzebne by zauważyć, że pomimo słów o miłości ze słów kapłanów - szpitale są przepełnione, chorych nie brakuje, opętanych i hmm chorych psychicznie wszak też jest coraz więcej - i czy któryś z nich wychodzi do ludzi, nie po to by prawić mu piękne słówka czy wciskać opłatek, ale by leczyć? By myć zakaźnie chorych? By oczyszczać ich ciało z chorób? Czy może machają tylko z okienka i uśmiechają się dobrotliwie prawiąc cudowne słówka podczas (poniekąd jak ja - ale ja się uczniem Chrystusa nie nazywam), gdy w innych rejonach świata ludzie umierają z głodu, z braku wody i chorób, a machający milczą na ten temat, a zamiat tego prawią o "miłości"? Jakby tak bardzo miłowali ludzi to dokładnie wiedziałby o czym mówić i co robić, bo miłość Chrystusa objawiała się poprzez osobistą pomoc innym, bezpośrednią. Nie iluzorycznym umiłowaniu krzyża - miejsca tortur i katowania ludzi, miejsca śmerci i morderstw w obliczu "prawa", nie w umiłowaniu symboli, wymagania pomocy od kogoś. Nie. Chrystus wymagał od swoich uczniów tego, czego wymagał od siebie. Osobistej pomocy ludziom. Nie patrząc na nich z góry, ale z boku nich. W takim ujęciu bardziej chrześcijańscy są buddyjscy mnisi którzy po trzęsieniach ziemi zbierali rozkładające się zwłoki by nie dopuścić do zarazy, niż rozmodlony i wpatrzony się w niepokalaną Jezusem dziewicę, wakacjujący od czasu do czasu w Castel Gandolfo poprzedni arcykapłan, niepokalanej Jezusem dziewicy, mówiący dużo o miłości. Podczas gdy to dwie dziewczyny wizytujące i propagujące chrześcijaństwo wśród ludzi - innowierców (jak Chrystus i jego uczniowie, choć cóż, nie przez wszystkich byli wpuszczani - no i trzeba się liczyć że to strząsanie prochu i "biadaniem" względem osób które ich nie wpuszczą, to efekt działania podszeptującego ducha - "wszak diabeł tkwi w szczegółach" często nieprzemyślanych słów), a nie "z góry", jak żydowscy kapłani w czasach Chrystusa, w ujęciu świadków Jehowy zadeklarowały pomoc mojej matce - pomimo jej twierdzeń że jest ateistką (zaiste ciekawe jak były metropolita katowicki ksiądz arcybiskup Damian Zimoń, mógł dać ateistom, komunistom, członkom PZPR, wbrew "dogmatycznym" papieżom ślub kościelny, w czasach gdy był zwykłym księdzem? Czyżby był bardziej święty i chrześcijański od papieży, a może zbyt zaślepiony i nieposłuszny?).
Cóż, ja dalej jestem pod wpływem demoniszcza. Który uważam za byt lucyferyczny, a który sam nazwał się Elohimem, Ismaelem, Ra i paru innymi "bogami początku". Duchy mają swoje poczucie humoru, czyż nie? Dlatego drogą wątpienia buddy prowadząca do najbardziej korzystnego rozwiązania jest według mnie drogą słuszną, w związku z tym zarówno w pismach związanych z Chrystusem jak i np. Mahometem należałoby przeanalizować z której strony przychodziły podszepty prowadzące do "złego", zaszkodzenia ludziom, choćby w enigmatyczny sposób i może nie zmieniania ile zrozumienia, że zarówno Chrystus, jak i Mahomet działali w porozumieniu z "duchami". W przeciwieństwie do przeczekującego działania "władcy demonów" buddy. A co do Mahometa - niewiernym duchom które nie przestrzegają m.in. 10 przykazań - nie należy darować i wrzucić w ogień jak to ujął Chrystus, czcząc Allaha - Stwórcę reguł fizyki na której opartej jest Istnienie, i przy okazji ojca Adama - człowieka ;]
No jak tu wierzyć w Trójcę? Skoro "duchy" są takie lucyferyczne i odciągają od prawdy Stworzenia? Toż one powinny unosić ludzi jak "anioły" apokryficznego gnostyka Szymona Maga (aczkolwiek niezbyt wysoko - nigdy nie wiadomo czy jakiś zawistnik nie zrozumie i spowoduje "upadek z wysokości" i śmierć fruwającego, a więc zgodnego z Pismem z człowieka którego unoszą "anioły wysłane przez hmm [tu wstawić imię z oryginału]" który nakazał "nie zabijaj"). Oczywiście można przyjąć, że świadomość jest miarą boskości. Ale jak traktować duchy które wyniszczają tę świadomość? Czy to jest niewierność Bogu? Problem w tym że Bóg jest jeden - i żaden z tych duchów, jakby nie wyewoluował, zawsze miał jakiś początek w obrębie określonych reguł Istnienia - które stworzył Bóg, a to czy "duch" chciałby być bogiem sterującym ludźmi to każdy kto coś tam wie o Starym Testamencie to powinien wiedzieć, podobnie z każdą religią w której pojawiał się jakikolwiek gadający "byt" podający się za boga, albo twierdzący że od niego przychodzi. Samowola? Cóż Enocha uczono nie religii ale praktycznych umiejętności. Gnozy. A potem? Scenariusze rpg w postaci różnych proroctw, pięknych słówek i w zasadzie sporej ilości religijnych wojen, pod przykrywką "nie zabijaj" czy "nie kłam". Dlatego buddyzm i wątpienie w różne teksty przyjęte za prawdy, a które nie są oparte o fakty ma sens, w przeciwieństwie do wielu innych założeń.
Dlatego należy współczuć Żydom, że mieli tego pecha że ktoś wcisnął ich w kwestię "wybranego narodu". Głęboko współczuć, że do tej pory uważają, że gadające byty które nakazywały niewolnictwo i mordowanie innych nacji mają coś wspólnego z Bogiem. Niestety spora część z nich zapomniała o Torze, Ablu, wygnaniu Kaina i "nie morduj" do którego, jak w folwarku zwierzęcym, tylko świnie dopisywały dodatkowe wersy. Rasa panów do której odwoływał się laureat Pokojowej Nagrody Nobla Menachem Begin i masy które mają lizać stopy i służyć jako niewolnicy tej "rasie" do której się zaliczył, pozwoliłbym sobie odnieść do subkultury homoseksualistów - niektórzy lubią z biczykiem stać i wykorzystywać innych i to właśnie kryje się w podświadomości byłego premiera Izraela - chęć aby inni - czy to mężczyźni czy kobiety (masy) lizali mu stopy i sprawiali mu seksualną przyjemność. Podobnie jak innych marzycieli - wyznawców idei "rasy panów". Dlatego należy głęboko współczuć osobom, które propagują podobne idee, wszak świadczy to tylko o ich głęboko skrywanym homoseksualiźmie, którego się wstydzą w przeciwieństwie do faktycznie wykorzystujących dobrowolnych "niewolników", którzy niestety sami najwyraźniej w pełni zdrowi psychicznie nie są (a może są "opętani"?), i z mojego punktu widzenia najpierw trzeba by znaleźć powód dlaczego tacy są - ale nie głoszą idei że każdy taki musi być i że cała "reszta" ma być im posłuszna. No i chyba faktycznie są w pewien sposób "rasą panów" którzy mają masy (może to przesada, ale ogólnie są tacy) liżące im stopy które są im posłuszne - którzy osiągneli to w bezkrwawy sposób.
A jeśli marzy mu się "żelazna rózga" to ją dostanie, ale nie tak jak mu się wydaje.
Wszak jak twierdzi stare porzekadło - jeśli Bóg chce kogoś nagrodzić - daje to czego ktoś potrzebuje, jeśli ukarać to dokładnie tego czego chce - czy jest to sprzeczne z ujęciem filmu "Sekret" względem tego co się pragnie? Zbroisz się, wyobrażasz sobie ciągle wojnę i chcesz wojny - to ją masz na ten przykład - co laureat Pokojowej Nagrody Nobla powinien rozumieć - a jeśli się chce "żelaznej rózgi" która bodajże powiązana była w pewien sposób z Chrystusem - co świadczy że na umysł premiera "chrześcijaństwo" spod znaku poglądów Hitlera miało spory wpływ - to nie wystarczy ją mieć, trzeba jeszcze umieć ją utrzymać i rozumieć że trzeba mieć odpowiednią siłę by argumenty wywarły odpowiedni wpływ na ćwiczonej ofierze. Siła stalowego pióra i śmiech mają często większe oddziaływanie niż wysyłanie na ludzi zakazanej broni, palącej kobiety i dzieci - o czym można się przekonać we współczesnych mediach. Podobnie jak machanie łapką z Watykańskiego okna w celu wypędzania złych duchów, tak i walka o pokój drogą zbrojeń ma marne szanse - bo jeśli jakaś walka zbrojna ma sens to tylko z agresywnym Aresem jako swoim przeciwnikiem dążącym do mordu i łamania jednego z przykazań - ale to prawdziwy Żyd trzymający się zasad Dekalogu powinien rozumieć. Współczuć należy narodom, mającym takich przywódców, którzy tego nie rozumieją. I uświadamiać. W tym osoby przyznające nagrody pieniężne.
A wiecie jak i czym kapłani przeklęli Chrystusa dwa tysiące lat temu?
I kto i jak się zemścił za to? ;]

środa, 9 listopada 2011

CRC

- (...) Żebyś wiedział ilu ludzi wolę pokonałem - przechwalająco wyraziło się demoniszcze.
- Po pierwsze to paraliżując czyjś mózg to nie pokonałeś ludzi tylko ich resztki świadomości, co nie oznacza że pokonałeś ich "ja", a po drugie ty zaczynasz od dzieci, a z ludzi robisz nieświadome tego kaleki poprzez wprowadzenie paraliżujacych substancji w określone płaty mózgu, więc co najwyżej jesteś zwyciężcą kalek i dzieci. Ilu w pełni zdrowych ludzi pokonałeś?
- ...
Sumy kontrolne i nadmiarowe dane są stosowane w informatyce od dawna w celu zabezpieczenia danych przed utratą np. pojedynczych bitów i upewnienia się że przekazana informacja jest w pełni poprawna. Dlaczego by nie miało tak być np. z Biblią? Kod numeryczny, określony przez wartości numeryczne liter zakodowanych - tak dla przykładu na zestawie 2^6 znaków z dodatkowymi np. dwoma bitami kontrolnymi. To tylko niesprawdzona hipoteza ;], ale zważywszy na wagę jaką przykłada się do przekazanej informacji w Biblii to dla kogoś kto rozumie tego typu sprawy oraz wszystkie kwestie związane z kabałą, to jasne jest że przekazy są w pewien sposób zabezpieczone przed zniekształceniem. Czy kabalistyczne modlitwy, nawet jeśli ogólne wartości liczbowe tekstu są poprawne, to bez właściwej sumy kontrolnej dają w pełni oczekiwane efekty? Ale to tylko demoniszcze rozumowanie. Przecież tylu obrońców ma to pismo... Jak ktoś mógłby cokolwiek w nim zmienić? No jeśli suma kontrolna by się nie zgadzała to oznaczałoby że najwyraźniej ktoś w nim grzebał. Czy ważne byłoby to dla "żywego Słowa", które np. miałoby w sobie odpowiedni algorytm deszyfrujący, a w przypadku niektórych osób nawet szyfrujący?
Czy dla demoniszcza byłoby korzystne gdyby go poznało? Wszak w efekcie byłby w stanie fałszować wszelkie teksty określane jako prawdy, stosując poniekąd klucz "szyfrujący" - "elektroniczny podpis". A jeśli wpływałoby to na jakieś hmm.. urządzenia sterujące np. pogodą przy podaniu właściwego podpisu? Czy warto gmerać przy tej hmm pieczęci? ;]

wtorek, 8 listopada 2011

Błazen

Niedawno, zachęcony przez pewną osobę, która wcześniej poleciła mi sagę Thorgal zacząłem oglądać serię "Tajemnicze złote miasta", którą to nie do końca widziałem jeszcze w dzieciństwie w TVP. Na marginesie można dodać że obydwie serie łączą w sobie mistykę różnych religii i nowoczesną technologię, a poleca je człowiek uważający się za ateistę :)
W obejrzanym wczoraj odcinku Esteban - brany za "dziecko Słońca", wysłannika Wirakoczy, który tworzył ludzi "z kamieni"*) oraz dwójka dzieci z którymi przybył, pomimo swobody z jaką się poruszają po mieście Inków, mają problemy z nawiązaniem kontaktów z mieszkańcami - tak dorosłymi jak i dziećmi. Co robi Esteban? Robi z siebie błazna, chodzącego na rękach w efekcie czego nawiązany zostaje kontakt z dziećmi. I choć można by to rozpatrywać w różnych aspektach - w tym jak wielkiego błazna trzeba z siebie zrobić i względem kogo żeby zaakceptowano wysłannika Wirakoczy jako zwykłego człowieka (świadomie, jak dla mnie nieświadome robienie z siebie błazna raczej nie świadczy o niczym związanym z jakimkolwiek posłannictwem) czy bardziej przyziemnie - jak się wygłupiać żeby otoczenie zaakceptowało daną osobę. I czy wymagana jest do tego, jak u Estebana, zielona papuga (a może "papug" albo inny "advocatus diaboli" powtarzający nieświadomie zapamiętane czy "wkładane w usta" słowa, który nie rozwiązuje rzeczywistych problemów, a co najwyżej je sprawia - "strojąc się w kolorowe lub cudze piórka"). Dzieci zaprzyjaźniają się z trójką bohaterów i zaczynają im pomagać. Tak to już bywa z błaznami i dziećmi.
Czy zaś Esteban okaże się prawdziwym wysłannikiem Wirakoczy, odpowiednika Quetzalcoatla - pierzastego węża (ciekawe czyje pióra ma sobie? ;]) zwanego też Tlahuizcalpantecuhtli - u Azteków? Tak czy inaczej prawdziwy wysłannik zapewne będzie posiadać zdolność wykorzystywania kamieni do uczłowieczania dzikich barbarzyńców będących pod wpływem demoniszczy lubujących się w ludzkiej krwi.
*) Czy idzie zakodować drgania odpowiednich narządów względnie emocji w obrębie jednego kryształu czy potrzeba do tego kilku z nich? I jak np. silnie oddziałujące drganie "kamienia" w zakresie ok 4-7Hz miałoby wpływ na nieustabilizowane pole bioelektryczne człowieka? Czy pozbawiłoby go "dzikości" i zaczęło "cywilizować"? Względnie odtwarzało z wzorca po pewnym katakliźmie...? Ile dni potrzeba obecnej cywilizacji, gdyby pozbawiono ją prądu, by wrócić do poziomu niecywilizowanych barbarzyńców? Czy zniechęcenie po tym jak miejscowi kapłani wróciliby do praktyk mordowania ludzi w ofierze, pomimo podania im całkiem sporej wiedzy matematyczno-astrologiczno-medycznej spowodowałoby odejście "wysłannika" - a może byłby to powrót do nich po jego odejściu? I czy gnębiona przez kapłanów reszta nie chciałaby żeby powrócił, choćby dzięki legendzie i wyzwolił od jarzma krwawych ofiar którym był przeciwny? Czy do "programowania" kamienia potrzebna jest szczególna technologia czy wystarczy tylko wiedza i umiejętności koncentracji człowieka oraz jego własne pole bioelektryczne wzbudzone i ustabilizowane poprzez odpowiednią medytację? A tak btw skoro skazujący na piekło przodków Inków czy Azteków zazwyczaj ani nie leczyli ani nie oczyszczali chorych to nie mieli też ani powołania do jakiegokolwiek nauczania i interpretowania słów Chrystusa ani też prawa skazywać kogokolwiek na jakiekolwiek piekło, podobnie jak żaden człowiek (i nie tylko człowiek) nie ma prawa oddawać w łapki demoniszczów ofiary, często ich własnych działań i przekonań - ba, lokalne demoniszcza wykorzystały ich zaciekłość do tego by w ich "szpony" wydawać ludzi, których skazujący często nawet nie znali osobiście - bo to oznacza skazywać kogoś na piekło - oddawać demoniszczom do zabawy ludzi, którzy często robią coś niekoniecznie świadomie, czasem będąc właśnie pod wpływem demoniszczów którym akurat zależy żeby dostać później daną osobę w prezencie od mających się za Stwórcę czy Chrystusa wyrokujący względem "co się dzieje po śmierci z człowiekiem" kler, czyli krótko mówiąc idący w konszachty z szatanem, podczas gdy chodzi o to, by właśnie likwidować demoniszcza wykorzystujące ludzi, a nie dawać im kogokolwiek, kogo jeszcze a nóż przerobią na swoją modłę po np. wiekach tortur (jak chcieli niektórzy "dogmatycy") i "prania mózgu" co poskutkuje zaistnieniem kolejnego demoniszcza - demoniszczom trzeba powiedzieć stanowcze "nie", względnie zdać się na pośmiertny wyrok Chrystusa, a samemu nie osądzać co będzie z delikwentem po śmierci, co najwyżej zresocjalizować na tyle, żeby potem nie dołączył do grona np. pedofilnych demoniszczy które po cichu działają w ramach wybaczania im przez kler w jego obszarze (zamiast np. resocjalizacji i odsunięcia od pewnych funkcji) i nieświadomych wiernych kierujących je "do raju" w którym podobno są dzieci, względnie nie został gwałcącym dla zabawy małe dziewczynki demoniszczem podającym się za np. Maryję proszącą o opętanie, względnie demoniszczami gwałcącymi zbiorowo z kumplami będącymi wcześniej "za życia" "praktykującymi satanistami" podającymi dla niepoznaki imiona goeckich demonów, zwłaszcza że jak mi się wydaje one też czują się urażone podawaniem się za nie przez byle chłystków czy też demoniszczem - sadystą przez lata dręczącym i mordującym ludzi, działającym w ukryciu. Resocjalizacja natomiast ma sens - przynajmniej za życia, bo potem cóż - można albo liczyć na "ogień" i ostateczny koniec albo życie wieczne w ujęciu "chrystusowym". A to czy duch przy nim wolałby mieć "aniołki" czy "diabełki" istniejące i żyjące wiecznie i do tego mu poddane to już inna historia - w końcu co go obchodzą ludzie skoro do jednych i drugich spraw ma swoich a to gorących a to zimnych wyznawców, którzy pilnują swoich "wyznawców" i przekazywanych hierarchicznie informacji oraz zadań... (przynajmniej według co poniektórych przekazów). Czy resocjalizacja w postaci reinkarnacji się zdarza? A skąd ja to mam wiedzieć :P Tak czy inaczej do wyboru jest albo polityka resocjalizacji albo "twardych reguł" i kompletnej eliminacji elementów szkodzących - w przypadku ludzi samodzielnemu odcinaniu sobie tego czym szkodzą (zgodnie ze słowami Chrystusa). A "nie zabijaj" wszak tyczy się ludzi - o duchach nikt tu nie wspominał - takich, które domagają się mordów, same opętują ludzi i nie dają im żyć, powoli mordują, doprowadzają do chorób, włażą do cudzych łóżek, kradną "energię" - co jak co, ale dla takich "wieczne życie" jest tylko drogą do wykorzystywania innych - no i zdecydowanie ich za dużo, zwłaszcza, że np. o ile homoseksualistów da się resocjalizować to co zrobić z duchem nakłaniającym do homoseksualizmu? Gdzie jest ten byt który kazał zabijać ludzi za to? Czemu nie zaczął od swojej płaszczyzny duchowej i jeśli jest nieskończony i wszechpotężny - dlaczego nie robi tego do tej pory. Bo to duch? Zwykły duch? Któremu wybito stronników? Bo kwestia zabawy dla demoniszczy i wykorzystywanie ludzi jest dla nich bardziej sensowna niż współistnienie? A co do ludzi - gdzie ci chrześcijanie którzy mieli wrzucać do ognia wyniszczające psychikę byty? Żebrają o pomoc, podczas gdy już gromada osób niespecjalnie szkolona do egzorcyzmów skupiona na zadaniu potrafi uwolnić człowieka od przeciętnego ducha - to też powód dla którego dręczone i opętane osoby usuwane są na margines świadomości ludzi, odciągane by zostały same ze swoimi problemami, często nieświadome własnych możliwości. I ja nie wybaczam nieświadomości tego usunięcia u kogokolwiek kto podaje się za katolickiego duchownego, z których każdy ma obowiązek chodzić piechotą do ludzi potrzebujących pomocy.
BTW - dla informacji Wydziału Duszpasterskiego Kurii Biskupiej w Katowicach - poza żebraniną i zdawaniem się na innych nie potraficie już nic innego, zostaliście sprawdzeni i nie nadajecie się do swojego stanu. QED.

niedziela, 6 listopada 2011

Okruchy

Diament ma tę właściwość, że jest kruchy i w przeciwieństwie do kowalnego metalu, po uderzeniu młotem na kowadle rozpryskuje się i pozostaje po nim diamentowy pył. Uporządkowany, doskonały pod mikroskopem w pojedynczych ziarnach krystalicznych, w chaosie ich ułożeń z źródła pyłu z którego pochodzą.
Czasem mam wrażenie że mój umysł położono na kowadle, a do mej świadomości dochodzą czasem tylko drobne pyłki tego co było kiedyś - myśli, rozproszone, logiczne bez skazy, ale będące tylko fragmentem, który w zestawieniu z niewłaściwym "diamentowym puzlem" bywają zwyczajną blagą.
Budda, chudy facet - posążki grubasa to niska, demoniszcza zemsta za którą ich sprzedawcy muszą "mantrować" pewną dharani w ramach przeprosin za okłamywanie co do formy w jakiej został przedstawiony - który doszedł do tego, że w zasadzie najlepiej nauczać np. "Jesteś swoim jedynym mistrzem. Któż inny mógłby nim być?" czyli zadając pytania do postawionych tez w celu umożliwienia rozważania, powstania wątpliwości, następnie wykorzystania zwątpienia do powstania myśli, a następnie określenia swojego ja w ramach osądu podawanej tezy - u kogoś innego ten ciąg wyglądał w postaci "wątpię więc myślę, myślę więc jestem" z czego pierwszy człon przez wielu był/jest pomijany, którzy nie rozumieją, że osobno całość traci sens i staje się tylko pyłkiem rozbitego diamentu - ich bezkrytyczna wiara do istniejących założeń doprowadza zwykle do zaniku wszelkiej myśli i stopniowego ogłupiania się kolejnymi tworami mających w koloidalnym roztworze nauk poza diamentowym pyłem, jeszcze mnóstwo dodatkowych zanieczyszczeń.
Rozważając postawione pytanie można założyć że budda chciał swemu rozmówcy coś oznajmić i tego nauczyć - umiejętności decydowania w jakim stopniu zaufać słowom buddy.
Załóżmy że mógłby być "ktoś inny". Np. - Bóg. Czy zatem zwątpienie w stwierdzenie buddy nie doprowadziłoby np. do Boga? Zwątpienie prowadzące do wiary. Jeśli zaś rozmówca byłby swoim mistrzem i przyznał rację buddzie to czego mógłby się jeszcze nauczyć? Czy sam byłby już np. buddą czy tylko osobą która uznała się za mistrza bo ktoś jej o tym powiedział? Czy budda uważał się za mistrza? Czy też ta teza z pytaniem jest tylko diamentowym pyłem, okruchem wyrwanym z kontekstu, który dodatkowo stracił w przekładzie? Jesteś swoim jedynym mistrzem bo twoje ja decyduje o tym czy chce się czegoś nauczyć od kogoś kogo uznaje za mistrza?
Czy budda wiedział wszystko? Śmiem wątpić. Czy wiedział wystarczająco dużo? Hmm. Nie wiem ile wiedział, ile przekazał i ile przetrwało do dzisiaj "diamentowego pyłu". Ale - to jest już bardzo prawdopodobne.
Czy zatem warto rezygnować z Boga, uznawanego za wszechwiedzącego na rzecz buddy? Nie dla osób które poszukują wiedzy, które potrafią zwątpić w istniejące założenia uznawane za prawdy i myśleć. Co nie znaczy że należy rezygnować z diamentu Gautama Buddy, który powiedział coś w rodzaju "Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego co przynosi powodzenie wam i innym." (Kalama Sutra).
Jaki w tym ujęciu ma sens mantrowanie czegoś czego się nie rozumie? Istota mantry miała wszak doprowadzić do jej rozważenia i zrozumienia a nie do propagowania bezmyślnego powtarzania, które sprawia zadowolenie tylko "głodnym" duchom, dla których jest dowodem, że osoba ta nie myśli nad jej istotą, a tylko bezmyślnie powtarza słowa. Podobnie jak modlitwy różańcowe odciągające od nauk Chrystusa na rzecz powtarzania pewnej mantry, które już w proroctwie Izajasza zostały nazwane pętami.
A tak w ogóle, stwierdziłem po testowaniu, że runy działają głównie jak jakiś duch je zobaczy na pierwszy rzut, jak się je odpowiednio schowa to nawet jak są wielkie jak szafa i zrobione z miedzi to nic z tego. Dlatego - prawdę rzecze budda. I tu nie chodzi o próbowanie boga - tylko duchów które lubią się za niego podawać.
Zaś co do "wątpię więc myślę, myślę więc jestem" - skoro Bóg objawia się przez świadome działania czy to Stwórcy - ojca Adama, czy działającego świadomego ducha, czy też syna Stwórcy - Adama to wątpienie w takim ciągu doprowadza.. hmm.. właśnie miałem rozwinięcie wątpiącego Boga jako całości wyłaniającego świat z Ain Sof prowadzącego do samoświadomości. Coś jak zwątpienie członka grupy wierzących w to samo, wierzących że mają rację i utrwalających to samo, powtarzających to samo, stałych i niezmiennych, wierzących że stanowi to istotę ich bytu. Zwątpienie w takim ujęciu określa "myśl odrębną", prowadzącą do różnorodności poglądów - bo skoro "nie tak jak było - to jak?". I jeśli prawdą była stara niezmienność to czy po zmianie poglądów to niezmienność nie jest zmienną? Czy sprawdzić czy różnorodność doprowadzi do poprzedniego stanu i w jaki sposób?
No i już mamy powód zaistnienia świata - zwątpienie i sprawdzenie. Przynajmniej hipotetyczny :P.
Różnorodności pragnął byt który zniszczył wieżę Babel - czy dlatego że człowiek za dużo wiedział, czy też dlatego że potrafił żyć już zgodnie, wspólnie zbudować wieżę, zgromadzić wystarczającą wiedzę i zagrozić bytowi który w efekcie podzielił ludzi? Czy jest on wyznawcą wątpiącego Absolutu i różnorodności którą kocha tak bardzo że daje możliwości ich zaistnienia i ogólne reguły odczytywalne ze świata przyrody - ożywionej i nieożywionej, czy też po prostu boi się o swoją dupę na wysokościach w którą ktoś zaczął wtykać wieżę Babilonu? Oczywiście to tylko przenośnia dla wielbiących dosłowności.
Stałość i zmienność.
Nad podzielonymi łatwiej panować.
Nad grupą wierzącą tak samo że to co przemawia jest bogiem lub w nieomylnego lidera - też.
Nad wierzącymi w cuda nieznanej techniki - to samo.
Jaki sens miałaby wieczność nieśmiertelności w postaci zahukanej energetycznej kulki która nie ma na nic wpływu?
Jedno jest pewne - ona nie wątpi w to, że lepiej panować niż być rządzonym i to pod każdym możliwym względem. Dlatego przypowieść o raju i wężu można również rozumieć w sposób, który wyjaśnia, że po zwątpieniu w słowa Stwórcy, poprzez działania ducha na drodze poznania "dobrego i złego", w efekcie otrzymuje się władzę. Nad ziemią.
Oraz rozliczne obowiązki i problemy z nią związane.
A duch, energetyczna kulka, czy też ufok, szuka sobie wtedy nowej ofiary do swojego nowego scenariusza rpg.
..i nie dokończyłem o wątpieniu. Doprowadza ono zatem do powstania myśli. Samoświadomości. Żywego Boga. Niekoniecznie w formie i treści którą się posługuje ale w postaci "ja" ingerującego w rzeczywistość. O ile oczywiście Chrystus miał rację, będąc pod wpływem ducha :) Moje demoniszcze podawało się za paru bogów - to i pewnie mesjasza swojego też mogłoby zrobić, ale czy byłby to prawdziwy Mesjasz? No właśnie. To chyba zależałoby od niego w równym stopniu co od Boga.

sobota, 5 listopada 2011

Pssst!

Serwitory chaotów, percepcja rzeczywistości, informatyka, biofizyka mózgu i wirusy mogą moim zdaniem w połączeniu dać odpowiedź czym w rzeczywistości jest nauka nikolaitów i dlaczego jest w stanie zniszczyć świat. Cóż, problemem jest nawet wspominanie o tym, choć zważywszy na ilość osób ze schorzeniami psychicznymi ktoś lub coś już próbowało czy to aby nie działa. Jakąż to bestią by trzeba było być by stworzyć samoreplikującego się serwitora-wirusa wpływającego na percepcyjne postrzeganie reguł rządzących światem osób będących pod jego wpływem? Czy takiego serwitora już ktoś stworzył?
No a podobno w biblii pisze "nie pozwolisz żyć czarownicy". Problem w tym, że z mojego punktu widzenia tego typu działania od wieków podejmują różnego typu demoniszcza, wykorzystujące tego typu struktury w celu komunikacji, wywoływania halucynacji czy omamów słuchowych względnie do pokazowych numerów z objawiającą się niepokalaną Jezusem dziewicą, objawiającą np. różne efekty przygotowanych wcześniej scenariuszy rpg.
Dla takowych "czarownice" mogą być wszak równie groźne jak demoniszcza dla ludzi. Toteż nakazano je tępić, trzymając wiedzę która zakończyła wcześniej kilka eonów ludzkiej głupoty, która nakazuje tępić się nawzajem i wykorzystywać wiedzę przeciwko sobie zamiast tępić demoniszcza, w łapkach niewidocznych bytów.
Czy czekamy zatem na bestię która takie coś stworzy? Czy niejaki Mao przypadkiem też nie zezwalał na eksperymenty w ramach sfery psioniki przy współpracy poniekąd z Rosją i ówczesnymi państwami bloku wschodniego, po rozpadzie którego pozostawiono rozmaite instalacje np. anteny "nie wiadomo do czego" ;) - do nadawania określonych sekwencji fal?
Czyż życie nie jest pełne niespodzianek?
Co do tego jak zrobić wspomniane wcześniej coś mógłbym teoretyzować, ale jeszcze nie daj Boże ktoś by to wykorzystał i wykończył wiekszą część ludności świata manipulując umysłami, nieświadomych ofiar, zapadającymi na np. dziwne religijne omamy i obsesje względnie ogłupiającego nawet poważnych naukowców i uważających się np. za komunistów - chińczyków.

Kłamstwo

Z okazji dzisiejszej soboty - siódmego dnia odpoczynku Stwórcy - należałoby uzmysłowić jedno z najpopularniejszych kłamstw propagowanych publicznie i przy świadkach przez kler zarówno katolicki, prawosławny jak i protestancki (itd), z uwzględnieniem osób takich jak niejaki Karol Wojtyła - otóż polega ona na wmawianiu ludziom że niedziela jest dniem który należy "święcić". Otóż tym dniem był, jest i będzie - sobota, dzień siódmy tygodnia Stwórcy. Każdy kto twierdzi inaczej jest zwykłym łgarzem, łamiącym "nie kłam" dekalogu.
Co zabawne, jeśli wzięlibyśmy na wiarę "dogmat" o istnieniu po śmierci piekła i "karzących" tam "diabłów" to Jan Paweł II za umizgi do i usprawiedliwianie poprzedników względem tego czy niedzielę święcić czy nie, zgodnie z systemem swoich przekonań zapewne powinien mieć obcięty w piekle jęzor, jako że "ryba psuje się od głowy" i nauki kogoś, kto nie potrafi przejrzeć prostego kłamstwa wynikającego z oddziaływań szatana dzielącego rodzinę Adama na tę "lepszą i gorszą" i oddzielającego od prawdy zawartej w Torze nie powinien w ogóle mieć prawa do nazywania się biskupem, czy księdzem. A co dopiero "głową kościoła" chrześcijańskiego, która chwaliła imię "Pana" w czasie odprawianych rytuałów - jako jedyny w historii papież chwalący oficjalnie imię własne arkadyjskiego bożka płodności, pól i lasów oraz pasterzy (bo dzięki działaniom takich jak przeklęty Pius XII powstały zaiste arcydiabelne dziwy w różnych wersjach interpretacji pisma). Rogatego bożka. Głowa kościoła która za nic miała dogmatyczne zakazy poprzedników (wszak skoro uznał dogmatyczność swego stanu to musiał też uznać dogmatyczność poprzedników) względem nie uznawania za pismo święte tłumaczeń - za co, zgodnie z życzeniem dogmatycznych poprzedników zapewne w piekle jest obecnie torturowany za swe sprzeniewierzenie się klerowi katolickiemu, która miała w dupie imię własne Boga, ważne żeby dzieci i młodzież się kochała (jak z jakimś księdzem to po cichu - byle nikt się nie dowiedział, zgodnie z wytycznymi dla biskupów - za to też wina spada na głowę kogoś kto uważał się za przywódcę chrześcijan i "żył w innym świecie" na co dzień z dobrotliwym uśmiechem i machaniem łapką do tłumów), a przy okazji odbębniała rytuały afrykańskich czarowników - związanych z magią masek (palenie masek, w które przelewane jest "stare życie" na spotkaniach przy pomniku z rybą). Ale cóż - szatan działa wśród kleru.
Ja się przynajmniej oficjalnie przyznaję do tego że działam pod wpływem demoniszcza i że najchętniej bym go zniszczył. Nie wrzucił na wieczność do piekła na bezsensowne tortury, czy jakiegoś wyimaginowanego przez jakiegoś idiotę czyśćca po śmierci. Szeol dotyka za życia i to co się mówi i robi jest wówczas oceniane, na bieżąco - przy okazji odbiera się "odgłosy z zewnątrz" - "duchy", "anioły", "diabły" etc., w pozorowanym życiu "opętanego", a po śmierci ma się albo życie wieczne, jeśli jest się w stanie przeżyć albo absolutnie koniec względnie stajesz się częścią Szeolu. Choćby jako wspomnienie o tym kogo pochłonął.
Tak czy inaczej - sobota, dla informacji moich drogich czytelników - jest dniem siódmym, który należy święcić zgodnie z dekalogiem. Kto twierdzi inaczej jest zwyczajnym kłamcą i jak chcieliby niektórzy dogmatyczni papieże zapewne odetnie im się jęzory po śmierci (słyszał ktoś kiedyś żeby komuś odzywał się jakiś duch wywodzący się z nauczającego kłamstw kleru? - to już wiadomo dlaczego).
Miłego świętowania.
Jakby ci powiedzieć że byłeś naprawdę niegrzeczny w tym roku - Mikołaj
Czy jeśli mieszkam w Mikołowie (od imienia Nikolai) i czegoś uczę, to tworzę właśnie apokaliptyczne "nauki nikolaitów"?
A tak nawiasem - czy jeśli ktoś by wam pokazał faceta na krzyżu i powiedział że był wielkim grzesznikiem, sprzeciwiał się naukom kleru, mówił herezje etc. to dołączylibyście do tłumu wiwatujących za to, że się go zabija czy też zdjęli go z krzyża lub przynajmniej zastanowili nad tym co mówił? Czy jeśli wlazłbyś jako duch do cudzego mieszkania uważałbyś, że masz prawo do oceniania co robi lokator np. we własnym łóżku i do zmiany jego światopoglądu względnie ingerowania w jego życie? Czy pytając osądza się lub ocenia, drogi Peryklecie?
Jakie jest prawdopodobieństwo, że za granicą, gdybym to pisał po angielsku wzięto by mnie np. za proroka? Wszak prorokiem we własnym kraju zgodnie z ideą Chrystusa - być nie można.
Ach te kompleksy i brak dowartościowania... Wzdech.

piątek, 4 listopada 2011

Miłosierdzie

"Miłosierdzie boże" w obecnym podejściu to jak dla mnie nic innego jak szatański wymysł bytów propagujących kochającą inaczej, niepokalaną Jezusem dziewicę Babilonu. Dlaczego? Zdawanie się na "miłosierdzie boże" polega w wydaniu obecnego kleru, jaki by on nie był, na modlitwach błagalnych w celu wypędzenia jakiegoś bytu który nakłania człowieka żeby robił wszystko co on chce i nawrócenia na inny byt oraz robienie wszystkiego co życzy sobie kler poddany temu innemu "duchowi". Czy tylko mi tu coś śmierdzi względem szachrajstwa?
Zamienił stryjek siekierkę na kijek? Może to nie do końca adekwatne, ale kto udowodni że np. to nie niepokalana Jezusem dziewica wysłała swojego wiernopoddańczego ducha do opętania kogoś, żeby się bawił przez lata, a po latach jak już go wykończy do końca psychicznie i fizycznie - zaczął nakłaniać do czego? A jakże, do wiary w niepokalaną Jezusem dziewicę czy też wybaczającego kleru względnie bezwględnie miłującego Chrystusa (czy jeśli wszyscy bedą wierzyć że wszystko jest do wybaczenia to wieloletnie dręczenia i opętania też ujdą płazem? - bo wszak nikt już nie zadba o to by wrzucać w płomienie nadmiarową liczbę wykorzystujących ludzi istot).
Miłość otwierająca czakrę sekrca na sekciarskich fanatyków doprowadzających do zbiorowych samobójstw zgubiła już wielu - czyli tędy też nie droga do rozwiązania wszystkich problemów. Choć opętani i kochający wszystkich i wszystko to wszak nie problem i zerowe zagrożenie dla bytów dla których propagowanie miłości i jednoczesne wykorzystywanie naiwnych ludzi jest standardem - takim samym jak dla sekciarskich guru korzystających w sferze materialnej z naiwności wyznawców.
Jak więc jest z tym miłosierdziem? Chrystus wypowiadał się jasno - letnie byty do ognia i pozbyć się tego raz na zawsze. Czyli nie "apage satanas" tylko "giń w płomieniach duchowy pasożycie".
Czyż Boga nie powinno się bać?
Apollo zabijający węża - Pytona z Delf słynnych z przepowiedni
Apollo zabijający węża - Pytona z Delf słynnych z przepowiedni.
W moim ujęciu byty opętujące ludzi i wyniszczające ich nie mają nic wspólnego z Bogiem - Stwórcą. Stwórca dał człowiekowi wolną wolę robienia czego chce w raju, bez przykazań - poza jednym - nie dotykania się drzewa wiadomości dobrego i złego, bez jakichkolwiek zasad etycznych, moralnych, współżycia etc. Zasady które następnie się pojawiły - wymuszające "okrywanie swej nagości" to efekt działania ducha, który dopiero później zostaje zamieniony w pełzającą istotę czyli węża. Bo to nie wąż kusił Ewę tylko byt, który dopiero później został zamieniony w węża. Byt, który uświadamia co jest dobre a co złe, rządzi się i daje nowe zasady poprzez wpływanie na świadomość ludzi. Podczas gdy w raju jedyne czego się nie robi - to nie dotyka owoców drzewa. I tak właśnie wygląda życie niepodważających żadnych prawd wyznawców często idiotycznych, często kłamliwych nauk wyznawców Boga a czasem polityków (Bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie). Często, ale niestety nie zawsze. W końcu niektórzy dają się też skusić na zakosztowanie jabłuszka, niektórzy padają ofiarą ludzi będących pod wpływem zewnętrznych wpływów, niektórzy padają ofiarą rozzuchwalonych "duszków Kacperków", które niby czego się mają bać? "Miłosierdzia bożego"? Miłości? Czy może Chrystusa wybiórczo podchodzącego do tematu kto może, a kto nie może żyć wiecznie? Duszków dla których wyznawcy niepokalanej Jezusem dziewicy przeznaczyli już całą masę ludzi, wyklinając ich z grona opieki wyznawanej dziewicy. Która wpływa ogłupiająco na uważających się za uczniów Chrystusa na tyle, że widzą tylko kłody w oczach innych, a swoje bale pielęgnują bardziej i bardziej.
Apollo z lirą
Ale ja jednak wolałbym buddyzm. Niekoniecznie oparty o mantrowania bez celu frazy "bolesna prawda ukryta pod płaszczem kolorowych kłamstw niczym perła kryje się w umyśle człowieka" czyli takie OM MANI PADME HUM - bez zrozumienia i bezrozumnemu oddawaniu się naukom które twierdzą że po drugiej stronie czeka jakiś Mahakala któremu trzeba będzie pokazywać jakieś białe kamyczki, a on może zdecyduje, co później z delikwentem zrobić. Skoro to demon to niczym Ender Orsona Scotta Carda należałoby go chyba wykończyć niczym olbrzyma, a najpewniej - nie dawać mu żadnych wyłudzanych od naiwnych kamyków "życia", którymi później mógłby obdarować swoich zaufanych zauszników w celu oszukania istot w wyższych sferach? A może to tylko forma demona, forma nie mająca nic wspólnego z wnętrzem jakie skrywa? Może te białe kamyczki dostanie się od wyznawanego Chrystusa który wszakże nimi miał wskazywać tych, kórzy mają "żyć wiecznie"? To może jednak wrócimy do reinkarnacji? Albo dać sobie spokój z kamyczkami i oceniającymi kto może je dostać, za co i komu pokazać żeby osądził czy można dalej istnieć na tym czy na innym świecie? I palić wszystko co opętuje wyobrażonym płomieniem, względnie przy swoich problemach z wyobrażeniami poprosić o to kogoś innego, przy jednoczesnych własnych próbach. I to zamiast tworzenia obrazów tego co na niebie i ziemi w sposób fizyczny - a tylko w wyobraźni. Wszak skoro istnieją duchy, to po tej drugiej stronie nie będzie nic poza własnym umysłem i jego umiejętnościami. Wszak opętujące duchy tak naprawdę chcą tylko odczuwać to co człowiek względnie panować nad nim zamiast ćwiczyć własne możliwości istnienia. Więc płomienie w wyobraźni powinny płonąć w świątyniach ciała - by walczyć z każdym narzucanym "duchowym uzależnieniem". Zwłaszcza tych, którzy nie rozumieją że nakaz pozbycia się całego majątku względem uczniów Chrystusa i bezpośrednie kontakty z ludźmi w czasie pieszych wedrówek skutkują nabywaniem zdolności przetrwania w bardzo niesprzyjających środowiskach, ćwiczeniem "własnej świątyni", oraz brakiem przyzwyczajania się do jednego miejsca z którego w innym wypadku - trudno się wyrwać - zwłaszcza jeśli chodzi o zobrazowanie w świadomości świata na którym się przebywa.
Ale... Niektórych nie przekonają żadne płacze i krzyki że białe jest białe i czarne jest czarne.
Czy Paraklet to zwycięzca z buddyzmu "który mówi tylko prawdę"?

czwartek, 3 listopada 2011

Telefon

Egzorcyzm telefoniczny robiony przez znajomego byłego księdza Marka P., obecnie po ślubach w zakonie dominikanów nie dał wielkich rezultatów. Ogólnie zainteresowanie wzmożone otoczenia, chłód w okolicach serca i wymuszanie nazwanie matki Jezusa, matką bożą. Dla mnie Jezus, nie był i nie jest Bogiem, tylko Mesjaszem. To nie jest to samo. Nazywanie Marii w tym ujęciu matką bożą to co najmniej ogromne nieporozumienie. Wynikłe z wewnętrznych wierzeń drobnej sekty z przeszłości w obrębie chrześcijan działających dosyć dawno temu.
Drugi telefon w paręnaście sekund po moim kategorycznym zaprzeczaniu w kwestii tego że nie wierzę że Maria to "matka boża" to informacja że "potrzebujesz rasowego egzorcysty, nie mnie - z Bogiem". Z mojego punktu widzenia to złośliwość egregora niepokalanej Jezusem Babilonu odnosząca się do rasizmu... I tyle.
Podobno jestem opętany przez kilka duchów oraz głupi i durny. Może i jestem.
Nie ja jeden.

wtorek, 1 listopada 2011

Margines

Ponieważ ktoś mógłby odebrać mylne wrażenie, że ja dosłownie wierzę w Biblię to przepraszam ale nie. Ponieważ początek dotyczący stworzenia człowieka nie dotyczy prawdy naukowej tylko ma formę przypowieści i wieloznaczności, składam ją na opowieść człowieka, działającego pod wpływem ducha, wierzącego, że tak właśnie było. Problem w tym, że Biblia zaczyna się od przypowieści i kończy na przypowieściach ostatniego biblijnego bajarza, uczącego poprzez nie prawd i etyki samego człowieka, wynikającej z samego początku tej popularnej książki.
Osobiście wierzę w człowieka jako gatunek, pomimo działalności i podszeptów bytu podającego się za Elohima, wywołującego religijne obsesje u ludzi zbyt wyniszczonych jego poprzednimi działaniami i wpływem, by odnosić się tylko do faktów. Gatunek homo sapiens sapiens - tak jak uczy tego przypowieść o jego stworzeniu mająca na celu odsunięcie ludzi od mniej wygodnych odpowiedzi. Nie oznacza to że nie wierzę w to że istnieją duchy, byty, i inne takie. Ba, na podstawie własnych doświadczeń mogę przyznać że potrafią i materializować i leczyć. Potrafią też wpływać na umysły, doprowadzać do chorób i niszczyć ludzi. Zwłaszcza jeśli nie wierzą w przekazany i sterowany przez nie system rpg opierający się m.in. na naukach kleru katolickiego.
Niestety moje demoniszcze jest bytem z grona demonicznych bytów judeochrześcijańskich, w związku z tym, prawie cała uwaga osoby piszącej pod jej wpływem zazwyczaj skierowana jest na tematy okołobiblijne, przy jednoczesnych działaniach doprowadzających coraz bardziej do upadku samoświadomości ofiary. Ofiary która nie wierzy już, że ktokolwiek jej uwierzy, bazując na dotychczasowych doświadczeniach. Ofiary, która często lepiej wie co Jezus miał na myśli od przeciętnego księdza i to nie dlatego, że ją to szczególnie w życiu interesowało, ale dlatego że dopadło ją demoniszcze dzięki czemu uzyskała wiedzę praktyczną o losie ofiar, podobnie jak sporo innych osób w tym przeklętym mieście, przy czym jako dodatkową zabawę jaką postanowiło sobie zrobić akurat jej kosztem to doprowadzić świadomie po wykorzystaniu do pseudoświętości wyjaśniając parę kwestii biblijnych i ezoterycznych.
Nienawidzę jednak duchów. Nie z emocjami, ale zimno, logicznie i bezdusznie. Oraz każdą iluzyjną naukę podających się za uczniów Chrystusa, z których żaden nie panuje nad sytuację w tym moim mieście. Z których żaden nie zauważa opętanych i dręczonych ludzi wokół siebie - bo siedzą tylko w przytulnych parafiach wśród swoich kumotrów a do ludzi pytających o egzorcystę wychodzą tylko ich gospodynie. Nie wierzę wam, moi drodzy czytelnicy, bo za dużo wiem, łącznie z tym jakie nieszczęścia sprowadza na moich znajomych to moje demoniszcze gdy tylko zaczynam nawiązywać jakąś bliższą znajomość. Bo to lucyferyczne demoniszcze odciąga ludzi i niszczy, będąc szatanem, lekceważonym przez potrafiących tylko wyżalać się z ambony księży w rodzaju niejakiego Natanka. Dla jego wiadomości, szatan doprowadza do sztucznych uśmiechów i noszenia białych kołnierzyków oraz do dyscypliny na pokaz, podobnej nazistom - sztucznej i narzuconej, nieświadomie niechcianej. Do roli Damiena z cyklu filmów "Omen". Bo demoniszcze bawi się ludźmi, którzy zamiast się uczyć jak samodzielnie je niszczyć słuchają głównie opowieści o nieskończonej miłości Jezusa. Który jak mi się wydaje, na tym przysłowiowym krzyżu, stwierdził że najchętniej, gdyby miał powrócić to tam, gdzie nie ma żadnych duchów które mówią co jest dobre i co złe ze swoimi nakazami. Czyli, jeśli opieramy się o Biblię - do raju. I mówią to czy za pośrednictwem Mojżesza, czy proroków, Mahometa czy nawet Jezusa. Myślę, że on miał serdecznie dość. I możliwe że czuł się zawiedziony, po tym jak towarzyszące mu demoniszcze które go leczyło, oraz pomagało leczyć osoby w świątyniach zostawiło go na pastwę zakończenia opowieści, w przygotowanym dla niego scenariuszu.
Wiecie, to zabawne, ale wygląda na to że socjalistyczna Polska była właśnie krajem gdzie całkiem spora liczba osób wierzyła że ludzie między sobą się nie różnią, panowały solidarne stosunki społeczne, kapitał i pieniądze nie były najważniejszym elementem życia, a kler musiał pościć zgodnie ze swoimi wszystkimi nakazom i był pozbawiony majątku - tak jak chciał tego Chrystus. Kler chwalący imię Pana - które to imię jest imieniem własnym rogatego fauna - arkadyjskiego bożka pól i lasów. Zaiste przednia zabawa dla szatana uświadamiać ateistę co do każdego popełnionego występku przez podających się za uczniów Chrystusa i "obrońców wiary".
Nienawidzę duchy, właśnie za to wybiórcze podejście do ludzi. Nie sądzę by miało mi to cokolwiek pomóc, po prostu piszę w kwestii wyjaśnienia paru kwestii. Wam moi drodzy czytelnicy - nie wierzę.
Tak, wiem, że jestem dla was wariatem, chorym psychicznie, nawiedzonym, a może naćpanym człowiekiem. Dla mnie jesteście tylko wgapiającymi się w ekrany łowcami sensacji, nie potrafiącymi się nawet na chwilę oderwać od tekstu przed oczyma, pudeł z ruchomymi obrazkami czy codziennych rozrywek. Cóż, sam taki jestem. Człowiekiem o którym nie warto wspominać. Marginesem waszej świadomości. Wyniszczanym marginesem resztek ateizującego człowieczeństwa.
Mam jednak tę satysfakcję, że moich dzieci nie dorwie. Bo ja ich nie mam i nie chcę mieć.
A czy moi drodzy czytelnicy mogą powiedzieć to samo?
Bo to nie kwestia czarnych paznokci, gier rpg czy muzyki metalowej. To kwestia braku umiejętności porozumienia się z własnymi dziećmi, znalezienia przyczyn ich problemów oraz rozwiązań które pozwoliłyby na współistnienie w społeczeństwie różnych idei, bez odwoływania się do różnicujących i wykluczających z ludzkiego grona innych ludzi grup i organizacji. To kwestia braku umiejętności w zlikwidowaniu oddziałujących duchów, brak wiedzy na temat tej płaszczyzny, wiedzy stricte naukowej, braku metod badawczych i mechanizmów jakimi się kieruje. Jakże łatwo być szatanem i nakłaniać innych do kłamania, zabijania, chodzenia do łóżka z kim danemu duchowi pasuje jeśli się nie wie że poza wiedzą jak nakłaniać i niszczyć innych, sam niewiele ma z życia i pozostaje mu tylko zabawa ludźmi. Ofiary taka jak ja, wiedzą, że niektóre byty zamiast komedii wolą dramaty i tragedie ze sterowanymi przez nie aktorami. Często odwołującymi się do kwestii religijnych, piszących elaboraty i encykliki na tematy które można streścić w krótkich słowach wyjaśnienia - "dlaczego". Dlatego, moi drodzy czytelnicy, bez względu co bym wam nie napisał i nie naświetlił - pozostanę tylko siedzącym na dupie przed komputerem niedomagającym człowiekiem, będącym pod wpływem lubianego przez co poniektórych z was - demoniszcza.