sobota, 25 grudnia 2010

Egregor

O drzewku wiadomości dobrego i złego - Biblii - pokrótce już było. Z założeniem że jest ono obecnie zdziczałym, szczepionym różnymi obcymi treściami, o rozłożystych konarach, przyjmujących każdego strudzonego wędrowca, niezależnie od poglądów, miłosiernym drzewem. Drzewem zbudowanym z różnych liter, alfabetów, symboli...
Czy nie przypomina to chaockiego sigilla? Pieczęci życzeniowej, która jeśli zaczyna działać to chaota - jego twórca zaczyna cieszyć się jak dziecko, nawet jeśli jego pieczęć zmienia się jak twierdzi w świadomego serwitora który ma wpływ na czasoprzestrzeń. O ile się zmienia, a nie coś zaczyna się za niego podawać. Ale wszak tak łatwo jest ufać we własne możliwości, będąc "wszechpotężnym magiem" który nie jest zdolny pojąć że tworząc udaną dziurę czasoprzestrzenną na poziomie własnego mózgu może sprawić że nim krew do niego dopłynie to do tego czasu będzie mieć już tyle odmiennych stanów świadomości związanych ze śmiercią ilu by sobie zapewne nie życzył. Choć kto wie czy niektórym nie pasowałoby tworzyć takich dziur u innych ludzi. Udane próby z wydłużaniem i skracaniem czasu za pomocą serwitorów są wszak już w Internecie opisywane. Choć nadal nie jest opisane, jak to naprawdę działa.
Egregor, jak jest nazywany w ujęciu magii chaosu, to taki potężniejszy serwitor ("służalczy program"), wytworzony siłą wiary nie jednej lub kilku ale dużej grupy osób. Dla niektórych to bóstwo, określone pole kształtujące świadomość poprzez zawarte w nim treści i programy go tworzących. I tu wracamy do Biblii - w moim ujęciu drzewa wiadomości dobrego i złego, rosnącego na pniu opowieści o stworzeniu człowieka, a może opisania go na glinianych tablicach, i utworzonego za jego pomocą egregora, który, dzięki wszystkim uważającym że można sobie dowolnie operować na przemyślnie skonstruowanym tekście oryginału, zaczął powoluteńku dziczeć. I miłosiernie przyjmować wszystkich pod swój liściasty baldachim gałęzi. Jaki udział miały w tym demoniszcza? Kto wie, choć niektórzy swego czasu zamordowaliby kogoś za choćby zmianę jednego słowa w świętych tekstach. Niektórzy by skazali takich niektórych na ukrzyżowanie za to. A teraz... Zdziczenie, tumiwisizm, i "bóg kocha wszystkich". Tradycyjnie ci którzy mieli tych tekstów pilnować za każdym razem gdy ktoś je poprawia, zmienia, interpretuje, mówią "nie" i "żeby mi to było przedostatni raz" i na tym sprawa się kończy.
Cóż. Ktoś te pierwotne teksty pewnie utworzył, choć kwestie powiązania z Bogiem są tu jak dla mnie mimo wszystko są dosyć luźne. Dla mnie duch który tworzy przemyślną iluzję (a nawet spala) jakiegoś krzaka, czy wywołuje plagi to mimo wszystko nie jest Bóg. Bo Bóg, wszystkich kocha, nawet te biedne żaby i węże którymi jakiś złośliwy demoniszcz uraczył swego czasu Egipt. Nie, ja nie wątpię że tak było. Nawet nie w to że facet z kijkiem z pomocą ducha mógł wywołać rozstąpienie się Morza Czerwonego. Problemem dla mnie jednak jest ocena i interpretacja faktycznych motywów działań tegoż ducha lub duchów.
Na ile siła wiary w Stary Testament i konar drzewa została zachwiana w czasie II Wojny Światowej? Po zabiciu tych wszystkich, wierzących w Torę ludzi, naprzeciw którym wyszli palący ich pseudochrześcijanie? Ludzie oczekują końca świata? Nie, myślę, że to po prostu ponownie runie drzewo. Kolejne drzewo kolejnej opowieści. A ludzie staną się głupcami, rządzonymi przez kolejne bożki tworzone przez egalitarne organizacje "magów", zamieniających się później w kapłanów, panujące "wcielenia bóstw". Nie stanie się to od razu, najpierw ludzie nie będą zapewne wiedzieć że X w równaniu 2+X=4 to 2 (wg obecnych badań ok. 1/4 licealistów próbujących się dostać do armii USA tego nie wie, ale pewnie wiedzą kto to jest Harry Potter; z drugiej strony ciekawe kogo by zaatakowała w imię "amerykańskiego stylu życia" i pseudodemokratycznych wartości armia tępaków jak już by się zasoby ropy naftowej wyczerpały i został tylko węgiel kamienny... "Noteka 2015"?).
Przed śmiercią dużo roślin wydaje owoce. By móc przetrwać. Drzewa zazwyczaj są wieloletnie, ale może akurat to drzewo zaczyna owocować powoli, pod koniec dając już tylko same "zgniłki". I to jest początek jego końca. Cóż byłoby owocem drzewa wiadomości dobrego i złego? Czy mogłyby to być powiązania idei, konstrukcje myślowe, założenia i świadomość człowieczeństwa w pewnym określonym ujęciu? Cóż nasze drzewo jest rozłożyste i ukrywa w cieniu przed Słońcem tak wielu, którzy bez tego cienia już dawno spłonęliby w jego żarze, a drzewo dziczeje, bo nikt go nie przycina, co wiąże się też z jakością owoców którymi żywią się kryjący pod nim.
Smutne jest to, że żywiący się tymi owocami, zamiast korzystać z energii słonecznej, zrywają płaty kory z drzewa i rozpalają nią ogień, a czasem rzeźbią sobie krzyżyki lub wycinają w drzewie serduszka i twierdzenia o wiecznej miłości kogoś do kogoś. A drzewo, co każda osoba która skończyła podstawówkę powinna wiedzieć, żyje dzięki temu, że ma tę korę i że jeśli przetnie się ją dookoła, nawet na wąskim odcinku, to drzewo po prostu obumrze.
Pytanie zasadnicze brzmi zatem czy drzewo już umiera czy tylko jest bardzo chore i zdziczałe?
A może mi się tylko za dużo wydaje?
Bóg wszak kocha wszystkich. Drzewa i zwierzęta też. Zapewne karpie też lubi. Z mojego punktu widzenia to całkiem zrozumiałe. Jest ideologicznym komunistą. Który każdemu daje według jego potrzeb (kto zna film lub książkę "Sekret" powinien zacząć kojarzyć i zapoznać się z istotą ideologii komunizmu, nie łączonego z ateizmem czy totalitaryzmem), a sam daje wg możliwości, a te jak to Bóg ma nieograniczone, w przeciwieństwie do duchów które się za niego podają lub twierdzą że od niego przychodzą. W końcu demoniszcza dużo by chciały, a potem się okazuje że z omnipotencją wiele wspólnego nie mają. Bóg, w moim ujęciu zakodowanym egregorem nie jest, a raczej koderem dającym narzędzia programistyczne i świadomość rzeczywistości kreowanej za ich pomocą. Twórcą idei, czasem zakodowanych w ciągach "bitów" informacji analogowych... Choć akurat pod pewnymi względami niektóre tego typu kwestie są często przekazywane przez wcześniejszych badaczy idei zakodowanych w środowisku w którym żyjemy.
No to... Wesołych świąt.
Dziś znowu powymieniam się świetlistymi literkami z książką.

Życzenia

                                    .
                        .       *
                              |         *
                   .    *         .            *
                                          /
                *      .       ,    *          .    *
                               `;.
                      *   -      ;:,   -    *     -   .
              .  -               ,:;:,
                     .          ,:;%;;:,           *
                          /    ::;%#%;::   *    .
                   *           ::;%#%;:'
                                `:%#%'  .   .,,.
                         *    .    #     .,sSSSSs
                                   #  .,sSSSSSSSS
                                .,sSSSSSSSSSSSS'
                           .,sSSSSSSSSSSSSSSSSSs,
                       .sSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSS
                       sSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSS'
                       `SSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSS'
                       sSSSS;nww;SSS;mwwwn;SSSSs
                       `SSS;nnw;sSSSs;wwwnnn;SSSs
                      .sSS;nnnw;SSSSS;wwwnnn%;SSS
                     .SSSS;nnnww;SSS;mwwwnnn%;SS'
                     SSSSS;nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                     `SSS'%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
                        ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
      ,                 ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;
   .,;;;,.,;            ;%%nnnwwwmmmmmwwwnnn%%;        ;     ;
     `;;;;,;;;,.,;      ;%%nnnwwwmmmmmnnnnnn%%;  ,    .;;,.,;;;.
      ;;;;;;;;,;;;;;,., ;%%nnnnnnnnn;,ooo,;n%%;   ;;;;;,;;,;;,;;;,.
      ;'   `;;;;;;,;;;;.;%%nnn;,ooo,;OOOOO;n%%;  .;;,;;;;;;;;;;,;;'',
            ;'  ';;;;,;;,...   OOOOO;`OOO'..,,;,;;,;;;''';;;''';;'
                  ';;'    '''''`OOO'OOooo' ''' ;'   '     '     '
                   '         ;,.,;, `OOO'
                         ;,.;;';;;';,;.
                     ;,.;;';;;;;;;;;;;'
                   .,;;;;;;;;;;;;;;;'
                     ';'  ';'   ';;
Z okazji tygodnia świąt związanych z przesileniem zimowym życzę Wam i sobie dużo zdrowia, wewnętrznego spokoju i cierpliwości, zdolności do kopania w zadek tym którym się należy oraz zamykania demoniszczów w miedzianych nocnikach, mądrości by wiedzieć kiedy się powstrzymać oraz szczęścia i radości, które niech wzrastają z każdym, coraz dłuższym dniem.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Drzewo

Drzewo wiadomości dobrego i złego? Czy to tylko rajskie wspomnienie przeszłości zamkniętej w opowieści z którego pnia wywodzą się wszystkie inne wersje biblijnych dziejów? Gałązki i listki słów, wyrażeń, zmieniających pierwotne znaczenie, odchodzące od źródła. Pierwotnego pnia, pierwotnego języka, oryginalnego tekstu, będącego protoplastą dla wszystkich odchodzących od niego odgałęzień. Drzewo, które miało uczyć myślenia, umiejętności wysnuwania wniosków na podstawie podanych założeń, wątpliwości i szukania rozwiązań poza drzewami, wywołującego wstyd niewiedzy, prowadzącego do "zejścia z drzewa". Z ukrywającym się niewidzialnym wężem między jego gałęziami.
Duchem, psychotyczną, złośliwą, pasożytniczą, energetyczną kulką, której pozbyć się jest gorzej niż łonowych wszy. I którą należy deptać bezlitośnie, choć z mojego subiektywnego punktu widzenia nadaje się ona tylko do zamknięcia w dobrze przewodzącym prąd elektryczny miedzianym nocniku w który waliłyby pioruny sprawiedliwości. Za tworzenie oświecających co do zła "lucyferków" - chore marudy które doświadczyły zła i potrafiące swoim jabłuszkiem wiedzy o nim zatruć niejedną, choćby najpiękniejszą, dzieweczkę i uśpić nim czujność kościelnych bęcwałów, obnoszących się swymi wysokimi koronami. Wszak na setki lat jest się w stanie uśpić czujność opowiadając jacy źli są inni, samemu siedząc w tym samym miejscu.
Leżę na łóżku, przed szafą z lustrem pośrodku. Widzę odbicie smutnego człowieka leżącego w pomarańczowym świetle stojącej obok lampy. Patrzę na Biblię i widzę kręgi liter obracające się w innej przestrzeni, tekstów, symboli których nie potrafię odczytać. Trzymam ją w lewej ręce, w prawej kryształ ametystu, który kieruję w środek obracającego się kręgu. W jednej ręce książka - gałązka, różdżka z Drzewa z zaklętymi w niej od wieków treściami, słowami, w drugiej zimny kamień fioletowego blasku. Krąg wiruje i kieruję go w lustro, niczym portal w szafie. I wołam lwa. O tak. Wołam Lwa.

RIP

Tu miał być tekst który z powodu nieuwagi i spięcia różnicówek zniknął wraz wyczerpanymi akumulatorami na laptopie. Cześć jego pamięci.

czwartek, 16 grudnia 2010

Idea

Świat nieruchomych idei - doskonałych, abstrakcyjnych, nieruchomych i stałych w świecie bez czasu - płomienia. Świat Ahura Mazdy, Pana Mądrego. Czy w tym świecie odpowiednikami innych żywiołów byłaby energia (masa) - ziemia, czy przestrzeń n-wymiarowa jako powietrze? A może to raczej nieaktywna woda, zależna od aktywnego powietrza - oddziaływania, zależności, normy kształtowanej poprzez świadomość, wolę - eter w którym znajdują się wszystkie idee?
Świat nieruchomych idei, utrwalonych, zapisanych niczym w książkach, w swoistej bibliotecznej L-przestrzeni odkształcających rzeczywistości i znajdujących się we wszystkich światach świadomych istot. Czym byłyby bez czasu który pozwala im się zbliżać, oddalać, łączyć, zmieniać? Płomienia egzystencjalnego bytów który rozpala się i gaśnie. Czyż nie powinien płonąć wiecznie? A może to tylko idea wieczności.
Jak opisać algorytm świadomości zbudowany w oparciu o idee? O skończony czas życia? Ścieżkę i drogę wyborów między ideami? Jako wzór przestrzennego fraktalu ograniczonego sferą, której promień zależy o płomienia czasu życia rozświetlającą go od wnętrza niczym gwiazdę? Jak przestawić interpretującą świadomość by z pomocą form zdolnych do wyobrażeń przedstawić otaczające istnienia nie jako formy materialne a modele ich świadomości? Czy warto? Czy warto doznać zniszczenia świadomości by zrozumieć że nie warto, lub być oszukanym i zostać biologicznie czynnym algorytmem demona nie mającego nic wspólnego z prawdziwym życiem?
Istniejącym, wyobcowanym, być niezrozumianą ofiarą która jest w stanie uważać że posiada jakieś specjalne moce i być pozbawiona większości tego, co ma przeciętny człowiek? Niszczona przez istniejące algorytmy dopasowujące i niszczące świadomości według ich własnych założeń. Algorytmy - demoniszcza - pozbawiające świadomych wyborów, przeszłości, przyszłości, życia, wolności...
Wiecie co jest smutne? Świadomość przyszłości, powtarzającego się modelu w którym "duchy" robiących co chcą magów będą robić sobie co chcą w świecie w którym będzie się tylko kochać i wybaczać. Długofalowe skutki ezoterycznej ignorancji i niezrozumienia. Porażki racjonalizmu w którym wygrał nie rozum, ale mamona jak np. w przypadku farmaceutycznych koncernów. Racjonalizm ginie wraz z każdą reklamą niepotrzebnych środków niszczących wątrobę i inne organy a reklamowane jako bezpieczne pozbawiacze bólu. Racjonalizmu uśmiercanego przez marketingowych głupców dążących do zdobycia wyznawców promowanych przez nich produktów. Religia konsumpcjonizmu ogarnia świat, a w tle małe dziewczynki chwalą się na forach internetowych że spowodowały że starsze kobiety łamią biodra i nie tylko nie są tępione, ale opowiada się jak komuś zaszkodzić, zniszczyć, okaleczyć. Jeśli to świat miłości to skąd coraz większa popularność mszy egzorcystycznych i zapotrzebowania na egzorcyzmy? Racjonalizm umiera, przed wyjaśnieniem czym jest magia. Przyszłość raczej widzi mi się zatem w religijnych barwach, choć wyznania kapitalistycznego egregora mamony flirtującego z internetowymi handlarzami miłością podających się za magów potrafiących stworzyć z niej tarczę. Kurwiącymi się pod płaszczykiem oświecenia. Babiloński świat heretyków wierzących w miłość każdego i sprawiedliwość obcych. A prawda jest tu. Wokół. W zrozumieniu świata. W zrozumieniu mitów. W pojęciu symboli i prawdziwych znaczeń przekazanych słów. W zrozumieniu własnego ja i własnej świadomości, czasem zniszczonej przez innych i sprowadzonej do roli biologicznie czynnego algorytmu działań, działającemu pod wpływem czegoś i nieświadomym tego wpływu. Nie będącym pewnym tego czy to co pisze i co robi to robi on jako ja, jako wprogramowany schemat postępowania czy jako chwilowy kaprys czegoś "poza". Bo tym się różni "świadomy", dążący do przejścia klifot satanista, któremu się wydaje że wie czego się może spodziewać, od ofiary paskudnego, małego, złośliwego, lucyferycznego bytu, rozbawionej spotkaniem ateisty z podającym się za Ra, Ismaela, Elohima i paru innych - "duchem". Która rozwaliła mu jego własne ja ot tak. Bez przygotowań. Rozumiejący ze smutkiem że niektórzy chcą stać się algorytmami, nudnymi, niszczącymi, kopiującymi swoje błędy w późniejszych ofiarach - zazwyczaj małych dzieciach, których rodzice nie wybijają im z głowy batem bawienie się w złych magów, tworzących wciąż i wciąż nowe ofiary. Biologicznie czynne algorytmy istniejące w swoistych pułapkach rzeczywistości, piekłach egzystencji niezrozumienia ich problemów. Rodziców, wyznawców religii marketingu która z racjonalizmem nigdy nie miała nic wspólnego, pod żadną postacią - czy to chrześcijańską, buddyzmu czy ateizmu. Marketing zawsze był domeną mamony. Złotego cielca. Który pojawia się to tu to tam w różnej postaci, czy to przysłowiowego samochodu ojca dyrektora Rydzyka, czy to w postaci modnego serka Danone. Firmy która dostała wyrok za przekonywanie że ich produkt Activia ma większy wpływ niż ma. I wiecie co, i tak nikogo to nie będzie obchodzić do czasu aż będzie tak źle aż pojawi się ktoś kto będzie religijnym fanatykiem który zwróci uwagę siłą swego przekonywania na skalę większą niż lokalna. A przynajmniej tak mi się wydaje... Ja raczej tego nie dożyję.
"Cyt - iskierka zgasła."

niedziela, 12 grudnia 2010

Wzór

Dziś znów powraca temat zamknięcia demoniszcza. Bo jak to - dokopuje, pastwi się, wywołuje psychozy i nic. Cały tłum strażników - opiekunów stoi i się patrzy? Chyba że to tylko wielka ściema ezoterycznych oszołomów.
Z drugiej strony przeciętny człowiek geniuszem nie jest, czego więc mozna się spodziewać po tamtej stronie? Czy jest to tylko kupa "osiłków" którym trzeba mówić co trzeba robić? Bo sami nie wiedzą, nie osądzają, tylko po wciśnięciu im że "Bóg jest miłością" przypatrują się ze smutkiem poczynaniom perfidnych złośliwych bytów które produkują "pukane ziarna" i to niekoniecznie związane z kukurydzą. A tych siać po prostu się nie da, bo po wybrazeniu, wybuchają jak dojrzeją i nic później z nich nie ma..
Jak uczy Stary Testament Boga należy się bać. Cóż, jak bać się "miłosiernego dobrotliwego staruszka"? Cóż, demencji i zdziecinnienia sędziów powinni bać się wszyscy. Z mojego punktu widzenia zamknięcie demoniszcza i jego szatańskich kolesiów do miedzianego nocnika byłoby całkiem obiecujące - mogliby wyjść po odśpiewaniu określonej Wzorem ilości gumisiowych piosenek (z najbardziej popularnej czołówki polskiej wersji serialu o gumisiach, z abrakadabrą i gumisiowym sokiem w treści) i odgwizdaniu przez określony czas melodyjek z Przygód Koziołka Matołka w wersji animowanej (to tak na moją pamiątkę, a w końcu jak uczy Katolicki Kościół kozły mają coś wspólnego ze złymi duszkami, tak że nie powinny mieć problemu z uznaniem tego typu treści). Dlaczego byt który udywał dychawicznego serafa nie ma śpiewać "święty, święty..."? Po pierwsze ma marny głos i wymaga wielu tysięcy lat ćwiczeń. Gumisiowa piosenka wydaje się do tego idealna, a zawarte w niej słowo Abrakadabra było kiedyś wykorzystywane do ochrony - może jakieś demoniszcze wykazało się kiedyś zdolnościami przewidywania przyszłości związanego z koszmarem jaki dla niektórych duchów mogłoby się ono okazać i po prostu zaczęły unikać osób posiadających specyficzne amulety. Kwestię nauki rytmiki i melodyczności zapewne załatwi muzyka z "Koziołka Matołka", która po pewnym czasie może się okazać pełna bogatych treści i do tego jedyną rozrywką w zamknięciu miedzianego nocnika. Po drugie demoniszcze ma zapewne swoje poglądy na wiarę i religię, a ja jako osoba tolerancyjna i rozumiejąca potrzebę odmiennej duchowości nie będę wszak zmuszać podłe lucyferyczne bydliszcze do treści, które zapewne są jej obce..
Demoniszcze najwyraźniej się nie boi. Czy powinno? Cóż odmienną wersją miedzianego nocnika jako formy naczynia do zamykania duchów opisywanego w działach poświęconych Goetii zapewne jest nieco bardziej wyrafinowane oddziaływanie na poziomie świata abstrakcji. Bo widzidzie, demoniszcze ma swisty przestrzenny algorytm postępowań oparty o pola i skupiska energetyczne. Przynajmniej z mojego punktu widzenia - a jego centrum stanowi pole energetyczne okreslone ideą "poniżanie" to jest właśnie źródło problemów niszczących inne osoby. Bo staje się jego źródłem i ofiarą, zaciekłą nienawiścią udręczonego algorytmu. Ale. Poniekąd świadomym algorytmem swojej budowy i niedoskonałości, nie pragnącym się nawracać i być miłującym i przyjaznym duszkiem Kacperkiem. Na zasadzie algorytmu na których zasadach działa zapewne można określić jego elementy związane z obsługą wejścia-wyjścia związanego ze światem zewnętrznym (zmysły, artykulacja treści, kontrola swojej formy) i wstawić przed tym funkcję opóźniającą w której dostęp do tychże dla demoniszcza byłby możliwy dopiero po zakończeniu cyklu odśpiewywania gumisiowych piosenek i nucenia melodii z przygód Koziołka Matołka..
W końcu jak długo można liczyć na egregorialne bóstewka (w rodzaju łaskiśpełnej Maryji - babilońskiej dziewicy) którym odpowiada ładowanie energetycznymi powtarzanymi modłami, mantrami i innymi tego typu przez wieki, zamiast raz i na dobre rozprawić się złośliwymi demoniszczami, duchami i poltergeistami. W końcu napędzają ten cały religijny biznes, a o Bogu którego trzeba się bać to mało kto pamięta. Panuje moda na kapłańską miłość, łącznie z wybaczającym Chrystusem, który coś tam wspominał o odcinaniu tym czym się grzeszy, czasem jakiegoś maga oślepił, ale ogólnie jak się wciska ludziom obecnie podobnoż kochał wszystko i wszystkich..
Wracając do tematu. Bytowi któremu odcięto by dostęp do danych zewnętrznych typu np światło - słońce pewnie by stało się da niego czarne, księżyc kto wie - może i (pod)czerwony a gwiazdy zwinęłyby mu się z nieba. Apokalipsa jednostkowa. Bo niby czemu sądzić wszystkich jednakowo i karać tak samo? Osobiście wierzę w proste metody i wzory oraz reguły które można wiązać ze światem stworzenia. Jakby tak zamknąć parę demoniszczy w ten sposób to chyba zaczęłyby się bać? A nie liczyć aż Chrystusowy egregor wybaczy wszystko i wszystkim za jakiś czas po tym jak jego kapłani wcisną mu za dużo programującej miłości, pozwalając by złośliwe i paskudne stwory nie miały już się kogo bać i będą sobie robić co chcą jak drzewiej bywało. Ale cóż. Poza Mesjaszem zawsze pozostanie Bóg, stwórca reguł fizyki, wzorów utrzymujących rzeczywistość. Bóg wzorów. Myślę że warto wpleść w to stworzenie jeszcze jeden - na zamknięcie demoniszczy. Który wykorzystają mające nieco bardziej rewolucyjne podejście świadome istoty..
Bardziej archaiczne podejście to zapewne wrzucenie w ogień w celu pozbycia sie wszelkich zakończeń "nerwowych" pozwalających na odczuwanie i poznawanie świata zewnętrznego. No ale ileż chrześcijan jest obecnie wśród otaczających nas duchów w świecie miłości i wybaczania?.
Nieważne.
Po prostu brak mi tematu.
Acha. Pozostał wzór.
n(a × k)! × (pa, pk, tl)
Gdzie:
n – liczba głosów, imion, postaci udawanych i podawanych przez nękające demoniszcze za swoje, łącznie z postaciami w omamach słuchowych względnie halucynacjach wzrokowych. Minimalna wielkość n to 1.
a – liczba rozpoczętych nanosekund oddziaływań bezpośrednich i utrwalonych skutków tych oddziaływań związanych z wywoływaniem wszelkich tzw. zboczeń seksualnych. Jeśli a<1 to a=1.
k – liczba rozpoczętych nanosekund oddziaływań bezpośrednich i utrwalonych skutków tych oddziaływań związanych z wywoływaniem u niepełnoletnich (w zależności od przyjętego lokalnie przez prawo dopuszczalnego wieku) wszelkich zachowań seksualnych. Jeśli k<1 to k=1.

W nawiasie okrągłym ujęto kolejne czynności niezbędne do uwolnienia się demoniszcza z zamknięcia miedzianego nocnika.

pa – liczba ludzi (homo sapiens sapiens) – populacji planety, na dzień rozpoczęcia niszczących oddziaływań na dowolną osobę (bez względu na wiek, płeć, przekonania, religię etc.).
Jeśli oddziaływanie odbywa się na większą niż jedną osobę liczbę populacji zwielokrotniamy liczbą osób na którą oddziaływało demoniszcze. Liczba ta odpowiada ilości gumisiowych piosenek koniecznych do odśpiewania przez demoniszcze.
pk – liczba ludzi narodzonych w czasie śpiewania przez demoniszcze pa gumisiowych piosenek – od czasu rozpoczęcia do ostatniej pa piosenki. Tyle razy demoniszcze będzie musiało jeszcze odśpiewać gumisiową piosenkę zanim przejdzie do następnej części zadania.
tl – liczba rozpoczętych nanosekund oddziaływań i skutków oddziaływań na ludzi i ich otoczenie (oddziaływania pośrednie) liczonych od pierwszego oddziaływania do śmierci danej osoby. Liczba ta pomnożona przez 10 minut daje czas przeznaczony na nucenie, gwizdanie itp. melodii z Przygód Koziołka Matołka, po skończeniu których demoniszcze wychodzi z zamknięcia miedzianego nocnika.
    Uwagi
  1. Czas liczony jest wg relatywistyki ofiary (wg jej subiektywnego czasu związanego z warunkami fizycznymi jej miejsca pobytu). Np. jeśli nanosekunda dla demoniszcza w jego warunkach czasoprzestrzennych działa 10 minut na ofiarę, to liczymy 60x10^9 nanosekund oraz ewentualne późniejsze skutki długofalowe (suma łączna, skalarna, dla każdego oddziaływania).
  2. W czasie zamknięcia nic nie oddziałuje z zewnątrz na demoniszcze ani demoniszcze nie może wpływać na świat zewnętrzny. Nie można ani demoniszcza wezwać ani mu zaszkodzić ani pomóc w czasie póki nie wypełni zadania.
  3. Demoniszcze może robić w czasie zamknięcia dowolnie długie przerwy w czasie wykonywania zadań i robić co chce, jednak nadal pozostaje w zamknięciu sam i bez możliwości wymiany informacji (treści) w żadnej formie i w żaden sposób oddziaływać i doświadczać oddziaływań zewnętrznych do czasu odśpiewania i odgwizdania wszystkiego.

wtorek, 7 grudnia 2010

Tan

Ostatnio mało co pisałem, dużo dziać się też nie działo, a może po prostu nic, co warto przekazać by można było potomności, która raczej będzie zaglądać do krótkich jej współczesnych newsów niż wypocin blogerów z przypadku. Nawet tych "pierwszoligowych".
Dziś natomiast chciałbym rozwinąć temat mojej obleśnej i obejmującej mnie od środka "brudnej chmury". Brudnej, bo z różnymi kłującymi kawałkami ocierającymi się m.in. o mój biedny mózg. Sprawiającej że każdy dłuższy wysiłek kończy się ciężkim dyszeniem, blokującej z odczuć przepływy energetyczne w ciele. Będącej czymś, co żadna z wierchuszki osób kanału Ezoteryka na onetowym czacie nie rozpoznała w czasach gdy dzieliłem się swymi uwagami i odczuciami. Będącej, proszę moich drogich i wiernych, a czasem znudzonych mym ciągłym marudzeniem czytelników, tzw. śluzem Tan.
Dla zwolenników medycyny zachodniej to po prostu (w uproszczeniu) mieszanka glikozydów gromadzących wodę w organizmie, której to dosyć ciężko się pozbyć - chyba że ktoś wierzy w cudowne terapie chelatacyjne i go na nie stać (ok. 150 zł za zabieg 3 godzinny czyli kroplówkę, których to zabiegów ma być koło 20-30 na terapię). Sporo osób tego co ja nie czuje, ale większość z nich zapewne nie miała problemów takie jak moje w życiu.
Jak powstaje takie "coś"? Według książeczki "Przewodnik po medycynie chińskiej" Krystyny Alagor, śluz jest efektem działania wychłodzonej śledziony, której z kolei nie ogrzewa wystarczająco prawa nerka (lewa wychładza, a powinny być w równowadze). Jako że w dzieciństwie często siedziałem (i długo) w zimnych górskich rzeczułkach, strumieniach itp. miewałem dosyć często zapalenie pęcherza i inne takie życiowe sprawy. Może zaczęło się to wtedy, może później w każdym razie obecnie mam w sobie odczuwalną "brudną chmurę" w której poza wodą, zapewne zdarzają się inne składniki, nieco bardziej "kłujące", "drapiące", czasem "nitkowate", "piaskowate", "igiełkowate" i inne. Po prostu niepowtarzalne odczucia skłaniające do marudzenia i uśmiechów politowania znajomych, którym opowiada się jak się czuje coś, o czym nie mają bladego pojęcia.
Może to niezdiagnozowana niewydolność prawej nerki, a może odżywianie się mlekiem (niezłe źródło dla późniejszych glikozydów) i jego przetworami, picie zimnych wód mineralnych i pogryzanie kwaśnych owocków (ogólnie mają działanie wychładzające organizm wg medycyny chińskiej) spowodowała w efekcie to, że czuję się jak czuję. A jako że problem wydaje się już mi teraz (przeze mnie) zdiagnozowany, trzeba zacząć się leczyć.
Co zatem robić? Zarabiając obecnie (w stosunku rocznym) mniej niż w szkole (aczkolwiek praca mniej nerwowa, nikt nie proponuje zrobienia loda za podwyższenie oceny etc. ...a teraz to nawet bezpośredni przełożony czyni ze mnie cyt. "mistrza świata w czekaniu" na decyzje władnego je podjąć) niestety nie stać mnie na terapie, które podobno sprawiają cuda i po których człowiek czuje się i 15 lat młodziej (bez tej chmury pewnie znów bym miał 18 lat i pryszcze). Jest natomiast możliwość zmiany diety zasobnej w energię rozgrzewającą "yang". Może i potrwa ona z parę lat, ale pierwsze próby wydają się obiecujące.
Jako że w przytoczonej książce, jako rozgrzewające produkty spożywcze podano m.in. rozmaryn, tymianek (swoją drogą uznawane też za afrodyzjaki, składniki napojów miłosnych, wymieniane w klasycznych utworach typu Scarborough Fair - o dawaniu "prawdziwej miłości" ;) ), jak również anyż i imbir, a ja posiadam olejki eteryczne 3 pierwszych wymienionych i sproszkowany 4 - zrobiłem mieszankę po 3 krople olejków, trochę imbiru w szklance wody, wypiłem, wypiłem jeszcze 3 kolejne szklanki, tym razem bez mieszanki, i poszedłem spać. Bezskutecznie. Ogólnie czułem że coś się zaczęło dziać i to faktycznie przy prawej nerce, pobudzenie w moim wypadku polegało na tym, że nie mogłem zasnąć całą noc (nic erotycznego się nie działo :P), a następnego ranka stałem się nadpobudliwie gadatliwy. Zaiste. Testuję drugi dzień tę mieszankę co 12 godzin i nadal żyję. Pobudzenie i gadatliwość nieco opadły, ale w końcu pełna terapia i zmiana diety to długotrwała sprawa i nie należy przesadzać - zobaczę co się zmieni po tygodniu.
Teraz popijam sobie natomiast czarną kawę parzoną z dodatkiem imbiru i cynamonu - wszystkie składniki mają działanie rozgrzewające - i to nie tylko jeśli chodzi o nerki (produkty spożywcze, poza działaniem rozgrzewającym yang i wychładzającym yin medycyna chińska przydziela też różnym żywiołów a za te z kolei odpowiadają różne organy człowieka). I mógłbym pogadać sobie z demoniszczem, tylko że nie ma o czym.

sobota, 27 listopada 2010

Chaos

Na początku panował chaos. Brak reguł fizyki, swobodne abstrakcje łączące, przyciągające się wirujące, nieokreślone w określoności dążeń i bezsilności iluzorycznego istnienia. Bez materii, poza jej ideą, bez energii bo nie miała ona miejsca, istnienie swobodnych niewypowiedzianych idei. Miejsce do którego dąży się w medytacji pustki. Dążącej do chaosu bez celu, bez świadomości. Do nirwany nieokreślonych możliwości. Bezcelowej w braku pożądania czegokolwiek. Sztuki dla sztuki.
Lub by połączyć się z pierwotnym chaosem, ain sof, tym z czego świadomość wykluła wedyjskie kosmiczne jajo. Kosmiczne jajo w którym określono reguły znanej fizyki, obejmującej tę świadomość i nakładającej się na świadomości określone innymi regułami. Mniej lub bardziej podobnymi w świecie idei określonej zasadami i zależnościami między abstraktami.
Bóg jako określający zasady rzeczywistości w mikroskali znajduje się w każdym człowieku - niektórzy tworzą w czasie wizualizacji świat w oparciu o reguły własne, czasem reguły które znają - bóstwa i bóstewka swoich wyobrażonych światyń. Magowie starej daty, kapłani reguł ustalanych przez świadomości starsze i bardziej rozumiejące rolę idei w świecie myśli.
Czy w świecie w którym istniałaby tylko świadomość fizyki mogłyby istnieć duchy? Czy reguły bez nakładania się świadomości które stabilizują określone multiwersum mogłoby być w pełni spójne i nie wymagające zmian. Doskonałe w swej prostocie określonej wzorami współzależności? Czy gdyby inne zawierające się w niej świadomości utrwaliłyby świat oparty o inne zasady i reguły rzeczywistości, ich wiara podtrzymywałaby to nałożenie się rzeczywistości na siebie? Co na to powiedziałoby opętujące mnie demoniszcze? Czy może tylko prowadziłoby to do zniszczenia świata opartego o reguły znanej i mniej znanej fizyki i ludzi którzy oparli na niej swe istnienie, ze świadomościami potrafiącymi w mikroskali wytworzyć zarówno własne reguły świadomie, nieświadomie pod wpływem np. narkotyków jak i dążyć do zamienienia się w niezborny i nie posiadający celu chaos idei w medytacyjnej pustce - doskonałości świata bez reguł, bez świadomości czegokolwiek? Niektórzy to naprawdę lubią i chcą osiągnąć. Stan niemyślenia. Dobrodusznego uśmiechu w ciele bez woli. Stan sprzed stworzenia.
Chaos idei, skóra akaszy, reguły wiążące wewnątrz - być dużym, małym, czy nieświadomym, uciekającym od cierpienia poza ciągłość, usiłując dostać się tam gdzie czas jest tylko ideą, od której nic nie zależy, gdzie nie ma na górze jak na dole, skutek nie musi mieć przyczyny.
Dążenie do boskości w której wola jest tylko abstraktem który nie ma większego znaczenia jak idea barwy. Doskonały chaos.
Jest piątkowy wieczór, a ja się źle czuję. I uśmiecham się przy tym. Jak już chyba będę robił zawsze, bo to nie ma znaczenia czy coś boli, gniecie czy zabija twoje ciało powoli zmieniając twoje fole mózgowe i biopole na swoje podobieństwo. To po prostu nie ma znaczenia że każdy dzień przybliża do końca egzystencji w której dla większości jest się nikim.
Marudzącym facetem bez niczego ważnego do powiedzenia. Z którym przez całe życie tak naprawdę nie rozmawiało się wcale lub prawie wcale o tym co myśli i jakie ma zdanie na różne tematy. Milczącego i zawsze stojącego z boku. O którym zapominano zawsze i wszędzie i lekceważono to co mówił. W końcu komu by na tym zależało? Skoro nawet daje się opętywać takiemu podłemu energetycznemu pasożytowi mianującego się Elohimem, Ra, Ismaelem i kimś tam jeszcze. W rzeczywistości, jak dla mnie, mając bardziej lucyferyczne korzenie - zwłaszcza że zawsze jak wspominam o tym małym dupku w sposób prawdziwy, spotyka mnie jakieś nieszczęście albo energetycznie obrywam, czasem przez napuszczonych na mnie jego wyznawców. Po prostu można się tylko smutnie uśmiechać w rzeczywistości w której żadnego z duchów nie obchodzi jego całkowita i ostateczna anihilacja, choćby za podawanie się za Elohima. Widać prawdziwego Elohima albo to nie obchodzi albo są "po jednej kądzieli" i mają podobne metody tylko działają na innych terenach tej trzeciej planety od Słońca. A cała sprawiedliwość biblijnych przykazań Mojżeszowych to tylko wielki blef. Choć oparta o całkiem sensowne przesłanki ezoteryczne. Magiczne. Która to magia podobno jest zakazana. Po prostu konstrukcja złośliwości oparta na zasadzie - poznajesz zakazaną wiedzę to odkrywasz sens prawa które ma cię ograniczać i które zakazuje poznawać ci sensu. Któryś apostoł mówił że znajomość prawa daje znajomość grzechu. Ciekawe czy doszedł do tego po tym jak ktoś mu wyłuszczył ezoteryczno-magiczne przesłanki co poniektórych przykazań. Które, co ciekawe wyłuszczył mu ktoś będący w bliskiej komitywie z podającym się czymś za "anioła", który nie wiadomo czy wcześniej innym głosem nie obiecywał świata (ale po śmierci, bardzo małymi literkami na końcu... to znaczy bardzo, bardzo cicho).
Magia.
Której nie ma.
Jest tylko umysł.
Którego nie ma.
Jest tylko to co w co wierzy świadomość i reguły o jakie się opiera.
Chwalmy boską świadomość reguł fizyki bez której nasz świat się rozpieprzy w drobny pył idei bóstw i bóstewek rozdzielających egzystencję pomiędzy swoich wiernych. Rozdzielających mniej lub bardziej swobodne zasady działań na istoty w obrębie ich oddziaływań. Bóstwa według twórców wed nie miały wpływu na powstanie świata. Dlaczego? Bo to istoty które wykreowały w obrębie swej świadomości określone zasady w określonej przestrzeni, przy czym powstały już w obrębie wcześniej ustalonych reguł, a zatem to co stworzyły ich umysły to tylko wtórne reguły istnienia; druga linia to linia istot poznających reguły istnienia w oparciu o poznawalną rzeczywistość zarówno poprzez zależności materialno-energetyczne jak i wzory i oddziaływania między różnymi elementami w obrębie rozprzestrzeniającego się "kosmicznego jaja", poza tym mamy też złośliwe pasożyty w rodzaju mojego demoniszcza, które może i coś tam poznały ale ogólnie pasożytują niszcząc co bardziej naiwne istoty. Tu można wcisnąć byty tworzące umoralniające książki w sposób perfidnie złośliwy naśmiewający się z ludzi, ckliwie podchodzący do stosujących się do ich reguł wiernych i wykorzystujące tych, którzy w życiu by się nie tknęli gmerania w pseudoprawdach. Ile prawdy mamy w Biblii? Poza zakamuflowanymi mniej lub bardziej wydarzeniami i sposobami w jaki podchodzono do ludzi przez wieki?
Pomijając kwestie moralne. Jaka to sprawiedliwość wziąć poganom i dać "swoim"? Poganom, którzy z narażeniem życia często karczowali lasy i wypasali bydło żeby ich dzieci miały co jeść. Jaka to sprawiedliwość tworzyła równych i równiejszych w świecie gdzie podobno człowiek został stworzony na podobieństwo Stwórcy? Każdy człowiek, niezależnie, od płci, narodowości czy przekonań politycznych czy religijnych? Elohim ze Stwórcą, Bogiem za dużo widać wspólnego nie miał gdy się rządził i cieszył z Dawidowych psalmów sławiących jawną niesprawiedliwość, wybiórczość już po rozproszeniu, po upadku babilońskiej wieży, na "lepszych" i "lepsiejszych". Czy wspominałem już że jestem cały czas opętany?
Prawda znajduje się wokół, to nie żadne bzdurne "truth is out there". Prawda jest tam gdzie istnieje świadomość i zdolności obserwacji oraz wyciągania logicznych wniosków z tych obserwacji, niekoniecznie wyciągniętych na podstawie słów ludzi (którzy są w stanie się mylić) czy jakiś bytów wciskających teksty że przychodzą od ojca, czy wzywających go teatralnie i na pokaz. Czy warto wierzyć imperatorom prowadzącym gwiezdne wojny, choćby chciało się wierzyć w ich słowa o pokoju? Dlaczego pojawiają się żeby niszczyć tych którzy w tym pokoju żyją a nie doprowadzają do bolesnej śmierci w męczarniach każdego dążącego do wojny polityka? Bo to nie są słodkie aniołki z pyzatymi rumianymi buźkami barokowych grubaśnych amorków. To wredne podstępne szuje, cieszące się nieszczęściami ludzi, którzy mogliby ten świat uczynić lepszym. Ignorowane przez tzw. opiekunów i wracające co pewien czas do ofiar które zdołają się nieco podleczyć po ich ostatniej wizytacji w swych ezoterycznych włościach. Istot, które zgodnie z tym co stwierdził Stwórca po tym jak uświadomiły parę rzeczy, należałoby deptać, kopać i niszczyć do cna. A wiecie co się robi?
Co najwyżej wygania. Do następnego razu.
OM {tu wstaw imię każdej istoty która bez błagań i dobrowolnie niszczy do końca każdego złego ducha, demona, demoniszcza, potwora} NAMAHA - (oddanie pokłonu).
Jak tu nie lubić Shivy :P
Jakiegoś jego avatara pewnie żaden duch nie błagał by o wyganianie do biednej trzody chlewnej topiącej się z kwikiem na ryjkach bo ten avatar zapewne anihilowałby takiego ducha i pozbył się definitywnie problemu. Ale cóż. Żyję w kraju miłosierdzia Chrystusowego.
Mesjasza który mówił prawdę bo nie miał innego wyboru. Który najwyraźniej nie miał ambicji zawodowych względem ciesielki, względem złośliwe demoniszcze zaczęło do niego przemawiać, a facet odpłynął... i uwierzył. Po 30 latach bycia pod wpływem programującej elektromagnetycznej chmury oddziałującej na fale mózgowe i kształtowanie się zachowań to mógł mieć tak przeprogramowaną osobowośc że hej. Buddy (oświeconego) z niego niestety nie zrobili. Też bym uwierzył gdyby nie rpg, książki fantasy i sf i cały ten blichtr współczesnego Babilonu, gdyby nie demokracja i konstytucja z konkordatem oraz Biblia z imieniem rogatego bożka płodności i lasów lubiącego pogrywać na fujarce. Niestety pomimo wszystko jestem bardziej cyniczny niż się niektórym wydaje, nawet pomimo rozbijania mojej świadomości której fragmentami to złośliwe bydlę podające się za Ra, Elohima i Ismaela szafuje wciskając nawet mojemu kotu, a przynajmniej tak wynika z obserwacji jego zachowań (jeden ze znajomych sam fragment świadomości przeniósł do amuletu, niestety demoniszcze po rozbiciu mojej robi sobie ze mnie złośliwe żarty od czasu do czasu, z których część rozumiem tylko ja - ale jak mówię to po prostu małe, złośliwe dupiszcze - wymuszony motyw Adama Ha-Riszona w mniejszej skali).
Pozostaje tylko wrócić do psalmów i codziennego odmawiania po parę razy jednej modlitwy z wykorzystaniem jednego imienia z 72. Bez względu na światopogląd i przekonania, no i Prawdę.
W końcu zostałem uformowany tak, żeby powtarzać codziennie po parę razy teksty w które częściowo nie wierzę, albo są sprzeczne z ogólnie pojętą sprawiedliwością. Czy licuje to z "byciem podobnym Stwórcy"? Widać trzeba błagać, długo i wytrwale, czasem tych przez których jesteśmy w sytuacji która wymaga błagań. Duchy podające się za Boga, anioły, świętych...
Sprawiedliwość? Miłosierdzie? Ja nadal się uśmiecham. Smutnym uśmiechem opętanego człowieka, który wie że kiedyś i tak umrze, a piekło pozostanie dla kolejnej ofiary - chyba że ktoś anihiluje na dobre to co opętuje. Ale która z istot podetnie gałąź na której sama siedzi?
Chwała niech będzie najsprawiedliwszemu Bogu stwórcy reguł fizyki które są takie same dla wszystkich, choć nie wszyscy wszystkie znają. Jaka szkoda że potrafiające materializować różne cosie "elohimy" znają ich więcej niż ludzie, ale zapewne podążając drogą Prawdy pewnego dnia dojdziemy do wiedzy jak rozpierdzielić każdego ducha jakiemu przyjdzie do głowy opętać człowieka. I miejmy nadzieję że nie podzielimy wówczas losu mitycznej Atlantydy - w końcu co mogłoby doprowadzić do wściekłości byty potrafiące przyspieszać cząstki w określony sposób tak bardzo, by zaczynały się one materializować (E=mc2 czyli m=E/c2), jak nie zdolność zniszczenia pseudobożków.

wtorek, 9 listopada 2010

Etiuda

...Ach, jakże to higieniczny sposób pozbycia się odpadków po wyniszczeniu całego dzieciństwa i młodości - wpakować w religijną obsesję i sztuczne uśmiechy nawrócenia. Jakże to higieniczny sposób na odpadki które powstały w wyniku traktowania jak zwierzęta i pasożytowania na ludziach przez podłe istoty, moralne płazińce istnienia.
Jakże to higieniczny sposób pozbywania się problemów, po wywołaniu chorób, po urządzaniu sobie chorych pedofilnych zabaw w ciałach dzieci opętanych pasożytującymi strukturami kaleczących "chmurek".
Kogóż obchodzą obłąkańcy, schizofrenicy, ofiary pasożytów w które nie wierzy nikt. Niektórzy.
Pasożytów przypatrujących się i żerujących na wschodzie, gdzie drogę strzeże anioł z obosiecznym mieczem. Który zna drzewo. I być może jest spod chińskiego znaku węża. Pasożytów poszukujących ambrozji energii radości i życia noworodków, dzieci, zabawiających się z nimi i okłamywującymi ich otoczenie. Niszczącymi ich mózgi i wspomnienia o poczynaniach potworów.
Czy jakakolwiek religia to zmieniła? Czy to tylko sposób na to by udręczone istoty mogły w coś uwierzyć, że istnieje jakaś lepsza, broniąca je siła? A tak naprawdę, pozostałości, stają się tylko osłoną kolejnych pokoleń pasożytów.
Wiara. Nadzieja. Miłość. Poletek hodowlanych i wykorzystywanych od czasu do czasu o określonych cechach związanych z dziecięcą naiwnością i wiarą. Wiarą w ocalenie przed pustka i cierpieniem. Opętaniem wyniszczającym ciało i umysł.
Ach, jakże wielki jest Bóg. Jakże sprawiedliwy. Jakże potrafi natchnąć.
Graj muzo, graj - do cierpienia już przywykłaś. Jakże słodka, spokojna i cicha jest końcowa podróż do żołądka potwora niszczącego ostatnie resztki świadomości.
A potem narodziny. I od dzieciństwa powtórnie to samo, może trochę inaczej, ale jednak.
Czyż piekło nie jest na ziemi?
Graj muzo, graj.
Na Olimpie jadano ambrozję i pito nektar. Czy myślicie że byty podające się wówczas za bogów zrezygnowały z posiłków? Czy po prostu określiły że jeśli ktoś będzie spełniał zasady (które co jakiś czas dla zabawy się zmieniają) to pewnych młodych ruszać się nie będzie. Chyba że będzie naprawdę rarytasem dla oka głodnego rozkoszy ducha - bóstewka. Czy gdyby pasożytów nie było zbyt wiele to nie przydałby się czasem jakiś potop? Dla ukrycia sprawek co poniektórych... Czy czasem nie potrzeba pozbyć się tych którzy je widzą i potrafią im zaszkodzić...? Czy naprawdę warto wiedzieć czym jest pokarm "bogów"?
Graj muzo, graj.
Ogrzej się przy ogniu palonych potworów które doszły do tej wiedzy. Palonych zanim z niej skorzystały. Palonych wampirów i czarowników. W nowym cyklu i nowym eonie.
Graj muzo, graj...

Deus Rex Dominator

Wczoraj znalazłem stronkę "The angels of God" na której po wpisaniu daty urodzenia pojawiają się dwie strony z opisami "aniołów stróży". Na 20 października 1977 przypadły: וָוָלָיָה i הֵיֹיֹאֵל przynajmniej jeśli założymy że skrypt poprawnie wszystko oblicza. Z ich opisów wynika że wpływ na mnie mają do tej pory chyba głównie negatywne aspekty obu.
Stwierdziłem zatem że w ramach polepszania stosunków przynajmniej z jednym z nich poczytam sobie psalm 88 w następujcej wersji:
Księga Psalmów 88:2-19 BT wyd.5
וָוָלָיָה, Boże mego zbawienia,
za dnia wołam
i nocą przed Tobą.
Niech dojdzie do Ciebie moja modlitwa,
nakłoń swego ucha na moje wołanie!
Bo dusza moja jest przesycona nieszczęściami,
a życie moje zbliża się do Szeolu.
Zaliczają mnie do tych, co schodzą do grobu,
stałem się podobny do męża bezsilnego.
Moje posłanie jest między zmarłymi,
tak jak zabitych, którzy leżą w grobie,
o których już nie pamiętasz,
którzy wypadli z Twojej ręki.
Umieściłeś mnie w dole głębokim,
w ciemnościach, w przepaści.
Ciąży nade mną Twoje oburzenie.
Sprawiłeś, że wszystkie Twe fale mnie dosięgły.
Oddaliłeś ode mnie moich znajomych,
uczyniłeś mnie dla nich ohydnym,
pozostaję w zamknięciu, bez wyjścia.
Moje oko słabnie od nieszczęścia,
codziennie wołam do Ciebie, וָוָלָיָה,
do Ciebie ręce wyciągam.
Czy dla cieniów czynisz cuda?
Czy zmarli wstaną i będą Cię sławić?
Czy to w grobie się opowiada o Twojej łasce,
a w Szeolu o Twojej wierności?
Czy Twoje cuda ukazują się w ciemnościach,
a sprawiedliwość Twoja w ziemi zapomnienia?
Ja zaś, o וָוָלָיָה, wołam do Ciebie
i rano modlitwa moja niech do Ciebie dotrze.
Czemu odrzucasz mnie, וָוָלָיָה,
ukrywasz oblicze swoje przede mną?
Ja jestem biedny i od dzieciństwa na progu śmierci,
dźwigałem grozę Twoją i mdlałem.
Nade mną przeszły Twe gniewy
i zgubiły mnie Twoje groźby.
Otaczają mnie nieustannie jak woda;
okrążają mnie wszystkie naraz.
Odsunąłeś ode mnie przyjaciół i towarzyszy;
domownikami moimi stały się ciemności.

poniedziałek, 8 listopada 2010

Mały egzorcyzm

Przez Imię Boga w Trójcy Jedynego HVIH, przez imię ducha Elohim-IHVH, przez imię ADNI-Χρυστοσ uchodźcie duchy złe, abyście nie widziały, nie słyszały, nie ujawniały, nie niszczyły, nie prześladowały, nie wprowadzały zamieszania do mojej pracy i planów.
Mój Bóg jest waszym Bogiem i rozkazuję wam, 'APAGE satanas' idźcie precz i nie wracajcie. Amen.
Mocą Boga, mocą Najwyższego, ADNI uczyń mnie niewidzialnym dla moich wrogów. Amen.
Zwycięstwo nad złym duchem
osiągnie ten kto alchemika
ruchem przemieni złego
w dobrego i osiągnie cel
bez narzędzi i przyrządów
z wiarą we własnym sądzie
Czy pokonany zły duch stał się "Michaelem"?
Wygrana bez przemiany jest przegraną powiększającą lub przedłużającą piekło.

Deszcz

Za oknem pada. Dziś pierwszy dzień po tygodniowym zwolnieniu lekarskim. Przeziębieniu. Bólu gardła. Bólu ucha. Stonowanych przez oddziaływania energetyczne 10 "zewu enochiańskiego", mantrowanie i antybiotyki.
Nadal kicham od czasu do czasu. Widać na to nie ma cudownych środków.
Choć może czasem... Kto wie.
Przejrzałem sobie dziś krótką prasówkę - spłonęły cysterny, znajomy ksiądz nawraca prostytutki, żywność drożeje... A ja nadal siedzę smutny z odczuwalnie brudną chmurą w swoim ciele. Siedzę otępiały i bez pomysłu na to co zrobić żeby jej nie było. Może za mało się staram. Może za bardzo.
Za oknem deszcz.

czwartek, 4 listopada 2010

Coś innego

Po cóż te złudy
W szaleństwie się trudzić
Myśleć - niecnoto na co ci złoto
Ilość przeważa nad kroplą rosy
Burzą się wody
Rosną zapadki
Myśl, myśl, myśl...
Co ci zostało
Boleje głowa
Ciało
Puste spojrzenie
Głosu zaś szkoda
Co to za zapis
To tylko moda
Patrzę na rysy demonów zaklętych w górach na zdjęciu mojej tapety pulpitu. Nieruchomy błękit przytłacza, pomimo swej pochmurnej nieczystości. Złote szlaki odbitego Słońca staczają się wśród czerwieni skał. Dołem płynie rzeka wśród ciemnej zieleni drzew. Zdjęcie jest ładne, ale coś mi w nim nie pasuje. Drażni mnie, bo nie wiem dlaczego mi się nie podoba. Czy to już czas do łóżka?
W tle słychać głosy - OM MANI PADME HUM w rytmicznym tonie męskich niskich mnisich głosów. Zmieniło się zdjęcie. Z ekranu płynie do mnie morski żółw z zaciętością wpatrując się we wszystko co stoi mu na przeszkodzie podróży. Swędzi mnie tyłek. Ale jakoś nie chce mi się nawet podrapać.
Pozostawiam żółwia jego losowi.
Drap, drap.
Łyku, łyk - czarnej kawy smak na języku.
Ból głowy i zmęczenie. Senność.
Psychodeliczny nastrój.
Ale...
Jeszcze nie szepcę w samotności do Księżyca. Nie ma pełni. Pozostaje czekać i uśmiechać się kącikami ust i drobną zmarszczką przy prawym oku. Twarz mima bieleje artyzmem, moja - fuszerką starań. Pyszczek żółwia na ekranie zaś determinacją.
Ach, jakiż artysta umiera.
Trzeba chronić morza i oceany przed zanieczyszczeniem. Zdecydowanie. Biedne żółwie. Chrońmy ich jaja. Zanim ktoś bielejące pokryje z artyzmem siateczką zmarszczek i przemieni w zakrapiane pisanki.
Szkoda gadów.

środa, 3 listopada 2010

Przemijanie

BT 1 Krl 10:14
Waga złota, które co rok dostarczano Salomonowi, wynosiła sześćset sześćdziesiąt sześć talentów złota
Pioruny sprawiedliwości
W komnacie świadomości
Rozpalcie płomienie mądrości
Krzeszącym kamieniem formy
Złota waga odmierza
Równoważniki czasu
Piaski życia świątyni
Mandala wzorem atlasu
Srebrzą się znowu zwierciadła
Grzmoty słychać z daleka
Wietrzyk przez sale przemyka
Pył zbiera w szelest strumyka
Budowla wciąż się odnawia
W świetle Księżyca i Słońca
Między niebem i ziemią
Dla chłodu i dla gorąca

poniedziałek, 1 listopada 2010

*==|

Wieczne odpoczywanie racz już dać Boże
matce Jezusa i Jego ojcu,
wszystkim od dawna zmarłym świętym
i wszystkim co byli nienajświętsi
daj już ja proszę Ciebie Boże
odpocząć tym co wciąż wzywani
sprawami żywych ciągle nękani

Wieczne odpoczywanie racz już dać Boże
zmarłym tragicznie i przypadkowo
zmarłym w chorobie i ze starości
zmarłym gwałtownie i tym co w cierpieniu
zmarłym i w klątwie i w błogosławieniu
zmarłym niedawno i tym przed wiekami
zmarłym co byli przeciw i tym co z nami
zmarłym wrogom i przyjaciołom
zmarłym w rodzinie i nieznanym osobom

Niechaj wieczny spoczynek dla nich nastanie
Niechaj spoczywają w wiecznym śnie szczęśliwi
Niechaj nie nęka już nic ni zmarłych ni żywych

I po mym życiu proszę daj odpocząć Boże
W śnie bez koszmarów
W śnie w kolorach tęczy
By nikt w nim nikogo nigdy nie dręczył
W śnie bez cierpienia
W śnie bez bólu
W śnie bez chorób
W śnie bez głodu
W śnie gdzie jest się wiecznie młodym
W śnie radosnym i pełnym spokoju
W śnie z którego nie zbudzi nikt
Kimkolwiek by nie był i kiedykolwiek by był
Lub spraw bym już na zawsze znikł

niedziela, 31 października 2010

Porównanie

Księga Psalmów BT wyd.5
Psalm 2
Dlaczego narody się buntują,
czemu ludy knują daremne zamysły?
Królowie ziemi powstają
i władcy spiskują wraz z nimi
przeciw Panu i przeciw Jego Pomazańcowi:
"Stargajmy Ich więzy
i odrzućmy od siebie Ich pęta!"
Śmieje się Ten, który mieszka w niebie,
Pan się z nich naigrawa,
a wtedy mówi do nich w swoim gniewie
i swą zapalczywością ich trwoży:
"Przecież Ja ustanowiłem sobie króla
na Syjonie, świętej górze mojej".
Ogłoszę postanowienie Pana.
Powiedział do mnie:
"Tyś Synem moim,
Ja Ciebie dziś zrodziłem1."
Żądaj ode Mnie, a dam Ci narody w dziedzictwo
i w Twoje posiadanie krańce ziemi2,
Żelazną rózgą będziesz nimi rządzić
i jak naczynie garncarza ich pokruszysz"3.
A teraz, królowie, zrozumcie,
nauczcie się, sędziowie ziemi!
Służcie Panu z bojaźnią4
i Jego stopy z drżeniem całujcie,
bo zapłonie gniewem i poginiecie w drodze,
gdyż gniew Jego prędko wybucha5.
Szczęśliwi wszyscy, co w Nim szukają ucieczki.
A teraz dla porównania Ewangelia wg św. Łukasza 4:5
Wówczas powiódł go [diabeł] w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł do Niego diabeł: "Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je dać, komu zechcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje". Lecz Jezus mu odrzekł: "Napisane jest: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz".
Tak więc w kwesti imion jasnym się zdaje że najbardziej niewłaściwym w tym tekście jest imię "Pan". Wnioskując na podstawie zachowań swojego "demoniszcza" podającego się za Elohima, Ismaela i Ra (oraz paru innych) zakładam, że w Psalmie 2 chodziło o Elohima który miał (ma?) moc oddawania królestw pod władanie, którego następnie Jezus wziął za złego ducha (i wcale się Mu nie dziwię) - tłumaczonego jako "szatan". Diabeł jako imię ducha w tym wypadku zupełnie nie pasuje (diabłem został m.in. nazwany jeden z uczniów Jezusa). Jezus za Boga brał zatem najprawdopodobniej IHVH (ja osobiście się trzymam wersji HVIH), z tym, że Elohim zapewne po zmianie głosu, zaczął wciskać że jest aniołem który przyszedł "od ojca" (miałem to samo, ale nie ze mną ten sam "numer"), co miało znaczący wpływ na przyszłą modlitwę pańską i określenia Jezusa względem Boga. Pojawia się tu jednak pytanie czy Jezus znał na pamięć Psalm 2... lub czy miał świadomość że Elohim (liczba mnoga, najsilniejszy głos, "osobowość" z wielu, czasem pojawiają się inne, "aniołowie") to niekoniecznie Ha-Elohim, choć jestem w stanie zrozumieć że taki to potrafi podawać się nawet za Jahwe. Trzeba jednak pamiętać że słowo "ojciec" jest w stanie być interpretowane na kilka sposobów, co czasem sprawia, że nie wiadomo o co chodziło osobie która zapisywała czyjeś słowa, bez konkretnej interpretacji osoby której słowa są zapisywane.
Mam wrażenie że Jezus zrozumiał (a może nie?), że przejęcie tych królestw będzie się wiązało z siedzeniem w jednym miejscu przez całe życie u boku rodziny i że będzie się miało do gadania przy nich tyle samo co przed tym, zanim ją opuścił. A Elohim i tak będzie narzucał swe towarzystwo w ten czy inny sposób - może z innymi głosami i osobowościami, ale zawsze. Może się mylę, ale ja sobie jeszcze pomieszkam w tym moim mieszkanku i od czasu do czasu coś popiszę. Budda swoje przesiedział, Jezus wolał chyba jednak podróże po królestwie z Elohimem na karku (tym razem z osobowościami służących "aniołów").
1) Czy to Pan (Elohim? HVIH jako Istnienie chyba bardziej tu pasuje) "zrodził" Chrystusa czy śmiertelna kobieta?
2) Szkoda że nie ziemię po jej krańce... Ciekawe jak to jest w oryginale.
3) Czyli wskazuje to na wędrującego Chrystusa rozbijającego istniejące struktury a nie "zlepiających w jedno naczynie" pseudochrześcijańskich papieży-katolików.
4) Tu jak mniemam chodzi o ADNI (Adonaj).
5) To jak z tym miłosierdziem w końcu było?

Przeziębienie

Długi weekend w domu na antybiotykach. To tyle jeśli chodzi o imprezy związane z przebieraniem się za "mhrocznych i zuych" - się chce, a się nie może iść. Wzdech. Nawet nie chce mi się nic dodawać.
Może jedno. Parę dni temu znowu ściągnąłem zewy enochiańskie w wersji pierwotnej i zacząłem je mantrować. W tę noc sporo paprochów które odczuwałem w głowie moje "demoniszcze" (lub jego towarzystwo) zniknęło natomiast pojawił mi się na głowie straszny łupież. Trzeba znowu zainwestować w szampon. Wzdech. Zważywszy na te wszystkie "komnaty" o których się w nich pisze wyznacznikiem przyjąłem ewangeliczne "ciało to świątynia" z komnatami, w tym taką w której kryje się sprawiedliwość. Wschód z dziewicami w 7 ma się wg mnie do odniesień ze źródłem życia na wschodzie z Księgi Rodzaju. La Vey cóż... dodał dopisek do oryginału, który tylko rozwściecza "demoniszcza" które znajdują się w pobliżu biednych, niedouczonych czytelników jego książeczki.
1-7 z niesamowicie subiektywnych odczuć ładują od czakry korony do podstawy, 8 genitalia, 9 genitalia + sercowa, 10 przeczyściła mi kanał w okolicy bolącego prawego ucha wyciągając wszystkie chropowate, kłujące kawałki z jego okolic - ucho wkrótce przestało boleć (info dla reikowców - to nie "spalanie karmy", to tylko wywalanie własnych brudów na zewnątrz powoduje co poniektóre odczucia "czyszczenia", niestety czasem przekazywane są one nieszczęsnym pacjentom). Nie pamiętam teraz co dokładnie robiły kolejne, ale 18 intensywnie "strumieniowo" oddziaływał na okolice pod "3 okiem" - 2 zew w porównaniu z 18 raczej "napełnia". A. I oczywiście w trakcie recytowania wyrzucamy z siebie "chi", by zapewnić odpowiednią cyrkulację i oczyszczanie kanałów energetycznych. Nie należy przesadzać z gromadzeniem - powoduje bezsenność.

sobota, 30 października 2010

Stróże

Na temat tzw "aniołów stróży" napisało się już dużo. Jak to wygląda z mojej strony? Ich ilość jakoś chyba nie przekłada się w jakość skoro nadal tyle dzieci jest molestowanych, mordowanych i wykorzystywanych na całym świecie. Dzieci małych i dużych, dorosłych też. Jakoś też nie zauważyłem by jakoś odwodziły od opętań inne duchy. Dlaczego więc traktuje się je z taką atencją?
Niektórzy wierzą że istnieje coś takiego jak "siła wyższa" i kierują się tylko nią. Robiąc z siebie kukiełki sterowane przez innych. Laleczki w łapach "małych dziewczynek" bawiących się w nieco bardziej realną "Cywilizację" lub "Simsy" w zależności od hierarchii i "poziomu". Niektórzy lubią być marionetkami, a niektórzy nie mają wyboru, po tym jak niszczy im się świadomość przez całe życie.
Myślicie że każdy "anioł stróż" jest taki sam? I nie jest upadły? A może tylko kieruje się założeniami kościelnego kleru, nie mając wyboru. Z tego co stwierdził jeden z moich znajomych mam ich podobno trzech, ale jakoś mi to szczególnie w życiu nie pomogło. Jakoś żaden z nich nie przytrzymał mojego "demoniszcza" żeby pozostałe dwa mogły mu przywalić za gwałt na nieletnim. Cóż, mam wrażenie że niektórzy nadają się tylko do oglądania takich scen z pukanymi ziarnami1 w tle. Bo widzicie miłość duchowa jest miłością specyficzną i nie każdy ksiądz ma pojęcie co to znaczy.
Kler katolicki do "królestwa Jezusa" od wieków wpuścił już tylu morderców, zboczeńców, hitlerowskich "lekarzy" z obozów koncentracyjnych że słuchając czasem urywków wypowiedzi docierających z "tamtej" strony typu zwracającego się do mojego "demoniszcza" żeńskiego głosu "...sparzyłeś go z..." zrozumiałem że jestem traktowany jak zwierzątko przez potwory z rodzaju tych których nie wykluczono z katolickiego kościoła. Hodowane, wykorzystywane, którego życiem zabawiają się właśnie "aniołki" których treści od czasu do czasu przekazuję. Choć może nie wszystko to czego by oczekiwały. Jakże fantastyczny potrafi być obiektywizm relatywnych faktów. Mam nadzieję że po śmierci po prostu przestanę istnieć. Królestwo "Jezusowe" katolików może się okazać zbyt mafijnym interesem. Zniknę w pustce Dharmaty i już.
Czujesz się otępiały mimo że nie pijesz alkoholu, nie narkotyzujesz się i nie palisz? Czujesz że masz problemy z myśleniem i masz depresję? Cóż może masz energetyczny "korek" w sobie. Warstwę częściowo blokującą dopływ natlenionej krwi do mózgu - od strony tzw. "korony" czy "trzeciego oka". Korek, który poniekąd jest gęstą "energetyczną" chmurą, która "opętuje" ofiary - zazwyczaj w dzieciństwie i to osoby których nikt nie uczy się bronić w żaden sposób przed nią. Pasożyt polujący na swoje ofiary na dworze, placach zabaw. W jednej chwili czujesz się dobrze a zaraz potem w całej objętości ciała "brudny", "napchany", nieszczęśliwy, smutny, zdołowany. I piszę nie tylko o swoim przypadku. Pasożyt przed którym nie chroni cię żaden "anioł stróż", nawet jeśli jest ich trzech. Cóż, może to tylko "świadkowie" których interesuje tylko obserwacja (z pukanymi ziarnami w tle). Ale przecież wokół tyle jest miłości...
Jak na dole, tak na górze, aż chciałoby się dodać.
1) prażona kukurydza w cyklu "Świat dysku" T. Pratchetta

czwartek, 28 października 2010

Gral

Jednym z największych kłamstw chrześcijaństwa jest mit tzw. świętego grala. Mit prowadzący do bałwochwalstwa w którym bałwanem jest martwy przedmiot. Podobnie jak całun turyński czy każdy martwy przedmiot uznawany za święty. Pogańskie metody bożków przeniesiono po prostu na inną stylistykę.
Wracając do grala - kielich do którego wg mitów zebrano krew Chrystusa. Mający podobno cudowną moc. Cudowną moc doprowadzania do obłędu, krucjat, mordów i pożądania niemożliwego. Mitu. Legendy powtarzanej wciąż i wciąż. Cudowną moc skłócania narodów i odrywania rycerzy od ich własnych rodzin.
Jeden z najbardziej przeklętych przedmiotów w historii mitów, do którego wg legendy zebrano krew zabitego. Jeśli po tylu wiekach ktoś jeszcze wierzy w jego cudowną moc, to znaczy że odrywa się od cudownej mocy Boga. Zaczyna wierzyć w moc martwego przedmiotu. Zaczarowanego magią śmierci. Krwią zamordowanego człowieka.
Dlatego, mój czytelniku, jeśli masz gdzieś jakiś wizerunek tego lub innego przeklętego przez krew przedmiotu, bałwana, zniszcz go, wybacz legendzie króla Artura wprowadzającej w błąd marzycieli i zrozum że symbolicznie kielich miał więcej wspólnego z kobietą niż z jakimkolwiek martwym przedmiotem. Artur nie miał szczęścia do kobiet odnawiających życie po prostu...
Nie jesteś bałwochwalcą? To rozwal tzw. "świętego grala" w swojej wyobraźni, jeśli gdzieś tam w twym królestwie umysłu pojawił się po wprowadzeniu do świadomości starego mitu. I zamiast tego zajmij się czymś bardziej sensownym. Podrywaniem. Szukaniem swojego "kielicha".

środa, 27 października 2010

Duchy

Cokolwiek by nie sądzić o słowach wypowiadanych przez Jezusa to kwestia "kto nie jest przeciw nam, jest z nami" może dotyczyć tylko żywych. Co do do duchów to każdy duch który nie jest przeciwko opętującym bytom i tego typu demoniszczom jest przeciw życiu i istnieniu każdego człowieka i wymaga całkowitej anihilacji, chyba że zmądrzeje po zamknięciu w miedzianym nocniku i odśpiewaniu i odgwizdaniu określonej przeze mnie wzorem na zamknięcie liczby "gumisiowych" piosenek i melodii z "Przygód Koziołka Matołka".
Czuję w głowie i ciele obce, zagęszone coś, które przewala się po mojej czaszce i mózgu i wpija swoimi fragmentami w ciało, zmieniając moje fale mózgowe, ocierając się, drapiąc, kłując, przylegając do mózgu, ruszając się i drgając. Od czasu d oczasu przemawia z sensem czasem tylko powtarza stare kwestie z programem zniszczenia i poniżenia. Makro. Demoniszcze. Paskudztwo "opętujące" ciało i myśli, sprawiające że wysiłek fizyczny staje się problemem. Myślenie zanika i staje się coraz bardziej zależne, schematyczne, powtarzalne, traci się siebie. Swoją osobowość, dzień po dniu, godzina po godzinie, minuta po minucie. Do tego to coś poza swoją strukturą, wprowadza do ciała zanieczyszczenia paralizujące tkankę nerwową. Pasożyt o mentalności płazińca. Przedstawiające się jako Ra, Elohim, Ismael. Lutrowi pewnie podawał się za Chrystusa gdy czuł ataki z zewnątrz i gdy później, z tego co czytałem, twierdził że to Chrystus go bronił przed ingerencją duchów. A to po prostu zwykły pasożyt, który znalazł sposób by za pomocą religii sterować umysłem swej ofiary, odwodząc od biologiczno-fizycznych założeń swojego istnienia w nieco innej sferze egzystencji niż znana przeciętnemu człowiekowi. Tworząc maniaków religijnych i innych, ludzi którzy tracąc siebie szukają rozwiązań w istniejących zasadach, wyniszczeni i nie potrafiący samodzielnie coś wymyślić czy zaistnieć.
Inną kwestia jest zachowanie innych "bytów" w moim wypadku - jakoś nie zauważyłem by z wielkim trudem i poświęceniem ratowały mnie w dzieciństwie, młodości czy obecnie. Jeśli to ma być Chrystusowe królestwo w którym one przebywają, to stwierdzam że ja do niego nie chcę wchodzić. Do królestwa duchów które biernie przyglądają się opętaniom, przyglądają się cierpiącym dzieciom. Przyglądają się i nic nie robią. Sądy w takim królestwie opierają się bowiem o prawa które nie mają nic wspólnego z człowieczeństwem, a tylko z określonym podejściem do określonej kultury. Tu nie ma założeń trekowców. Tu jest sobiepaństwo. Zasady które są, jak na ziemi - kształowane przez księży lekceważących pedofilów, morderców, kłamców i to często we własnych szeregach. Nie odcinające się od nich, tylko trwające w pewności że jak się jest na górze hierarchii to się nigdy nie będzie na dole. I tak właśnie jest w królestwie duchów Chrystusa. Niektórzy żebrają u władzy łaski i je dostają, niektórzy sa oszukiwani, a niektórzy, coraz bardziej zakłamani i cierpiący. Gwałceni przez potwory przywoływane przez satanistów którzy przychodza później na msze i dostają sakramenty bo się od nich nikt nie odcina. Królestwo duchów. Potwory które nie mają nic wspólnego z Bogiem.
Nie liczę na to że ktoś zrozumie to co piszę, czy uwierzy. W świecie w którym można pisać co się chce i uśmiechać by mieć za co żyć, uśmiecham się uśmiechem aktora grającego rolę której nie chciał. Rolę w której jest wyniszczany od środka, latami wśród spojrzeń politowania milczących pseudochrześcijan.

piątek, 22 października 2010

Sekta

Niekiedy rzeczywistość bywa bardzo nieskomplikowana, a tylko ludzkie fantazje komplikują to co leży u podstaw. Tworząc grupy skupione wokół tych, którzy przekazują informacje. Grupy uczone od dzieciństwa i bazujące na określonych informacjach i przekazach. Tworzących społeczności oparte o określone języki (gwary), kultury i wszystko co się z tym wiąże. Odrębności łączone określonymi motywami. Motywami i treściami które mają nie tylko na celu zachowanie istniejących kultur, ale także obronę ich przed zewnętrznymi wpływami. Zawierającymi poza zamkniętymi "rytuałami" dla "wtajemniczonych" czyli ezoteryczną wiedzą (ludowymi tańcami, wzorami, sposobami haftowania, zdobienia itp.) także zachowania społecznościowe - od otwartych do zamkniętych reagujących agresją na możliwość ingerencji w daną strukturę społeczno-kulturową.
Grupy wymieniające informacje i bazujące na podstawie - stosunkach rodzinnych.
W stosunki w które zawsze starał się ktoś ingerować przekazując wiedzę, i panować za jej pomocą nad innymi. Zarabiać słowami na swoje zycie. Wiedzą. Przekazami. Czasem prawdziwymi a czasem fantazjami. Grupując wokół siebie grono fanów a czasem wyznawców. Tworząc sekty a czasem firmy prosperujące przy charyzmatycznych przywódcach i podupadające w czasie gdy ci znikają z firmamentu. Rozpadające się w czasie wieków...
W przypadku sekt w zależności od jakości i ilości własnych informacji posiadanych oraz od umiejętności ich wykorzystania czasami zmieniają się one w kościoły, wyznania, które z biegiem czasu przestają przekazywać naukę o tym jak tworzyć społeczności w sposób kontrolowany, a przekazują ogólniki, które pozwalają zachować władzę i panowanie przy najmniejszej dozie wysiłku. Wiedzy, która czasem jest bardzo prosta, choć niesformułowana. Choć na podstawie Prawa mojżeszowego można określić jakimi wyznacznikami należy się kierować i choć jeden z uczniów Chrystusa twierdził że znajomość Prawa daje znajomość grzechu, myślę, że czasem warto przypomnieć, że te zasady powstały z określonych powodów. Powodów które nie są nauczane przez katolicki kler ze względów zabezpieczenia przed powstawaniem konkurencyjnych sekt. Powodów którymi było zabezpieczenie kultury i społeczności żyjącej w określonych warunkach i mającej przetrwać.
Powodów o których nie myślą przeciętni, pragnący doczesnej władzy, seksu, pieniędzy kacykowie tworzący np. prymitywny kościół diabła (nie mylić z szatanem). Czy też kończące się masowymi samobójstwami sekty.
Jak stworzyć sektę?
Bierzemy człowieka, zdolnego, potrafiącego się skoncentrować na dłuższą chwilę. Potrafiącego zgromadzić w jednym miejscu ludzi w oparciu o pewną ideę. Osobnik taki powinen mieć sporą charyzmę, czyli "gadane" i zdolności ekspresji. Oraz pamięć którą potrafiłby objąć wszystkich swoich początkowych wyznawców. Nauczyciela jakichkolwiek poglądów czy idei. Naprawdę nie jest ważne nawet to czy dany osobnik wierzy w to co mówi, po prostu potrafi ściągnąć uwagę i zostać zapamiętanym. W dowolny sposób. Ważne żeby zostać zapamiętanym jako ktoś ważny i przekazujący wiedzę. Ktoś kto wie lepiej niż inni. Nieważne czy kłamie czy nie. Chodzi o to żeby mu wierzyć. Odsłonić się na niego i być przy nim.
Co się wtedy dzieje?
W przypadku buddyzmu mamy do czynienia z osobą którą wskazują "gwiazdy". Uważam że to trochę smutne dla tego dziecka że zostaje skazane na niewolnictwo władzy i musi być "buddą", bo wybiera je buddyjski kler i szkoli "specjalnie", a nie jak resztę dzieci. Aczkolwiek mamy tu do czynienia z wiekami tradycji i perfekcjonizmu. Myślę, że to dziecko powinno mieć wybór po skończeniu nauk czy być "buddą" czy nie. Bez względu na ilość przekazów energetycznych i działań "duchowych" wokół niego. Tworzą one wszystkie z kompletem nauk osobę, która potrafi rozróżnić łączących się z nią energetycznie, za pomocą określonej wizualizacji osoby i nawiązać łączność w drugą stronę w sposób w pełni świadomy. Niektórzy bardzo dużo by dali za dobranie się do tej wiedzy, która jednak wymaga nieco więcej niż prostego przekazu. Poza tym działania odbywają się raczej na poziomie górnych czakr niż, w przeciwieństwie do wszelkich kultów fallicznych wiążących energetycznie z kapłanem na poziomie czakry seksualnej. Pomijając już pole energetyczne "bóstwa", ładowanego określoną informacją, "programem zachowań" względem "chi", czasami w trakcie wielu wieków przez wiele osób. W przypadku chrześcijaństwa poszczególnymi religijnymi kacykami stają się pomniejsi kapłani, którzy w ramach kariery zdobywają coraz wyższe pozycje i coraz więcej powiązań energetycznych (kojarzycie formułę "módlmy się" za księdza, biskupa, papieża wprowadzające określone osoby do świadomości wiernych? Jakby sami nie potrafili...) i stają się zoraz bardziej letni, jako że wiążą się z nimi zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Kojarzycie słowa Chrystusa gdzie wrzucić "letnie" osoby? Prawdziwy chrześcijanin jest bardzo indywidualny i rodzinny. I jest "gwiazdą". Ale to nie Chrystus tworzył kościół, tylko jego uczniowie, na podstawie wiedzy którą im przekazał. Podobnie społeczności stają się coraz bardziej ujednorodnione "temperaturowo" - metro- czy uni-seksualnie. I tu nawet nie chodzi o obrzydliwy homoseksualizm. Tylko zmiany w zachowaniach i świadomości społeczeństw które pod wpływem działań sekt zmieniły katolickie duchowieństwo w ciapciaków modlących się do kobiety, nekromantów wzywających duchy świętych do pomocy i nie myślących często o rzeczywistości ludzi których podobno mieli nauczać. Zawsze to jednak lepiej od sekciarzy którzy działają "słodką" miłosną energią czakry serca na ludzi wiążąc osoby mało cyniczne i niedoświadczone ze sobą, i którzy później nie potrafiąc sobie z tym poradzić stwierdzają że czas na śmierć i wywołują masowe zgony. Czy jednak to samo zdanie miałyby ofiary księży-pedofilów którym po gwałcie nakazywano by wybaczać - raczej wątpię. Aczkolwiek z mojej strony, uważam że zgodnie z naukami Chrystusa komuś takiemu należałoby odciąć to, czym grzeszy.
Muzułmanie, jak na razie, choć jednak też coraz bardziej ulegają, trzymają podział na gorące i zimne grupy energetycznie męskie i damskie, trzymając się religijnych nakazów. I karania zgodnie z prawem winnych, bez wybaczania w nieskonczoność za coś, co ustami tej samej osoby wcześniej zostało określone karą za daną przewinę. Prawo mojżeszowe odnosiło się właśnie w wielu przypadkach do zachowania tego co Chrystus określił gorącem i chłodem. Do kwestii związanych z przenoszeniem informacji za pomocą "chi" między ludźmi o treściach związanych z przetrwaniem gatunkowym i zachowaniu podziału między tym co "męskie" i "kobiece". Jakie np. treści świadomościowe przekazuje energetycznie kapłan-pedofil? Czy kapłan - homoseksualista, mający powiązania z wieloma osobami i za którego nieświadomi wierni się modlą? Stąd właśnie te wszystkie nakazy związane z zabijaniem osób o innych preferencjach. Chrystus ograniczył się tu do woli Boga względem tego typu osób i klątwy spadającej na krew i trzymaniu się przykazania o nie mordowaniu ludzi. Jeśli chciałeś być chrześciajninem - miałeś sobie odciąć to czym grzeszysz i o tym Chrystus mówił - czego przymusowo trzymano się przez wieki, bo tak chcieli uczniowie uczniów Chrystusa. Co do Niego samego to mówił by trzymać się zbłąkanych owiec z domu Izraela i omijać kraj Samarytan, a nie przymusowo podbijać wszystko jak leci i zmuszać do pewnej wiary społeczności które stworzył Bóg mieszając języki, kultury i narodowości. Pozwalając istnieć różnorodności a nie unifikacji, która sama nie potrafi pozbyć się odwiecznych problemów. Chrystus odcinał się od osób które mogły zaszkodzić. I nie groził tylko to robił. Nikt nie zmuszał do bycia uczniem Chrystusa, po prostu przekonywał się do Niego dzięki zdolnościom i przymiotom Chrystusa. Lub Jego wadom jak niektórzy wolą.
Ciekawe jednak że tylko św. Jan - kabalista - umarł śmiercią naturalną. Myślę że pod tym względem traktowanie wszystkiego co się przedstawia jako m.in. Elohim "z buta" i "deptać" jako złego ducha zamiast się modlić do tego i uznać że istnieje Bóg - Stwórca (w tym reguł fizyki) jest bardziej korzystne niż czczenie czegoś co niewątpliwie dawało wielką moc, ostrzegało, ale jednak nie ustrzegło przed przykrym finałem. Czy ktoś twierdził że Mesjasz(e) jest(są) szczęśliwym(i) człowiekiem(ludźmi)?
Czy "sekty" mają tylko podłoże religijne? Otóż nie. Czasem tworzone są po prostu wokół osoby posiadającej właśnie ekspresywność energetyczną, posiadającą zdolności ściągania do siebie ludzi. Zachowywaniu ich obrazu w swym umyśle, pamiętania o nich i wydzielania z tłumu. Czasem u maniaków seksualnych myślących o swoich podbojach i przyciągających do siebie swoją energetyką i wpływem na zbiorową "nieświadomość". Korzystający z tego co zostało już opisane w książce pt. "Sekret". Tylko, że w ramach oddziaływania na innych, żywych ludzi.

środa, 20 października 2010

33

Zjazd Cintryjski, Malbork 17-19.11.2000r.
Z okazji ukończenia 33 roku życia
Życzę Ci byś był szczęśliwy, zdrowy i radosny
Życzę Ci życia bez zmartwień i problemów
Życzę Ci by nie gnębiło Cię nic złego
Życzę Ci powodzenia w życiu osobistym i w pracy
Życzę Ci ciągłego rozwoju i podwyżek płacy
Życzę Ci wiecznej młodości i życia w pokoju
Życzę Ci przyjaciół i wiary w siebie
Życzę Ci byś nie był samotnym człowiekiem
Życzę Ci miłości co nie jest iluzją
Życzę Ci byś był świadomym buddą
Życzę Ci woli, pragnień i chęci
Życzę Ci dobrej pamięci
Życzę Ci wspomnień co tylko miłe
Życzę Ci spełnionego seksu chwile
Życzę Ci snów i marzeń w kolorach
Życzę Ci wierności słowa
Taką czarną różdżkę z obsydianu swego czasu rozwaliłem - jako jej pan.
Oraz wielkiego torta.

wtorek, 19 października 2010

Cześć

Pewna istotka ideę miała
Że tylko by coś od siebie dawała
Prezentow moc w sobie miała
Więc w wyobraźni dary składała
I zdrowy obraz ludzi w swym wnęrzu
Co dzień, co wieczór dokładnie stwarzała
Rodziców swych światłem rozjaśniała
Ojca - gorącym niczym Słońce
Matkę - zimnym blaskiem Księżyca
I to już żadna tajmemnica
By być gorącym czy lodowatym
Byle nie letnim, smutnym, chłopakiem
Co w zimnej pustce nieświadomości
Szuka płomienia i wzajemności
W świecie w którym przestaje istnieć
Będąc wspomnieniem w czyjejś przeszłości
Wśród dawnych znajomych w ich podświadomości
W sieci iluzji fałszywej wiedzy
bo
w świecie abstrakcji
nazwa materii
daje operatywność
energii
Czy światło spala mrok?
Co wiesz o innych w swym otoczeniu?
Czy przyjaciół faktycznie masz wielu?
Czy w swym umyśle trzymasz znajomych?
Jak myślisz o ludziach i przyjaciołach?
Czy wiesz jak kreować swą rzeczywistość?
Świadomość celu i oczywistość?
Czy potrzebujesz wiernych?
Czy może dzieci?
Co zachowają Cię w swej pamięci?
Czy będą Cię czcić jak ojca i matkę?
Czy utrzymają Cię w swej świadomości
Realnego świata wiadomości
Jako tego kto przynosi wiedzę, osłonę i ocalenie?
Dlaczego chcesz być czczony jak oni?
Czy wiesz jak kreować świadomośc swych dzieci?
By nie czciły aktorów z horrorów?
By świat wokół nie był treścią kłamstw książek?
By kłamstwem nie nazwało się prawdy, a z prawdy nie uczyniło kłamstwo?
Czy wiesz dlaczego katolicki kler ma hierarchiczną strukturę i jak to się zaczęło pod względem wiedzy ezoterycznej, dla wtajemniczonych? Czcij swego ojca i matkę to takie proste i tak podle wykorzystane przez każdy kler, który się pod nich podszywa, chcąc być bardziej widoczny niż twoi właśni rodzice. Efekty są widoczne po latach. Nie nazywaj żadnego kapłana swym ojcem, chyba że faktycznie jest twym biologicznym ojcem lub Cię adoptował w imię przyjęcia do siebie Chrystusa i wychował jak własne dziecko, bo inaczej zwyczajnie kłamiesz. A jeśli jakiś kapłan zmusza cię do kłamstwa to nie jest kapłanem Boga który zakazał kłamać, tylko prawdziwym wyznawcą Ojca Kłamstw, choćby nieświadomym. Jak zwracano się do Chrystusa? Jak zwracano się do jego uczniów?
Czy potrafisz wnioskować na podstawie minimalnej porcji informacji i dopasowywać fakty do opowieści i mitów?
Czego Cię nauczono w domu, szkole i w kościele? Czego się nauczyłeś z radia, książek, filmów, telewizji? Potrafisz o siebie zadbać dzięki czemu? Dzięki komu?
Jaki wzorzec przekazać innym? Za pomocą słów które potrafią przetrwać wieki i zazwyczaj są przeinaczane przez tych którym się wydaje że wiedzą lepiej od innych co autor miał na myśli...
Co do ekskomuniki biskupiej w sprawie metody zapłodnienia "in vitro", to myślę że należy się ona każdemu biskupowi który będzie się upierał żeby ekskomunikować kogoś, kto jest za tym, żeby ktoś inny miał własne dziecko z wykorzystaniem tej metody, zważywszy na to że sami biskupi w sposób sztuczny i do tego kłamliwy zostali nazwani swego czasu "ojcami". Kwestią natomiast bezdyskusyjną jest, że tworzenie tą metodą sztucznych tworów wykorzystujących żywe komórki wymaga nie tylko ekskomuniki, ale także pozbawienia możliwości dalszego ingerowania w jakikolwiek sposób i w cokolwiek, co ma wspólnego z rozmnażaniem. Podobnie ekskomuniki wymagają osoby przeprowadzające wiwisekcje i wszelkie tortury niszczące świadomość i przynoszące cierpienie. Z wszystkimi hitlerowskimi (i nie tylko) pseudolekarzami z obozów zagłady na czele. I ponieważ nie robi tego nikt inny, ja, będący pod wpływem bytu podającego się m.in. za Elohima, obejmuję ekskomuniką i możliwością wpływu ich umysłów na życie i umysły chrześcijan. Wykluczam ich ze społeczności umysłów i z życia chrześcijan. Wykluczam do czasu ich śmierci lub aż nie zrozumieją że się mylili i po poniesieniu wszelkich konsekwencji swoich wyborów. A do tego zakazuję wykorzystywania sklonowanych tkanek nerwowych do tworzenia swoistych biokomputerów lub ich części i wszelkich twórów mogących posiadać zaczątki świadomości.
Kim jestem? Kimś kto napisał to co powyżej, byś mógł to przeczytać i w swym umyśle to powiedzieć. Byś uległ mojej manipulacji. I zauważył że nadal jesteś częścią społeczności która może coś zrobić. Choćby samodzielnie coś zakazać. Nie jako papież, kardynał, biskup czy ksiądz, kapłan jakiejkolwiek religii. Po prostu jako człowiek. Człowiek myślący. Działający swym umysłem na świat. Bo możesz. Bo możesz odciąć się od wpływów zakazując coś, choćby czytając takie teksty jak ten powyżej. Określające jasno Twoje poglądy. Bo możesz wyłączyć telewizor i zamiast nierzeczywistego serialu obyczajowego, pójść na kawę np. do sąsiadki i zastanowić się co ty tak naprawdę wiesz o świecie wokół siebie. Pokazać się, byś mógł zostać zapamiętany w czyimś królestwie umysłu. Bez obgadywania i plot o znajomych, aktorach czy politykach. Bez dyskusji o swoich lub czyichś chorobach - to tylko utrwala w pamięci te choroby, a za świadomością podąża ciało, zazwyczaj najbardziej osłabionego i poszkodowanego. Zbiorowa świadomość Younga, świadomość uroków, klątw, programów, nakazów i zakazów... Pole na które działasz póki istnieje twoja świadomość. Świadomość istniejąca w fizycznym ciele.
Co ty wiesz o świecie wokół siebie? Czy możesz mu pomóc? Czy wymaga pomocy?
Czy ten świat to czasem nie twoja własna rodzina? Czy czujesz się w niej ignorowany? Czy wiesz dlaczego? Dowiedz się tego. Pomóż sobie i innym. Naucz się tego, a potem naucz innych byś nie musiał całe życie pomagać tym samym osobom w ten sam sposób, naucz się rozwiązywać problemy a nie tuszować ich efekty. Na miarę swoich możliwości.
I jeśli jesteś szczęśliwym człowiekiem... Po co czytasz tego bloga?
Cudowne rozwiązania bywają zbyt krótkotrwałe by nazywać je cudownymi.
Niektóre wymagają zakamuflowanych wskazówek w postaci "czcij ojca i matkę swoją".Niestety, niektórzy mają inne obiekty czci i uwagi na pierwszym miejscu w swych królestwach umysłu.
Cóż, konstrukcja 10 przykazań w wersji oryginalnej jest bardzo interesująca pod względem ezoterycznej wiedzy. W przekładzie nieco traci... Połowa znaków alfabetu - 11 - mistrzowskie "nie morduj" czy 13 - "miłosne" "nie zabijaj". Tajemnica alfabetów i cywilizacji, zmiany w zbiorowej świadomości przy przekładach świętych tekstów. Budda w tym wypadku preferowałby chyba 26 znakowy alfabet, z drugiej strony ktoś ten tekst przekazał i to w określonym języku.
Jestem na przedurodzinowym piwie w "Trąbce". Sam. I może dlatego ten tekst wygląda jak wygląda.

piątek, 15 października 2010

Baran

Stwórca oddał ziemię człowiekowi. Czy Adam był kapłanem? Czy zbliżenie do Boga wymaga oddania majątku, w tym posiadanej ziemi zwykłym ludziom, którzy nie poszukują Stwórcy, a oczekują że przyjdzie do nich Pan? To przecież takie proste. Tak przecież nauczał swych uczniów Chrystus. Nie siedzieć w miejscu tylko działać w ruchu, nie obarczać się zbytnimi tobołami, tylko w sandałach i sukmanie iść i nauczać. "Lisy mają nory, a ptaki podniebne - gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć" (Ew. wg św. Mateusza 8:20). Zaufać Bogu. Stwórcy. Zaufać Chrystusowi?
Chrystus nie miał zamiaru tworzyć kleru. Tylko poszukujących Stwórcy.
Co zatem sądzić o zasiedziałym w swoich mająteczkach i posiadłościach ziemskich klerze? Czy to ich zbliża do Stwórcy, czy wręcz przeciwnie. Czy jestem ofiarą tego zasiedzenia? Może się dostosowałem do tego samego... Tylko czy to jest słuszne i zbliża mnie do Stwórcy, czy raczej wręcz przeciwnie - oddala mnie od niego coraz bardziej. Oddala od żywych ludzi, na rzecz komputera i obcych ludzi szukających sensu w powierzchownych znajomościach i w banalnych, niekonstruktywnych rozmowach?
Widzicie, "Lucyfer" nie ruszy tyłka z domu, czy pałacu. Bo zawsze ma wątpliwości i woli rządzić tłumami, narodami, mieć władzę, zachować władzę, trwać w skostniałych systemach. Dla "dobra" swych poddanych... Dla swego "dobra".
Czy wiecie jacy byli ludzie dawno temu? Bez wachania przyjmowali wędrowców do własnego domu. Obcych ludzi. W tym uczniów Chrystusa. Którzy chodząc pieszo poznawali innych ludzi. Poznawali i nauczali. Rozmawiali z nimi. Czy Lenin rozmawiał z ludźmi o ich problemach?
"Lucyfer" zaś siedzi na swoim tronie i rozporządza innymi. Odbiera wolną wolę, decydując i osądzając co jest słuszne, a co nie, tworząc nowe dokumenty zamiast uczyć siebie i innych jak odczytywać stare. Sądzi innych zamiast siebie, nie widząc "belek" w swych oczach. "Lucyfer" trzyma się tylko tego, czego go nauczono, w co nauczono wierzyć, trzyma się systemu swej władzy. "Lucyfer" w "ojcach dyrektorach" jest silny. I uczy nienawiści do ludzi. Zamiast do do tego co jest złe. Nienawiści do pedofilii, morderstw, zakłamania. Ludzie popełniają błędy. Abstrakcje są wieczne, a ocena zależy od wyborów, które z tych abstrakcji człowiek uzna za przewodnie w swoim życiu. "Lucyfer" obwinia ludzi, zamiast abstrakcji które stają się rzeczywiste bo "Lucyfer" siedzący w umysłach ludzi karze tych, którzy są skutkiem a nie to, co jest przyczyną problemów. A przyczyna - belką w oczach "Lucyfera".
Czy Chrystus coś w życiu napisał? Czy tylko przemawiał, nie tworząc nowych pism, stawiając na Torę, jako źródło mądrości. Czego uczą kolejne encykliki... Dla kogo one są? Czy papier jest cierpliwy? Czego uczą opowieści uczniów Jezusa o Chrystusie? Czego uczą o uczniach Chrystusa "dzieje apostolskie"?
Dzięki komu, mój czytelniku, masz 40 godzinny tydzień pracy i (jeszcze) publiczne szkoły, zamiast np. 112 godzinnego jak bywało w przeszłości? Czy myślisz o polityce w oderwaniu od zaleceń kleru? O polityce bez Boga? Co myślisz o działających w czasach oświecenia Lożach Masońskich?
Czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym, co będzie po Tobie?
Czy myślisz o świecie Twoich dzieci?
Czy segregujesz odpady?
Czy "ojcowie dyrektorowie" poza potępieniem pedofilii, w tym wśród kleru, potrafiliby znaleźć rozwiązania by jej nie było? Czy to czas by wyjść na ulicę, oddać swój "złocony wóz ciagnięty przez barany" na cele charytatywne i porozmawiać z ludźmi, bez pośrednictwa kamer, by znaleźć rozwiązania starych problemów?
Ja chyba potrafię tylko czekać aż ktoś się do mnie odezwie.
Lub brak mi tej odwagi ucznia Chrystusa do życia wśród ludzi.
I nauczania.
Choć...
Może powinienem się tylko uczyć i... milczeć.
Beczeć.
Jak zwierzę.
Rogaty baran.
Spętany łańcuchami wiary.

Cytat

Mao Tse Tung
Quotations from Mao Tse Tung
Communists must be ready at all times to stand up for the truth, because truth is in the interests of the people; Communists must be ready at all times to correct their mistakes, because mistakes are against the interests of the people.
"On Coalition Government" (April 24, 1945), Selected Works, Vol. III, p. 315.

Afirmacja

Czy szatan w siódmej klasie miał przyjaciela - wesołego diabła? To pytanie, które w innym blogu już padało i zahaczało o Piotra S. (Elohim jest Mściwy i Pamiętliwy), jest o tyle według mnie zabawne, że stawiam je ponownie. Choć wymaga przynajmniej szczątkowej znajomości dawnej literatury dla dzieci i młodzieży, a o tej młodzież preferująca obecnie dopalacze, marihuanę czy jakieś poppersy, bez dozoru rodziców czy kapłanów, ma raczej nikłe pojęcie. Co do mnie byłem i pozostanę na stanowisku przeciwnika narkotyków, co do "nieuleczalnych" cierpiących przypadków to kiedyś po prostu definitywnie skracano ich męki lub szukano sposobów uleczenia, zamiast szukać nowych sposobów oszukiwania bólu.
Idąc dziś do pracy doszedłem do wniosku, że La Vey dla satanizmu był tym, czym Jan Paweł II dla chrześcijaństwa. Próbą wiary w prawdę. I że z różnych powodów wcale się tak bardzo nie różnili.
Jeden rozwalał satanizm tworząc kościół diabła pod auspicjami szatana, drugi rozwalał chrześcijaństwo kochając wszystkich, wierząc w to, w co go nauczono wierzyć, oddając się w całości Marii, Żydówce, matce Jezusa z okresu gdy była niepokalaną Chrystusem dziewicą - pomijając Boga i Chrystusa, jeśli chodzi o wdzięczność za swoje życie po postrzale.
La Vey (mam wrażenie że mam coś z niego w sobie, gdy myślę o tym że ciągle mam jakiś katar, i ciężko mi się oddycha przy byle wysiłku fizycznym, oraz wykorzystaniu mojej osoby w dzieciństwie - a zważywszy na to, że zmarł on na zapalenie płuc, mogę mieć pewne podejrzenia kto we mnie siedzi w ramach odczuwalnej przeze mnie "chmury" - "Elohima" przemawiającego wieloma głosami Szeolu) stworzył coś, co nazwał "Biblią Szatana". Niestety. La Vey był kłamcą. Odwiódł tylko prawdziwych satanistów od rozwalania systemu katolickiego od środka. Jak to robiły pomniejsze pseudo chrześcijańskie sekty wieki temu, ale i obecnie. Ale. Zawsze są też inni, myśliciele, planujący z wyprzedzeniem na lata, członkowie magicznych zakonów (nie mylić z masonerią), jakich przedstawicielem jest autor książek o magii J.Kolesow. Otóż w jednej z nich wzmiankował w ramach pisania do magów o ich "Pani". Kim jest ta tajemnicza osoba? Kobieta. Czy to Dziewica? Babilonu? Która kocha każdego i na wszystko pozwala bo nie ma świadomości zła? Nie ma świadomości Prawa? Nie zna konsekwencji łamania Prawa? Osobiście wolę Marię jako matkę dorosłego Jezusa, cynicznie odnoszącą się do Żydowskich tradycji. Nie Prawa, tylko tradycji. Jako dziewica, jak to kobieta, raczej nie wiedziała ani kim będzie jej syn, ani jakie będzie mieć poglądy, ani co powie. Kobieta śmiertelna. Która zmarła przed wiekami. Niech odpoczywa w pokoju.
Czy myślicie że Marię można było wyznawać jako Panią o trzech twarzach? Dziewicy, matki i "tej trzeciej"? Czy przypadkiem pewne zakony nie wykorzystują naiwnej wiary oszukanych chrześcijan do wzmacniania potęgi swojego wykreowanego bóstwa? Czy Jan Paweł II zrobił porządek z wyznawcami duchów zmarłych? Wyznawcami VooDoo? La Veyem? Nie. Czy Jezus modlił się do duchów ludzi? Nawet tych, których by uznał za świętych? Czy przypadkiem "Lolek" nie przyczynił się do wzmocnienia tego, co sekty i stronnictwa niszczące chrześcijaństwo od wewnątrz, robiły od wieków?
Czyż to nie zwycięstwo szatana umieścić człowieka na krzyżu i wydać na mękę i śmierć? I wmawiać komuś że to symbol miłości. A prawda... Prawda czasem przemawia z logiką algebry Boole'a.
Czy, moi czytelnicy, myślicie że duchy patrząc na krzyż bały się miłości? Ciamajdowatego małego "Jezuska" z wielkimi oczami mówiącego o miłości? Jezusa - koleżki - jak na figurce z "Dogmy"? BTW Czy znacie mądrości Księgi? A może bały się wiszącego na krzyżu cierpiącego człowieka? A może się bały że same poczują to znowu? Czy myślicie że na krzyżach umierali tylko chrześcijańscy męczennicy? Czy przypadkiem nie było też tam mnóstwa pospolitych zbrodniarzy?
Cóż. Na razie nagrałem sobie poniższą afirmację i puszczam ją sobie z różnymi szumami SBagena i Bachem w tle. I wydaje mi się, że działa.
przepraszam cię
proszę wybacz mi
dziękuję
kocham cię
kocham się
kochaj mnie
dziękuję
uzdrawiam cię
uzdrawiam się
uzdrawiaj mnie
dziękuję

środa, 13 października 2010

Legion


Carman
God's Got an Army
God’s got an army
not afraid to fight
soldier of the cross
and children of the light
warrior of righteous with healing in their hands
god’s got an army marching through the lands
Let me hear you war cry haaaaa
Let me hear you war cry haaaaa
We’re a people
with ears to hear and hearts to respond
to spiritual needs of the nation
we’re a showcase of what he’ll do when we are strong
in Jesus to a whole generation
The world won’t be the same tomorrow
because we’re here today
the kingdom of hell is gonna feel sorrow
because our war cry is worship and praise
God’s got an army
not afraid to fight
soldier of the cross
and children of the light
warrior of righteous with healing in their hands
god’s got an army marching through the lands
Let me hear you war cry haaaaa
Let me hear you war cry haaaaa
The apostle and profits are speaking forth
flames of revival they are burning
like old Joshua went marching out to possess
there’s no way our minds will be turning
There joy in the battle so we commence
to change this nation course
the kingdom of god suffering violence
and the violent take it by force (take it by force)
God’s got an army
not afraid to fight soldier of the cross
and children of the light
warrior of righteous with healing in their hands
God’s got an army marching through the lands
Let me hear
Let me hear
This means war man
I’m a soldier (in the army of the Lord)
I’m a soldier (in the army of the Lord)
I’m a soldier (in the army of the Lord)
I’m a soldier (in the army of the Lord)
We’re not afraid to stand and fight
(We’re not afraid to stand and fight)
We cast out demons left and right
(We cast out demons left and right)
We’re strong in battle strong in prayer
(We’re strong in battle strong in prayer)
We tell Satan get out of here
(We tell Satan get out of here)
Sound off (Jesus)
Sound off (is Lord)
Sound off (Jesus is Lord Jesus is Lord)
Czy jest ci źle? Czy jesteś smutny bez jakiś konkretnych powodów? Czy po zamknięciu oczu widzisz mnóstwo migających kropeczek? Czy coś ci się czasem nakłada na widziany obraz? Czy wydaje ci się że czasem widzisz "kątem oka" animacje nakładane na obraz widzianego świata? No to masz pecha. Jesteś częścią Legionu.
Nie dlatego żebyś był czemuś winny, był zły od urodzenia lub ciążyły na Tobie winy przodków. Po prostu albo ktoś Cię znienawidził, albo za bardzo czegoś od ciebie chciał i wyszło na to, że masz wprowadzone do swojego umysłu mnóstwo rzeczy których czasem nie jesteś nawet świadomy. Mrugające obrazy z ogromną prędkością programujące świadomość to wszak m.in. domena tzw. magii chaosu, przy czym ma to podłoże o wiele bardziej organiczne niż się wydaje tzw. magom, chaotom. Niektórzy z nich, jak np. Phil Hine piszą potem książki w rodzaju "Pseudonomiconu" w którym już są raczej tak zapchani swoimi (i nie tylko) wciąż funkcjonującymi w umysłach programami, że pozostaje im tylko świadomośc niewolnika potworów, często wykreowanych przez własny umysł.
Powtarzanie sobie że "nikt cię nie kocha", "nie lubi" itd. to też programowanie i czasem efekt czegoś, co jakiś satanista-mag-idiota, lub niektórzy z tzw. uczniów Chrystusa, wprowadzali za pomocą tzw. "uroku", czy "klątwy" - czasem morderczej siłą umysłu lub umysłów zatrzymującego własne, lub cudze serce - do tego co Young nazwał zbiorową podświadomością, a co zaczyna działać właśnie na ciebie lub kogoś innego. Bo jak ktoś to ujął "nie ma żadnej magii - wszystko jest magią". A to co kreuje świadomość wpływa na nią i na otoczenie. Pytanie - "jak". Jeśli jeszcze nie wiesz, wróć do początku tego tekstu.
Czasem do tego jesteś opętany "chmurą" która cię niszczy. Konglomeratem czyichś wierzeń, skondensowaną "chi". Konglomeratem programów które cię zmieniają od wewnątrz. Konglomeratem zasad, które często są ci obce. "Chmurą" która potrafi zarówno cię oczyścić mając dane o tym jak pracuje twój mózg i umysł, jak działa twoje ciało (wiedzą po wielu, wielu eksperymentach na innych), jak i sprowadzić na ciebie chorobę. "Diabeł" z laską Ningiszzidy. "Chmurą", która sama przejawia czasem skłonności do posiadania potrzeb, co oddziałuje na ciebie. Opętanie. Nawiedzenie. Zmakrowanie.
Proces wprowadzania do umysłów określonych treści opracowano już tysiąclecia temu, cóż wśród papieży chrześcijańskich jakby urwała się linia przekazu co do pewnych metod i to już przed wiekami. Buddyści poradzili sobie z tym nieco lepiej. Niebieski budda - Karmapa. Cóż. Przynajmniej ma wiedzę jak pomagać, wychowany i zaprogramowany przez otoczenie od dzieciństwa na pewne treści. Naśladownictwo, w postaci Jezusa z którego serca wyprowadzane są kolorowe promienie, to tylko naśladownictwo wizualizacji buddystów, w którym źródłem jest Niebieski Budda, żyjący Karmapa. Która raczej tworzy zwolenników buddyzmu w chrześcijaństwie, niż chrześcijaństwa wśród buddystów. Choć... Ciekawe który z obecnych Karmapów XVII jest bardziej tym Jezusem z wizualizacji, a który bardziej Buddą - jak wspominałem, łączność jest dwukierunkowa. Choć poniekąd wszyscy są buddami, więc zarówno Jezus, jak i wszyscy chrześcijańscy święci też nimi byli, choć w różnym stopniu oświecenia. Tak przynajmniej wynika z nauk Diamentowej Drogi. Tylko czy jest ona słuszną drogą?
Cóż. Budda demonom nie ulegał i nie wierzył im. Zatem wszelkie mantry pochodzące od nich zapewne by po prostu zignorował i nie przekazywał dalej, jako pochodzące od istot, które kłamią i lubią złośliwe żarciki.
Czy wierzysz że Bóg osłania cię we wszystkim, czy też bierzesz na siebie swój "krzyż" i jesteś swoją własną osłoną? Czy bierzesz na siebe całą odpowiedzialność za swoje myśli (czasem będące efektem programów) i czyny, czy to ktoś inny ma osłaniać Cię swoim umysłem za to co robisz? Czy to zobowiązanie osłony sprawia, że tworzysz Bogu piekło i cierpienia, czasem nieświadomie, a czasem z premedytacją? I że świadomy Bóg ma na Ciebie wpływ taki, jaki chce? Czy to Bóg, czy bóg, a może budda? Człowiek - ofiara, która może mieć na swych oprawców większy wpływ niż im się kiedykolwiek wydawało?
Dawno temu uważano że jak się wykończy Żydów to pozbędzie się problemu. Wcześniej dotyczyło to magów. Jeszcze wcześniej uważano że zniszczenie Sodomy i Gomory będzie rozwiązaniem ([spekulacje] oczywiście najpierw wysłało się dwóch ludzi w imieniu ówczesnego kleru, który został oświecony przez innego gadającego z ówczesnym "Elohimem", po czym zbombardowało się miasta uznane za niereformowalne, a potem zapomniano o co naprawdę chodziło - to już fantastyka... ale jak przeciętnemu człowiekowi wytłumaczyć zmiany w materii nieorganicznej i organicznej na poziomie kwantowym..., wcześniej "bóg" rozproszył cywilizację którą oświeciło że niszczy się sama i programuje ze względu na wspólnotę pojęciową wieży Babel i która nie potrafi się samodzielnie od tego uwolnić, a przynajmniej umiejętnie ktoś to wmówił, prawdopodobnie ktoś kto sam nie potrafił się tego pozbyć). I co? Ludzie się jakoś nie zmienili, no nie? Faceci nadal się dupczą ze sobą a kler... robił to po kryjomu (a i to nie zawsze jak uczy historia). Choć od tego czasu budda pomógł zrozumieć że problemy są natury wewnętrznej. A ludzie i tak jakoś ciągle chcą się mordować i oczekują końca swiata, zamiast samodzielnie coś robić żeby go nie było, żeby się ratować przed popadnięciem w kolejną katastrofę. I to niekoniecznie ciągle się modląc macając kolejne paciorki które templariusze zapożyczyli sobie z buddyzmu (tybetańskie male) i przywieźli do Europy. Aż chciałoby się teraz powiedzieć że odmawiając różaniec dotyka się za każdym razem czegoś, co sprowadzili przeklęci przez Kościół rycerze chrześcijańscy. Zaiste szatańskie to dzieło.
Człowieku, chrześcijaninie, czy nienawidzisz już już tych wszystkich którzy Ci wciskają swoje programy i wykorzystują twój umysł? Ha. Czas zatem aby zacząć ich KOCHAĆ.
Otóż, łączność którą posiadasz jest dwukierunkowa. I jak na ciebie coś wpływa, tak i ty możesz wpływać na kogoś, przy czym destrukcja w tym punkcie wzmaga tylko niszczenie Ciebie samego, zazwyczaj z prozaicznego powodu że ty jesteś jeden a ich jest o wiele więcej i oni też mają na ciebie wpływ. Zazwyczaj. Co zatem zrobić? Hawajska metoda oczyszczania ho'oponopono z obcych myśli jest tu częściowym rozwiązaniem.
Otóż powtarzasz sobie afirmację, nakładając na przekaz od i do ciebie "kocham cię", "przepraszam cię", "wybacz mi", "dziękuję".
Czy wyobrażasz sobie swoich wrogów którzy zaczynają cię kochać, wybaczać, przepraszać i dziękować? Czyż zemsta nie jest słodka? Tylko bądź szczery.
Względem kastracji pedofilów zdania nie zmienię - brak pewnych części ciała, sprawia że o pewnych rzeczach po prostu... przestają myśleć (spowodowany też przez brak testosteronu), a co do dzieci, to powinno się je uczyć jak chronić umysł przed obcymi programami, a nie mordować osoby w rodzaju patologicznych "wampirów energetycznych" bo to i tak nic nie daje na dłuższą metę. Jak uczy historia.
[teraz chwila dla Mao]
- To może kontrola umysłu?
- To jest wbrew wolnej woli, więc...
- :> ...niesamowite, zrozumiał... :>
- Może oświecić biedne i nieuświadomione wampiry...?
- Znaczy ten twój pomysł z przekazywaniem mikrobów drogą psionicznej manipulacji?
- Wiesz że są prostsze sposoby...
[po chwili dla Mao]
Więc. Kochajcie swych wrogów. Komunistów też, zamiast obkładać ich ekskomunikami. Zamiast walczyć o krzyże na których umierali ludzie. Kochajcie, zamiast nienawidzieć za to że kościół, nie będący klerem, kiedyś doprowadził do nacjonalizacji ziemi, która i tak należała do Boga, a nie do kleru.
Osobiście obkładam ekskomuniką martwych którzy obłożyli i zgodzili się na ekskomunikę takich jak ja. Zwłaszcza że nie stosowali się do zaleceń Chrystusa, tylko do pogańskich, partykularnych wierzeń swych przodków. Szlachty w przypadku Piusa XII, nienawidzącej słusznej zemsty za wykorzystywanie przez wieki swoich "przywilejów", po ograniczeniu przez takich "uprzywilejowanych" prostej wiedzy dla każdego człowieka, nie wymagającej ingerowania w Pismo. Ciekawe jak wyglądały komuny (społeczności) chrześcijańskie w czasach św. Piotra...
Czy warto nienawidzić systemy polityczne? Martwe poznawalne abstrakcje? Stańcie się żywymi politykami, wyznawcami tych idei które zostały np. nazwane realnym komunizmem (nie wyznawcami Maoizmu czy Stalinizmu), stańcie się jedną z frakcji, jeśli jej nie ma - utwórzcie ją i rozwalcie system od środka przez swoje trzymanie się własnego ego i nie liczenie się z innymi i ich przyszłością. Ktoś inny pewnie później zniszczy wasz nazwisko-izm i prywatny pogląd na idee, ileś lat po lub nawet przed waszą śmiercią. A idee którymi się posługujecie narosną warstwami kłamstw. Po prostu nie mieszajcie się do wierzeń, które mieli już przed wiekami prawdziwi niewolnicy Rzymu. Nie zakłamujcie swymi nazwiskami idei tak, by zaczęto je kojarzyć tylko z waszymi najgorszymi wynaturzeniami, nie mającymi nic wspólnego z pierwotnymi ideami. By nie kojarzono wydzielin chorych mięczaków z tkwiącymi wewnątrz ich "pereł" krystalicznymi okruchami. Bo perły tak naprawdę nadają się bez problemu do rzucania przed i do deptania przez świnie, które podziwiają ich blask i są nieświadome tego, czym są one w rzeczywistości. Które nie potrafią swą zwierzęcą świadomością przedrzeć się przez połyskującą wydzielinę chorych mięczaków i dotrzeć do ich prawdziwego wnętrza. Które, w przeciwieństwie do gładkiej wydzieliny, mogłoby poranić ich raciczki.
Który z tych obecnych rozmodlonych "chrześcijan", "chrześcijaństwa" które błyszczy się niby perła wierzeniami pogan, potrafiłby być wierzącym Żydem - jak Jezus i apostołowie mający nieco odmienne podejście do religii niż rabini wieki temu? Cóż. Stare dzieje? A kto z moich czytelników wie co to jest prawdziwy komunizm?
Czy można być człowiekiem wierzącym w Boga, stosującym nauki buddów, wierzącym w mesjanizm Chrystusa i politykę realnego komunizmu? Myślę że można.
Rozmawiać z czymś co się podaje sa Ra, Ismaela i Elohima też można.
PS. Czy to, że gdzieniegdzie używam jeszcze ksywy Kilin - pokrytej rybimi łuskami istoty, życiowej ofiary dla znajomego Dragona, mogło jakoś wpłynąć na państwo środka, niekoniecznie Europy? Rewolucja seksualna... Cóż... :P Ciekawe co na to MaHaKamowska Ala ;) Nie ma to jak słowne gierki z buddyzmem w tle.
Wiecie w co ja właściwie teraz wierzę? Że umrę i to będzie mój koniec. Bo moją świadomość zniszczono, pokawałkowano, bawiono się nią i została nędzna resztka którą steruje kłamliwa chmura która ma wiedzę jak manipulować moim umysłem. Wierzę, że świadomość może istnieć poza ciałem, ale również w to, że ja osobiście po prostu umrę i zniknę. Wierzę że ludzie tworzą piekło innym, pedofile dzieciom, mordercy, sadyści zwykłym ludziom. A kler stwarza reguły które w określonych warunkach takim potworom jak moja chmura pozwalają na ingerowanie i niszczenie zwykłych ludzi. Zabawy ludźmi. Bo jestem swoistym simem, z ograniczoną możliwością życia, po którym pozostaną tylko opisy dłubania w "perłach" - dziury i małe warstewki nowych wynurzeń. A prawda jest taka że wokół istnieją ludzie, którzy bywają potworami, a zazwyczaj tylko obojętnymi istotami, wgapionymi w programujące ich umysły opinie telewizyjnych spikerów.