sobota, 27 kwietnia 2013

Klucze do...

Naszła mi ma myśl dziś rano ckliwa scenka w której na łożu śmierci chwytam kogoś za rękę i przekazuję mu klucz do raju.
Ta niesamowicie ckliwa scenka dotyczyła świadka Jehowy, ale w zasadzie mogłaby dotyczyć każdego.
Cóż miałoby być tym kluczem? W zasadzie powinny być dwa i zetknąć się ze sobą w zgodzie.
Otóż tym kluczem oczywiście jest podanie dłoni, zgoda, która ma powodować brak konfliktów i koegzystencję w pokoju między ludźmi, nie wymagającymi wygnań różnych Kainów. W której nikt nie rzuca kamieniami w innych, ze względu na hmm tryb życia (wszak pewne sposoby zarobkowania "na siebie" odchodziłyby ze zmianą myślenia na temat własności prywatnej na wspólnotowo-chrześcijańską).
Jednak czym jest klucz - a nawet klucze bez bramy i zgody co do kierunku ich przekręcenia?
Niech będzie przeklęty każdy kto każe niewinnym płacić za cudze winy1).
Niech będzie przeklęty każdy kto nagradza za zdradę Jezusa2).
Niech moc apostołów dotknie jak Szymona Maga wszystkich fałszywych biskupów.
Niech będzie przeklęty każdy kto twierdzi będąc biskupem czy podając się za ucznia Chrustusa że Jezus umarł za cudze winy3).
A każdego kto przeklął mnie w dzieciństwie czy to za poglądy polityczne podając się za ucznia Jezusa, czy też uważając się za wyznawcę szatana, przeklinam zamknięciem po śmierci jego duszyczki w grobie do czasu osobistego przyjścia Jezusa. O ile zechce mu się osobiście pofatygować.
Niech będą przeklęte wszystkie duchy które uczestniczą czynnie lub biernie w opętywaniu i manipulowaniu ludźmi - od ich dzieciństwa.
Niech będą błogosławieni dotrzymujący 10 przykazań4).
Niech będą błogosławieni przynoszący pokój.
etc. etc. etc.
Klucze do bramy z lewa i z prawa
Który klucz w ręku - poważna sprawa
Z punktu widzenia piekielnej bramy
Za bramą piekło, jak raj ukochany
Klucze kierują na drugą stronę
Tych co uwierzą, mają za swoje
Bramy zaś sądzą za co nagroda
Karę przynosi wiary odmowa
I tak od wieków piekielne bramy
Stoją na straży iluzji starej
W murach kościołów, świątyń i chramów
Nie omijając też muzułmanów
Czy innych wyznań w których wiary odmowa
Wiąże się z piekłem po bramy słowach

Czy to by wojnę jakąś wywołać
Krucjatę by zabić czasami zwołać
Błogosławić morderców, wybaczyć za ofiarę
Cierpiącą i niszczoną mimo tego - stale
Czy w imię tego co po drugiej stronie
Nałożyć a czasem zdjąć z głowy koronę
Wszak ten kto kluczami się posługuje
Jest bramą która w sądzeniu prawa się lubuje

W tym zmieniać zapisy dane z drugiej strony
Niech każdy kto je zmienił będzie stracony

W strąconej mitrze, przebitej mieczem
Zamknięta brama, klucznik trzyma pieczęć
1) Czyli np. kler opłacający z pieniędzy otrzymywanych od ludzi, w tym niewierzących, z racji umów międzynarodowych wyroki i zadośćuczynienia dla ofiar gwałtów swoich dokonywanych przez swoich przedstawicieli, przenosząc tym samym odpowiedzialność na członków społeczeństwa, nie tylko swojej wspólnoty, którzy nigdy nie mieli na sobie ich winy.
2) Czyli każdy biskup który gwałcicieli Jezusa (pedofilny kler) zamiast karać w nagrodę przenosi na nowe tereny i naraża kolejne dzieci na styczność ze swoimi pupilkami.
3) Jezus nauczał odpowiedzialności tylko za własne winy, nie za winy dziadków, rodziców czy n-tej generacji jak miało to miejsce wśród innych wyznań. Nie umierał za czyjeś winy i nie brał odpowiedzialności za winy przodków czy innych ludzi na siebie. Uwalniał od spadków w postaci win przodków. Jedyne wybaczenie mogła dać pokrzywdzona ofiara.
4) 10 przykazań biblijnych a nie oszczerczych, kłamliwych i fałszywych przykazań ustanowionych przez piekielne bramy trzymające w swoim ręku dwa klucze - katolicki kler przyznający sobie prawa do władania na podstawie religii ustanowionej na potrzeby państwa bestii - Konstantyna.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Nie wiem

Wiem, że nic nie wiem.
To co do mnie dociera to skrawek tego co jest w stanie odebrać moja percepcja i przetworzyć moja świadomość, przy świadomości nałożenia się na to wpojone przez poprzedników określone normatywy opisujące odbieraną rzeczywistość.
Nie jestem z całkowitą pewnością jako "ja" stwierdzić, czy wszystko co dociera z zewnątrz jest prawdziwe, jak również czy interpretacja docierających informacji jest całkowicie poprawna. Mogę w to wierzyć. Ale nie wiem tego. Wiem, że wierzę w pewne zjawiska, ale wiem też że nic nie wiem..
Dla niektórych to co wiedzą to pewnik. Wiara tak silna że jest to wiedza, że staje się to dla nich imperatywem bez którego nie potrafią się obejść, bez którego nie są w stanie zrozumieć, że wierzą, ale nie wiedzą. Dla niektórych tym pewnikiem jest istnienie Boga, dla niektórych - nieistnienie.
Dla niektórych pole bioelektryczne - lub inaczej - drganie każdego przedmiotu tzw. aura - ma kolory, choć nie są świadomi zakresu skali interpretowanych częstotliwości jakie do nich docierają, jak różnią się te skale u różnych osób, jaka jest najmniejsza próbka jaką w stanie są odebrać i zinterpretować oraz jak nakładanie się różnych harmonicznych, składowych jest w stanie wywołać wrażenie identycznych wyników przy zupełnie różnych powodach dla których uzyskuje się podobne subiektywne i osobnicze wyniki. Niektórzy wierzą że wiedzą w to, że mają niebieską aurę. Ja wierzę że ktoś mi mówi że widzi taki a taki kolor. Nie wiem czy na pewno mi to powiedział, ale zakładam prawdziwość tego. Jednak wiem że nic nie wiem. Nie wiem nawet czy tamta osoba istnieje. Zakładając nawet że istnieje to jaki zakres częstotliwości opisuje, czy jej świadomość poprawnie interpretuje, czy mnie nie okłamuje...?
Wiem, że nic nie wiem.
Zakładam że ten pełen zakres niewiedzy to taki początek dla którego swoistym odpowiednikiem w całym zakresie mej ignorancji jest Ain Soph z którego kreuje się fragment rzeczywistości opisywany przez świadomość i sprawdzalne wzory określonego świata pojedynczej jednostki - "ja" dla której zbiór wszystkich czynników docierającej do niego, interpretowanych i przetwarzanych, łącznie z iluzyjnymi i marzeniami - stanowi podstawę egzystencji, choć im bardziej się wierzy że się wie, tym dalej jest się od świadomości swej totalnej ignorancji. Wiem, że nic nie wiem. Złudzenia bywają bardzo realne. Przekonania o swej nieomylności też.
Z niewiedzy, z pełnej gamy możliwości zamkniętej regułami świata fizycznego za każdym razy tworzy się się nowy człowiek. Zanim powstanie - nie wiadomo jaki będzie, można tylko wierzyć, mieć pewne przesłanki - ale jaka będzie jego świadomość? Jego wiara w wiedzę na temat swojego "ja"?. Czy będzie chciał odrzucić prawdę świata wokół i zacznie manipulować swą świadomością by iluzja zdawała się prawdą, by wewnętrzne reguły myśli stały się iluzorycznie boskie, gdy zaczną wnikać w podstawy założeń istnienia, reguł w których rodzi się i umiera każdy człowiek? Szaleństwo dla osób z zewnątrz, zabawa w boga wewnątrz, oszalałego człowieka, którego przekonano że może naginać świadomość by była obca światu realnemu, szaleństwo samotności reguł które ustala się samemu lub które się wpaja jako prawdziwe.
Co jest białe, co jest czarne? Co odbija, co pochłania? Wiem, że nic nie wiem.
Na ile jest się jednak samotnym a na ile członkiem sieci współzależności, utrwalonych informacji? Przekonywanej do wiary w to, że coś jest wiedzą? Przekonywanej w absolutyzm swej doskonałości określonego przekonania na temat wiedzy. Wiary.
Wiem, że nic nie wiem.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Żarówki

Pogryzając dziś gruszkę i siedząc nad banalnym kodem wywalającym z pliku ascii niechciane znaki (bo erp eksportujący do csv zostawia "tajemnicze niewidoczne coś" jako rozdzielacze tysięcy, co w efekcie po imporcie do Excela zmienia liczby w łańcuchy tekstowe) - kodem, z którym miałem problemy z racji odejścia jakiś czas temu od programowania w C (do magisterki potrzebowałem Delphi :> ) i zapomnienia co poniektórych funkcji I/O... no dobra, większości funkcji, zacząłem się zastanawiać z jednej strony nad wydatkiem energetycznym programów z niezoptymalizowanym kodem a z drugiej nad tym, że w zasadzie porównując z Chińczykami to ja mam raj a oni niewolniczo harują nad tym by obniżyć koszty codziennie wykorzystywanych przedmiotów, stosując w ramach "elektroniki" gotowe rozwiązania i algorytmy, często odgapiane od innych.
Przy okazji przypomniałem sobie niedawno czytany komentarz o tym, że aby uzyskać na ekranie wyświetlany napis "Hello World!" jeden z kompilatorów wygenerował kilkunastomegabajtowy plik wynikowy (Java?). Dla porównania - sam napis zajmuje 12 bajtów. Mój plik po kompilacji operujący na standardowym wejściu i wyjściu po kombinacjach w kodzie, ale bez grzebania się z opcjami kompilatora niezmiennie przyjmował wartość ok 48 kilobajtów.
Kilkanaście megabajtów danych by wyświetlić 12 bajtów w standardowym strumieniu wyjściowym - na ekran - wydaje się ilością dużą. Zbyt dużą. Twierdzenie że akurat to nie było narzędzie do tego tylko do czegoś innego to nie jest żadne wytłumaczenie, przynajmniej nie dla mnie.
Za dużo dla mojego kodu wynikowego jest nawet te 48 KB (48*1024 B) - to mniej więcej tyle ile kiedyś miały komputery Spectrum czy Timex, a potrafiły trochę więcej niż wypisać 12 bajtowy tekst.
Ilość danych zapisanych na dyskach wiąże się z ilością operacji jakie musi wykonać dysk aby odczytać lub zapisać na nich informacje - wydatek energetyczny. Owszem buforowanie obniża go, ale to nie znaczy że bez kosztów - buforowania innych danych. Czyli zamiast wydatkować np 1 jednostkę energii dysk pobiera kilkanaście, kilkadziesiąt lub nawet kilkanaście tysięcy razy więcej energii niż wystarczyłoby do uzyskania określonego, identycznego efektu. Jeśli chodzi o sam dysk. A podzespołów które muszą te dane przesyłać, zapamiętywać i przetwarzać?
Zwiększa się ilość prądu. Ilość operacji które wykonuje procesor. I to niekoniecznie komputera typu PC. Pralki. Telewizora. Kuchenki. Wszystkiego co zawiera w sobie choć trochę programowalnej elektroniki, bo wszak ze statyczną, po jej zaprojektowaniu i wytworzeniu zbyt wiele zrobić obecnie się nie da.
Uniwersalne hybrydowe krystaliczne programowane struktury to wszak przyszłość widziana okiem twórców Stargate choć EPROMy wszak mamy już dziś. Swoją drogą ciekawe ile dziś kosztowałoby wytworzenie takiej uniwersalnej kostki zawierającej w sobie element programujący i zestaw wejść i wyjść plus przetworniki świetlnoelektryczne (przynajmniej początkowo)? W końcu - była para, jest elektryczność, przyszłość może jest w świetle lub może inaczej - falach w pełnym zakresie częstotliwości?
Tak czy inaczej problem pozostaje - wydatków energetycznych pojedynczych urządzeń. Produkowanych jak najtańszym kosztem i sposobem z gotowych elementów, które bez względu na to czy efektem ma być 12 bajtowy napis, czy przetworzenie z wykorzystaniem zoptymalizowanego kodu czy też niezoptymalizowanego, ale mieszczącego się w określonych granicach przyzwoitości - daje ok. 48KB kod, który musi zostać przetworzony przez dane urządzenie. I który nadal zajmuje więcej niż miały do dyspozycji pierwsze komputery 8 bitowe.
Czy współczesne komputery są lepsze od 8 bitowych?
Nie tak dawno zaczęto masowo wymieniać żarówki (lampy żarowe) na "energooszczędne" źródła światła. W ramach oszczędności energetycznych w miarę bezpieczne szklane bańki wypełnione gazami szlachetnymi zamieniono na wypełnione oparami rtęci świetlówki, pogarszające jakość prądu i przy niższym poborze mocy przez nakładanie się harmonicznych mogące zniszczyć transformatory działające w sieci. Rtęć jest w stanie wywołać poważne zatrucia, jeśli akurat ktoś będzie wdychać opary ze stłuczonej świetlówki (...o przyszło mi na myśl jak ktoś grający bardzo wysoki dźwięk na hmm czymś wywołuje masowe pękanie szkła w mieszkaniach, w tym świetlówek powodując mniejsze lub większe zatrucia i różne objawy - iście apokaliptyczne - w sumie grać nie musi, wystarczy jakiś silniejszy wstrząs czy tąpnięcie). Nie żebym propagował oświetlenie LED - jak na razie zakres generowanych częstotliwości światła tez zbyt ciekawie nie wygląda. A koszt energetyczny wytworzenia i utylizacji? Czy gdyby żarówek tradycyjnych nie postarzano sztucznie by nabijać kabzę producentom tylko udoskonalano to co się ma wykorzystując pełnię dostępnych materiałów, metod i odkryć nie dałoby się wytworzyć energooszczędnej żarówki żarowej?
W końcu jeśli tworzy się programistów których kod bez względu na jakość i tak będzie zajmować albo 48KB albo nawet kilkanaście megabajtów danych to co można powiedzieć o wytwórcach żarówek, dla których jedynym powodem istnienia jest sprzedaż żarówek - kupowanie ich przez ludzi? Wydatek energetyczny? Więcej rtęci w płucach przypadkowych osób? Zwiększona ilość uszkodzonych urządzeń w sieci elektrycznej - transformatorów - dla których efekt nakładania się harmonicznych może okazać się zabójczy lub przynajmniej skracający jego żywotność? I konieczność ponownego kupowania danego urządzenia? Czy moi drodzy czytelnicy naprawdę wierzą w obniżenie kosztów łącznych wynikających z wymiany tańszych żarówek, droższych w użytkowaniu o konstrukcji nie zmienianej od lat - może poza postarzaniem w celu opłacalności produkcji, na droższe o żywotności czasem mniejszej wynikającej z tego że elementy składowe świetlówek nie wytrzymują fatalnego wpływu zbiorczego prądu - harmonicznych - w instalacji elektrycznej? Elementy składowe produkowane wszak najtańszym kosztem na rzecz kapitalistów przez ludzi dla których podstawą pożywienia jest ryż.
Dlaczego kompilator generuje tyle nadmiarowego kodu? Czy opłacalna byłaby sprzedaż komputera którego wydajność po 5 latach od zakupu nie spada bo stosuje się zarówno optymalne narzędzia jak i optymalny kod zmniejszający zapotrzebowanie energetyczne urządzeń gdyby nie było nowych systemów które aby wyświetlić 12 bajtów na ekranie potrzebują więcej zasobów niż ten komputer sprzed 10 lat aby uzyskać ten sam efekt?
Aby być ekologicznym programistą trzeba faktycznie generować optymalny - "zielony" kod dla urządzeń końcowych, z wykorzystaniem optymalnych kompilatorów i ich przełączników.
Żeby mieć ekologiczne światło w mieszkaniu, trzeba zrozumieć jak ono działa, z czego się składa i jaki wpływ na organizmy żywe mają zawarte w niej substancje oraz czy idzie je wtórnie przetworzyć by uzyskać bezpieczny produkt końcowy. Nieoptymalne narzędzia i oceny dawane ogółowi są wszak w stanie się zemścić, gdy masowość urządzeń na bazie których działają zacznie skutkować kosztami opieki zdrowotnej przy efekcie nieświadomych zatruć czy utylizacji śmieci których nie będzie gdzie upchać.
Czasem trzeba spojrzeć kto trzyma w rękach kompilatory, czasem trzeba zrozumieć skąd bierze się chęć kształcenia programistów a czasem kto ma patent na żarówki. Te które mogłyby świecić po 100 lat.
PS.
Następnego dnia ściągnąłem nowszą wersję darmowego środowiska z innym kompilatorem. Pliki wynikowe od zoptymalizowanego ok. 213 KB do 268 KB. A ja myślałem że te 48 KB to dużo dla ok. 390 bajtowego kodu wykorzystującego dwie funkcje z stdio.h :) Optymalizacja rozmiaru pliku wynikowego dla kompilatora MinGW GCC 4.7.2 32-bit dała ok. 23 KB.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Rada

Zakładając, że teksty ewangelii są ułożone i zmienione na potrzeby Konstantyna z różnych pism, aby dojść do nauk Jezusa należy oprzeć się na tym, co było podstawą jego wierzeń. W ujęciu kogoś kto dostrzegał pewną wersję przyszłości - proroka, całkiem naturalne byłoby wszak zrozumienie, że jego własne nauki zostaną zniszczone i wykorzystane, przekształcone do celów innych, w przeciwieństwie do tego na czym opierał się interpretator w tej osobie tworzący nauki oparte na źródłach i minimalistycznych danych nie związanych z faryzejskimi naukami lecz opierających się o ścisłą kompilację podstaw. Jakkolwiek wszelkie późniejsze teksty dają wskazówki co do sposobu rozwiązania pewnych kwestii przez Jezusa i jego uczniów, to żeby zrozumieć ich istotę należy sięgnąć do podstaw Tory.
Faryzeusze zazwyczaj opierają się o gotowe biblioteki tekstów, procedur, działań które kształtują formę i treści ich wypowiedzi. Często nie są świadomi błędów w wykorzystywanych przez siebie materiałach które powodują późniejsze krachy systemu. Błędy, które są często efektem powielonych błędów poprzedników.
Uczenie w przypadku Jezusa odnosiło się do podstaw Tory i przykazań oraz zachowań jakie powinni mieć względem siebie ludzie. Ludzie - którzy jako rodzina Adama i Ewy - jako cała różnorodna populacja - są sobie siostrami i braćmi. Którzy nie dzielą się na lepszych lub gorszych ze względu na pochodzenie - bo wszyscy są w jakimś stopniu spokrewnieni. Ludzie, którzy jako szafarze dóbr Boga powinni o nie dbać, nie nadając im wartości, dzielić się nimi darmo - bo i darmo zostały człowiekowi dane.
I tu zaczyna się ścieżka podziałów.
Oto faryzejska mowa.
Co z tym co nie zostało bezpośrednio dane? Czy praca człowieka nad przedmiotem - dobrem danym od Boga, częścią Stworzenia i przekształcenie go w inną formę ma wartość materialną którą ma prawo określić przy przekazaniu swojej pracy innemu człowiekowi? Czy pomysły i umiejętności są wartością własną czy nabytą? Od kogo i kiedy nabytą?
Jeśli zdolności to efekt genotypu to na ile jest to kwestia boska a na ile kwestia rodziców? Czy zatem przetworzenie czegoś nie jest wtórnym elementem wykorzystania zdolności przekazanych nam przez Boga w chaosie złączenia przypadkowych plemników i komórek jajowych (metoda in vitro poniekąd też bierze przypadkowe plemniki i komórki jajowe - wszak pełen genotyp znany nie jest) oraz rodziców (a wszak pierwotnymi rodzicami dla ludzi przyjmuje się Adama i Ewę (stworzonych najwyraźniej bardzo konkretnie i bez przymusu niewolniczego posłuszeństwa) którzy zostali stworzeni przez Boga dającego darmowo we władanie ziemię) i w efekcie - powinno darmowo przekazywać się swoje wytworzone produkty innym ludziom?
Jeśli coś jest wartością niematerialną nabytą od potomków Adama i Ewy czyli np. ideą to dlaczego ma się oczekiwać za to jakiejś zapłaty? Czy za koło należy zapłacić jego twórcy? A może właścicielowi "patentu"?
Na broń atomową?
Lub zarazek?
A może na fragment kodu retrowirusa niszczącego określony fragment kodu genetycznego człowieka - np. odpowiedzialnego za inteligencję - a może raczej precyzyjniej - możliwości jej rozwinięcia?
Kęsy jabłuszka z drzewa wiadomości dobrego i złego?
Czy za kęsy tego jabłka - wiedzę - należy płacić? Jeśli tak, to komu?
Chrup, ciam, ciam... [tu przemawiający powinien ugryźć jabłko i przeżuć]
Oczywiście, nie każdy jest Ananiaszem czy Sefira by padać trupem przy oszukiwaniu wspólnoty której członkowie wierzyli w to, że wszystko co człowiek ma pochodzi od Boga i w ramach której zachodzi darmowa wymiana między jej członkami. W której wartościowe jest to, co jest korzystne dla wspólnoty jednostek.
Jednakowoż co z osobami które nigdy nie wierzyły w tego typu nauki? I doprowadzały do wciągania do wspólnot osoby które nigdy nie miały prawa by się tam znaleźć? Czy masowe śmierci noworodków które ktoś by "chrzcił" a które nie powinny nigdy stawać przed wyborem wymagającym zrozumienia nauk jako efekt tego samego zakłamania co Ananiasza i Sefiry w programie rzeczywistości w której "duch" zabija osoby (choćby i do któregoś pokolenia) które nie spełniają określonego normatywu przekazanego w naukach?
Wszak zrozumienie nauk Jezusa to nie kwestia dla niemowląt i dzieci. To kwestia świadomego wyboru - czy dołączyć do wspólnoty w której następowała darmowa wymiana czy opuścić rodzinę i udać się tam, gdzie Żydzi czy Grecy i inne nacje mieli swoje prywatne interesiki, lichwę, niewolników i zasady oparte o hierarchie jakże obce chrześcijanom, czy może jednak wybrać to co rodzina i zostać?
Alternatywna ścieżka wartościowania swojej pracy wszak jest taka kusząca... Zresztą to nie tylko jeden z problemów chrześcijańskiej wspólnoty - odpowiednika tej z "Kirinyag'i" - na ile można wierzyć jej członkom w to że faktycznie chcą być chrześcijanami a nie tylko kolejną społecznością która w swoje zasady wplata to, co jest od początku obce i przeciwne podstawom zależności między jednostkami tej określonej wspólnoty? Iluzje mundumungu?
Wartość dodana?
Robotnik wart jest swej strawy. Dotyczy to każdego członka wspólnoty chrześcijańskiej, bez względu na to jaki tytuł sobie przywłaszczył i jaki tytuł uznał dać komuś. W chrześcijańskiej wspólnocie pracuje się za jedzenie. Jedzenie wspólne dla wszystkich jej członków. Niekoniecznie ryż. Jednakowoż urozmaicenie zależy od zdolności wszystkich, niektórzy wszak mają zdolności większe do roli, inni do rzemiosła - ale... trzeba wierzyć w to co się robi i nie zostawia sobie jak Ananiasz z Sefirą prywatnej własności.
Kojarzycie poglądy Lenina?
Chrup, ciam, ciam... [gryz, przeżucie, znaczące spojrzenie i mrugnięcie]
Stalin za nim nie przepadał. Cóż, niektórzy wierzą że najlepszy niewolnik to taki który wierzy że jest wolny i ma złudzenie wolności. Taki stanowi rzeczywisty kapitał władzy która się nim posługuje. Odczłowieczony przedmiot, kukiełka do stawianych zadań mających na celu wzbogacenie i lepszy żywot wybranych jednostek. Często ustalających nepotyczny sposób dzielenia się własnością wspólnoty określając sporą jej część za własność prywatną. Choć wszak "robotnik warty jest swej strawy", a w komunizmie nie ma lepszych i gorszych to niektórzy nadal będą uważać się lub kogoś za Kikuju choć jedynym pozostał wszak w "Kirinyag'dze" - mundumungu.
Tak wygląda to słowami faryzeusza, uczonego w fantastycznym piśmie.
No i jak ma je zrozumieć ktoś, kto nie ma pojęcia o tym piśmie?
Otóż, proponuję zamiast koperty niektórym osobom dawać jabłka. Albo kartofle. Strawę. Jeśli temu komuś przecieka dach to pomóc mu go naprawić, ale pomóc a nie zrobić to za niego. Nie zapłacić żeby ktoś to zrobił. To taka chrześcijańska zasada. Dawać strawę za wykonaną pracę w obrębie wspólnoty. Nie kopertę z ekwiwalentami czasu pracy. Posilać się z tą osobą i traktować na równi z wszystkimi członkami własnej rodziny.

sobota, 13 kwietnia 2013

Gest

Jadąc dziś autobusem na zajęcia zauważyłem ludzi którzy, gdy autobus przejeżdżał obok budowli nazywanej kościołem, czynili pewien charakterystyczny gest.
Według Jezusa ciało jest świątynią. Nie żebym oczekiwał żeby np. na widok mojego ciała ktoś miał czynić podobne gesty. Wszak nie o to chodzi. Chodzi o to by szanować zarówno swoją jak i innych świątynie. Nie walić w nie kamieniami jak popadnie, nie rujnować jej murów nadmiarowymi, tandetnymi, dodatkami no i nie doprowadzać do ruiny jej ołtarza na którym pod wpływem różnych toksyn zamiast normalnego "płomienia" pojawiają się wypalające na zawsze pewne obszary świątyni ogniska zapalne. Oj, wszak wśród chrześcijan to ciało jest świątynią a nie jakaś budowla do której chodzi się obwieszonym złotem niczym jakaś rzymianka czy członek rodziny cesarza obserwować pożeranie na arenie przez dzikie zwierzęta chrześcijan - komunistów.
A'propos dzikich zwierząt - pamiętacie tego gościa ze ST który jak go dzieci ośmieszały i wyzywały przeklął je tak, że z lasu wypadły dzikie zwierzęta i je pożarły? To podobno był jakiś "święty". No ale jak rozumiecie - klątwy i uroki prowadzące do śmierci czy kalectwa nie dyskwalifikowały dla wielu korzystających z nich osób z grona świętych. Wyobrażacie sobie raj z tego typu osobami?
Z mojego punktu widzenia, jak już pisałem kiedyś wcześniej - świętych po prostu nie ma. Co najwyżej są wierzący w pewien model świętości. Najwyraźniej zmieniający się z czasem. W każdym razie przy osobach w rodzaju Piotra - ucznia Jezusa - należy pamiętać by nie latać zbyt wysoko, bo ich klątwa jest w stanie wywołać śmiertelny upadek. Z wysokości. Jak podobno przekonał się o tym niejaki gnostyk - Szymon. A do takich klątw to wszak nie trzeba żadnych spisków, tylko - jak pokazuje Stary Testament - osobista uraza.
Oczywiście w dzisiejszych czasach latających wielbicieli morderców ciężarnych kobiet to w tym naszym kraju jest jakby mniej, no ale niektórzy nadal nie rozumieją czym wg Jezusa jest świątynia a czym budowla - miejsce spotkań. No chyba że ktoś sobie zaanektował cudze wierzenia i nazwał to czymś co nigdy nie było chrześcijańskie, na polecenie pewnego cesarza dla którego wartości chrześcijańskie były obce do samej śmierci.
BTW czy ktoś pamięta te słodkie kupidynki doprowadzające do śmierci populację Sodomy i Gomory? No ileż można oczekiwać po istotach wzywanych tzw. "enochiańskimi przywołaniami"... a wystarczy działać zgodnie z prawdą, a nie jak uczą niektóre sekty podające się a to za satanistyczne, a to za chrześcijańskie
Zresztą... Miało być o linku do artykułu w którym podobno Franciszek zaczyna otwierać drzwi zniesieniu celibatu, który sam w sobie jest antychrześcijańskim pomysłem jeśli jest wprowadzany przymusowo. A w zasadzie o komentarzu do artykułu podnoszącego temat dziedziczenia.
We wspólnocie chrześcijańskiej nie było własności stricte prywatnej wielkiej na tyle, by było co dziedziczyć. Czyli problemu z dziedziczeniem nigdy nie było. Jeśli tyczyło się to chrześcijan a nie łasych na dochody pociotków kolejnego udającego chrześcijanina biskupa.
Ot i tyle.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Happy Tree Friends

Ignacy Krasicki
PRZYJACIELE

Zajączek jeden młody
Korzystając z swobody
Pasł się trawką, ziółkami w polu i ogrodzie
Z każdym w zgodzie.
A że był bardzo grzeczny, rozkoszny i miły,
Bardzo go inne zwierzęta lubiły.
I on też, używając wszystkiego z weselem,
Wszystkich był przyjacielem.
Raz gdy wyszedł w świtanie i bujał po łące,
Słyszy przerażające
Głosy trąb, psów szczekania, trzask wielki po lesie.
Stanął... Słucha... Dziwuje się...
A gdy się coraz zbliżał ów hałas, wrzask srogi,
Zając w nogi.
Wspojźrzy się poza siebie; aż tu psy i strzelcel
Strwożon wielce,
Przecież wypadł na drogę, od psów się oddalił.
Spotkał konia, prosi go, iżby się użalił:
"Weź mnie na grzbiet i unieś!" Koń na to: "Nie mogę
Ale od innych będziesz miał pewną załogę".
Jakoż wół się nadarzył. "Ratuj, przyjacielu!"
Wół na to: "Takich jak ja zapewne niewielu
Znajdziesz, ale poczekaj i ukryj się w trawie,
Jałowica mnie czeka, niedługo zabawię.
A tymczasem masz kozła, co ci dopomoże".
Kozieł: "Żal mi cię, niebożę!
Ale ci grzbietu nie dam, twardy, nie dogodzi:
Oto wełniasta owca niedaleko chodzi,
Będzie ci miętko siedzieć". Owca rzecze:
Ja nie przeczę,
Ale choć cię uniosę pomiędzy manowce,
Psy dogonią i zjedzą zająca i owcę.
Udaj się do cielęcia, które się tu pasie". -
"Jak ja ciebie mam wziąć na się,
Kiedy starsi nie wzięli?" - cielę na to rzekło;
I uciekło.
Gdy więc wszystkie sposoby ratunku upadły,
Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Edward

Niejaki Edziu A. Crowley podobnoż twierdził że najlepszą ofiarą jest dziecko płci męskiej o wysokiej inteligencji a po niej ofiara zwierzęca. Jednak miało się do niej posiadać pełne prawo. Cóż, niektórzy są w stanie poświęcić wewnętrzne dziecko w sobie (wszak do żadnego innego nikt nie ma prawa jeśli chodzi o ofiarowywanie i własność) i swą inteligencję by zacząć kombinować z potrzaskanym umysłem i stać się starym głupcem, uważającym się np. za największego poetę popełniającego elementarne błędy związane z nieznajomością nastawienia mitologicznych bóstw do przypisywanych im w cudacznej poezji atrybutów (osobiście czułbym się urażony, gdybym na ten przykład był Dianą i przypisywano mi jedwabne pantofle godne jakiejś mieszkanki lupanaru - ubieranych do polowań - to jak sławić taterniczki chodzące w szpilkach po górach). Zrozumienie po poświęceniu tej "inteligencji eonu Ozyrysa" dzięki której zdobył umiejętności i wiedzę, jednakowoż Edziowi najwyraźniej zostało odebrane. Jednakowoż rażące błędy pozwalają na pewne hipotezy, zwłaszcza gdy się je widzi i wie co w pewnych miejscach powinno się pojawić, a co na pewno nie - choć zabawne ile osób tego nie widzi i nie rozumie zaślepionych wmówionym autorytetem thelemiczno-dogmatycznego Edzia.
Stary głupiec nigdy najwyraźniej nie zrozumiał, że różnicowanie psychiczne płci związane jest z dzieciństwem. I nie chodzi o to by być biseksualistą czy dajmy na to metroseksualnym oszołomem - w końcu seksualność bywa dosyć osobniczą kwestią - tylko o to by z dziecinną niewinnością podchodzić do dowolnej opcji, bez względu na to którą ktoś reprezentuje. Z niewinnością nie rozumiejącej seksualności osobowości oceniającej kogoś nie przez pryzmat tego z kim śpi, tylko jaka dana osoba jest (niejakiej aktorce Szczepkowskiej, pomimo wychowania wśród gejów którym się chwaliła w jednym z ostatnich wywiadów dopiero na starość rzuciło się w oczy że na tym świecie są jakieś lobby - widać jak była młoda i ładna i chętnie brana - do sztuk - nie rzucało jej się to w oczy).
Therion - bestia pukająca w ramach pewnych rytuałów w pieczęcie w trakcie przywołań - czekał aż mu otworzą. Jednakowoż zrozumienie pewnych kwestii związanych z "katem norm" mającym według Edzia zakończyć "eon Ozyrysa" i m.in. doprowadzić do likwidacji m.in. katolickiego kościoła była mu obca. Między innymi tym, że to czego nienawidził np. zacofania, pazerności etc. wynikało nie z nauk Jezusa, ale ich totalnemu zlekceważeniu przez wysoką hierarchię kleru który pokłonił się zestawowi pism przygotowanemu na zlecenie cesarza Konstantyna, któremu nie zależało na prawdzie nauk, tylko na religii centralizującej jego władzę z urzędasami podającymi się za kapłanów cieszących się jego przychylnością. Patriarchat czy matriarchat są obce chrześcijaństwu jako szanującego na równi matkę i ojca mających równe prawa - zgodnie z przykazaniami i naukami Jezusa - co oznacza że "eon Horusa" rozpoczął Jezus a nie ktoś "kto nadejdzie". Patriarchat w świątyniach i matriarchat w klasztorach wraz z wymuszonym celibatem to rzecz tak obca chrześcijaństwu jak np. robienie kardynała-bratanka z wykorzystywanego seksualnie adoptowanego żebraka przez pewnego tzw. katolickiego papieża czy uznawanie człowieka za własność prywatną drugiego - nie do pomyślenia we wspólnocie Piotra.
Zapewne czuje się jak Edziu każdy, kto z utęsknieniem wykorzystuje demoniszczowe "enochiańskie" teksty by rozwalić wiadome pieczęcie, określony porządek i by każdy był obojniaczą mrówką w świecie bez żadnych normalnych autorytetów (dla niektórych autorytetem są osoby takie jak np. Doda, Macierewicz czy gość który się uśmiechał z okienka i olewał problemy z podwładnymi pedofilami), w której byle szczyl np. w wieku 16 lat ma prawo do decydowania o losie ludzi którzy wiedzą więcej i mają większe doświadczenie jak również o tych którzy czasem mają mniej rozsądku w wieku 40 lat od 12 letniego starca po ulicznych przejściach. To że gdzieś tam w tle rozpętują się jakieś wojny to co to kogo obchodzi. W końcu nawet Edziu stwierdził że świat dąży do równowagi, a pukanie do pieczęci które ktoś otwiera generuje swoistą falę i reakcję zwrotną. Dlatego mimo wszystko lepiej pozbyć się potrzeby pukania. ;] Niektórzy mają wszak dzwonki.
Autorytety niestety jak wszyscy ludzie są uczniami. I bywają omylni. Jeśli wpływają na niewielu - to mały problem, gorzej jeśli stają się autorytetami dla wielu, będąc w rzeczywistości celowymi kłamcami, oszustami oczekującymi zysków, podwyższenia ego czy innych tego typu kwestii. Większość tzw. świętych należałoby zlustrować. Ale tu wszak nie chodzi o prawdę tylko o utrzymywany przez demoniszcza mit wykorzystywany przez niektórych do utrzymywania kontroli nad większymi grupami.
Frater Perdurabo w trakcie swoich poszukiwań zapomniał o czymś. Zmiana świata pod swoją wizję prawdy ma swoje konsekwencje. Równowaga wszak musi zostać zachowana. Światło gwiazd widać tylko w ciemności. Im więcej gwiazd - tym więcej ciemności według reguł świata równowagi które sobie wykoncypował programując demoniszcza w ramach tzw. "konwersacji z świętym aniołem stróżem". A program jeśli opiera się o sprzeczne założenia stawianych tez powoduje zawirowania hmm... hipotetycznych kronik. Dlatego nie warto ustalać za dużo, zwłaszcza jeśli nie rozumie się podstaw. Czasem wystarczy popukać się w czoło - to też może otworzyć inną ścieżkę na sferze możliwości określonej promieniem długości własnego życia, pokrywającej się z innymi sferami.

Jeszcze 39 aktualizacji...

Polityka demoniszczy odnosząca się do wykańczania osób które nie wierzą w wiernopoddańcze błagania o łaski, ciągnie się od wieków. Nie żeby nie przejmowali też drugiej strony - ale to głównie wtedy gdy trzeba było wykończyć ludzi inteligentnych - wierzących czy nie to drugorzędna kwestia. Ważne że inteligencja została zniszczona, zwłaszcza ta, która nie chciała się łatwo poddawać.
Zatem ogólna polityka w zarysie odnosi się do niszczenia inteligencji wśród ludzi i zastępowania jej szczekającymi i nie rozumiejącymi nawet powodów swojego szczekania osobami - a to niby wierzącymi a to niby ateistami a to wierzącymi tak, a to śmak. Zazwyczaj uderzającymi nie bezpośrednio w siebie nawzajem, ale pośrednio w tych którzy są na tyle inteligentni by rozumieć że życie trwa, póki ktoś nie będzie chciał wleźć w butami w nasze własne i nie zdecyduje czy to co robimy jest słuszne z czyichś powodów. W imię wiary, idei, czy założeń np. narodowych które mają się w zasadzie nijak do założeń np. sprzed 1000, 2000 czy 5000 lat, a wszak wtedy też istniało życie - niektórzy nawet mieli poczucie "dumy narodowej", "walki o wiarę" etc. I tak umarli i tak, bez względu na to, w co wierzyli.
Zagrożenie dla demoniszczy zapewne stanowi wiedza o biofizyce ich ciał i sposobie ich działania. A kwestia tego jaką formę przyjmują w interpretujących świadomościach ludzi - to wszak kwestia drugorzędna. Podstawą w takim ujęciu byłoby znalezienie obiektywnego narzędzia badawczego, którego działania nie byłby w stanie zakłócić obiekt badany - a zatem demoniszcza wszelkiego autoramentu i proweniencji.
Zakładając, że wielowiekowa polityka wywoływania wojen i konfliktów wśród ludzi z wykorzystaniem elementów pseudoreligijnych - wierzeń ludzi opierających się o swoje mitologie i doświadczenia przodków opisujących kontakty z demoniszczami jako bytami które potrafią rzeczy które były przypisywane bogom miałaby się kiedyś skończyć, ludzie najpierw musieliby znaleźć odpowiednie narzędzie do udowodnienia przede wszystkim że coś takiego istnieje i nie jest to kwestia wiary a kwestia powtarzalnego empirycznego dowodu. Dowód jednakowoż nie na istnienie Boga czy jego nieistnienie - a na istnienie w przestrzeni w której istniejemy świadomości innych niż ludzkie.
W czyim interesie miałby się on znaleźć?
Kleru wszech autoramentu?
Demoniszczy?
Wierzących?
Ateistów?
To byłoby oczywiście prostsze gdyby przedstawiana przez fanów demoniszczy rzeczywistość była naprawdę taka jak mówią. Jednakowoż skoro niektórzy wierzą w książkę, będącą zlepkiem kilkunastu religii powiązanych twierdzeniem że ich jedynym źródłem jest Jezus, podczas gdy ilość prawdziwych nauk Jezusa jest w sprokurowanej na żądanie bestii - Konstantyna - księdze naprawdę śladowa i jest przez to jedną z najbardziej zakłamanych ksiąg godnych wyznawców księcia kłamstw i traktują jako największą świętość podczas gdy jej autorzy nie mieli tyle problemów z kładzeniem cudzych nauk przydatnych władcy w przeciwieństwie do rzeczywistych w usta Jezusa - to skoro tak, to czego można oczekiwać od "wierzących"? Uwierzą we wszystko, ważne że poda to autorytet któremu uczeni są służyć od wczesnego dzieciństwa. Myślenie? Wystarczy powiedzieć że trzeba myśleć nad tekstami natchnionej księgi. Problem w tym, że niektóre "natchnione" teksty mają swoisty kod weryfikacyjny zawarty w źródle. I gdy zacznie się myśleć i sprawdzać źródła z których pochodzą okazuje się, że Piotr nazywany świętym był wierzącym komunistą, podobnie jak inni członkowie gmin chrześcijańskich, co było solą w oku każdego władcy zważywszy na podejście do własności prywatnej - co zresztą zdyskwalifikowało Mahometa od razu gdy udał się do chrześcijańskiej gminy gdy demoniszcze przemówiło do niego. On po prostu nie rozumiał idei skrywanej przez chrześcijan ze względu na świadomość prześladowań za ich głoszenie. To że nauki chrześcijańskie były głoszone według osób blisko związanych z władzą w czasach Konstantyna wśród tzw. "ciemnych typów" byłoby jasne gdyby zrozumiano ideę rozdawania swego majątku, "wielbłąda przechodzącego przez ucho igielne" itd. itd. jako że osoby związane z władzą były przywiązane do swych majątków i przede wszystkim - swoich niewolników, którzy jako własność prywatna nie mogła zaistnieć w gminie chrześcijańskiej.
A koncepcja pozbawiania wbrew woli własności człowieka, którą wypracował, wszak jest jedną z najbardziej konfliktogennych w dziejach świata. Ot taki demoniszczy pomysł, który sprawdza się wśród oświeconych którzy faktycznie pracują dla dobra innych w ramach swej wspólnoty, natomiast w momencie pojawienia się choć jednej osoby która tego nie rozumie i pragnie wykorzystać innych pojawiają się konflikty na tle własnościowym.
Trzeba umieć myśleć jak demoniszcze żeby to zrozumieć.
No albo jak budda - względem potrzeb. Tych materialnych.
Względnie Piotr w którego towarzystwie Ananiasz z żoną trupem padli za to, że nie zrezygnowali z własności prywatnej na rzecz wspólnoty - wszak było tam też podobno demoniszcze zwane duchem, świętym.
Niektórzy wolą srebrniki niektórzy miasta, wioski, ksiąstewka, hrabstwa itd. itd. na własność by samojedni tymi wartościami władać. Odnosi się do też do tzw. jedynie słusznych opcji politycznych - jeśli tylko określona opcja ma rację i prowadzi do wyniszczenia innej to czym jest w rzeczywistości jak nie określonym chęcią posiadania srebrników czy złociszy opcją chęci władzy absolutnej nad swoimi przeciwnikami. Jezus z ewangelii nie przymuszał do wiary, nakłaniał ale nie przymuszał. W przeciwieństwie do władzy która chce mieć zawsze swoją własność w określonym miejscu świadomości - pod sobą. A demoniszcza - cóż, od wieków starają się by ich istnienie nie było kwestią fizyki a mitu. Konflikty i niszczenie inteligencji czy to z prawej czy to z lewej strony światopoglądów wszak w tym pomagało.
A inteligencja opiera się o wiedzę, nie wiarę czy przekonania. Człowiek inteligentny jest w stanie w przypadku zetknięcia z dowodem przewartościować swoje przekonania. Fanatyk - nie.
Wśród bitew fanatyków dowolnej opcji zazwyczaj ginie to, o co walczą. Przekonania nowych pokoleń. Dzieci. Swoich i nieswoich.
Prawdy lekceważone albo przez jedną albo przez drugą stronę wojowników frakcji która chce władzy nad drugą. Niektórzy ustępują przed siłą lub głupotą.
Kamieniami rzucanymi na oślep w imię obrony przed rzucanymi kamieniami.
W strumieniu na G+ pojawił się niedawno opis fotografii znalezionej w jakiejś książce z podpisem "Wielki wódz Kim Ir Sen rozwiązuje problem którego inżynierowie i naukowcy nie potrafili rozwiązać" - na której stał rzeczony dyskutując z rozmówcami na tle jakiejś budowy.
Prawda jak łatwo rozwiązuje się problemy gdy zagrozi się wsadzeniem do więzienia kogoś za niedotrzymanie terminu prac? Jak łatwo kogoś rozstrzelać za kradzież materiałów z budowy? Tu nie ma miejsca na wieloletnie sądzenie za machloje i kradzieże materiałów z takiej np. autostrady.
Tylko - kto tu jest komunistą?
Ten który kradnie by zyskać własność prywatną dla siebie i polepszyć swój los? Nepotyczny urzędnik w machinie tzw. partii? To ma być komunista? A może ten kto decyduje o życiu innych traktując je jak własność prywatną względem której odnosi się z wyższością decydenta? Sądzić czy nie sądzić oto jest pytanie.
"A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści"
Czy któryś z głoszących to hasło odróżnia komunizm od socjalizmu i rozumie z czym wiąże się brak własności prywatnej? Poza konfliktami z tymi którzy tego nie rozumieją?
Hasło odnosi się do przyszłości. Zatem osoba je wypowiadająca zdaje się być prorokiem przyszłych wydarzeń. Na ile jest fałszywym a na ile prawdziwym powinna wiedzieć sama poprzez sprawdzalność swoich przepowiedni. Komuniści (chrześcijanie po Chrystusie i przed Konstantynem - ci którzy nie padli trupem jak Ananiasz ale trafili na areny) wisieli na krzyżach, względnie palach lub byli konsumowani przez dzikie zwierzęta na arenach ku uciesze m.in. rzymian, których bawiły tego typu "imprezy", więc to raczej można by odnieść do przeszłości.
Najbardziej prawdopodobną opcją kiedy komuniści - osoby rezygnujące z własności prywatnej na rzecz wspólnotowej - trafiliby na drzewa (przy założeniu że władza nie potrzebowałaby jakiegoś "kozła ofiarnego" dla spragnionego krwi tłumu szukającego winnych wszędzie tylko nie wśród "swoich") to w obecnej sytuacji geopolitycznej i najbliższym odcinku jakiś 100-200 lat, to wówczas, gdy małe komuny w krajach np. skandynawskich zostałyby oskarżone o bezwstyd przez fanatyków religijnych i przy obecnym wzroście populacji "muzułmanów" zwyciężyłaby opcja popierająca "zabijanie niewiernych". Wszak chrześcijanie nie wieszaliby na drzewach nikogo trzymając się przykazania "nie morduj". Prawdaż? Niewierni przykazaniu - nie mieliby z tym problemów (to taki demoniszczy dowcipasek - "śmierć niewiernym" czyli nawoływanie do mordu wśród ludzi którzy mają zakazane mordować - inaczej mówiąc mają popełnić samobójstwo jeśli kogoś zamordują - co zamyka wszak dostęp do "raju, hurys itd." /za życia/ - co niektórzy czynią, zgodnie z egregorialnym programem przez brak zrozumienia demoniszczowej pułapki na osoby wierzące w autorytety ale nie rozumiejące że głupców w raju demoniszcze raczej nie jest chętne gościć - a wszakże takich pułapek na niewiernych jest multum, zaiste Koran to natchnione demoniszczem pismo, ale przynajmniej dyktowane a nie składane z różnych religii jak te Konstantyna).
O kultystach spod znaku babilońskiej niepokalanej Jezusem dziewicy nawet nie ma co wspominać bo nawet nie kojarzą kiedy ten kult został wprowadzony do Watykanu i powodach dla których zostało to zrobione - długofalowe plany ośmieszenia struktury kleru katolickiego który nic sobie nie robił z ludzi, traktując jak swoją własność - zwierzęta do wykorzystywania we własnych gierkach władzy. Gier często krwawych, zwłaszcza gdy zyski finansowe były warte zdrad tzw. papieży i sprzymierzania się to z tym czy z innym władcą by zniszczyć konkurenta. Niektórzy wszak pamiętają który tzw. papież wznosił toasty za diabła, a papież wszak ma według katolików dogmatycznie zawsze rację w sprawach wiary (osobiście uważam, że w ciągu wieków istnienia tego urzędu było na nim więcej satanistów niż kultystów religii Konstantyna, chrześcijan w ujęciu nauk Jezusa - nie było). Czy zatem należy przyjąć dogmatycznie że za diabła trzeba wznosić toasty i na stos wrzucać innowierców politycznych opcji władzy nad stadami zwierząt - bezmyślnych owiec i baranów co do których ma się oczekiwania jak do własności prywatnej zamieszkującej wsie czy miasta co do których miało się akty własności? A może mylę się zadając pytania komuś kto może nigdy ich nie przeczyta ani ich nie zrozumie?
Ale o czym mam pisać? Zwłaszcza gdy w tle aktualizacje na laptopie się ciągną? Może o zdrowiu? :]
Wczoraj pół dnia bolała mnie głowa bardzo bardzo. Zapewne efekt stosowanego od piątku ekstraktu z kolendry zwiększającego ukrwienie i wybijającego z tkanek m.in. rtęć. Jednakowoż ze względu na pojedyncze wiązanie siarkowe, nie działające do końca jak powinno. Z tego też względu po powrocie z pracy przespacerowałem się po aptekach w poszukiwaniu kwasu alfa-liponowego (ALA) z podwójnym wiązaniem. W aptekach - nie do dostania, chyba że na zamówienie ("Magicza Apteka" przy Tesco - 90 kapsułek bez podania dawki ile jest tego kwasu w ampułce ok. 33 zł.), albo w ramach kompleksu związków - od ok 34 zł (30 tabletek, 300 mg kwasu na tabletkę) do ponad 50 zł). W Internecie sam ALA - 120 kapsułek, 300 mg - ok 45 zł bez kosztów przesyłki. Dawka dzienna do przyjmowania to jakieś 600 mg. A do tego jakieś komplety witamin, selen, magnez.
Po zażyciu 2 kapsułek głowa przestała mega boleć przechodząc na standardowe na mnie odczucia (uciski, "wata w głowie", kłujące drobne proszki "igiełkowate punkciki", wzrok pogorszony przez efekty "gwiazdek" pod zamkniętymi powiekami nakładającymi się na obraz - coś jak efekt niedotlenienia i mroczki przed oczami przed utratą przytomności tyle że w mniejszym stopniu). Alkohol powoduje tylko szybką utratę przytomności i raczej depresyjnie niż euforycznie - więc nawet upić się nie da bo tylko boli bardziej. :]
Stosowanie środków przeciwbólowych i objawowych tylko ukrywa przyczyny i doprowadza do pogorszenia tego stanu, ale w końcu kto w tym kraju by się przejmował wyleczeniem pacjentów a nie leczeniem pacjentów - 50 zł za wizytę u co poniektórych tzw. lekarzy medycyny.
Wracając do demoniszczy.
...albo nie - aktualizacje się skończyły.

piątek, 5 kwietnia 2013

Pif paf - zielony

Oko za oko, ząb za ząb.

Z racji patentowania genów przez co poniektóre jednostki badawcze składające się z innych jednostek, genów wszakże będących częścią organizmów żywych w tym płodów brzemiennych matek, sekwencji do których roszczą sobie wyłączne prawo, informuję, iż patentujące geny jednostki zostają pozbawione z dniem dzisiejszym wszelkich praw do posiadania tychże sekwencji w swoich organizmach i dziedziczących którzy mieliby zamiar przyznać sobie prawo posiadania tzw. patentów na geny do 7 pokolenia włącznie (co wiąże się z zanikiem wszelkich funkcji rozrodczych i inteligencji).

Niewolnictwo polegające na przyznawaniu sobie własności do fragmentów ludzi - żywych i martwych - zostało zniesione kilka tysięcy lat temu. I prawo względem którego się to odnosi właśnie zostaje wykorzystane przeciwko tym, którzy nadal pragną powrotu tego typu własności prywatnej.

Miłego dnia.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Fallout

...i przyjdzie jak złodziej.
Za nic mając prawo cudzej własności.
Oddając się pod czyjąś opiekę np. w czasie modlitwy, oddawanie hołdu konkretnemu bytowi, duchowi, wiąże się z pewną kwestią poddaństwa. Otóż ten kto oddaje swoją wolę danemu bytowi staje się nieświadomym narzędziem, wierzącym że jest się wolnym. Narzędziem, który kierunkuje określone postawy, podsuwa ludzi którzy mają być spotkani, a czasem nawet wtrąca się świadomie przy nieświadomości tego osoby która jest pod wpływem - danego bytu. Zmieniających formę. W istocie swej nie zmieniających się od wieków.
Jeśli ktoś w nie nie wierzy staje się dręczonym człowiekiem przez istniejące w obrębie obszaru w którym działa dany byt sprzeczności wiary, potrzeb, nienawiści i miłości działające na jednostki które oddają mu hołd lub z jakiegoś powodu są przeciwne - nieważne co robią, ważne że punktem wokół którego krążą myśli jest własnie określony byt.
Charakterystyczne w osobach będących pod wpływem danego bytu, "bóstwa", czy "egregora" względnie "babilońskiej niepokalanej Jezusem dziewicy" jest to, że więcej czasu poświęcają Stwórcy - czyli elementom stricte naukowego podejścia do dzieła stworzenia i zasad jakimi się kieruje [to co się wie i co można sprawdzić], a bardziej nastawiają się na mity związane z określonymi czczonymi formami i efektami wtórnymi związków w obrębie obejmowanych przez działania "bytu" małych sieci międzyludzkich.
Wyparcie się bytu nie oznacza że byt wypiera się nas i możliwe że najpierw łagodnie, a z czasem coraz silniej pragnie byśmy pozostali w obszarze jego egzystencji - obszarze nazwijmy to szeolu w którym istnieją inne powiązane świadomości żywych oraz zapamiętane istnienia zmarłych osób. Ucieczka z obszaru wpływu czasem może się wydawać pozorna, a czasem w efekcie może dać tylko rzeczywistą śmierć, uwolnienie się od możliwych cyklów śmierci i nibynarodzin, gdy byt lub uwiązane w ramach szeolu pseudobyty programują nowe, żywe jednostki - dzieci, komplikując co najwyżej pewne obszary świadomości. To jak podchodzi dany obszar do kar i nagród wtórnie wpływa na życie istot pod jego wpływem. Czasem i do 7 pokolenia - i później - jeśli nie zostanie się uwolnionym spod określonego wpływu szeolu.
Pozbawione formy świadomości, potrafiące ją kształtować lub tworzyć iluzję formy w cudzych świadomościach same są swoistymi więźniami szeolu - obszaru oddziaływań określonego bytu, "egregora", "bóstwa". Obszary te nakładają się na siebie i stąd dla każdego można by wyróżnić zbiory Szeol' [prim] jako pochodne każdego podobnego istnienia związanego z kultem określonych jednostek. Ot taka matematyka w ezoteryce.
Na ile Budda wykreował swój szeol, na ile zrobił to Jezus lub Sai-Baba? Na ile wykreowali je ich poprzednicy? Cóż - ci którzy twierdzą "uwierzcie w moje królestwo" zazwyczaj mają na myśli drobny fragmencik rzeczywistości. Rzeczywistości świata Boga i stworzenia w którym istnieje też tylko element wspólny wszystkich tych metod. Rozróżnienie zatem co jest tu boskie a co cesarskie, lub inaczej mówiąc królewskie w każdej pochodnej szeolu raczej prowadzi do zrozumienia na czym polega błąd i jednocześnie efekt wtórny przywiązania się do swojej wizji percepcji i formy wyznawanego świata rzeczywistości.
Zapewne nie zrozumiecie moi drodzy czytelnicy o co mi chodzi. Zdecydowana większość z was ma wszak przy sobie świadomości które działają w obrębie wyznawanych przez was bytów. Niezależnie czy są to wyznawane byty stricte osobowe czy też są to określone idee [choć idee przynajmniej nie są obrazem które ktoś czci] to tworzą obszary które oddziałują wtórnie właśnie na was. W każdej chwili waszego istnienia. Jeśli nie są osobowe to macie szczęście, osobowe świadomości czasem bywają aż nadto pasożytnicze. Choć jak twierdzą niektórzy - póki istnieje ich obraz póty "żyją", w końcu dla niektórych pozostanie tylko wyobrażenie na ich temat co wszak wtórnie jest w stanie wpłynąć na nie same.
Czy budda uciekł od swojego pałacu i wrócił jako świadomość w cudzym ciele, a przez to wciąż i wciąż był zmieniany przez to co zmieniał? Jak był zmieniany przez świadomości cudzego Szeolu? Jak zmieniało się królestwo Buddy w tym czasie? A może powinienem napisać - Jezusa - ucznia? Czasem naprawdę żeby się uwolnić trzeba umrzeć. Choć - im bardziej jest się pamiętanym tym mniejsze są na to szanse. I od kary wymierzanej w pamięci Szeolu. Karze mitów, wciąż i wciąż wtaczanego kamienia na szczyt, karze odrastającej wątroby po przybiciu do skały. A czasem do krzyża.
Ot taka demoniszcza złośliwość robienia ze swoich ofiar jeszcze większych ofiar - no jeśli uwierzą. Dlatego Jezusa należy ściągać z krzyża kiedy się da. I niszczyć to na czym umieścił go kler swoimi wyrokami. Należy pamiętać że to nie był malusieńki Jezus czy Jezus mordowany na oczach tłumu który podobno go wielbił do następnej atrakcji i sztuczki jaką miał pokazać, a to, że Jezus naprawdę nie znosił uczonego w piśmie kleru i walczył z nim słowem. I takiego właśnie dorosłego, niesamowicie wkurwiającego kler, należy go zapamiętać. Jeśli w tym smutnym Szeolu wykreowanym przez kler który ukląkł przed zaleceniami Konstantyna nie ma być co roku mordowany a potem umieszczany na krzyżu i cierpieć w swej smutnej świadomości uwięzionego bytu, który był uczniem i nie do końca zrozumiał o co w tym wszystkim chodzi.
Nie żebym ja to zrozumiał - to w końcu tylko imaginacyjna hipoteza - poza tym że właściwie większość z moich drogich czytelników ma głęboko w dupie czy to co piszę to prawda czy nie. Tyle to już zrozumiałem lata temu. A wy?
Ile czasu dajecie Sai-Babie aż się stoczy w swej iluzji prawa do przejmowania ciał i inkarnacji a wraz z nią prawdy nauk które przekazywał? Zmieniania się w pasożyta małych dziecięcych świadomości, który czasem jest tak przekarmiony że rozpada się na kilka części? A z drugiej strony - kto ma nauczać? Uwolnić się i dać spokój swojej iluzji pałacu czy trwać w uśmiechu i tracić świadomość swoich własnych nauk wraz z kolejnymi pokoleniami wyznawców i mitów na własny temat? Mitów... Nie prawdy.
Okruch skały jest twardy, mały i sprawia ból, ale jest znacznie prawdziwszy dla małża niż kolorowa wydzielina chorego mięczaka wokół niej. I czasem pozostaje właśnie ta bolesna świadomość świata, w której szuka się usprawiedliwienia dlaczego tak jest jak jest - czy to za pomocą mitów, czasem kłamstw by uwierzyć że jest lepiej niż jest.
A jest smrodliwie.
Ilość świątyń nie zmienia fałszu wykładanych w nich nauk.
Ilość głosów oddanych na polityków nie świadczy o ich uczciwości.
Ilość...
"Prowadź nas mistrzu Rahlu.
Nauczaj nas mistrzu Rahlu.
Chroń nas, mistrzu Rahlu.
Rozkwitamy w Twojej chwale.
Osłania nas Twoje miłosierdzie.
Twoja mądrość przerasta nasze zrozumienie.
Żyjemy tylko po to, by Ci służyć.
Nasze życie należy do Ciebie."

T.Goodkind - "Miecz Prawdy"
Niektórzy wierzą w mistrzów - skończonych, którzy już wiedzą wszystko co najmniej z danej dziedziny. A i tak kończy się na tym że okazują się albo uczniami albo wielbicielami swoich tytułów i wiary w to, że są określani prawdziwie przez innych - albo uczniów albo wielbicieli. Tao w tym jak rozpoznać w czym można zaufać drugiej osobie.
Jak służyć "mistrzowi Rahlowi"? Zadając podchwytliwe pytania. Kierując się prawdą prowadzić go ku zrozumieniu. Ot jak Jezus faryzeuszy. Choć ich zrozumienie doprowadziło do jego śmierci.
Jakie zrozumienie widzicie moi drodzy czytelnicy wśród współczesnego sobie kleru wszech możliwych panujących u was religii? Nie tych na drugim końcu świata, ale tuż obok was.
No i co sądzicie?
A może...
No i co [przecinek] sądzicie?
Wypowiedzi zapisanej przeszłości.
Aha. Imperialistom na czele Korei Północnej mówię stanowcze nie - podobnie jak względem ich adwersarzy. Nepotyzm to nie jest cecha komunizmu.
Dyktatorzy nigdy nie byli i nie będą komunistami. W imię idei komunizmu zawsze go niszczą przez brak zrozumienia, że jeśli kogoś usiłuje się zmusić do bycia kim nie jest - siłą lub podstępem - zazwyczaj nie tworzy nowego komunisty z takiej osoby a tylko kogoś uprzedzonego do osoby która te metody stosuje i jej wyobrażenia na temat komunizmu. Albo innego systemu politycznego który reprezentuje. Systemy z dynastiami władców z komunizmem nigdy nie miały nic wspólnego. I choć chciwi i chytrzy zawsze będą z oddaniem patrzeć w stronę zachodu, a osoby myślące o duchowości (nie piszę że dobrze myślące :]) na wschód to nie zmieni tego że problemy które nie są rozwiązywane natychmiast z czasem narastają do postaci milionów ton plastiku w oceanach. Gór śmieci i odpadów. Kloak cywilizacji.
Naprawdę nie rozumiem wielbicieli Fallouta i wielbicieli innych postapokaliptycznych wizji światów. Czy naprawdę tak lubią zimę postnuklearną?
Za oknami jakby zamarzało piekło, a niektórzy nadal by uważali że fallouty są super - gdy taka zima może ciągnąć się latami. Niektórzy zaś drażniliby dyktatorów myśląc że ekonomia powstrzyma ich przed czymkolwiek. Jakby nie rozumieli że dla dyktatora nie liczy się nic poza osobistymi urazami do świata i taki jest w stanie wykorzystać cały naród by okazać swą imaginacyjną wyższość nad przeciwnikiem. Choć, póki zasięg dotyczy bliższych niż dalszych okolic, wtedy drażni się takiego by mieć gdzie wykorzystać potencjał swojego własnego lobby zbrojeniowego. Prymitywny umysł dynastycznego dyktatora to nie umysł filozofa - komunisty. O nie. Taki to gdy wskaże się błędy będzie skazywać na stosy, czasem nuklearne, najmniej winnych całej sytuacji - tylko po to by komuś dopiec. Prymitywniejsze są tylko umysły ekonomistów - lobbystów - wierzących w to, że można wygrać w przypadku nuklearnego skażenia i stuletniej zimy gdy ktoś wykorzysta te kilkadziesiąt tysięcy wirówek do wzbogacania uranu w celach innych niż "pokojowe".
A właśnie, 3 sezon "Gry o tron" się zaczął.
Obszar w którym funkcjonują demoniszcza podające się za Elohim pełne są głosików sędziów oceniających za wypowiadane słowa (i nie tylko). Istnieją wierne swej wierze i wraz z czasem przez niektóre obszary Szeolu zastępowane nowymi. Z czasem przekształcające się w inną formę. Czasem odwołujące się do określonego wzorca zachowanego w kamieniu. Metamorfoz kształtujących świadomość zamkniętych wzorem określonych struktur.
Ciekawe co by na tę obecną sytuację geopolityczną powiedzieli Starkowie.