piątek, 28 czerwca 2013

Ekspert

Paweł z Tarsu - "(...) Jako młody faryzeusz był przeciwnikiem chrześcijan. Około 35 roku był przy ukamienowaniu Szczepana, jednego z siedmiu diakonów. Później osobiście zaangażował się w prześladowanie chrześcijan w Jerozolimie. (...)".

Ilu chrześcijan miał na sumieniu Paweł z Tarsu przed tym jak go oświeciło? W ilu rzucał kamieniami? Krzyżował? Torturował?

To pytanie jest dnia dzisiejszego wielce interesujące z powodu wymówienia z pracy pewnej nauczycielki - ekspertki ministerialnej która około 30 lat temu zakatowała 6 letniego pasierba pasem bo ten nie potrafił wymyślić odpowiedzi na to czego od niego chciała. Po tym przesiedziała 10 lat w więzieniu, następnie wyrok uległ po 10 latach zatarciu (w czasie czego bodajże to skończyła katolicką uczelnię i udzielała się jako gorliwa katoliczka) po czym ponownie zaczęła pracować w szkole jako matematyczka i katechetka. A od paru dni jest elementem pojawiającym się w mass-mediach.

Oczywiście Jezus nauczał wybaczać bratu oraz mówił o grzechach głównych - niewybaczalnych. Niewybaczalnych często z tego powodu, że ofiara która mogłaby wybaczyć została po prostu - zamordowana. Z innych - kradzież odpadała w prokomunistycznej komunie w której cały majątek był własnością wspólnoty - i można było korzystać ze wspólnego majątku - czyli wybaczać "zabór mienia" który i tak mógł na tej samej zasadzie wrócić do osoby która potrzebowała go bardziej w późniejszym czasie.

Zatem - ekspertka popełniła niewybaczalny z punktu widzenia ofiary błąd, którego w żaden sposób nie była w stanie naprawić względem niej. Ofiary którą skazała na śmierć - inaczej mówiąc - zabiła Jezusa (bo wszak ten twierdził że co uczynią dziecku, jemu uczynią).

Ilu Paweł z Tarsu miał na sumieniu chrześcijan?
Czy były wśród nich dzieci?

Takie jak uczestniczące na życzenie papieży w tzw. "dziecięcej krucjacie" czy mordowane bestialsko przez tzw. krzyżowców w cieplejszych rejonach świata czy też wykorzystywane będąc niewolnikami różowych - jak prosiaki - "panów"? Albinosi z czerwonymi oczyma to wszak jedyna "biała" siła.
Krzyżowców obwoływanymi "zbawcami wiary", czasem "świętymi" i wiernymi mężami i ojcami.

Oczywiście w ujęciu katolickiego kleru Jezus wybacza. Nie ma i nie będzie sądu bo Jezus - wybacza. Bezwarunkowo kocha. I wybacza. Jak małe dziecko nie myślące o osądach, nie rozróżniające co jest dobre a co złe. Jezus kocha i wybacza bezwarunkowo - mit kleru który zapomniał że Jezus stwierdzał że lepiej żeby grzesznik odjął sobie część ciała którą zgrzeszył zanim "wejdzie do królestwa niebieskiego". Królestwa kalek które uwierzyły. I z których niektóre zostały uzdrowione, o ile pasowało to temu który uzdrawiał. Jezus w ujęciu kleru kocha i nie myśli, nie osądza - wybacza.

Bzdura.

Idiota który uznał że nic mu nie grozi ze strony Jezusa, najwyraźniej nie zrozumiał że powinien sobie po pierwsze odciąć kłamliwy jęzor zanim wypowiedział słowa o bezwarunkowej miłości zaprzeczającej samej idei osądu i wyrokowania - a to bodajże jest czyjś dogmat - a następnie odciąć samodzielnie dłonie piszące słowa o bezwarunkowym miłosierdziu, podyktowane iluzją dobra, nie mającego nic wspólnego z rzeczywistością.

Jezus nie był małym, kochającym bezwarunkowo oseskiem który kochał gdy go katowano. On nie wybaczał. On podobno prosił o wybaczenie dla innych, ale to nie znaczy że inni je uzyskali. Tak jak pewna eks ekspertka ministerialna. Jezus nie był głupkowatym ciamajdą z oczkami skierowanymi ku górze i miną świętoszkowatego aniołka tylko złośliwym, cynicznym, walczącym słowem z faryzeuszami i niewolnictwem człowieka - Żydem.

Oczywiście był Żydem wierzącym w Boga (dla przypomnienia dla mnie np. jest to całkowicie akademicka kwestia czy Bóg istnieje czy nie - wierzący powinni rozumieć że Bóg może nie chcieć istnieć i ma do tego całkowite prawo - jeśli wierzą w wolną wolę człowieka na podobieństwo wolnej woli Boga, niewierzący zaś może co najwyżej próbować udowodnić że wierzy że nie wierzy i że nie został przy tym zindoktrynowany założeniami wiary swojego otoczenia kulturowego, które samo w sobie opiera się często o założenia typu "gadający niewidzialny byt jest bogiem" a nie, co powinno być jasne u samych podstaw dla każdego racjonalnie myślącego człowieka, co najwyżej "gadającym niewidzialnym bytem podającym się za boga") który nakazywał wybaczać bratu/siostrze (po to by nie musieli obcinać sobie różnych części ciała którymi zgrzeszyli żeby mogli udowodnić swoją wiarę - Jezusowi - i by nie mógł zrobić tego co zrobił ponownie). Oczywiście martwi nie mają jak wybaczyć, zatem głównym problemem jest że w tej sytuacji - taki brat/siostra powinien sam sobie odjąć to czym zgrzeszył/zgrzeszyła - aby udowodnić swą wiarę. Ot to taka idea bytu wpływającego na Jezusa i z powodu którego padli trupem niezapomniani Ananiasz z Sefirą przy niejakim Piotrze Apostole.

Osobiście nie uważam się za chrześcijanina. Z przyczyn różnych, podawanych na tym blogu wcześniej. Uważanie jakiegokolwiek ducha za boga uważam za nawiązanie do mitologicznego podejścia do rzeczywistości i jeśli chodzi o ujęcie Tory w mojej interpretacji - za każdym razem samowolnym obwoływaniem się bogiem przez każdego skazanego ducha udającego "anioła miłosierdzia" oferującego ludziom "panowanie na ziemi" choć wszak sam początek księgi mówi o tym, że tę władzę nad ziemią już człowiek ma bez żadnych kolejnych ofert, kolejnego - demoniszcza. Brak znajomości początku księgi niestety wychodzi wśród tych którzy zaczynają rządzić i wmawiać że tylko oni są ludźmi którzy mają do tego prawo, a nie że są równoprawną rodziną Adama - pochodzenia żydowskiego, greckiego, egipskiego, słowiańskiego, germańskiego etc. etc. stanowiącą jedność przed rozbiciem ludzi i "pomieszaniem języków".

Jak ma się to do ekspertki składającej wymówienie?
Czy odcięła sobie język i ręce katujące Jezusa?
Czy bracia i siostry wybaczyli bez tego?
Wystarczy posłuchać komentarzy ludzi.
Głos zaś wszystkich w danej wspólnocie chrześcijańskiej miał być tym "co ustalicie to będzie" - głosem Jezusa na ziemi.

Jednakowoż - chrześcijan już od wieków - nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz