wtorek, 7 grudnia 2010

Tan

Ostatnio mało co pisałem, dużo dziać się też nie działo, a może po prostu nic, co warto przekazać by można było potomności, która raczej będzie zaglądać do krótkich jej współczesnych newsów niż wypocin blogerów z przypadku. Nawet tych "pierwszoligowych".
Dziś natomiast chciałbym rozwinąć temat mojej obleśnej i obejmującej mnie od środka "brudnej chmury". Brudnej, bo z różnymi kłującymi kawałkami ocierającymi się m.in. o mój biedny mózg. Sprawiającej że każdy dłuższy wysiłek kończy się ciężkim dyszeniem, blokującej z odczuć przepływy energetyczne w ciele. Będącej czymś, co żadna z wierchuszki osób kanału Ezoteryka na onetowym czacie nie rozpoznała w czasach gdy dzieliłem się swymi uwagami i odczuciami. Będącej, proszę moich drogich i wiernych, a czasem znudzonych mym ciągłym marudzeniem czytelników, tzw. śluzem Tan.
Dla zwolenników medycyny zachodniej to po prostu (w uproszczeniu) mieszanka glikozydów gromadzących wodę w organizmie, której to dosyć ciężko się pozbyć - chyba że ktoś wierzy w cudowne terapie chelatacyjne i go na nie stać (ok. 150 zł za zabieg 3 godzinny czyli kroplówkę, których to zabiegów ma być koło 20-30 na terapię). Sporo osób tego co ja nie czuje, ale większość z nich zapewne nie miała problemów takie jak moje w życiu.
Jak powstaje takie "coś"? Według książeczki "Przewodnik po medycynie chińskiej" Krystyny Alagor, śluz jest efektem działania wychłodzonej śledziony, której z kolei nie ogrzewa wystarczająco prawa nerka (lewa wychładza, a powinny być w równowadze). Jako że w dzieciństwie często siedziałem (i długo) w zimnych górskich rzeczułkach, strumieniach itp. miewałem dosyć często zapalenie pęcherza i inne takie życiowe sprawy. Może zaczęło się to wtedy, może później w każdym razie obecnie mam w sobie odczuwalną "brudną chmurę" w której poza wodą, zapewne zdarzają się inne składniki, nieco bardziej "kłujące", "drapiące", czasem "nitkowate", "piaskowate", "igiełkowate" i inne. Po prostu niepowtarzalne odczucia skłaniające do marudzenia i uśmiechów politowania znajomych, którym opowiada się jak się czuje coś, o czym nie mają bladego pojęcia.
Może to niezdiagnozowana niewydolność prawej nerki, a może odżywianie się mlekiem (niezłe źródło dla późniejszych glikozydów) i jego przetworami, picie zimnych wód mineralnych i pogryzanie kwaśnych owocków (ogólnie mają działanie wychładzające organizm wg medycyny chińskiej) spowodowała w efekcie to, że czuję się jak czuję. A jako że problem wydaje się już mi teraz (przeze mnie) zdiagnozowany, trzeba zacząć się leczyć.
Co zatem robić? Zarabiając obecnie (w stosunku rocznym) mniej niż w szkole (aczkolwiek praca mniej nerwowa, nikt nie proponuje zrobienia loda za podwyższenie oceny etc. ...a teraz to nawet bezpośredni przełożony czyni ze mnie cyt. "mistrza świata w czekaniu" na decyzje władnego je podjąć) niestety nie stać mnie na terapie, które podobno sprawiają cuda i po których człowiek czuje się i 15 lat młodziej (bez tej chmury pewnie znów bym miał 18 lat i pryszcze). Jest natomiast możliwość zmiany diety zasobnej w energię rozgrzewającą "yang". Może i potrwa ona z parę lat, ale pierwsze próby wydają się obiecujące.
Jako że w przytoczonej książce, jako rozgrzewające produkty spożywcze podano m.in. rozmaryn, tymianek (swoją drogą uznawane też za afrodyzjaki, składniki napojów miłosnych, wymieniane w klasycznych utworach typu Scarborough Fair - o dawaniu "prawdziwej miłości" ;) ), jak również anyż i imbir, a ja posiadam olejki eteryczne 3 pierwszych wymienionych i sproszkowany 4 - zrobiłem mieszankę po 3 krople olejków, trochę imbiru w szklance wody, wypiłem, wypiłem jeszcze 3 kolejne szklanki, tym razem bez mieszanki, i poszedłem spać. Bezskutecznie. Ogólnie czułem że coś się zaczęło dziać i to faktycznie przy prawej nerce, pobudzenie w moim wypadku polegało na tym, że nie mogłem zasnąć całą noc (nic erotycznego się nie działo :P), a następnego ranka stałem się nadpobudliwie gadatliwy. Zaiste. Testuję drugi dzień tę mieszankę co 12 godzin i nadal żyję. Pobudzenie i gadatliwość nieco opadły, ale w końcu pełna terapia i zmiana diety to długotrwała sprawa i nie należy przesadzać - zobaczę co się zmieni po tygodniu.
Teraz popijam sobie natomiast czarną kawę parzoną z dodatkiem imbiru i cynamonu - wszystkie składniki mają działanie rozgrzewające - i to nie tylko jeśli chodzi o nerki (produkty spożywcze, poza działaniem rozgrzewającym yang i wychładzającym yin medycyna chińska przydziela też różnym żywiołów a za te z kolei odpowiadają różne organy człowieka). I mógłbym pogadać sobie z demoniszczem, tylko że nie ma o czym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz