środa, 3 października 2012

Kawałek

Jak długo każdego dziecka nie będzie się uczyło i wymagało od niego wszystkiego tego, czego oczekuje się od potomków władców, choćby mieli umysł cieśli, tak długo demokracja będzie tylko iluzją w której zawsze będą niewolnicy władzy po którejś ze stron.
W myślach cofam się do wakacji i siedzenia na wysepce kamieni pośrodku rzeki. Woda płynie, szemrze i mija mnie jak czas. Siedzę i słucham szumu siedząc na twardych, szarych kamieniach. Z których każdy jest zbiorem kryształów, z bardziej lub mniej doskonale uporządkowaną strukturą - w mikroskali.
Nieuporządkowanych, kolorowych, wibrujących struktur. Kamienie są szare - otoczaki wygładzone przez wodę, ukrywają swoją wewnętrzną naturę.
Myśli, fragmenty, zgubione życia.
Ile czasu trzeba by diament stał się otoczakiem? Jakiej siły trzeba by go rozbić na kawałki? Czy siła tony szarych otoczaków uderzających w jednym czasie wystarczy?
Woda płynie.
Na drugim brzegu zieleń, trawa, las. Z jednej i drugiej strony. Gdzieś, może jakaś droga za drzewami.
Ja siedzę na wysepce pośrodku rzeki.
Okruch myśli.

Mr Zoob
Mój jest ten kawałek podłogi

Znowu ktoś mnie podgląda,
Lekko skrobie do drzwi. 
Strasznym okiem cyklopa,
Radzi, gromi i drwi!

Mój jest ten kawałek podłogi,
Nie mówcie mi więc, co mam robić!
Mój jest ten kawałek podłogi,
Nie mówcie mi więc, co mam robić!

Meble już połamałem,
Nowy ład zrobić chcę.
Tynk ze ścian już zdrapałem,
Zamurować czas drzwi!

Mój jest ten kawałek podłogi,
Nie mówcie mi więc, co mam robić!
Mój jest ten kawałek podłogi, 
Nie mówcie mi więc, co mam robić!

Mój jest ten kawałek podłogi,
Nie mówcie mi więc, co mam robić!
Mój jest ten kawałek podłogi, 
Nie mówcie mi więc, co mam robić!

Wielkie dzieło skończyłem,
But do wyjścia mnie pcha.
Prężę się i napinam,
Lecz mur stoi jak stał.

Mój jest ten kawałek podłogi,
Nie mówcie mi więc, co mam robić!
Mój jest ten kawałek podłogi,
Nie mówcie mi więc, co mam mówić!

Kler na obrazku w poprzednim poście nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem, poza wykorzystaniem postaci Chrystusa do określenia swojej pozycji jako kler. Ludzie otaczający i patrzący się na wykorzystywane dzieci to ten sam tłum który woli uwolnienia Barabasza (np. od winy związanych z machlojami w spółce Telegraf czy innymi) i z lubością przygląda się katowaniu ludzi, czasem tych których wcześniej z lubością słuchał. Wśród nich nie ma chrześcijan. Bez względu na to co będzie twierdzić kler. Ta sama postawa co dwa tysiące lat temu. Ten sam mur. To samo klękanie przed każdą bestią która ma wystarczająco dużo władzy by wpływać na innych i utrzymywać swoją władze kosztem cudzej wiary w dogmatyczną słuszność własnych poglądów. Władzy której wyrzekł się Chrystus.

Liczyć na zmiany? Cudowne zmiany? Przymusowe zmiany? Zrozumienie?
To trzeba by wierzyć w cuda.
Mury upadają i rosną.

Zbawienie poprzez wiarę? Wiarę w głoszenie buntowniczych poglądów jak Jezus Chrystus? Zgodnych z założeniami przykazań?
Nie tyle zgodnymi z tradycjami kleru tylko zgodnymi z poglądami Jezusa.
Nie ma zbawienia dla służalczego kleru wypełniającego instrukcje papieży dotyczące pedofilów w swych szeregach.
Oni nie wierzą. Oni wielbią. Oni klękają. Oni się wpatrują i całują pierścionki.
O, a może ja kłamię?

Oni wszak bzdurami się nie zajmują.

Czy wszyscy? W co wierzyli klerycy wykorzystywani przez niejakiego P.? Albo dzieci kastrowane za niespełnianie seksualnych zachcianek katolickich opiekunów?
W miłość i wybaczenie Chrystusa? Jakie wybaczenie? Ten gość stwierdził że lepiej by ktoś sobie obciął to czym grzeszy (samodzielnie), jeśli wierzy. Tylko w co wierzy P.? W niepokalaną Jezusem dziewicę? W nietykalność swojej osoby? Nie ma zbawienia dla P. zwanego arcybiskupem. Nigdy nie był chrześcijaninem. Był co najwyżej jawnym wielbicielem Jezusa, a w rzeczywistości wyznawcą babilońskiej niepokalanej Jezusem dziewicy. Ujeżdżającą tego niby biskupiego smoka.

Tak na marginesie - w tłumie broniących krzyża smoleńskiego nie widziałem ani jednego chrześcijanina. Widziałem tłum wielbicieli Jezusa i wyznawców niepokalanej Jezusem dziewicy. Żaden z "obrońców" nie pojął nauki krzyża. Żaden z tych, którzy tam byli. Żaden z nich nie jest chrześcijaninem. Bez względu na to co im się wydaje. Bez względu na ilość rytuałów w których brali udział. Zbawienie nie jest przez uczynki tylko wiarę. Czyż nie?

Wiarę w możliwość zachwiania przyczynowo-skutkowego.

Ktoś kto publicznie naucza że czcić należy kogoś lub coś więcej niż własnego ojca czy matkę nie jest chrześcijaninem.
Ktoś kto naucza że należy czcić flagę, godło, urząd, obraz czy posąg i uważa że jego uczucia religijne są związane z tym czczeniem nie jest chrześcijaninem.
Wśród chrześcijan nie ma państwowości i nie ma symboli które się czci.
Są tylko właśni rodzice i wyznawcy podobnych poglądów - siostry i bracia.
Nie klęka się przed krzyżem czy pentagramem. Nie klęka się przed kapłanem. Nie oddaje hołdu symbolom. Nie.
Czci się tylko własnego ojca i matkę.

A mury rosną i rosną wraz działaniami duchów.
Ich przekazami i nakazami.
Próbami wiary w przekazane podstawy.
Łańcuch kołysze się u stóp niewolników, których naucza się posłuszeństwa i milczenia. Względem kleru, szlachty, korporacji, kapitału, władzy.
Niewolników którzy każdą odmianę powitają z wiwatami, będą z palmami witać i ciągnąć za osiołkiem. Ale wybiorą Barabasza. Bo tak zawsze było. Bo kler i władza zawsze będą takie same. Bez względu na ustrój. A Chrystus wyrzekł się władzy i działał przeciwko klerowi. Jakże ciekawa atrakcja dla tłumu niewolników wiary.
Padną mu do stóp. Będą się czołgać przed bestią. Całować pierścienie bez względu na to co zrobi.
Czy Chrystus podnosił z kolan padających przed nim? Czy też znacząco pukał się w czoło?
Niewolnicy padają przed każdym. Tak ich nauczono. Do tego zmuszano.
Nie zawsze mogli oczekiwać na łaskawą śmietanę podaną na kolanie.
Ach. Władza. Jakże łatwo można ulec jej pokusom. Nieświadomie wykorzystać.
Iluzje, iluzje, iluzje...

Wyrzeczenia się władzy.

Osobiście świadom jestem swoich porażek w Cywilizacyjnych gierkach. Sukcesów dzięki systemowym sztuczkom w edytowaniu hexadecymalnych wartości takoż. Znasz system - żadna gra ci nie straszna. Zmaterializujesz sobie kupkę złota. A co... Zachwiejesz światową gospodarką, a co... Padną ci do stóp? A potem rozszarpią, byle nic z tego nie było, a układy pozostały układami jakimi były przed tobą. Nawet ciebie zmienią jak im się podoba odpowiednim praniem mózgu. Albo cię spalą. Czarownika materializującego złoto? Oj, lepiej zmaterializować rybki albo chlebek. Albo trochę wina metodą Chalmersa z Ucznia czarnoksiężnika L. S. De Campa i F. Pratta. Lub podobną.
Iluzje, iluzje, iluzje...

Wyrzeczenia się władzy.

Potrzeb.
Imponowania.
Potrzeb.
Karmienia potrzebujących.
Potrzeb.
Samorealizacji.
Potrzeb.
Myślenia.
Potrzeb.
Życia.

Iluzje, iluzje, iluzje...

No w końcu dochodzi się do wniosku, że chodzi o to, żeby być dla siebie dobrymi nawzajem.
Czyż nie?

I nie mówi się wszystkiego. Oj nie.

Bo niby kto zrozumie?

Twoja kopia bez twoich wspomnień i toku rozumowania z gotowymi wnioskami wpojonymi od dzieciństwa?
No i w zasadzie czy to jest sens być kopią? Co z tym na którego nakłada się wzorzec?
Nie-boskie gierki starych prukw.
Bezduszny potwór z oddziałującym zewnętrznym bytem na przysadkę mózgową i płaty skroniowe.
Bezduszny potwór uśmiechający się mimo cierpienia, maską zrozumienia.
Bezduszny potwór który nie miał wyboru nie brania udziału w przygotowanym scenariuszu.
Iluzje, iluzje, iluzje...

...zyska sławę królem będzie, kto na szklaną górę wejdzie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz