piątek, 5 października 2012

Nauka krzyża

Zmartwychwstanie?
Czyli - niektórzy zmartwychwstają a niektórzy nie.
Gdzie tu miejsce na raj po śmierci albo piekło?
Jeśli zmartwychwstają to nie są w raju.
Jeśli ktoś wierzy w raj po kres świata to nie wierzy w zmartwychwstanie.
Jeśli zmartwychwstają to czym się przejmować? Własną stratą? Jeśli ktoś wierzy w zmartwychwstanie to jest to raczej koniec starego ciała i początek czegoś nowego.
Nowego życia.
Nie raju. Nie piekła. Póki ktoś im tego życia nie zmieni w jedno lub drugie.
Czyściec? Za który kler katolicki (593r.) zapłacił Lucyferowi? Naprawdę w to wierzyli.
Lucyferowi pewnie też.
I paktom z nim.
Do dziś wierzą.

Alternatywa zmartwychwstania - 72 piękne i kuszące dziewice? A wiecie w czym tkwi haczyk? W braku ślubu. I braku kogokolwiek do jego udzielenia. Jeśli któryś się skusi, hi hi hi, to popełni cudzołóstwo, za które, hi hi hi, Mahomet przewidział karę śmierci. Cudowne rozwiązanie czyż nie? Niektórzy to potrafią umrzeć dla miłości... No to może lepiej założenia Chrystusowe? Ach, rozumiecie podejście duchów do wrabiania ludzi?
Draniom, nie należy ufać.

Nauka krzyża - choćbyś i był mesjaszem/prorokiem/synem bożym lub w ogólności - człowiekiem - to i tak cię ukrzyżują jak będziesz ufał wszystkim wokół w to że możesz mówić co ci się wydaje za słuszne. I nawet jeśli to prawda to nikt z góry palcem nie ruszy żeby powstrzymać rządny krwi tłum. Wielbicieli. No chyba że... ;] Ufać można tylko Bogu, wielbiciele i tak pomyślą i zrobią co będzie im się wydawać za słuszne, albo nakaże im władza lub kler.

Czy można ufać sobie? Swojej wierze i wiedzy? Bezwarunkowo? Jak pokazuje historia często wiedza jest tylko wiarą, wiarą w teorie, które czasem lepiej, czasem gorzej opisują otaczający świat. Czyli są mniej wiarygodne niż opisywana rzeczywistość. Ufa się im mniej niż temu, co zostało uznane za dzieło Boga i nawet jeśli ktoś nie wierzy rozumie (a może właśnie wtedy powinien rozumieć to lepiej) tę zależność.

Nauka krzyża. I tak wstaniesz z grobu więc czym się przejmować i wciąż wracać do problematycznego momentu. Jeśli się wierzy w to wstanie. Bo jak nie - to pozostaje tylko lamentować przez lata nad czyimś końcem, zapominając o żywych, poświęcając się śmierci i nicości każdego dnia kosztem życia. Otaczając kultem nie naukę krzyża tylko krzyż - przedmiot, miejsce kaźni, śmierci. Nauka krzyża - zmartwychwstanie wierzących - odrzucając na rzec kultywowania nieustającego cierpienia i nicości. Jeśli ktoś wierzy. A jak nie... Pozostaje nicość i wieczna zagadka - co jest po śmierci.

Jezus nie jest Panem. Może i byłby grzecznościowo panem Jezusem, ale zrzekając się władzy został po prostu Jezusem. Ani władcą ani kimś komu ktokolwiek by podlegał. No chyba żeby ktoś bardzo chciał i uznał te same zasady co on. Względem zrzeczenia się władzy, ale jednocześnie nie oddawania jej komuś innemu. Tyle że ja mu nie ufam. Nie ufam komuś kto wierzy duchom. Nie że we wszystkim mu nie wierzę - Budda też nie był buddą całe życie, w końcu po to spędził tyle czasu na medytacjach i szkoleniu u różnych ludzi, całkiem sporo tracąc na wadze przy tym, olewaniu demoniszczy, że dopiero oświeciło go po dłuższym czasie - ale bezwarunkowo ufać? Nie. Jak ktoś się zrzeka władzy to później nie powinien jej wykorzystywać i dawać sobie wciskać "królestwa ojca nie z tego świata". Moje demoniszcze też twierdzi że przychodzi od ojca, podając się przy okazji za Elohima. Pewnie jakiegoś "ojca dyrektora", zważywszy na oddziaływania przez całe życie doprowadzającego do takiego stanu w jakim jestem. Demoniszczom, za kogo by się nie podawały, nie należy ufać. Mnie też nie należy bezwarunkowo ufać - warto za to sobie posprawdzać różne rzeczy.
Uczyć się.
Szukać odpowiedzi i wiedzy.
Choćby w Chinach jak to ujął Mahomet. Hi hi hi. Choćby na tematy związane z energetyką człowieka, czy też, hi hi hi, systemów politycznych, hi hi hi. Nie żeby tam panował jakiś faktyczny komunizm. Definicyjny. W którym raczej nie ma bogacących się jednostek kosztem innych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz