sobota, 30 kwietnia 2011

Technologia roju

Kilkanaście dni temu, gdy byłem na L4, w swoim bodajże lewym oku, poza klasycznie pojawiającymi się pojedynczymi nitkowatymi nieruchawymi "śmieciami", zauważyłem synchronicznie poruszające się, wirujące lewoskrętnie, "nitki" w jednej płaszczyźnie (tak to wyglądało), w równych odstępach i to naprzemiennie, w liczbie od kilku do kilkunastu - widać było je tylko przez chwilę jak się nakładały na widziany obraz z prawej dolnej strony i wychodziły poza widziany obszar.
Możliwe że miało to coś wspólnego z wcześniej widzianym przez kilka sekund w pokoju "rojem" świecących na biało punkcików, poruszających się w odległości ok. 5 cm każdy od siebie w przestrzeni którą objęłaby przeciętna reklamówka i dosyć szybko gasnących.
Taki "rój" widziałem wcześniej parę lat temu, w czasie trwania jednego z "Orkonów", ostatniego na którym byłem i ostatniego który odbył się w Mirowie. Na dodatek miałem mega-swędzącą wysypkę na połowie pleców, którą później okazał się półpasiec, która była jednym z powodów dla których nie brałem udziału w imprezie. Było to rankiem, również było widać "rój" tylko przez kilka sekund zanim "zgasł". Poprzedniego wieczoru wybrałem się z białą świecą i przygotowanym "pergaminem" pod najbliższą kapliczkę w ciemnym lesie w celu recytacji jednego z zaklęć z "Grimorium Verum". Po pewnych zmianach oryginalnego tekstu zaklęcia. Z pewnych powodów nie dokończyłem całości i wróciłem do swojego pokoju w agroturystyce. W nocy, leżąc samotnie na łóżku, co prawda i tak chciałem wpłynąć na pewną osobę, ale bez całkowitego powodzenia. Ogólnie nie mogę powiedzieć bym był wyspany, ale świecący rano "rojek" było widać całkiem nieźle. Nadmienić należy że kolejnej nocy ktoś mi usiłował wleźć do pokoju ale drzwi tym razem były zamknięte... Może niedokończone zaklęcie podziałało - ale to tak zupełnie na marginesie.
Tak czy inaczej trzeba by się zastanowić co to mogło być w tych moich ślepkach.
Wersja pesymistyczna - pasożyty, małe zwierzątka żerujące na moim ciele, znajdujące się w krwioobiegu, tkwiące, wygryzające kanaliki, produkujące toksyny i niszczące mój organizm, zapychające naczynia krwionośne i doprowadzające do powolnej śmierci.
Wersja optymistyczna - demoniszcze usiłując dręczyć mnie dłużej i podleczyć żebym za szybko nie odszedł z tego świata, nasłało na mnie coś w rodzaju technologii ufoków (chyba że samo jest tym rojem ale to jedna z opcji bardziej pesymistycznych). Technologia (na co wskazywałoby rozmieszczenie i synchroniczność wirujących "niteczek" tworzyłaby wirujące cząsteczki - szczotki, które po dostaniu się do krwioobiegu, wirując, zwiększałyby światło żył i tętnic, pozbywając się m.in. "pyłu" którym oberwałem parę lat temu. Druga wersja, gdyby miały określone właściwości elektromagnetyczne, po dostaniu się do pewnych obszarów mózgu, byłyby w stanie generować mikropola elektromagnetyczne wpływające na jego funkcjonowanie, z wszelkimi powiązanymi z tym konsekwencjami. Coś mi się kołatało w głowie związanego z polaryzacją takich cosi, ale to może kiedy indziej...
Magia, ufo, demoniszcze...? Co za różnica. I tak mam świadomość że jak coś przekazuje informacje to niekoniecznie oddziałuje werbalnie przez "demoniszcze" tylko od razu tworzy rozwiązanie w mojej siatce neuronów, wyuczonej przez lata w określonych warunkach, tak bym uważał, że to ja osobiście dochodzę do pewnych wniosków przy statystycznym nieprawdopodobieństwie przypadkowego dojścia do nich bez uprzednich samodzielnych skojarzeń - choć czasem ciężko jest się połapać. Ale... nikt nie lubi jak marudzę. :P
Co by było gdyby taką technologię dorwał ktoś, kto nie ma uprzedzeń do wykorzystywania ludzi w celach zabawowych i nie chciał dopuścić do poznania u ofiar technologii która mogłaby zaszkodzić jemu samemu? I czy ten ktoś lubiłby odgrywać postacie w ramach swoistych role playing games w których grałby rolę "bóstewek", które po spełnieniu określonych zasad, recytacji, warunków, "odegrania teatrum", działałyby zgodnie z zasadami? - a i to tylko jeśli w pobliżu byłby jakiś "gracz" działający akurat w systemie z jakiego korzysta człowiek. Po to, by ukryć technologie które pozwalają na kontrolę, leczenie, zabijanie. Niebezpieczne technologie, których przedstawiciele twórców tych technologii, czasem potomkowie ("demoniszcza") wcale nie są tacy idealni jak się ich przedstawia. Którzy często się wtrącają, wykorzystują i ukrywają bawiąc się "swoimi" ludźmi niczym ludzie komputerowymi "simami" (z tego co wiem to niektóre osoby lubują się w znajdowaniu sposobów na jakie może zginąć ich sim) i chronią się.
Przed zemstą.
Promując wybaczanie i miłosierdzie, by - gdy już człowiek tę technologię będzie mieć - przypadkiem ich własne dupy pozostały w całości.
A prędzej czy później - będzie (ciekawe, że dokumenty i odkrycia Tesli się tracą, a skrzynki z zapiskami J.Dee przetrwały pożar - widać gracze dbają bardziej o mity niż o naukę), choć trzeba uważać, bo skutki braku przewidywania tego "co potem" mogą okazać się tragiczne - to tak jakby np. bomby termojądrowej użył ktoś parę tysięcy lat temu, nie mając pojęcia o wszystkich skutkach ubocznych z tym związanymi.
Wiara w Stwórcę reguł fizyki, w prawa naturalne, poznanie zasad jakimi rządzi się świat Stworzenia niezależny od przekazywanych przez ludzi treści religijnych odciągających od poznania Boga przez poznawanie zasad rządzących światem, umysłem, człowiekiem, jest dla mnie o wiele bardziej sensowna niż wiara w grające ludźmi istotki, blokujące dostęp do wiedzy o wszechświecie, na którym żyje człowiek.
Bezpieczniej jest zapewne wierzyć faceta na krzyżu i fruwające "aniołki" podleczające jednostki. Albo system Tory. Który trzeba zrozumieć jak działa w powiązaniu z umysłem człowieka. I starymi graczami.
Co do obecnego lokalnego folkloru to "Nie ma lepszego od Jana Pawła II" - ten tekst kilkanaście minut temu usłyszałem w TVP1. Heretycki czyż nie? Chrystus uzdrawiał ludzi, rozwalał figurki w świątyniach i na pewno nie krył podwładnych sobie pedofilów. A dziś... Uśmiechaj się, módl, głaskaj dzieciaczki po główkach i korzystaj z funduszy państw, a więc ich obywateli, w tym niewierzących, aby przelecieć się samolotem (zamiast przejść pieszo w sandałach, po drodze spotykając, odwiedzając i uzdrawiając ludzi) i wygłosić przygotowany tekst o miłości (najbardziej znany biblijny tekst o miłości nie jest autorstwa Chrystusa tylko gościa przy którym padł trupem Ananiasz z żoną, lub który wg legendy wezwał imienia Chrystusa w celu uśmiercenia Szymona Maga) lub dowcipkować o kremówkach, a zostaniesz świętym. Działaj na korzyść swojego państwa rozwalając politykę i ustroje innych - a zostaniesz nieomylnym "świętym" o którym częściej się mówi niż o Chrystusie. BTW W tekście cytowanej piosenki nie ma imienia "Jezus Chrystus" (czyżby na to nie pozwolił?), tylko odwołanie do "Pana". Zapewne Pana z rogami, kopytkami i ogonkiem - bóstwa płodności, które raczej z antykoncepcją wiele wspólnego nie miało i uprawiało seks z dziewczętami, a czasem młodzieniaszkami. Taka to była mitologia Greków. Chrystus zaś nie kazał tworzyć nowotworu czerpiącego zyski z ludzi. Nie mówił nic o papieżach. Natomiast kazał być osobiście wśród ludzi - nie siedzieć na żadnym stołku czy w ramach urzędniczego stanowiska wysłuchiwać peanów pochwalnych, koncertów i słuchać pochwał nauczonych, że tak musi być, ludzi. W chrześcijaństwie tak nawiasem mówiąc jedynym ojcem świętym dla Chrystusa, był Bóg, czego obecnie nawet "nieomylni" i uważani za "świętych" papieże nie zauważają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz