sobota, 1 marca 2014

Religia

W religiach judeochrześcijańskich (jak je nazwano... he, he, he) jedną z podstaw jest wiara iż człowiek został stworzony na podobieństwo Boga. Bóg został zaś opisany w Księdze Wyjścia za pomocą 72 imion - które niektórzy przyznali "aniołom" (anioł to funkcja posłańca, jeśli któryś nie działa jako posłaniec, tylko zaczyna kombinować z przekazami oznacza to że co jak co - ale anioł to nie jest, a raczej jakieś demoniszcze) - tzn. tak nazwali je ci którzy nigdy nie mieli styczności choćby ze śladami zrozumienia oryginału. Oczywiście żadne z bytów którym przypisano te imiona nie oponowały - bo niby czemu, skoro ci którzy w to wierzyli, do Boga najwyraźniej nie byli podobni, choćby w ramach świadomości podobieństwa tego w co wierzą, a zwierzętami nakazano władać, a nie być im posłusznymi.
Religia, która wywodzi się z nauk Tory, ma zatem za zadanie tworzyć człowieka podobnego Bogu, którego mają tworzyć osoby wykształcone, rozumujące i rozumiejące znaczenie imion a nie byle despota, dyktator, czy klecha który dopasuje sobie znaczenie do własnych "nieomylnych nauk" czyli imiona typu "Pan Władca Wszechświata" jako "Człowiek Rządzący Wszystkim Co Nauczył Się Psuć" względnie "Nadludź, Pan Podludzi". Wszak człowiek wszechświat poznaje dostępną percepcją i tworzy go w swej świadomości, co oznacza iż człowiek "podobny Bogu" jest w stanie panować nad całą swą świadomością i tylko wtedy to imię można mu przyznać jako "podobnemu" jeśli jest w stanie to zrobić. Celem religii w tym rozumieniu, jest kształcenie świadomości ludzi by potrafili panować nad wszechświatem swego własnego umysłu - ot buddyzm jednego imienia, ale nie ten tybetański w którym roi się niby u katolików od duchów, bóstewek, dew i innych, tylko buddyzm w którym uczy się panować nad świadomością bez manipulujących wpływów naleciałości religii, od których uwalniał się Budda przez całą swoją naukę u wszelkich "mistrzów" (OM MANI PADME HUM - perła jest w kwiecie lotosu - perłę tworzą mięczaki wokół kawałków ostrych kamyków, bolesnych prawd, w swoim ciele - u ludzi w umyśle - średniowieczne rozpuszczanie perły w zabiegach leczniczych miało symbolizować odejście od wszelkich blokad, kłamstw itp. przeszkadzających w uleczeniu człowieka - jeśli powtarza się coś, czego się nie rozumie, utrzymuje się swoją własną ignorancję, największego wroga buddyzmu Buddy, nie tych religii które niczym pseudochrześcijaństwo opanowały świadomość ludzi dzięki różnym "pomocnym bytom" czy "władcom demonów" - które to mantry nieświadomie mogą powtarzać nawet osoby które są bardzo dobre, ale nauczone myśleć tak, jak im kazali wcześniej myśleć kapłani lub ludzie którzy im uwierzyli, a ludzie wszak są bezwarunkowo omylni gdyż są "podobni" a nie tożsami z "Bogiem").
Imion wszakże jest więcej - i niech mi ktoś z moich drogich czytelników powie, czy którykolwiek z tych wszystkich klechów poddanych biskupom którzy chronią swoich pupilków - podobnych sobie zwykłych podwładnych hierarchii - pedofilów, powiedział wam kiedyś na czym polega to podobieństwo człowieka do Boga? Czy ktoś uznał że człowiek ma być tylko dobry, miłosierny i być poddanym innych ludzi? Czy Bóg jest zatem komuś poddanym? Może jakiemuś "nieomylnemu" papieżowi? Może klęka i zlizuje z kolan takiego np. Rydzyka śmietanę? I nadstawia drugi policzek uśmiechając się błogo?
Niech będzie przeklęty każdy katolicki klecha który uznaje nad sobą władzę pedofilów, alkoholików i zwyczajnych oszustów podających się za biskupów. Otóż jeśli człowiek ma być podobny Bogu to nie może klęczeć przed klechami, tylko mieć ich pod "swoim butem", bo tak właśnie wybrali. Uznali się za sługi Boga. Nie za Panów. W dzisiejszych czasach nie zmusza się do tego pod karą śmierci.
Niestety - obecnie większość klechów uważających się za chrześcijan, nie ma bladego pojęcia o źródłach swojej wiary. Moi drodzy czytelnicy rozumieją oczywiście, że ja ich za chrześcijan nie uznaję. W przypadku katolickich klechów - ani jednego, który wierzy choćby w jednego świętego - dla Jezusa jedynym świętym był Bóg (w jednej osobie) - ojciec Adama i całej jego rodziny. Każdy, kto twierdzi inaczej jest z punktu widzenia chrześcijaństwa zwyczajnym heretykiem, nie pojmującym że Jezus (Syn Ojca - Bar Abbasz - oszustw w ewangeliach trudno zliczyć, zaprawdę, tak jak i fałszerstw i kłamstw wypowiadanych przy świadkach przez pseudouczniów Jezusa - osobiście wolę Buddę ;] ) całkiem nieźle na krzyżu opisywał gdzie ma tych wszystkich pseudowierzących uczniów i co by z nimi zrobił.
Mogę tylko powiedzieć - czekam z niecierpliwością, bo piekło już mnie pochłonęło skoro diabły uczą religii w szkołach fałszywych ewangelii, a ktoś, jak legenda głosi, podobnoż miał zejść do piekieł by ratować grzeszników.
W powyższym linku mamy po angielsku mniej więcej znaczenia oryginalnych imion, czyli tego, jakim trzeba być by być podobnym Bogu. I jeśli jest się duchownym opierającym się o Biblię, ma się wskazówkę jak należy kształtować umysły osób by chciały takie być. By były jak Bóg, potrafiły być niezależne od innych, potrafiły pracować na siebie choćby i przez 6 dni w tygodniu, z jednym na myślenie o sprawach boskich - myślenie że jak ktoś robi coś niby boskiego przez 7 dni i nie pracuje tak, by móc faktycznie być niezależnym od cudzych darów nie jest grzechem, to najwyraźniej nie zrozumiał że apostołowie szyli namioty, naprawiali sieci etc. żeby nie być w sprzeczności z pewnym przykazaniem, no ale diabłów jest wszędzie pełno i zaprawdę piszę, żaden tego nie interpretuje w ten sposób co oznacza że każdy niepracujący klecha katolicki grzeszy).
Jeśli dajmy na to ktoś dąży do zła w rodzaju mordowania jakiejś nacji, to niestety pozbywa się pewnego imienia, podobieństwa Bogu i dąży ku własnemu zezwierzęceniu jak można pokazać na przykładzie pseudoświętych katolickich nawołujących do mordów "niewiernych" (czyli takich jak oni skoro nakazywali łamać "nie morduj") w ramach rozmaitych krucjat, nazistów, "bratnich pomagierów" atakujących i okupujących inne kraje ze względu na posiadane bogactwa naturalne względnie korzystne ukształtowanie terenu lub położenie geograficzne. Jezus nauczał że gdy ktoś taki przyjdzie do chrześcijanina któremu zawinił, to ten powinien wybaczyć, jeśli druga strona o to wybaczenie poprosi. I tylko wtedy gdy poprosi, będąc świadoma swojej winy, pragnąc zerwać z popełnionymi czynami. Nie do wyznaczonej osoby, która za bilon, zestaw formułek modlitewnych do jakiejś kobiety która nawet kijem nie ruszyła by rozstąpiło się morze aby ratować syna (co nie znaczy że nie próbowała, ale widocznie nie miała takich wpływów jak np. Mojżesz, do którego najwyraźniej nikt określonych formułek mimo swego uznania własnej nieomylności nie stworzył... a może jednak? :>,) miałaby wybaczyć w imieniu ofiary którą traktuje jako podrzędne, nierozumne zwierzę ze swego stada (i nawet nie próbuje zmieniać stanu jego świadomości by jednak było podobne Bogu a nie niczym owca, baran, pies czy wilk) - tylko właśnie osoba której zawiniono.
Czy katolicki kler jednak o tym nigdy nie wiedział czy też uznał tylko, iż wiedzę tę należy zachować tylko względem ścisłego grona osób zaufanych, natomiast zwykli ludzie i podrzędny kler powinni być nazywani co najwyżej np. tylko 7.. a może 4.. 3? imionami w ramach uznawania imion związanych z Bogiem.
Na dzień mojego urodzenia przypadają dwa imiona wg dosyć dziwnego liczenia i przyporządkowania, o którym już kiedyś wspominałem na tym blogu - Deus Rex Dominator (וָוָלָיָה - [Veuahiah] - niszczyciel wrogów, wybawiający z opresji - wg. powyższego filmiku "o umyśle zwyciężającym materię") oraz Deus Dominus universorum (הֵיֹיֹאֵל - Bóg Pan Wszechświata lub "oczyszczający duchowo przeszłość i teraźniejszość" ). Czy oddziałują jakoś szczególnie w ramach informacyjnego pola kultury w której się znajduję, swoistego egregora bazującego na sprzecznościach znaczeniowych religii opartych na żywym słowie? Nie odtwarzanym w nieskończoność, czasem z błędami, ale z nowymi informacjami? A może z umysłem kogoś kto posiada cały zbiór sprzeczności i oceniającym siecią połączonych neuronów swojego układu nerwowego otaczającą rzeczywistość przez pryzmat sprowadzania do określonych kwestii logicznych i oceny co jest prawdą lub co fałszem na podstawie posiadanych informacji? Sprowadzającym wszystko do ciągu danych analogowego, przestrzennego słowa quasikryształów - połączonych komórek nerwowych... Ot imaginacja, kogoś kto ma panować nad wyobrażeniami swojego własnego wszechświata imaginacji i podającego informacje innym w taki sposób by nie były sprzeczne z posiadanym zasobem danych budującymi wewnętrzny wszechświat wyobrażeń teraźniejszości i przeszłości? Jakże często opartego o jawne oszustwa, podtrzymywane z uporem przez wpływający na świadomość ludzi, połączonych "siecią aniołów" jak podobnoż brzmi jedno z imion w umysł egregora działającego podświadomie na ludzi będących jego częścią. Wyobrażeń, fantazji i marzeń. Wizji przyszłości. Świadomości przeszłości.
I egzystujących w tej sieci świadomościach, lub pseudoświadomościach - fragmentarycznych, oderwanych fragmentach cudzych pól.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz