sobota, 22 stycznia 2011

Tytułem wstępu

Tępy ból, zapychającej waty w mojej głowie daje o sobie znać. Brak tlenu... Cóż, umrę sobie prawdopodobnie pewnego dnia jako śliniący się, patrzący w jeden punkt uśmiechający się i odczuwający ciągły ból człowiek. Czasem roniący łzy na nieruchomej, uśmiechniętej twarzy, spiętej w sztucznym uśmiechu, na twarzy niemalże bez zmarszczek, młodej, w utrzymywanym polu opętania.
Nie wiem po co prowadzę tego bloga - jakoś nie widzę pozytywnego odzewu. Raczej mogę napisać - prawie rzadnego odzewu. Zatem nadal będę prowadzić go w tym tonie, przynajmniej do końca 2012 roku. O ile dożyję, i hipochondria, albo inne syfiliszcze, mnie nie zabije prędzej.
W zasadzie powinienem się cieszyć że demoniszcze dotrzymuje mi towarzystwa i czasami gwałci. Bo w sumie nie czuję się tak samotny jak większość ludzi w tym stanie, którzy wrzeszczą, płaczą, chodzą po ścianach i mówią dziwnymi głosami. Ja się uśmiecham. To jest o wiele bardziej praktyczniejsze, nikt nie wierzy ofierze która mówi że cierpi i się uśmiecha, albo mruga znacząco i znacząco zmienia ton. To nie jest prymitywne wydzieranie sie głosami opętańczych prymitywów, cieszacych się że udało im się dobrać do jakiejś dziewczyny. To proszę was, jest wieloletnie, praktyczne opętanie przez doświadczonego potwora. Który nie takie numery odstawiał.
Maniakalne odstawianie pseudoschizofrenii jest stosunkowo proste - w większości wypadków produkcja omamów głosowych prowadzi ofiarę do szaleństwa, manii prześladowczej i uciekania od rzeczywistości. Niestety czasem ofiara zostaje buddystą, który coś tam słyszał na temat dręczenia buddy przez demony i wtedy zabawa w dręczenie przestaje być zabawna, zwłaszcza gdy ofiara stwierdza że jak cynicznie zaproponuje loda duchowi to omamy natychmiast nikną i zapada pełna zdumienia cisza. Po prostu ten typ już tak ma, no i jest już całkiem nieźle wyniszczonym osobnikiem, sprawiającym wrażenie że jest pomylony ale normalny. Cóż, jako że lucyferyczne demoniszcze wpływa na otoczenie tworząc siateczkę księcia kłamstw wobec swojej ofiary, jest on dosyć samotnym i pozbawionym pomocy facetem. Który musi pod względami ezoteryczno-zdrowotnymi liczyć tylko na siebie. I to nie tylko z powodu przekonań.
A jakie ma przekonania. Po latach, stwierdził że to czy Bóg istnieje czy nie w zasadzie nie ma znaczenia, bo choć Jego wszechświat istnieje i można dostrzeć w nim reguły i zasady jakimi się kierował go tworząc, to raczej jego działanie objawia się jako Boga opisywanego przez kabalistów, przynajmniej w kwestii "dawcy światła". Natomiast kwestie kar i rozmów z duchami, ufo, czy wszelkimi przekazami "istot" to już raczej kwestie maniaków. Religijnych, ezoterycznych, scjentologicznych i im podobnych. Dlatego filozofię demoniszcza mogę przedstawić na poziomie osoby która go obserwuje "od wewnątrz". Oraz całego otaczającego mnie duchowego światka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz