poniedziałek, 31 stycznia 2011

#2


Jacek Kaczmarski
Cromwell
Idą na Londyn! Idą purytanie!
Siłą ich czystość czyli lęk przed grzechem.
Lęk rodzi wściekłość, a wściekłość - powstanie
Idą pokonać chrześcijan - chrześcijanie.
Mgłą dysząc zamiast oddechem.
Broni się grzeszny król i pomazaniec.
Nie tyle władzy żal mu, co zasady.
Żal płynie z winy, a z winy - kajanie.
Lecz nie kajania pragną purytanie:
Muszą dowody mieć - zdrady.
Dowodem - zdrada. Ów zdrajca zdradzony
Przez własne siły, (te na które liczył) -
Nie może przecież zachować korony,
Skoro przez Boga został osądzony,
I sądzą go jego stronnicy.
Jak zwykle chaos jest przy tym i zamęt,
Ulica prawdę waży i rozdziela,
O swoją przyszłość troszczy się parlament,
Skazaniec łzawy szkicuje testament -
Z myślą o losie Cromwella.
Turla się głowa królewska pod stopy.
Sprawiedliwości stało się więc zadość.
Dla zniewolonej wzór to Europy:
Szafot wszak biskup w końcu sam pokropił
I wielka nastała radość!
Wszystko to rankiem nadziei i wiary,
Gdy strach i skrucha były zmian motorem.
Wieczorem Cromwell rozpędza parlament,
Sam się mianuje Lordem Protektorem:
Ofiara własnej ofiary.
Idą na Londyn! Idą purytanie!
Czasami niektóre historie rozwijają się nieco wolniej niż inne. Czasem mkną szybko i jak szybko przyszły tak szybko odchodzą w zapomnienie; czasem pamięta się tylko o fragmentach opowieści, które, wyrwane z kontekstu całości, są opiewane w późniejszych dziełach.
Czy mieszkaniec samarytanskiego kraju, na którego wskazywał Jezus byl chrześcijaninem? Czy po prostu nie potrzebował jego nauk by nim być? Czy trzeba modlić się do/przez Chrystusa żeby być chrześcijaninem?
I tak i nie.
Zależy czy bardziej nam zależy na świecie życia, świecie magii czy religijnym istnieniu w wieczności, która nie zawsze jest najbardziej sensownym rozwiązaniem dla każdego. Wszak różnorodność mamy wpisaną w genach, w tym różnice kulturowe, społeczne, zachowań. A kultura cóż... Zmienia się, choć początki zawsze pozostają te same.
Niedawno moją matkę, która stała się w pewnym wieku zagorzałą ateistką... a przynajmniej tak jej się wydaje, odwiedziły dwie dziewczyny chodzące po domach w ramach głoszenia Słowa Bożego. Z góry zostały uprzedzone ze moja matka jest ateistka, ale nie przeszkodziło im to przyjść ponownie, tym razem z artykułem "Zostałem wychowany na ateistę" w jednym z pism wydawanych przez Świadków Jehowy. Jako że moja matka akurat miała problemy z kolanem w wyniku upadku po pośliźnięciu się na lodzie parkowej alejki, natychmiast zaoferowały swą pomoc m.in. w związku z ewentualnymi zakupami. Zastanawiające jest komu to przeszkadza - chodzenie i pomaganie ludziom, bez względu na ich przekonania. Czy Chrystus pomagał "zadeklarowanym chrześcijanom"? Czy nie byli to Żydzi, Egipcjanie, czy Grecy z ich politeizmem? Samarytanin - jakiego byl wyznania, bo przecierz nie wiedział kim jest Jezus gdy mu pomagał, a przynajmniej opowieść o tym milczy.
Czy ważne jest to, czy papieżem jest arcykapłan religii która wybaczy każdemu i wszystko i przyjmie pod swój dach, jeśli grzesznik zaoferuje skruchę? Ha. Tylko dlaczego nazywa sie ona wówczas inaczej niz powinna?
Chrystus nie kazał sie modlić do ludzi, a kwestie modlenia do siebie, jak myślę wynikała ze "zrozumienia" ezoterycznych faktów, które niekoniecznie musiały być przekazywane innym, ulegnięciu pokusie, względnie działaniem "Elohima" (w sumie na to samo wychodzi), demoniszcza, ducha, czy jak by to nie nazwać. Dla scjentologów - to mogło byc ufo :P. Nie zmienia to faktu, ze był to wredny "chwyt poniżej pasa", za który oberwał zdradą, bo jak wiadomo nie od dziś biblijny "bóg", jest "bogiem" zazdrosnym. W tym o władzę. A wpływać na umysły potrafi.
Jezus mówił o wybaczaniu. Bratu wybaczyć po tysiąckroć? Owszem, jak najbardziej... tylko ze brat w Chrystusie, gdyby zgrzeszyłby ręką i poczuwał się do winy, to by ja sobie samodzielnie odjął, oko wyłupił i wierzył ze Bóg go uleczy. Jak nie w tym, to w następnym. No i w tym kwestia radykalizmu winy i kary wg Jezusa Chrystusa. Lub jego osobistego demoniszcza, przy którym, jak uczy Biblia, bardzo często się modlił, leżał się modląc etc. W każdym razie ksiądz-pedofil który się mieni uczniem Chrystusa i nie przejawia podobnego radykalizmu wydaje sie raczej zwykłym zboczeńcem, realnym lucyferianinem (biedne oszukane dzieci przez podobnych La Veyowi naprawdę mają zazwyczaj o wiele mniej wspólnego z realnym lucyferianizmem niż zdradzający Chrystusa ksiądz-pedofil), satanistą gwałcącym samego Chrystusa który jest kryty i tolerowany przez współsekciarzy w obrębie kleru. A przynajmniej tak wynika ze słów Jezusa - dziecko wg niego ma być traktowane jak On sam. A kto tego nie rozumie, to nie pomoże mu i spowiedź u papieża. Papież wszak to tylko człowiek, a nie Bóg. Człowiek który też może zostać ekskomunikowany i wykluczony ze społeczności. Nie tylko chrześcijan, ale ogólnie mówiąc ludzi w zależności od stopnia jego zezwierzęcenia. Bo to w zasadzie nie jest nikt specjalny, a tylko człowiek, który został nauczony ze ma odprawiać specyficzne rytuały odpowiednie do swej "pozycji". Chrystus zważywszy na cały przebieg jego religijnej kariery, rytuałów nie odprawiał, a częściej był ich beneficjentem - o czym jego uczniowie raczyć winni pamiętać. Co do modlitw, to chciałbym zauważyć, że był przez swoich bezpośrednich uczniów, założycieli "kościoła katolickiego", w ich trakcie obserwowany, przy czym w opowieści nie ma nic o tym by w tym czasie dołączali oni do Niego w modlitwie.
Papież to szef organizacji, która na swoim koncie ma miliony wybaczeń potworności, których w żaden sposób nie zrobiłby "brat w Chrystusie" - ilu z nich pokarało się w taki sposób jak ujął to Chrystus, zanim poprosiło o wybaczenie swoje ofiary?. Przede wszystkim swoje ofiary, a nie Boga. Chrystus nie rozgrzeszał ani za bilon, ani za modlitwę, zwłaszcza że modlitwy niektórego rodzaju, akceptowane przez kler, zapewne nigdy by przez myśl i usta Mu nie przeszły.
Przez wiele lat czytałem powieści których realia były nierzeczywiste w czasach w których dorastałem. Przestarzałe wartości, poglądy, podejście do życia z książek E.Niziurskiego, H.Ożogowskiej, Z.Nienackiego o tym jak zachowują i powinni zachowywać się ludzie - dzieci, młodzież, dorośli. Później zacząłem interesować się fantastyką. Głównie spod znaku fantasy.
Realność czynów ludzi mi współczesnych jakoś do mnie nie docierała, może sam wolałem nie wiedzieć co się dzieje w świecie w którym moi oboje rodzice w ramach "reform" niejakiego Balcerowicza zostali zwolnieni w ramach masowych zwolnień, na warunkach innych niż obecne. W końcu prawdę o wypowiadanych słowach i czynach niektórych ludzi można tylko spalić i nie wracać do niej. Czasem jednak trzeba "zejść na ziemię", zwłaszcza gdy ci, co palą te słowa, mają zbyt wiele kąśliwych prawd o istotach mieniących się ludźmi myślącymi, a nawet kapłanami, i nie nadążają z utylizacją zaśmiecających tę planetę nośników informacji.
Czasem trzeba być tym kim się chce. Złym i wrednym. Dobrym i opiekuńczym. Czasem nie ma się wyboru. Może, tylko taki by skasować teksty które się pisze będąc pod wpływem demoniszcza.
IHVH... Jestem jaki chcę być. To jedno z tłumaczeń tego imienia.
Czy potrafisz zrozumieć demoniszcze?
Ludzie uważają że wszystko olewam gdy mówię OM w różnych sytuacjach. Pewnie bardziej odpowiadałoby im soczyste "kurwowanie", wściekanie się emocjonalna ekspansywność. Czasem i mi się wymsknie pod wpływem otaczającego mnie pola. Ale ogólnie mówiąc to po prostu nie ma dla mnie większego sensu. Więc się smutno uśmiecham i mówię OM, nie mając nadziei i potrzeby zmiany rozmówców na takich jakimi sami nie chcieliby być. Dając im wybór w prowokacji pustki. Bo umysł w którym nie pojawia się forma jest umysłem tkwiącym w pustce, a każda próba komunikacji wywołuje z pustki moje "ja".
Ludzie tego najwyraźniej nie lubią, świadomości osób uciekających od świadomości cierpienia. Całego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz