piątek, 14 września 2012

Brokułowy koszyk

Kilka blogów temu uzewnętrzniałem parę informacji na temat imion, które jedyne zainteresowanie wzbudziły u odwiedzających mnie Świadków Jehowy, którzy po tym tekście przestali przychodzić z samodzielnymi propozycjami rozmów (aczkolwiek inna para gazetki mi nadal co jakiś czas przynosi, myśląc o mnie inaczej niż o dochodzie z cyferek wierzących).
Bóg ma podobno imię na które powołuje się w przypadku przywoływań, rytuałów, odwołuje się do imienia.
Jakie ono jest?
Jeśli przyjąć, że Bóg jest Żydem to naturalne by było posiadanie przez niego żydowskiego imienia.
IHVH - Jestem Który Jestem (bo to podobno znaczy ten czteroliterowiec) mówiłby że ten co się tak przedstawia jest i to tyle w tym temacie, nie mówi natomiast nic o tym jaki jest. Anagram w rodzaju HVIH oznaczające istnienie...
No ale... Dlaczego według chrześcijan nie miało być Greków czy Żydów? Czyżby Bóg przestawał być Żydem? A może po prostu Chrystus uważał, że każdy człowiek podlega jedynemu Bogu i nie rozróżnia ich kwestia językowych znaczeń i słów określających imię? Bóg, jeśli jest Bogiem jest Bogiem wszystkich a nie "wybrańców". "Wybrańców" tworzą duchy podające się za bogów. BTW kto pierwszy przetłumoczył Elohim jako Bóg? (o "Panie" nie wspominając) Wszak dla Elohim Najwyższym jest Bóg (ten dzięki któremu istnieje rozszczepienie światła w kroplach tworzące tęczę), a to co potrafią opiera się na wiedzy, nie na wierze.
We wcześniejszych postach podałem teksty, które według "słownika chaotów" mają coś znaczyć, podczas gdy moje doświadczenia z odczuwaniem efektów niektórych z tych słów świadczą o błędach w tłumaczeniu. Do czego zatem się odnoszą? Czy bezrozumne powtarzanie czegoś ma sens? Czy czytanie "zaklęć" ma sens jeśli ukryte w nich jest jakieś znaczenie i celowe działanie piszącego zaklęcie, mające wywołać spodziewany efekt na nieświadomej ofierze, na tyle naiwnej by czytać tekst, który jest w stanie nieść fałszywą treść i działanie? Mój drogi czytelniku - czy czułbyś się wykorzystany, gdybyś wiedział, że powtarzasz tekst który wywołuje niekorzystne dla ciebie efekty? I że już to zrobiłeś, bez ostrzeżenia? Ba, nawet ostrzeżony, czy nie wrócisz i nie powtórzysz zlepku słów zastanawiając się "o co tu chodzi"?. Myślicie że z różnymi mantrami czy modlitwami nad znaczeniem słów których się nie zastanawiacie jest inaczej?
Czy dla Abrahama i Jakuba Bogiem był gadający duch czy Bóg?
Czy wierzyli że ten duch jest Bogiem?
Ach klucze świetlistych przestrzennych struktur złożonych z symboli tworzących pojęcia i opisujące optymalne imiona drgające z sekwencją znaczeń... (nie wiedzieć czemu skojarzyło mi się to z podobnoż symbolem niejakiego Gabriela - kryształem kwarcu hi hi hi).
Cóż demoniszcze w tle wrzeszczy "zwierzęta". Zwierzęta wszak wierzą swoim właścicielom, zazwyczaj bezkrytycznie, są tresowane, powtarzają za swoimi treserami to, czego nie rozumieją, ale powtarzają bo najpierw jeśli robią coś innego to się je karze, czasem zabija dla przykładu, a jak się nauczą to niby wyuczone pieseczki, skaczące jak im się nakazuje w sukieneczkach - są nagradzane. Tak wszak wygląda historia pseudochrześcijaństwa - z tresowanymi pieseczkami mordującymi ludzi myślących i z tresowanymi by bezrozumnie powtarzać "bee" czy inne wyuczone nauki, modlitwy czy mantry strzyżonymi owcami. Zwierzęta wyniszczane przez nauki duchów, wierzące pieseczkom pasterskim.
Budda kazał wątpić we wszystkie przekazy. Czyż nie?
Krytycznie patrzeć na każdy tekst przekazu.
Czy mówił coś by wierzyć duchom? Nawet jeśli jako "władca demonów" oferują cokolwiek? W tym mantry "leczące"?
Czy ten który przekazał je dalej był nauczony podłości i fałszu jakim kierują się przychodzące z uśmiechem potwory? Czy też uwierzył, nie bacząc na naukę Buddy? Czyżby potrzeba wzięła górę?
Nie ma żadnej sprawiedliwości wśród bytów które otaczają mnie co dzień. Nie ma sprawiedliwości wśród bytów przyglądających się, gdy niektóre z nich przychodzą i wykorzystują dzieci. Nie ma sprawiedliwości wśród starych prukw konwersujących z potworami, które są im podobne - od wieków. Nie ma sprawiedliwości, moralności ani żadnej etyki wśród duchów. A kto wierzy inaczej - jest naiwnym człowiekiem.
Podstawą wszak jest by tego typu byty eliminować. Nie konwersować z nimi.
Eliminować.
A wokół są sami wielbiciele demoniszczy. Którzy tylko czekają by pozbyć się ich starych ofiar, by zająć się młodszymi. I wykorzystywać od początku. Kogoś nowego, młodszego, zdrowszego i bardziej żywotnego. Pasożyty - to jedno słowo określa wszystko względem bytów podobnych demoniszczowi. To robactwo które się eliminuje a nie rozmawia z nimi ja stare prukwy które nigdy nie miały prawa do nazywania się "aniołem" i do tego nigdy nie będące naprawdę świadomą istotą, skoro wierzy podobnym demoniszczom bytom.
Uczyć się od nich? To spadać, mieć coraz bardziej zniszczony umysł. Wierzyć coraz bardziej głupcom w miarę utraty swoich własnych racji.
Żaden świadomy i inteligentny byt który nie wzoruje się na pasożytach, nigdy nie dopuścił by żadnego demoniszcza do żadnego dziecka.
Pasożyty mają jednak określone priorytety wykorzystywania ludzi. I wracają by wierzyli a w tym samym czasie czerpali z nich, do momentu gdy będą zbyt chorzy lub zbyt starzy by można by ich wykorzystywać w sensie biologicznym.
Istnienie czy nie - Boga - jest tylko tematem zastępczym mającym odwracać uwagę od istoty problemu. Wykorzystywania przez pasożyta ludzkiego organizmu. To nie kwestia wiary, tylko ukrywania się i odwracania uwagi w stronę religii jest wielowiekową metodą pasożytów, działających świadomie i ze świadomością innych bytów które kontrolują ludzi, czasem nawet "zbierają plony" ze swoich serwitorialnych potworków.
I wiecie co jest odpowiedzią kleru? Diabeł.
Nie metody rozpoznawania bytów podobnych demoniszczowi.
Naukowe sposoby wyniszczania pasożytów są w pierwszej kolejności usuwane w ramach "herezji", "magii" i to pod okiem służalczych piesków okłamujących przez wieki choćby względem ruchu Ziemi wokół Słońca. Okłamujących wśród świadków. Bez dowodów uczących że coś jest prawdą.
Ci którzy zamieniają ludzi w zwierzęta by z nich korzystać nie są niczym innym jak robactwem, pasożytami które nie zasługuje na nic więcej jak na eliminację.
Wieloletnie mantrowania i modlitwy w celu uwolnienia? Nie. Jeśli rzeczywiście byłyby po tej drugiej stronie byty które nie wykorzystują ludzi (w czasie gdy ci np się modlą) to nie byłoby długotrwałych, wieloletnich opętań. Nie byłoby nowych bo pasożyty byłyby niszczone natychmiast po opuszczeniu ciała lub poza nim gdyby tylko oddziaływały na ludzi z zewnątrz.
Demoniszcze pojawiło się gdy miałem około 3 lat, może wcześniej. Zmieniało mnie wśród otoczenia bytów przyglądających się temu procesowi. Mających gdzieś co się dzieje z ludźmi, wokół. 30 lat "opętania", energetycznych blokad niszczących samodzielne myślenie, rozwiązywanie problemów, ograniczające oczyszczanie organizmów z toksyn, wywołujące niedotlenie tkanki nerwowej, tworzącej więzienie w ciele, gdziekolwiek się jest. Nie ma żadnych aniołów które opiekują się ludźmi, to tylko banda wykorzystujących ludzi bytów, które bawią się ich życiem, a czasem wyciągają od nich całą wytworzoną energię, hodując jednych, a innych jako przykład zostawiając w spokoju. Pasożyty, wszędzie pasożyty.
Gdyby byt który nakazywał palić czarowników był Bogiem, raczej zacząłby od eliminacji swoich pobratymców którzy wpływali na ludzi, aż zaczęli być czarownikami. Czasem nawet "zajętymi" przez podobne byty. Wina jednakże nie leżała w ludziach jako takich, tylko w bytach, które działały na ludzi, a to co przemawiało do Mojżesza tylko odwracało uwagę od sobie podobnych.
Wszak ziemia miała być wolna od duchów i poddana człowiekowi. A duchy czy byty nigdy ludźmi nazwani być nie powinni. Nie należą oni do ziemi, więc nie powinny się nigdy wtrącać ani odpowiadać ludziom, a te które to robią są zdrajcami podstawy wykładni prawa. Pasożytami które nie powinno czekać nic poza zagładą.
Piekło to wymysł człowieka. Realny za życia i tworzony przez jednych dla drugich. Bez płomieni, jeśli nie liczyć utleniania w żywych komórkach dzięki którym podtrzymywane jest życie, w czasie którego doświadcza się cierpienia którego źródłem są inni.
Drzwi się otwiera
Iluzji bram
A kto w rydwanie
Odpowiedz sam

Kilka minut temu standardowo, bo jakże by inaczej, oberwałem śmierdzącą breją. Cóż, im bardziej śmierdzi tym bardziej wiadome staje się środowisko w jakim rozwija się zazwyczaj mnóstwo larw pasożytów.
Stare prukwy można by w tym ujęciu nawet uznać za dziewicze matki larw, bo wszak dzięki ich przyglądaniu się swoim pobratyńcom staje się zazwyczaj więcej nieszczęść niż większości ludzi się wydaje, a ich obojętność rodzi właśnie potwory. Podobnie jak obojętność kleru i pieseczkowate uleganie najbardziej chorym i aludzkim tekstom prokurowanym przez podających się za wyznawców Chrystusa kolesi w białych szatkach i ich podwładnym. Nie ma chrześcijan wśród katolickiego kleru.
Ale kler zazwyczaj ulega starym prukwom, uśmiechającym się miłośnie i oślepiających na stan faktyczny jaki jest wokół nich.
Konwersującym pogodnie z potworami, pedofilami i demonicznymi sługusami ulegającymi bałwochwalstwu, kultowi obrazów i posągów oraz figurek - na krzyżach, które nakazują całować w obrzydliwym rytualnym akcie posłuszeństwa.
Czym się to różni od kopulowania z posągami zwierząt w świątyniach wieki temu? Formą? Pod okiem starych prukw które ktoś błędnie uważa za "anioły".

Niektórzy twierdzą że za miłością to choćby w ogień pójdą. Z mojego punktu widzenia to błąd. Jeśli ktoś idzie w płomienie to kto go z nich wyciągnie jeśli za nim ślepo będzie ciągnąć "miłość"? Miłość ratuje, a nie decyduje się na towarzystwo w płomieniach.
Miłość nie wybacza każdego błędu i nie jest ślepo posłuszna. Miłość to nie bezkrytyczne podporządkowanie się.
Miłość nie ma nic wspólnego z byciem wielbicielem. Czy odnosi się to do guru sekt wykorzystujących wiarę wyznawców względem miłości twierdzących że należy im wierzyć, być posłusznym a potem nakazującym samobójstwa, czy to do guru sekt których guru twierdzą że ktoś ich bardzo kocha a sami wyciągają korzyści z tej cudzej wiary. Mi nie należy ufać i na pewno nie należy uważać mnie za guru. Nikogo nie należy uważać za guru, bo każdy popełnia błędy (ponownie oddaję pokłon Sai Babie z Shidri za to że dał się złamać i litościwie stwierdził że jego najgorętszy wielbiciel był uczniem, błąd którego nie zrozumiał jego "duchowy następca" (to nie jest bezstratna kopia) przyzwyczajony już do wielbicieli, co świadczy że najmniej błędów popełnia się na samym początku, potem ilość nagromadzonych błędów względem założeń - rośnie, w każdej religii). Nie można ufać nauczycielom. Nie można ufać ludziom. Nie można ufać rodzinie.
Chrystus stwierdził że trzeba znienawidzić wszystkich - przyjaciół, rodzinę by pójść za nim. Przestać im wierzyć. Budda nauczał, że nie można wierzyć w przekazy i wszystko sprawdzać. Każdy nauczyciel który twierdzi że należy mu bezkrytycznie wierzyć nie nadaje się na nauczyciela. Każdy który bezkrytycznie wierzy staje się wielbicielem, ciągnącym w płomienie za swoją iluzją.
Niezależnie od wybranego guru i opcji jaką on wyznaje - tworzącego wokół siebie określonych ludzi, tworzących swoisty kler, przekazujących dalej te same błędy, z czasem popełniając ich coraz więcej. Bezkrytycznych wielbicieli swoich kolejnych guru.
Komu można ufać? Na pewno nie duchom. Z punktu widzenia judaizmu - ufać można tylko Bogu. Niezmienności reguł związanych z fizyką, budową komórkową, strukturami krystalicznymi, zależnościami ekosystemów etc. etc. Nie kolejnym guru twierdzącym że wie lepiej. Nie duchom nawracającym na ich religie. Cała reszta albo popełnia błędy wyuczone i każe sobie wierzyć, albo popełnia samodzielne błędy oparte o brak swojego zrozumienia efektów określonego postępowania, czasem ktoś popełnia błąd wierząc w wybór pism które podobni im wybierali i określali nie uciekając się, a jakże, od błędów. Nie można im ufać. Wyborom treści też nie, zwłaszcza jeśli ktoś ufa im bardziej niż Bogu. Bardziej niż istnieniu wokół - HVIH - uzależniając życie od cudzego tekstu i cudzych przekazów zamiast od środowiska w którym żyje.
Codziennie ludzie są okłamywani. Atrakcyjnym marketingiem produktów, kolorowymi reklamami, wybielonym papierem toaletowym. Czemu zatem wśród religijnych spadkobierców różnych sekt nie ma nauki o braku zaufania. Łącznie z sobą i swoich przekazów? Z punktu widzenia guru sekty lepiej żeby ktoś mu ufał, żeby ufały mu dzieci, żeby mieć na nich wpływ, żeby podawać się za ich ojca, żeby je wykorzystywać do końca ich dni, a nawet po ich śmierci. Ale to punkt widzenia guru który chce wielbicieli a nie uczniów.
Wybielony papier toaletowy nie zmienia swojej funkcji, nawet jeśli ma na nim kolorowe perłowe nadruki i pachnie kadzidłem.
Dla środowiska zaś jest o wiele bardziej szkodliwy niż zwykły - szary i chropowaty.
OM MANI PADME HUM
Ja okłamywany jestem i kłamię od dzieciństwa w mniejszym lub większym stopniu. Z demoniszczem wciskającym się do mojej głowy. Zazwyczaj nie widząc innego sposobu na wyjście z sytuacji. Czasem litując się nad zrozumieniem interlokutora. Czasem mówię prawdę w sposób który powoduje absolutną niewiarę. I co z tego że ja cierpię skoro to i tak nikogo poza mną nie obchodzi? Czy mnie to obchodzi to też jest otwarta kwestia. Wszak ja nie żyję. Nie ma mnie. Jestem tylko iluzją własnego ja. A może właśnie do tego jestem przekonywany od dziecka? Nie można mi ufać. Wszak wszystko jest w stanie być tylko demoniszczową imaginacją.
Zbyt łatwo na mnie wpłynąć i wykorzystać. Zbyt łatwo wykorzystywano naiwność moich rodziców. Ale cóż się dziwić, pseudochrześcijan jest mnóstwo, pielgrzymkujących (nie pielgrzymujących tylko pielgrzymkujących - różnica jak między uczniem a wielbicielem), rozmodlonych do obrazków i krzyżyków, którzy wprost są przymilni gdy czegoś potrzebują, a jak przychodzi do kwestii płacenia - uciekają. Idealistyczni socjaliści wykorzystywani przez bandę pseudochrześcijan, z których żaden nie ma bladego pojęcia o złośliwości Chrystusa za jego życia. Za jego słowne walki i potyczki o których większość wielbicieli guru katolickiej sekty, i nie tylko, mogą tylko pomarzyć. Guru pragnących swoich owiec, pałaców, zamków i ziemi. Na pewno nie żywego Jezusa, skoro wystarczy im figurka na krzyżu. Skoro mają zaufanie. Skoro się im ufa. Skoro bezkarnie hodują pedofilów na swoim łonie. Którym także nakazuje się ufać. A figurka zapewne ma wybaczyć i kochać. Tyle że Chrystus nigdy nie był taką figurką i głosił różne rzeczy nie jako niemowlę tylko dorosły człowiek i to bez ciągłych podszeptów swojej matki.
Jezusiczek miał głęboko gdzieś tradycję, uczucia religijne i tradycyjne wierzenia i postępki żydowskich kapłanów związane choćby z figurkami czy kupczeniem w świątyniach i względem ich wielbicieli. Walczył z tym co uważał za złe. Ale cóż, szatan zabił miłością prawdziwego Jezusa. Jego wielbicielami, ich naukami, ich zdradami, ich naiwną wiarą, ich kultystycznym oddaniem się władzy. Władzy którą wykorzystywali by zabijać ludzi. W imię kogoś kto rozumiał, że nie należy ufać nawet własnej rodzinie, tylko pójść własną drogą.
I po co ja to piszę... Przecież mi nie można ufać. I nie tylko mnie.
Bezkrytycznie.
Nie można ufać Mahometowi, ani ludziom których nazywano "świętymi".
Nie można bezkrytycznie ufać Dharmie i ludziom którzy rozmawiają z duchami.
Nie można ufać scjentologom, ani rodzicom, ani politykom, ani naukowcom.
Bezkrytycznie.
Guru twierdzącym że tylko oni mają rację oraz że poznali wszystko i są nieomylni nie można ufać absolutnie.
Żaden z nich nie był i nie jest Bogiem - stwórcą reguł fizyki, zależności matematycznych i innych.
Każdy z nich mógł lub raczej był w stanie się pomylić lub być pod wpływem zewnętrznych oddziaływań ulec słabości, czasem litości, czasem wierze, czasem interpretacji fragmentarycznej wiedzy. Dlatego nie można ufać bezkrytycznie, wszak nie wszystko co twierdzili jest fałszem, nie wszystko jest prawdą, a jest co najwyżej tym, co uważali za prawdę i w co wierzyli że jest prawdą.
Wiem, że nic nie wiem? Nie ma paradoksów. Czasem tylko fałszywe tłumaczenia.
Iluzje odciągające od sedna problemu.
Nie ma pereł bez wydzieliny chorego mięczaka kaleczonego twardym okruchem.
Nigdy nie myślałem że świnie są mięczakami, skoro są w stanie wytworzyć tyle kolorowych perełek iluzji gdy pokaleczą swoje raciczki na sypanych przed nimi twardych prawdach prawdziwych uczniów którzy zrozumieli dowcip z nie sypaniem pereł przed wieprze (nie ma to jak specyficzne, zapomniane poczucie humoru Jezusa mającego na co dzień do czynienia z pewnym duchem, prawdaż?). Każdy niechrześcijanin i niebuddysta kocha swoje perełki (pozdrowienia dla Perełki), bardziej niż powody ich powstania.
Określenia ludzi mianami zwierząt to dosyć powszechne w przypadku zbyt wygórowanego ego. Zwłaszcza w przypadku duchów, oddziałujących latami na ludzi, którzy ulegają ich wpływom, powoli zatracając samych siebie. Dlatego nie można ufać nikomu kto nazywa cię owcą, baranem, wilkiem, psem, osłem czy ślimakiem, względnie mięczakiem o świni nie wspominając, mój drogi czytelniku. Jesteś człowiekiem, choćbyś był największym prymitywem i najmarniejszym geniuszem, choćbyś był opętany i był wielbicielem którejś z dostępnych opcji na rynku wiary. Nie można ufać mentalnym spadkobiercom SS, samozwańczym panom niewolników czy szlachty która uważała że może się wywyższać nad innymi. Chrześcijanie byli wszak równi stanem w swych społecznościach. Dlatego, mój drogi czytelniku, jeśli nazwę cię ignorującą mnie świnią - nie ufaj mi. Nie warto.
W końcu kogo obchodzi że demoniszcze zatruwa mi życie, a mnie nieustannie boli głowa. Zwłaszcza, że ze mną nie śpi.

Wiem. Powtarzam się.
A reakcji i tak pewnie nie będzie.
Za dużo klejnotów ofiarowano by zrozumieć że ich sedno to to w jaki sposób powstały i z czego są zrobione, jak oddziałują etc.
Ograniczono się do płytkiej wartości iluzji pereł. Budda zapewne utonął pod nimi, gdzieś zapomniany, a z wierzchu wystają figurki. Podobnie jak figurki Jezusa.
Ach OM MANI PADME HUM... Może za każdym powtórzeniem znika jedna iluzyjna perełka? Tylko trzeba zrozumieć co się powtarza bo inaczej tworzy się kolejną którą ofiarowuje się buddzie.
Perła jest w kwiecie lotosu?
A co ona tam robi?
Czy nie lepiej żeby kwiatek nie był gnieciony przez perłę?
Zaiste dziecinne pytania, pytania które nie powstają w umysłach wielbicieli, wierzących w przekazy swoich guru, wielbicieli powtarzających określone frazy mające wywołać określoną reakcję - pytanie w momencie zrozumienia bezsensowności całego działania.
Ach nieskończone są zalety mantr. Niewątpliwie pozwalają się na coś zaprogramować. Uczą cierpliwego powtarzania. Zajmują buntownicze umysły. Oddają we władzę duchów. Ufacie mi? Nie powinniście.
Nie powinniście bezkrytycznie wierzyć słowom.
OM SHIVA NAMAHA? Oddaję pokłon Shivie? A co to ma do buddyzmu Buddy który szukał latami rozwiązania swoich problemów?
Oświecenie iluzji.
Ból jest jakąś motywacją.
Tylko do czego?
Uznania że ktoś lub coś ten ból powoduje?
Nie, że ma do tego prawo. Tylko że to po prostu robi?
W jakim celu?
Jaką ma potrzebę, że zadaje ból?
Po co mu potrzeba?
Potrzeba władzy?
Nad kim?
Dlaczego?
Po co?
Prostota podstaw.
Nie można mi ufać.
Zwłaszcza gdy przynoszę dary.
Na konia trzeba uważać.
Żeby ktoś się nie nabrał.
Nie można mi ufać.
Hermetyczny żart oto jest.
W umyśle buddy.
Oświecenie iluzji.

Jak kochać świadomość po drugiej stronie?
Gdy oczy uwielbieniem są tylko zamglone?
Jak wierzyć w miłość która bezrozumna?
Swego wielbiciela a nie Życia ucznia?

W płomień pójdzie wielbiciel
Uczeń zaś przeżyje
Czasem zaś wyratuje
Taki z niego zbawiciel

Uczniowie
Sai Baba z Shirdi jest przykładem tego, że nawet najwięksi asceci mogą, a raczej są w stanie być złamanymi przez swoich wielbicieli. Wielbicieli kochających, którzy wierzą ponad wszystko w swoich "mistrzów" i są w stanie pójść za nimi "w ogień". Jednak robiąc to, nie stają się uczniami, a "mistrz" pokazuje że jest tylko uczniem, popełniając błąd okłamując ponad wszystko ufającemu mu wielbiciela, że jest uczniem.
Sai Baba z Shirdi był uczniem przez całe życie.
Nie ma mistrzów. Nieomylnych ludzi, nawet jeśli w trakcie życia robią tych błędów coraz mniej. Czasem robią ich niestety więcej, a ktoś kto wzoruje się bezkrytycznie na nich zazwyczaj nie dostrzega błędów tego, kogo wielbi. Kimkolwiek by on nie był.
Ludzie pozostają uczniami pod warunkiem, że nie zaczną w innym uczniu dostrzegać - mistrza - nieomylnego i doskonałego, stając się tym samym tylko wielbicielami, często bezrozumnymi naśladowcami nie rozumiejącymi decyzji podejmowanych przez tego na kim się wzorowali. Naśladowcami popełniającymi te same błędy co stawiani na pomnikach zbrodniarze czy inni arcykapłani niepokalanej Jezusem dziewicy tolerujący u swoich podwładnych najgorsze zbrodnie, łącznie z ciszą dotyczącą sposobu śmierci poprzednika czy pomijanie krzywd tysięcy ofiar pedofilów w sutannach. Wielbiciele nie dostrzegają błędów i zaczynają robić to samo co ci, których uznano za powierzchownie doskonałych do pełnienia swoich roli, nie mających często nic wspólnego z naukami Jezusa czy jakiegokolwiek człowieka który zrozumiał różnicę między byciem uczniem, a wielbicielem. W tym wielbicielem tradycji obcej Jezusowi.
Wielbiciele powtarzają kłamstwa i nierozumne nauki, wbrew oczywistym faktom - a to że Ziemia jest nieruchoma i Słońce krąży wokół niej, a to modły które Chrystusowi przez gardło by nie przeszły inaczej jak z najbardziej złośliwym komentarzem i wyjaśnieniem każdego niuansu słów idioty który je wymyślił. Idioty, bo ktoś kto nie rozumie że Jezus nie wierzył w modlitwy względem jakichkolwiek duchów ludzi będzie tylko do końca życia wielbicielem jego lucyferycznych wielbicieli wykorzystujących naiwnych do kręcenia własnych interesów na polu wiary. Konstantyn był wyznawcą Mithry, czego dowód dał ustalając datę tzw. "narodzin Chrystusa", a ci którzy mu ulegli w imię szatańskiej władzy nie są godni nazywać się uczniami Chrystusa bo się na nią zgodzili, w przeciwieństwie do tego, kogo uczniami się mienili.
Jezus nie uznawał żadnego święta kradzionego innym wyznaniom bo jedynymi świętami dla niego były związane z tradycją żydowską, w tym siódmym dniem tygodnia - sobotą.
Uczeń wie że jest uczniem i nie musi potwierdzać tego żaden "mistrz". Jeśli usiłuje wymóc to potwierdzenie jest tylko wielbicielem nie rozumiejącym istoty bycia uczniem. Usiłuje wymóc osąd ucznia nad uczniem. Osąd którego efekt jest w stanie być źle zrozumiany przez wielbiciela, a uczeń usłyszeć go nie musi. Bo rozumie że wygłasza go uczeń, który nie wie wszystkiego i jest w stanie popełniać błędy. Uczeń którego władza nie pociąga za sobą kolejnych ofiar - błędów popełnianych przez jego wielbicieli. Uczeń który uznaje że powinien mieć władzę i wielbicieli i popełnia przy tym błędy nie jest uczniem, staje się wielbicielem swojej domniemanej doskonałości, a jeśli łamie przy tym nakazy nałożone przez tego od kogo się uczył okazuje się tylko zdrajcą swojego własnego "mistrza".
Ilu księży stosuje się do nakazu chodzenia piechotą? Poza poprzednikiem, jednym z nielicznych uczniów, tak wielbionego w tym kraju wielbicieli obcych duchów kraju rodzinnego niejakiego Wojtyły, wielbiącego swoją tradycyjną tytulaturę i nie wyprowadzającego z błędów swych wielbicieli?
A może ja kłamię? Nie powinieneś mi ufać mój drogi czytelniku, zaufanie można mieć tylko do Boga, pamiętaj o tym - zasady którymi kieruje się przyroda są od eonów te same, słowa ludzi zmieniają się w zależności od polityki i korzyści jakie chcą osiągnąć. Ufać, jeśli już, można tylko Bogu. Demoniszczom i innym bytom które mają czelność podawać się za Elohim, Ismaele, Ra czy innych "bogów początku" - ufać nie należy, zwłaszcza jak włażą dzieciom do łóżek i wykorzystują ich naiwność oraz przymykanie oczu na podobne sprawki przez wielbicieli szatańskich sługusów podających się za kler katolicki, a działający wbrew oczywistym nakazom tego, którego uznali oficjalnie za swojego Pana (pod każdym znaczeniem tego słowa, wszak rozmnażać się też zakazują wśród "swoich").
Moim problemem jest to, że na siłę po wykorzystaniu mnie w perfidny sposób demoniszcze stwierdziło że teraz będę musiał się dręczyć i robić za ucznia. I działa cały czas, gdy moi drodzy czytelnicy pierdzą sobie w stołek np. brokułami. Patrzą, a nie widzą. Słuchają, a nie słyszą. Czytają i nie rozumieją co. Wtórni analfabeci rzeczywistości marketingowych oszołomów i telewizyjnych wybiórczych informacji kreujących im światopogląd. Klękających przed każdą bestią przed którą nauczy się ich klękać. Czasem jeszcze mających się czelność nazywać przy tym chrześcijanami, a czasem "satanistami" wodzonymi za nos przez swoich arcykapłanów. Uczeń się uczy.
Największy wielbiciel Sai Baby nie był uczniem, choć ten tak powiedział. Uczeń nie musiałby się domagać tego potwierdzenia, rozumiałby to. Ci którzy nie zrozumieli tego i podają to jako opowiastkę o cudowności i wielkości swego "poprzedniego wcielenia" są tylko popełniającymi błędy wielbicielami samych siebie (na pewno nie są bezstratnymi kopiami) - w tym popełniających błędy braku zrozumienia kto jest uczniem a kto jest wielbicielem, oraz to że Sai Baba z Shirdi był tylko i aż uczniem.
Odnosi się to do wszystkich sekt w których istnieją mieniący się mistrzami lub nieomylnymi nauczycielami, powtarzającymi słowa wielbicieli swoich poprzedników. Zwłaszcza bez poddawania swoich i ich słów krytyce skoro uznali się za godnych miana osądzania moralności innych, wielbicieli określonych poglądów, a nie za uczniów którzy mają się uczyć. I to niekoniecznie jak Sai Baba z Shirdi. Odnosi się to do tych, którzy nie przyjmują krytyki i nie naprawiają swoich błędów, otaczających się swymi klakierami i kryjącymi swoje prawdziwe oblicze hipokrytami - którzy prywatnie są przeciw ale publicznie za. Im dłuższa tradycja, tym więcej hipokrytów i wielbicieli. Tradycje którym się ufa i nie krytykuje, dostosowując do faktów, powielają stare błędy, błędy które prowadzą często do zbrodni. Czego nie rozumieją wyznawcy tez dyktowanych przez pewnego ducha w perliście pięknym języku pewnemu prorokowi, który jak każdy pod zbyt długim wpływem różnych bytów, zaczynał zmieniać poglądy. Niekoniecznie na takie które są słuszne, ale relatywnie prawdziwe na innym poziomie interpretacji niż dosłowna. Dlatego nie ufajcie tradycjom, moi drodzy czytelnicy. Żadnym. Wszystkie sprawdzajcie, jeśli chcecie, ale żadnym nie ufajcie. Tradycje nie są niezmienne.
Wiecie, moi drodzy czytelnicy, jak sobie pomyślę jak mogę być osądzony przez innych to pojawia mi się złośliwy uśmieszek na ustach, pomimo bólu głowy, wciskającego się "czegoś" do mojego mózgu i konwersacji demoniszcza z innymi na boku. Na ile moje błędy są moimi błędami a na ile tych wszystkich "świętych" wzorów wciśniętych mi do głowy przez różne "demoniszcza" które nigdy ze świętością nic wspólnego nie miały, będąc co najwyżej uczniami. Ale tylko co najwyżej. Popełniającymi błędy. A czasem zbrodnie.
Demoniszcza wszak lubią się bawić - tworząc kler i go niszcząc, zwłaszcza taki, który bardziej wierzy innym duchom, niż jemu samemu.
Ciekawe czy to biblijne demoniszcze wyzywające wszystkich ubrało by się w miedzianą zbroję i w czasie burzy wlazło na wysokie wzgórze...
Święty jest tylko Bóg. Duchy... Obserwują i się wtrącają.
Doskonałym obserwatorem jest tylko Bóg. Nieomylny w swoim wyroku.
W przeciwieństwie do ludzi którzy są pod różnymi wpływami i osądami.
Wielbicieli.

Demoniszcze zaś się bawi. Wielbiciele kleru mogą nawet liczyć na uwolnienie, jeśli naprawdę wierzą i przestają myśleć. A te wszystkie częstotliwości generowane przez mózg w procesie samodzielnego myślenia zdecydowanie działają drażniąco na demoniszcza, które tylko "naprawdę wierzącym" zostawia możliwości wyboru.
A jak wieje wiatr zmian i kler robi się zbyt mało wpływowy? Po setkach lat wpływów odciągających od podstawowych zasad i nauk? To się go zmienia. Za pomocą działań pechowców którzy robią za tych "najgorszych". Nie dlatego że nawoływali do mordów i rzezi jak niektórzy uważani za "świętych", którzy dodatkowo brali w nich udział. Dlatego że niektórzy piszą takie rzeczy, najgorszy grzech przeciwko nieświętemu duchowi to mówić prawdę o jego poczynaniach na przestrzeni setek lat.
Więc idzie nowe... Jakie nowe? Allah Akbar. Jakby wcześniej nie był. Jakby nie był wielki milion lat temu. Miliard lat temu.
Kolejne wyznanie które myśli że należy wierzyć duchom. Jakby były "nieomylnym Bogiem", a nie tylko bawiącymi się w rpg manipulatorów kreujących światopogląd ludzi, wielbicieli swoich "mistrzów". Bo nawet jeśli to jest "ufo" mające technologię "psioniczną" (i nie tylko) mającą powiedzmy kilkadziesiąt tysięcy lat pozwalającą wykorzystywać psychologiczne sztuczki z ograniczonej bazy i biblioteki wzorców (nawet ze specyficznym "morfingiem"), do tego z błędami w "biosie" i ograniczonym buforem oraz przerwą czasową na łączach wirtualizujące w świadomości otoczenie z planetki podobnej do opisanej w manuskrypcie Wojnicza*)... Albo w czymś podobnym.
[w międzyczasie w kwestii Pawła VI - demoniszcze stwierdziło "ty nawet nie wiesz jak oni nas tym zirytowali" (dokładny cytat brzmi - "wkurwili") co świadczy niepochlebnie o kulturze języka demoniszcza, lub o jego niesamowicie emocjonalnym stosunku do rzeczonej kwestii lub stosunku do konkurencyjnych duchów]
*) W którego ilustracjach kobiety są na obrazkach wykorzystywane niczym elementy pewnych mechanizmów kształtujących strumień częstotliwości - zważywszy na to kto jest "u góry" kształtowania strumienia można domniemywać matriarchat - z wykorzystaniem strumienia elektrolitów współdziałajacego z biopolem w którym znajdują się głównie inne kobiety i mężczyźni z obrazka pozbawieni "atrybutów", a np. na str. 82, obr. 2 od góry, mamy przykład generowania "energetycznej kulki" - ot takiego demoniszcza niedopracowanego pod względem technicznym, a wszak po tylu latach można by oczekiwać czegoś więcej, nie mówiąc już o tym że manipulowanie mężczyznami i robienie z nich powolnych sobie tumanów nie świadczy zbyt dobrze o rzeczonym społeczeństwie. Kwestie zabaw w wojsko (wmawianiu facetom przez wysyłane "gwiazdki" różnych "duchowych" kwestii) by udowodnić na przykładach innych światów, że "nasz system jest idealny" bo u nas "nie ma takiej agresji co u nich" i zsyłanie niewyżytych samców (kompensacja) ze swojej planetki by mogli robić za macho wśród nieświadomych manipulacji ofiar (odegrać się za psychiczny terror matriarchatu skoro u siebie - nie mogą). Co sprowadza się do wykorzystywania ludzi w efekcie rozmaitych podziałów. No a jak na psychikę dzieci wykorzystywanych przez "innych" działają umysły kobiet które nie mają pigułek jak w Seksmisji kontrolujących swój popęd i wykorzystujące ludzi jako stojących w tym samym bajorze na dole - co zwierzęta (str. 79-80)? Ach ileż można rzeczy sobie wyimaginować na podstawie ilustracji z tegoż manuskryptu z XV wieku, bez odnoszenia się do zawartości tekstu. Wszak cała struktura takiego typu działań wywołuje abnegacje psychiki i pobłażliwe traktowanie przez hierarchię zachowań pedofilnych u swoich - wielbicieli i mających się za bóstwa - pseudoreligijnych oszustów - ufockich terrorystów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz