sobota, 21 grudnia 2013

Święta

Zbliżają się dni w których wszędzie będzie słychać o dniach pokoju, przyjaźni, siedzenia przy rodzinnym stole i otwierania serc w czasie tych "dni".
Bullshit.
Jako że dni o których piszę dotyczą bożego narodzenia Mitry, którego kapłani ustalili założenia religii katolickiej na życzenie niejakiego Konstantyna w III w. n.e, mogę zrozumieć iż dla niektórych kult i bycie dobrym i otwierania serc oraz dzielenia dotyczy kultu Mitry - którego właśnie w ten sposób czczono w ciągu jego dni. Bo był bożkiem pokoju i zrozumienia, porozumienia między podziałami, tym który godził zwaśnionych.
Bla, bla, bla.
Jezus zaś nie przynosił pokoju, jak sam twierdził. On tworzył konflikty sumienia. prowadził dysputy, niszczył kramy handlarzy w w budowlach świątynnych, miał zatargi zarówno z kapłanami Żydowskimi, jak i innych religii (o czym kapłani Mitry - to od niego nazwano czapki noszone przez pseudochrześcijan - nie raczyli wspomnieć przy ustalania tekstów katolickich ewangelii, na zasadzie iż teksty te mogłyby rodzić niepotrzebne konflikty).
Dla Jezusa nie było "świąt" kiedy należałoby albo i nie być lepszymi dla innych. To była codzienna podstawa egzystencji.
Niech będzie przeklęty ten który zaczął uważać iż istnieją jakiekolwiek chrześcijańskie święta i zaczął tego nauczać ludzi, którym odebrał prawo poznania prawdy.
Przez kilka następnych dni obżarstwa ku chwale przesilenia zimowego, względnie pokoju przynoszonego przez bożka którego wyznaje całkiem spora ilość pseudochrześcijan na życzenie kleru który ukląkł przed życzeniami Konstantyna dopasowania prawdy pod religię Mitry, kiedy będziecie raz do roku dzielić się czymkolwiek z ludźmi wokół siebie - oczywiście na tyle na ile pozwala wasze skąpienie sumienie, czyli cienkim, niemal przeźroczystym kawałkiem ciasta - do którego przyzwyczaił was kler, przypomnijcie sobie o tych wszystkich uczniach Chrystusa i ich przekleństwach na oszustów podających się za chrześcijan. Oraz o wspólnocie w której nie istniała własność prywatna, zatem dzielono się właściwie wszystkim co materialne.
Osobiście czasem leżąc na kanapie i pojadając winogrona mam wrażenie że żyję w nieco bardziej antycznych czasach, wśród niewolników kapitalizmu.
W sumie Piotr nie był papieżem, no, a ja w zasadzie abdykowałem ze stanowiska dyskordiańskiego.
To co teraz będzie z tym całym Watykanem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz