poniedziałek, 7 lipca 2014

Historyjka o locie

...i wtedy Bóg, bo Któż Jak Nie Bóg, wziął miecz - narzędzie zbrodni i spalił je by nigdy więcej z jego pomocą zło nie miało miejsca w raju, bez względu na cudze knowania.
Wyobraźmy sobie świat za parę lat. Czysto hipotetycznie. W którym posiadający broń nuklearną "chrześcijanie" posyłają do jakiejś zwaśnionej stolicy dwóch posłańców, by postawić ultimatum - albo nawrócą się na ich tezy, albo miasto ulegnie zniszczeniu.
Na miejscu wita ich ambasador oraz wściekły tłum - za restrykcje jakie dobrotliwi "chrześcijanie"* wprowadzili do ich krainy. Aby udobruchać tłum, ambasador proponuje nawet swoje córki - bo wszak wśród zasad religijnych owej krainy warte są mniej niż psy, wszak aby się ich pozbyć z domu trzeba jeszcze dopłacić, a lepiej wszak nie mieć wybijanych okien ze względu na goszczących, dumnych i wyniosłych przybyszy. Których wielce religijni przedstawiciele rządu, przysłali z ultimatum.
Ustalenia nie dają rezultatów. Lokalna kultura religijna nie ma zamiaru zmieniać przekonań i wierzeń w swoje religijne zasady dla jakichś obcych, dysponujących potęgą militarną i bezkarnie mordujących i wykorzystujących ludność krainy.
Ambasadorowi, jako zaprzyjaźnionemu z obcymi, daje się możliwość ucieczki przed atakiem, które wkrótce niszczy całe miasto. Mężczyzn, kobiety i dzieci. Bez względu na to kim były i w co wierzyły.
Żona ambasadora pragnęłaby ocalić swe córki i powraca - woli umrzeć z nimi niż wyjeżdżać z mężem, któremu dano dwa wolne miejsca w latającym środku transportu łaskawych przybyszy.
Ot historyjka o locie.
*) Tu można wpisać nazwę każdej "religii" w której są niewierni przykazaniu "nie morduj".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz