środa, 25 maja 2011

Psychika ofiary 3

Demoniszcze pojawiło się we wczesnym dzieciństwie. Do dziś mam tylko urywki wspomnień, jednak te które mam, utwierdzają mnie w przekonaniu że wytresowano mnie w celu pisania po latach wspomnień na tematy, które tak naprawdę odciągają od poznania sposobów na wykańczanie jemu podobnych bytów. W sposób naukowy, ośmieszany, i niewiarygodny dla sporej ilości osób.
Ludzie uważają za zabawne eksponowanie się ze swoją nieświadomością dotyczącą realnego satanizmu, a nie zakamuflowaną głupotą i kłamstwami La Veya, które zostały spopularyzowane wśród wielu naiwnych, uważają że to takie fajne być "zbuntowanym", a tak naprawdę działają na zasadzie dołączenia do większej grupy ludzi, którzy nie znaleźli w życiu innych alternatyw. Myślisz że pokazując buddyjski symbol mądrości stajesz się jakimś wielkim satanistą? Że jak ubierasz się na czarno i reklamujesz w postaci obrazków palenie kościołów względnie psioczysz na księży i preferujesz swobodę seksualną to robi z ciebie satanistę? Gdy tymczasem wolisz zajmować się zwyczajnym życiem, zakładasz rodzinę, masz dziecko i bawisz się z przyjaciółmi, po tym jak w dzieciństwie chodziłeś na "religię", do komunii, nauczyłeś się modlitw, przystąpiłeś do bierzmowania? Gdy już odbębniłeś cykl ochronnych katolickich, zapożyczonych z innych kultów, rytuałów i obarczyłeś winą faceta na krzyżu, który podobno wybacza (jak ci wmówiono, i to nie do końca wszak zauważ, że on prosił o wybaczenie, ale nie oznacza to, że komukolwiek wybaczono), robisz się "satanistą", czyli wyznawcą bytu - gwałciciela, pedofila, kłamcy, mordercy, niszczyciela etc. i uważasz się za normalnego, a tych którzy mówią że robisz coś złego uważasz za wariatów. Czy dostrzegasz tu pewien brak logiki? Nie uważasz że stałeś się zakłamaną ofiarą religii, tylko tym razem nie kultu Izydy w postaci niepokalanej Jezusem dziewicy (Babilonu), nie kultu bytów podających się boga czy anioły starotestamentowych bytów - zwolenników niewolnictwa i wybierania jednych ludzi nad drugimi, jakby gatunkowo były jakieś specjalne różnice, nie kultu krzyża na którym umarło męczeńską śmiercią za dużo ludzi, nie kultu rzymskiego lucyferianizmu rozkazującego z poziomu tronu ludziom do których mieli samodzielnie przychodzić uczniowie Chrystusa... Myślisz że jesteś "satanistą" bo tak powiedział ksiądz, który został nauczony modlić się modlitwami które po przetłumaczeniu na ten, polski, język "archanioła Michała" stawiają na czele wojsk szatana (wystarczy pozbyć się nieczytanego przecinka w tekście modlitwy "egzorcystycznej"), który został nauczony wierzyć w słowa poprzedników, a nie myśleć i dyskutować. Krytykować ich słowa, dochodzić do prawdy i trzymać się oryginalnych tekstów. Uczyć się nie tylko łaciny ale też greki i hebrajskiego... aramejskiego. Uczyć się ezoteryki chrześcijańskiej, symboliki, o której pisał np. św. Tomasz. Księdza, który w seminarium poddawany jest latami praniu mózgu, tak by nie miał wątpliwości co do jedynie słusznej doktryny. Ty uważasz się za "satanistę"? Dobrowolny, zakłamany niewolniku kolejnej zakłamanej religii. Ofiaro, która wyszła na tym lepiej niż prawdziwe ofiary "złych duchów" - zostałeś uznany za zbyt głupiego byś mógł naprawdę zaszkodzić, ale zabije się ciebie po śmierci biologicznej, jako "niewiernego", gdybyś stał się zbyt konkurencyjny dla otaczającego środowiska "duchów", lub zrobi "wiernego" niewolnika żebyś służył i wiesz... Jakoś nie jest mi cię żal. Wieczne piekło jest nieopłacalne. I zbyt okrutne. Choć wsadzenie do miedzianego nocnika ze specyficznymi napisami na ściankach i zamknięcie na gumisiową piosenkę wydaje mi się optymalną opcją.
Jeśli wolisz reinkarnację spójrz na Chiny, gdzie można się odrodzić jako buddysta pracujący za niewolnicze stawki pod kolejnym zakłamanym jarzmem nowożytnych feudałów - maoistów (nie mylić z komunistami). Skoro wierzysz w reinkarnację, może warto pomyśleć o swojej przyszłości, jeśli nawet nie o przyszłości swoich dzieci?
A może uważasz się jeszcze za ateistę? Udowodnij, że w to wierzysz. I że w pudełku z kotem nie może być Boga.
Psychika ofiary wskazuje na zagubienie. Zagubienie w otaczającym świecie. Świecie, w którym syndrom sztokholmski też ma swoje powody. Być ofiarą potworów do których się dołącza i usprawiedliwia... wybacza bo tak nauczono wierzyć, że tak trzeba.
Zamiast wskazać palcem i wrzasnąć "spalić ich", "na stos"! Dla przykładu. Żeby inni się bali, a nie wyśmiewali. Figurki na krzyżach są nieme. Ofiary nie muszą.
Tylko jak spalić demoniszcze? Bo ludzi pod ich wpływami jest czasem po prostu zbyt prosto, choć nadmiar zwolenników otaczających takowego wcale nie jest korzystny. Ludzie już nie żyją po kilkaset lat - widać następujące po tych czasach pokolenia demoniszczy wykończyły wiedzących jak współpracować ze sobą, a nie wykorzystywać i namawiać do niewolnictwa, czy wybijania obcych nacji. Kolejne pokolenia lokalnych kultów demoniszczy wolących zabawy i hodowlę w różnych celach ludzkich owiec i baranów. Demoniszczy nastawionych na wiarę ludzi w to co zostało napisane i utrwalone, a nie na ich odkrycia i samodzielne tworzenie religii opartej o świat w którym się istnieje. O Boga, który stworzył zasady świata w którym się żyje. I to nie oparte o mechanikę zależności opartej o etnologiczną tradycję, w której ktoś jest za i ktoś jest przeciw religii lub różnych ujęciach tej samej w sposób, który łamie jej podstawowe zasady.
Świat w którym najważniejsze było własne "ja" istniał i istnieje od zawsze. Problemem było jednak też zawsze to, jak nauczyć tego jak poza własnym, liczy się "ja" innych. Problemem Chrystusa było to że wszyscy wokół wierzyli bardziej swoim przekonaniom niż zasadom o których mieli przekonania.
Czy szatan ma zasady czy tradycyjnie tylko podburza a potem spisuje grzechy i usiłuje dać pod nos "panu" wszelkimi sposobami, a nóż mu się uda wprowadzić do swoistej sieci materiał który do niego trafi pominąwszy strzegącego jego umysłu obrońcę, mogącego poważnie mu zaszkodzić? Rejestruje zapisy świadomości, obrazy, niczym film i rozpowszechnia wśród innych "szatanów"? Handluje życiem do którego pisze scenariusze, handluje psyche kontrolowanego człowieka. Wszak raczej nie przedłuża mu życia, co najwyżej pilnuje by nie było zbyt silnej konkurencji. Bo silna konkurencja to nie stada owiec i baranów czy uważających się za pasterzy rozmodlonych kleryków. Silna konkurencja to kwestia ludzi czynów, a nie faryzeuszy uśmiechających się "pobożnie", głaskających główki dzieci i wypisujących "pobożne" teksty które potem czytywane są przez nielicznych, powszechnie chwalone, a przez garstkę krytykowane.
Teksty i inne materiały które można znaleźć w sieci, w której nie tyle chodzi o to co w niej jest, ale o zdolność do samodzielnego ocenienia i oznakowania materiałów do niej wprowadzanych - by co bardziej świadomi stosujących politykę ochronności umysłu, kogoś kogo strzegą, mogli bezproblemowo stosować odpowiednie oprogramowanie blokujące dostęp treści "szatana" do swego "pana". Wszak nawet w tej opowieści nikt nie morduje szatana, tylko jego teksty.
Jak w świecie wybaczających, klęczących, rozmodlonych owiec i baranów przekonanych o cudowności obrazów i figurek oczekiwać od nich pomocy w walce z demoniszczami? Machanie biało-żółtą chorągiewką, najwyraźniej na niego nie działa. Jak w świecie przekonanych o własnej wyższości, zakłamanych i zadufanych w sobie mniej lub bardziej, "mrocznych" ezoteryków, magów, wampirów, satanistów liczyć na pomoc w walce z demoniszczami? To może jednak syndrom sztokholmski?
Jak to fatalnie urodzić się i być przekonanym do ateizmu w dzieciństwie, zwłaszcza z demoniszczem działającym w otoczeniu i niszczącym życia ludzi - nie tylko mojego, ale wielu w moim mieście, który też ma swoją lokalną wersję cudownej niepokalanej Jezusem dziewicy. Ludzi, do których raz w roku, po daninę i oznakowanie że została złożona, pojawia się ksiądz. Uczniowie Chrystusa? Chrystus nie dozorował żadnej budowli w której zbierali się wierni. Chodził, a czasem na osiołku, przemierzał ten świat i poznawał ludzi, a oni Jego. Ciało jako świątynia ducha... świadomości o którą trzeba dbać i rozwijać - pomysł znany od tysiącleci wśród ćwiczących kung-fu w klasztorach buddystów. Żeby pójść drogą Chrystusa, to jak to ujął swego czasu gdy tłumy chciały do niego dołączyć - trzeba by "znienawidzić wszystkich przyjaciół i rodzinę" i krótko mówiąc olać poglądy ich wszystkich i ruszyć w drogę. Zwłaszcza że najbliższa rodzina Chrystusa za bardzo mu nie wierzyła. Ale tak zazwyczaj bywa w towarzystwie demoniszczy które potem ofiarowują świat. Po śmierci. Dla nich najlepsza opcja to ktoś kto zostaje "bogiem", po tym jak w trakcie jego życia rejestrują materiały na jego temat, którym lubią szantażować i ośmieszać. Nawet po latach. "Bogiem" do którego się przekonują ludzie którzy muszą w coś wierzyć, żeby zachować karność i porządek. Jaki był Odyn przed śmiercią? Czy też oszukanym facetem z którego zrobiono "boga"? Chrystus, wierzył w przemawiającego "boga". W "anioła" przychodzącego "od ojca" bo ten mu tak zapewne powiedział po tym jak "szatan" zniknął z horyzontu. No to jak tu nie zostać Mesjaszem? I wiecie co? Osoba pod wpływem demoniszcza którego słowa mają przetrwać w świadomości długo by utrzymać iluzję, musi mówić z sensem, musi czynić cuda, być wierzącym w to co mówi i mieć charyzmę. I trzymać się tego co mówi, bo inaczej mamy przypadek Mahometa, który poza tym co mówił z sensem, zaczął się zakałupoćkowywać i stworzył wiele "enigmatycznych" wypowiedzi (eufemistycznie rzecz ujmując). Cóż, nie każdy prorok jest prawdziwy cały czas, ale to nie znaczy że nie jest prorokiem w ogóle. A Mahomet jak by nie było miał kontakt z kolejnym demoniszczem, który się pojawił akurat kiedy "chrześcijaństwo" zaczęło być tylko kolejną wersją starych religii zlepiających we wszystko podbijane kulty (początek, który demoniszcza rozpoznały po standardowych objawach pragnących władzy klerykałów i stwierdziły że motyw "nagrody" w postaci rozkoszy po śmierci jest sensowniejszy w ujęciu krążenia wokół czarnego sześcianu wiernych - sześcianu który bodajże już św. Tomasz uważał za symbol ziemi).
Zresztą... to chyba zawsze tak wygląda jeśli chodzi o religie. Minimalizm, rozbudowa, rozpowszechnienie, stagnacja, ubarwianie, niezgodność. A na końcu konflikt większy lub mniejszy. Konflikt często zaprzeczający podstawowemu "nie zabijaj". Bez względu na stronę konfliktu.
Mój czytelniku - powiem ci że świat jest dziwny. Zakłamany. I że na mój gust istnieją bazy danych do których możesz się podłączyć korzystając z narzędzia jakim jest twoja świadomość. Ale żeby do czegoś dojść trzeba mieć jakieś podstawy, znać i stosować logikę, i zrozumieć że to że ktoś coś uważa za prawdę i że tak ją zapisze czy wypowie nie oznacza że jest absolutną prawdą, a tylko relatywną. Zwłaszcza jeśli pochodzi z zapisów z "drugiej ręki", z opowieści o czymś co zostało zrobione ale bez określenia przyczyn dla których to nastąpiło.
No a wiecie co trzyma to wszystko w kupie? Strach. Żeby nic się nie wydało. Przed zemstą. Zemstą człowieka. W czasie tych wszystkich złotych, srebrnych etc. wieków to zazwyczaj się kończyło na moje oko w ten sposób że ktoś się dowiadywał jak przypierdolić tym "na górze" co w efekcie powodowało globalne katastrofy, niekoniecznie na Ziemi. Polityka "wybaczania" propagowana w tym ujęciu wydaje się najbardziej sensowna dla tych którym się wybacza, czasem nie wiadomo co i za co, ale się wybacza bo "tak trzeba".
Strach przed zemstą śpiącego, odciętego od zbieranych przez "szatana" danych...? "Stary niedźwiedź mocno śpi". No co wy...
"Ile jeszcze mogę znieść..." R.Jusis właśnie leci w RMF FM.
Jak na dole, tak na górze.
Zakłamanie też.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz