środa, 11 stycznia 2012

Książka

Diuna
Ostatnio skradziono książkę którą pożyczyłem R., konkretnie "Diunę" z ilustracjami Siudmaka. R. zaoferował się, że ją odkupi - przy czym jaki to miałoby sens w moim rozumieniu? W moim rozumieniu jego na to nie stać, ma masę swoich długów i problemów, ja jestem w stanie albo pożyczyć z biblioteki albo po prostu ściągnąć treść książki z Internetu, jeśli będę jej potrzebować. Przy czym ważne że istnieje postać fizyczna książki - nie wszyscy mają dostęp do sieci, a nigdy nie wiadomo co by się stało jakby nagle zniknęło zasilanie całości, czy większa awaria serwerów przechowujących dane. Forma w kamieniu zapewne byłaby trwalsza, czy względnie materiale z węglików - ale w końcu to tylko "Diuna". Książka którą wolano ukraść niż pożyczyć.
Czy skradziono ją dla tej jej treści, by przeczytać? Załóżmy że istnieje już udowodnione założenie (określony rejon w mózgu, odpowiedzialny za mimetyzm) że ludzie kopiują od siebie swoje zachowania, a może także postawy. Czy R. który w ciągu życia przed moim poznaniem raczej wiele nie czytał, żyjąc w środowisku w którym raczej nikt do nich się nie garnął do książek i raczej zniechęcał niż wręcz przeciwnie - a od jakiegoś czasu, nazwijmy to czasem krytycznym utrwalenia wzorca zaczął je czytać. Czy oznacza to że jego otoczenie na razie skopiowało od niego tylko potrzebę czytania, choć jeszcze nie inne zasady którymi powinien się kierować? Jak ten mimetyzm wpływa na osoby które stanowią wzorzec zachowań innych osób?
Skradziono książkę. Miejmy nadzieję, że nie po to by ją oddać do antykwariatu i przepić, choć zważywszy na pewne zainteresowanie związane z treścią czytanych książek towarzystwa R. można mieć nadzieję, że jednak kogoś zainteresowało to co jest treścią ładnie wydanej książki. Czasem ludzie potrzebują ładnie wydanej książki, by zachęcić do jej treści, ale nie może ona odstraszać swoją "świętością" i poczuciem bycia "niegodnym" do jej zaglądania i komentowania tego co jest w jej treści. Zwłaszcza, jeśli ich codzienne życie jest ograniczone do spoglądania na świat "z dołu".
Za co ludzie kochali Lenina? Czy za to że roztaczał przed nimi wizję równości? Bezklasowego społeczeństwa w którym nie ma uprzywilejowanej szlachty która wykorzystuje chłopów, robotników etc.? W której nie ma popów którzy mają swoich "niewolników"? Cóż, czy to Chrystus nakazał słuchać się władzy za wszelką cenę? Czy też twierdzili tak jego uczniowie, nie do końca rozumiejąc o co w tym chodzi. Lenina za wydzieranie żywności buntującym się chłopom których później mordowano zapominając o tym, że to też byli komuniści i to wcale nie gorsi od tych w mieście - zdecydowanie za to nie kochano.
Skradziono książkę. Z mojego punktu widzenia to nie tragedia bo ważniejsza dla mnie jest jej treść niż forma wydania. Jeśli ktoś ją skradł by poznać treść to by rozwinąć swój umysł i poznać określone idee poprzez iluzję, rozwijając się w jakiś sposób lub tworząc w sobie obraz lepszego świata, może surowego, ale w którym ktoś w coś wierzy i wygrywa w ramach tej wiary to jest to warte darowania sobie trzymania jej fizycznej formy na własnej półce. Problemem może być, jesli ktoś skradł ją dla jej fizycznej formy i sprzedania jej w celu zdobycia korzyści majątkowej. W pierwszym wypadku istnieje szansa zwrotu książki od kogoś kto chce jeszcze w coś wierzyć i się uczyć, w drugim to już niestety jest kradzież zniewolonego umysłu, nie widzącego już powodu dla którego można się jeszcze zapoznawać z ideami istniejącymi w tym świecie.
Pierwszy przypadek można sobie darować i wybaczyć, nawet gdyby książka pojawiła się bez przeprosin pod nieobecność R., drugi to przypadek koniecznej resocjalizacji. Choć może dawno, dawno temu, w tej galaktyce po prostu odcinano nie rokującej nadziei na poprawę osoby od swojej grupy. Zwłaszcza po okresie w którym zaprzestano stosować reguły, że cały majątek chrześcijańskiej komuny stanowi własność wszystkich jej członków z określeniem kto i co potrzebuje użytkować na codzień.
Czym byłaby tu "kradzież" książki, która należałaby do wszystkich? Chwilową koniecznością wykorzystania fizycznej formy do poznania nowych treści lub inaczej określonej kompozycji słów i idei. Konflikt w tym momencie to efekt chęci korzystania w tym samym czasie z książki przez dwie osoby "tylko dla siebie" - czyli nie poprzez np. czytanie na głos i jednoczesnego poznawania jej treści. Jednak jest to kwestia przekonań członków danej grupy - ktoś kto nie rozumie założeń podstaw powstania kościoła katolickiego i jego upadku związanego z przydzieleniem sobie jednostkowych praw do dzielenia majątku wszystkich oraz prawa do treści przekazywanych wszystkim w celu utrwalenia swojej dominacji i tworzenia klasy władzy. A książka w takiej grupie należy do wszystkich, zarówno jej fizyczna forma, jak i przekazywane treści, oraz możliwość ich interpretacji i rozumienia, że choć interpretacje są różne, to forma fizyczna i kompozycja słów oraz idei w niej zawarta - jest stała. Jak zatem traktować osoby w danej grupie, które myślą że coś jest tylko i wyłącznie ich? Wśród wierzących w Boga jasne powinno być że wszystko jest dziełem Boga, a człowiek tylko zawiaduje jego własnością i nic nie jest tak naprawdę jego - każdy z ludzi ma jednakowe prawo do tego co samemu się posiada, jeśli tego potrzebuje, a ktoś komu nie jest to w danym momencie niezbędne do przeżycia (zgodnie z Biblią przyszłością człowiek nie powinien się kłopotać, tylko pozostawić to Bogu) powinien oddać, lub podzielić się z kimś, kto potrzebuje tego bardziej. Co nie jest równoznaczne z "chceniem" tylko z rzeczywistą potrzebą. Przy czym nie chodzi tu tylko o fizyczną, materialną formę przedmiotu czy wartość ale także w postaci treści rady którą się udziela. "Każdy według możliwości, każdemu według potrzeb". Czy wiecie jak kler i szlachta posiadająca "swoich" chłopów, "swoje" miasta, "swoje" wsie traktowali osoby o podobnych poglądach?
Dlatego informuję wszystkich którzy świadomie potępiają komunizm, ideowy komunizm, bez powiązania z religią czy ateizmem, i rozumieją przy tym na czym on polega, że nie mają nic wspólnego z chrześcijaństwem i wasze imię nigdy nie znajdzie się wśród żywych będących z Chrystusem.
Czy przymus jednak jest tu dobrym narzędziem by komuś to udowodnić? Czy lepiej zdać się na zdolności mimetyczne ludzkich mózgów i posyłać wzorce między ludzi szerzących określone treści wśród nich? Nie z góry, ale z boku nich. Żaden z siedzących w swoich parafiach księży, najwyraźniej nie zrozumiał, że nauka i poznanie świata Stworzenia może dać odpowiedzi na temat tego dlaczego Chrystus nakazał chodzić pieszo do ludzi i nauczać, nie siedząc w jednym miejscu, ale dając im bezpośredni przykład zachowań i postaw, które miały stanowić o postawie chrześcijańskiej. Ale cóż - wszystko przemija.
Skradziono książkę? Może raczej fizyczny nośnik treści. Treść, póki gdzieś trwa i ktoś wie gdzie ona jest i że ona faktycznie tam jest i pozostaje dostępna, nie zostaje odebrana, chyba że ktoś niszczy w pamięci zarówno tę wiedzę, jak również samą treść. Bo to kradzież idei, świadomości zawartej treści. Nie tyle by ją samemu wykorzystać, ale by zniszczyć komuś innemu, ukraść i zniszczyć możliwości zrozumienia, pojmowania, odniesienia się i wyborów związanych z poznawanymi treściami. Z koroną drzewa i jej liśćmi, które czasem sobie usychają i opadają, by ponownie zasilić korzenie swą istotą. Martwe książki i idee drzewa poznania wiadomości dobrego i złego z których się je tworzy. Listek - "Diuna" - zmieniła tylko położenie, a czy jest trawiony chorobą iluzji? Cóż, trzeba umieć dostrzec prawdę i zauważyć, że nawet najpiękniesze lub najbardziej szare plamy na liściu czasem są tylko motylem, ukrywającym całkiem przeciętny, ale doskonale potrafiący się przystosować i egzystować liść. Pod warunkiem że motylek nie odbierze mu światła, albo nie zacznie toczyć go jakaś choroba, która spowoduje jego opadnięcie z drzewa i rozkład. Czasem wiatr porywa liście i ma go potem człowiek na głowie, a czasem po prostu ktoś go zrywa i ten jeden liść znika. Owoce z drzewa poznania jako takiego zawierają absolutnie wszystkie idee, z których może się narodzić kolejne.
Czy jest to potrzebne w raju? Czy wystarczyłoby po prostu trzymać się prostych nakazów by w nieświadomości istnieć w swojej własnej rzeczywistości bez poznania ani koncepcji zła, ani efektów działań różnych elementów świata doprawadzających stopniowo do degradacji środowiska w którym żyje człowiek? Wieża babilonu zgromadziła zapewne sporo idei w sobie niczym jabłko z drzewa poznania. Tylko kto by był w stanie poznać je całe? Choć czasem to kwestia jednego kęsu w którym może się zawrzeć niekoniecznie odpowiednia dawka idei i treści. W końcu to jeden kęs w którym przypadkiem znalazła się idea śmierci byłby w stanie zmienić umysł który istniałby wiecznie bez tej jednej idei, choćby w jednym punkcie, gdzie nie ma dualności. Jak zmieniłby umysły dwóch istot kęsy z tego samego jabłka ale z jego dwóch stron - zarówno na temat ich postaci, formy, ról i działań. W różnych proporcjach stężenia różnych idei?
Do jakich rozmyślań prowadzą "skradzione" książki? Których treść zamiast odtwórczego przytaczania powodują zaistnienie ciągu myślowego? Może to właśnie powód dla którego znikają i to przed zakończeniem lektury przez R.?
Skoro zaś książka była komuś do czegoś potrzebna - niech z niej korzysta, może spełni jeszcze swoją rolę gdzieś indziej.
Aczkolwiek nieoddaną przez H. książkę "Rośliny lecznicze" to ja mu zapamiętam do końca życia :P bo jak mi była faktycznie potrzebna zawarta w niej wiedza, to w żaden zastosowany sposób nie można było doprosić się jej oddania (niektórzy zapewne by poszli do rzeczonego i walczyli o prawo własności ale czasem myślę że warto opisać sytuację, by potomność o niej również pamiętała).
[12.01 książka się znalazła ;] ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz