piątek, 21 grudnia 2012

Petycja

Z okazji przejścia do nowej ery życzę wszystkim ludziom, którzy rozmawiali ze mną w ciągu ubiegłego roku, wszystkiego najlepszego.
Mój kot - Petycja - zazwyczaj dostaje to co chce. Miauczy, znacząco się ociera, czasem oblizuje pyszczek i kieruje raźnym krokiem w stronę lodówki. Czasem potrafi siedzieć i uporczywie wpatrywać się w pustą miskę, czekając aż ją zauważę i coś mi przyjdzie do głowy. Poranne budzenia też bywają różnego typu.
Jako że konserwy stoją tuż obok puszek z jedzeniem dla kota, kicia wiedząc że stamtąd bierze się jej paciaja na talerzyku często obciera się o inne puszki - niekoniecznie z tym co dla niej najlepsze. Jednakowoż traktując identycznie to co jeść może, jak i to co czasem po otwarciu powącha, czasem skosztuje (kukurydza) ale w zasadzie nie jest jej ulubionym pokarmem. Ot taka humorzasta Petycja.
Petycja czasem pragnie miłości. Bardzo. I wtedy płaszczy się i udaje jamnika wręcz na kocich kolanach. Byle zaznać odrobiny miłości. W takich momentach trzeba pamiętać że kot to zawsze kot i myśli instynktownie, bez przewidywań na przyszłość "co będzie później".
I o ile można powiedzieć kotu "tak, tak, zaraz cię nakarmię" o tyle klęczącej, udającej czarnego, niskiego psa, Petycji pragnącej zaspokoić swą potrzebę miłości należy zdecydowanie powiedzieć "nie, nie - weź mi ten tyłek sprzed nosa", albo liczyć się z konsekwencjami związanymi z zaspokojeniem przedłożonej petycji. Zazwyczaj trzeba zadbać o to, co się urodzi. Wszak ileż można komuś wciskać efektów niezbyt udanych decyzji związanych z pełnymi fałszywej miłości petycjami w których tak naprawdę chodzi o zaspokojenie własnych, zwierzęcych potrzeb? Nie, trzeba wiedzieć kiedy odmówić. Kotu.
Trzeba wiedzieć co będzie później z małymi Petycjami, żeby nie wylądowały na śmietniku czy na dnie stawu, względnie by w drastycznych przypadkach nie zostały spalone przez domorosłego satanistę narażającego się poważnie (i to bardzo) pewnemu bytowi przedstawianemu zazwyczaj z głową kota. No bo kto adoptuje małe Petycje?
Ja już swoją mam, dostałem ją jako urodzinowy prezent. Dlaczego miałaby ona dostawać racje głodowe wraz z małymi Petycjami w wyniku szerzenia zgody na fizyczną, zwierzęcą, instynktowną, bezrozumną i kopulatywną miłość bez ograniczeń reproduktywnych? Zwierzę wszak nie potrafi się zabezpieczać przed skutkami instynktownego zewu natury, zgłaszanego donośnym miauczeniem swojemu ulubionemu członkowi stada - z punktu widzenia iście kociego.
Zwierzę które nie myśli kopuluje i nie myśli co będzie potem. Zdaje się na czyjś rozum. I przyrodę. Pełną śmietników. Miłość pani natury. Na łonie której silniejszy zagryza i zjada słabszego. Naprawdę trzeba uważać na Petycje, bo w obecnych czasach wypuszczenie jej na dwór może skończyć się dla niej postrzałem z wiatrówki. Przez kogoś z obcego stada, wyznającego zasady efektów niepohamowanej miłości cielesnej. Przed którymi broni ją jej ulubieniec. Ograniczając i więżąc na małym obszarze własnego mieszkania.
Być może byłaby szczęśliwsza i bardziej pokiereszowana na terenach na których nie ma kogoś takiego. Być może zdechłaby, rozjechana przez nieuważnego kierowcę lub zaraziłaby się jakąś poważną chorobą. Może miałaby więcej szczęścia - nie wiem.
Śpi teraz w moim mieszkaniu. Ma okres śpiewów nocnych więc pewnie śpi.
Z Petycjami trzeba uważać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz