czwartek, 14 lutego 2013

Webinarium

Choroby wywołują pasożyty. Nie tylko, ale też. Przez analogię wszystko co wydaje się być żywe a wywołuje chorobę mozna by nazwać pasożytami. Jak na dole tak na górze. Jeśli jakiś duch wywołuje chorobę to czymże jest jak nie pasożytem? Czym jest nakłaniający chorych na HIV do rezygnacji z prezerwatyw i jednocześnie nakłaniający do rozmnażania kler żyjący nie z 6 dni pracy ale z łaski względnie jawnego okradania ludzi, którzy sobie nie życzą finansowania go z ich podatków? Pasożytami.
Zwolennikami piekielnego jeźdźca - zarazy.
Żaden duch który wywołuje choroby nie jest niczym innym, bez względu na to za co się podaje. Bo tak wynika z obserwacji świata Stwórcy. Nie ze słów bytów, mijających się często z prawdą.
Czy Ananiasz z żoną nie mogli wyznać swej winy Piotrowi i musieli paść trupem w wyniku jakiś działań ducha? Jezus nakazywał wybaczać tym którzy przychodzili i wyznawali swą winę współbraciom. Czy zatem duch działający przy Piotrze był święty? Nie. Jedynym świętym zawsze był i pozostanie - Bóg. Ludzie są zbyt omylni, zbyt mało wiedzą i zbyt łatwo dają się oszukiwać temu czego nie rozumieją lub czego nie poznali w wystarczającym stopniu.
Rezygnacja z nauczania znaczenia opowieści o oddaniu w posiadanie człowiekowi Ziemi spowodowała to, że byle demoniszcze śmie się nazywać Elohimem, wpływać na ludzi i wywoływać pośrednio lub bezpośrednio choroby wykorzystując zatrucie organizmu. Spowodowała że byle demoniszcze udające niepokalaną Jezusem dziewicę jest w stanie oszukać dzieci by je opętać i zmienić ich całe życie - w piekło. To nie duchy miały panować nad Ziemią. Tylko ludzie. Kto zaś tego nie rozumie podcina gałąź na której sam siedzi. Jezus nie modlił się do duchów - tylko do Boga.
A tak z innej beczki - jaki wpływ na rzeczywistość miałby Paraklet opowiadający bajki, imaginujący sobie coś, czego nie ma i działając choćby tylko cztero-wymiarowo?
Kler o ezoteryce w większości ma obecnie takie pojęcie jakie ktoś mu wyłoży na uniwersytecie, w takim zakresie jak niejaka Umbridge w zakresie obrony przed czarną magią w książce o niejakim Potterze. Wyłoży wśród różu i miłości do nowych członków społeczności - u Umbridge również kotów - bardzo kochanych na talerzykach w jej pokoju, w przeciwieństwie np. do takiego Pottera względem którego zaczęła stosować - czarną magię. Poza bycia oczywistym konserwatywnym przydupasem pap... ministra magii, łżącym oszczercą uśmiechającym się czule na radzie kar.. do swoich ofiar.
Wziąłem wczoraj udział w webinarium dotyczącego tematu "wpływu na ludzi". A konkretnie jak im wcisnąć to, co chcemy im sprzedać, niekoniecznie dlatego że tego chcą czy potrzebują ale dlatego że my potrafimy wykorzystać wiedzę jak zrobić by oni tego chcieli. Nie było mowy o tym jak się przed tym obronić. Przed handlarzami tandetą, bezwartościowymi i zbyt drogimi polisami, kredytami które są zbyt drogie dla tych którzy przymuszani są do ich zaciągnięcia. Według prowadzącego, posługującego się autopromocją i wprowadzaniem modulacją głosu przekonania o swojej dobrej woli metodami hipnotycznymi względem uczestników spotkania (około 90 osób) wywieranie wpływu nie ma w sobie nic złego i jest czymś naturalnym. Nic złego nie widział w kontrolowaniu swojego profesora na wykładzie chwaląc się innym studentom "o mam czarodziejską różdżkę i mogę sterować profesorem". Różdżką była wiedza jednakowoż zarówno usypianie przypadkowych osób przez grupę jego znajomych jakoś nie widzi mi się jako zabawna i godna autopromocji. Jednakowoż wiedza która się posługiwał stwarza w takich przypadkach grono wielbicieli - wyznawców, fanów, chętnych zawsze oddać przysług swemu mistrzowi za ochłapy wiedzy którą się dzieli w sposób, mający własnie stworzyć to grono. Czy wiecie już czego nie mówił Budda swoim uczniom?
Nigdy nie wiadomo czy wśród tych 90 osób nie było kogoś wciskającego tandetę staruszkom, czy obwoźnych handlarzy encyklopediami. Czy naprawdę nie ma nic złego w skutecznych metodach sprzedaży i nauczaniu ich kogo popadnie? To że najpierw uczy się ich tych, którzy mają pieniądze by mieli ich jeszcze więcej to przecież też nic nie znaczy względem klasy nauczyciela, pozbywającego się telewizora z domu ale uczącego jak wpływać na odbiorców reklam.
Hipokryzja bywa wielka. Zaprogramowanie się na to że jest się wielkim i wspaniałym nie jest trudne. Przynajmniej dla niektórych. Zrozumienie że nie ma się pełnej wiedzy o skutkach swoich działań wydaje się przy tym dość proste. Zwłaszcza że nawet doskonała umiejętność gry na instrumencie i opanowanie techniki (tu akurat można mówić o zaawansowanym początkującym), nie oznacza jeszcze że jest się doskonałym kompozytorem i rozumie się dlaczego przekazywany utwór poddawany swej interpretacji nie brzmi wyjątkowo fałszywie, albo że kilka dźwięków było zupełnie źle zagranych skoro się ich nie słyszy, ba jest się przekonanym i zaprogramowanym na to że są idealne.
Typowa wada kleru uczonego błędów przez tych którzy sami ich nie widzieli i tworzyli nowe. Kleru zdradzającego tajemnice w wyniku tortur lub dla korzyści, a czasem okłamywanego - lub z prozaicznej naiwności lub głupoty.
Czy morderca, oszust, oskarżany polityk wykorzystujący wiedzę na temat wpływu na inne osoby jest w stanie wpływać na wyroki skazujące lub uniewinniające? O jakie to niewinne takie wpływanie na innych bez ich wiedzy i zgody, prawdaż? O cudowny trenerze, wychowawco kolonijny?
Budda miał zatem powody by wszystkiego nie uczyć, czy też nie był wystarczająco oświecony by powtarzać jak papuga wszystko czego się dowiedział przypadkowym tłumom?
Czy Drukpa Kunley znał cudowną metodę wpływu i uwodzenia? Ileż to wielbicielek miał za sobą? Czy jeśli któryś z tłumu fanów uwiedzie czyjegoś męża czy żonę korzystając z przekazanej wiedzy to powiększy dobro czy powiększy zło i kto będzie za to odpowiedzialny? Niewinny wpływ? Póki nie nauczy się tłumów tego jak się bronić przed tego typu wpływami i rozpoznawać działania niekoniecznie "złego" ale czasem zwyczajnie podnieconego głupka, uczenie wpływania na nieświadomych ludzi jest nie tylko nieetyczne. Jest perfidnie cyniczne zwłaszcza że liczy się tylko na zysk. Niekoniecznie finansowy, czasem wystarczą przecież przysługi. Na tym wszak ta metoda polega, darmowego przekazywania wiedzy bez zrozumienia wszystkich aspektów i konsekwencji wiążących się z tym faktem.
Budda nie uczył wszystkiego. Ale nie każdy jest Buddą. Co najwyżej nieoświeconym aspirującym do tytułu buddy. Jednakowoż zrozumienie że niekoniecznie musi być coś-za-coś też coś daje. Względnie zawsze można komuś przekazać własną krytyczną opinię.
Opinia to taka, że pasożyty również wywierają wpływ. Z tym że jest on korzystny tylko dla pasożyta. Ofiara tego wpływu może być nieświadoma tego, że manipuluje nią pseudodowcipniś korzystający z pewnej wiedzy w celu skłonienia ofiary np. do kopulacji ze zwierzątkami, wejścia na ruchliwą szosę czy po prostu skłonienia do zakupu na coś, czego ofiarę nie stać bo jest zwyczajnie zbyt biedna. Tak jak uboga jest wyobraźnia [kouczów] - trenerów - uważających się za cudowne dzieci, podobnie jak metody którymi handlują trenując wymienionych w trakcie webinarium klientów. Np. pracowników banku PKO. Nie ma to jak pełny profesjonalizm szkoleń, prawdaż? Wpływ, zwłaszcza bez zgody ofiary na jej podświadomość by uzyskać określone rezultaty jest tylko wpływem pasożyta na ofiarę.
Moi drodzy czytelnicy powinni zatem uważać na to gdzie i z kim zawierają umowy i najlepiej czytać je w domu razem z kilkoma ofertami, wybierając te, które naprawdę są najbardziej korzystne, unikając wszystkich osób które dopasowaniem do odbiorcy usiłują wywołać podświadomy wpływ. Interesującą opcją jest także zakrywanie twarzy i ciała by ukryć przed chytrymi oczkami liczącymi tylko na swój zysk swoją mimikę, gesty i ruchy. Ot taki gest w kierunku zrozumienia niektórych zasad religijnych, przynajmniej w miejscach gdzie załatwia się interesy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz