poniedziałek, 18 marca 2013

Dialektyka

bash.org.pl
#4849186  
ona: ale kurde 
ona: nie będziemy na randce o C++ gadać jak jakieś nerdy 
ona: po prostu na randce wole rozmiawiać na luźniejsze tematy 
on: ok 
on: moga byc luzniejsze 
on: pogadamy o jezykach ktore nie sa silnie typowane
Najgorszym błędem jeśli chce się kogoś do czegoś przekonać jest używanie języka którego druga osoba nie rozumie. Konieczność nauki, często zamkniętego i hermetycznego języka sprowadza się zazwyczaj w najlepszym wypadku do odłożenia w czasie zrozumienia przekazywanych treści, a w najgorszym całkowitego braku zrozumienia języka którym się ktoś posługuje.
Przekonanie które nie idzie w parze ze zrozumieniem prowadzi do abnegacji rozumu, co jest szkodliwe zarówno dla przekonywanego, jak i w dłuższym okresie czasu - dla przekonywującego.
Najbardziej znanym zapewne przykładem jest stosowanie tzw. dialektyki marksistowskiej do opisywania pewnych zjawisk społeczno-ekonomicznych, które dla sporej części społeczeństwa było sztuczne, obce i niezrozumiałe. A przymuszanie do nauki rodziło niechęć wobec tych którzy mieli większe zdolności językowe. To dosyć typowe i mogłoby się odnieść również do grup społecznych uważających obce języki za nadrzędne względem własnego - zarówno naturalne jak i sztuczne - czy to w mniej czy też bardziej odległej przeszłości w różnych warstwach np. przez tzw. szlachtę, mieszczan, chłopów etc. Dialektyka symboli, skojarzeń jest rozumiana gdy ktoś ma odpowiedni zasób wiedzy na dany temat, gdy jest ona wspólna dla danej grupy wierzących w znaczenie danego symbolu.
Jednak w swoim pierwotnej postaci jest tylko czymś czemu ktoś nadaje pewne znaczenie. Czasami zupełnie sprzeczne ze znaczeniem które nadaje mu ktoś inny. Reprezentacja symbolu - zbiór liter czy rysunek - pozostaje zaś tylko zbiorem liter lub rysunkiem do czasu aż czyjeś wyobrażenie, imaginacja, nada mu określone znaczenie.
Wydaje się to oczywiste, jednak nie dla każdego. Nie każdy odróżnia co jest interpretacją a co obiektem interpretacji.
Co jest nauką krzyża a co krzyżem - takim ważnym elementem rzeczywistości dla co poniektórych obecnym w życiu politycznym. Nauka krzyża, czyli interpretacja ewangeliczna dotycząca zmartwychwstania, dla niektórych nie jest tak ważna jak obiekt interpretacji, który oryginalnie był narzędziem katów i oprawców. Problem w zrozumieniu tej nauki widoczny jest na co dzień, tak samo jak widoczny był ze zrozumieniem dialektyki marksistowskiej. Różnica między zapamiętaniem czyichś słów a zrozumieniem czego one dotyczą umyka wielu. Czy któryś z uczniów Jezusa bronił krzyża, narzędzia oprawców, czy mówił że krzyż niesie ze sobą naukę? Niematerialną i związaną ze zrozumieniem, nie kultem obiektu interpretacji. Czy zatem należałoby uczyć zrozumienia czy czci względem martwych obiektów? Uczyć komunizmu osoby, którym jak matka niejakiego M.Piróga pomagało się w stanie wojennym, by usłyszeć po latach że jest Żydowską szmatą, ze względu na uwarunkowania wydaje się niemożliwe, zwłaszcza że w przeciwieństwie do pomagającym bliźnim matek homoseksualistów, nie mają bladego zrozumienia podstaw chrześcijaństwa, a to dzięki warunkowaniu przez nie mający pojęcia o rzeczywistości chrześcijańskich wspólnot - kler i otoczenie tego typu osób. Wydaje się niemożliwe, przy braku zrozumienia podstaw, nie wyuczonego uwarunkowania słowami, których treść jest obca tego typu osobom, dla których interpretacja słowa "Żyd" związana jest automatycznie z nienawiścią, a nie neutralnością światopoglądową zmienianą w zależności od tego co dana osoba robi i mówi.
W przeciwieństwie do rzeczonej osoby, matka M.Piróga wykazała się postawą chrześcijańską zaś obrażająca ją stara, niewdzięczna raszpla - nie. Nikt nie każe kochać kogoś za narodowość czy przynależność religijną ale odrobina przyzwoitości co poniektórym by się przydała.
Dialektyka daje czasem do zrozumienia, za kogo ma się kogo używając określonych zwrotów, co wykorzystuje się często w dyplomacji. W której raczej nieczęsto stosuje się określenia z języka potocznego wykorzystująca wulgarne nazewnictwo oddające nastawienie dyplomaty względem określonego obiektu interpretacji określonych zachowań.
Przykładowa dialektyka języka przepowiedni mówiąca o przedłużaniu lat życia wiernych Bogu to na dzisiejszy język nauki - utrzymanie określonego stanu telomerów pozwalający na przedłużanie życia dzięki dzieleniu się komórek bez niszczenia łańcucha DNA - czyli pozbawienie starzenia. Jednakowoż to czy demoniszcze podające się za Elohima, nawet jeśli posiada umiejętność lub technologię pozwalającą na przedłużanie niemal w nieskończoność podziału komórkowego jest Bogiem jest wielce wątpliwe. Co nie znaczy że nie pojawiłby się ktoś kto by wiernie służył demoniszczowi który podałby się za Elohima z wiarą że to Bóg a ten z wdzięczności przedłużał by mu życie. Ot taki język przepowiedni. Jednakowoż Bóg to nie Elohim czyli podający się głos boga. Bóg wszak odpoczywa i nie ma zamiaru wtrącać się w życie rodziny Adama w przeciwieństwie do co poniektórych bytów. No i najlepiej jest mu się przysłużyć, nie przerywając mu tego odpoczynku samemu zajmując się władaniem Ziemią.
Zatem wszelkie modły związane z własnymi potrzebami trzeba by skierować w inną stronę. Potrzebami które wszak często doprowadzają do cierpienia, zwłaszcza jeśli od kogoś trzeba wziąć żeby dać komuś innemu.
A jak na sprawę potrzeb zapatrywał się Jezus? Jego uczniowie wręcz byli wsadzani do więzień za nauczanie na tematy, które skutkowały powstawaniem wspólnot w których nie istniała własność prywatna (pamiętacie Ananiasza z żoną?). Cóż, zapewne mieli więcej do powiedzenia na tematy komunizmu niż ja, no i obecnie wszak podobne treści są fatalnie widziane, zwłaszcza przez zdradziecki kler, który nie uznawał za słuszne dotrzymywać wszystkich Jezusowych przykazań, co było im nakazane.
Pozbawienie własności prywatnej dotyczyło każdego członka społeczności - i nie było to związane z tym że wszyscy byli biedni. Nie. Wszyscy mieli wspólny, bratnio-siostrzany majątek, wykorzystywany w zależności od potrzeb wspólnoty, na której dobro pracowali wszyscy jej członkowie. Rozpoznający się znakiem ryby. Nie krzyża.
Jednakowoż dialektyka bywa przeszkodą w rozumieniu że to co jest nazwane w jednym tekście inaczej niż w innym, jest w rzeczywistości tym samym. Nawet jeśli ze starszego tekstu diabelski kler kultywujący dogmatyczność tradycji pedofilskich papieży - gwałcicieli Chrystusa - na potrzeby cesarza wyciął fragmenty traktujące o równości niewolników i wolnych niezależnie od koloru skóry, bez względu na nację ("nie ma już Żydów i Greków") - braci i sióstr - które to nauki przetrwały w urywkach pozostałych tekstów, które przetrwały w obecnych w ewangeliach.
To że zrozumienie tego, że często lepiej mieć za sąsiada Żydówkę czy homoseksualistę który w potrzebie pomoże bliźniemu niż starą raszplę obrzucającą kamieniami brzemienne panny przygarniane przez inteligentniejszych i bardziej ludzkich od kapłanów wdowców wychowujących dzieci jak własne z efektem wtórnym określonych poglądów co do adopcji, najwyraźniej nie jest dane co poniektórym osobom, nie rozumiejącym, że przed ok 20 wiekami nie mogłyby liczyć na pomoc od każdego sąsiada czy sąsiadki. To że było to możliwe w tzw. socjalizmie, kiedy każdy miał niewiele, a własność wspólną stanowiły zakłady pracy, ośrodki sportowe, ośrodki wypoczynkowe itd. to nie zasługa kleru (no może tym sympatyzującym z masonami w trakcie Sejmu Czteroletniego) który przez wieki uczył posłuszeństwa szlachcie i łamał wszystkie przykazania Jezusa, upokarzając wszystko czego nauczał. Jednakowoż tylko wtedy gdy ktoś własność wspólną uważał za należącą m.in. do niego samego tak samo jak do innych i o nią dbał, a nie uważał że jest to "niczyje" miało to jakiś sens. Cóż, niektórzy nigdy nie pojmą wartości chrześcijańskich wspólnot.
Podobnie różnicy między nauką krzyża a krzyżem. I czego warto bronić, a z czym dać sobie spokój na wieczność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz