sobota, 21 września 2013

Azyl

[roboczy]
W ramach wczorajszego przejmowania lokalnych portali w Ingress, wraz z gronem "zielonych" zawędrowaliśmy na cmentarz, na którym znajduje się kilka lokacji portali. Na cmentarzu, na którym świeciły się gdzieniegdzie znicze było cicho. Pomijając oczywiście przekomarzania naszej ekipy oraz szepty i oddalone ciche głosy rozmów tak jakby nie z tego świata, dosyć smutne i z treści - obserwujące nasze działania. Niektóre smutne, niektóre przestraszone. W pewnym momencie, kącikiem oka dało się dostrzec nieco przygiętą, pochyloną postać przy jednym z grobów, a później łagodny głos szepczący me imię i wrażenie ucisku na ramionach.
Nic specjalnego, jak to zwykle bywa przy takich okazjach.
Lydia z Beetelgeusa zapewne wytłumaczyłaby dlaczego inni tego nie dostrzegają, jednakowoż wytłumaczyłaby to w oparciu o pewien podręcznik survivalu dla żywych po śmierci będący jednym z filmowych rekwizytów.
Dorastanie w mieście, gdzie byle byt włazi do łóżka małym dzieciom, a inny strzela w głowę za wyobrażanie sobie różnych świetlistych pieczęci nad głową z wiadomym imieniem tego który podobno jest z tekstem "giń Żydzie", po którym ma się różne przewiewne energetyczne problemy w okolicach skroniowych - i to póki dwóch znajomych po jakimś roku nie załatało dziury, gdzie przebywają byty bezkarnie przekraczające domowe progi by kaleczyć i odcinać energetyczne części ciała nieświadomym ludziom bywa dosyć problematyczne.
W dawnych czasach istniały miejsca azylu, gdzie tego typu byty prawa wejścia nie miały, bo pilnowano tego z całą sumiennością - i robili to lokalni rezydenci świątyń - różnego typu, by żaden tego typu byt nie przekroczył chronionego miejsca. Oczywiście rezydenci byli wyszkoleni w obronie i niszczeniu wszelkich pasożytów pragnących zaszkodzić im i wchodzącym do chronionych obiektów ludziom i to nie dlatego że na kolanach błagali o pomoc, tylko bez litości niszczyli każdy pasożytniczy byt.
W obecnych czasach - przyjaźnie się z nimi konwersuje, a ich przyjście ich ofiar komentuje słowami "a po co tu przyszedł".
Trudno się dziwić temu smutkowi po cmentarzach, krewnych osób wyniszczanych przez plugawe pasożyty, nie mające wrogów w miejscach które kiedyś były azylami i w których rezydenci nie padali na kolana przed każdym kto łaskawie ulituje się po tym jak zostaną skopani lub oszukani przez "trzymające władzę" rezydujące istoty, lecz aktywnie likwidowali wszelkie zagrożenia.
Oczywiście, gdyby zamiast użalania się można by się zastanowić gdzie w okolicy są jakieś źródła energetycznego wsparcia o odpowiednim drganiu (bo wszak na kształtowanie ich przez budowle o przeznaczeniu azylu w dzisiejszych czasach nie ma co liczyć, zważywszy na głupotę i brak elementarnej wiedzy zarówno architektów jak i tych którzy powinni im towarzyszyć przy projektowaniu "po drugiej stronie". Dziś widać tylko nieco surrealistyczne ruiny cywilizacji duchowej - każde nowomodne gówienko architektury sakralnej jest tego dowodem - która opierała się kiedyś o zasady współpracy z inną egzystencją, zanim została ogłupiona i wyniszczona przez kler. Bo to nie był przypadek że w pewnych miejscach tworzono tzw. świątynie i były one tworzone według określonych zasad - w końcu jak się coś chroni, to skądś trzeba brać na to energię, a placówki bez strategicznego zaplecza, zostają no cóż... przejęte, a energia czerpana z przebywających w nich żywych ludzi.
Oczywiście jakieś dwa czy trzy tysiące lat temu mieliśmy okres, w którym całkiem spora liczba osób przejmowała ciała ludzi, zgodnie z wyuczoną za życia instrukcją z psalmów (cóż przejmowanie pasterzy takich jak Dawid, nie tylko w celach instruktażowych, znane jest w różnych kulturach np. te igraszki z ludźmi w mitologii greckiej), wierząc że ich "pan będzie tarczą" (bo wszak według księgi z której je wzięto to panem na ziemi jest człowiek), jednak w tym okresie działał jeszcze podział plemion i niektórzy mieli całkiem nieźle ulokowane świątynie (o architekturze nawet nie wspominając).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz