wtorek, 15 marca 2011

Handlarze zasług

Ostatnią osobą która by miała umierać za czyjeś winy byłby Chrystus. Nie po to stwierdził że jeśli czymś zgrzeszysz to masz to odciąć by umierać za bandę pedofilskich kapłanów, w tym oszukanych przez demoniszcza z takiego rodzaju jak mój. Modlitwa? Na drugi plan. Na pierwszym powinno być rozwinięcie umysłu tak by można było samodzielnie sobie poradzić z potworkami z jego rodzaju. To ciało jest świątynią, więc świątynia jest tam, gdzie jest człowiek, a nie kolejna budowla siedzących na dupie kapłanów, podających się za uczniów Chrystusa. Uczniowie Chrystusa chodzili piechotą do ludzi.
W świecie duchów panuje przekonanie o tym że potrzebne są zasługi (a przynajmniej z tego co do mnie dociera to właśnie wynika...chyba że wszystko zwali się na demoniszcze - bo tak najprościej - tyle że skoro jest jeden to co z całą tą resztą? Widocznie jest taka sama.), że trzeba zasłużyć na to żeby nie być z demoniszczem. Buddyjskie przekonania. Według Chrystusa - wystarczał chrzest, a przed potworkami z rodzaju demoniszcza mieli chronić jego uczniowie. Oczyszczać i ochraniać. Bez względu na "dobre uczynki" jak to ujął Jezus.
Niestety, jak to zwykle bywa, okazało się że kapłanatowi któremu zaczęły umykać możliwości oczyszczania w miarę upływu czasu i zaprzepaszczania słów Mesjasza oraz stosowanie się coraz bardziej wybiórczo do tego o czym mówił. Do słów kapłanów, którzy zamiast samodzielnie leczyć i oczyszczać zaczęli kazać się modlić i wybłagiwać pomoc. Tworzyć zasługi, obce prawdziwym chrześcijanom. Świadomym jak eks-kat-oprawca apostoł że całe życie jest się w stanie być pod wpływem złośliwych machinacji demoniszczy niszczących świadomość i ludzkie uczucia.
Handlarze zasług. Tym się stał ten duchowy, niewidzialny świat. Obcy chrześcijanom spod znaku ryby, bliski tym, którzy umieścili Chrystusa na krzyżu. Żeby nie mógł z niego zejść i cierpiał. Niczym Prometeusz przybity do skały z wydziobywanym przez sępy przy każdej mszy ciałem. Dzielenie się posiłkiem, nawet ostatnim, zmieniło znaczenie. I zmieniło się w rytuał. Obcy każdemu chrześcijańskiemu niewolnikowi sprzed setek lat. Niestety, przed Chrystusem wymadlanie pomocy też istniało. Tak jak opętujące i niszczące w różny sposób ludzi demoniszcza też. W tym "energetycznie".
I wiecie co?
W świecie gdzie podobno wybaczanie jest najważniejsze - ja nie wybaczam. I wolę się od odciąć od wrednych złośliwych demoniszczy, każdego rodzaju, w tym ludzkiego, i nie mieć z nimi nic wspólnego. Uśmiechnąć się i powiedzieć OM. Bo przyjaciół poznaje się w biedzie, a wrogów po szeptach i złośliwościach, "nożach" za plecami i w plecach. Dzięki temu wie się, że już się jest przez nich osądzonym i w zasadzie oni już z tobą też nie chcą mieć nic do czynienia.
W świecie handlarzy zasług. Względem kogoś lub czegoś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz