środa, 23 marca 2011

Senna opowieść

Czuję się zmęczony. I ogólnie mówiąc bardziej niczym zwierzę, którego psychikę i możliwości umysłu ograniczono do minimum niż jak normalny człowiek. Chyba nigdy takim nie byłem, choć gdy wspominam opisywane przeze mnie w podstawówce miasto zbudowane na bazie okręgu, to wydaje mi się że kiedyś jednak o marzenia było łatwiej. Dziś pozostała pustka bezcelowej egzystencji, równie marnej, co nużącej.
Czy mam pisać o punktach scalających energetyczne powiązania między ludźmi którymi są np. księża pedofile? Wszak stary testament np. homoseksualistów nakazywał zabijać z prostego wyrachowania - taki punkt był niebezpieczny dla każdego dziecka który by się podłączył do takiego centrum. Efektów powiązań erotycznych w starożytnej Grecji nie ma co opisywać, podobnie związków między samurajami. W kulturze starego testamentu odcięto się od takich możliwości nakazując po prostu zabijać. Czy słusznie? A czemu miałbym oceniać Mojżesza, jeśli nie oceniał swojego demoniszcza na zgodność przekazów z 10 przykazaniami? W końcu zarówno dla uprzedniego arcykapłana niepokalanej Jezusem dziewicy, ani dla wcześniejszych, los gwałconych dzieci, a przez to samego Chrystusa, wydaje się był obojętny. Z tego powodu nie uważam Jana Pawła II za świętego, co najwyżej za dobrodusznego dziadka który nie miał pojęcia o obowiązkach władzy jaką sprawował, a co najwyżej o populistycznym machaniu z okienka i opowiadaniu o kremówkach. Jak mi się wydaje władza papieska nie polega tylko na zmianie lokacji podległych gwałcicieli ale także na przykładnym karaniu i stosowaniu w praktyce metod Chrystusa. W tym ekskomuniki. Przeprosić żywe ofiary też by się przydało, ale nie wymagajmy zbyt wiele od kogoś kto wysilił się na przeproszenie aż za jedną ofiarę kleru w ciągu dwóch tysiącleci... czegoś.
To że niektórym "duchom" pasuje podtrzymywać mit i leczyć kogoś pod auspicjami kogoś lub czegoś, nie zmienia faktu, że w prawdziwym chrześcijaństwie leczeniem, uzdrawianiem, oczyszczaniem mieli zajmować się uczniowie Chrystusa, a nie duchy. Co było na porządku dziennym, a nie cudem. Niestety chrześcijaństwa najwyraźniej nie ma, co najwyżej złudzenia zamierzchłej przeszłości zmitologizowanej do granic możliwości ludzkości, której pieczę nad zdrowiem oddano alchemikom - koncernom farmaceutycznym. Który uczeń Chrystusa nie odciąłby się od praktyk eksperymentowania na dzieciach, a więc na Chrystusie, w obozach koncentracyjnych przez hitlerowców? Który poparłby koncerny korzystające z prac morderców milionów? Pius XII, kolejny arcykapłan niepokalanej Jezusem dziewicy, i kandydat na "świętego" popierany przez Jana Pawła II najwyraźniej tego nie zrobił. Ten ostatni też nie. Smutkiem napawa mnie jednakowoż los Pawła VI którego zastąpiła agentura czerwonych kapturków - Lolkiem (Bolek i Lolek się przypomina...).
Wiecie? Za jakieś 40 lat lodowce mają stopnieć, a ludzie zamiast przejść na np. ogniwa wodorowe nadal wykorzystują paliwa kopalne. Czy interesuje się tym kler wożący się pojazdami napędzanymi benzyną i ropą? A Chrystus coś mówił o sandałach. Co było rozsądnym posunięciem, choć moja hipoteza dlaczego tak miało być, wynika z obserwacji jednego z moich znajomych i jego potencjału energetycznego. Otóż kocha on kobiety i interesuje się ezoteryką. Spotykał je od młodości i umiejętnie korzysta z wiedzy by je zdobywać. Wiedzy o miłości bliźniego. I energetycznych powiązaniach między ssakami związanymi z wymianą zaprogramowanej emocją "chi". Jak zauważyłem, jego potencjał był na tyle wysoki by swego czasu mnie oczyścić po jednym z ataków "energetycznego wampira". Zakładam więc, że chodzący pieszo apostołowie w których umysłach pojawiali się spotykani ludzie i w których umysłach byli zapamiętywani, dzięki miłości, względnie innym cechom odtworzonych realnie sefirot w sekwencji częstotliwościowej biopola, "energetycznym" powiązaniom i wymianie "chi" zwiększali swój potencjał, dzięki czemu potrafili zarówno oczyszczać jak i leczyć. Skoncentrowaną "chi". Czas wędrujących uczniów Chrystusa i spotykania nowych osób oraz związana z tym stopniowa utrata "mocy" musiała w pewnym momencie uzmysłowić Piotrowi że tak dalej być nie może. Co rozpoczęło początek końca chrześcijaństwa w momencie ustanowienia jego dupy na tronie władzy, władzy o której Chrystus, wojujący z faryzejskim klerem, wypowiedział się "Bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie", gdyż jak na mesjasza był świadomy, że jeśli bierze się władzę we własne ręce to poza przywilejami zaczyna się mieć obowiązki, które jeśli nie są wypełniane, doprowadzają stopniowo do upadku wszystkich. Piotr zaś, choć pisał o miłości, to jednak Ananiaszowi i jego żonie nie przepuścił - i tak, z powodu pieniędzy które nie zostały oddane na rzecz komuny chrześcijan, padły dwa trupy.
Niestety w momencie kiedy uzdrowiciele zaczynają myśleć o władzy zazwyczaj rodzi się faryzejski kler. Czasem pod auspicjami duchowieństwa, a czasami partii politycznej, a ich przywódcom wydaje się, że wystarczy być na czele i to bez odpowiedniej wiedzy i/lub umiejętności by zdobyć jak najwięcej w swoim życiu. Dla siebie lub innych.
Czasem można skończyć na krzyżu otoczonym przez szalony, skazujący, złośliwie rozbawiony tłum wypełniony zaprogramowaną emocją jakiegoś demoniszcza. Tłum który wcześniej wydawał się być tak przyjazny i popierający...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz