środa, 28 września 2011

Marudzenie

Jak wyglądałby świat gdyby wytępiono wszelkiej maści demoniszcza? Lub zamknięto w "miedzianych nocnikach" na okres który odpowiada ustanowionemu prawu karnemu w kompletnej izolacji od jakiejkolwiek informacji.
Gdyby lokalni rezydeńci światynek zajmowali się poza obserwacją, również tępieniem w okolicy pojawiających się bytów wchodzących nieproszenie do ludzkich domów.
A może to tylko kwestia nieopisanych zasad jakie obowiązują? Zasad które najwyraźniej mają się nijak do normalności, czy do jakiegokolwiek boskiego prawa? Obowiązują stronnictwa bytów wokół, a ludzie... Ludzie mają się słuchać albo cierpieć. Słuchać i wierzyć w coś co ma się nijak do rzeczywistości.
Filozofia wypędzania do zwierząt duchów czy też przepędzania ich z miejsca na miejsce lub do wyimaginowanego piekła mija się z celem. Nigdy nie wiadomo gdzie trafiają i gdzie się później pojawią. Dlatego pierwszoplanową rolą w takim ujęciu osób które są związane z jakimkolwiek kapłaństwem powinna być zdolność do skonkretyzowanego zamykania opętańczych i dręczących duchów. Brak tej wiedzy jest równoznaczny z poddawnaniem się polityce innych bytów, które, jako że najwyraźniej nie likwidują dręczycieli, wyniszczających psychicznie fizycznie ludzi - zarówno dzieci jak dorosłych. A poddawanie się polityce "duchów" oznacza brak jakiejkolwiek kontroli nad tym co się dzieje "po drugiej stronie".
A druga strona najwyraźniej coraz bardziej wypełnia się egzystencjami magów, wiedźm, czarownic, hitlerowców, religijnych fanatyków którzy najwyraźniej robią sobie co chcą. Bawiąc sie kosztem ludzi żyjących w pobliżu kościołów z rezydującymi tam bytami, które najwyraźniej otumanione miłością zapomniały o wrzucaniu coponiektórych w ogień i likwidowaniu na miejscu. Choć zważywszy na poglądy polityczne ofiar - dzieci zapewne przyklaskiwały niszczącym działaniu swoich pobratymców, zapominając że "cokolwiek uczyni się dziecku, uczyni się Chrystusowi". I to nie tylko mnie osobiście, parę przypadków z okolicy poznałem osobiście, choć nie zajmujących się magią na tyle, by zrozumieć co się tak naprawdę z nimi i ich rodzinami działo (choć zapewne pozostawione materialne ślady na drzwiach u znajomego przez rozbawionego ducha doprowadzającego do narkomanii mogłoby o czymś świadczyć). Dzieci które wzywały szatana i rzucały klątwy na sąsiadów i kolegów (zapewne pod wpływem ekskomuniki ich rozdziców przez przeklętego Piusa XII który oddał całe pokolenie pod kontrolę szatana, pozostawiając morderców milionów w gronie swych braci oraz otworzył drogę do nazywania interpretacji i tłumaczeń "świętym pismem") jakoś później bez problemu były bierzmowane i nie miały tyle problemów w życiu co ja. Jedyna osoba nie uczęszczająca nigdy na lekcje "religii".
Ale za to osoba, która dzięki gnozie stwierdziła że trzeba by wyjaśnić konieczność istnienia coponiektórych z przykazań Mojżesza. Dzięki empirycznym doświadczeniom swego życia i podejściu duchów, które co prawda potrafią leczyć, ale pozbyć się dręczących potworów najwyraźniej nie potrafią. Może dlatego że demoniszcza wybierają osoby które mogą być mądre, ale nie podporządkowują się zausznikom lokalnych rezydentów i tępią je niemiłosiernie.
Powinienem się zabić, nie dlatego że nie mogę zyć, ale dlatego że primo ani po tej ni po tamtej stronie wieloletnie dręczenie nikogo nie obchodzi - po tej uważa się że odgonienie wystarcza, po tamtej najwidoczniej lepiej być dręczącym potworem, który może robić co chce bo i tak nikt go nie zlikwiduje. Secundo, nawet jeśli udaje mi się jakoś wyjść z cierpień, nawet jeśli przy udziale "drugiej strony" to zaraz po tym pojawia się ponownie demoniszcze któremu nikt nic nie robi, a ja mam ponownie to samo, czasem gorzej - ocierające się paprochy w głowie o mózg. Krótko mówiąc - coraz bardziej głupieję w miarę zniszczeń fizycznych, ale - to też jakoś nikogo specjalnie nie obchodzi. Po co więc cokolwiek pisać i wyjaśniać? Jeśli wieloletnie dręczenie miało doprowadzić tylko do religijnej manii i zabicia psyche, odejścia od moich własnych zainteresowań. Do zwiększenia zwolenników nic nie robiących rezydentów lokalnych świątynek w tej parodii rzeczywistości. Cóż - ja mam ból, świat najwidoczniej wiarę w cuda.
Jaką można mieć wiarę po władowaniu jako małemu dziecku do głowy brudu, który utworzył skorupę w obrębie naczyń włosowatych w mózgu? Jaki koszmar można mieć istniejąc wciąż w ciemnościach do czasu aż zmienią się nieco funkcje mózgu? Ból od przebudzenia do zmroku i ocieranie się ciągłe ocieranie, a nawet - po oczyszczeniu i długich medytacjach szybki atak mający na celu uzmysłowienie że nawet jak się człowiek postara to i tak mu ktoś przypierdoli i potem będzie boleć latami. Bardziej. Po co żyć?
Po tej stronie piekło, po tamtej raczej też niewesoło. Apodyktyczne "anioły" z, dzięki takim ludziom jak Pius XII czy JP II - braćmi hitlerowcami których żaden z nich nie wykluczył z grona "chrześcijan". Z mojego punktu widzenia ze względu na "Królestwo Niebieskie" nie warto mieć ani żony ani dzieci - w końcu jak otoczenie skazuje na męki dzieci to czemu ma być inaczej z następnym pokoleniem. A tworzenie z siebie jakiegoś gościa w którego potem będą wierzyć mając na celu stworzenie enklaw gdzie byłoby zupełnie inaczej niż dotychczas - jak uczy historia - nie ma sensu. I tak potem się mordują, łamią te nieszczęsne 10 przykazań w imię kogoś kto im tego zakazuje - i wiecie co? Zawsze wraca kwestia kliki "lokalnych rezydentów". Po tej czy po tamtej stronie, którzy będą opowiadać bajki, po to żeby mieć wyznawców do odzierania z runa, względnie odpędzania bytów które powinny zostać spalone, zniszczone, anihilowane. By się nie powtórzyło, a reszta się bała. Bardzo się bała.
Ale cóż, dziś byle księżunio ma się za boską wyrocznię a ani nie potrafi leczyć, ani oczyszczać, co w moim rozumieniu oznacza że nie ma też żadnej z łask odpuszczania jakiegokolwiek grzechu. Zapewne dlatego że uznał za świątynie budowlę - a nie ciało człowieka. Ale widać klika lokalnych rezydentów ma swoje wpływy, wpływy które najwidoczniej są związane z wiekami tortur, mordów, wojen religijnych, kłamstw w celu zachowania władzy i niszczenia różnych nacji, w tym żydowskiej w celu prostym - powolnemu likwidacji języka w którym było pisane 10 przykazań, by zmienić cywilizację w taką która będzie nieświadoma ani słowa, ani opętań wśród nich. Wszak wpierw stępiono podający się za chrzescijański, kler. Który ani nie oczyszcza ani nie spala dręczących duchów.
Podejście do problemu "starego dzieciaka" ze smutną miną? Taką smutną widziałem kiedyś na obrazku "Wielkiej Księgi Demonów Polskich" u niejakiego Lucyfera. Zakładam zatem, że moje demoniszcze drogą wieloletniej obróbki zrobiło sobie zabawkę - udawanego, a może właśnie bardziej prawdziwszego Lucyfera - od wiekszości bzdetnych opowiastek o aniołku ze skrzydełkami. Oszukiwanego i oszukującego na podstawie tego co uważa za prawdę która dociera do niego dzięki percepcji i który uświadamia otoczenie co do cierpienia, religii, boga - i to nie według przyjętych założeń, ale zgodnie z normami "oświecenia". Którego słowa są w stanie sprowokować demoniszcze do utworzenia ciekawych, efektownych zjawisk meteorologicznych. Zabawka która nieświadomie została wykorzystana tak, by spełnić wszystkie wymogi "formalne" przed zostaniem jeśli nie "potępionym" to osobiście "szatanem". Ze świadomością ukształtowaną przez bajki - gadające zwierzęta i książki dla młodzieży oraz wychowanie antyklerykalne.
Z mojego punktu widzenia ta historia powtarza się co pewien czas, choć bohaterowie nie zawsze są świadomi tego kogo odgrywają. W wielkim rpgu lokalnych demoniszczy i rezydentów świątynek.
W końcu żeby się buntować, to trzeba wiedzieć czemu. A Lucyfer? Przeciwko czemu się zbuntował? Przeciwko pojmowaniu Boga? Czy przeciwko Bogu? Hmm. Ten stary chłopiec z obrazka? Co było jego demoniszczem? Pewnie też miał ból głowy i świadomość że raczej nie ma co liczyć na kogokolwiek ze swymi "ezoterycznymi" problemami.
A bunt przeciw obojętności "rezydentów"? Jaki ma sens skoro potem i tak nic się nie zmienia. I jak tu nie zostać buddystą pragnącym uwolnić się od cierpień bez wiary w słowa ludzi którzy sami nie rozumieją w czym biorą udział? Skoro najwyraźniej nikt nie pozbywa się demoniszczów po tamtej stronie to najwyraźniej powoli dochodzimy do miejsca przed tym zanim pojawił się Chrystus. Kiedy to kapłani (do samej góry) każą się modlić zamiast samemu oczyszczać i leczyć ludzi oraz wypędzać złe duchy. Widać sami z prawdziwym chrześcijaństwem mają niewiele wspólnego, a wiedzą o nim tyle ile nakazywali wiedzieć palący Biblię i skazujący na śmierć ich posiadaczy zasiadający na tronach zausznicy nieochrzczonego Konstantyna (wcześniej i później). Nergal w porównaniu z nimi to naprawdę tylko zabawny człowieczek, który niewiele rozumie gdzie w tej palonej przez niego książce tak naprawdę pojawia się szatan, którego podobno wyznaje poglądami "że nikomu nie należy szkodzić i żyć z wszystkimi w zgodzie". Zakłamanie najwyraźniej zapożyczone z kleru. Ale cóż, jest tylko nieświadomym błaznem, parodiującym niektórych papieży, zabawnym dla co poniektórych demoniszczy, które rozumieją tego typu dowcipy z rzeczywistości i historii. Podobnie jak treści niektórych piosenek religijnych, które są zabawne jeśli się wie o co w nich chodzi.
Niestety demoniszcza robią z ludzi błaznów. Choć niektórzy biorą ich później zbyt poważnie i na serio robiąc wielki szum wokół nich. Który służy dokładnie celom demoniszczy, zdobywającym EXPa (doświadczenie), kierującymi błaznami. Błaznom, którzy dali się nabrać poprzednikom, służy to przy okazji i to w postaci wymiernie finansowej dzięki darmowej reklamie adwersarzy którzy ani nie leczą ani nie oczyszczają natomiast adorują niepokalaną Jezusem dziewicę i utrzymują w nieświadomości znaczenia obrzezania w sercu wyznawców faceta, który nie sądzę by miał kiedyś ambicje być czczonym na krzyżu. Z drugiej strony tłumy "chłopów z widłami polującymi na ogry" to tylko inna wersja tego samego źródła nauczania "kogo bić". A tu wszak chodzi o rozsądek, czasem rozsądne przywalenie demoniszczom, skoro to człowiekowi oddano ziemię a nie czemuś co powinno pełzać przed nim a nie robić sobie hermetyczny ubaw wpływając na jego losy.
No i jak tu nie być buddystą z kaduceuszem w ręku i czapeczką trefnisia?
Czuć się jak król, którego życzenia spełniane są szatańsko - leniwie.
Czuć się jak król, którego słucha się kiedy się chce, a zazwyczaj się nie słucha.
Czuć się jak król błaznów wśród podobnych trefnisiów.
Czyż Lucyfer - imperator miałby się mieć lepiej?
[mach mach w kierunku Watykanu]
Czuć się jak człowiek sterowany wprowadzanymi informacjami bezpośrednio w pole umysłu, z generowanymi obrazeczkami i czuć się jak zmanipulowana maszyna, komputer w którym ktoś przerzuca sobie ikonki. Ze świadomością że w zasadzie tylko na kota można liczyć że sam przylezie się przytulić (albo pogryźć i podrapać w zależności od nastroju).
Marność nad marnościami i wszystko marność.
A do tego zaczął boleć mnie ząb.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz