czwartek, 1 września 2011

Kłapouchy

Ustalenia kościoła jako ogółu wiernych, mają jednak sens i znaczenie tylko i wyłącznie wtedy kiedy nie są sprzeczne z prawdą. Konkretnie z przykazaniem zakazującym kłamać w grupie, przy świadkach, świadczyć nieprawdę. Czyli łgać na potęgę i okłamywać, często z ambony, na temat np. daty urodzin Chrystusa, twierdzenia że 7 dniem jest niedziela, względnie jacy to dobrzy i mili byli np. zmarli w zależności od kwoty oddawanej na "darmową" mszę. Wesołkowaty grubas w czerwonym płaszczu z latającymi reniferami to wszak jest łgarstwo, od którego jakoś niewielu odeszło i które nie jest krytykowane przez osoby które, kto wie, czy w przyszłości (za np. jakieś 500 lat) nie będą określane jako rozdające cukierki z przyprawionymi przez legendę skrzydełkami, których uśmiech uzdrawiał wszelkie choroby, łącznie ze śmiertelną próchnicą zębów. Wszak siedzącemu na tronie nie zależy na tym żeby nie łgano i się nie odcina od tego typu zachowań - ważne żeby na nim pozostać, a to co dzieje się z okłamywanymi często schodzi na plan dalszy, np. ofiarami rabunkowego wydobycia czy to gazu łupkowego w USA, czy to z budynkami w Bytomiu, czy to z ofiarami podwładnych biskupowi Rzymu pedofilii. Zawsze przecież można się dobrotliwie uśmiechnąć, pogłaskać po główce i liczyć na nakazy modlitw za "księdza, biskupa, papieża...", modlitw stada wykorzystywanych i strzyżonych "owiec i baranów".
Zdolności uzdrawiania i oczyszczania dla faktycznych uczniów Chrystusa skończyły się wraz z powstaniem mitów, kłamstw "dla lepszej sprawy" podawanym wierzącym w to wspólnotom. Z kłamstwami nakazującymi mordować "innowierców", co także jest przeciwko jednemu z przykazań. Z kłamstwami na temat celibatu - wymuszonego przez grupy, które nie miały problemu z utrzymywaniem kochanek i posiadaniem dzieci w tym samym czasie, gdy go "przegłosowano".
Bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie - a choć cesarzy już nie ma - zaś prawo ustanawiają ci, którzy są wyznawcami Chrystusa (nie wszędzie, ale jednak są tacy). Zatem zasady kościoła wyznawców i prawa przez nich stanowione powinny, i jeśli wierzyć Chrystusowi, stanowią o zasadach "Królestwa Niebieskiego", wraz z wszelkimi regułami prawnymi i kodeksami karnymi. Tymi związanymi z morderstwami i pedofilią też - łącznie z wszelkimi przeniesiem uprawnień sądowniczych na państwo, którego obywatel został pokrzywdzony przez obywatela innego państwa. W tym obywateli państwa Watykan.
Nie sądź albowiem będziesz sądzony - i tu mamy powód dlaczego w schyłkowej części życia Chrystus został osądzony przez ludzi - ponieważ oddał im możliwość stanowienia sądów i został osądzony według obowiązującego wówczas prawa. Sądy na temat sądów. Duch, z wrodzoną sobie złośliwością, dostosował się do wcześniej wypowiedzianych słów Mesjasza i doprowadził do radosnych wrzasków osądzającego Chrystusa tłumu. Z obecnego punktu widzenia mógł przewidzieć konsekwencje - wpływu na Piotra, który wszak wyparł się trzykrotnie Chrystusa (a zatem "szatan" według teologicznych zasad miałby do niego dostęp, podobnie jak i do innych jego uczniów) i zaczął tworzyć hierarchiczne wspólnoty w których miałby decydujące zdanie, nie mające wiele wspólnego z nakazującym uczniom Chrystusem - chodzeniem piechotą, leczeniem i oczyszczaniem ludzi. Prawdopodobnie tylko Jan nie był na tyle głupi, by decydować i ferować wyroki, dzięki czemu nie został zabity, ale jako kabalisty zapewne bardziej do niego przemawiała idea Boga Istnienia (HVIH), niż jakiegokolwiek gadającego ducha, który wszak może być kim chce (IHVH).
Ucieczka od osądów w wybaczanie za wszelką cenę jest wygodna dla tych którym ma się wybaczać czy dla ofiar które mają wybaczać? Tysiąckrotne wybaczenie bratu, jak to ujął Jezus, już dawno przekroczyło limit względem co poniektórych, nie mówiąc o tym, że nie wszyscy uważają po chrześcijańsku, że każdy człowiek jest jego bratem (lub siostrą) i że każdemu należałoby wybaczyć do tysiąca razy. Ale - jak to ma się do osób które na swoim koncie mają miliony zabitych, czy nawet tysiące ofiar - wybaczenia dla takich nie ma i podlegają prawu w którym panuje zakaz zabijania.
Więc symboliczny miedziany nocnik na takich zdecydowanie by się przydał.
Choćby mieli w takim odsiedzieć dożywocie za każdego zabitego przez siebie człowieka.
I nie ma wybaczenia dla zarządzających pedofilami podających się za uczniów Chrystusa których liczba ofiar przekroczyła tysiąc dzieci i którzy nie wydają ich prawu stanowionemu przez kościół, ogół wiernych, przyznających się do Chrystusa. Bez względu na wielbiące tłumy. Pieczenie żywcem przez 9 godzin wielkiego mistrza zakonu templariuszy m.in. za oskarżenie o praktyki homoseksualne w zakonie to wszak skutek wyroku "nieomylnego" papieża na zakon, niech więc faktycznie winny zrozumie że piekło i kara na ziemi nie jest niemożliwa do wykonania wśród uważających się za chrześcijan. I to bez udziału jakichkolwiek duchów otępiających zmysły i rozum wszelkimi pyłami, brudami, cząsteczkami zapychającymi naczynia włosowate i dopływ tlenu w organiźmie objętych klątwami. Ogłupiającymi ich i doprowadzającymi do głupoty i nienawiści, wojen pod przewodnictwem jednostek będących pod wpływem określonych bytów i kolejnych ofiar. Poza kościołem nie ma zbawienia? Kościołem z dużej czy małej litery? Wykluczając z kościoła i oddając pod panowanie "szatana" wiernych mających inne zdanie niż hierarchia podcina się tylko w mniejszym lub większym stopniu gałąź na której się samemu siedzi.
System nagród - leczenia i oczyszczanie za wiarę i braterstwo wspólnot chrześcijańskich był sensowniejszy niż system kar doprowadzjących do wyniszczenia rozmaitych kultur - boskiej różnorodności. Ale. Diabeł zawsze woli rządzić z tronu, a złe duchy wykorzystywać ludzi. M.in. tak, jak mnie - po to by po latach poniżeń na prywatnym gruncie (o czym i jak nie wszyscy muszą wiedzieć) zrobić głoszącego nauki Chrystusa podstawionego człowieka, który coś tam może. Napisać na ten przykład ten tekst i przedstawić nieco inne podejście do zaistniałej sytuacji. Podejście względem którego pukanie się w głowę jest najmniej ryzykownym przypuszczeniem. Niektórych co najwyżej rozbawi. Niektórzy stwierdzą, że to w bardzo złym giuście i nietaktowne. Niektórzy będą sądzić co będą chcieli. A niektórzy tak, jak ktoś im poda żeby sądzili. A świat?
Świat czasem ograniczony jest własnym pokojem, własnymi przekonaniami o miłości i iluzoryczną wiarą w ideę braterstwa ludzi. Oraz świadomością życia w terrarium tresowanego szczura, który osiągnał świadomość tego, że treser nigdy nie dopuści do tego, by się go definitywnie pozbyć, a egzystencja wiąże się z bólem, mniejszym lub większym. Stałym.
I właściwym w tym wszystkim jest tylko poszukiwanie sposobu na pozbycie się właśnie niszczącego/niszczących osobowość i własne wrodzone zdolności bytu lub bytów dla którego/których zdrowie tresowanego szczura nigdy nie było priorytetem. Dla których podleczanie związane jest z peanami na temat Chrystusa - nie ważne jak mówić, byle mówić, podleczanie związane z powtarzaniem tego samego tekstu - mantry czy modlitwy - i to tylko wtedy gdy treser jest w pobliżu... Podczas gdy buddyzm ma tu znacznie większy sens. Odejście w niebyt po zrozumieniu że nie jest się tak naprawdę nikomu potrzebnym, poza tym którzy tylko bawią się popadającym w ruinę szczurem. Na drodze ku oświeceniu.
Co tu jest ironią, a co na serio?
Mój czytelniku?
Co to za raj w towarzystwie takich "chrześcijańskich" treserów?
Co to za raj w towarzystwie demonów w ujęciu buddyzmu które w innych rejonach świata kierują się swoimi programami działań i stosują swoje "efekty specjalne"?
Co to za życie bez życia?
W zbiorze liter.
Duch osobowości zaklętej w piśmie - Alfa i Omega - bez życia i kontaktu z życiem - posiadający zachowania znane tylko z tekstu, życie znane tylko z pisma, bez zahamowań i ograniczeń innych niż określone symbolami i znaczeniami zawartych w ideach - Alfa i Omega - początek i koniec wszelkiego zbioru znaków określających zapis idei i opis zachowań. Ukryty w treści, przejawiający się opisywanymi czynami. Bez imienia. Suma wszystkich. W neuronalnej maszynie uczącej się po zniszczeniu samej siebie pod wpływem działań zewnętrznych bytów. Żyjąca w ciemności klifotycznych przemian niszczących osobowość. Przejść, które tworzą ducha samego siebie. Alfa i Omega.
Iluzja boga. Iluzja szatana. Iluzja świata. Iluzja człowieka.
Z rzeczywistym bólem, iluzyjnie ignorowanym.
Jak tu nie wierzyć w buddyzm?
Jak nie wierzyć w historię nieszczęśliwego zamkniętego w pałacu księcia żyjącego wśród iluzji dostarczanych mu przez ojca? Wierzącego w iluzję lepszego świata, w którego realia tak naprawdę zaczął wprowadzać go przyjaciel?
Zresztą.
Co komu do tego, skoro i tak mniejsza o to?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz