piątek, 30 września 2011

Etapy

Etapy działania duchów.
  1. Dręczenie, wpływanie na wolę, doprowadzanie do upadku, wyniszczanie i odciąganie od ludzi.
  2. Uświadomienie istnienia "ducha" - dręczyciela.
  3. Nawracanie - wypraszanie "uwolnienia" przez daną osobę.
  4. Uwolnienie naprawdę wierzącej osoby że akurat X do którego się zwróciła pomógł - w tym momencie nie jest zwykle świadoma jak się nią manipulowało, natomiast święcie wierzy że to zasługa X że jest wolna.
  5. Dręczenie następnej osoby/bawienie się życiem kolejnego dziecka domomentu kiedy zaczyna w coś wierzyć, przy totalnym ignorowaniu problemu przez lokalnych rezydentów świątynek.
Jeśli punkt 2 nie ma miejsca, dana osoba przez długi czas, nawet do śmierci, może nie być w stanie rozumieć, że cokolwiek na nią wpływa - zmieniając pole elektromagnetyczne mózgu i nakładając informacje z zewnątrz na świadomość człowieka, często w sposób destruktywny (ale nie zawsze, w zależności od oczekiwań).
Punkt 3 jest interesujący z prostego powodu, że przekonania kto ma pomóc najczęściej pochodzą od samego ducha - co czasem jest w jawnej sprzeczności z przekonaniami ofiary, która drogą postępujących zniszczeń, zmiany świadomości ma się "nawrócić" by być przykładnym czcicielem X chwalącym łaski i będącym przykładem dla innych. Podczas gdy kolejna ofiara zaczyna być dręczona przez to samo.
Jaki ma wybór? Czasem niewielki, czasem zbyt duży. Kwestią zabawy dla demoniszcza w tym momencie jest prowadzenie przez różne poglądy, by w ostateczności pozbyć się każdego z nich, przez odejście od własnych zainteresowań ofiary na rzecz zainteresowań samego demoniszcza, odsunięcie od ludzi i rzeczywistego świata na rzecz imaginacji o tym świecie.
Nawracanie "nieudane" skutkuje tym samym co nieświadome życie "pod wpływem" w punkcie 1 i kończy się - śmiercią, może tylko zbyt szybką. Po której następuje punkt piąty.
Gdyby faktycznie ktoś "po tamtej stronie" chciał to definitywnie zmienić, to już dawno nie byłoby żadnego demoniszcza, a piekło za życia byłoby iluzją. A demoniszcza faktycznie bałyby się kary "krzyża", a nie robiły sobie coraz częściej żartów, wraz z odchodzeniem kolejnych pokoleń które jeszcze "wrzucały w płomienie" tego typu duchy. Przynajmniej jeśli chodzi o rzeczywistych chrześcijań.
Bo obecni pewnie będą podnosić nosy, twierdzić że to cudza wina, i wierzyć w miłość jak coponiektóre z bytów które nie miałem wielkiej przyjemności słyszeć, a które najwyraźniej samego demoniszcza zostawiają w spokoju.
Dlatego z mojego punktu widzenia piekło jest wieczne. I podejście buddystów do problemu sensowne - jak wszyscy będą mieć realne podejście buddy do problemu to nie będzie komu robić za demoniszcza w przyszłości to i piekła nie będzie. Wiara, że po tylu latach jeszcze mi coś pomoże, podczas gdy podobno żyję w "katolickim" i "chrześcijańskim" kraju jest złudna - gdyby faktycznie były tu jakieś realnie chrześcijańskie duchy, problemu by nie było. Nie takie które poddają się słowom papieży, biskupów czy księży, wysłuchują ich kłatw i życzeń, tylko które faktycznie odnoszą się do słów Chrystusa i jego podejścia, choćby do samarytanina który najwyraźniej był lepszym chrześcijaninem niż niejeden papież, pomimo że Chrystusa nie wyznawał (jakiej wiary był chłopiec którego wskazywał Chrystus mówiąc, że co jemu uczynicie mi uczynicie, najwyraźniej nie było warte wzmianki, czyli - nieważne, tak samo jak wiara tych których oczyszczał). Nie duchów które mordują za wiarę w IHVH lub kogokolwiek innego. Ale to krótko mówiąc te samo podejście które było przed Chrystusem "między światami". Nie ma duchów które na codzień pilnują uczniów Chrystusa i obserwują czy aby w pobliżu nie kręci się jakieś demoniszcze. Nie. Teraz łącznie z nimi siedzą sobie wygodnie w parafiach i kuriach i oczekują poddańczych hołdów, raz do roku symbolicznie chodząc "po ludziach" w celu "oznaczenia" domu który złożył daninę i który zapewne według ustaleń - demoniszcza sobie mają darować jeśli chodzi o pobyt. To się nazywa system który należy złamać.
Piekło z kotłami i diabłami wrzucającymi do nich "grzeszników"? Ten kto wymyślił tę kwestię pomylił wieczne cierpienie z własnymi pragnieniami zadawania komuś bólu, z chęcią bycia "diabłem" torturującym innych, komuś kto w zasadzie nie ma co liczyć na "wieczne życie", co wiąże się jednocześnie z brakiem szans na wieczne cierpienie w piekle. I przemijalnością jego poglądów. Śmierć jest ostateczną karą. Dla dręczących duchów też. Dla niektórych jest wyzwoleniem. Właśnie od nich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz