sobota, 3 września 2011

Fantasy

Najbardziej powszechnie nazywany świętym duch to duch który - zarówno popierał zbuntowanego Mojżesza, zbuntowanego Dawida, jak i zbuntowanego przeciwko kościołowi Żydowskiemu Jezusa. Duch buntu. Duch przemian. Gadający i prowokujący. Działający przeciwko określonemu porządkowi społecznemu poprzez jednostki. "Po czynach ich poznacie".
Powszechnie nazywanym "ojcem świętym", wbrew słowom Chrystusa, był Karol Józef Wojtyła, który całkowicie oddał się - jak sam twierdził (dewiza totus tuum) - matce Chrystusa. Zmarłej kobiecie która Mesjaszem nie była. Bogiem też nie. Ba, był uznawany za "nieomylnego". I nadano mu całkiem sporą liczbę imion z racji wykonywanych czynności w trakcie życia.
Z punktu widzenia satanizmu został uznany przez stado baranów i owiec za Boga Jedynego, ojca od którego przychodził duch do Chrystusa.
Czyż to nie materiał na piękne fantasy religijne z możliwym wątkiem s.f.?
Wszak coraz więcej osób twierdzi że spotkało ich cudowne uzdrowienie dzięki zmarłemu człowiekowi, nie dzięki Chrystusowi, czy dzięki Bogu. To co to za pikuś byłoby zapłodnić dla papieża kobietę której się oddało całe życie za pomocą cudu parę tysiącleci wcześniej?
Wszak jak stado baranów i owiec tego chce, a popierają psy pasterskie przy rechocie wyciągających im sprzed nosa pojedynczych sztuk ze stad wilków, do tego dąży kler kościoła katolickiego.
Ach jakże to cudny materiał do religijnego fantasy.
Czy Chrystus kłamał mówiąc że ma tylko jednego ojca w niebie? Czy Józef się nie liczył? Czy Maryja była nadopiekuńczą matką i z Józefem Jezus nie miał kontaktu? Wygląda na to że jednak miał. Wszak to rodzice go szukali gdy zaczął obgadywać z rabinem kwestie swojego życia. Wygląda zatem że duch twierdzący że przychodzi od ojca łgał bo Józef ani nie był wówczas martwy, ani nie posyłał żadnych duchów. Choć był wykształconym człowiekiem jak na ówczesne czasy. Jezus jednak uwierzył duchowi. Opuścił rodzinę, która nie wierzyła że rozmawia z jakimś "szatanem" (rodzina składająca się z ojca, matki - nieprzepadającej za kapłaństwem, rodzeństwa), zaczął medytować, konwersować, a wreszcie uwierzył jak pojawił się pomagający w leczeniu i uzdrawianiu głosik "przychodzący od ojca". Doprowadzający do buntu względem kolejnego skostniałego i nieprzestrzegającego własnych zasad i zakazów kultu religijnego. Który wymagał konkretnej, "przepowiedzianej" przez 3 astrologów sprowadzonych przez Heroda, osoby. To tak w wielkim skrócie - naiwniaków mających dobre intencje, przez których słowa umierało potem za dużo ludzi (wbrew przykazaniu "nie zabijaj"), było wszak znacznie więcej. Niezależnie od Mesjasza, uznawanych za świętych i uważających że coś wiedzą i w coś wierzą ludzi, łącznie z uważających się za buddystów - wywołujących cierpienia.
Jak dla mnie osoba która doprowadza do wojen i mordów jest zdecydowanie niewierna. Tak samo jak niewierna jest osoba która morduje niewiernych. Niewierna ludziom, własnej rodzinie, pochodzącej wszak od Adama (słowo oznaczające człowieka). Natomiast zdecydowanie jest ona osobą która daje się wykorzystywać duchom, bawiącym się kosztem ludzi. Względnie dający się wykorzystywać ludziom, którzy sami nie chcą plamić własnych rąk krwią innych. Ludziom niewiernym "nie zabijaj". Przykazaniu wszak boskiemu.
Ale co z naszym lokalnym światowym fantasy?
9 września 1976 roku zmarł Mao Zedong, po 41 latach rządów - rządzący, jak pisze w Wikipedii, od stycznia 1935 podczas kongresu w Zunyi jako główny przywódca KPCh. Ilość ofiar tej władzy przekroczyła kilkadziesiąt milionów ludzi, spychając daleko w tył zarówno rządy Stalina jak i Hitlera. Napoleona też. Razem wzięte. Czy były to apokaliptyczne 40-sto letnie rządy bestii? Do religijnego fantasy można przyjąć właśnie tak, bo czemu nie. Konkluzja taka - że im większe możliwości władzy garstki tym więcej ofiar przynosi utrzymanie jej władzy. Im większe terytorium takiej władzy - tym większa bestia. Chrześcijańskie wspólnoty miały się nijak z centralizacją i rządzeniem z tronu, wspólnoty mające nomen omen całkiem sporo wspólnego z ideowym komunizmem, przedmarksistowskim i przedleninowskim, przedmaiostowskim, przedtrockistowskim i przedstalinowskim. Ale to political fiction by było, a my tu zbieramy materiał do fantasy religijnego.
Im mniejsza wspólnota w której panuje zakaz zabijania tym mniejsze szanse na to że pojawi się bestia mordująca wszystkich. To samo łączy się się z korporacjami rozprowadzającymi zatrutą żywność, wielkimi firmami nastawionymi na zysk które wykorzystają nawet badania na więźniach obozów koncentracyjnych (Bauer - a tak btw. Buer to też jeden demonów z "Mniejszego klucza Salomona", zajmującego się - a jakże - leczeniem, jakże przypadkowa zbieżność nazw), czy jak obywatele USA zarażą innych kiłą czy innym świństwem żeby również zdobyć materiały do badań. Nie żeby na wschód od mojej swoistej krainy szczęścia było lepiej. Po prostu mniej na ten temat wiem. Wszak już w Starym Testamencie nakazano zburzyć Wieżę Babel - bo za dużo było w jednym miejscu, jednakowo i pomieszczać języki, rozbić jedność bo ta jedność to w zasadzie odpowiadała tylko tym siedzącym na szczycie wieży. W którą - jak w tarocie - waliły boskie pioruny. Do skutku.
Co więc po 40 latach władzy Mao Zedunga? Otóż "ojciec święty" wzywa "ducha świętego" w 1979r. żeby "odmienił oblicze tej ziemi". Czyli powolny wzrost gospodarczy skutkujący nieprzymuszanym przez żadne reguły kościelne wyżem demograficznym (jedyny realny wskaźnik który ma sens gdy bierze się pod uwagę sukcesy systemu i władzy - ludzie którzy nie przejmują się jutrem - zgodnie z biblijnymi zasadami - nie przejmują się co będzie z ich dziećmi), największą liczbę wybudowanych mieszkań, socjalizm w którym ludzie jeździli na wczasy dwa razy do roku i to niekoniecznie w ramach kraju. I co? Strajki niezadowolonych (którzy mieli ten biblijny jeden dzień wolny od pracy, i którzy "cesarzowi mieli oddać co cesarskie") i w ich następstwie wprowadzony stan wojenny będącego widocznie pod natchnieniem jakiegoś świętego gen. Jaruzelskiego. Dlaczego? Bo inaczej prawdopodobieństwo Czeczeni w wydaniu polskim byłoby znacznie większe z interwencjami państw ościennych w celu "przywracania porządku" i znacznie krwawszymi wypadkami niż miały miejsce, z internowanymi w luksusowych ośrodkach wczasowych marudami którzy później dorwali się do władzy łącznie. System który wówczas był nie miał na koncie tylu ofiar co statystycznie feudalizm czy kapitalizm. To nie było NRD, to nie było ZSRR i nie była Czechosłowacja. Dzięki temu strajki były możliwe. Jak również istnienie salek katechetycznych w tym systemie. Nie wszędzie. To fakt. Sumarycznie jednak w tym kraju którego królową, dzięki klerowi katolickiemu, została matka Jezusa, co w zasadzie podłączyło go pod "dom Izraela", żyło się spokojniej, chyba że bardzo się chciało buntować (i gdzie są ci wszyscy wrzeszczący strajkowicze którzy z powodu podwyżki umownej ceny pieczywa wychodzili na ulice? czyżby sikali ze strachu jak się mówi o zwolnieniach lub kolejnej podwyżce cen paliw?), biedniej, ale we wspólnocie pozwalającej na o wiele więcej niż samotne borykanie się z problemami jakie przyniósł kapitalizm. I jego nagromadzenie. Róża Luksemburg się przypomina. Systemów idealnych możliwe że nie ma. Ale można badać statystyki wyżów demograficznych w różnych kulturach - kiedy następowały i co było ich powodem. Oraz dlaczego niektóre kultury ginęły.
Baranek w apokalipsie jest pognębiony i otwiera pieczęcie. Czyżby bawił się magią? Robi to świadomie czy nieświadomie? Czy rozumie co robi?
Czy rozmawia z duchem który "przychodzi od ojca"?
Koniec cyklu wg kalendarza Majów przypada na przyszły rok.
A trąby grają i wirują w Ameryce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz