sobota, 15 października 2011

Choroba

Choroby i pasożyty największych ludzi doprowadzały do stanu śliniących się obłąkanych, nie potrafiących samodzielnie podetrzeć sobie tyłka chorych. Choroby i pasożyty niszczono - paląc rzeczy chorych - nie po to by skazywać je na wymyślone piekło, tylko by już więcej nie szkodziły.
Wszelkiego rodzaju demoniszcza to właśnie elementy wywołujące chorobę, pasożyty które wyniszczają ludzi. Ludzi, którzy w systemach w których rządzi głównie kapitał lub chęć władzy nad innymi, w którym zachodzi podział na "lepszych" i "gorszych" (bez względu na ustrój - w tym warianty pseudokomunistyczne) odchodzą na drugie miejsce. Ludzi którzy nie są osobami celebrującymi życie, a raczej osobami które mają problem przetrwać w istniejących układach tej i tamtej strony do następnego zasiłku lub wypłaty, która zazwyczaj jest poniżej wpisanej w umowę "najniższej krajowej", a na którą ludzie się godzą bo nie mają innego wyjścia.
Ludzi do których już nie przychodzą "uczniowie Chrystusa" częściej odwiedzają właśnie byty, które nigdy nie miały prawa przekraczać progu żadnego domu, czy mieszkania. Nie miały, nie mają i nigdy mieć nie będą. Bez względu na to czy nazwie się je "aniołami stróżami" czy "szatanem" czy też "demoniszczami". Świat ludzi miał być światem ludzi a nie światem żebraków dopraszających się łaski czy też światem dręczących zabawiających się ludźmi "demoniszczy", pasożytów egzystencji, w której im jest się dalej ich ofiar tym wygodniej. Uczniowie Chrystusa mieli wychodzić do ludzi między innymi po to by zauważać problemy i niszczyć w płomieniach "astralne" pasożyty. Niestety, uczniów Chrystusa już najwyraźniej nie ma. Zastąpili ich wymieniający parafie pedofile, wyciszający sprawy o molestowanie biskupi wyciągający haracze od swych owieczek, będący coraz dalej i dalej od tych którym mieli służyć. Ofiarom świata duchów. Ostre zęby psów pasterskich broniących stad zamieniły się w skamlenia o łaskę względem duchów ludzi, których nazwano świętymi bo np. zbudowali parę budynków dla kleru i przymusili do zmiany wiary poddanych będąc przy tym chciwymi zdrajcami i zajadłymi mordercami jak np. niejaka Olga. Dlatego uważam że nie warto istnieć. Na żadnym świecie. Skoro tak niesprawiedliwe zasady panują i tam i tu. Jak na ziemi tak i w niebie? Pluję na takie niebo i taki kler który stosuje podobną politykę. Judaszowi jakoś nie wybaczono jego srebrników ale z takiej Olgi to zrobiono świętą. Zresztą w tym kryptoszatańskim klerze jest tylko tylu uczniów Chrystusa ilu w rzeczywistości leczących, oczyszczających i służącym ludziom - co oznacza że spora ilość rządzących w zakonach realnymi uczniami stanowi rolę pasożytów do spalenia, w tej drugiej rzeczywistości, bo na życie wieczne zdecydowanie nie zasługuje - podobnie jak ignorujący cierpienia ofiar wywołane przez podwładnych papieży - z papieżami włącznie. Wybaczenia nie ma dla pasożytów i chorób.
Trzeba jednak być obrzezanym w sercu by zrozumieć że kochając pasożyta wcale się nie pomaga jego ofiarom, a tylko powoduje jego wzmocnienie. Dlatego pasożyty w ludzkiej skórze trzeba kochać rozsądnie i rozsądnie zmienić je w coś pożytecznego, żyjącego w symbiozie z innymi. Dla ich własnego dobra - wszak ich życie jest tak cenne że nie warto pozwolić im na zostanie spalonym po śmierci i by stracili wieczne życie. Tylko że żebranie o zmianę kogoś przez coś ma statystycznie znacznie mniejsze szanse powodzenia niż zrobienie tego samodzielnie. Ignorowanie pasożytów sprawia wszak że jest ich tylko z czasem coraz więcej. Zarówno po tej, jak i tamtej stronie egzystencji, a nie wiem czy ktoś z podających się za uczniów Chrystusa jeszcze potrafi rozpalić płomień niszczący niewidzialne byty - bo to że podający się za uczniów potrafili spalić ofiary "duchów" - ludzi - to każdy chyba z historii pamięta.
Nauka religii w świecie w którym fani H.Pottera zakładają szkoły magii w Internecie powinna wszak również objąć naukę samoobrony - fizycznej i psychicznej przed atakami "kolegów" zarówno na płaszczyźnie fizycznej, jak i duchowej. Wampiry energetyczne wszak działają, podobnie jak mnóstwo ezoteryków z mniejszymi lub większymi zdolnościami wykorzystującymi swych bliźnich, a mających poglądy nazistów jak np. spotkany przeze mnie na #ezoteryka ludzik o ksywie BezimiennyMAG dzielący świat na ludzi i podludzi. W takim świecie - prowadzącym do realnego lub zakamuflowanego niewolnictwa kto miałby się opowiedzieć po stronie ofiar? Siedzący na tronie czy w pałacyku biskupim? Toż to zdrada samych podstaw chrześcijańskiej postawy osobistej pomocy ludziom, a nie żebraczej, modlitewnej w której robotę psów pasterskich ma wykonywać pogryziony przez nie pan zsyłając łaski za siedzenie na dupie i mędrkowanie. Po czynach ich poznacie nie po słowach. Siedzący i nie leczący, oczyszczający czy służący osobistą pomocą mędrkujący ksiądz, biskup, arcybiskup, kardynał czy papież to zwykły faryzeusz odprawiający wymyślone rytuały, których sam Chrystus nie odprawiał.
Dzielenie się choćby ostatnim posiłkiem w czasie drogi z najuboższymi, w tym duchowo, wszak już nakazał Chrystus w czasie tzw. ostatniej wieczerzy. Msze z rytualnym "ciałem Chrystusa" to nic innego jak dzielenie się ciałem tzw. smoka chaosu Tiamat, która najwyraźniej wpłynęła na kler uważający się za chrześcijański, który zamienił realną pomoc ludziom w symbolikę która odpowiada tylko tym którzy chcą władać słowem z pozycji tronu, podczas gdy dla Chrystusa liczył się czyn, a nie symbol, posążek, obrazek, czy np. skrzyżowane dwa patyki. Gdyby wszak to ciało było realne na płaszczyźnie duchowej i należało do Chrystusa, to byłby on w tej chwili bardzo obgryzionym i obolałym duchem, na czym najbardziej zależałoby właśnie szatanowi względnie np. Tiamat - podobnie jak umieszczenie go i czczenie na krzyżu zamiast, jeśli już, stosowania znaku rozpoznawczego - ryby. Oddawanie czci symbolom oddala od Boga, ich forma to sprawa drugorzędna, nad którą debatują i przywiązują do niej wagę tylko faryzeusze lub szatan odciągający od żywego Boga na rzecz martwych przedmiotów i symboli (w tym krzyży pod wszelką postacią) - co nie znaczy że kształty "fetyszy" roli nie odgrywają poprzez oddziaływanie na świadomość.
Kler jednak tępił księgi w których istniały informacje o tym jak działa szatan, tak by nie można było poznać że sam oddaje mu hołd i sprowadza innych na swoją ścieżkę. Tępił tłumaczenia, a właściwie interpretacje pisma uznanego za święte (tłumaczenie nigdy nie odda w pełni ukrytych w wartościach liczbowych znaczeń, ani powiązań i związków między wyrazami i zdaniami, a zatem tłumaczenie - interpretacja - nigdy nie będzie pismem uznanym za święte, co nie znaczy że nie mają one prawa istnieć, ale rozumieją to chyba w obecnych czasach tylko Islamiści).
Komu służy palenie mądrości? Choćby sprzecznej z najbardziej popularnymi założeniami? Foton już nie jest najszybszą cząstką? Zgodnie z założeniami niektórych trzeba by teraz spalić wszystkie podręczniki fizyki. Podręczniki w których foton pełni rolę ważną, ale nie jest jedynym opisywanym elementem rzeczywistości. Podobnie jak zawartość palonych ksiąg i procent prawdy w nich zawarty. Mądrość można zyskać wszak podchodząc sceptycznie do lektur, w sposób wątpiący w podane założenia, wątpiący a więc mający zalążki myślenia prowadzącego do wniosków. Ślepa wiara w miłość wzmacnia pasożyty które wszak na miłość nie zasługują. Ślepa wiara w słowa, które często zostały przeredagowane, a czasem nawet zmienione, często niewłaściwie wykorzystane, często niezrozumiane, zasłania Boga. Fizykę stworzenia. A nawet znaczenie i powód wypowiadania niektórych słów przez wyznawanego proroka czy Mesjasza.
Jak dla mnie jednym z pierwszych elementów które powinno się brać uwagę przy rozważaniu słów, jest to dlaczego zostały wypowiedziane, co powodowało daną osobą że je wypowiedziała. Wnioski bywają często zaskakujące, zwłaszcza przy zbiorze osobistych doświadczeń i interpretacji innej niż przyjęto by za jedynie słuszną. Lub jedynie słuszną antagonistyczną do niej. Nie jest to może dobre dla żołnierzy, ale Chrystus nie tworzył armii. Nie walczył, nie oddawał ciosów. Dyskutował. I nie znosił posążków i obrazków (podobnych "cudownemu obrazkowi Maryji z dzieciątkiem" - swoją drogą czemu nie "Dzieciątka z Maryją" - ktoś tu chyba na nim jest ważniejszy?) którym oddawano cześć, na których widok Jezus się wściekał i wpadał w szał, podobnie jak na widok kupczenia w świątyniach.
Niestety religia nauczana obecnie w szkołach obejmuje naukę mitów, żebrania, bezmyślnej wiary w jedynie słuszną naukę, niewolnictwa, poddaństwa i przygotowuje do roli bezmyślnej owcy, która nie zna nawet podstaw łaciny, żeby sobie poczytać coś z pisma uznanego za święte, a przy okazji wyćwiczyć umysł logiką tego języka. Nie zna hebrajskiego by policzyć sobie co i gdzie i w którym momencie może nastąpić na podstawie pism Starego Testamentu. Nie zna podstaw greki i systemu liczbowego słów zamkniętych w słowach Nowego Testamentu. Krótko mówiąc nie zna Pisma Świętego w żadnej postaci, poza interpretacjami. Ba, często jest psychicznie nieświadomą ofiarą bytów demonicznych krążących w okolicy, a których jakoś nikt nie tępi i jedyną pomoc jaką w rozumieniu kleryka można udzielić to nakaz żebrania o litość i pomoc, względnie samodzielne żebranie o pomoc dla dręczonego.

Jakkolwiek ktoś widziałby w tym amulet chroniący przed demonami, to ja tu widzę udręczonego, spętanego człowieka w którego mierzy się wszelkimi ostrymi przedmiotami, podczas gdy układne ciało przemawia w tym czasie głosem przymilnego "demoniszcza", czy też tzw. "bóstwa".
Inaczej mówiąc - prawda spętana tradycją - ostrzem i naukami którymi ma się poddać dręczony człowiek zatracając istotę samego siebie.
Dlatego wole buddyzm. Przynajmniej niektóre założenia, nie wynikające z dyskusji V Dalaj Lamy z "boginiami" czy innymi "duchami" prowadzącymi do zrytualizowania buddyzmu i zrobienia sobie z podstawowych założeń nieco odmiennego systemu rpg dla nudzących się po drugiej stronie bytów wykorzystujących również w innych rejonach świata ludzi. Gdyby V Dalaj Lama był wcielonym buddą to wiedziałby że ma siedzieć i medytować i ignorować wszelkie "demoniszcza" czy "boginie" a przynajmniej to co się za nie podaje i ukazuje zwodniczą formę czy to to wizualną czy dźwiękową. Najwyraźniej nie był wystarczająco oświecony, a może już tradycja zaczynała brać górę gdy mający wokół tylko dobrych ludzi, uczących go jedynie słusznych prawd mnichów - nawiązał kontakt z bytem który do niego zaczął przemawiać. Budda wyszedł ze swego pałacu w którym trzymał go ojciec by zrozumieć że ludzie kłamią i oszukują, a rzeczywistość nie jest idealna, dzięki czemu zarówno kuszące go "córki" "władcy demonów" nic nie wskórały (przynajmniej według legendy), jak i inne elementy rzeczywistości nie wpłynęły szczególnie na tok medytacji. Wszak jeśli oszukują ludzie to dlaczego wierzyć w formę prezentowaną przez gadających "bogów"? Problem V Dalaj Lamy związany był z tym że nie wątpił. Uwierzył w część nauk o niewątpiącym umyśle, ale nie zrozumiał jak doszło do tej nauki oraz tego, że relatywna prawda do której dochodzi umysł nie jest zawsze prawdą obiektywną dla mniej oświeconych, lub z drugiej strony dla tych, którzy biorą otoczenie takie jakie jest a nie jak chce widzieć je świadomość. Dla niewątpiącego umysłu wszystko jest prawdą. Jednak nie wszystko jest prawdą. Zatem należy wątpić by umieć ją rozpoznać. Dla umysłu szaleńca halucynacje zadają ból. Jednak pozostawione przez V Dalaj Lamę amulety i zapiski stworzyły tylko oprawę do kolejnego rpga dla bytów znudzonych wiecznością, wprowadzając przy tym w błąd swych następców. Ludzie bywają omylni wierząc w formy, w piękne formy za którymi często kryją się obrzydliwe treści mające pozór piękna i dobra. V Dalaj Lama uwierzył w formę, uznając ją za prawdę.
Pomijając jednak pewne słabostki buddyzm opracował niezłą metodę obrony - poprzez naukę w klasztorach zarówno dyscypliny, nauk związanych z kontrolą własnego ciała, zarówno świadomości jak i ciała fizycznego, czasem nauki samoobrony na różnych planach przy dążeniu do usunięcia cierpień wśród ludzi - przynajmniej w założeniach tych którzy określali ten system był on optymalny. Na pewno lepszy niż żebranie o pomoc, zamiast znalezienia rozwiązań na miarę dziecka Stwórcy - a nie wychudłej beczącej owcy wykorzystywanej przez pasterskie psy. System ten jest przeciwny agresji a jednocześnie szkoli w ramach obrony przed innymi bytami. Problem w tym że niewinne pogaduszki V Dalaj Lamy z "boginiami" spowodowały nadmierną rytualizację i przywiązanie zbyt dużej wagi do flag modlitewnych, amuletów, symboli etc. zamiast do własnego umysłu, swego ciała, lub swej świątyni jak ująłby to Chrystus w której powinien palić się płomień niszczący wszystko co spróbuje ją naruszyć i wedrzeć się do środka. Wiara, że istnieje coś poza własną świadomością co może uratować i nie jest to świadomość kogoś kto ma większe doświadczenie lub wiedzę jak się pozbyć niechcianych pasożytów - "demoniszczy" - oddaje niewiadomemu władzę nad sobą. Stwórca pozostawił ludziom ziemię i poszedł odpocząć 7 dnia. Jeśli ktoś uważa że jest stworzony na Jego podobieństwo, to powinien też zrozumieć, że sam ma podobne zdolności, w tym zamieniania demoniszczy w małe pełzające paskudztwa. Przy czym budda zapewne medytowałby i ignorował próby "kuszenia", Chrystus zaś wrzuciłby letniego pasożyta w płomień kończąc z nim sprawę raz na zawsze, Stwórca zaś zamieniłby, jak uczy Stary Testament (czyli w płomienie by nie wrzucał), w pełzające coś. Osobiście wolałbym wsadzić to coś na parę miliardów lat z gumisiową piosenką do miedzianego nocnika, bez względu na formę jaką by to miało.

1 komentarz: