piątek, 10 września 2010

Wampir

Wbrew temu co niektórzy mogą sądzić, życie będącego pod wpływem uroków, energetycznych blokad niszczących zdrowie, nie jest beztroskie i radosne. Bycie ofiarą magicznych działań szkolnych kolegów, czy koleżanek nigdy nie jest korzystne. Dla niektórych, takich jak ja, kończy się to często tragicznie, problemami z zapchanymi naczyniami włosowatymi, łykaniem lekarstw, anemią i innymi stanami chorobowymi, które ukrywa się siedząc samotnie w domu, mając zamiast przyjaciół książki ze słowami, które nie są kierowane do ciebie ze strony ludzi, a z kart opowieści wyimaginowanych światów. Życie kogoś, o kim się mówi przy innych, ale bez jego udziału - myślę że można porównać to do hodowania ukochanego zwierzątka, które pomimo tego że jest karmione, głaskane i ubierane, to jednak nie czuje się dobrze wśród osób które potrafią mówić o nim, bez niego. Życie w świecie powieści pisanych przez ludzi z innej epoki, z innego podejścia do wszystkiego, z wyidealizowanymi, radosnymi ludźmi i ze szczęśliwymi zakończeniami. Moje istnienie takie nie jest.
Wczoraj przeczytałem w czyimś opisie coś w rodzaju "mam alergię na pseudouduchowionych". Dlaczego? Kto to jest pseudouduchowiony? Może on. Może ty? Może jednak ja. Szkoda że osoba która to podaje jest pseudogejem. Wszak "gay" pochodzi od "radosny", "szczęśliwy". A kto radosny i szczęśliwy zwraca uwagę na to, czy ktoś jest, czy też nie jest uduchowiony.
Ja raczej określam się jako ofiarę ducha. Ofiarę, która dlatego, że może powiedzieć że byt który do niego przemawiał podawał się za Elohima, Ismaela, Ra itp. (wołał też ojca) i która mogłaby stwierdzić na podstawie Ewangelii że w zasadzie może być Chrystusem, na podstawie proroctwa Izajasza mógłbym nawet myśleć o sobie w kategorii Mesjasza który ma wszystkie ludzkie wady. Pychę zapewne też. A może to tylko słabość choroby psychicznej. Choroby, przez którą wierzę ludziom i nie myślę o nich źle. Co sprowadza się do tego że "ktoś" mi kradnie klucze z mieszkania, niszczy wyposażenie pod moją nieobecnoć, a ja odczuwam co najwyżej irytację, brak emocji innych poza smutkiem. Mogę się też smutno uśmiechać, a gdy się zaśmieję to raczej ze zdziwieniem że mi się przytrafił śmiech niż ze szczerością i prawdziwą radością. Bo mój umysł jest w stanie tylko przywdziewać maskę posągowego uśmiechu buddy. Piekło skrywa się za jej zasłoną.
Czy ktoś kojarzy klucze "enochiańskie" i tekst z "mieczem sprawiedliwości"? Wiecie co to jest? To nóż do papieru z symbolem słońca i księżyca, noż w kształcie miecza. Mam taki kupiony jako jakąś pamiątkę przez moich rodziców dawno, dawno temu. Kierowany względem pism które mogą się pojawić. Mający ciąć papier. Nie uważam się już za sprawiedliwego, a na książkę z kluczami nasrała mi Petycja, moja czarna kotka, wcielenie Bastet, jak by to określili starożytni egipcjanie. Boginii magii, radości i muzyki. Coż, ja nadal wierzę w Stwórcę - reguł fizyki, tylko czy słusznie?
To co do mnie przemawia to byt który nazwałem "demoniszcze". A co jeśli to nie Choronzon tylko anioł z rodzaju tych niszczących Sodomę i Gomorę? Ha tylko widzicie... Dla mnie to jest tylko opcja przyszłości w której ktoś z władz ma za dużo wiedzy o tym co niektórzy uważaja za magię i próbuje siłą wymusić posłuch, paląc, bombardując i niszcząc ludzi o odmiennych poglądach względem tego co sami reprezentują. Niektórzy od dawna twierdzą wszak że Chrystus już umarł za ich winy. A mi się nadal wydaje że on miał naprawdę już tego wszystkiego dość, jak się nim bawiono przez całe życie, gdy jakiś "Elohim" raz się podawał za Szatana, a innym razem za kogoś kto przybywa od ojca w niebiesiech. W zasadzie Abba - Ojcze - mogłoby się odnosić do Ojca Kłamstw. I tak być potraktowane przez Żydów, jakieś dwa tysiące lat temu, nie do końca rozumiejących że numer Chrystusa zdarzał się już w przeszłości, tylko że w postaci np. Jakuba który stał się chromy po "walce" z "aniołem". Chrystus miał pecha bo jako Mesjasz musiał mówić tylko prawdę, a rzeczywistość i interpretacje tego co mówił musiały być prawdziwe. I tak dopasowywano rzeczywistość do jego słów by wszystko się zgadzało. Wiecie, ja wiem że materializacje są możliwe, nie że wierzę, ja to wiem. To niebezpieczna wiedza, zwłaszcza dla miłych ludzi, którzy nie chcą nikomu zrobić krzywdy.
Chrystus... Czy gdyby mi ktoś powiedział że mnie zdradzono i mają zamiar ukrzyżować zwiewałbym niczym Rincewind? BTW czy Chrystusowi przyprawiono rogi bo go zdradzono, czy rogi miał ten co go zdradził? Myślę, że ja bym też został, miałbym dość robienia mnie w chuja, modlitw do bytu który zniszczył sporą część mojego życia za cuda które pomogły tak nielicznym, a tak wielu w późniejszych wiekach skazały na potępienie. Naprawdę, jak dla mnie postać Chirona ma więcej w sobie ludzkich cech niż duch, który towarzyszył Chrystusowi. Bo jak dla mnie to powinno się było nauczyć ludzi by sami potrafili dokonywać pewnych "cudów" związanych z uzdrowieniami niż liczyć na inną stronę rzeczywistości w której istniejemy. Liczyć na Stwórcę, który pokazał palec i kazał wynosić się z raju, który dał nam tę planetę byśmy pokazali na co nas stać. I co? I dupa. Kał. Vanitas vanitatum et omnia vanitas.
Jestem frajerem. Wszyscy wokół mnie robią co chcą ze mną, a ja nawet już nie wiem co bym chciał sam. Coś jak Kościół z Chrystusem którego figurkę, umieścił na krzyżu. To naprawdę żałosne, że ludzie którzy wciskają cyklicznie pierwszego dnia tygodnia wzorzec energetyczny ludziom powstający w wyniku magii teurgicznej uważają że Bóg jest tylko i wyłącznie miłością. Niestety, jak dla mnie tzw. "Pieśń nad pieśniami" to nadal jest li i tylko "Pieśń nad pieśniami Salomona", gościa któremu robotę załatwiła matka i który podobno magicznie zamykał demony. Który z obecnych kapłanów może się czymś takim pochwalić. Który rozumie magiczne formuły w Księdze Przysłów Salomona? I który rozumie obrazoburczość wykorzystywania imienia arkadyjskiego bożka płodności w księdze bazującej na Świętym Piśmie Żydów. Gdyby Crowley urodził się w Polsce zapewne uznałby że trafił do raju w którym można oddawać cześć mitologicznym bożkom chodząc po prostu co niedzielę do Kościoła i otwierając pyszczek na drobną przekąskę, popijaną Bachicznym winem. Większość z nich nie rozumie że pieśni nad pieśniami to są psalmy, a nie poematy o dupczeniu. Ale cóż, co taki prostaczek, niewykształcony teologicznie, może wiedzieć. Mi się nawet nie raczyło odpowiedzieć jak wysyłałem krótkie wiadomości do wydziału duszpasterskiego katowickiej kurii biskupiej. Niestety pokładam ufność w Bogu i dlatego piszę co piszę, może mnie kiedyś naprawdę razi piorun - ale, jak to uznano w średniowieczu, pioruny i burze wywołują nie kto inny jak diabły. Jak mnie trafi i przeżyję to postanowiłem że zostanę szamanem. Bo czemu nie mam liczyć na Wielkiego Manitou.
Koleżanka z pracy spytała mnie czy wiem że jestem wampirem. Powiedziałem że wiem, choć wtedy jakoś to do mnie nie docierało. Nie żebym chłeptał czyjąś krew czy sypiał w trumnie. Jestem podobnoż wampirem energetycznym. Tylko na ile to ja a na ile to moje "demoniszcze". Ha, po słuchaniu brainwavewowych szumów i otwarciu czakr osobiście raczej czuję czasami jak wszystko przeze mnie przelatuje i ogólnie czuję to raczej jak przepływ niż gromadzenie. Choć czuję też paskudne paprochy, które zawdzięczam demoniszczowi i w sumie staram się ich pozbyć ale ciągle nie wiem jak. A to niestety wpływa negatywnie na moje życie i pracę. BTW jeśli któryś kolega lub koleżanka z pracy uzna że jestem nienormalny i znowu zrobi nielegalną kopię pisanych przeze mnie tekstów żeby pokazać szefowi to ja z góry uprzedzam że jak dla mnie to nawet jeśli Chrystus prosił o wybaczenie, to nie znaczy że wszyscy je uzyskali, nawet jeśli ktoś uznał że wypełnił pokutę. A tzw. "Judaszy" się nie lubi, zwłaszcza że w tym kraju przyprawiają oni rogi komuś a nie sobie.
Ja ogólnie mówiąc wampirów nie lubię. Ja mogę zrozumieć osoby które pod wpływem promieniowania, ataków z zewnątrz, zatruć itp. mają zniszczone lub zatkany dostęp do kanałów energetycznych i uważają że wampiryzm im pomoże z tego wyjść. Niestety bez zewnętrznego wpływu, moja skorupa w głowie po prostu nadal by była skorupą i byłbym coraz bardziej zamkniętym w sobie, zezwierzęconym gościem o wzroku spłoszonego kundla, uśmiechającym się nieśmiało do ludzi którym ufa. Osobą którą w zasadzie po tych wszystkich wymuszonych z zewnątrz rytuałach które zrobiła, może udawać że to ona kieruje tym całym anielskim interesem. I to nawet bez przysiąg na chuja Pana, czy trzymania w łapkach noża do papieru i wspominając jak to jej były adres zamieszkania zacnie pasuje do pieczęci stołu wody z "enochiańskich" tablic. Nie będę ukrywać, że od dzieciństwa uwielbiałem siedzieć w wodzie.
Ale to w dzieciństwie, obecnie po prostu mnie nie stać na pluskanie ile się chce w wodzie - po opłatach mieszkaniowych i przy spłacie kredytu zostaje mi tyle kasy żeby wyżywić siebie i z problemami kota (kliknij na reklamę Googla z lewej strony jak będziesz wychodził, to może dostanie coś więcej niż karmę z 4% zawartością mięsa czy inne parówki). Obecnie włażę na seks kamerki i testuję łącza energetyczne między dolnymi czakrami. I wiecie co? To działa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz