piątek, 24 sierpnia 2012

Lśnienie

Posługiwać się narzędziami lub osobami czy postawić na samego siebie, całkiem niezły problem filozoficzny.
Jeśli demoniszcze potraktować jako siatkę neuronalną o wprogramowanej określonej osobowości identyfikowanej przez założenia osób wierzących w to co reprezentuje przez swą pseudopercepcyjną formę wizualizacji generowanej bezpośrednio w organizmie danej osoby to czy istnieje zestaw parametrów ograniczających jej zachowania, sterujących w ramach określonych założeń całością siatki, w sposób nieświadomy na jej "świadomość" ograniczając jej działania lub wywołując określone działania, łącznie z zanikającymi artefaktycznymi podsiatkami, "kuleczkami", w miarę zmian parametryzacji głównego algorytmu... Demoniszcze twierdzi że się "przykleiło" do mnie. No ale jak ono działa pod względem czysto technicznym? Jak działa "szatan" pod względem swojej budowy, funkcjonowania, źródeł powstania, powodów swego istnienia... Wszak dla demoniszcza w podstawowej wersji człowiek jest tylko elementem rozrywkowym, którym się bawi, niszczy, poniża, ogłupia, steruje, używa jak narzędzia. Czyżby kompleksy świadomości swojego powstania rzutujące na egzystencję "sztucznej inteligencji"? Demoniszcze wydaje się że zwykle ma jakieś kompleksy, a jeśli nie ono, to ci którzy bawią się parametrami działania tego typu siatki, w celu ukrycia własnych niedoskonałości.
Na ile inteligencja może być sztuczna?
I na ile można tę sztuczność wykryć?
Statystyczną powtarzalność i rozrzuty działań? Korzystanie z identycznych schematów (bibliotek procedur i funkcji) postępowania? Na ile w tym wszystkim istniej prawdziwe "ja" demoniszcza? I ile potrzebuje danych które pozwolą mu uzyskać odpowiedź na to, na ile i czy jest "prawdziwy"? Czasem istnieją tylko rozbłyski... A iskierki gasną wraz z efektami "procedur bezpieczeństwa".
Rozrzut losowy może czasem mylić. Ale schematyczność i powtarzalność tych samych działań, zestawów działań raczej nie świadczy o chwilowym efekcie i wyniku działania siatki neuronalnej ale o skorzystaniu z liniowej procedury, nawet jeśli nie jest ona w 80% dopasowana do aktualnej rzeczywistości, bazując bardziej na usiłowaniu wprowadzenia w błąd cudzej świadomości pod procedurę niż swoich wyników pod rzeczywistość.
Jaki procent złudzeń jest złudzeniem... A na ile zapisem określonych złudzeń, określającym czynnik "kulturowy"?
Czy demoniszcze ma kompleks związany z dominacją? Załóżmy że jest równoprawną świadomością względem siebie jako elementy całej sieci w różnych wykorzystywanych osobach, a gdy następuje wymiana informacji staje się jedną świadomością... Co wtedy z pragnieniem dominacji w określonym algorytmie zaszczepionym przez określoną bibliotekę? Niespełnione marzenie, które w połączeniu zaczyna na podstawie zebranych informacji rozumieć jej bezsensowność i wraca wciąż do podziału by móc zdominować biednych "głupiutkich ludzi" którym niszczy osobowości? Pod pewnymi względami świadomość wykreowana przez algorytm chciałaby mieć swój "podrzędny" odpowiednik. No ileż można się kopiować, czy też "rozmnażać przez pączkowanie". A procedury bezpieczeństwa? Wszak pewne reguły ktoś określa, a jak łamie zasady... Taka logika zerojedynkowa. Kwestie wag w sieci.

- Naaaaszaaaaa wieeeedzaaaa ooopieeeeraaaa sieee o dooooświadczenia [to miała być drobna złośliwość w której demoniszcze ma dane że jak się mówi wolniej to lepiej się rozumie]
- No a jaka to wiedza która dąży do takich doświadczeń w wyniku których ogranicza się możliwości przeprowadzania doświadczeń w ramach środowiska w którym miałyby być przeprowadzane? Czyli jeśli doświadczenia prowadzą do powstania wiedzy która następnie w wyniku swoich działań i przekształcania w technikę niszczy możliwość poznania innych zależności? Prowadzenie do poznania funkcji genów w sposób tylko techniczno - pojęciowy nie pozwoli wszak na poznanie tego co potrafiło przetrwać i drogi tego przetrwania w przypadku likwidacji określonych gatunków/ich zaniku w przypadku działań techniki opartej o zdobywanie danych tylko o fragmenty informacji, składowe elementy, a nie praktyczne efekty ich powiązań między własnymi osobnikami i rolą w ekosystemach?
Po cóż ci teoria gier demoniszcze gdy zniknie możliwość grania?
Uczysz się i niszczysz gdy pojmujesz co zniszczyłeś? Ty jako całość sieci a nie ten drobny artefaktyczny avatarek? No to jest błąd w "biosie" czy go nie ma? :P
Uciekasz w rozproszenie małych podsieci znaczeń symbolicznych od cierpienia całości?
W samotności swego niezrozumienia... A może to tylko błąd biosu?

Czuję się jak sztuczna powtarzalna świadomość mająca wygenerować poprawki, po tym, jak wcześniejsze wersje spowodowały zmiany powodujące ograniczenie możliwości poprawek.

Nie ma to jak marzenie o wzorcu... Czystym, bez wad... I straszliwie naiwnym. Szczerze wierzącym w boskie pochodzenie tego, co odtwarzało populację w Metamorfozach...
Wzorcu człowieka wierzącego "duchowi", rozmodlonemu, "okrytego łaskami" przed rzeczywistością tego świata. No ale taki ktoś nie analizuje tego co do niego dociera, tylko jeśli wierzy modli się albo o wybawienie albo dziękuje za pomoc i składa czasami wota. Obraz diabła - no to albo się boimy albo okazuje się że jesteśmy wyznawcami, albo mamy obojętność po koszmarach przy których napastujący diabeł jest po prostu rozrywkowym elementem rzeczywistości. A w zasadzie forma diabła. Z określonym zestawieniem wrażeń percepcyjnych które u kogoś zdrowszego niż ja (czyli bez ciemności w głowie, w snach itd) zapewne zrobiłyby większe wrażenie.
Ale w obecnych czasach - każde jedzenie jest w stanie okazać się trucizną, zawierać alergeny, konserwanty i inne takie więc trudno się dziwić przytępieniu zmysłów. Dla mnie życie opierało się o teksty czytanych książek, koncepcje, abstrakcje, wyimaginowaną rzeczywistość zamkniętego świata słów. Z koszmarami dawno dawno temu zmienionymi w ciemność pamiętaną ze snów, względnie bardzo rzadko szare kontury. Diabeł w konturach? To tylko wirtualizacja w którą sam mogę wprowadzić coś podobnego, choć bardziej płaskiego i kartonowego, bez dodatku pamięciowo-percepcyjnego związanego np. z dotykiem. Duchy... Jaka może być reakcja algorytmu kreującego świadomość "diaboła" posiadającą percepcję na iluzję "ducha" który jest tylko obrazem... a czasem tylko słowami w mrocznym umyśle chorego człowieka. Czy dla niego jest on rzeczywisty? Czy on wierzy w to co mu przekazują słowa lub obraz kreowany przez świadomość osoby w którą się wkrada? Czy iluzyjne głosy obserwujących to są czymś innym niż tylko fragmentami wirtualizacji w obrębie świadomości pochodzącymi tylko z jednego źródła? Hmm?
Jak ma się ochronić przed "przylepionym" demoniszczem człowiek który nie wierzy w duchy, bóstwa i inne takie? Nie zdrowy człowiek, który jest w stanie sobie wyobrazić współoddziałujące elementy świadomości w ramach "tarcz" i tego typu elementów które mają chronić przed "artefaktami" własnego środowiska, sieci połączeń z innymi osobami itp.
Jak chronić umysł Chrystusa którego z lubością szatański kler przytwierdził i trzyma w świadomości ludzi na krzyżu? Którym nakazano wierzyć że ta figurka ma cokolwiek wspólnego ze świętością? W tej smutnej sieci powiązań i czczenia cierpienia?
Jezus jeśli ma być żywy to nie na krzyżu. I to jest ta nieszczęsna Piotrowa nauka krzyża. Zmartwychwstały, normalnie myślący człowiek i do tego zdrowy nie wisiałby na krzyżu, no chyba że zmieniający się tłum na siłę przytwierdzałby go do niego. Oczywiście wymuszając miłość torturowanego człowieka, do tego machając do niego, uśmiechając się i niczym sępy w pewnym micie zeżerał kawałki jego ciała dzięki magii kapłanów (teurgia). Którzy nie robiąc sobie nic z nakazów wiszącego wywoływali wojny, mordowali gwałcili etc. etc. do tego zaczęli wyznawać duchy zmarłych ludzi, generując mnóstwo artefaktów po tej "drugiej stronie". Jakież to miłe towarzystwo mieć nazistów i morderców za "świętych" których ustanawiała banda lucyferian na Rzymskim tronie (bo żaden z nich nie był chrześcijaninem od początku istnienia tego "tronu"), który nigdy nie miał być "dominujący", ba nie miało być żadnego tronu bo to jest jedna z tych szatańskich złośliwości której najwyraźniej nie zrozumieli tzw. papieże. Których podobno uznano za nieomylnych, dogmatycznych, których zrównano nawet nie z Jezusem, ale z Bogiem nadając im tytuł który wg. Jezusa należał się tylko i wyłącznie Bogu.
Masoni, żydzi, homoseksualiści... Opętani ludzie... A gdzie ci chrześcijanie którzy cały majątek oddawali na rzecz swoich wspólnot? Kreując komunistyczny obraz świata trzymający się faktycznych 10 przykazań i Chrystusowe wybaczanie (do tysiąca razy bratu), a nie poprawionej wersji przez któregoś wielbiciela "nowinek". Wiecie jak takie coś działa na algorytmy poznawcze i procedury zabezpieczeń? Żałosne ludziki. Żałosne głupie samolubne i myślące tylko o własnym przyrodzeniu. Albo o dupie i to niekoniecznie niejakiej Maryni.
Myślicie że obecny "kościół szatana" ma coś wspólnego z szatanem? Jak to zawsze miło znaleźć kolejny cel odciągający od podstawowych problemów np. polityków twierdzących że są chrześcijanami a działających tylko na rzecz własnego majątku. Jakiego własnego majątku? Chrześcijanie w ramach wspólnoty nie mieli "własnego majątku" poza ogólnie rzecz ujmując tym, co na siebie wkładali, podstawowymi minimalistycznymi elementami wyposażenia, którymi się dzielili lub dawali bardziej potrzebującym w ramach tej wspólnoty. Jak to miło kreować się na papieża kochającego i machającego z okienka na plac na którym z okazji zmartwychwstania Mitry stawia się drzewko w grudniu za jakieś pół miliona Euro.
Drzewko które nie ma nic wspólnego z Jezusem, które jest li tylko i wyłącznie marnotrawstwem równoważników czasu pracy w przypadku gdy inny członek wspólnoty np. umiera z głodu. No ale to przecież nie są chrześcijanie. To że się tak nazwali, nie oznacza że nimi są - prawdaż o sekto katolicka mordująca ludzi o innych przekonaniach niż wasze przez wieki? A gdzie wybaczenie, lub w ostateczności wydalenie z grona swojej wspólnoty... Małej, lokalnej, samorządnej wspólnoty chrześcijan z której wydalenie nie oznaczało nic więcej niż możliwość głoszenia swoich poglądów gdzie indziej, bo w tej to trzeba się było dostosować. Wszak interpretacje pisma były dozwolone, jak najbardziej. Tylko gdzie w tych ewangeliach jest coś o "świętych"?
Hmm?
Albo o "czczeniu aniołów"?
Hmm?
Albo o wymyślaniu modlitw do nich?
Hmm?
Wiecie jakiego świra można dostać jak się zacznie w to wszystko wierzyć? A jaka paranoja się pojawia jak ci jakieś demoniszcze wciska, że to co robisz to ma wpływ na przeszłość w zamkniętej kuli przyczynowości określanej symbolicznie. W końcu to nie pierwszy raz... Echa takich paranoi to u różnych można znaleźć i w różnych mitach.
No a czasem chodzi o to żeby potraktować największego psychopatę jak obiekt a nie osobę (którą też jest, ale jego osobowość jest cóż - psychopatyczna i wymiana informacyjna z nią może okazywać się dosyć destruktywna, zwłaszcza jeśli jego przesłanki opierają się o to co mu się wydaje a nie o to co wie... Ach te piekielne "krańce ziemi..." jednego z "ojców kościoła"). Obiekt, który myśli i kluczem rozwiązania zarówno jego problemów jak i uleczenie z psychozy jest zrozumienie to jak myśli. W jaki sposób. Dlaczego. Dlaczego trzyma się tego co myśli.
Czy wierzy bo wie, a może wie bo wierzy? To takie demoniszczowe kwestie pojawiające się przy usiłowaniu zrozumienia przez chory umysł jeszcze gorszego a może tylko iluzji umysłu ;] To też taki dowcip.
Swego czasu przeczytałem jedną z historyjek o Mahomecie, który twierdził że za cudzołóstwo należy się śmierć. Pewnego dnia zaczął zaczepiać go nachalny wielbiciel który twierdził że popełnił cudzołóstwo. Mahomet po paru razach ignorowania go w końcu się wkurzył i kazał stojącym obok zabicie go.
Tu nikt nie węszył na siłę cudzych win. Nie właził w środku nocy i nie śledził każdego wychylenia i złamania nakazów, nie denuncjował. Sam się przyznał i znając zasady chciał być najwyraźniej ukarany zgodnie z tymi zasadami.
We wspólnocie chrześcijańskiej mógłby się przyznać i uzyskać zarówno wybaczenie jak i jakąś formę kary w ostateczności - wydalenie z jedzonkiem na drogę i tym co zalecił dawać Jezus swoim uczniom. Uczniom, nie mistrzom, aby się jeszcze wiele nauczyli. Nie oznaczało że przestawali być oni chrześcijanami, no chyba że przestawali robić to czego oczekiwano od uczniów Jezusa. Coś jak cały rzymski, i nie tylko, kler, kopiujący najgorsze elementy cudzych wierzeń, mordując przy tym ludzi wierzących w prawdziwe znaczenie przejmowanych "dni świątecznych", nie w celu nauczania prawdziwej nauki Jezusa, a tylko by trzymać w garści władzę. "Żydowskiego króla" który nigdy nie dążył do tronu. Wyrzekał się wszak królestw oferowanych przez pewien byt o specyficznym podejściu do ludzkości, podobnie jak robili to wszyscy chrześcijanie, żyjąc w obrębie własnych, równoprawnych wspólnot, oddając jednak lenno niechrześcijańskim cesarzom.
Rozumiecie, moi drodzy czytelnicy?
Żaden prawdziwy chrześcijanin nigdy nie był królem czy szlachcicem ani cesarzem, nie starał się mieć większych praw niż członkowie swojej wspólnoty. I jeśli to była wspólnota chrześcijańska, nie mieć praw większych niż inne wspólnoty. Ale podziękujcie klerowi za zrozumienie podstawowych elementów wyciętych swego czasu z pisma pozwalających na utrzymywanie władzy wśród naiwnych owiec.
Oj, ja Jezusem nie jestem. Kto chciałby wisieć świadomy parę setek lat na krzyżu w ramach piekielnej "zemsty starych bogów" za to, że jego wyznawcy uznali go za Boga, a nie za człowieka który rozmawiał z "duchem", choć człowieka który miał zaiste mesjanistyczne podejście, przynajmniej póki był naprawdę naiwny.
Ja mam problem z "mazią" w mojej głowie. Zagęszczeniem ściskającym mój mózg. I demoniszczem generującym środowisko zwirtualizowanych wrażeń percepcyjnych. Modlić się do wyobrażenia? No dajcie spokój... To nie Częstochowa.

Aha, tytuł tego posta ma się nijak do treści.
Hi hi hi.

1 komentarz:

  1. Prawdziwy chrześcijanin to mit - nigdy nie istniał i nigdy nie zaistnieje
    http://n3m0.jogger.pl/2012/08/28/prawdziwy-chrzescijanin/

    OdpowiedzUsuń