czwartek, 2 czerwca 2011

A to ci numer...

Dlaczego przepowiadany antychryst ma być niekonsekwentny w swych wypowiedziach? Wszak bardziej opłacalne byłoby dla niego gdyby był (a może była, wszak mamy równouprawnienie) cały czas konsekwentny, tak by nie można było podważyć jego wypowiedzi. Idąc tym szlakiem doszedłem do wniosku że będzie logiczny ale w pewnych ograniczonych zakresach świadomości, ograniczonych przez paraliżujące, znieczulające pyły, pod wpływem czegoś, co inni nie dostrzegą albo zlekceważą. Nie uwierzą bo będą zaślepieni i zapatrzeni tylko w siebie. Konsekwentny i logiczny w ramach dostrzeganych możliwości.
I wiecie co? Bardzo możliwe że będzie buddystą.
Straszliwym dobrotliwym buddystą - antychrystem.
Zemstą na wszystko i wszystkich.
Przed którym padnie świat na kolana.
Nie za bycie morderczym w działaniu, ale za bycie morderczym w poglądach.
Które rodzą agresję i wywołują mord przez i wśród wyznawców przeinaczonych idei. Mord, który nie ma nic wspólnego z przetrwaniem życia. Mord za wiarę w słowa.
Czy wierzysz w potęgę Słowa?
Czy daliście się nabrać na numer bestii?
Przepowiednię przekazaną przez ducha?
Przygotowany scenariusz?
Aha.
Sprawdź sobie mój czytelniku.
Demoniszcze po okresie czyszczenia znów mi zasmrodziło głowę po tym, jak stwierdziłem że zrobię dopisek do tytułu tego bloga. Cóż, zapewne liczyło na nieco dłuższe oddziaływanie na psychikę tłumów i skumulowany efekt po pewnym czasie.
No chyba że ja się dałem nabrać, a straszliwą bestią był np. Mao, zmarły w 1976 r., którego obarczono odpowiedzialnością za zabicie ok. 78 mln ludzi? A może to był A.Crowley? Hmm? Człowiek jest omylny.
Problemem zawsze jest to kto i w co uwierzy, pod czyim jest wpływem i na ile potrafi, jak o tym mówił Budda, podważyć wszystko co się wie, czego się dowiedział i czego go nauczono. Potrafić znaleźć w tym wszystkim coś, z czym się samemu można zgodzić i co nie będzie szkodzić innym. O ile się będzie w stanie tego dokonać. "Nie rób drugiemu co tobie niemiłe"?
Hmm. I jak tę naukę buddy, który opierał się demoniszczom w czasie medytacji, odnieść do dharmy, "diamentowej drogi" i jak mi się wydaje (ale możliwe, że się mylę) 12 (lub mniej) "diamentów" wypowiadających słowa które stały się jej częścią?
Hmm. Jak odnieść się do stosunku Chrystusa względem obecnego Starego testamentu? Nie będzie nic zmieniać tylko dopełniać?
Dlaczego wydaje mi się że "zerwanie z grzechem" wg Chrystusa nie było tym samym o czym mówił później Piotr, uczeń Chrystusa?
A może to tylko słowa? Których znaczenie zna tylko wypowiadający, który woli ich samodzielnie nie spisywać bo są w stanie zostać źle zrozumiane? Zrozumienie wszak czasem przychodzi dopiero z czasem. A może to tylko herezja mieszkańca miasta które swoją nazwę ma od imienia Nikolai? Hmm. Herezja nikolaitów... Czy gdyby ktoś nie uznał jej za herezję herezji by nie było? Komu odpowiadało nazywanie jej herezją? Prokuratorskie pytania dotyczące materiałów źródłowych do scenariusza... A może to tylko słowa? Słowa które zamiast przyczyniać się do rozwiązania problemów często tworzą nowe.
Czytelniku mojego bloga, czy znasz już numer bestii?
I który z kolei?
Może tę żelazną rózgę w postaci pióra warto czasem wykorzystać? A może trzeba wbić sztylet do papieru w niektóre teksty?
Czy mogę być tym kim chcę czy tylko jestem pod demoniszczym wpływem?
Biedny awatar złośliwca?
Który ma tylko i aż słowa.
Niekoniecznie swoje.
Oraz brak chętnych do wygonienia i zamknięcia demoniszcza.
Gdyby wszak naprawdę demoniszcza nie były zwolennikami niewolnictwa jak to w Starym Testamencie bywało, prawdopodobnie któryś by mu już dawno przywalił. Co oznacza że nie warto się ani do nich modlić, ani o cokolwiek prosić, bo ich świadomość najwyraźniej zatrzymała się w systemie feudalnym i takie mają podejście do ludzi. Wielkopańskie.
Osobiście uważam że człowiek nie powinien być niczyim niewolnikiem.
Zwłaszcza bytu podającego się za bóstwo.
Choćby mi przyszło machać z tej swoistej areny do wszystkich czytelników, amatorów pukanych ziaren, obserwujących me zmagania ze "starym wyleniałym lwem". Tylko że pewnie nie mam co liczyć ani na Ursusa, ani na podniesiony kciuk, no chyba że jakiegoś ministranta pokazującego go tak, jak wtedy gdy ostatnim razem powiedziałem, że "kolędy" nie przyjmę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz