wtorek, 5 października 2010

Fanatyk

Ten blog jest w zasadzie czwartym który prowadzę. Pierwsze dwa były o moim życiu które było zbyt mało interesujące by ktoś chciał o tym czytać. Pominąwszy wszelkie kwestie związane z formą, wszystkie były i są prawdziwe. Zarówno fanatyczne teksty odwołujące się do demoniszcza jak i przeszła żałość nad butelką nie nadającego się do wypicia wina. Fanatyzm poglądów które przedstawiam doczekała się do tej pory, po miesiącu w sieci, na chwilę kiedy to piszę, 506 odwiedzin przy 1762 odsłonach. Czy to dużo? Cóż. Na tyle osób - jeden komentarz na blogu. Może dlatego że nie są one anonimowe nie ma ich więcej, choć z drugiej strony wczoraj zerknąłem na wykop.pl (po tym jak mi się pojawił w Google Analytics), na który ktoś wrzucił 10 tez. I co odkryłem? Otóż to, że komentarze są, choć nie tam gdzie powinny się znaleźć. Jeśli ktoś tworzy opinie na temat czyjejś wypowiedzi, lub chce wyprowadzić taką osobę z błędu jeśli uważa że się ona myli, to taki ktoś powinien pisać tam gdzie może się z nią porozumieć. W celu choćby zetknięcia się sprzecznych poglądów i dojścia do pewnego consensusu. Chyba że naprawdę tego nie chce i tworzy opinie dla innych, nie zwracając uwagi na głównego zainteresowanego. Chcąc mieć zawsze ukochanego wroga bez którego nie miałby możliwości tworzenia własnych komentarzy.
Po latach opowiadania o burzach po wezwaniach enochiańskich (w wersji przekazanej przez J.Dee i E.Kelleya), piorunie w bezchmurny wieczór po 94 z kolei zewie, który spalił mi kartę sieciową i spowodował dziwne efekty w otoczeniu, po latach życia "obok", stwierdziłem że w zasadzie cokolwiek zrobię i tak w pewien sposób zostanie zignorowane. Choć dokładnie po napisaniu jednego z tekstu z poprzedniego bloga zrobiło się prawie tak ciemno jak w nocy i rozpętała się gwałtowna burza. Ale... Może działo się to tylko w moim umyśle. Bo kwestie tworzenia iluzji, co poniektóre byty, świadomości czy makra-serwitory opanowały mistrzowsko. Potrafiąc je tworzyć na dużą skalę i w umysłach wielu - taki imperatyw nałożony na sieć między żywymi organizmami. Umysły ludzi. Przekaz.
Mnie w zasadzie swego czasu bardziej interesowało jak takie coś działa niż co jest przekazane. Bo wiedząc jak, można się odnieść do tego co jest przekazane z o wiele większym spokojem i rozsądkiem. Choć nie zawsze. W końcu to jest pewien opis "opętania", a nie dobrowolnego życia i pisania w taki sposób, bez względu na to czy ktoś w to wierzy, czy nie. Zabawa człowiekiem którego oddano na pastwę piekielnych iluzji. Którymi pragnie się podzielić ze swoimi czytelnikami.
Choć w zasadzie po co? Czy tylko po to by wykreować postać bezdusznego fanatyka? Którego w zasadzie w życiu bardziej interesował pod względem wyznaniowym buddyzm niż przekazy ze strony jego demoniszcza? Demoniszcza, które jak do tej pory miało destruktywny wpływ na moje (i nie tylko) życie, zatem bez względu na to jak się przedstawiał, co mówił i co przekazywał, nie uznaję go za nic poza "złym duchem", zwyczajnym podłym makrem kogoś o mentalności socjolożki pierwszego roku studiów licencjackich, zazdrosnej o penisa.
Destruktywnym z wielu powodów, na wielu płaszczyznach. Tworzacym samotność i odciągającego od życia.
Czy może jest jakiś ukryty cel w tym wzystkim? Sprawdzenie jak poglądy ludzi wpływają na jedną osobę. Ich przekonania, energia, wola, na życie kogoś istniejącego w sieci, który pozbywa się swoistego firewalla przekonań, chroniącego i odgradzającą własną integralność programowanego "chi" od napływającego z zewnątrz sieciowego bełkotu, normowanego przekazywanymi treściami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz