poniedziałek, 4 października 2010

Język chaosu

Tekst z mojego skasowanego bloga. W zasadzie niepotrzebnie, w końcu i tak nikt tego nie komentował, a pisanie tylko dla siebie... Jest trochę bezcelowe. Coś jak tworzenie dzienników magicznych z których nic się nie pamięta po ich zniszczeniu.
Język chaosu się zmienia wraz ze zmianą znaczeń słów - i jest bardziej językiem skojarzeń niż językiem jednego kraju czy kultury. To nie język jednoznacznych "urańsko"-barbarzyńskich tekstów tylko język wieloznaczności który może wpłynąć w różny sposób na osobę która z niego korzysta lub jest pod jego wpływem. Jednoznaczność interpretacyjna istniejących tzw. enochiańskich kluczy podanych przez Dee i Kelleya sprawia że większość ludzi opiera się tylko o oczywistą (?) cudzą interpretację. Coś jak tłumaczona Biblia - tylko że nie wszyscy rozumieją co daje możliwośc interpretacyjna wielopoziomowych tekstów Tory którą rozumieją rabini i kabaliści. Cóż, żyję wśród pogan i barbarzyńców, hebrajskiego nie znam i mam do czynienia z jednoznacznościami interpretacji większości tekstów. Oraz zakazem interpretacji coponiektórych. Bo wielkim człowiekiem (pisarzem) był ten co tak, a nie inaczej interpretował. A kwestia samego tekstu przed interpretacją schodzi na plan dalszy. Cóż, niektórzy uważają się za nieomylnych, a robią coś wbrew poleceniom swych własnych mistrzów - poprzedników, którzy często wiedzieli od nich lepiej dlaczego mówią co mówią i dlaczego nie należy zmieniać ani jednego słowa z ich przekazów. Ale niektórzy chcieli być najwyraźniej przeklęci przez św. Pawła.
Cóż czy Biblia w której jest imię "Pan" (zinterpretowane i rozpoznane jako imię rogatego i ogoniastego bożka płodności) jest święta? Czy jest sens przysięgać na taką Biblię?
Czy jednak lepiej nie przysięgać...?
Wracając do języka - gdy A.O.Spare tworzył sigille zapewne orientował się (zważywszy na stosowane w jego tekstach znaczki i obrazeczki) że tworzenie pieczęci z liter może być niebezpieczne. Po utworzeniu takiej i wprawieniu jej w działanie, twórca nie myśli zapewne o tym, że to co stworzył może zawierać słowa i zdania które robią poza tym co napisał, coś zupełnie innego - wpływając na świat. Czasem w zupełnie innym języku. Jeśli ktoś mi będzie wmawiać że w takich sytuacjach liczy się tylko intencja tworzącego, to ja się zapytam po co w takim razie tworzyć pieczęć literową? Która w nieświadomości, z której umysł korzysta w czasie jej działania, z różnych skojarzeń - tworzy rzeczywistość, w zależności od posiadanej wiedzy i jest w stanie działać zupełnie inaczej niż oczekuje tego korzystający z "magii chaosu" człowiek. Zwłaszcza jeśli nie rozumie podstawowych zasad związanych z ich działaniem. A programować się na np. "Lubię dupę" z pierścienia służącego podobnoż do wzywania bytów w "magii enochiańskiej" chyba nie wszyscy chcą. Afirmacje wydają się nieco bardziej bezpieczne, choć warto się zastanowić czy ich wyobrażanie w formie kolorowych, będących w ruchu napisów, z pozytywnym podejściem nie miałby większego sensu niż bezmyślne powtarzanie tego samego tekstu bez zrozumienia tego co się dzieje.
Niektórzy wykorzystywali specjalnie inne alfabety, czy symbole, żeby przypadkiem ich talizmany, pieczęcie i amulety (przedmioty służące do odegnania czarów i nieszczęść) działały jak chcą i ukryć znaczenie napisów. Zapominając jednak czasem że ich kreujący rzeczywistość umysł już te powiązania z innymi alfabetami zna i że choć ogólny cel może zostać osiągnięty, to poza nim może się zdarzyć wiele nieoczekiwanych, wprogramowanych w świadomość rzeczy, związanych właśnie z wykorzystywanym amuletem. Czasem bardzo szkodliwych dla posiadacza tandetnego, nieprzemyślanego tworu.
Czy tworzony amulet powinien posiadać w sobie prawdę? Prawdę która jest powszechnie znana i uznana. Niezmieniona w świadomości kulturowej, która korzysta z określonej symboliki, znaczeń i pojęć. Dawno, dawno temu zanim ktoś w Kościele katolickim nie połasił się na mamonę i własność promowanego przez niego wcześniej zakonu templariuszy, w świadomości ludzi wiedzy pentagram funkcjonował na zasadzie symbolu pitagorejczyków, symbolu cnót rycerskich itd. I tę prawdę wykorzystywano w amuletach. Zależności między kątami w tej figurze i powiązaniami proporcji między nimi a istniejącymi w przyrodzie zależnościami matematycznymi w minerałach, roślinach i zwierzętach. Czy ktoś kojarzy kiedy pojawiło się w kulturze coś takiego jak "odwrócony pentagram"? A dlaczego nie odwrócony o 10 czy 15 stopni w jedną czy drugą stronę? Czy kłamstwo na temat figury w której odwzorowano struktury istniejące w dziele Stworzenia, wypowiedziane przez tych, którzy podobno mieli strzec "nie kłam" w 10 przykazaniach wpłynęło jakoś na rzeczywistość? Na to co stało się z umysłami ludzi którzy wierzyli w coś zupełnie innego, a którym podano do wiadomości inną interpretację? Co się stało z amuletami wykorzystującymi tę prawdę w umysłach ludzi? Prawdę odczytaną w naturze, pochodzącą od Stwórcy (w tym reguł fizyki)?
Co się stało z amuletami służącymi do odegnania czarów i nieszczęść?
W średniowiecznej Europie.
Czy krzyż jest formą amuletu? Czy hostia jest formą amuletu? Czy odwrócony to złośliwa "szatańska" kontra za pentagram - symbol cnót, wiedzy zawartej w Stworzeniu etc. - czy też tylko naśladownictwo? Kiedy pojawił się ten symbol w kulturze? Krzyż - na którym torturowano i zabijano ludzi? Czy Chrystus w świątyni modlił się do krzyża? Figurek? Czy stosował jakieś amulety lub talizmany? Czy też miał w świątyni 10 przykazań na tablicach i wiarę?
Czy warto wierzyć w magię? Czy warto przestrzegać 10 przykazań?
Co do talizmanów skupiska energetyczne w przedmiotach mające przynosić szczęście czy spełniać określone zadanie to przecież nie wszystko - nawet "kamyki szczęścia" są programowane, bez symboli, ale z przypisywaniem określonych częstotliwości i drgań oddziałujących później wtórnie na organizm ludzki, jego pole elektromagnetyczne i  w końcu umysł i (nie)świadomość.
Czy amulety i talizmany są bezpieczne? Nie. Nigdy nie były, a obecnie przy całkowicie wymieszanych pojęciach i po zmianie znaczeń mało kto jeszcze może odczuć ich prawdziwe działanie. Bo one działają. Tylko że zgodnie z założeniami na osoby które nie mają chaosu pojęć związanego z elementami i tekstami na amulecie i często na osoby które nie do końca wiedzą co jest na przedmiocie, ale kierują się w życiu prawdą i wiedzą. Jeśli np. człowiek widzi pentagram i jego umysł odtwarza nieświadomie z otoczenia istniejące proporcje roślin (związki gematryczne ze światem i w świecie wokół, proporcjach istniejących w umysłach ludzi dostrzegających przyrodę wokół nich), to myśli, ok to jest dobre, korzystne, stworzone na zasadach Boga, z drugiej strony ma przekazaną naukę to jest "złe", szatańskie. I co się dzieje z takim człowiekiem? Czy natura i jego prawa nie stają się przez to bardziej "szatańskie" dla ludzi? Czy nie tworzy się przez to strach przed zdobywaniem wiedzy o rzeczywistości? Jak człowiek zaczyna patrzeć na świat? Czy katolik uważający za diabelski symbol pentagram myśli o ochronie środowiska czy tylko o walce z "szatanem"? Czy jedno kłamstwo może pociągnąć za sobą katastrofę dla wielu? I pomyśleć jaki wpływ miało chęć zdobycia pieniędzy od wierzących w cnoty rycerskie templariuszy (którzy m.in. dzięki wpajanej dyscyplinie, jak Chińczycy, mieli coraz większe obszary ziemi i kontrolę w Europie) na społeczeństwa. To się nazywa podobno "kult mamony", którego skutkiem było m.in. powolne pieczenie na ogniu Wielkiego Mistrza Chrześcijańskiego Zakonu Templariuszy (nie został on spalony tylko powoli upieczony - takie 9 godzin pieczenia, z polecenia "wierzących w dobrego i miłosiernego Chrystusa", prawdaż?
To ładnie że przedostatni papież przeprosił, ten który się oddawał całe życie miłującej wszystko i wszystkich Dziewicy Babilońskiej (jak dla mnie) Czy ktoś powiedział że jej poprzednik w "odległej" przeszłości był "zły"? Może po prostu był bezdennie głupi - kochający wszystko i wszystkich - czy to złe czy dobre? Nieświadomy "jabłuszka" z drzewa wiedzy i poznania? Czy ktoś ją kiedyś uświadomił czy pozostała dziewicą na wieczność? Czy matki potrafią karać dzieci? Maryja (jak dla mnie) wcale taka idealna jak ją się starano opisywać kilka stuleci po jej śmierci, tworząc jej mitologię - nie była (i specjalnie kapłaństwa nie lubiła zważywszy na lekceważenie ówczesnych reguł w Kanie Galilejskiej), była człowiekiem. To ładnie że papież przeprosił za spalenie jednego człowieka w przeszłości. Szkoda że nie przeprosił za miliony ofiar które zginęły z polecenia lub za zgodą poprzedników oraz za tworzenie świętych z przymykających oczy na łamiących "nie zabijaj". Czy też za dzieci będące ofiarami kapłanów - pedofilów czy kastrowanych swego czasu dla ładnego głosu w kościelnych chórkach chłopców, czy też np. ofiar "dziecięcej krucjaty".
Czyż Chrystus nie powiedział że to co uczyni się dziecku uczyni się jemu?
Ale zapewne (to jest ironia) "Dziewica Babilonu" wybaczy. Tylko dlaczego z Chrystusa zrobiło się wybaczającą wszystko Dziewicę... cierpiącą na krzyżu, tego to ja już naprawdę nie rozumiem. Zwłaszcza po ślubie w Kanie Galilejskiej.
Czy Kościół uznał że lepiej mieć martwą "dziewicę" na tronie niż żywego Mesjasza
Który może być dzieckiem?
Gdzieś, na świecie...
To ja już wolę klasztory buddystów, tam przynajmniej uczą dzieci jak się bronić w życiu.
I pomyśleć że Grecy potrafili wkomponować w świątynie prawdy o Boskim Stworzeniu, proporcje istniejące w roślinach i wokół nich, a teraz jak się rozejrzeć to powstają tylko jakieś cudactwa, nie zawierające tej wiedzy o pięknie proporcji i prawdy o Stworzeniu w budowlach, którą posiadali starożytni. Świątynia Boga który stworzył świat w którym istnieją całki to jak dla mnie powinno być coś naprawdę interesującego - zawierającego dużo prawd o świecie. W wersji minimalistycznej jako miejsce z konkretnym tekstem np. na tablicach.
Posążki w świątyni rozbijał Chrystus, mnie by za to pewnie zamknęli, nie mówiąc o tym że uznano by to za profanację, za którą jeszcze by mnie później ktoś wykończył. Krzyży w końcu w Polsce jest całkiem sporo, choć wykorzystuje się je obecnie tylko do krzyżowania figurki jednego faceta - Mesjasza.
Czy ktoś się zastanawiał dlaczego świątynie budowane przez zakon templariuszy mają do dziś takie niezwykłe właściwości? Czy wolnomularze potrafią jeszcze tak budować? Czy człowiek żyjący w świecie budowli, które są oderwane od natury czuje się szczęśliwy? Zamknięty w sztucznych proporcjach wierzących że pentagram to szatańskie dzieło. Jak zapewne dla co poniektórych matematyka, fizyka, chemia i inne dziedziny nauki które bazują na otaczającym świecie. Tyle że "magia" jak dla mnie to właśnie wiedza o tym jak działają umysły pod wpływem informacji docierających od nich ze świata, ich zachowaniu, programowaniu i tym jak się zachowują w sztucznych warunkach które sobie same tworzą. Czy programowanie umysłu to tylko amulet, afirmacja, powtarzany tekst, sigill w podświadomości? Czy też zbiór danych ze świata w którym się żyje i z którego wyciąga się dane o rzeczywistości, proporcjach, regułach, o statystycznym występowaniu różnych zjawisk.
Wiedza o tej sferze rzeczywistości która sprawia że istnieją "demony", "kosmici", "oobe" - fizyce innych stanów rzeczywistości... a może świadomości i snów.
Sam A.O.Spare, twórca (a może powtórny odkrywca zapomnianej wiedzy?) wykorzystywał np. obrazki zwierząt w celu uzyskania jakiejś cechy. Czy był szczęśliwy? I czy się przez to nie zezwierzęcił... ? Dlaczego magia jest u Żydów całkowicie zakazana?
Język chaosu ma to do siebie że jest składową wszystkiego co się wie, rozumie, kojarzy, zbiorem przekazanych treści, interpretacji, swojej pamięci. Tekst który jest w nim zapisany jest wieloznaczny, żeby oddziaływał na większość - statystyka ilości prawd w nim zapisanych na różnych poziomach musi być jak największa. Najprostszym sposobem stworzenia takiego tekstu w języku potocznym jest zadawanie pytań które mają za zadanie wywoływać skojarzenia w umysłach odbiorców. Choć i przy zadawaniu pytań trzeba uważać, zważywszy na to, że niektórzy widząc "czy to prawda" pomijają "czy" - odnosi się to też do tekstów "czy to nie prawda że..." programują się na "to nie prawda że...". A ja piszę sobie o tym żeby niektórzy przed pytaniami mieli świadomość tego, że choć niektóre z pytań zaczynają się od "czy" powinny mieć "czy to nie".
Czy filozofia polega na tworzeniu i podawaniu odpowiedzi dla wszystkich czy zadawaniu wszystkim pytań by znaleźli swoje odpowiedzi? Czy jest sens podawania wzorów z przeszłości i dopasowywania się do pojęć typu "cynik", "stoik", "epikurejczyk" itp., czy tworzenia siebie w oparciu o odpowiedzi na zadawane pytania? Czy ktoś uczy sztuki zadawania pytań?
Myślę, że człowiek powinien umieć zadawać krytyczne pytania.
Co powstaje w wyniku stałej, identycznej reguły dla wszystkich, podporządkowanej dyscyplinie? Kto na tym zyskuje? Czy wszyscy, rządzący, jednostki... a może nikt z którego robi się coś, co niekoniecznie by nim było gdyby nie otaczające go programujące otoczenie? Czy wszystko kończy się na seksie, rozmnażaniu i kolejnych pokoleniach poddawanych regułom przodków? Czy pojawia się czasem coś nowego czy też tylko okazuje się że na nowo odkrywa się stare prawdy, zmienione, nadinterpretowane, przekłamane, zapomniane lub zniszczone dla korzyści jednostek lub ograniczonych grupek "władzy".
Jakie ja mam możliwości? Jakie potrzeby ma świat? Ten który widzę w telewizji czy w Internecie?
Chyba powinienem zacząć na serio sortować śmieci przed wyrzuceniem.
Cokolwiek to oznacza.
Tak na marginesie... Jeśli pieczęć templariuszy miała być dowodem na ich homoseksualizm to powinna była zostać złamana i zmieniona, żeby nikt inny na coś takiego nie wpadł, a ci którzy byli w szeregach oskarżycieli podających takie "dowody" ponieść konsekwencje swojej głupoty i/lub złej woli. Bo jeśli jest to kłamstwo, nierozliczone przez Kościół (cały), nadinterpretacja, z powodu której zginęło mnóstwo wierzących i wiernych Bogu i Chrystusowi, to mogłoby się okazać (a nie powinno) że nikt nie potępia interpretacji obrazów i tekstów i nie wyprowadza z błędu wykorzystujących te interpretacje ludzi, które prowadzą do złamania "nie zabijaj" i innych przykazań, nie mówiąc o świadomym przeciwstawianiu się temu. A myślę że powinno się myśleć o skutkach błędnych interpretacji, zwłaszcza jeśli chodzi o treści przekazywane przez Biblię.
To dosyć proste założenie - jeśli interpretacja prowadzi w efekcie do złamania dekalogu to jest błędna. Jeśli istnieje możliwość popełnienia błędu przez kogoś innego (i nie jest to treść pisma uznanego za święte) to się zmienia to, co jest interpretowane - dokonuje poprawek. Zmiany w Piśmie Świętym, były i są niedopuszczalne. To, że niektórym biskupom wydawało się w przeszłości że dopisanie czegoś, albo poprawienie w tekstach ewangelii jest słuszne, to jak dla mnie było i jest błędem, wymagającym powrotu do źródeł. Albo się wierzy że Pismo jest Święte i nie poprawia, w żadnym wypadku, albo nie wierzy. Proste? A obecna Biblia Tysiąclecia, z powodu zastosowanych imion, lub ich braku, w odpowiednich miejscach, oraz ze względu na dopisy i zmiany w ewangeliach, święta (jak dla mnie) - nie jest. Wprowadza mniej lub bardziej w błąd. Dzieci.
Imion własnych się nie powinno zmieniać. Tekst Tory interpretuje się na wiele sposobów. Tłumaczenia nie oddają wszystkich możliwości interpretacyjnych, o czym powinni pamiętać zwłaszcza kapłani, w tym zwolennicy "Dziewicy Babilonu". A oryginał jest w hebrajskim, o czym powinni pamiętać wszyscy antysemici, podający się za chrześcijan. Słuchacze Radia Maryja też.
Niektórzy naprawdę nadają się tylko do pasania owiec i grania na fujarkach, a nie do czytania i nauczania z książek, z których wybierają tylko to, co komuś (nawet nie im samym) pasuje.
Język chaosu pozwala na nieskończone odszukiwanie ukrytych znaczeń.
Chaos, który był na początku, poddaje się regułom. Poznawalnymi przez wszystkich, a kluczem do tego jest prawda - choć mam wrażenie że obecnie przez niektórych mógłby zostać on zinterpretowany jako wytrych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz