czwartek, 10 listopada 2011

Problem

Obecny problem wygląda następująco - co jeśli duchy, demoniszcza i inne byty uważają się za "ludzi" którym oddano Ziemię pod panowanie przez Stwórcę doprowadząc do pełzania prawdziwych ludzi - mieszkańców planety? Co jeśli uważają że mają prawo do robienia sobie co chcą z jej mieszkańcami z powodów hmm religijnych? I wolałyby nie być zagrożone w żaden sposób przez nich poprzez trzymanie ich w mentalnych klatkach własnych przekonań odciągających od prawdy i natury Stworzenia? Z jednej strony nastawiających na miłość tych którzy nie wierzą w zło, przy jednoczesnym braku wyćwiczenia zdolności samoobronny przed wpływami z zewnątrz i "podstępami miłości", z drugiej doprowadzając do zezwierzęcenia i wyniszczenia umysłów tych, którzy cenili mądrość i prawdę?
Otóż demoniszcza - byłyście, jesteście i będziecie tylko demoniszczami. Bez względu na to ile się dowiecie, czego byście się nie nauczyły, jakie umiejętności byście nie miały i jaką technologią byście nie dysponowały. Energetycznymi kulkami, których kłamstwa chronią waszą własną egzystencję przed zemstą świadomych mieszkańców tej planety. Okazujących swą wyższość nad demoniszczami poprzez nauki - np. buddy który nakazywał watpić właśnie po to, by nauka jakiegoś człowieka pod wpływem demoniszczy nie wpłynęła na własny światopogląd poszukujacego człowieka, Chrystusa który nakazywał leczyć i oczyszczać oraz wyganiać duchy swoim uczniom, a nie siedzieć na miejscu i bawić się w faryzeuszy którzy chlubią się zdolnością czytania bez zrozumienia i nie biorą przykładu z samego Jezusa, który nie zajmował się tylko słowami, ale aktywnie uzdrawiał ludzi i to nakazał swoim uczniom. Osobiście nie uznaję żadnego podającego się za "kapłana" czy "ucznia Chrystusa" który osobiście nie uzdrawia (leczy to złe określenie bo nie oznacza wyleczenia z zastosowaniem właściwej terapi), nie oczyszcza z efektów działań demoniszczy albo osób które nie uważają innych za ludzi im równych na tyle by nie atakować ich w "magiczny" sposób ingerujacy w ich ciało, względnie nie atakować ich w imię kultu Mamony, ropy i wolności w okradaniu innych ludzi; który osobiście, beż żebraniny u kogokolwiek, nie wypędza duchów; który nakazywał zabijać "w imię wiary" czy kłamać w "imię lepszej sprawy", będąc zbyt wielkim tchórzem by robić to osobiście lub będąc zwyczajnym zdrajcą rodziny Adama działającym na jej szkodę. Podchodzi pod to cała masa osób uważających się za papieży, kardynałów, arcybiskupów, biskupów, księży i kleryków, "ojców" którzy nigdy nie mieli dzieci i zabraniali ich mieć innym.
Czy można wierzyć w Allacha bez wiary w proroka Mahometa? W zasadzie to jedynie budda watpił w to co mówił duch. A duch? Kusi. Nakłania do wypowiedzi. Czasem bezsensownych, czasem rozumianych tylko przez jedną osobę która też jest pod jego wpływem. Dlatego wątpienie buddy jest o wiele bardziej potrzebne, nie dlatego że ktoś będąc pod wpływem duchów jest w stanie dokonywać "cudów", ale dlatego że pozwala istnieć bez duchów i to bez względu na to jakie "wcielenia" wymyśliły mantry odwołujace się do "duchów", przekazanych im przez "duchy", zapominając że prawdziwy budda miał je wszystkie ujmując w przenośni "gdzieś" po wielu doświadczeniach w swoim życiu niekoniecznie odnoszącymi do siedzenia w jednym miejscu w roli władcy. Wątpienie jest potrzebne by zauważyć, że pomimo słów o miłości ze słów kapłanów - szpitale są przepełnione, chorych nie brakuje, opętanych i hmm chorych psychicznie wszak też jest coraz więcej - i czy któryś z nich wychodzi do ludzi, nie po to by prawić mu piękne słówka czy wciskać opłatek, ale by leczyć? By myć zakaźnie chorych? By oczyszczać ich ciało z chorób? Czy może machają tylko z okienka i uśmiechają się dobrotliwie prawiąc cudowne słówka podczas (poniekąd jak ja - ale ja się uczniem Chrystusa nie nazywam), gdy w innych rejonach świata ludzie umierają z głodu, z braku wody i chorób, a machający milczą na ten temat, a zamiat tego prawią o "miłości"? Jakby tak bardzo miłowali ludzi to dokładnie wiedziałby o czym mówić i co robić, bo miłość Chrystusa objawiała się poprzez osobistą pomoc innym, bezpośrednią. Nie iluzorycznym umiłowaniu krzyża - miejsca tortur i katowania ludzi, miejsca śmerci i morderstw w obliczu "prawa", nie w umiłowaniu symboli, wymagania pomocy od kogoś. Nie. Chrystus wymagał od swoich uczniów tego, czego wymagał od siebie. Osobistej pomocy ludziom. Nie patrząc na nich z góry, ale z boku nich. W takim ujęciu bardziej chrześcijańscy są buddyjscy mnisi którzy po trzęsieniach ziemi zbierali rozkładające się zwłoki by nie dopuścić do zarazy, niż rozmodlony i wpatrzony się w niepokalaną Jezusem dziewicę, wakacjujący od czasu do czasu w Castel Gandolfo poprzedni arcykapłan, niepokalanej Jezusem dziewicy, mówiący dużo o miłości. Podczas gdy to dwie dziewczyny wizytujące i propagujące chrześcijaństwo wśród ludzi - innowierców (jak Chrystus i jego uczniowie, choć cóż, nie przez wszystkich byli wpuszczani - no i trzeba się liczyć że to strząsanie prochu i "biadaniem" względem osób które ich nie wpuszczą, to efekt działania podszeptującego ducha - "wszak diabeł tkwi w szczegółach" często nieprzemyślanych słów), a nie "z góry", jak żydowscy kapłani w czasach Chrystusa, w ujęciu świadków Jehowy zadeklarowały pomoc mojej matce - pomimo jej twierdzeń że jest ateistką (zaiste ciekawe jak były metropolita katowicki ksiądz arcybiskup Damian Zimoń, mógł dać ateistom, komunistom, członkom PZPR, wbrew "dogmatycznym" papieżom ślub kościelny, w czasach gdy był zwykłym księdzem? Czyżby był bardziej święty i chrześcijański od papieży, a może zbyt zaślepiony i nieposłuszny?).
Cóż, ja dalej jestem pod wpływem demoniszcza. Który uważam za byt lucyferyczny, a który sam nazwał się Elohimem, Ismaelem, Ra i paru innymi "bogami początku". Duchy mają swoje poczucie humoru, czyż nie? Dlatego drogą wątpienia buddy prowadząca do najbardziej korzystnego rozwiązania jest według mnie drogą słuszną, w związku z tym zarówno w pismach związanych z Chrystusem jak i np. Mahometem należałoby przeanalizować z której strony przychodziły podszepty prowadzące do "złego", zaszkodzenia ludziom, choćby w enigmatyczny sposób i może nie zmieniania ile zrozumienia, że zarówno Chrystus, jak i Mahomet działali w porozumieniu z "duchami". W przeciwieństwie do przeczekującego działania "władcy demonów" buddy. A co do Mahometa - niewiernym duchom które nie przestrzegają m.in. 10 przykazań - nie należy darować i wrzucić w ogień jak to ujął Chrystus, czcząc Allaha - Stwórcę reguł fizyki na której opartej jest Istnienie, i przy okazji ojca Adama - człowieka ;]
No jak tu wierzyć w Trójcę? Skoro "duchy" są takie lucyferyczne i odciągają od prawdy Stworzenia? Toż one powinny unosić ludzi jak "anioły" apokryficznego gnostyka Szymona Maga (aczkolwiek niezbyt wysoko - nigdy nie wiadomo czy jakiś zawistnik nie zrozumie i spowoduje "upadek z wysokości" i śmierć fruwającego, a więc zgodnego z Pismem z człowieka którego unoszą "anioły wysłane przez hmm [tu wstawić imię z oryginału]" który nakazał "nie zabijaj"). Oczywiście można przyjąć, że świadomość jest miarą boskości. Ale jak traktować duchy które wyniszczają tę świadomość? Czy to jest niewierność Bogu? Problem w tym że Bóg jest jeden - i żaden z tych duchów, jakby nie wyewoluował, zawsze miał jakiś początek w obrębie określonych reguł Istnienia - które stworzył Bóg, a to czy "duch" chciałby być bogiem sterującym ludźmi to każdy kto coś tam wie o Starym Testamencie to powinien wiedzieć, podobnie z każdą religią w której pojawiał się jakikolwiek gadający "byt" podający się za boga, albo twierdzący że od niego przychodzi. Samowola? Cóż Enocha uczono nie religii ale praktycznych umiejętności. Gnozy. A potem? Scenariusze rpg w postaci różnych proroctw, pięknych słówek i w zasadzie sporej ilości religijnych wojen, pod przykrywką "nie zabijaj" czy "nie kłam". Dlatego buddyzm i wątpienie w różne teksty przyjęte za prawdy, a które nie są oparte o fakty ma sens, w przeciwieństwie do wielu innych założeń.
Dlatego należy współczuć Żydom, że mieli tego pecha że ktoś wcisnął ich w kwestię "wybranego narodu". Głęboko współczuć, że do tej pory uważają, że gadające byty które nakazywały niewolnictwo i mordowanie innych nacji mają coś wspólnego z Bogiem. Niestety spora część z nich zapomniała o Torze, Ablu, wygnaniu Kaina i "nie morduj" do którego, jak w folwarku zwierzęcym, tylko świnie dopisywały dodatkowe wersy. Rasa panów do której odwoływał się laureat Pokojowej Nagrody Nobla Menachem Begin i masy które mają lizać stopy i służyć jako niewolnicy tej "rasie" do której się zaliczył, pozwoliłbym sobie odnieść do subkultury homoseksualistów - niektórzy lubią z biczykiem stać i wykorzystywać innych i to właśnie kryje się w podświadomości byłego premiera Izraela - chęć aby inni - czy to mężczyźni czy kobiety (masy) lizali mu stopy i sprawiali mu seksualną przyjemność. Podobnie jak innych marzycieli - wyznawców idei "rasy panów". Dlatego należy głęboko współczuć osobom, które propagują podobne idee, wszak świadczy to tylko o ich głęboko skrywanym homoseksualiźmie, którego się wstydzą w przeciwieństwie do faktycznie wykorzystujących dobrowolnych "niewolników", którzy niestety sami najwyraźniej w pełni zdrowi psychicznie nie są (a może są "opętani"?), i z mojego punktu widzenia najpierw trzeba by znaleźć powód dlaczego tacy są - ale nie głoszą idei że każdy taki musi być i że cała "reszta" ma być im posłuszna. No i chyba faktycznie są w pewien sposób "rasą panów" którzy mają masy (może to przesada, ale ogólnie są tacy) liżące im stopy które są im posłuszne - którzy osiągneli to w bezkrwawy sposób.
A jeśli marzy mu się "żelazna rózga" to ją dostanie, ale nie tak jak mu się wydaje.
Wszak jak twierdzi stare porzekadło - jeśli Bóg chce kogoś nagrodzić - daje to czego ktoś potrzebuje, jeśli ukarać to dokładnie tego czego chce - czy jest to sprzeczne z ujęciem filmu "Sekret" względem tego co się pragnie? Zbroisz się, wyobrażasz sobie ciągle wojnę i chcesz wojny - to ją masz na ten przykład - co laureat Pokojowej Nagrody Nobla powinien rozumieć - a jeśli się chce "żelaznej rózgi" która bodajże powiązana była w pewien sposób z Chrystusem - co świadczy że na umysł premiera "chrześcijaństwo" spod znaku poglądów Hitlera miało spory wpływ - to nie wystarczy ją mieć, trzeba jeszcze umieć ją utrzymać i rozumieć że trzeba mieć odpowiednią siłę by argumenty wywarły odpowiedni wpływ na ćwiczonej ofierze. Siła stalowego pióra i śmiech mają często większe oddziaływanie niż wysyłanie na ludzi zakazanej broni, palącej kobiety i dzieci - o czym można się przekonać we współczesnych mediach. Podobnie jak machanie łapką z Watykańskiego okna w celu wypędzania złych duchów, tak i walka o pokój drogą zbrojeń ma marne szanse - bo jeśli jakaś walka zbrojna ma sens to tylko z agresywnym Aresem jako swoim przeciwnikiem dążącym do mordu i łamania jednego z przykazań - ale to prawdziwy Żyd trzymający się zasad Dekalogu powinien rozumieć. Współczuć należy narodom, mającym takich przywódców, którzy tego nie rozumieją. I uświadamiać. W tym osoby przyznające nagrody pieniężne.
A wiecie jak i czym kapłani przeklęli Chrystusa dwa tysiące lat temu?
I kto i jak się zemścił za to? ;]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz