wtorek, 8 listopada 2011

Błazen

Niedawno, zachęcony przez pewną osobę, która wcześniej poleciła mi sagę Thorgal zacząłem oglądać serię "Tajemnicze złote miasta", którą to nie do końca widziałem jeszcze w dzieciństwie w TVP. Na marginesie można dodać że obydwie serie łączą w sobie mistykę różnych religii i nowoczesną technologię, a poleca je człowiek uważający się za ateistę :)
W obejrzanym wczoraj odcinku Esteban - brany za "dziecko Słońca", wysłannika Wirakoczy, który tworzył ludzi "z kamieni"*) oraz dwójka dzieci z którymi przybył, pomimo swobody z jaką się poruszają po mieście Inków, mają problemy z nawiązaniem kontaktów z mieszkańcami - tak dorosłymi jak i dziećmi. Co robi Esteban? Robi z siebie błazna, chodzącego na rękach w efekcie czego nawiązany zostaje kontakt z dziećmi. I choć można by to rozpatrywać w różnych aspektach - w tym jak wielkiego błazna trzeba z siebie zrobić i względem kogo żeby zaakceptowano wysłannika Wirakoczy jako zwykłego człowieka (świadomie, jak dla mnie nieświadome robienie z siebie błazna raczej nie świadczy o niczym związanym z jakimkolwiek posłannictwem) czy bardziej przyziemnie - jak się wygłupiać żeby otoczenie zaakceptowało daną osobę. I czy wymagana jest do tego, jak u Estebana, zielona papuga (a może "papug" albo inny "advocatus diaboli" powtarzający nieświadomie zapamiętane czy "wkładane w usta" słowa, który nie rozwiązuje rzeczywistych problemów, a co najwyżej je sprawia - "strojąc się w kolorowe lub cudze piórka"). Dzieci zaprzyjaźniają się z trójką bohaterów i zaczynają im pomagać. Tak to już bywa z błaznami i dziećmi.
Czy zaś Esteban okaże się prawdziwym wysłannikiem Wirakoczy, odpowiednika Quetzalcoatla - pierzastego węża (ciekawe czyje pióra ma sobie? ;]) zwanego też Tlahuizcalpantecuhtli - u Azteków? Tak czy inaczej prawdziwy wysłannik zapewne będzie posiadać zdolność wykorzystywania kamieni do uczłowieczania dzikich barbarzyńców będących pod wpływem demoniszczy lubujących się w ludzkiej krwi.
*) Czy idzie zakodować drgania odpowiednich narządów względnie emocji w obrębie jednego kryształu czy potrzeba do tego kilku z nich? I jak np. silnie oddziałujące drganie "kamienia" w zakresie ok 4-7Hz miałoby wpływ na nieustabilizowane pole bioelektryczne człowieka? Czy pozbawiłoby go "dzikości" i zaczęło "cywilizować"? Względnie odtwarzało z wzorca po pewnym katakliźmie...? Ile dni potrzeba obecnej cywilizacji, gdyby pozbawiono ją prądu, by wrócić do poziomu niecywilizowanych barbarzyńców? Czy zniechęcenie po tym jak miejscowi kapłani wróciliby do praktyk mordowania ludzi w ofierze, pomimo podania im całkiem sporej wiedzy matematyczno-astrologiczno-medycznej spowodowałoby odejście "wysłannika" - a może byłby to powrót do nich po jego odejściu? I czy gnębiona przez kapłanów reszta nie chciałaby żeby powrócił, choćby dzięki legendzie i wyzwolił od jarzma krwawych ofiar którym był przeciwny? Czy do "programowania" kamienia potrzebna jest szczególna technologia czy wystarczy tylko wiedza i umiejętności koncentracji człowieka oraz jego własne pole bioelektryczne wzbudzone i ustabilizowane poprzez odpowiednią medytację? A tak btw skoro skazujący na piekło przodków Inków czy Azteków zazwyczaj ani nie leczyli ani nie oczyszczali chorych to nie mieli też ani powołania do jakiegokolwiek nauczania i interpretowania słów Chrystusa ani też prawa skazywać kogokolwiek na jakiekolwiek piekło, podobnie jak żaden człowiek (i nie tylko człowiek) nie ma prawa oddawać w łapki demoniszczów ofiary, często ich własnych działań i przekonań - ba, lokalne demoniszcza wykorzystały ich zaciekłość do tego by w ich "szpony" wydawać ludzi, których skazujący często nawet nie znali osobiście - bo to oznacza skazywać kogoś na piekło - oddawać demoniszczom do zabawy ludzi, którzy często robią coś niekoniecznie świadomie, czasem będąc właśnie pod wpływem demoniszczów którym akurat zależy żeby dostać później daną osobę w prezencie od mających się za Stwórcę czy Chrystusa wyrokujący względem "co się dzieje po śmierci z człowiekiem" kler, czyli krótko mówiąc idący w konszachty z szatanem, podczas gdy chodzi o to, by właśnie likwidować demoniszcza wykorzystujące ludzi, a nie dawać im kogokolwiek, kogo jeszcze a nóż przerobią na swoją modłę po np. wiekach tortur (jak chcieli niektórzy "dogmatycy") i "prania mózgu" co poskutkuje zaistnieniem kolejnego demoniszcza - demoniszczom trzeba powiedzieć stanowcze "nie", względnie zdać się na pośmiertny wyrok Chrystusa, a samemu nie osądzać co będzie z delikwentem po śmierci, co najwyżej zresocjalizować na tyle, żeby potem nie dołączył do grona np. pedofilnych demoniszczy które po cichu działają w ramach wybaczania im przez kler w jego obszarze (zamiast np. resocjalizacji i odsunięcia od pewnych funkcji) i nieświadomych wiernych kierujących je "do raju" w którym podobno są dzieci, względnie nie został gwałcącym dla zabawy małe dziewczynki demoniszczem podającym się za np. Maryję proszącą o opętanie, względnie demoniszczami gwałcącymi zbiorowo z kumplami będącymi wcześniej "za życia" "praktykującymi satanistami" podającymi dla niepoznaki imiona goeckich demonów, zwłaszcza że jak mi się wydaje one też czują się urażone podawaniem się za nie przez byle chłystków czy też demoniszczem - sadystą przez lata dręczącym i mordującym ludzi, działającym w ukryciu. Resocjalizacja natomiast ma sens - przynajmniej za życia, bo potem cóż - można albo liczyć na "ogień" i ostateczny koniec albo życie wieczne w ujęciu "chrystusowym". A to czy duch przy nim wolałby mieć "aniołki" czy "diabełki" istniejące i żyjące wiecznie i do tego mu poddane to już inna historia - w końcu co go obchodzą ludzie skoro do jednych i drugich spraw ma swoich a to gorących a to zimnych wyznawców, którzy pilnują swoich "wyznawców" i przekazywanych hierarchicznie informacji oraz zadań... (przynajmniej według co poniektórych przekazów). Czy resocjalizacja w postaci reinkarnacji się zdarza? A skąd ja to mam wiedzieć :P Tak czy inaczej do wyboru jest albo polityka resocjalizacji albo "twardych reguł" i kompletnej eliminacji elementów szkodzących - w przypadku ludzi samodzielnemu odcinaniu sobie tego czym szkodzą (zgodnie ze słowami Chrystusa). A "nie zabijaj" wszak tyczy się ludzi - o duchach nikt tu nie wspominał - takich, które domagają się mordów, same opętują ludzi i nie dają im żyć, powoli mordują, doprowadzają do chorób, włażą do cudzych łóżek, kradną "energię" - co jak co, ale dla takich "wieczne życie" jest tylko drogą do wykorzystywania innych - no i zdecydowanie ich za dużo, zwłaszcza, że np. o ile homoseksualistów da się resocjalizować to co zrobić z duchem nakłaniającym do homoseksualizmu? Gdzie jest ten byt który kazał zabijać ludzi za to? Czemu nie zaczął od swojej płaszczyzny duchowej i jeśli jest nieskończony i wszechpotężny - dlaczego nie robi tego do tej pory. Bo to duch? Zwykły duch? Któremu wybito stronników? Bo kwestia zabawy dla demoniszczy i wykorzystywanie ludzi jest dla nich bardziej sensowna niż współistnienie? A co do ludzi - gdzie ci chrześcijanie którzy mieli wrzucać do ognia wyniszczające psychikę byty? Żebrają o pomoc, podczas gdy już gromada osób niespecjalnie szkolona do egzorcyzmów skupiona na zadaniu potrafi uwolnić człowieka od przeciętnego ducha - to też powód dla którego dręczone i opętane osoby usuwane są na margines świadomości ludzi, odciągane by zostały same ze swoimi problemami, często nieświadome własnych możliwości. I ja nie wybaczam nieświadomości tego usunięcia u kogokolwiek kto podaje się za katolickiego duchownego, z których każdy ma obowiązek chodzić piechotą do ludzi potrzebujących pomocy.
BTW - dla informacji Wydziału Duszpasterskiego Kurii Biskupiej w Katowicach - poza żebraniną i zdawaniem się na innych nie potraficie już nic innego, zostaliście sprawdzeni i nie nadajecie się do swojego stanu. QED.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz