niedziela, 6 listopada 2011

Okruchy

Diament ma tę właściwość, że jest kruchy i w przeciwieństwie do kowalnego metalu, po uderzeniu młotem na kowadle rozpryskuje się i pozostaje po nim diamentowy pył. Uporządkowany, doskonały pod mikroskopem w pojedynczych ziarnach krystalicznych, w chaosie ich ułożeń z źródła pyłu z którego pochodzą.
Czasem mam wrażenie że mój umysł położono na kowadle, a do mej świadomości dochodzą czasem tylko drobne pyłki tego co było kiedyś - myśli, rozproszone, logiczne bez skazy, ale będące tylko fragmentem, który w zestawieniu z niewłaściwym "diamentowym puzlem" bywają zwyczajną blagą.
Budda, chudy facet - posążki grubasa to niska, demoniszcza zemsta za którą ich sprzedawcy muszą "mantrować" pewną dharani w ramach przeprosin za okłamywanie co do formy w jakiej został przedstawiony - który doszedł do tego, że w zasadzie najlepiej nauczać np. "Jesteś swoim jedynym mistrzem. Któż inny mógłby nim być?" czyli zadając pytania do postawionych tez w celu umożliwienia rozważania, powstania wątpliwości, następnie wykorzystania zwątpienia do powstania myśli, a następnie określenia swojego ja w ramach osądu podawanej tezy - u kogoś innego ten ciąg wyglądał w postaci "wątpię więc myślę, myślę więc jestem" z czego pierwszy człon przez wielu był/jest pomijany, którzy nie rozumieją, że osobno całość traci sens i staje się tylko pyłkiem rozbitego diamentu - ich bezkrytyczna wiara do istniejących założeń doprowadza zwykle do zaniku wszelkiej myśli i stopniowego ogłupiania się kolejnymi tworami mających w koloidalnym roztworze nauk poza diamentowym pyłem, jeszcze mnóstwo dodatkowych zanieczyszczeń.
Rozważając postawione pytanie można założyć że budda chciał swemu rozmówcy coś oznajmić i tego nauczyć - umiejętności decydowania w jakim stopniu zaufać słowom buddy.
Załóżmy że mógłby być "ktoś inny". Np. - Bóg. Czy zatem zwątpienie w stwierdzenie buddy nie doprowadziłoby np. do Boga? Zwątpienie prowadzące do wiary. Jeśli zaś rozmówca byłby swoim mistrzem i przyznał rację buddzie to czego mógłby się jeszcze nauczyć? Czy sam byłby już np. buddą czy tylko osobą która uznała się za mistrza bo ktoś jej o tym powiedział? Czy budda uważał się za mistrza? Czy też ta teza z pytaniem jest tylko diamentowym pyłem, okruchem wyrwanym z kontekstu, który dodatkowo stracił w przekładzie? Jesteś swoim jedynym mistrzem bo twoje ja decyduje o tym czy chce się czegoś nauczyć od kogoś kogo uznaje za mistrza?
Czy budda wiedział wszystko? Śmiem wątpić. Czy wiedział wystarczająco dużo? Hmm. Nie wiem ile wiedział, ile przekazał i ile przetrwało do dzisiaj "diamentowego pyłu". Ale - to jest już bardzo prawdopodobne.
Czy zatem warto rezygnować z Boga, uznawanego za wszechwiedzącego na rzecz buddy? Nie dla osób które poszukują wiedzy, które potrafią zwątpić w istniejące założenia uznawane za prawdy i myśleć. Co nie znaczy że należy rezygnować z diamentu Gautama Buddy, który powiedział coś w rodzaju "Nie wierzcie w jakiekolwiek przekazy tylko dlatego, że przez długi czas obowiązywały w wielu krajach. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że wielu ludzi od dawna to powtarza. Nie akceptujcie niczego tylko z tego powodu, że ktoś inny to powiedział, że popiera to swym autorytetem jakiś mędrzec albo kapłan, lub że jest to napisane w jakimś świętym piśmie. Nie wierzcie w coś tylko dlatego, że brzmi prawdopodobnie. Nie wierzcie w wizje lub wyobrażenia, które uważacie za zesłane przez Boga. Miejcie zaufanie do tego, co uznaliście za prawdziwe po długim sprawdzaniu, do tego co przynosi powodzenie wam i innym." (Kalama Sutra).
Jaki w tym ujęciu ma sens mantrowanie czegoś czego się nie rozumie? Istota mantry miała wszak doprowadzić do jej rozważenia i zrozumienia a nie do propagowania bezmyślnego powtarzania, które sprawia zadowolenie tylko "głodnym" duchom, dla których jest dowodem, że osoba ta nie myśli nad jej istotą, a tylko bezmyślnie powtarza słowa. Podobnie jak modlitwy różańcowe odciągające od nauk Chrystusa na rzecz powtarzania pewnej mantry, które już w proroctwie Izajasza zostały nazwane pętami.
A tak w ogóle, stwierdziłem po testowaniu, że runy działają głównie jak jakiś duch je zobaczy na pierwszy rzut, jak się je odpowiednio schowa to nawet jak są wielkie jak szafa i zrobione z miedzi to nic z tego. Dlatego - prawdę rzecze budda. I tu nie chodzi o próbowanie boga - tylko duchów które lubią się za niego podawać.
Zaś co do "wątpię więc myślę, myślę więc jestem" - skoro Bóg objawia się przez świadome działania czy to Stwórcy - ojca Adama, czy działającego świadomego ducha, czy też syna Stwórcy - Adama to wątpienie w takim ciągu doprowadza.. hmm.. właśnie miałem rozwinięcie wątpiącego Boga jako całości wyłaniającego świat z Ain Sof prowadzącego do samoświadomości. Coś jak zwątpienie członka grupy wierzących w to samo, wierzących że mają rację i utrwalających to samo, powtarzających to samo, stałych i niezmiennych, wierzących że stanowi to istotę ich bytu. Zwątpienie w takim ujęciu określa "myśl odrębną", prowadzącą do różnorodności poglądów - bo skoro "nie tak jak było - to jak?". I jeśli prawdą była stara niezmienność to czy po zmianie poglądów to niezmienność nie jest zmienną? Czy sprawdzić czy różnorodność doprowadzi do poprzedniego stanu i w jaki sposób?
No i już mamy powód zaistnienia świata - zwątpienie i sprawdzenie. Przynajmniej hipotetyczny :P.
Różnorodności pragnął byt który zniszczył wieżę Babel - czy dlatego że człowiek za dużo wiedział, czy też dlatego że potrafił żyć już zgodnie, wspólnie zbudować wieżę, zgromadzić wystarczającą wiedzę i zagrozić bytowi który w efekcie podzielił ludzi? Czy jest on wyznawcą wątpiącego Absolutu i różnorodności którą kocha tak bardzo że daje możliwości ich zaistnienia i ogólne reguły odczytywalne ze świata przyrody - ożywionej i nieożywionej, czy też po prostu boi się o swoją dupę na wysokościach w którą ktoś zaczął wtykać wieżę Babilonu? Oczywiście to tylko przenośnia dla wielbiących dosłowności.
Stałość i zmienność.
Nad podzielonymi łatwiej panować.
Nad grupą wierzącą tak samo że to co przemawia jest bogiem lub w nieomylnego lidera - też.
Nad wierzącymi w cuda nieznanej techniki - to samo.
Jaki sens miałaby wieczność nieśmiertelności w postaci zahukanej energetycznej kulki która nie ma na nic wpływu?
Jedno jest pewne - ona nie wątpi w to, że lepiej panować niż być rządzonym i to pod każdym możliwym względem. Dlatego przypowieść o raju i wężu można również rozumieć w sposób, który wyjaśnia, że po zwątpieniu w słowa Stwórcy, poprzez działania ducha na drodze poznania "dobrego i złego", w efekcie otrzymuje się władzę. Nad ziemią.
Oraz rozliczne obowiązki i problemy z nią związane.
A duch, energetyczna kulka, czy też ufok, szuka sobie wtedy nowej ofiary do swojego nowego scenariusza rpg.
..i nie dokończyłem o wątpieniu. Doprowadza ono zatem do powstania myśli. Samoświadomości. Żywego Boga. Niekoniecznie w formie i treści którą się posługuje ale w postaci "ja" ingerującego w rzeczywistość. O ile oczywiście Chrystus miał rację, będąc pod wpływem ducha :) Moje demoniszcze podawało się za paru bogów - to i pewnie mesjasza swojego też mogłoby zrobić, ale czy byłby to prawdziwy Mesjasz? No właśnie. To chyba zależałoby od niego w równym stopniu co od Boga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz