sobota, 5 listopada 2011

Kłamstwo

Z okazji dzisiejszej soboty - siódmego dnia odpoczynku Stwórcy - należałoby uzmysłowić jedno z najpopularniejszych kłamstw propagowanych publicznie i przy świadkach przez kler zarówno katolicki, prawosławny jak i protestancki (itd), z uwzględnieniem osób takich jak niejaki Karol Wojtyła - otóż polega ona na wmawianiu ludziom że niedziela jest dniem który należy "święcić". Otóż tym dniem był, jest i będzie - sobota, dzień siódmy tygodnia Stwórcy. Każdy kto twierdzi inaczej jest zwykłym łgarzem, łamiącym "nie kłam" dekalogu.
Co zabawne, jeśli wzięlibyśmy na wiarę "dogmat" o istnieniu po śmierci piekła i "karzących" tam "diabłów" to Jan Paweł II za umizgi do i usprawiedliwianie poprzedników względem tego czy niedzielę święcić czy nie, zgodnie z systemem swoich przekonań zapewne powinien mieć obcięty w piekle jęzor, jako że "ryba psuje się od głowy" i nauki kogoś, kto nie potrafi przejrzeć prostego kłamstwa wynikającego z oddziaływań szatana dzielącego rodzinę Adama na tę "lepszą i gorszą" i oddzielającego od prawdy zawartej w Torze nie powinien w ogóle mieć prawa do nazywania się biskupem, czy księdzem. A co dopiero "głową kościoła" chrześcijańskiego, która chwaliła imię "Pana" w czasie odprawianych rytuałów - jako jedyny w historii papież chwalący oficjalnie imię własne arkadyjskiego bożka płodności, pól i lasów oraz pasterzy (bo dzięki działaniom takich jak przeklęty Pius XII powstały zaiste arcydiabelne dziwy w różnych wersjach interpretacji pisma). Rogatego bożka. Głowa kościoła która za nic miała dogmatyczne zakazy poprzedników (wszak skoro uznał dogmatyczność swego stanu to musiał też uznać dogmatyczność poprzedników) względem nie uznawania za pismo święte tłumaczeń - za co, zgodnie z życzeniem dogmatycznych poprzedników zapewne w piekle jest obecnie torturowany za swe sprzeniewierzenie się klerowi katolickiemu, która miała w dupie imię własne Boga, ważne żeby dzieci i młodzież się kochała (jak z jakimś księdzem to po cichu - byle nikt się nie dowiedział, zgodnie z wytycznymi dla biskupów - za to też wina spada na głowę kogoś kto uważał się za przywódcę chrześcijan i "żył w innym świecie" na co dzień z dobrotliwym uśmiechem i machaniem łapką do tłumów), a przy okazji odbębniała rytuały afrykańskich czarowników - związanych z magią masek (palenie masek, w które przelewane jest "stare życie" na spotkaniach przy pomniku z rybą). Ale cóż - szatan działa wśród kleru.
Ja się przynajmniej oficjalnie przyznaję do tego że działam pod wpływem demoniszcza i że najchętniej bym go zniszczył. Nie wrzucił na wieczność do piekła na bezsensowne tortury, czy jakiegoś wyimaginowanego przez jakiegoś idiotę czyśćca po śmierci. Szeol dotyka za życia i to co się mówi i robi jest wówczas oceniane, na bieżąco - przy okazji odbiera się "odgłosy z zewnątrz" - "duchy", "anioły", "diabły" etc., w pozorowanym życiu "opętanego", a po śmierci ma się albo życie wieczne, jeśli jest się w stanie przeżyć albo absolutnie koniec względnie stajesz się częścią Szeolu. Choćby jako wspomnienie o tym kogo pochłonął.
Tak czy inaczej - sobota, dla informacji moich drogich czytelników - jest dniem siódmym, który należy święcić zgodnie z dekalogiem. Kto twierdzi inaczej jest zwyczajnym kłamcą i jak chcieliby niektórzy dogmatyczni papieże zapewne odetnie im się jęzory po śmierci (słyszał ktoś kiedyś żeby komuś odzywał się jakiś duch wywodzący się z nauczającego kłamstw kleru? - to już wiadomo dlaczego).
Miłego świętowania.
Jakby ci powiedzieć że byłeś naprawdę niegrzeczny w tym roku - Mikołaj
Czy jeśli mieszkam w Mikołowie (od imienia Nikolai) i czegoś uczę, to tworzę właśnie apokaliptyczne "nauki nikolaitów"?
A tak nawiasem - czy jeśli ktoś by wam pokazał faceta na krzyżu i powiedział że był wielkim grzesznikiem, sprzeciwiał się naukom kleru, mówił herezje etc. to dołączylibyście do tłumu wiwatujących za to, że się go zabija czy też zdjęli go z krzyża lub przynajmniej zastanowili nad tym co mówił? Czy jeśli wlazłbyś jako duch do cudzego mieszkania uważałbyś, że masz prawo do oceniania co robi lokator np. we własnym łóżku i do zmiany jego światopoglądu względnie ingerowania w jego życie? Czy pytając osądza się lub ocenia, drogi Peryklecie?
Jakie jest prawdopodobieństwo, że za granicą, gdybym to pisał po angielsku wzięto by mnie np. za proroka? Wszak prorokiem we własnym kraju zgodnie z ideą Chrystusa - być nie można.
Ach te kompleksy i brak dowartościowania... Wzdech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz